Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 21-04-2011, 10:15   #221
 
Bogdan's Avatar
 
Reputacja: 1 Bogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie coś
Zastanowili się wszyscy, po raz kolejny, nad tymi słowami. Czy teraz, z perspektywy czasu i tego co się stało, ich znaczenie stało się jaśniejsze, czy wprost przeciwnie? Jaczemir myślał intensywnie, przypominając sobie także inne fragmenty przesłania. Analizował wszystkie słowa, jakie padały w tamtej rozmowie, a jakie mógł spamiętać. Od pierwszych, do ostatnich. Wzrok zamyślonego kislevczyka błądził gdzieś po leżącym na stole pośród pyszniących się na rozłożonym materiale monet, połyskującym delikatnie w świetle ognia, niewielkich rozmiarów pierścieniu.
Wśród solidnych, bitych we wspaniałych mennicach Kaisera wielkich krążków, nie wyglądał on wcale okazale. Ot, zdałoby się obrączka niemal, zgrabnie utoczone kółko, skromne i ciche. A jednak kolor światła, które odbijał, gdy się bliżej przyjrzeć, był z pewnością niezwykły. Złoto i szmaragd zdawały się zlewać w jedną mamiącą oko barwę i przepływając przez obręcz skupiać się w swej największej intensywności w klejnocie - który to sam zdawał się niemal pulsować. Niczym oko jakie przyglądać się siedzącym przy ławie artystom.

- Hoening nie mógł wszystkiego sam wymyślić ... to dandys i bawidamek. Prędzej na czyjejś usłudze był, starając się dostać to co mu przyobiecano. - Arwid patrzył teraz na lekko połyskujący pierścień. - Hoening o nim napisał, ale skąd ten klejnot u ciebie Jaczemirze?
- Naszoł ja jewo. W korytarzu. Tu, na zamku - Jaczemir popatrzył po zebranych i uprzedził pytanie, które jak widział cisnęło się na usta - Nie, nie tak zwyczajnie znalazłem. Był przy tem Vautrin.
- Może to znak od naszego gospodarza, że o wszystkim wie i ma wgląd w to co tworzymy - zdziwienie, które wymalowało sie na twarzy starego Daree, gdy padło nazwisko Vautrina nie schodziło. - Ale wtedy prościej byłoby go po prostu wręczyć, a nie bawić się w znajdywanie. Zaraz, zaraz ... ale kiedy to było, bo już ładnych kilka tygodni minęło jakżeśmy Vautrina ostatnio widzieli.
- Dzisiaj. Toć gadał żem.
- Dzisiaj!? Vautrin w zamku jest!? - Arwid, aż poderwał się z miejsca. - Toć może nie wszystko stracone, co by o nim złego nie mówić to jednak Opowieść jest dla niego jak perła w diademie. Mamy sprzymierzeńca w zamku. Chyba, że te psiekrwie go dopadły. Ale przecie on Panem zamku i jak nikt inny jego sekrety zna. Musiał się wyratować.
- Ano. Zna.
- Tylko jak się z nim rozmówić? Zresztą to po jego stronie znalezienie sposobu na dotarcie do nas. My tu jak w celi siedzim.
- Ano. - znowu zgodził się Jaczemir. Po czym wstał od stołu i sięgnął do tubusa spoczywającego wraz z jego torbą nieopodal pod ścianą. - Może to w czem pomoże? - podrapał się po głowie, a potem szczęknęły mosiężne zamki klamer i na stole wylądowały plany.
Arwid na powrót usiadł na ławie. Rozwinął rzucone przez Jaczemira na stół karty. Jeden koniec pergaminu obciążył świecznikiem aby sie nie zwijał, drugi trzymał w dłoni. Długo przyglądał się planom nim zdołał ledwie skojarzyć, którą część zamku przedstawiają.
- Może i pomoże. Trza tylko czasu aby plan na zamek nałożyć i skojarzyć co gdzie się mieści.

