Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 21-10-2009, 12:54   #101
Banned
 
Reputacja: 1 Arango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodze
Droga do jaskini Fregara późne popołudnie

Zmierzch w górach zapada szybko, bardzo szybko. A jeśli w dodatku od jarów i wąwozów podnosi się mgła wkrótce zaciera się różnica między niebem a ziemią, a ogarnia cie tylko opar, najpierw biały, mleczny, potem zaś coraz bardziej szary, aż w końcu zdaje ci się, ze wokół jest tylko ciemność gęsta i namacalna.




I oni ujrzeli pierwsze podnoszące się z jarów i zapadlisk pasma mgły. Nieśmiało z początku i powoli zaczęły płużyć się poniżej drogi.

- Jeśli zaraz nie wyruszymy z rannymi, wkrótce droga może być dla nich za trudna - zauważył z niepokojem Snorri.
Zakrzątnięto się zatem szybko, starając się jak najszybciej ulokować na mułach najniezbędniejsze rzeczy i tych najbardziej wyczerpanych.
Na muły posadzono Waldo i Amelię, pozostało im zatem jeszcze sześć koni.
Do grupki "obrońców" podszedł Grob
-
Zabierzemy konie, bedziecie jechać do jaskini na nich to na tej ścieżće albo skręcicie karki.
Trudno było zaprzeczyć, jasne więc było, że trzeba będzie ostro wyciągać nogi, by dotrzeć cało do jaskini. Ulokowano więc na nich resztę zmęczonych.

Franceska, Kurt i Ekhard byli pierwszymi, którzy zdecydowali się pozostać. Dołączyli do nich Bruno i Franz.
Wśród krasnoludów trwała narada. Widać było wyraźnie, że Snogar na coś mocno nalega, natomiast Snorri równie mocno temu sprzeciwia. Doszli jakoś widać do kompromisu, bo trzech brodaczy zbliżyło się do grupy.
- No to co kamraci - zagadnął jowialnie Tori - trzeba będzie nieco przetrzepać skóry smierdzielom - poklepał ostrze swego topora wymownym ruchem.
- Mam z nimi porachunki - warknął krótko Grob
-
Ja się chciałem pożegnać i życzyć szczęścia - mimo zapadającej szarówki skrepowanie Snorriego było widoczne jak na dłoni - ktoś musi ich poprowadzić by nie zbłądzili. Oznaczymy wejście do jaskini pochodniami i przygotujemy wszystko do obrony.
Skinął na pożegnanie głową i szybko odszedł w kierunku grupy marszowej.

- Ten mały jak zostaje z nami zagada nas na śmierć - Tori wskazał na Hugo - może wysłac go przeciw orkom, albo go zjedza, albo zwariują od tej paplaniny - roześmiał się rubasznie.

- Hej, hej - dobiegło gdzieś z góry - widze już orki, za pół godziny tu bedą. Cała ich masa. Zeszłabym, ale, ale zgubiłam czekan i... troche sie boję...

Spojrzeli po sobie. No tak, zawsze dzieje się coś takiego.
 
Arango jest offline  
Stary 22-10-2009, 00:20   #102
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Ekhard popatrzył przez moment za odjeżdżająca grupą.
Zdecydowanie mądrzej by zrobił, gdyby pojechał teraz do jaskini, niż czekał tu na przeważające siły wroga.
Ale, jak to wcześniej wyjaśnił, ktoś musiał tu zostać, by dać tamtym szansę na ucieczkę. Poza tym pozostanie tutaj nie oznaczało definitywnego skazania się na śmierć. Mieli pewne szanse... Powiedzmy nawet - dość duże szanse...

"Mało mieliśmy kłopotów" - przemknęło mu przez głowę, gdy z góry dobiegło wołanie Lizzy. - "Nie dość, że orki na karku, to jeszcze ta nie wie, jak zejść... Tak samo jak weszłaś, tylko w druga stronę" - pomyślał nieco złośliwie.

