|
Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami) |
|
| Narzędzia wątku | Wygląd |
24-02-2010, 19:29 | #141 |
Reputacja: 1 | Byli naprawdę żałośni. Czwórka przeciw niewzruszonej naturze gór. Bezbronni i bez nadziei. I pomimo radości, że przeżyli, że udało im się uniknąć najgorszego. Ale jednak droga w stron jaskini wydawała jej się przejmująco ponura. Ciemność ogarnęła ich swoim całunem, sprawiając, że niemal nie widziała swoich towarzyszy. Tylko ich kroki na kamienistej drodze mówiły jej, że są obok. I jeszcze to zimno. Wcześniej było jej zimno, ale wydawało jej się, że to przez to, że jest przyzwyczajona do innego klimatu, ale teraz… teraz czuła tak jakby temperatura spadła w ciągu kilku minut. Ale trudna droga nie pozwalała Tileance zastanawiać się nad tym zbyt długo. W końcu chwila nieuwagi mogła skończyć się skręconą kostką. Nagłe zamieszanie z przodu zmusiło ją do tego, by przestała patrzeć pod nogi i spojrzała do przodu. To Hugo zobaczył coś, ukryte przed jej wzrokiem i narobił rabanu. Czyżby zobaczył obozowisko reszty uciekinierów z „4 mili”? Wątpiła, nie szli przecież przerażająco długo. Niepewna, podeszła bliżej. Słaby poblask przed nimi. Nic dziwnego, że niziołek zwrócił na to uwagę. Nie wiedziała co to jest, ale przez jej myśli przebiegło tysiące skojarzeń, które wcale nie zachęcały do podejścia do źródła dziwnego światła. Podeszła bliżej towarzyszy słysząc jak szczękają jej zęby. Ale nie wiedziała czy ze strachu, czy z zimna. Jedno było dla niej pewne – powinni iść stąd i to jak najszybciej. W tym punkcie popierała Kurta całym sercem.
__________________ Nie rozmieniam się na drobne ;) |
01-03-2010, 15:50 | #142 |
Reputacja: 1 | Góry nie co dzień spadają na głowę. Dlatego nawet w łepetynie Morgluma przez chwilę zagościło zwątpienie. Gdy patrzył na swoją żałosną bandę, jego nastrój jakby się pogarszał. Cóż bowiem można zdziałać z taką bandą tłumoków? Z drugiej jednak strony Morglum też się inteligencją nie wyróżniał. Zwątpienie jednak wkrótce ustąpiło. Jeśli Karkołamacz zdoła osiągnąć cel, który sprowadził go w te strony*, to czekać go będzie kraina mlekiem i miodem płynąca… gdzie czas spędzać będzie można błogo na mordowaniu, paleniu i wysysaniu szpiku z kości. W pewnym momencie z kanionu (od strony faktorii) dobiegły dziwne odgłosy. - Szedłaaaaaa…. DZIWECZKA… do oreczka… do ZIELONEEEEGO!!! Hehehe… - chrapliwy głos wyraźnie pijanego zielonoskórego mieszał się z dziwnym grzechotem. Chwilę później z kanionu wyłonił się ork, trzymający solidny kufel, z którego wylewało się piwo. Kilka kroków za nim dwa snotlingi z trudem toczyły potężną beczkę, ani chybi z piwem zrabowanym z „Czwartej mili”. Gdy ork dostrzegł Morgluma i resztkę bandy, stanął jak wryty. Również Karkołamacz bardzo długo myślał i kombinował, próbując zrozumieć to, co widzi. Proces myślowy był tak bardzo intensywny, że gdyby trwało to dłużej, ork mógłby tego nie przeżyć (w międzyczasie bowiem zapomniał oddychać). W końcu jednak pysk Morgluma wykrzywiło zrozumienie… - DESER..............…TER… - warknął. Pijany ork pisnął i rzucił się do ucieczki. Uciekał zataczając się, potykając i przewracając, nie miał zatem za bardzo szans. Morglum, pędząc jak wściekły byk, dopadł go i stuknął - nie inaczej - „na byka” w plecy, wyrzucając „desertera” w powietrze. Potem naskoczył na niego… i jeszcze raz… i jeszcze… i tak dłuższą chwilę. Gdy skończył, przez chwilę sapał zdyszany, po czym warknął do zmartwiałych snotlingów: – Dawajta pifsko! A do podwładnych: - A wy najedzta się na zapas – wskazał na miazgę pod stopami – bo zimom nic nie upolujem! *** Góry nadal się trzęsły i dziwnie huśtały, a wiatr (huragan właściwie) szumiał niesamowicie. Zataczające się orki zostawiły pustą już beczkę po piwie i powoli zaczęły wdrapywać się na skały. Powolutku, niespiesznie, rozpoczął się pościg za białoskórcami. * cel jest umyślnie ukrywany przed bladoskórymi czytelnikami, co by tajemnicę zachować |
|
| |