lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu Warhammer (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-warhammer/)
-   -   "Ścieżki Potępionych" Akt 1 Popioły Middenheim (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-warhammer/6956-sciezki-potepionych-akt-1-popioly-middenheim.html)

Noraku 28-02-2009 17:18

"Ścieżki Potępionych" Akt 1 Popioły Middenheim
 
Był ranek czternastego dnia od wyruszenia z miasteczka, którego nazwy żaden z was nie pamiętał. Podróż przez las Drakwald była jedną z tych rzeczy, która napawała olbrzymią ilością adrenaliny i której zbyt szybko nie chcielibyście powtórzyć. Forsowny marsz przez ostatni dzień i całą noc wyczerpał was, ale osiągnął zamierzony cel. Nie mieliście siły by podnieść wysoko głowy na skałę Fauschlag albo piękne wschodzące za wami słońce. Wyłącznie podniecone głosy dzieci i matek, oraz spalona ziemia pozwalały wam się domyślić, że dotarliście do celu. Kiedy słońce sięgnęło już ponad korony drzew, dotarliście pod wschodnią bramę. Najemnik Gerhard, dowódca tej całej karawany uchodźców rozmawiał właśnie ze strażnikiem, a wy wykorzystywaliście resztki waszych zapasów wody. W najbliższym czasie raczej nie groził wam ani głód ani suchota. Mimo wielu niebezpiecznych przygód udało się wam dotrzeć do miasta Białego Wilka w jednym kawałku, a przynajmniej większości z was. Prawdziwie rzekł kiedyś mądry filozof, że niebezpieczeństwo zbliża do siebie ludzi. Wasza grupa była tego najlepszym przykładem. Żal się robiło na myśl o rozstaniu. Wydawało się wam że każdy z tej karawany jest częścią was, waszej rodziny. Mieliście jednak swoje własne zadania i cele przed sobą.

Godzinę później.

