Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 20-09-2010, 08:26   #101
 
Toho's Avatar
 
Reputacja: 1 Toho wkrótce będzie znanyToho wkrótce będzie znanyToho wkrótce będzie znanyToho wkrótce będzie znanyToho wkrótce będzie znanyToho wkrótce będzie znanyToho wkrótce będzie znanyToho wkrótce będzie znanyToho wkrótce będzie znanyToho wkrótce będzie znanyToho wkrótce będzie znany
[post napisany przez Alaron Elessedila - z odzysku]

Bez większego wysiłku stłumił uśmiech, który usilnie starał się wykwitnąć na jego usta tuż po dostrzeżeniu efektu drobnej grzeczności, na jaką Elf sobie pozwolił.

Eickmar, uprzednio promieniujący niechęcią do jakichkolwiek rozmów z więźniem, teraz, choć przesadą byłoby stwierdzenie, iż nabrał do nich ochoty, wyraźnie zignorował wszelkie argumenty przemawiające przeciw wysłuchaniu.

Reakcja Podkanclerzego na wyraz szacunku, jaki Esvill złożył, była niezwykle silna, więc ten zaczął się zastanawiać co było powodem.

Jedną z możliwości było silne uzależnienie od władzy. Wszelkie oznaki uszanowania posiadania tej używki były odbierane w pozytywny sposób.
Jeśli ten wariant był prawidłowy, mógł właśnie tą drogą próbować uzyskać przychylność Eickmara.

Możliwe również, że jego zachowanie było miłym zaskoczeniem oraz odmianą po wydzierających się oraz rzucających niewybrednymi słowami, skazańcach.
Być może to tylko ciekawość co ma do powiedzenia osoba nie obrażająca władzy w pierwszych swoich słowach.

Ci, którzy tak robili, byli niewątpliwymi idiotami. Po co ofiara napaści ma obrażać napastnika celującego do niego z kuszy?
Chociaż trzeba było przyznać jedno. Był to dobry sposób... na samobójstwo. W prasie, w rubryce "Kącik Samobójców", taka metoda zajęłaby jedno z wyższych miejsc w hierarchii "najczystszych".

"Ja tylko obraziłem matki grupki Krasnoludów oraz alkohole wyrabiane przez nich. Może dorzuciłem ze dwa rasistowskie hasła, ale to nie ważne, bo to oni się na mnie rzucili. Nic nie mogłem poradzić! Tak właśnie mnie zabili..."

Niemalże uśmiechnął się ponownie, gdy w myśli pojawił mu się raport trupa. Ciekawe do kogo i w jaki sposób miałby go złożyć.

Tymczasem było coś, co zainteresowało Sitilena. Podkanclerzy skrzyżował spojrzenie z kancelistą, który najwyraźniej bał się swojego przełożonego.
Nie tylko on się go obawiał, co oznaczało, iż jest bezwzględnym zarządcą, niezwykle surowym.

Karol van Eickmar sprawował zatem rządy silnej ręki. Esvill zastanawiał się nawet czy nie lepszym wyrażeniem byłoby: rządy żelaznej pięści.
Szybko jednak porzucił to rozmyślanie, uznając je za nie ważne. Jak by nie określić tego stanu, zawsze fakt pozostanie faktem.

Przez chwilę w jego głowie pojawiło się pytanie: czy zasadnym by było również okazywać strach w kierunku Podkanclerzego?
Stłumił pogardliwe prychnięcie skierowane do swojej myśli wypartej przez nową.
Co by to dało?

Respons był niebywale klarowny. Nic.
Mogłoby nawet zaszkodzić jego pozycji, zaś on nie miał zamiaru obrażać osoby celującej do niego z kuszy. Szczególnie wtedy, kiedy był przywiązany do pobliskiego drzewa, zdany na łaskę wiatru oraz drżenia ręki przeciwnika.

W miarę rozwoju wyjaśnień oraz zbliżania się ich do końca, Podkanclerzy był coraz bardziej wściekły.
Po zakończeniu monologu, Esvill zauważył wyraźnie szczękę wyraźnie drgająca w furii idealnie widocznej w oczach.
Co było najlepsze, ów złość, nie była skierowana w jego kierunku.

Ponownie miał ochotę się uśmiechnąć, co zdecydowanie nie pasowało do ciężkiej atmosfery strachu roztaczanej przez podwładnych Eickmara.
Czuł strach tamtych ludzi i być może, gdyby się postarał, wyczułby coś jeszcze, ale wcale mu na tym nie zależało.

Oprócz zalegającego wszędzie lęku czuł coś jeszcze. Coś podobnego do mściwej satysfakcji za zepsucie mu akcji i zamknięcie go w tym miejscu. Gdyby tego nie zrobili, natychmiast udałby się do ojca Pieona z poleceniem, by nie pilnował Albiema zbyt gorliwie.
Niech sobie ucieka.

Wtedy podążyłby za nim. Być może tamten doprowadziłby go do czegoś... lub jeszcze lepiej - kogoś.
Najlepiej do pyskatej Cei. Znalazłby już sposób na wyciągnięcie z niej wszystkiego. Kawałek po kawałku.

-Rozkuć. Do mojego pokoju. Heinrich? Kto odpowiadał za aresztowanie tego człowieka? Kto dowodził akcją Kiekua?-zarządził Podkanclerz.

Jak na razie, wyroki były w pełni korzystne dla niego.
Na pytanie Eickmara nikt nie odpowiedział. Ze strachu. On również nic nie mówił. Byłoby to wielce nierozsądne, ponieważ wściekły człowiek szukał obiektu do wyładowania się.
Pod co miał się podstawiać? To byłoby bez sensu.

-Wezwij do mnie Daeothara. Niech przyniesie wina. Przyda mi się jego pomoc. I na Sigmara – nim w tej klepsydrze przesypie się piasek chcę wiedzieć wszystko na temat akcji Kiekua!-zarządził Podkanclerzy, wyjmując klepsydrę, którą natychmiast odwrócił.

Dał im mało czasu, ponieważ piasku mogło wystarczyć jedynie na ćwiartkę godziny.

Niemniej jednak to nie było jego zmartwienie. Zniszczyli mu akcję, niech płacą.

Znacznie bardziej zainteresowało go dwóch uzbrojonych mężczyzn, którzy rozkuli go.
Ręce opadły mu bezwładnie przez niskie ukrwienie w nich. Cóż się dziwić, przez dłuższy czas trzymał je powyżej poziomu serca.
Ba! Powyżej głowy.

Ledwie powstrzymał grymas niezadowolenia z własnej niedyspozycji, po czym potarł obolałe nadgarstki oraz przedramiona na całej długości, by poprawić ukrwienie.
W tym samym celu opuścił je, potrząsając lekko.

-Wybacz te środki ostrożności. Porozmawiamy za chwilę w moim pokoju. Służba poda Ci nieco wina, piwa i coś do zjedzenia-odezwał się Eickmar składając wojskowy salut.

Zdziwiło go jednak to, iż ten sposób salutowania nieco różni się od powszechnie stosowanego w Imperium.
Używało się go tylko w jednym miejscu, a przynajmniej tylko z tego jednego miejsca go znał... Tylko gdzie on występował?
Tego nie mógł sobie przypomnieć, choć usilnie się starał.

Natychmiast po tym opuszczono loch, zaś marszowi przewodził kancelista. Za nim znajdował się jeden z ochroniarzy, pomiędzy którymi znajdował się Elf.

Pierwsze trzy kroki były nieporadne, jakby nogi odzwyczaiły się od chodzenia, lecz szybko przypomniały sobie w jaki sposób się to robi.
Im dalej szedł, tym pewniej czuł się na własnych stopach, a kiedy wyszli ze stosunkowo krótkich lochów, pokonując kilkoro drzwi pilnowanych przez strażników oraz strome schody wiodące do góry, znaleźli się w małym, ciemnym korytarzyku.

Jak się domyślał Sitilen, było to przejściowe. Chwilę później jego myśli potwierdziły się, gdyż weszli do szerokiego korytarza posiadającego wielkie okna oraz bogatą kolumnadę.

Uwagę Elfa przyciągnęła pora doby. Słońce królowało na nieboskłonie, co oznaczało, iż w celi przesiedział przynajmniej jeden dzień.

Skrzywił się lekko. W najlepszym wypadku miał jeszcze dwa dni na przybycie do ojca Pieona, więc niech się biurokratyczna machina rozpędzi tak, by mógł za chwilę udać się do klasztoru fyderykan.

Szedł w zamyśleniu za swoimi przewodnikami, zakręcającymi co i rusz, by przebyć kolejny pusty korytarz.
W sumie nie zawsze były puste. Pojedyncze osoby pojawiały się, lecz szybko znikały, napędzane strachem przed Podkanclerzym.

W końcu jednak dotarli na miejsce. Celem okazał się pokój, do którego prowadziły duże drzwi.
Za nimi znajdował się skromny, acz ładny pokoik z łóżkiem, małym biurkiem, trzema krzesłami oraz ławą pokrytą skórą, natomiast pod oknem w kącie ustawiony był nocnik.

-Proszę poczekajcie tu na mnie. Tymczasem proszę korzystać z jedzenia i picia-powiedział Eickmar, zaś niziołek szybko przeszedł przez pokój, zostawił tacę, a następnie ukłonił się przed wyjściem.

Podkanclerz również przestąpił przez próg, zamykając za sobą drzwi na klucz.

Dalej nie był wolny. Pokój był zamknięty, ochroniarze obserwowali go uważnie, choć na patrzeniu się kończyło.

Cóż, skoro dalej musiał grać w tą gierkę, pobawi się.

Powoli podszedł do stolika, na którym stała taca, po czym usiadł na jednym z krzeseł, przyglądając się temu, co przyniósł niziołek.
Wyglądało to niezwykle zachęcająco, natomiast Esvill poczuł, że żołądek, zagłuszany do tej pory, nie przestał dopominać się o kolejną porcję energii.

Elf zastanawiał się czy może to jeść. Ochroniarze nie tknęli ani kęsa.
Obawy te szybko zostały rozwiane, ponieważ gdyby Podkanclerzy chciał go zabić, nie trudziłby się w wyciąganie go z lochu.
Nie bał się również o występowanie tam jakichkolwiek "eliksirów prawdy". Od tego są magowie, nie wątpliwej przydatności wywary od wioskowych staruszek.

-Panowie, nie przyłączycie się?-spytał z uśmiechem, sięgając po chleb, na który nałożył wędzony boczek, zaś na ogórka nabrał smalcu.
Kiedy zaspokoił pierwszy głód, stanął przed nim nie lada dylemat. Piwo czy wino?

Osobiście bardziej cenił drugi z trunków, jednakże ludzie pijali zazwyczaj piwo. Nie chciał, by wydały się jego Elfie korzenie.
Uśmiechnął się do siebie, postanawiając być jednym z nielicznych ludzi, którzy wybierają wino miast piwa.

Esvill zdążył zjeść, wypić i rozejrzeć się po pokoju, choć polegało to głównie na podejściu do okna, by dyskretnie sprawdzić czy jest zamknięte. W rzeczy samej nikt nie pozwolił sobie na takie niedopatrzenie.

W końcu jednak usłyszał kroki na korytarzu poprzedzająca szczęk zamka.

Do pokoju wszedł Eickmar. Zdążył się przebrać w muślinową koszulę z żabotem - kolejny paskudny wymysł mody, któremu wszyscy przyklaskiwali - oraz spodnie pasujące do koszuli.
Przy pasie zostawił jedynie rapier - skuteczny w pchnięciach, bezużyteczny w dużo częstszych podczas walki, cięciach.

-Won!-rzucił do ochroniarzy, a ci posłusznie wyszli z podkulonymi ogonami.