Ktoś musiał tam wejść... I pomóc jej w dostaniu się na dół.

- Skacz, a my cię złapiemy - powiedział. - Rozciągniemy dwa złożone koce i będziemy trzymać... Mocno... Widziałem coś takiego...

Nie dodał - w cyrku.

Lizzy jakoś nie była zachwycona takim pomysłem.

- Chyba mnie nie zostawicie - powiedziała ciut niepewnie.

Gdyby siedziała tam cicho, byłaby najlepiej ze wszystkich zabezpieczona przed orkami. Żadnemu z nich nie przyszłoby nawet do głowy żeby leźć tam do góry.
Ale, niestety, zamarzłaby...

- Jakby tak się dobrze zamachnąć, to może...

Spojrzał na Hugo.

- Nie, nie... Nie mam zamiaru tobą rzucać - wyjaśnił. - Ale może byś tam wszedł? Z liną? A my w tym czasie zetniemy parę drzewek i zbudujemy małą barykadę.
- Poza tym trochę gałęzi tez by się przydało.
 
Kerm jest offline  
Stary 23-10-2009, 13:37   #103
 
baltazar's Avatar
 
Reputacja: 1 baltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znany
Kurtowi cały ten pomysł się nie podobał. Jednakże został ze straceńcami… sam się sobie dziwił, być może to chwila słabości. Ostatnia w jego życiu. Jednak dysponowanie jego gratami i inwentarzem to była lekka przesada.

- Dzięki za propozycję – zwrócił się do krasnoluda - ale jednak moja klaczka zostanie przy mnie… wolę wrzucić rannego na jej grzbiet niż na swój.

Broń była już sprawdzona któryś raz od wczorajszego wieczoru. Kuszę wolał mieć pod ręką, bo istotnie nic tak nie ustawia międzyrasowego dialogu jak bełt wystrzelony z kilku metrów w bebechy. Nie wiedział ile czasu przyjdzie im tu spędzić dlatego pomysł z ogniskiem i jakimś legowiskiem absolutnie nie był głupi. Tym bardziej, że ogień to nie tylko ciepło ale również światło. A mrok może ogarnąć ich szybciej niż zielonoskóra banda.

- Mam z 20 metrów liny, jeżeli ktoś się dostanie do tej małej to powinna jej pomóc stamtąd zleźć póki ją gobliny nie ustrzelą. Ja jestem za stary na takie wspinaczki.

Jak ta barykada ma wyglądać za bardzo nie wiedział, ale chyba Ekhard miał jakąś wizję. Póki, co widać było, że na rozstawaniu z życiem mu nie zależało. Pomimo zgłoszenia propozycji tej chwalebnej misji. Nie chciał, więc im przeszkadzać.

- To ile tych goblińskich łuczników naliczyliście ostatnio? Zagadał brodacza.

- Hmmm, czasu nie było liczyć, ale może i ze dwie dziesiątki się nazbierać.

- O kurwa! Mam nadzieję Ekhard, że ich też uwzględniłeś w swoim planie obrony. Bo same tarcze nam nie wystarczą.

Nim przystąpili do prac wypadało tak po męsku się pokrzepić… po kilka łyków mocnego alkoholu.

Patrząc na zalegające czapy świeżego śniegu rzucił innym coś co zabrzmiało jak pobożne życzenie - Gdyby tak wywołać jakąś lawinę, która skutecznie by przerzedziła.

Kilkanaście metrów za miejscem, które wybrali do obrony było skalne załamanie - żaden wielki uskok, ledwo półtora metra, może ciut więcej. Miejsce to dobrze może chronić przed przeszywającym wiatrem. Bliska przeciwległa ściana wąwozu powodowała, iż praktycznie jedyną stroną, od której może zaatakować zimno było droga prowadząca do jaskini. Mając do dyspozycji płótno namiotowe, kawałek liny i pień niewielkiego drzewka zabrał się za robienie zadaszenia… Prowizorycznego, ale może się przydać. Chociażby po to, aby ranny nie zamarzł na śniegu im pod nogami. Tam też było dobre miejsce na pozostawienie wierzchowca.