Zostaliście odesłani do jednego z magazynów w Ostwaldzie, w południowej części miasta. Był on niezwykle zatłoczony i śmierdziało w nim od ludzkiego ( i nie tylko) potu, krwi oraz ropy. Dookoła leżeli zmęczeni, ranni albo chorzy. Powietrze było niezwykle ciężkie i z trudnością łapaliście każdy oddech. Wasze prycze, o ile tak można nazwać siennik z kawałkiem szmaty jako kocem, były ułożone w najdalszym kącie olbrzymiej hali. Siedzieliście stłoczeni razem i rozglądaliście się niespokojnie. Z rzadka któryś z was się odezwał. Pełnia waszych sił jeszcze wam nie wróciła, ale nie było pośpiechu. Zbytnich perspektyw na opuszczenie tego miejsca nie było za dużo. Nakazano wam zostać w środku, dopóki strażnicy nie spiszą danych każdego z was. Dwójka staruszków która to robiła była daleko, a pomiędzy wami było jeszcze sporo ludzi, dlatego zaczynaliście się coraz bardziej irytować.
Middenheim nie okazało się takim rajem jakim opisywali go wieśniacy. Nie był wcale wyspą w morzu Chaosu. Ucierpiał tak samo jak wszystko inne, ale na szczęście nie został zdobyty. Mury były podniszczone a wschodnia brama trzymała się już chyba tylko na słowo honoru. Na ścianach góry pełno było wiszących trucheł rozdzielaczy, do których pleców przyczepione były drabiny. Po nich to właśnie wspinały się zastępy zwierzoludzi i wojowników Chaosu w czasie oblężenia. Mijając wschodnią część miasta zauważyliście że ucierpiała on najbardziej. Potężne i spaczone Chaosem pociski z piekielnych dział zostawiły prawdziwe spustoszenie, całe ulice były zamknięte z rozkazu arcykapłana Klausa Liebnitza i zakonu Shally. Miało to uniemożliwić rozprzestrzenienie się zarazy albo mutacji Chaosu. Tyle wywnioskowaliście z krótkiej przechadzki po mieście, z pewnością reszta nie była w dużo lepszym stanie. Oprócz strat materialnych z pewnością ucierpiała również ludność. Ulice nadal były niezwykle zatłoczone, ale to raczej z powodu olbrzymiej ilości uchodźców, którzy przybyli do tego miasta. Udało się wam jednak zauważyć mnóstwo biedaków w zaułkach, szerzące się bezprawie i mnóstwo rannych żołnierzy, którzy chodzili o kulach albo bez jednej ręki. Wszystko to można by podciągnąć pod obrazy typowej wojny, jednak od dawien dawna rany zadane Imperium przez Chaos nie były tak wielkie. Kiedy zastanawialiście się nad tym oraz staraliście się jakoś zabić czas, podszedł do was jeden z waszych towarzyszy z podróży. Był to elf Mablung Normnay, włóczykij. Postać niezwykle pogodna, znająca wiele anegdot i dobrze znana ludności z miasteczka z którego wyruszyliście. Przyłączyła się do was w trakcie drogi, najwyraźniej nic nie wiedziała o ataku Chaosu, albo udawała głupszą niż jest. W czasie podróży urósł w waszych oczach do wesołka, którego bardziej interesuje gdzie go dzisiaj nogi zaprowadzą, niż to czy będzie miał coś do jedzenia. Wszystkie dzieci w karawanie go lubiły, ale jego największym przyjacielem był kapłan Sigmara, co z racji jego statusu nie wskazywało na normalność. Teraz jednak nie miał wesołej miny. W rękach trzymał jakiś pakunek i bębniąc o niego palcami starał się wydobyć z siebie głos do rozmowy. Wiedzieliście co jest powodem jego zakłopotania i zdenerwowania. Podczas zasadzki zawierzoludzi, jego przyjaciel zginął, a swoją ostatnią wolę przekazał właśnie Mablungowi. Wiązało się to chyba z tym przedmiotem, gdyż od tamtej pory miał go przy sobie cały czas.
- Witajcie czcigodni towarzysze – zaczął w końcu, jakby zebrawszy resztki jego odwagi. ( Widok krasnoluda łowcy troli z pewnością nie napawał optymizmem elfa) – Widzę, że tak samo jak ja znudziło się już wam czekanie. Mam w takim razie do was niezwykłą prośbę. – Przysiadł się do was i zaczął szeptać rozglądając się bacznie na boki. – Jak zapewne wiecie mój przyjaciel powierzył mi niezwykłą misję. Polega ona na dostarczeniu tego przedmiotu do świątyni Sigmara znajdującej się w tym mieście. Przyjaciel ostrzegał mnie przed potężnym przeciwnikiem na drodze tego przedmiotu, podobno sam Sigmar zesłał mu taką wizję. Dlatego proszę was o pomoc. Niby to nie jest trudne zadanie, ale jestem pierwszy raz w takim mieście i nie potrafiłbym się samemu obronić. Proszę pomóżcie mi, jestem pewien że w świątyni Młotodzierżcy wam to wynagrodzą, a jeżeli nie to mam odpowiednią ilość złota by żaden z was nie był pokrzywdzony.

Petros 28-02-2009 22:22

"Brud, nędza, anarchia, masa uchodźców i rannych. Nie tego się spodziewałem po wspaniałym Middenheim. Choć mury miasta nie zostały sforsowane, to i tak poniosło ono duże straty. Borys Todbringer wraz z większością wojska wyruszył za Archaonem, w mieście pozostały tylko i tak uszczuplone oddziały straży miejskiej. Nie jest dobrze. Strzeż swego miasta o Panie Wilków. Rozpal prawdziwy ogień wiary w sercach swych wyznawców. Niech staną na równe nogi i przywrócą świetność temu miastu."
Z rozmyślań wyrwał go głos długouchego. Podniósł na niego swój wzrok po czym przemówił:
-Witam Was zacny elfie (ukłon). Chętnie Wam pomogę w dopełnieniu świętej misji. Należy bowiem uszanować ostatnią wolę zmarłego, tym bardziej jeśli chodzi o przedmiot tak wielkiej wagi. Sam mam w mieście Białego Wilka pewne niecierpiące zwłoki sprawy do załatwienia, więc zostanę tu na jakiś czas. Świątynię Młotodzierżcy muszę odnaleźć tak czy siak, zatem poszukamy jej razem. Nie żądam od Was żadnej zapłaty. Zapłatą samą w sobie będzie udzielenie Wam pomocy. Czyż Ewangelia Sigmara nie mówi "czyń dobro a zostaniesz nagrodzony"? Czy mógłbym obejrzeć ten tajemniczy przedmiot?