Ponad brwią Podkanclerzego znajdował się powód zmiany stroju oraz zostawienia części z jego broni.
Plamka zaschniętej krwi.
Oznaczało to, iż w tym czasie urządził jeszcze jedno ponadprogramowe przesłuchanie. Wynik był widoczny.

Natychmiast za Eickmarem do pomieszczenia wszedł młody człowiek w czerwonym stroju ze złotym pasem. Niósł ze sobą tacę z winem.

-Daeothar, jesteś-odezwał się, zaś Elf przyjrzał mu się z zastanowieniem nad orientacją Podkanclerzego.

-Na Twe rozkazy, panie-odparł tamten, głosem przywodząc na myśl Elfa.

-Ten tu człowiek twierdzi, że nie jest wroną, którą mieliśmy zamiar aresztować, lecz, że zwie się Esvill Sitilen. Coś w jego głosie mówi mi, że to prawda. Możesz to sprawdzić?-polecił Eickmar, zaś młody człowiek wpatrzył się w niego, wypowiadając z uśmiechem słowa zaklęcia.

Sprawdzaj zatem i niech ta farsa się już skończy. Robota czeka-pomyślał śmiało z lekkim rozbawieniem.

-Veristas vincit. Powiedz mi panie, kim jesteś?-odezwał się Daeothar, którego oczy stały się czarne. Wpatrywał się w Elfa bez mrugnięcia.

Te czarne oczy były szalone, pełne od chaosu, bólu i cierpienia. Nie dziwił się takiemu połączeniu. Tam, gdzie był chaos, bardzo często pojawiały się te właśnie elementy.

Czuł się bardzo dziwnie pod magicznym wpływem spojrzenia, od którego nie mógł oderwać wzroku.
Skoro nie mógł tego zrobić, postanowił wyglądać tak, jakby patrzył z własnej woli i sprawić, by tak właśnie się stało.

Uśmiechnął się uprzejmie.

-Mówicie, kim jesteście. Nie lękajcie się brata Daeothara. Jeśli mówicie prawdę on ją potwierdzi, jeśliście jednak w swych słowach kłam zadali wówczas… wówczas nie chciałbym być na waszym miejscu-rzekł Eickmar, a jego głos dochodził jakby z oddali.

Elf uśmiechnął się jeszcze bardziej uprzejmie, po czym powtórzył wszystko, co powiedział wcześniej, nie robiąc sobie zbyt wiele z ponaglania Podkanclerza, który w końcu definitywnie mu przerwał.
Wtedy właśnie Elf przestał mówić, skrywając rozbawienie bardzo głęboko w sobie, by nie wypłynęło na powierzchnię.

Nagle zdał sobie sprawę, ze coś jest nie tak. Kancelista wyglądał zupełnie tak, jakby nie żył, natomiast otwarta dłoń Podkanclerzego, zmierzająca ku głowie Daeothara, zawisła bez ruchu.

-Nie jam Ci bratem, ni jam Ci swatem. Jam jest bramą, sklepieniem i kluczem. Śmierć jest jeno drogą, czas jest jeno bramą… Malleux Thorak Thoraks powróci…-powiedział cicho młody człowiek, natomiast Esvill szybko zapamiętał to.

Chwilę później młodzieniec otworzył oczy, które zmieniły się. Nie były już bezwzględną czernią. Przypominały oczy ślepca zasnute nieprzeniknioną mgłą.
Jakby tego było mało, zaczął trząść się.
Upił trochę wina, co przychodziło mu z wyraźnym trudem.

Eickmar wyglądał tak, jakby przywykł do takiego widoku, zaś Elf nie odrywał wzroku od Daeothara, w milczeniu trawiąc to, co usłyszał.

-Nigdy więcej Panie. Prawie mnie dotknęła Nie-Sława… Wybacz mi mości Panie. Mam nadzieję, że znów jakowych przepowiedni nie uczyniłem?-odezwał się nie przestając drżeć.

Sitilena zainteresowało to, iż właśnie mógł usłyszeć przepowiednię. Pozostawały jednak pytania bez odpowiedzi. Przynajmniej aktualnie. Czego ona dotyczyła? Kim była Nie-Sława?

-Nic specjalnego. Coś o wiecznym panowaniu następców Sigmara na tronie Imperium, nieprawdaż Panie Esvill?-odezwał się do niego Podkanclerz.

Dopiero po chwili Elf zwrócił wzrok w jego kierunku, ponownie przywołując na twarz uprzejmy uśmiech.

-Naturalnie, panie-odparł swobodnie.

-Mój Panie, ów elf rzeczywiście nazywa się Esvill Sitilen i mówił całą czystą prawdę. Bielała ona w Nie-Świecie jako śnieg i mocno bodła w oczy, wiele cieni i kształtów ją oglądało, w tym… ona… ona! Nie-Sława! Spojrzała przez prawdę na Niego!-wskazał palcem na Esvilla, który zmarszczył brwi.

Początkowe zdania były dobrym znakiem. Późniejsze już nie. Najgorsze było jednak to, iż nie wiedział co to oznacza. Tak naprawdę nie wiedział nic, więc ciężko było mu wyrokować.
Domyślał się jednak, że to nic dobrego.

-Kurewsko udane śledztwo. Kurewsko! Na dziewięć kręgów dusz cierpiących w piekle! Któren to przygotowywał akcję?! Któren dowodził?!-Eickmar ponownie wpadł we wściekłość.

Nagle uderzył buzdyganem w stół, który przełamał się na pół. Warto było to zapamiętać.
Gdyby kiedykolwiek przyszło mu się zmierzyć z Podkanclerzym, musiał stać się płomieniem. Tańczyć wokół ze swobodą, ranić każdym dotykiem, a jednocześnie być nieuchwytnym.

-Akcją dowodził Matheus Döbbe, on także przygotował całą akcję na podstawie anonimowego donosu złożonego w sekretariacie. Z tego co wiem sprawę zbadał dokładnie i sumiennie…-próbował bronić dowódcę Daeothar, lecz jego mowa została przerwana.

-Zorganizować śledztwo! Sprawę wyjaśnić dokładnie … rozumiesz mnie synku?-odparł tamten, zaś Elf ponownie poczuł coś na kształt mściwej satysfakcji. Prawdopodobnie dostanie się owemu Matheusowi.
Zasłużył. Był zbyt nadgorliwy. Jego ludzie też.

-Panie? Ojciec Pieon. Dzisiaj znalezion. W bramie. Dziewięć noży – wprost w serce, pod żebra. Precyzyjnie. Śmiertelnie dokładnie ze znawstwem anatomii … Exitus, Conquiescat in pace-poinformował młodzieniec.

Tym razem to Esvill poczuł napływ wściekłości, którą szybko stłamsił, choć nie przyszło mu to łatwo. Śmierć ojca Pieona oznaczała zniknięcie Albiema. To z kolei oznaczało dalsze błądzenie po omacku w poszukiwaniu Wron.
Nie dość, że spieprzyli mu akcję, to jeszcze pozwolili zabić zakonnika.

-Nieźle udało się nam śledztwo. Czyż nie, panie Esvill?-ponownie odezwał się Eickmar.
Elf jedynie uśmiechnął się i powiedział kilka zdań, choć zrobił to bardziej odruchowo.
Dostosował się automatycznie.

-Jak powiedziałem. Zorganizować śledztwo. Wypytać o wszystko Matheusa. Sprawdzić ponownie ciało ojca Pieona – niech mu Morr uchyli bramę. Akta akcji … sam wiesz-polecił Podkanclerz.

Młodzieniec szybko wyszedł z pomieszczenia, by wypełnić rozkaz. Przed wyjściem ukłonił się.

-Pozwól Panie Esvill, że zapytam Cię wprost. Czy nie zechciał byś udać się do miasteczka Hirschenstein celem wyjaśnienia dla Kancelarii pewnej sprawy? Być może słyszałeś ogłoszenia naszych heroldów w tym względzie. Kancelaria powołała czwórkę śledczych polowych. Jeśliś ciekaw wyjawię na czym sprawa się zasadza i na czym Twa rola.

-Przyznam szczerze, panie, że ogłoszenia heroldów, niestety umknęły mej uwadze. Oczywiście jestem owej sprawy bardzo ciekaw i z chęcią posłucham co miałbym uczynić.
Nie ukrywam, że brzmi to ciekawie. Prawdopodobnie będę zainteresowan
y-ukłonił się z lekkim uśmiechem.

-Panie, dręczy mnie jedna myśl. Nie wiem nawet jak ją ocenić. Czy można zapytać, panie, czym jest Nie-Świat oraz Nie-Sława?-zapytał po chwili zastanowienia.
Skłonił się z szacunkiem.

Zatem gramy dalej-pomyślał, wybiegając umysłem ku swojemu ekwipunkowi.
 
__________________
In vino veritas, in aqua vitae - sanitas
Toho jest offline  
Stary 20-09-2010, 08:29   #102
 
Toho's Avatar
 
Reputacja: 1 Toho wkrótce będzie znanyToho wkrótce będzie znanyToho wkrótce będzie znanyToho wkrótce będzie znanyToho wkrótce będzie znanyToho wkrótce będzie znanyToho wkrótce będzie znanyToho wkrótce będzie znanyToho wkrótce będzie znanyToho wkrótce będzie znanyToho wkrótce będzie znany
Esvill Sitilen
Pokój podkanclerza – gdzieś w sercu Kanceli


Eickmar popatrzył badawczo na Esvilla. Nie spodziewał się pytania o Nie-Świat ani o Nie-Sławę. Myślał, że zostanie zapytany o propozycję pracy, wypytany o jej szczegóły. Ale nie. W sumie to dobrze, nie mam przed sobą byle kogo … Kanclerz uśmiechnął się do swoich myśli. Na Esvillu uśmiech wywarł wrażenie lisiego i chytrego.
– Mam nadzieję, że wytłumaczę sprawę dobrze, chociaż nie jestem biegły w tych sprawach. Jeśli moje wyjaśnienia okażą się Ci niezrozumiałe – wezwę ponownie Daeothara, on to objaśni o wiele lepiej niż ktokolwiek inny. Ale ad rem ! Magowie i kapłani są zgodni, że nasz świat, ten, który widzimy, słyszymy i czujemy, jest jeno wycinkiem większej rzeczywistości. Według nich nasz świat to jeden z wielu planów, przestrzeni, światów , które istnieją zgodnie wokół siebie i czasem się przenikają. Stąd u nas pojawiają się duchy czy zjawy, dzieją się czasem inne dziwne cuda, czasem ktoś znika bezpowrotnie. Niewiadomo ile jest owych „światów” – niewielu odważa się je odwiedzać, bowiem często kończy się to śmiercią, a zbyt długie przebywanie w innym świecie grozi ugrzęźnięciem w nim na amen! Taaaa… Z tego, co wiemy, to Nie-Świat to świat duchów, do którego najłatwiej przeniknąć umysłem. Brat Daeothar dzięki wieloletnim treningom potrafi swym umysłem wejrzeć w Nie-Świat. Podkanclerz na chwilę zawiesił głos, jakby czekając na pytania Esvilla, ale za chwilę zaczął kontynuować dalej.

– Z tego, co opowiada Daeothar oraz inni, którzy widzieli Nie-Świat, to owo miejsce jest dokładnym odbiciem naszego świata, tyle, że jest szare, zimne i nieco ciemne. Pełno w nim cieni. Niektóre z tych cieni to tak naprawdę przerażające istoty, które samym swym widokiem porażają każdego. Myśl o tym, że mogą one spojrzeć na kogoś powoduje wręcz palpitację serca. Przebywanie w Nie-Świecie jest wielce niebezpieczne – w najlepszym przypadku grozi to utknięciem, a w najgorszym pożarciem przez jedną z istot cienia. Z tego, co wiemy w Nie-Świecie prawda mówiącego bieleje niczym śnieg, a im więcej kłamstwa tym więcej czerni, mroku oraz bagiennego swądu.