Niestety nie miał, żadnej broni drzewcowej, więc musiało mu wystarczyć to, co z reguły wystarczało. Czyli miecz i tarcza… i jego umiejętności.
 

Ostatnio edytowane przez baltazar : 23-10-2009 o 13:49. Powód: zmiany
baltazar jest offline  
Stary 23-10-2009, 16:41   #104
 
Gob1in's Avatar
 
Reputacja: 1 Gob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputację
- ...albo go zjedzą, albo zwariują od tej paplaniny - rechoczącemu brodaczowi Hugo posłał nieme ostrzeżenie, pokazując palcem wskazującym i środkowym na swoje oczy i wykonując ten sam gest w stronę Toriego. "Jesteś na mojej czarnej liście... Tej krótszej..." - zdawała się mówić mina niziołka, a w prawej dłoni, połyskując kryształkami śniegu, błyszczała groźnie raz po raz podrzucana biała kula.

Na groźbach się jednak skończyło, gdyż śnieżny pocisk poszybował ponownie w kierunku łaciatego zadu wierzchowca Kurta. Trafione zwierzę parsknęło rozeźlone i smagnęło ogonem, nie czyniąc oczywiście żadnej szkody stojącemu dalej upierdliwcowi. Hugo zachichotał, ale śmiech uwiązł pod warstwą mokrego śniegu wyrzuconego przez kopyta klaczy w udanym wierzgnięciu. Niziołek mógłby przysiąc, że jak tylko przetarł oślepione śniegiem oczy, koń się śmiał. Bezgłośnie, ale wyraźnie ruszał żuchwą. Najnormalniej w świecie zacieszał z udanej riposty.

"Jak on to potrafi?" - hobbit aż otworzył usta w zdumieniu, ale skończyło się na tym, że tylko nażarł się śniegu.

Wtedy odezwała się Lizzie, a Ekhard zaproponował, żeby nizioł po nią wszedł i bezpiecznie sprowadził na dół.

- Panienko! - wydarł się, robiąc z dłoni trąbkę. - Może są tam jakieś ogry? - Odpowiedział mu dziewczęcy pisk. Hugo zachichotał.
- Jeśli są, to zaraz tego pożałują... - dodał ciszej, usiłując przybrać poważną minę.

Mężczyźni zaoferowali mu nawet liny, ale potrząsnął głową odmownie i zaczął gmerać w swojej plecako-torbie. Po chwili wytargał ze środka zwój cienkiej linki ze zgrabnym supłem mocującym doń trójramienną kotwiczkę. Kotwiczka nie była już taka zgrabna, gdyż brakowało w niej czwartego, najwyraźniej ułamanego tuż przy nasadzie zęba.

Co zaczynało stawać się normą, jak u każdego dotkniętego widmem głodu niziołka (a byli przecież na wygnaniu i goniła ich banda żarłocznych orków, które na pewno nie przyniosą ze sobą prowiantu...), błyskawicznie pochłonął znalezione przy okazji dwa zawinięte w płótno kawałki podsuszanej kiełbasy, podgryzając do smaku ząbkiem czosnku i kawałkiem brukwi, pajdą chleba odkrojoną od bochenka małym nożykiem oraz popił kilkoma łykami jasnego piwa z bukłaczka, mniej więcej w chwili, gdy Duzi raczyli się okowitą. Ukontentowany mlasnął, zlizując z ust wspomnienie po pysznej, świetnie przyprawionej kiełbasie z dzika, i zatarł ręce. Był gotowy do działania.

Spojrzawszy w górę, starał się dojrzeć przydatne w czasie wspinaczki miejsca, gdzie można było pewnie oprzeć stopy, czy też uchwycić się jakiegoś wystajacego fragmentu skały. Po chwili ruszył na górę.
 