xeper 01-03-2009 00:23

Varl Meusmann, flisak
 
- A przed czymże mielibyście się bronić, elfie? Przecie miasto teraz bezpieczne, a szczególnie nad świątynią Sigmar opiekę sprawuje i nad tymi, którzy jej służą – wschodni akcent Varla jest jak na mieszkańca Ostlandu zbyt silny, można niemalże odnieść wrażenie, że słowa te wypowiada kislevita.
Tchórzliwy pies. Tchórzliwy i dwulicowy, jak oni wszyscy. Za grosz godności nie ma, ale cóż za problem pakunek do świątyni zanieść. Daleko ona być nie może, a parę koron w dzisiejszych czasach to majątek.
- Ale skoro tak pięknie prosicie, a prośbę swą kruszcem motywujecie, to nie godzi się odmówić...

Ghosd 01-03-2009 01:18

"Smród palonych ciał, ogień pożarów i ruina. Tego można się spodziewać po mieście spod oblężenia."
Przez całą drogę krasnolud komentował w myślach to co widział, jednak nie odezwał się do nikogo ani razu. Widząc elfa, miał mieszane uczucia, rzadko spotykał przedstawicieli tej rasy i w rodzinie nie wpajano mu nienawiści do spiczastouchych, jednak, jak każdy poczciwy krasnolud, pamiętał co mówiono mu o Wojnie o Brodę. Pociągnął łyk smacznej, jego zdaniem, gorzałki z butelki, którą nosił ze sobą zawsze i wszędzie. Gdy Martin wyciągnął rękę w geście prośby, pomyślal
"No niee wiem... mało zostało, chociaż czarodziej przydał się w czasie podróży przez Drakwald... no dobra, trzymaj"
Podał Martinowi wódkę i przez cały czas patrzył na elfa spode łba, obserwując jego reakcję i to jak przybysz zachowuje się wobec niego. Wątpił, żeby droga do świątyni była bardzo niebezpieczna, jeśli jednak dobrze usłyszał i elf proponował im pieniądze, to stwierdził, że jednak taki spokojny spacerek po ruinach dobrze mu zrobi. Czekał na reakcję pozostałych.

Kerm 01-03-2009 11:55

Gotfryd Zedelin, najemnik
__________________________________________________ ___

Middenheim w niczym nie przypominało tego, o czym Gotfryd słyszał w opowieściach. Miasto Białego Wilka niestety wyglądało tak, jak się tego można było spodziewać po mieście, które z trudem przetrzymało oblężenie.
Przyjęcie, jakie im zgotowano, również nie należało do najlepszych. Chociaż z tym zaczął się liczyć ledwo przekroczył bramę miasta. Gdyby byli strażą przyboczną jakiegoś arystokraty... Ale trudno było się spodziewać, by ktokolwiek większą uwagę zwrócił na garstkę niezbyt znaczących ludzi, którzy w dodatku w samej obronie nie uczestniczyli.

Gotfryd spokojnie siedział na wskazanej mu pryczy. Wypchany słomą materac i tak był lepszy, niż gołe deski w jakiejś ruinie. W dodatku był teraz czas na doprowadzenie ekwipunku do porządku.
Zanim dwaj pracujący z zadziwiającą powolnością ludzie dotrą do kąta, w którym została zakwaterowana ich grupka, zdąży się pewnie jeszcze przespać...

Pojawienie się Mablunga przyniosło nagłą zmianę w ich sytuacji. Albo raczej zapowiedź ewentualnych zmian.
Propozycja była ciekawa. Ale równie ciekawe było, co za tą propozycją się kryje.