– Nie-Sława … Eickmar zawiesił głos zastanawiając się przez chwilę jak ująć to co nieujęte, jak powiedzieć niewysłowione? … Nie-Sława to trudny temat. Wśród magów i kapłanów nie ma jednoznaczności czym lub kim jest owa istota. Wiemy, że jest utkana z cienia jak wszystkie istoty Nie-Świata, ale jej wygląd bywa różny. Daeotharowi jawi się ona jako obdarzona nietoperzowymi skrzydłami, pomarszczona czasem starucha, wspierająca się na kiju z sierpem w ręce. Inni widzieli ją jeszcze inaczej. Zdaniem niektórych teologów Nie-Sława to po prostu śmierć … Podanclerz zakończył opowieść, wziął do ręki kielich z winem i pociągnął solidnie.
Podkanclerz odkrząknął i powiedział - Mam nadzieję, że moje wyjaśnienia są wystarczające? Jeśli masz jakowe pytania to poczekaj aż wyłuszczę sprawę, a później porozmawiamy. Chciałbym, bowiem opowiedzieć o sprawie, w której prosiłem. Sprawa dotyczy miasteczka Hirchenstein. Ecikmar poczekał na kiwnięcie głowy Esvilla. W sumie to i Esvillowi było to na rękę – mógł swobodnie posłuchać i przemyśleć wszystko.

- Hirchenstein to dość znane w okolicy centrum wydobycia żelaza, liczy około 200 mieszkańców, skarbnikiem cesarskim jest tam jest niejaki Edward von Thiel. Jeśli znane wam to miano – to dobrze, jeśli nie to wam powiem – to syn jednego z największych kupców w Altdorfie. Swego czasu przebywał na dworze cesarskim. Burmistrzem miasteczka jest niejaki Joahim Lawierre. Ma on pewne koneksje o których nie chcę tu mówić, ale są bardzo mocne i rozległe. Samo miasto żyje z wydobycia żelaza, węgla, cyny i srebra. Większość kopalń należy do prywatnych kupców lub kompanii handlowych, jedynie kopalnie srebra i największa kopalnia żelaza są lennem cesarskim. Do cesarza należą dwie spośród licznych faktorii na terenie miasta. Faktorie te produkują różne rzeczy – między innymi uzbrojenie na rzecz armii imperialnej. Miasteczko założył graf Heinrich Ademhar von Hőle, zwany też Rębaczem. Początkowo miasteczko było typowo rolnicze aż niecałe dwadzieścia lat temu odkryto w pobliskich górach żelazo, srebro, cynę i węgiel, od tego też czasu wyrastają tam manufaktury. Pierwsze kopalnie i kuźnie należały do cesarza, obecnie została w jego rękach jedynie jedna kopalnia i dwie faktorie. Ciekawi Cię panie pewnie co robi synalek jednego z największych kupców na takim wygnaniu? To dość stara historia, ale Edward oskarżył pewnego z baronetów o wychwalanie przeklętych bogów chaosu, posiadanie ksiąg nekromanckich i co tam kto jeszcze chce. Oskarżonego przez Edwarda szybko uwięziono. Jednakże informacje tegoż Edwarda okazały się bezpodstawne, informacje od szpicli fałszywe, przeszukania nic nie dały, a tortur nie zastosowano. Spotkania, w których brał udział baronet okazały się schadzkami młodych bogaczy, którzy spędzali czas na hazardzie, piciu i innych przyjemnych rzeczach. Posiadane przez baroneta książki okazały się nie złowróżbnymi grimuarami, lecz zwykłą poezją, książkami o heraldyce, historii i innych tematach.

Sąd cesarski robiąc dobrą minę do złej gry musiał zwolnić oskarżonego, opłacając w dodatku jego „szkody moralne”. Nadgorliwy Edward został odesłany na placówkę w charakterze skarbnika w mało znaczący zakątek – z delikatną prośbą o nie narzucanie się przełożonym. Zapewne niemniej ciekawi Cię panie czego oczekuje Kancelaria. Otóż Edward von Thiel napisał do samego cesarza list. W tym liście zwarł donos na Joahima Lawierre'a. Napisał, że szanowny pan burmistrz para się nekromancją, w okolicy nagminnie ginie trzoda i rozmaita rogacizna, którą później znajdują wypatroszoną, albo bez krwi, jakby tego było mało burmistrz ma podobnież przewodzić sekcie wyznawców Slaanesha. Krótko mówiąc Edward von Thiel domaga się zatrzymania i osądzenia Joahima Lawierre'a. Powiecie, że sprawa prosta – otóż nie jest aż tak prosta.Raz, że Lawierre ma mocne poparcie na dworze cesarskim i nie możemy go aresztować ot tak bez wyraźnych powodów. Dwa Cesarz, ze względu na dawną wpadkę Edwarda oraz koneksje Joahima i możliwe konsekwencje jego aresztowania nie zgodził się na drogę oficjalną, ale jednocześnie nakazał nam zbadać sprawę. Po trzecie nie możemy w tej sprawie prosić o pomoc łowców czarownic. Naszym zdaniem sprawę należy zbadać delikatnie. Czy zgodzilibyś się przeprowadzić małe śledztwo dla Kancelarii? Czy zgodzisz się pojechać do Hirshenstein wraz z trojgiem innych śmiałków i sprawdzić, zbadać, czy jak to zwać, czy rzeczywiście Joahim Lawierre jest zamieszany w jakieś nieczyste sprawki jak twierdzi Edward, czy to też tylko próba rozegrania lokalnego konfliktu rękoma Kancelarii? Jeśliś ciekaw, co w przypadku, gdy podejrzenia Edwarda są słuszne – podówczas zgłaszacie się do rycerzy Sigmara w Hirshenstein, a oni załatwią aresztowanie i przewiezienie oskarżonego do Altdorfu. Jeżeli oskarżenia są bezpodstawne wówczas wracacie z wynikami waszego śledztwa do Kancelarii. Rzecz jasna dostaniecie list, glejt w którym nominujemy was Panie na śledczego polowego, a Kancelaria prosi wszelakie osoby o pomoc w waszym zadaniu. Dodatkowo proponujemy, jako wynagrodzenie 200 koron. 80 płatne z góry, natomiast 120 po wykonaniu zadania. Podkanclerz zakończył swą przemowę, popił wina, wziął kilka owoców z pięknie zdobionej patery.

Esvill czuł, że e sprawa jest nieco śliska – prowadzenie śledztwa w sprawie burmistrza z mocnymi „plecami” z oskarżenia Edwarda von Thiel może skończyć się różnie.
 
__________________
In vino veritas, in aqua vitae - sanitas
Toho jest offline  
Stary 20-09-2010, 08:34   #103
 
Toho's Avatar
 
Reputacja: 1 Toho wkrótce będzie znanyToho wkrótce będzie znanyToho wkrótce będzie znanyToho wkrótce będzie znanyToho wkrótce będzie znanyToho wkrótce będzie znanyToho wkrótce będzie znanyToho wkrótce będzie znanyToho wkrótce będzie znanyToho wkrótce będzie znanyToho wkrótce będzie znany
[post napisany przez Puzzelini - z odzysku]

Faethor miał wielką chęć spojrzeć na cacko z odległego kraju. Ale Ushi potrzebowała czasu na przygotowania a i łuk sam się nie kupi. Mimo wszystko słowa na plakacie sprawiły że...
- Wiecie - powiedział w zadumie - kocham swój Las, jakkolwiek by on nie był groźny i mroczny. Ma swój urok, a i mój lud dzięki próbom jakie knieja narzuca jest twardy, zdecydowany, przywykły do pomagania sobie nawzajem i gotowy do dzielenia się swoimi talentami. Ale kiedy słyszę o dalekich krajach, z którymi nasi przodkowie - spojrzał na Ushi i uścisnął mocniej jej dłoń - mieli do czynienia na codzień, w Złotym Wieku Asur, to ... czuję się ubogi. Nawet nie chodzi mi o to by zobaczyć te wszystkie wspaniałości. Tylko o fakt że dla mnie byłaby to podróż życia. Podejrzewam że już prędzej Ty Helgo byłabyś w stanie wybrać się do Marienburga i zaokrętować na statek zmierzający w te odległe strony - machnął nieokreślenie ręką i ponownie czym prędzej poszukał dłoni wojowniczki, by mu nigdzie nie czmychnęła korzystając z okazji...

Helga uśmiechnęła się do Faethora
- W sumie to masz rację, chociaż do niedawna, żadna siła by mnie nie ruszyła z Altdorfu. Gdy pomyślę czasem o Klatce to mi ... przepraszam.-
Helga ukradkiem wytarła oko, w którym pojawiła się łza. Na wszelkie pytania "czy nic Ci nie jest" zamierzała twardo odpowiedzieć "rzecz jasna, że nie" ... ale nie była pewna swej twardości.
- Chodźmy szybciej po Twoją broń - a może nieco czasu nam ostanie by obejrzeć owe cudo z Arabii?
Helga wzięła Faethora pod ramię i upewniwszy się, że Ushi również trzyma go z drugiej strony - ruszyła szybkim krokiem.

Ushi od czasu oglądania plakatów stała się niezmiernie cicha, jakby zamyślona...Wpatrywała się w odległy punkt, gdzieś przed sobą, nie reagowała na słowa towarzyszy. Dopiero pociągnięcie od strony Faethora przywołało ją do porządku, do Altdorfu, do elfa i wojowniczki.
Przyglądnęła się ramieniu Faethora jak by widziała je po raz pierwszy...
- Czy zrobimy dość duże zamieszanie sobą, przy tych wszystkich egzotykach, by koneserzy sztuki zauważyli w Nas potencjał? - rzuciła w eter ciche pytanie, uważnie patrząc pod nogi i dostosowując się do żywszego tempa.

Na wątpliwości Ushi Faethor oderwał wzrok od Helgi. Ruszył wcześniej za nią ale widząc reakcję dziewczyny czoło zmarszczył, czując nagłą chęć wypytania wojowniczki. Bowiem ocieranie łez, nawet ukradkowe, nie jest zwyczajną reakcją w takiej sytuacji. Teraz jednak zdumienie wywołane słowami panny Shivarr sprawiło że skupił uwagę na niej.
- Ushi, słyszałem Cię i widziałem, widziałem również jak publiczność reaguje na Twój śpiew. Uwierz mi, te wszystkie egzotyczne atrakcje zbledną przy Tobie... - powiedział uspokajająco ale i z uczuciem, niczym człek zakochany - Co prawda nie wiem jak się spiszę jako chórek, ale ... - przesunął dłoń w bok, grzbietem do góry, wskazując że nie uważa tego ostatniego za istotne.

- Jestem pewna Ushi, że Twój miodowy głos oraz gładkie jako lica młodzienicy nuty zdobędą na konkursie Kancelarii odpowiedni aplauz. Wielu sztukmistrzów liry czy lutni słyszałam, żaden jednakże nie może się stawiać z Tobą w szranki.
Helga uśmiechnęła się na koniec swych słów i mocno przytuliła przyjaciółkę.

Elfka sapnęła i wytrzeszczyła oczy, gdy Helga zamknęła tą drobną istotkę w uścisku...
- Pocieszyć to Wy potraficie - powiedziała łapiąc oddech - Dziękuję. Tego mi było trzeba...