__________________
I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee...
Gob1in jest offline  
Stary 25-10-2009, 00:33   #105
 
Penny's Avatar
 
Reputacja: 1 Penny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemu
Stojąc niedaleko mężczyzn, Francesca sprawdzała opuszkiem palca ostrość grotów. Zawsze uważała, że tam, gdzie jest zbyt wielu mężczyzn lepiej trzymać się na uboczu. Męska duma nie znosi kobiecej ingerencji, a że strzelanie z łuku uważała za jeden z lepszych swoich pomysłów nie odzywała się nawet, gdy rozprawiano o budowie barykady.

Gdy okazało się, że Lizzie utknęła na skalnym występie sama chciała się zaofiarować, że wejdzie po dziewczynę, ale skoro palił się do tego ten zabawny niziołek... to już nie jej sprawa.

Zamiast gadać Francesca przygotowała swoją wolę by nie próbować dogonić odjeżdżających mieszkańców "4 mili". Szczególnie, kiedy okazało się, że orki są tuż tuż.
 
__________________
Nie rozmieniam się na drobne ;)
Penny jest offline  
Stary 27-10-2009, 12:58   #106
Banned
 
Reputacja: 1 Arango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodze
Barykada późne popołudnie

Po około kwadransie roboty Kurt zaprezentował swoje dzielo. Co prawda niektórzy popatrzyli po sobie z lekkim zwątpieniem, ale badz co badz chroniło toto choc trochę przed wiatrem. A ten zerwał się od strony w ktora poszli pozostali niosąc ze sobą pasma białej mgły.





Pokrzepiony nieco Hugo zawiesil sobie na ramieniu line i zaczał wspinaczke. Ręce slizgały mu się na kamieniach, zaczynały powoli grabieć wystawione na zimny ziąb. Gdyby nie lina, zaczynał wątpić, czy udało by mu się wspiąć, zaczął też doceniać wyczyn dziewczyny.
Po długiej chwili dotarł do małego występu. Tu Lizzy przywiązała linę, tu też mógł stanąć i rozprostować grzbiet.
Rozhuśtał line i zarzucił kotwiczkę. Juz pierwszy rzut był udany, kotwiczka utkwiła mocno. Pociągnął raz i dwa by się upewnić potem stulił dłoń w trąbkę.
- Hop hop panienko !
Odpowiedział mu głos Lizzy
- Mam line zaraz schodzę...
- A nie ma tam ogrow ?
- Czego ? -
w glosie dziewczyny zabrzmiało zdumienie
- OGRÓW ?
- Nie, nie ma ogrów -
usłyszał gniewne prychniecie - ani orków, jestem tylko ja, a ja orka nie przypominam.

Przy ostatnich słowach obok niziołka pojawił się wcale zgrabny pomimo grubej futrzanej kurty kształt. Lizzie wystawiła spod kaptura zaróżowioną twarz.
- Chodzmy na dół, te stwory coś szykują.
Droga na dół przebiegła bez większych problemów i wkrótce stanęli przy barykadzie.
- Orki i gobliny już podeszły. teraz chyba się naradzają, ale nie pala pochodni. Jest ich dużo, bardzo...

Ostatnie słowa przerwał okrzyk Groba
- Kryc się !
Wszyscy przypadli do ziemi, bo w ćwierć sekundy później usłyszeli charakterystyczny szum i ziemie za barykadą zasłały wbite w ziemię strzały.
- Strzelaja na oslep - skwitował Tori.
Przeżyli jaszcze jedną salwę, gdy na przyczajonych zza kamieniami i prowizoryczna barykadą wyskoczyły dwa gobliny.




uzbrojone w sztylety, czy tez krotkie miecze, okryte szarymi opończami podkradly sie prawie niewidoczne pod sama barykadę. rzuciły sie na obroncow, ale po kilku wymianach ciosów umkneły. Ich zadaniem bylo widac wybadanie sil obrońców.