- Mała przechadzka dobrze nam zrobi. Teraz nic ciekawego do roboty nie mamy - powiedział spokojnie, gdy zamilkł Varl. - A to, że prócz zrobienia dobrego uczynku i grosz jakiś dostać by można, to zaleta dodatkowa całej sprawy.

Nawet jeśli się okaże, że za tak niewielką przysługę wiele brać nie wypada, to w takich podłych czasach każdy szyling czy pens się liczy.

- Jednak z chęcią bym się dowiedział, jakiej to rzeczy mamy pilnować. I jakich wrogów się spodziewać, prócz hien ludzkich, co w trudnych czasach z nor na ulice wyległy.

Matyjasz 01-03-2009 12:24

Martin von Altmarkt, czarodziej.
 
Przybycie elfa przerwało w mniemaniu wielu niezwykle ważną czynność w życiu Martnia, studiowanie magicznzej księgi. Choć faktem jest, że obecnie robił to głównie dla zabicia nudy. Wyciągnął dłoń do krasnoluda w znanym ludzkości geście wyrażającym chęć pożyczenia na chwilę butelki. A następnie spojrzał na to co się wokół dzieje.
Po jaką cholerę tu przybyłem? Było trzeba zostać na zamku i badać właściwości wieży zbudowanej przez pradziada.
-Obecnie tak jak i wy nie mam sprecyzowanych zadań. Każdy pieniądz się przyda. Za dużo przy sobie nie mam, jedyną cenną rzeczą jest mój rodowy sygnet. Jednak wpierw z głodu umrę niż go sprzedam. Pomogę. Choć sama świątynia Sigmara wymogła kiedyś kontrolę nad magami, więc powinienem poszukać czy mieszka tutaj jakiś mag i zgłosić się do niego. Ale to może poczekać. Jeżeli wybaczycie, pójdę popytać o to. Zawołajcie mnie gdy podejmiecie jakąś decyzję.
Zależnie od reakcji krasnoluda albo pociąga łyk gorzałki albo od razu idzie do osób które wyglądają na takie co wiedzą co i gdzie w mieście jest.
-Przepraszam pana, nie wiecie czy w tym mieście jakiś magik mieszka i gdzie?
Zgodnie z stwierdzeniem do trzech razy sztuka tyle razy próbuje się dowiedzieć. Trzy inne osoby pyta czy wiedzą gdzie się podziewa rycerstwo którę przybyło tu walczyć z chaosem. Po czym wraca do reszty kompanii.
-To jak wiecie już czego i przed czym pilnować? Ruszajmy im szybciej wyjdziemy tym szybciej będziemy mieli czym za najbliższe posiłki zapłacić.

Anzaku 01-03-2009 13:34

Scharm, kanciarz

-Proszę pomóżcie mi, jestem pewien że w świątyni Młotodzierżcy wam to wynagrodzą, a jeżeli nie to mam odpowiednią ilość złota by żaden z was nie był pokrzywdzony.- na słowo "złoto" Scharm podniósł głowę. Złoto zawsze się przyda a szczególnie teraz.- pomyślał. Po ostatniej wizycie w zamtuzie jego sakiewka świeciła pustką.

Scharm wstał, wyszedł przed wszystkich i stanął obok elfa. -Mam nadzieję elfie, że złota masz dostatecznie dużo albowiem stoi przed tobą grupa świetnie wyszkolona do takich zadań i mało za swe usługi nie weźmiemy.- Scharm nie wiedział za bardzo jak grupa, z którą przebywał poradzi sobie, ale wolał mieć zapewniony duży przyrost kruszca. -Łatwa robota a duża sumka. Świetnie.- pomyślał bardzo zadowolony kanciarz. Nie liczył się dobry uczynek, może uda się nawet jakoś umknąć z tym tajemniczym przedmiotem. Scharm bardzo był ciekaw ile coś takiego może być warte.

-Ruszajmy im szybciej wyjdziemy tym szybciej będziemy mieli czym za najbliższe posiłki zapłacić.- rzekł jeden z jego towarzyszy. -W pełni się z tobą zgadzam. Ruszajmy już teraz.- rzekł Scharm, który poczuł burczenie w brzuchu.