Laure z uśmiechem spojrzał na przyjazny gest Helgi. Oby sympatia którą wszyscy wzajemnie wobec siebie czuli była dobrym omenem przed wyruszeniem na wyprawę - ale wspomnienie symbolu Menelotha sprawiło że spochmurniał. Zagrożenie coś mu przypomniało ... i w tym momencie stanął jak wryty ze zgrozą w oczach. Nakrył dłonią usta i dopiero wtedy syknął.
- Pani ANNA! Zapomnieliśmy o niej! Mieliśmy ją znaleźć i ostrzec!!!
Przysunął do siebie dziewczęta i szepnął.
- Co robimy? Łuk czy mechaniczny szachista mogą poczekać, wolałbym zamiast tego odnaleźć panią Annę i dać jej znać że Altdorf nie jest zbyt bezpiecznym dla niej miejscem. Ushi - powiedział spokojnym głosem, nie chcąc wyjść na nachalnie nadopiekuńczego - może odprowadzimy Cię do karczmy byś przygotowała się do występu, my zaś - spojrzał na Helgę - spróbujemy rozejrzeć się za nią?

Helga zastanawiała się przez chwilę nad słowami elfa. Znaleźć panią Annę - łatwo powiedzieć, nieco trudniej zrobić. Mogłaby rzecz jasna wykorzystać część ze swych mocy ... ale wciąż czuła na sobie wzrok Czerwonej Śmierci i nie chciała ryzykować.
- Możemy spróbować. Ushi co Ty na to? Helga zapytała elfkę.
- Możemy poszukać pani Anny i zająć się zakupem łuku ... połączymy te sprawy.

Widząc wahanie Helgi i pamiętając że jest ona mieszkanką Altdorfu, Faethor zdał sobie sprawę że odnalezienie pani Anny nie będzie łatwą sprawą. Wzruszył jednak w duchu ramionami - zrobi co możliwe, nie oszukując. Jeśli uda się odnaleźć panią Annę - to znakomicie, jeśli zaś nie to trudno, jest dorosłą osobą i ryzykując gniew podkanclerza wiedziała chyba co robi. Dużo bardziej zależało mu na dziewczętach i ich bezpieczeństwie, skoro jednak poznał niewiastę i mógł ją ostrzec...
- Zrobimy co się da. Chciałbym jednak by Ushi miała czas na przygotowania - uśmiechnął się czule do minstrelki. - Łuk nie zając, nie ucieknie.

Ushi zatrzymała się i lekko pokiwała głową.
- Dobrze, niech tak będzie. Zresztą - mówiąc energicznie poruszała wolną dłonią - po co mnie odprowadzać. Sama dotrę do karczmy. Nie traćcie czasu. Jestem dużą dziewczynką...
Zbliżyła szybko swe usta do policzka Elfa, odciskając na nim kształt swych warg, oswobodziła swą dłoń i z z lekkim uśmiechem poklepała Helgę po ramieniu.
- Uważajcie na siebie - rzekła i odeszła szybkim krokiem, by nie dać im czasu na protesty. Znała dość dobrze miasto, zgubić się nie zgubi...

Laure nie było w smak puszczać Ysabel samej, jednak nie mógł i nie chciał niczego zabraniać minstrelce, poza tym nachalnością jedynie by tracił.
- Ushi, postaramy się wrócić przed występem! - krzyknął czystym głosem i pomachał jej dłonią, czując jak pali go policzek.
- Wrócimy szybciej niż trwa mrugnięcie księżyca - ponownie uśmiechnęła się do Ushi Helga.

Uważając na drogę przed sobą Ushi odwróciła się lekko bokiem i uniosła dłoń w geście pożegnania. Nie oglądając się już więcej ruszyła przed siebie...
 
__________________
In vino veritas, in aqua vitae - sanitas
Toho jest offline  
Stary 25-10-2010, 15:39   #104
 
Charlotte's Avatar
 
Reputacja: 1 Charlotte nie jest za bardzo znany
[post przygotowany przez Charlotte i Romulusa] - z odzysku

Elf otrząsnął się już na tyle z zaskoczenia by słabo się uśmiechnąć i zażartować.
- Widzisz jak zawróciłyście mi w głowie, piękne kusicielki? Podobacie mi się obie, i jak ja nieszczęsny mam zachować trzeźwość umysłu w Waszej obecności?? Chyba powinienem zażądać po całusie w ramach rekompensaty...
Helga chciała coś odpowiedzieć elfowi, ale nie znając ich kultury nie orzekła ni słowa bowiem nie znalazła na tyle neutralnych by nie urazić młodzieńca.

Widząc spojrzenie Helgi domyślił się że palnął coś głupiego. Westchnął ale nie odrzekł nic, bowiem nie wiedział o co może Heldze chodzić, obiecał sobie za to że będzie na przyszłość bardziej powściągliwy. Zamyślił się zastanawiając nad dalszymi poczynaniami. Nie chcąc tracić czasu minął bez słowa Dom van der Jesse, zamiast tego łamiąc sobie głowę nad spotkaniem w Kancelarii.
- Pani Anna Laheks. Odziana w dobry strój podróżny, na pierwszy rzut oka - twarda kobieta, jednak w jakiś sposób ... zaniedbana. Przybyła do Kancelarii raczej pieszo, jeśli mam zgadywać - wzruszył długimi ramionami nie wstydząc przyznać się do niewiedzy - nie ma wewnętrznej potrzeby uchodzić za nieomylnego. - Wygląd jej dłoni mnie zaskoczył - były zniszczone, i to bardziej wskutek niedostatku niż działania żywiołów. Z drugiej strony ... odrzuciła zlecenie Kancelarii, a i jej strój nie zdradzał by musiała się liczyć z każdym ... jak Ty to Helgo nazwałaś? Te drobne monety? - odwrócił się do dziewczyny.

- Mówisz zapewne o brzdęku lub szlamie ewentualnie o smętach. Helga w mig przypomniała sobie obiegowe nazwy monet z Klatki.

- O właśnie, dziękuję - uśmiechnął się zastanawiając jednocześnie nad nazwami. "Śmieszne, ale i ciekawe".

- Popraw mnie jeśli się mylę, ale warto byłoby poszukać jej w co lepszych karczmach nieodległych od Kancelarii - była przygotowana na to spotkanie, więc są szanse na to że mieszkała blisko. Zresztą, jeśli zatrzymała się gdziekolwiek, u rodziny czy przyjaciół na przykład, to mamy ... klops - dokończył z niejaką rezygnacją.

- Może i racja by jej poszukać w nieco lepszych karczmach czy zajazdach nieopodal Kancelarii. Mam jednakże nieco inną propozycję ... udamy się do Miriam Złotej - magini, alchemiczki i także odczytującej ścieżki. Niestety nasza droga będzie wiodła w nieco mniej reprezentacyjne ścieżki Altdorfu do samej Klatki ... głos Helgi nieco zadrżał ... tedy proszę Cię - gdy tam dojdziemy dam Ci znak. Ta część miasta jest wielce niebezpieczna i mroczna ... nie odzywaj się nie pytany, a we wszystkim zdaj się na mnie ... Poprowadzę Cię w miejsce, gdzie dzieją się rzeczy, które nie powinny się dziać ... Helga popatrzyła na Faethora. Miała nadzieję, że ów zrozumie, iż pewne dzielnice wielkich miast są cokolwiek niebezpiecznie i ktoś nieobyty z ich prawem może wpakować się w wielkie kłopoty.

Zastanowił się przez chwilę
- Znakomity pomysł! - powiedział wreszcie z podziwem. Zganił się w myślach że sam na to nie wpadł - a elfowi, wyznawcy między innymi Morai-Heg, powinno przyjść to do głowy. "Za dużo wrażeń..." Poza tym nadal miał nieco problemów z odnalezieniem się w sytuacji - dopiero po namyśle zorientował się że poszukiwania "blisko Kancelarii" wymagałyby odwiedzenia przynajmniej kilkunastu lokali...

- Zastosuję się do Twoich rad Helgo - przytaknął słysząc z jaką powagą dziewczyna wypowiada ostrzeżenie. Nie miał problemu z podporządkowaniem się komendzie kogoś bardziej doświadczonego, wbrew opinii osób nieprzychylnym elfom. Sprawdził czy miecz i sztylet łatwo dają się wyciągnąć, w rękawie ukrył komponent do jednego z czarów ze swej skromnej dostępnej listy. - Ale w Drakwaldzie Ty mnie się słuchaj - zażartował i dostrzegł coś interesującego. Tak, teraz widział to wyraźnie. Podbiegł do niewiasty sprzedającej polne kwiaty. Wybrał ładne jeszcze i nie opadnięte, zapłacił i wrócił do Helgi.
- Proszę - powiedział z przepraszającym uśmiechem.

 
__________________
Dla każdego żywego bytu istnieje broń, przed którą nie może się on uchronić. Czas. Choroba. Żelazo. Wina...

Ostatnio edytowane przez Charlotte : 25-10-2010 o 15:46.
Charlotte jest offline  
Stary 25-10-2010, 15:47   #105
 
Charlotte's Avatar
 
Reputacja: 1 Charlotte nie jest za bardzo znany
[post przygotowany przez Charlotte i Romulusa] - z odzysku - c.d.

– Dziękuję za kwiaty - na twarz Helgi, mimo jej usilnych starań wypełzł kraśny rumieniec. Helga przez chwilę zastanawiała się, co ma począć. Po chwili podeszła nieco bliżej Faethora i pocałowała go w policzek dodając - Kwiaty są prześliczne, dziękuję Ci. Jeżeli znajdziemy się w Drakwaldzie to z wielką chęcią zastosuję się do Twych rad. Jak jest w Drakwaldzie? Rzeczywiście jest to "Smoczy Las" jak to jego nazwa wskazuje?

Wkrótce rumieniec nieco zbladł na licach Helgi, a i ona sama poczuła się nieco pewniej i swobodniej.

- Proszę bardzo - odpowiedział Faethor czule i w ostatnim momencie ugryzł się w język. Odchrząknął - Drakwald... - sposępniał nieco choć też i spojrzał z podziwem na dziewczynę. "Niewiele Ci umknie"...

- Wyjaśnię z miejsca, bowiem sam troszkę jestem skonfudowany tym jak Wy, ludzie, postrzegacie świat. Każda puszcza w Imperium ma odrębną nazwę a co więcej, jako odrębna część podobno jest traktowana. Dla nas to ciągle jeden Wielki Las na Wschodnim Wybrzeżu, zasiedlony w Złotym Wieku przez wybrańców wielkiego Asuryana, niech jego imię będzie chwalone przez wieki. Część moich przodków o których wiem przybyła tutaj z Tiranoc i Caledoru cztery tysiące lat temu. Wtedy jeszcze zwać te lasy można było Caradan Loren, bowiem smoki nie usnęły i licznie zasiedlały ziemie tutaj i góry na wschodzie. Podobno nie było niczym niezwykłym widzieć naraz pięciu albo i dziesięciu Beith Caradan, Jeźdźców Smoków, jak są znani w Waszym języku! - wyjaśnił z wypiekami na policzkach i dygocząc z emocji, ponieważ słowa Helgi poruszyły tęskną strunę w jego sercu. - Teraz natomiast... - przygryzł wargi. - Śpią. Zasnęły smoki, ich miejsce zajęli ludzie, tu w Drakwaldzie - czy też Darkwaldzie bo i pod tym mianem jest ten las znany, zaś na północy, w Laurelornie i Fuin Loren - Lesie Cieni - bestie i wyznawcy Mroku mają swoje leża - gniew i gorycz zadźwięczały wyraźnie.