Gdy zniknęły po kwadransie z czerni jaru dał się słyszeć jakiś hałas, wylot zaroił się dobra trzydziestką małych istot, mierzących może ze dwie stopy.
Za nimi jednak majaczyły kształty większe i groźniejsze. Obrońcy poczuli że nadchodzi pierwszy szturm...
 
Arango jest offline  
Stary 29-10-2009, 21:25   #107
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Schował się, gdy padło ostrzeżenie o strzałach.
Deszcz strzał to może i nie był, ale i tak oberwanie przypadkową strzałą nie należało do przyjemności. A potem kolejna salwa...
Napastnicy nie marnowali pocisków.

- Gobliny!

Nie wiedzieć czyj okrzyk poinformował wszystkich o dwóch niespodziewanych gościach.

W zasadzie można było się tego domyślić. Chociaż...
Te zielone stworki okazały się troszkę zbyt chytre. A te dwa na dodatek zbyt szybkie, bo uciekły, zanim miecze obrońców zielonej barykady zdołało ich na zawsze zatrzymać.
A potem się zaczęło...


Na początku niezbyt groźnie. Kto by się tam przejmował kilkunastoma kurduplowatymi snotlingami, które, chociaż zbrojne w noże, bardziej chyba bały się idących tuż za nimi orków, niż tych, których miały zaatakować. Typowe mięso armatnie.
A może, jak głosiły plotki, nie tylko armatnie...


Nie zwracając uwagi na plączący się pod nogami drobiazg uniósł kuszę i strzelił wybierając większy nieco cel.
Bełt pomknął w stronę tłumu orków.
I chociaż tamte biegły zwartą grupą, najwyraźniej znalazł wśród nich lukę. Prześlizgnął się między zielonymi cielskami i pomknął w dal...

Na drugi strzał nie było już czasu.
Orki były tuż tuż...
Jeden z nich chwycił za pień i usiłował go odciągnąć.
Jego pechem było to, że zajmując się barykadą nie pomyślał o obronie. Miecz Ekharda błysnął w powietrzu i zagłębił się w szyi potwora, który zwalił się na ziemię, wzmacniając wbrew własnej woli barykadę.

Drugi ork, który przedarł się przez barykadę, nie był już tak łaskawy i nie zamierzał dać się zarżnąć bez walki.
Szczęknęły zderzające się ostrza.
Ekhard cofnął się o krok, a potem zaatakował.
Zamarkował zwód, a potem pchnął. Ostrze minęło zastawę orka, raniąc go w udo.
Cios śmiertelny nie był, ale w tym dniu szczęście potworowi nie sprzyjało. Cofając się przed kolejnym ciosem zrobił w tył o jeden krok za dużo.
Jego krzyk cichł powoli w głębi przepaści, aż zamilkł wraz z nieprzyjemnym dla ucha odgłosem wydanym przez ciało rozpłaszczające się kilkadziesiąt metrów niżej.

Pod nogi Ekharda zaplątał się niewysoki, zielonkawy potworek.
Ekhard spróbował kopnięciem posłać snorlinga w ślad za orkiem, ale chybił o włos.
 
Kerm jest offline  
Stary 30-10-2009, 13:08   #108
 
Penny's Avatar
 
Reputacja: 1 Penny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemu
Francesca przypadła do ziemi nie do końca wiedząc po co. Nie zrozumiała Groba, a dokładniej – znaczenie jego słów nie dotarło do niej. Zrobiła po prostu to, co inni. I dobrze, jak się okazało. Grad strzał przeleciał nad ich głowami. A później pojawiły się dwa gobliny, które uciekły zanim Francesca w ogóle zdążyła pomyśleć o uniesieniu łuku.