Tadeus 04-03-2009 12:32

"Zadziwiające jakie los potrafi płatać figle" - pomyślał Gustav, gapiąc się w zbutwiałe deski sufitu. "Jeśli to, co ludzie gadają jest prawdą, to właśnie przez Imperium przetoczył się największy najazd plugawych armii od setek lat, a on, żołnierz, obrońca Imperium, wszystko przegapił, kryjąc się gdzieś po lasach. Nie wiedział, czy cieszyć się, czy płakać. Z jednej strony żył, a nawet więcej. Był wśród nowych przyjaciół, miał co jeść i pić, a nawet siennik pod zadkiem. Z drugiej jednak, czuł się, jakby przegapił jakąś niepowtarzalną szansę udziału w czymś wielkim. Po chwili otrząsnął się jednak z tych myśli. W końcu miał teraz bardziej na siebie uważać, a stawanie naprzeciwko armii chaosu, raczej nie zaliczało się do zadań bezpiecznych. Najdobitniej potwierdzały to wypalone, osmolone kontury ludzkich obrońców na blankach. Wzdrygnął się na myśl o tak potwornym końcu i w myślach podziękował wszystkim tym, którzy zginęli po to, by on tu teraz w spokoju mógł leżeć i goić rany.
Od dalszego rozmyślania odciągnęła go wypowiedź elfa. Mablunga znał krótko ale zdążył go polubić. Jak na elfa wydawał się zadziwiająco ludzki. To pewnie przez te podróże wśród naszych - pomyślał Gustav. Elf zdobył sympatię żołnierza, gdy parę dni temu przy ognisku, dołączył do żołnierskiej pieśni, która Gustav zaczął intonować, by dodać odwagi zziębniętym uciekinierom. Okazało się, również ku uciesze postronnych, że wiedza elfa na jednej pieśni się nie kończyła. Spędzili więc czas do świtu na wymianie ballad i opowieści wojennych. Gdy teraz usłyszał niepokój w głosie elfa, trochę go to rozbawiło, w końcu znajdowali się w bezpiecznych murach miasta, a wrogowie kryli się daleko w górach. Poza tym świątynia była zaledwie paręset kroków stąd. Stwierdził jednak, ze wesprze druha. Stracić nic na tym nie może."

- Jeśliś w tak szlachetnej misji, to możesz liczyć na me wsparcie. Tyle żeśmy razem przeszli, to nie opuścimy cię przed samym celem. - dodał wstając i przewieszając rusznicę przez ramię.

- Przy okazji, jeśli kapłani sypną pensem... A jak ich znam, to pewnikiem ino błogosławieństwo dostaniem... wstąpimy może do jakiejś karczemki, uczcić pamięć poległych obrońców - uśmiechnął się, myśląc o zimnym, spienionym trunku, tak niedostępnym przez ostatnie dni.