- Jak poznałaś Gormana? - zapytał zaciekawiony. - Wiem że to nieprzystępna rasa, choć oczywiście do Was, ludzi, mają inny stosunek niż do Asrai - przemilczał że niechęć jest obopólna - sam nie mógł narzekać na zachowanie krasnoluda, a i interesy jego pobratymców z krasnoludzkimi kupcami w wioskach w Drakwaldzie, choć prowadzone zwykle w atmosferze dość napiętej, były przede wszystkim rzeczowe. - I co oznaczały Wasze słowa? Jeśli mogę wiedzieć - zastrzegł się od razu.

– Oj to dość przydługa i raczej banalna historia. Kilka lat temu pracowałam jako ochroniarz w składach kupieckich. Sprawujący nad składami pieczę sprawdził moje umiejętności na wiele sposobów. Jednym z nich była walka z Gormanem na miecze ćwiczebne. Oj powiem Ci, że podówczas dostałam tęgie lanie od niego ... Niemniej jednak zaintrygowały go moje umiejętności, chęć i zapał do nauki oraz głowa chłonna wiedzy. Helga uśmiechnęła się na dawne wspomnienia. Od tego czasu wiele godzin spędziłam na placu - to ćwicząc, to parując się z Gormanem czy innymi fechmistrzami, czasem tylko przyglądałam się walkom poszukując w nich nowych ruchów i taktyk, wypatrując słabych punktów i odsłoniętych miejsc ... Dawne dzieje. Gorman jest krasnoludem o dość otwartym umyśle, przyjaźnie nastawionym do wszystkich ludzi i nie-ludzi, z wyjątkiem tych zielonoskórych. Mawia się, że swoje przezwisko zarobił w walce z demonem czy smokiem ... jaka jest prawda nie wiem. Może kiedyś sam opowie ... ?

- A dokładnie o jakie słowa pytasz? Helga była prawie pewna, ale chciała po pierwsze nieco odpocząć od ciągłego paplania i zająć się kontemplacją bukietu, znad którego puściła raz, czy dwa - a może i trzy razy oko do Faethora. Za każdym razem doskonale bawiła się widokiem jego miny. Dwa, że nie bardzo wiedziała, o które słowa może chodzić elfowi. O niewinny zakład o buteleczkę najlepszej starki? Może ... Póki co czekała na odpowiedź elfa.

- Hmmm - elf nie wiedział do końca co oznacza to mruganie, zwłaszcza po minie Helgi po wcześniejszym żarcie, ale wywoływało ono miłe dreszcze wzdłuż kręgosłupa. Przyjrzał się krytycznie bukietowi. Gdyby miał więcej czasu ułożyłby kwiaty, dodałby może... "Stop!" - powstrzymał się. Bukiet był ładny, choć zakupiony pod wpływem impulsu. Spodobał się, to najważniejsze. Oczy Helgi pięknie wyglądały zza zasłony polnego kwiecia.

- Miałem w takim razie dużo szczęścia spotykając tego krasnoluda, od czasu Wojny o Brodę niewielu elfów spotkała przyjemność przyjaznej rozmowy z Khazadem - uśmiechnął się miło, przypominając sobie szorstkie targi wojowników Asrai z krasnoludzkimi kupcami. - A pytałem o to co powiedział Gorman... - zmarszczył brwi - "Nie słuchać o śmierci przyjaciół". Czyżby mu coś groziło? Wcześniej zaś wspomniałaś o wyścigu czy pojedynku na ... Wielkim Dzwonie Wieży Północnej? Dobrze zrozumiałem?

- Nie dziwię się że jesteś znakomitą wojowniczką, podejrzewam że pod okiem Gormana nawet ja zacząłbym przypominać woja... - nie miał oporów przed żartowaniem z samego siebie - Mam jednak dziwne wrażenie że panna van Förster posiada pewien sekret albo i dwa - zerknął śmiejącymi się oczyma na kieszeń w której zniknął kłębek kociej sierści. Skłonił głowę - Czyżbyś, będąc elfem, była gotowa przynależeć do Przyjaciół Zwierząt, konkretnie Caraidh Cadhmorr, Przyjaciół Wielkich Kotów? Byłbym zaszczycony gdyby tak wprawna wojowniczka jak Ty zechciała udzielić mi jeszcze jakiejś lekcji...

Helga roześmiała się perliście – Sekrety? ... Drogi Faethrorze, nie wiem jak to jest u elfów, ale pewnie podobnie, ale u nas mawia się "Le donne g'ha seti anime e un animin - Kobieta ma osiem dusz i jedną duszyczkę na dodatek. Poznawszy jedną, cieszysz się, zaczynasz pojmować istotę kobiety. Poznawszy drugą, jesteś zdziwion wielozłożonością, myślisz, że znasz całą kobietę. Odkrywszy duszę trzecią i czwartą czujesz się przerażony i zadziwiony. Odnalazłszy duszę piątą czujesz panikę i nie szukasz dalej ...". Helga ponownie uśmiechnęła się, skryła twarz w kwiatach wąchając ich słodki zapach, jednocześnie rzucała okiem znad bukietu obserwując elfa

– A wracając do rzeczy nie wiem kim są owi przyjaciele zwierząt, o których mówisz ... – Helga się nieco spłoszyła pod wzrokiem elfa – ale każde zwierzęce istnienie jest mi miłe, nie ważne czy to kot, czy wróbel ... Z pewnością znajdziemy czas by nauczyć się wiele od siebie. Jestem więcej niż pewna, że i Ty masz niejedną zadziwiającą umiejętność...

- Jakie to więc szczęście że nie jestem bojaźliwy... - Faethor uśmiechnął się i zdusił chęć przytulenia Helgi - Ciekawi mnie tylko jak w takim razie z Wami wytrzymać, kiedy zaczniecie otwierać swą duszę ... to jest, swe dusze, przed mężczyzną...
- Przyjaciele Zwierząt zaś to elfowie mający wyjątkowy dar porozumiewania się i przyjaźnienia z różnymi gatunkami zwierząt, aż po Beith Caradan, Jeźdźców Smoków. Przejmują od nich wiele zwyczajów, a zwierzęta te darzą ich miłością, pomagają im, a jeśli trzeba - walczą z nimi wspólnie... - nie drążył już tematu - nie było po co.
- Będzie mi bardzo miło przyjąć Twoje nauki - uśmiechnął się do dziewczyny gdy złapał kolejne z jej spojrzeń, budzących nadzwyczaj ekscytujące i miłe dreszcze.

W międzyczasie Helga prowadziła Faethora poprzez Altdorf - wpierw na wskroś poprzez Targ Rybny (niezbyt pachnący różami o tej godzinie), później Bednarską, Garbarską i Rzeźniczą. Laure rozglądał się niespiesznie, ale dłonie trzymał w pobliżu broni a nie na dłoni dziewczyny. Miał wielką ochotę zapytać o Klatkę, które to miejsce takie wzbudzało emocje u Helgi, ale trzymał język za zębami - jeśli sam zaraz się nie zorientuje w czym rzecz, będzie jeszcze czas na opowieści.
Z ulicy Rzeźniczej Helga poprowadziła Faethora małym, cuchnącym i wąskim przejściem. Wspaniały Altdorf zniknął, zniknęły ładne i nowe budynki, zniknęli zwykli ludzie. Nawet gdyby Helga tego nie powiedziała, Faethor by się zorientował, że trafili do starej i zniszczonej części miasta. Helga podeszła do elfa i powiedziała szeptem:
– Tu zaczyna się klatka. Mam nadzieję, że Miriam Złota nie zmieniła ostatnio zwyczajów ...

"A jakie to zwyczaje?" - miał już zapytać ale pomny ostrzeżenia nie odzywał się niepotrzebnie. Zamiast tego uścisnął krótko dłoń Helgi i bacznie się rozglądał. Nawet taki ignorant jak on wiedział o cichej wojnie pomiędzy gangami Haków i Ryb. Znał nazwisko Vespera Klassta, "imperatora altdorfskiego podziemia". Słyszał o "Spoczynku Averlandczyka" - osławionej karczmie, znanej lepiej w całym Imperium jako "Mordercza Dziura", bowiem marny los czekałby każdego averlandzkiego kmiotka który by zawitał w rozpadające się progi gospody. Kupić można w niej było szybciej czyjąś pewną śmierć niż strawę i napitek. Porzucenie głównych ulic Altdorfu i wejście do Klatki było jak przejście z jednego świata do drugiego. Nie było tutaj pośpiechu i krzątaniny ruchliwych, dobrze oświetlonych i patrolowanych przez Straż reprezentacyjnych traktów. Tutaj była tylko okryta mgłą posępna cisza, przerywana jedynie krokami postaci przemykających się chyłkiem po krętych zaułkach w celach o które lepiej nie pytać. Sytuacji nie polepszało to że trzeba było lawirować pomiędzy kałużami błota, wody ale i gorszego, nierozpoznawalnego plugastwa. Bruk dawno został wyrwany ze wszystkich okolicznych ulic - zapewne by dostarczyć pocisków w trakcie zamieszek czy wojen gangów. Wszędzie wokół słychać było odgłosy najwstrętniejszego i najnędzniejszego ludzkiego życia - szlochy i cichy żałosny płacz, szalone pijackie śmiechy, urwane nagle, natarczywe rozgorączkowane szepty zza zamkniętych drzwi i okien - i elf czuł również spojrzenia wielu niewidzialnych oczu śledzących ich z zasłoniętych przed wzrokiem punktów obserwacyjnych. Cała dzielnica zdawała się domem ukrytych gangów rabusiów i morderców oraz hultajów najpodlejszego rodzaju, gotowych poderżnąć gardło za równowartość kufla piwa. Opary z palarni sennego ziela rywalizowały z altdorfską mgłą. Laure przybliżył się do Helgi i szedł z lewej strony nieco z tyłu, pilnując jej pleców. Nie popadał w paranoję ale nie podobało mu się tu - i mógł się jedynie zastanawiać przez co przeszła w swym życiu panna van Förster...
Okolica cuchnęła okropnie, z każdej bramy wydobywał się smród wszystkiego o czym tylko można było pomyśleć. Kilka bram "pachniało" nawet intensywniej niż by to się wydawało tylko możliwe. Helga spięła się w sobie, gotowa na każdy atak i na każdą obronę. Popatrzyła na elfa - pomyślała, że niepotrzebnie go ostrzegała. Mądrość Asurai sama pu podpowiedziała co czynić. W pewnym momencie Helga przystanęła nad kałużą - niezbyt okazałą, ale za to czerwieniącą się niedawno przelaną krwią. Helga dyskretnie poprawiła sztylet, zza pazuchy wyjęła kłębek kociej sierści. Nie bacząc na otoczenie powąchała go z lubością ... Kłębek powędrował do niewielkiej kieszonki w pobliżu sztyletu.
Gdzieś z podcieni starej i zniszczonej bramy wychynęło czterech miejscowych typków. Dwóch z nich nosiło wyraźne ślady po ospie ... twarz trzeciego szpeciły dwie podłużne blizny. Czwarty był karłem. Cała czwórka była uzbrojona w krótkie miecze, sztylety. Dziwnym zbiegiem okoliczności dość tłoczne uliczki nagle wyludniły się niczym za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.
 
__________________
Dla każdego żywego bytu istnieje broń, przed którą nie może się on uchronić. Czas. Choroba. Żelazo. Wina...
Charlotte jest offline  
Stary 25-10-2010, 15:49   #106
 
Charlotte's Avatar
 
Reputacja: 1 Charlotte nie jest za bardzo znany
[post przygotowany przez Charlotte i Romulusa] - z odzysku - c.d.