Klęła szpetnie pod nosem, gdy nakłada strzałę na cięciwę. Nie zastanawiając się dłużej, nie wybierając nawet celu wypuściła pocisk, który pomknął chyżo trafiając snotlinga. Tileanka liczyła na coś więcej, ale to też było dobre. Wypuściła z łuku kolejną strzałę, ale ta nawet nie musnęła żadnego z atakujących.

Widząc, że już nie ma czasu na oddanie kolejnego strzału sięgnęła po swój krótki miecz, pod który niemal napatoczył się kolejny goblinoid. Ostrze miecza minęło go o włos, a ten nawet nie zdając sobie z tego sprawy pobiegł dalej.

Odwróciła się w kierunku kolejnego przeciwnika. Dużo większego od niej. Cięła płasko, celując w bok orka. Znów nie trafiła.

I znalazła się w sporych tarapatach.
 
__________________
Nie rozmieniam się na drobne ;)
Penny jest offline  
Stary 31-10-2009, 11:19   #109
 
baltazar's Avatar
 
Reputacja: 1 baltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znany
Kiedyś musiały nadejść.
Kiedyś trzeba było się z nimi rozprawić albo dać zeżreć.
Kiedyś się właśnie rozpoczęło.

Zielona fala wyłoniła się z mgły. Zaskoczyła ich roztropnością… strzały i błyskawiczne rozpoznanie. Bardzo zła wróżba na najbliższe godziny… bardzo.

Na szczęście strzały okazały się mało celne, udało im się skryć nie ponosząc większej szkody, ale dwóch zwiadowców zobaczyło jak wątłe są ich siły. Z drugiej strony te pokurcze mają kłopot ze zliczeniem do pięciu więc taka liczba obrońców może być trudna do określenia przez ich przeciwnika… Oby.

Ruszyli. Sylwetki zaczęły wychodzić zza zasłony mgły. Dużo ich – pomyślał Kurt. Przymierzył i wystrzelił. Bełt ze świstem pomknął w zbitą grupę zielonoskórych. Jakiś nad wyraz pechowy snotling wziął na siebie pocisk, który przeleciał przez niego nie poświęcając mu więcej uwagi niż najemnik. Jedno paskudztwo mniej. Marnotrawstwo. Coraz szybciej zbliżali się.

Ekhard doskoczył do pierwszych orków forsujących barykadę. Posoka tryskała. Kurt, aż tak nie rwał się do walki. Może to doświadczenie, a może pragmatyzm… jeszcze ręka mu będzie więdła za zmęczenia od machania mieczem. Został z tyłu. Uważał, że ich brodaci towarzysze mają dużo więcej niezałatwionych spraw z goblinoidami niż on. Ich topory też nadawały się dużo lepiej do odrąbywania łap próbujących rozwalić barykadę niż jego miecz.

Zabrał się za ponowne ładowanie kuszy. Małe sukinsyny przeciskały się przez barykadę i pędziły na stracenie, trudno było zrozumieć czy bardziej zależało im na ucieczce przed orkami czy na dopadnięciu wroga. A może chciały tylko znaleźć jakieś bezpieczne miejsce.

Kusza zawisła na haku montowanym do pasa. Prawa noga przytrzymała kuszę za uchwyt. Schylił się i wyprostował z jękiem wysiłku. Teraz tylko nałożyć bełt, przycelować i coś zabić. Jednak widok go zmroził. Stojąca obok niego Francesca po wypuszczeniu drugiej strzały ruszyła do przodu…

- Stój głupia!! Zdążył zakrzyknąć. Nie usłuchała.

W tym momencie jakby z podziemia wyrósł jakiś pokurcz z dzidą. Wprawdzie dzida była długości jego krótkiego miecza, ale i tak nie było, co dać się nią dźgać. Dynamiczny zwrot, nie było czasu na wyciąganie miecza, ale kopniak w zupełności wystarczył. Mały z wrzaskiem poszybował w przepaść.

- Jak ten skurwiel aż tutaj dotarł! Ni to pytanie nie to stwierdzenie dobiegło do nielicznych uszu.