Noraku 07-03-2009 01:35

-Ogromne dzięki - powiedział do was elf kłaniając się. - Nawet nie wiecie ile to dla mnie znaczy, że wyruszycie razem ze mną. Nie wiem co może nam zagrażać, ale mój brat ostrzegał mnie przed zdradą w łonie. Nie wiem co to może oznaczać, ale jego przerażenie chyba udzieliło się i mi. Bałbym się ruszyć stąd sam, zwłaszcza w nieznanym środowisku. Dlatego jeszcze raz dziękuje. Weźcie co uważacie za potrzebne, ja mam czas.W czasie jak przygotowywaliście się do wyruszenia, Mablung rozglądał się na boki. Jego wzrok zwłaszcza skupił powracający Martin. Kiedy wszystko było już gotowe, ruszyliście w stronę drzwi. Gdy strażnik zauważył was, podniósł halabardę do góry i powiedział groźnie:
- Stać! Nie możecie opuścić tego pomieszczenia z rozkazu kapitana straży!
Mablung zatrzymał się przy nim i uśmiechnął się.
- Mały Tommy. Zawsze udawałeś groźniejszego niż jesteś. Zawsze też marzyłeś, by walczyć po stronie prawa. Jak teraz wygląda twoje marzenie?Człowiek podniósł brwi w zdziwieniu, słysząc przezwisko z lat młodości. Zmarszczył czoło, jakby starał sobie coś przypomnieć.
- Mablung!? Mablung Normnay!? To naprawdę ty?
- Tak przyjacielu. To ja. Cały i zdrów.
- Myślałem że nigdy więcej cię nie zobaczę. - powiedział Tom ściskając się z włóczykijem.
- No to było bardzo prawdopodobne. Zwłaszcza, że wyniosłeś się ze swojej chatki po kryjomu, nikomu nic nie mówiąc. Jeszcze nadejdzie czas na wspominki. Na razie muszę cię prosić o pewną przysługę - tutaj elf nachylił się do strażnika i na ucho wyszeptał mu prośbę. Ten rozejrzał się dokładnie po sali, czy nikt się wam nie przygląda po czym szturchnął swojego kolegę, by się upewnić, że śpi.
- Dobra, ale to tylko ze względu na stare dobre czasy. Kapitan i tak urwie mi jaja za ten wybryk.
Złapał za klamkę olbrzymich drzwi i powoli, by nie obudzić kolegi po fachu, odsunął drzwi do boku, wpuszczając "świeże" powietrze i oślepiające promyki światła.

Trochę potrwało zanim wasze oczy przyzwyczaiły się do światła słońca. W magazynie panował mrok rozjaśniany jedynie przez świece i lampy, dlatego mieliście wrażenie że jest już wieczór. Tym czasem był to środek dnia. Zimny wiatr przypomniał wam o tym że był to już Czas Mrozów. Dookoła było mnóstwo uchodźców ze zniszczonych dzielnic miasta i z poza Middenheim. Leżeli na bruku, oparci o budynki i żebrali o byle pensa, inni tułali się w tą i z powrotem szukając jakiejś roboty albo innego zajęcia za które dostali by strawę, inni po prostu umierali na ulicy, lub pomiędzy skromnymi i prostymi budynkami. Nie zajęło wam dużo czasu dowiedzenie się, gdzie znajduje się świątynia Sigmara. Każdy potrafił ją wam wskazać. Okazało się, że znajduje się w dzielnicy Freiburg, po drugiej stronie miasta. To oznaczało ponad kilometrowy spacerek. Szybko dotarliście do głównego traktu, który prowadził od Bramy Południowej do centrum miasta i ruszyliście nim. Ulica tutaj była szersza i miało się wrażenie większej przestrzeni. Nie czuć było tej stęchlizny i śmierci w powietrzu. Oprócz niektórych zniszczonych dachów i budynków, miasto nie zmieniło się zbytnio, przynajmniej nie tak jak na obrzeżach. Wydostaliście się z biedniejszych dzielnic południowych i trafiliście do dzielnicy Kupieckiej. Pełno tutaj było stoisk z najrozmaitszymi rzeczami, od elfkich kosztowności, poprzez ludzkie wyroby rzemieślnicze, na krasnoludzkich broniach skończywszy. Nie było niestety zbyt dużo stoisk z pożywieniem, a jak się już jakieś znalazły to były najbardziej oblegane. Zauważyliście mnóstwo młodych obżartusów sięgających do kieszeni co zamożniejszych i szybko uciekających w ciemne zaułki. Nie dziwiło was to, w każdym mieście byli kieszonkowcy. Was starali się omijać szerokim łukiem. Nikt nie chciał zadzierać z grupą podróżników, zwłaszcza jeżeli należał do niej Zabójca Troli. Kiedy natrafialiście na jakieś zbiegowisko, czy ogólnie tłum zagradzający wam drogę, wystarczyło jedno chrząknięcie krasnoluda by droga była znowu wolna. Stanowiliście centrum uwagi i nie mogliście się odpędzić od ciekawskich wzroków.
Dotarliście do kolejnego punktu orientacyjnego. Był nim ogromny, marmurowy pomnik przedstawiający potężnie zbudowanego mężczyznę z dwójką dzieci na ramionach. Wszystkie postacie miały uśmiech na ustach. Zgodnie ze wskazówkami mijanych ludzi, skręciliście w prawo i minęliście potężny kompleks świątyni Ulryka, chociaż bardziej przypominało to katedrę połączoną z zamkiem. Stąd było jeszcze jakieś sto metrów do świątyni Sigmara. Minęliście olbrzymi park pełen namiotów i dotarliście do Freiburga, dzielnicy zamożnych i kapłanów. Będąc tutaj bez kłopotów odnaleźliście świątynie Młotodzierżcy. Nie była tak okazała jak katedra Ulryka, ale i tak stanowiła wspaniały zabytek ludzkiej architektury. Jakby chciała pokazać, że nawet w centrum kultu Ulryka, Sigmar znaczy wiele dla Imperium. Staliście pod kamiennymi murami. Na górze kręciło się spora ilość wiernych, która była odprawiana przez wartowników świątynnych.
Przez całą drogę, Mablung kurczowo trzymał zawiniątko w rękach, jakby bojąc się je stracić. Teraz ścisnął je mocniej i przełknął ślinę.
- Co teraz? Mamy tak po prostu wejść na górę? Bracie Ezekielu może ty to zrobisz? W końcu jesteś kapłanem. - powiedział elf