- Witajcie obcy. Czegóż to poszukujecie w naszym mieście? Zgubliśta się? - odezwał się pierwszy z typków ze śladami po ospie, zapach przetrawionego wina i spróchniałych zębów, który dotarł z jego ust mógłby powalić chyba i trola.
- Może wspomożecie weteranów bitwy pod Himmelheim? - odezwał się ten ze szramami na twarzy. gdy mówił, szramy zdawały się wić, jakby były pełne pełzających pod nimi robaków. Całkiem jakby znajdujące się pod spodem larwy szukały wyjścia.
- Wittman? Po co ględzim po próżnicy? Na cholerę kłapać jadaczką? - odezwał się karzeł do pierwszego ze zbirów - Mamy dziś jeszcze niejedną jazdę. Widać, że to kiepy!
- Wybaczcie przyjacielowi, po głowiźnie bity był, dzieckiem będąc - odezwał się drugi z ospowatych - To jak będzie? Trzymacie knebel i dajecie brzdęk? Czy też kosa i mamy was wpisać do księgi martwych? - pytanie ospowatego było zakończone zawodowym uśmiechem wieloletniego złodzieja.

- Łowcy jeleni... Knebel trepie! - Helga wręcz warknęła na karła, który nabierał powietrza by coś powiedzieć. Ku zdziwieniu Faethora karzeł zamilkł, zmieliwszy pod nosem jakąś niedosłyszalną obelgę.
- Ty ... jesteś jedną stąd ?! - odezwał się nieco zadziwiony pierwszy ze zbirów.
- Nareszcie obczajony fatkotum, a nie jakowy trep! Jasne, że stąd, na Harmonium! Na kaduka! Mamy tu sprawę do Krwawnika ... - Faethor był początkowo nieco zdziwiony słowami Helgi, lecz szybko pojął iż mówi ona w jakimś slangu.
- Zaraz, zaraz, obczailim, że stąd. Lecz brzęk na leże zbieramy ... więc albo brzdęk, albo będziecie milczący ... - mimo, że zbiry uznały przynależność Helgi do tej części miasta, nadal domagały się wkupnego.
- Rzuć uchem! Skurl się stąd! Nie będziemy tu trukać po próżnicy, brzędku od nas nieobaczysz, lepiej idź w Ślepaki - odparła twardo Helga patrząc na pierwszego zbira.
Cała czwórka zbirów patrzyła przez chwilę na Helgę i Faethora ewidentnie oceniając ich potencjał w walce i licząc swoje ewentualne zyski i straty.

Laure do tej pory stał spokojnie, teraz jednak położył dłoń na rękojeści długiego miecza i nieco poruszył nim, tak że widać było długość klingi, o wiele większą od długości krótszej, choć i bardziej poręcznej broni zbirów. Ta poręczność jednak jest małym pocieszeniem w obliczu tego że cztery czy osiem cali ostrza tkwi już człowiekowi w bebechach, kiedy samemu ledwo sięga się przeciwnika. O zasięgu ramion elfa też specjalnie nie trzeba chyba mówić, skoro mierzy on niemal dokładnie cztery łokcie wzrostu...

Helga popatrzyła na elfa ...

- Może załatwimy to po staremu? W starym dobrym stylu? Wyzywam jednego z was wedle wyboru na pojedynek o smar wysokości dwudziestu złotych karli
- Helga zwróciła się do pierwszego ze zbirów, który po chwili się odezwał:
- Wszystko albo nic? - zaproponował zbir. Helga w odpowiedzi skinęła głową. Uczyniła kilka kroków wstecz czyniąc nieco miejsca. Nachyliła się ku Faethorowi i szepnęła mu na ucho:
- Bądź gotów. Nie wierzę tym Skurlom. Życz mi szczęścia ... jestem prawie pewna, że walczyć będzie ów szramowaty
- I tak jest, Helgo - powiedział cicho. - Powodzenia, dziś wieczorem chcę z Tobą napić się wina. Będę strzegł Twych pleców - uśmiechnął się krótko by dodać jej otuchy.
- Dziękuję przyjacielu.
Zaś do zbirów odezwała się poprawiając sztylet:
- Śmierć i życie czy krew?
- Krew - odparł drugi ze zbirów
- Któren? - zapytała pozornie obojętnie Helga
- Ja! - zgodnie z przewidywaniami Helgi do walki stanął zbir o twarzy oszpeconej szramami - Wybieram sztylet.
- Zgoda, niech będzie sztylet. Helga bez wahania zgodziła się na walkę sztyletami.

Dla Laure cała ta sytuacja była nad wyraz niepokojąca. Gdyby nie to że nie czas był na kłótnie kto powinien walczyć, gorąco by oponował - Klatka czy nie, on powinien walczyć, nie Helga. Teraz jednak zacisnął zęby i skupił wzrok na pozostałych trzech zbirach. Helga przygotowując się do walki siłą rzeczy miała za plecami przynajmniej jednego rabusia, a Laure nie zamierzał do tego dopuścić. Z jakiegoś powodu dobrze wyważone ostrza do rzucania u pasa karła napawały elfa przeczuciem że on również jest niebezpieczny, podobnie jak "Szrama". Dbał by ten ciągle przebywał w zasięgu klingi na razie pozostającej w pochwie, oczami wyobraźni widząc kalekę przeszytego ostrzem wyciągniętym jednym płynnym ruchem-ciosem wypruwającym wnętrzności. Uchwycił pochwę lewą dłonią tak by, gdyby tylko któryś z postronnych wykonał podejrzany ruch, wyrwać miecz i od razu uderzyć...

- Może załatwimy to po staremu? W starym dobrym stylu? Wyzywam jednego z was wedle wyboru na pojedynek o smar wysokości dwudziestu złotych karli - Helga zwróciła się do pierwszego ze zbirów, który po chwili się odezwał:
- Wszystko albo nic? - zaproponował zbir. Helga w odpowiedzi skinęła głową. Uczyniła kilka kroków wstecz czyniąc nieco miejsca. Nachyliła się ku Faethorowi i szepnęła mu na ucho:
- Bądź gotów. Nie wierzę tym Skurlom. Życz mi szczęścia ... jestem prawie pewna, że walczyć będzie ów szramowaty
- I tak jest, Helgo - powiedział cicho. - Powodzenia, dziś wieczorem chcę z Tobą napić się wina. Będę strzegł Twych pleców - uśmiechnął się krótko by dodać jej otuchy.
- Dziękuję przyjacielu.
Zaś do zbirów odezwała się poprawiając sztylet:
- Śmierć i życie czy krew?
- Krew - odparł drugi ze zbirów
- Któren? - zapytała pozornie obojętnie Helga
- Ja! - zgodnie z przewidywaniami Helgi do walki stanął zbir o twarzy oszpeconej szramami - Wybieram sztylet.
- Zgoda, niech będzie sztylet. Helga bez wahania zgodziła się na walkę sztyletami.

Dla Laure cała ta sytuacja była nad wyraz niepokojąca. Gdyby nie to że nie czas był na kłótnie kto powinien walczyć, gorąco by oponował - Klatka czy nie, on powinien walczyć, nie Helga. Teraz jednak zacisnął zęby i skupił wzrok na pozostałych trzech zbirach. Helga przygotowując się do walki siłą rzeczy miała za plecami przynajmniej jednego rabusia, a Laure nie zamierzał do tego dopuścić. Z jakiegoś powodu dobrze wyważone ostrza do rzucania u pasa karła napawały elfa przeczuciem że on również jest niebezpieczny, podobnie jak "Szrama". Dbał by ten ciągle przebywał w zasięgu klingi na razie pozostającej w pochwie, oczami wyobraźni widząc kalekę przeszytego ostrzem wyciągniętym jednym płynnym ruchem-ciosem wypruwającym wnętrzności. Uchwycił pochwę lewą dłonią tak by, gdyby tylko któryś z postronnych wykonał podejrzany ruch, wyrwać miecz i od razu uderzyć...



Helga swój zakrzywiony sztylet. O ile Faethor już widział to dziwne ostrze, o tyle żaden ze zbirów zdawał się nie znać takowej broni. Jej dziwny kształt ostrza i jego niemniej dziwne zdobienia zrobiły na nich mocne wrażenie - patrzyli niczym przysłowiowe woły na malowane wrota. Jedynie przeciwnik Helgi zadawał się niewzruszony. Ale bystre oko Faethora wypatrzyło, że i on miał dziwne wahanie wypisane w oczach.

Szramowaty po którkim wahaniu wyjął również i swoje ostrze.



Ostrze być może mniej zdobione niż klinga Helgi, ale nie mniej niebezpieczne. A do tego po rdzawych śladach krwi widać było, że używane i to skutecznie. Dodatkowo ostrze szramowatego było o kilka palców dłuższa, przez co przeciwnik zyskiwał nieco przewagi na zasięgu.

Pierwsze kroki obojga walczących, pierwsze ruchy sztyletów, były obliczone na wyczucie przeciwnika, na wybadanie jego umiejętności, poznanie mocnych i słabych stron, na wybranie właściwego sposobu ataku. Pomyłka w przypadku krótkiego mogła oznaczać spore kłopoty ...

"Dobrze że Helga wydaje się pewna siebie" - pomyślał Laure z ulgą. Spojrzał na karła i uśmiechnął się zimno. Demonstracyjnie przejechał spojrzeniem po ciele zbója i uśmiechnął się szerzej. Zabębnił palcami po rękojeści, jakby nie mógł się doczekać walki.

Pozostałe zbiry nie wydawały się być zagrożeniem ... obserwowali zmagania Helgi i Szramowatego jednocześnie kątem oka obserwując Faethora. Niemniej jednak, wbrew obawom elfa, żaden z nich nie próbował czynić nic podejrzanego.


Tymczasem Helga i szramowaty przestali krążyć wokół siebie niczym dwa młode koguty. Helga, podobnie jak w walce z Faethorem, rozpoczęła stawiać kroki niezgodnie z ruchem ostrza, raz szybciej, raz wolniej. Gdy pochylała ciało w lewo, stopy szły w prawo. Czasem ciało i stopy oraz ruch ostrza były zgodne. Całe te manewry miały na celu omamić przeciwnika, uśpić jego czujność, nie pozwolić przewidzieć ataku. W pewnym momencie dwoma szybkimi krokami Helga skoczyła do przeciwnika. Niestety szramowaty nie dał się wziąć na plewy, mimo że z widocznym trudem, ale zablokował cięcie Helgi zmierzające ku jego trzewiom. Ostrza zgrzytnęły, w powietrze wyleciało kila iskier. Szramowaty uczynił wyjście z walki zgodnie z kanonami "Fechtbuch" Hansa Talhoffera, czyniąc młyniec blokujący ewentualne ataki. Kolejny atak szramowatego było klasycznym cięciem wyprzedzającym w linii 5 - zgodnie z kanonami "Flos Duellatorum" estalijskiego mistrza Fiore Dei Liberi. Cięcie było cholernie szybkie i nieprzewidywalne - Helga początkowo znalazła się w niezłych opałach, dopiero obrona rodem z "Über die Fechtkunst und den Ringkampf" pozwoliła jej zablokować zwodniczą i śmiertelnie niebezpieczną fintę szramowatego. Na końcu Helga pokusiła się o wyjście do ataku w półkroku z markowanym cięciem w lewą rękę - zgodnie z zapisami "Gladiatorii". Okazało się, że szramowaty zna techniki opisane i w tej księdze. Kolejny już raz ostrza starły się ze sobą. Przeciwnicy odstąpili na chwilę od siebie ... widać było mocne zmęczenie szramowatego, również i Helga była widocznie zmęczona.