Kilka kroków w tył. Kilka kroków wyżej. Tu będzie lepsza pozycja do strzału. Nałożył bełt.

Szukał kolejnego celu.
 
baltazar jest offline  
Stary 02-11-2009, 08:59   #110
 
Gob1in's Avatar
 
Reputacja: 1 Gob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputację
Hugo skończył zwijać linkę i zapakował ją razem z kotwiczką do torby, kiedy sobie przypomniał, że nie dostał obiecanego złota za udział w karawanie Groba.

Wtedy ten ostatni wrzasnął "Kryć się!", jakby wiedział, że nizioł właśnie o nim myśli.
Hugo posłusznie glebnął, a jego słowa zdusił śnieg.
- Nie odwracaj uwagi, mój ssskarrbie... - dało się słyszeć.
Upominanie się o należność musiało jednak trochę poczekać, gdyż wokół z chrzęstem zaczęły wbijać się w śnieg pierzaste pociski. Nieco przy tym koślawe, jak na gust niziołka.

Nim wypluł śnieg, gobliny zniknęły w dole ścieżki.

* * *

Jakiś czas później zaczęło się dziać. Jak to zwykle bywa w takich sytuacjach, Hugo dopiero co rozpoczął pałaszować dwa grube kawałki schabu pieczonego ze śliwką z odrobiną tartego chrzanu. Skąd wziął tarty chrzan - nie mam pojęcia, ale w jego torbie są istne cuda!
Było, nie było - czas brać się do roboty. Dzielny niziołek połknął zatem ostatni kęs mięsiwa i, by nie udławić się pieczenią, popił kilkoma łykami młodego wina z gąsiorka, biedaczysko. Ale winko dobre - porzeczkow, mniam.

Wstawaniu z ziemi towarzyszyło, co prawda, beknięcie tłumione pulchną dłonią, ale to chyba zrozumiałe po tej małej, niestety, przekąsce.
Kiedy jednak zerwał się na nogi, w jego rękach pojawiła się mocowana na solidnym drągu proca. Towarzysze niziołka zaczęli ostrzeliwać nadciągające zielone paskudy. Nie inaczej zrobił Hugo.

Proca w jego ręku błyskawicznie wyrzucała pociski. Pierwszy posłany w ciżbę zielonych kamień wywołał głuche stęknięcie trafionego celu. Kolejny dla odmiany wrzasnął rozdzierająco, jakby właśnie stracił kieł. Jak było naprawdę raczej się nie dowiemy, gdyż okaleczony ork został potrącony i niby przypadkiem zepchnięty w przepaść przez któregoś z wielu biegających wokół niego stworków. Te ostatnie miały z tego ogromną, ledwie skrywaną przed większymi od siebie pobratymcami, radochę.

Później nizioł zrobił coś, czego nikt się po nim nie spodziewał. Z głośnym, aczkolwiek ginącym w bitewnej wrzawie okrzykiem ruszył, by stawić czoła nadciągająej zielonej fali. W jego ręku zamiast procy pojawiło się zakrzywione ostrze kukri.

Jeden z orków, któremu udało się przedrzeć przez prowizoryczną barykadę, przebiegał właśnie wokół malca. Ten ciął zamaszyście, jednak ostrze ześlizgnęło się po utwardzanym fragmencie skórzanego pancerza chroniącego udo zielonoskórego. Chciał poprawić z drugiej strony, lecz chybił.
- No stój w miejscu, paskudo - wycedził przez zaciśnięte zęby. - Jak mam cię trafić, skoro tak się miotasz?
Niesłychane było jednak to, że goblinoid nawet nie zwrócił na niego uwagi. Po prostu go nie zauważył, skupiając swoje zainteresowanie na którymś z krasnoludów. Braku atencji nie można było jednak zarzucić trzem powarkującym coś w swojej mowie snotlingom, zbliżającym się do rozpalonego walką niziołka.
 
__________________
I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee...
Gob1in jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 13:52.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172