Petros 09-03-2009 13:18

"Dlaczego elf zignorował moje pytanie? Chyba będzie trzeba przyjrzeć się z bliska całej tej sprawie z tajemniczym pakunkiem. Z łaską naszego Pana wykonamy zadanie i będę mógł skupić się na własnym, wyznaczonym mi przez Zakon."
Wszyscy siedzieli w magazynie, lecz nagle Mablung się podniósł i zaczął rozmawiać ze strażnikiem. "Oho oby nie dostał po łbie tą halabardą." Po chwili okazało się jednak, iż Mablung zna owego strażnika. "Wygląda na to, że są przyjaciółmi z dawnych lat. To dobrze. Przynajmniej wyjdziemy stąd szybciej i zajmiemy się sobą."
Gdy wyszli z magazynu, jasne światło oślepiło na chwilę Brata Ezekiela, lecz jego oczy szybko przywykły do promieni słońca. "A więc jest środek dnia. Zatem nie będzie większych problemów ze znalezieniem naszego punktu docelowego." Pierwsze, co rzuciło się akolicie w oczy to nędzarze na ulicach. "Wszyscy ci biedacy muszą zdychać na ulicy jak psy. Shallyio zmiłuj się nad nimi." Pomodlił się do Białej Gołębicy oraz do Sigmara w intencji wszystkich ofiar Burzy, po czym ruszył dalej starając się myśleć o czym innym. Ani się obejrzał a był wraz z resztą w dzielnicy Freiburg. Świątynia Ulryka zrobiła na nim duże wrażenie. "Ulrykanie się postarali. Wspaniała robota. Nie umywa się jednak do Wielkiej Świątyni Sigmara w Altdorfie." Niedaleko od świątyni Pana Wilków stał budynek poświęcony głównemu bóstwu Imperium. Świątynia ta nie była co prawda tak okazała jak Ulryka, lecz również była piękna i zadbana. Brat Ezekiel wykonywał już znak młota, gdy usłyszał słowa elfa.
-Nie jestem kapłanem. Jeszcze nie. Zobaczę jednak co da się zrobić przyjacielu. Idźcie za mną i pozwólcie mi mówić.
Gdy wszyscy doszli do wejścia świątyni akolita wyjął spod wamsu medalion z płomieniem w środku, ukazujący iż działa w interesach sigmara. Pokazał go wartownikom, po czym rzekł:
-Niechaj będzie pochwalony nasz Pan Sigmar Młotodzierżca, Ojciec Imperium - klejnotu starego świata. Przybyliśmy tu pomodlić się o łaskę i siłę w tych ciężkich czasach oraz porozmawiać z jednym z wielebnych ojców w bardzo ważnej sprawie.
Po tych słowach schował medalion pod wams z nadzieją, że wejdą już bez większych problemów. "Lepiej dla was żebyście nas wpuścili, jeśli chcecie zachować tą posadę."


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 01:05.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172