Helga zastanawiała się przez chwilę jak ma wyjść z tego impasu. Widać było, że szramowaty w niejednej jatce brał udział. A do tego znał te bardziej i te mniej znane techniki walki sztyletem. Działał wręcz podręcznikowo. Helga miała podejrzenia, że jej przeciwnik pobierał gdzieś naukę walki sztyletem, lecz niestety styl szramowatego nie zdradzał żadnych naleciałości. Po krótkiej przerwie w czasie której Helga rozmyślała nad sztuką szramowatego, ten kpiąco się uśmiechał - ale widać było po nim zmęczenie i podziw. Podobny podziw wyrażały oczka pozostałych zbirów.
W pewnym momencie szramowaty wyprowadził atak inny niż wszelakie jego dotychczasowe działania - wpierw markowany cios w głowę, później zwód, wyprzedzenie i uderzenie w okolicę serca. "Cholerne stirlandzkie pchnięcie ze zwodem" przemknęło Heldze w głowie - podczas gdy jej ciało niemal mechanicznie odparło atak zwodem, blokiem i sypnięciem piaskiem po ślepiach. Ot klasyczna obrona estalijska połączona z imperialem ... zakończona bretońskim młyńcem.

Przeciwnicy, mimo iż dyszący niczym ogary po pogoni, nie byli ranni. Helga postanowiła przejąć inicjatywę i zaatakować niekonwencjonalnie. Wpierw zaczęła od zwodzenia przeciwnika zmiennymi ruchami stóp i ostrza. Markowała ruch i zmieniała tempo ataku i ruchu by zmylić doskonałą obronę przeciwnika. Dwa razy próbowała dość trudnej finty i dwa razy mało co a przeciwnik dosięgnął by ostrzem celu. W pierwszym ataku ostrze szramowatego o cale minęło ucho Helgi obcinając jej nieco włosów. Drugim razem jego ostrze, po zbiciu przez Helgę, o włos minęło serce wojowniczki i urwało jej guzik ...

... Merde! wyrwało się szramowatemu.

Helga odskoczyła od przeciwnika dając sobie niestety również jemu nieco spokoju i czasu na złapanie oddechu. Postanowiła skorzystać z kilku sztuczek znanych tylko Gormanowi. Miała nadzieję, że opracowany przez niego manewr Brzuchacz da jej przewagę w walce. Dla pewności postanowiła wykorzystać także swoją oburęczność. Atak rozpoczęła od markowanego ataku na podbrzusze przeciwnika. Szramowaty wpierw zgodnie z jej intencjami zasłonił się i wyprowadził kontratak w prawą łopatkę ... w tym samym momencie Helga szybko podbiła jego atak i następnie równie szybko przerzuciła sztylet w lewą dłoń i wykonała sztych prosto w bebechy. Tym razem niestety szramowaty nie zdołał się obronić. Sztylet utkwił niezbyt głęboko w jego trzewiach. Helga nie chciała zabijać przeciwnika, przynajmniej nie bez powodu. Trzymając ostrze w ranie i delikatnie je uciskając - co pozwoliło jej wybić przeciwnikowi jakikolwiek opór z głowy zapytała wszystkich zbirów:
- To jaka będzie jazda? Szukacie sobie innych jeleni czy też mam go wpisać do księgi? A szkoda by było, trza przyznać, że bystrzak z niego...
- Brama dla was ... swoją drogą kim Ty jesteś? zapytał pierwszy ze zbirów (widocznie ich szef) Helgi.
- Helga van Förster, w Klatce znana też jako Aasimara.
- Aasimara? Gestor Opiekunka? Jedna z Trzech? zapytał niepewnie pierwszy ze zbirów, a nieznane Faethorowi miano poszło szeptem wśród zbirów.
- Owszem.
- Wybaczcie nam pomyłkę. Niech afery mają was w opiece Gestorko. Ku zdziwieniu Faethora ewidentnie przestraszone zbiry oddały im pokłon i spojrzawszy na Helgę poprosiły o uwolnienie ich towarzysza. Ta skinąwszy lekko głową pozwoliła im go zabrać. Po chwili zbiry zniknęły, a na ulicy pojawili się pierwsi ludzie. Helga popatrzyła na Faethora i widząc jego niemałe zdziwienie powiedziała:

- Ech widzę, że bez wyjaśnień się nie obędzie ... co? Ale chodźmy do Miriam Złotej. Jak ją znam to jak zwykle siedzi w gospodzie Krwawa kiszka lub też pilnuje starego cmentarza. Może pierwej karczma? Bo w gardle od tego gadania z owymi typkami zaschło mi w gardle...
Elf powoli, ostrożnie wypuścił powietrze które wstrzymywał w płucach pod koniec pojedynku i w trakcie rozmowy Helgi z rabusiami. Puścił pochwę miecza i odprężył się.
- Muszę pamiętać żeby nigdy nie dać Ci okazji do tego żebyś wyciągnęła na mnie ostrze, zwłaszcza w gniewie - powiedział cicho ale i radośnie - Jesteś ... niesamowita! Gdzie tak się nauczyłaś walczyć krótkim ostrzem? - oczy Faethora płonęły a podziw w głosie nie był żadną miarą udawany. Elfich wojowników widział w boju nie raz, ale nie spodziewał się by któryś z nich lepiej sprawił się w walce na tak krótkim dystansie. Na myśl przyszło mu wspomnienie słów jednego z wojów: "Ten kto trafia do Uzdrowiciela po walce na noże jest zwycięzcą...". Nie mógł się nie zgodzić pamiętając jak blisko ostrza przemykały obok ciał. Ciekaw był czy umiejętności Helgi opierają się na instynkcie i szybkości, czy też raczej na ćwiczeniu - ale sądząc po różnorodności ciosów i obron bez setek godzin wprawiania się w walce nie było co liczyć na wyjście cało z opresji.
- Chodźmy do gospody - powiedział ze słyszalną wyraźnie w głosie ulgą. - Hmmm, czy na placu u Gormana bawiłaś się ze mną...? - zerknął ciekawie na zarumienioną z wysiłku buzię Helgi.

Helga popatrzyła na Faethora, jego pytanie było dla niej czystym zaskoczeniem. Zaskoczenie to malowało się na jej twarzy.
- Nie przyjacielu, na placu u Gormana okazałeś się wielce wymagającym przeciwnikiem.

Elf skinął głową.
- Dziękuję. Nie chciałbym być nigdy zmuszony walczyć tak jak Ty musiałaś... - sięgnął po jej dłoń ale zreflektował się gdy przypomniał sobie gdzie się znajdują.
- Chodźmy - powtórzył serdecznie.
 
__________________
Dla każdego żywego bytu istnieje broń, przed którą nie może się on uchronić. Czas. Choroba. Żelazo. Wina...
Charlotte jest offline  
Stary 18-11-2010, 12:51   #107
 
Toho's Avatar
 
Reputacja: 1 Toho wkrótce będzie znanyToho wkrótce będzie znanyToho wkrótce będzie znanyToho wkrótce będzie znanyToho wkrótce będzie znanyToho wkrótce będzie znanyToho wkrótce będzie znanyToho wkrótce będzie znanyToho wkrótce będzie znanyToho wkrótce będzie znanyToho wkrótce będzie znany
Karczma, zwana czasem z arabska karawanserajem, o szumnej nazwie Krwawa Kiszka

Konia!, Ba, konia z rzędem! Temu, któren powie mi skąd na terenie Klatki. Klatki, gdzie zbrodnia i występek szerzą się niczym morowe powietrze, gdzie łatwiej o pijanego w sztok drwala niźli o rycerz w lśniącej zbroi. Niejeden mieszkaniec Klatki, ba niejeden bywalec Krwawej Kiszki mniewa, że nazwa karczmy wzięła się od niemałej ilości rezunów w okolicznych zaułkach i bramach i od ilości flaków wypruwanych codziennie z nieświadomych niczego ofiar.

Niestety wszelakie domysły dotyczące nazwy karczmy są najczęściej mylne i złudne. Tak naprawdę nazwa karczmy wzięła się z faktu, iż na tym miejscu wiele lat wcześniej, gdy ten teren nie należał do Klatki, znajdowała się tu rzeźnia. Miejsce uboju rogacizny i nierogacizny wszelakiej – znane podówczas ze swego wyrobu, właśnie Krwawej Kiszki. Obecny właściciel, kierując się sobie znanym poczuciem humoru, nazwał karczmę na cześć (czy ku pamięci, kto go tam wie) słynnych Krwawych Kiszek.

Karczma Krwawa Kiszka znajduje się w piętrowym ceglanym budynku. Budynek, który kiedyś był piękny, a jego cegły były jasne, obecnie jest nieco podniszczony, a jego cegły mają kolor krwistoczerwony. Ta czerwień z biegiem lat zadawała się dopasowywać do charakteru samej klatki. Obecnie cegły są ciemno-rude, niektóry twierdzą, że brązowe. Co może dziwić – okna są całe i nawet coś (niewiele, ale zawsze) przez nie widać! Nad wiecznie otwartymi wisi nieduży szyld z biało malowaną nazwą „Krwawa Kiszka”. Ktoś dowcipny oraz biegły w medycynie napisał pod spodem „stolcowa”.

Klientela karczmy to mieszanina różnych indywiduów z Klatki. Znaleźć tu można ludzi od mokrej roboty, złodziei, porywaczy zwłok, żaków i wagabundów. Ale w tej karczmie bywają i inne indywidua o podejrzanej facjacie i zakazanym wyglądzie. Zwykle ich miana i zawód nie są znane – tylko czasem w formie plotek i pogłosek wracają informacje o ich sprawkach. Mimo tego w samej karczmie zwykle obywało się bez burd, awantur czy dźgania nożami.

Faethor i Helga zbliżyli się do karczmy. Każde z nich zdołało zauważyć niemałą liczbę śmieci i odpadków walających się w zaułkach. Ich oczy wyłowiły z podcieni blask innych oczu – uparcie wypatrujących zbytnio obciążonych kiesek.
– Nareszcie zwilżym nieco gardła. Mam nadzieję, że Miriam jest tutaj … powiedziała do Faethora Helga ... bo jakoś na cmentarz mi nie śpieszno. dodała po chwili z pewnym wahaniem w głosie.

Po krótkiej chwili spędzonej na kontemplacji niezbyt miłej okolicy i wzajemnemu zapewnieniu się o gotowości na wypadek różnych zdarzeń Hela i Faethor ruszyli w stronę drzwi karmy. Drzwi jak zwykle były otwarte, ze środka czuć było dym i zapach niemytych ciał. Helga przed wejściem poprawiła nieco sztylet i popatrzyła na elfa. Faethor wydawał się być równie czujny jak ona. Naprzód ! rzuciła pod nosem i uczyniła krok przez drzwi. Początkowo ani Helga ani Faethor nic nie widzieli w gęstym karczemnym dymie. Helga pociągnęła delikatnie elfa za łokieć, robiąc miejsce pijanemu w sztok człowiekowi, który wytaczał się z karczmy. Może raczej usiłował, ale w końcu mu się udało.

Po chwili dotarli do wolnego stolika nieopodal okna. Takie umiejscowienie dawało dwie zasadnicze przewagi – raz w razie burdy szybką ewakuację przez okno, a dwa dodatkowe światło z okna. Po chwili przy stoliku zjawiła się kelnerka.



– Czym mogę służyć? zapytała z zawodowym uśmiechem.
 
__________________
In vino veritas, in aqua vitae - sanitas
Toho jest offline  
Stary 27-11-2010, 12:52   #108
 
Charlotte's Avatar
 
Reputacja: 1 Charlotte nie jest za bardzo znany
Karczma Krwawa Kiszka

Helga siadła naprzeciw Faethora. Rozejrzała się dokładnie po sali – jej wzrok wyłowił kilku dość dawno nie widzianych znajomych. Zauważyła też kilku obwiesi z którymi kiedyś miała na pieńku. Jej oczy bez problemu wyłowiły z tłumu brzydką staruchę, ubraną w łachmany wróżkę, wieszczkę i przepowiadaczkę.




Starucha siedziała nad kuflem z reszką zapewne jakiegoś sikacza i dłubała bez zbędnego pośpiechu w czymś co miało być kaszą ze skwarkami. Przez chwilę oczy staruchy i Helgi spoczęły na sobie. Mimo, że nie padło ni jedno zbędne słowo, ni jeden zbędny gest czy ruch, Helga wiedziała, że znalazła Miriam zwaną Złotą.
Po chwili przy stole Helgi i Faethora pojawiła się kelnerka-niziołek.
- Czym mogę służyć? zapytała z zawodowym uśmiechem.
– Jak tegoroczne marcowe? Dobrze zwarzone i uleżane? zapytała pozornie bez wyraźnego celu Helga.
– Dobrze zwarzone i uleżało się nieźle w dębowej beczce … wzrok kelnerki zwisł na końcu zdania, a jej oczy wyraźnie studiowały twarz Helgi, jakby starała się sobie przypomnieć skąd ją zna … witaj Gestor Opiekunko, powitać Aasimarę w naszych skromnych progach. Oczy kelnerki zabłysły lekko w jakimś dziwnym oczekiwaniu.
– Spokojnie, nie jestem tu służbowo, a całkiem prywatnie. I wolałabym by tak zostało. Poszukuję pewnego znajomego Krwawnika… zaczęła spokojnie i półgłosem Helga, starając się uspokoić kelnerkę. Kelnerce ewidentnie ulżyło, na wieść o poszukiwaniach jedna jej brew powędrowała w górę, jakby pytała „kogo?”.
–Krwawnika już znalazłam. Podajże no to piwo, i może deseczkę serów i chleba – jedno świeżego i chrupkiego. zakończyła zdanie Helga. Na koniec pokazała kelnerce ukradkiem srebrnika na dowód posiania odpowiednich funduszy.
– Faethorze … zaczęła Helga, gdy tylko kelnerka zniknęła w tłumie … zanim zacznę coś dalej opowiadać. Tam za mną, mniej-więcej na wysokości mego lewego ramienia siedzi pewna staruszka. Brzydka niemożebnie i odziana w straszliwe łachmany. Wygląda, jakby pozbierała całe swe ubranie w okolicznych śmietnikach… Helga nabrała powietrza i kontynuowała … Nie patrz na nią zbyt intensywnie. To jest Miriam Złota. Nie daj się zwieść jej wyglądowi – to co widać to jeno ułuda i iluzja. Zapewne ma swe powody by tak wyglądać. Być może klientela oczekuje zniszczonej życiem staruchy … kto ją tam wie. Zanim pójdziemy pogadać z nią muszę Cię nieco uświadomić w pewnej kwestii. Helga uśmiechnęła się i poczekała by na stole wylądowało piwo, chleb i deska serów. Piwo podano w ceramicznych (kamionkowych) kuflach, a chleb i ser na drewnianej tacy z dwoma nożami. Całość sprawiała wrażenie dobrze przygotowanego i ewidentnie nieco czystszego niż dania innych biesiadników.

Helga pociągnęła piwa delikatnie smakując chmielową gorycz.
– Naprawdę przednie! Ukłony dla piwowara.
– Ale do rzeczy … Helga kontynuowała zdanie … Miriam Złota jest wróżką, przepowiadaczką, czytającą ścieżki. Ale co więcej ma pewne umiejętności magiczne – nigdy co prawda nie przeszła żadnego szkolenia czy nauk. Niektórzy mówią, że to umiejętności wrodzone. Można by ją nazwać nawet wiedźmą. Ale ona nie lubi takiej nazwy. Co gorsza Miriam Złota nie za bardzo przepada za magikami i czarodziejami – uważa ich za nieuków i tłuków do kwadratu. Helga spojrzała na reakcję Faethora.
– Nie przejmuj się jej docinkami. Jest mądra i całkiem znośna … Helga uśmiechnęła się.
– Jeżeli chcemy pogadać to lepiej teraz, niż przy niej. Pewnie masz pytania co do tego co się stało?
 
__________________
Dla każdego żywego bytu istnieje broń, przed którą nie może się on uchronić. Czas. Choroba. Żelazo. Wina...
Charlotte jest offline  
Stary 03-12-2010, 12:27   #109
 
Toho's Avatar
 
Reputacja: 1 Toho wkrótce będzie znanyToho wkrótce będzie znanyToho wkrótce będzie znanyToho wkrótce będzie znanyToho wkrótce będzie znanyToho wkrótce będzie znanyToho wkrótce będzie znanyToho wkrótce będzie znanyToho wkrótce będzie znanyToho wkrótce będzie znanyToho wkrótce będzie znany
Ushi Ysabel Shivarr

Ushi została sama. Jej także było jakoś w niesmak zostawiać przyjaciół. Przyjaciół i to w potrzebie. Ale przygotowania do występu same się nie zrobią … pieśń sama się nie napisze. Do tego trzeba się wystroić … na myśl o przebieraniu fatałaszków nogi Ushi same podjęły decyzję i pokierowały się bezbłędnie w stronę targu. Początkowo zamyślona elfka ocknęła się, gdy do jej świadomości dotarły targowe zapachy oraz gwar i ewidentnie gęstniejący tłum.

Ushi zdziwiła się niemożebnie, że trafiła na targ, ponieważ nie przypominała sobie by tu szła. Ostatecznie wzruszyła ramionami. Rozejrzała się – targ jak targ, mnóstwo ludzi, kupców i pewnikiem równie wiele złodziei. Jej oczy trafiły na kram. Kram chyba dopiero co postawiono z drewnianych desek. Wokół wciąż walały się świeże wióry, a powietrze wypełniał zapach sosnowej żywicy.

Kram sam w sobie być może nie prezentował się okazale, ale za to towary …
Oczy elfki dojrzały między innymi: muślin rodem z Arabii, jedwab z Kitaju, kryształy z Kislevu i Estalii, furta z Kislevu, tileańskie perły rodem z wyspy Sartosa, miękka, lekka i wodoodporna wełna z merynosów pochodząca z Pavonu, wełna jaków z Noskiego Sjoktraken, gęste kobierce z portu Martek, satynę z Estalii i wiele, wiele innych. Jakby i tego było mało do tego tysiące zapachów i woni. Ponownie nogi elfki podjęły decyzję i skierowały jej ciało, za wzrokiem, w stronę kramu.

Kupcem zawiadującym kramem okazał się starszy krasnolud.


Kramu oraz jego dóbr strzegło uważnym okiem kilku jego ziomków uzbrojonych po zęby. Oprócz uzbrojenia ziomkowie kupca mieli paskudne spojrzenie, które skutecznie odstraszało wszelakie szumowiny.
– Witam szlachetną panienkę. Cóż skromny kupiec Mororil Gimerg z Szarych Gór może dla Ciebie uczynić? krasnolud zaczął typową tyradę kupiecką, przy okazji uważnie taksując Ushi i jej ewentualne możliwości finansowe. Ocena wypadła zapewne pomyślnie, bo kupiec nie czekając na reakcję elfki wziął kilka rzeczy do rąk i zaczął je prezentować elfce.
– Mam tu muślin, prosto z Estalii z samego Abaskos. Tak, tak prawdziwa gratka. Wszystkie panienki będą go zazdrościć. Jest bardziej delikatny i miękki nawet niż muślin z Arabii. krasnolud mimo swych sękatych łapsk sprawnie i ostrożnie pokazywał Ushi przepiękny kawałek materiału.
– A może perły?


Krasnolud wyjął z jednej ze skrzyń przepiękny sznur czarnych pereł. – Nie tylko wygląda czarująco … krasnolud uśmiechnął się … ale jest zaczarowany. Sprawi, że jeszcze bardziej podkreślisz swą urodę i swój talent.
Ushi nieco zdziwiła się, że póki co nie padła nawet wzmianka o cenie … ale trzeba przyznać naszyjnik był przepiękny … Ushi gdzieś podświadomie myślała o tym, jak się będzie w nim prezentować. Kupiec chyba złowił jakiś błysk w jej oku, ponieważ ponownie uśmiechnął się i jeszcze dokładniej prezentował perły, a przy okazji inne rzeczy – pokazując jak pięknie komponują się z nimi te perły.
 
__________________
In vino veritas, in aqua vitae - sanitas
Toho jest offline  
Stary 07-12-2010, 20:30   #110
 
Romulus's Avatar
 
Reputacja: 1 Romulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputację
[Karczma Krwawa Kiszka - cd.]

Tłok. Ciasnota. Brak światła. Klaustrofobia elfów znowu się odezwała i Faethor z rezygnacją zacisnął zęby. Źle się czuł w takich pomieszczeniach, a to że Helga nie była szczęśliwa przebywając tutaj nie dodawało mu otuchy. Ileż by dał za to by znowu znaleźć się w Fuin Loren! Zaraz jednak zdławił luźne myśli i wespół z Helgą rozejrzał się po klienteli. Nie przybył tu dla komfortu.

Fakt jednak faktem że niewielką pociechę czerpał z widoku bywalców. W duchu wzruszył ramionami - nie on był od ich oceniania. Rozglądał się niespiesznie i z ciekawością spojrzał na niewiastę niziołków - pierwszą chyba jaką zobaczył odzianą tak ... pospolicie.

- "Gestorko!", "Aasimara"! - Faethor bystro przyjrzał się Heldze, słysząc znajome słowa - "Ciekawe co to oznacza" - pomyślał, na chwilę odrywając się od ponurych myśli. Właśnie się zastanawiał nad "piramidką" znalezioną w szafeczce w Kancelarii.

"Tajemnice i sekrety" - pomyślał niechętnie, słysząc o niejakim "Krwawniku" i tęskniąc jednocześnie za brutalną, czarno-białą, ale uczciwą rzeczywistością Fuin Loren. Z wdzięcznością przyjął zamówienie Helgi, kontent że znająca tutejsze realia dziewczyna przejęła dowództwo. Jeszcze będzie miał okazję się wykazać...

Wysłuchał słów Helgi, ze spokojnym obliczem i zainteresowaniem w oczach. Nie spojrzał na staruszkę nie chcąc przyciągać jej uwagi. Skinął głową, słysząc obiekcje i wyjaśnienia panny van Förster. Rychło też dosiadł się do jadła, z doświadczenia wiedząc że posiłek ma to do siebie że lubi kończyć się nieoczekiwanie wcześnie. Niemniej jednak uważnie słuchał Helgi, nadzwyczaj wręcz uważnie...

- Dziękuję - powiedział uprzejmie do kelnerki i upił łyk piwa. Nie przepadał za nim, woląc dobre wino, ale nie miał zamiaru grymasić. Po prawdzie, było całkiem niezłe...

- Dobrze, Helgo - zamyślony sięgnął długimi palcami ku dłoni dziewczyny, zreflektował się jednak a zamiast tego przemówił - Nie jestem tak doświadczonym adeptem magii by uważać się za nie wiadomo kogo. To może być ciekawe doświadczenie poczuć na grzbiecie trochę słownych batów. Że jednak i ja nie staram się afiszować swą profesją, nie wspominaj jej o niej, proszę. Nie przyszedłem się kłócić, przyszedłem po informacje.

Przerwał na chwilę. Nie wiedział jak powiedzieć Heldze że zależy mu na pośpiechu - nie chciał jej urazić.
- Będziemy mieli masę czasu na opowieści - uśmiechnął się najmilej jak mu się to udało - Na razie porozmawiajmy z tą wyrocznią.

Przywołał kelnerkę by zapłacić, po czym wstał by wraz z Helgą podejść do Złotej Miriam...
 
__________________
Why Do We Fall? So We Can Rise
Romulus jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 15:34.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172