Czasu mieli mnóstwo. Wszyscy troje zabrali się więc do oglądania planów z każdej możliwej strony. Jedno próbowało nawet spoglądać przez oświetloną kartę, byle tylko coś dojrzeć. I choć żadne z nich nie było architektem z pewnym trudem udało im się ustalić że plan prawdopodobnie przedstawiał dziedziniec zamku. Tego zamku, choć z początku nie było ta tak oczywiste, oraz przyległe, taczające go miejsca. Głowy bolały, oczy gubiły się w plątaninie linii. Zdawało im się że plan obejmuje również jakieś podziemne kompleksy, najbardziej skomplikowane i nieregularne, jakby złożone z naturalnych jaskiń. Jaczemirowi wydawało się że odnalazł na planie drogę, a przynajmniej jakąś jej część, którą był kiedyś przemierzył prowadzony przez ćmę. Jednak wspomnienie tego wydarzenia było niemal tak zagmatwane jak plany przed oczami. Pewności nie miał.
Kompleks opisany w planach musiał być bardzo rozległy, jednak najbardziej zadziwiło ich co innego. Na planie występowała budowla, której w rzeczywistości nie było na głównym placu. Z rysunku wyglądało, jakby na dziedzińcu miało stać coś w rodzaju dużej, okrągłej wieży. Zdziwieni patrzyli po sobie z pytaniem w spojrzeniach.

Wieża?

- Może... może to pieczara pod zamkiem? - rzekła z wahaniem Liselotte. - Inaczej rysowana niż te jaskinie, ale... Jeśli byłoby to pod ziemią, nie nad nią... - Potrząsnęła głową, rozsypując włosy. - Nie, to tak nie wygląda. Pewnie to pierwotny plan, wyburzono wieżę lub wcześniej jeszcze odstąpiono od postawienia...
Jaczemirowi takie wytłumaczenie bardzo się spodobało. Wyjaśniało by wszystko. Podziemna pieczara... wszystko by pasowało, gdyby nie słowa, ostatnie jakie usłyszał od elfa tej nocy na uroczysku. Buduj wieżę. Ale oni o tym nie wiedzieli, to było przesłanie dla niego, więc nie mówił nikomu. Jednak dziewczyna wciąż tryskała coraz to lepszymi pomysłami. Światy się przenikały, co do tego nie było wątpliwości. Ale ile światów nakładało się tu na siebie? Myślał, myślał intensywnie. Miodu... jarzębiaku... piwnej polewki chociaż...
- A jeśli... - zawahał się, bo nie bardzo sam wierzył w to co chciał powiedzieć - ...jeśli ten plan jeszcze nie powstał? Jeżeli ten, co go kreślił w istocie widział wieżę?
- Jakże to... Cóż by się w owej wieży miało mieścić? Kto by ją miał zbudować...? - zastanowiła się pieśniarka, niezauważenie przyjmując jego wytłumaczenie jako wcale prawdopodobne. Plan zamku przyszłego, czemu nie, wobec rozchwiania, jakiemu podlega tu rzeczywistość?
- Bo ja wiem? - zamyślił się Jaczemir - Wsjo. Wszystko co tylko dusza zapragnie...

Coś jeszcze nie dawało mu spokoju. Pergaminy, wielkie arkusze, choć oddzielne, tworzyły pewną całość. Na jednych były odniesienia do fragmentów drugich, jedne stanowiły na przykład powiększenia pewnych części innych lub inne rzuty. Kiedy poświęcili tyle czasu na porównywanie i dopasowywanie arkuszy, stawało się jasne, że w niektórych miejscach pojawiają się odnośniki do jednej części, której Jaczemir za skarby świata nie mógł odnaleźć.

Czegoś brakowało!

Z tego, co wydawało się kislevczykowi, brakująca część dotyczyła chyba tego, co miało wypełniać wnętrze wieży. Pozostawały plany ścian, podłóg i sufitów. Ale nie wyposażenia czy też może planów tego co miałoby być ewentualnie pobudowane, skonstruowane wewnątrz...Kto wie zresztą czego.

Godziny płynęły, a może tak się tylko zdawało, może nie były to wcale godziny, w skryptorium nie było żadnego urządzenia mierzącego upływ czasu... Ni klepsydr, ni zegara słonecznego, ani tym bardziej któregoś z tych ekstrawaganckich mechanicznych wynalazków które chyba jacyś nie do końca normalni uczeni pokazywali na specjalnych ekspozycjach w Altdorfie, wzbudzając niemałe zainteresowanie gawiedzi, a podobnież nawet i samego Cesarza...
Artyści rozcierali obolałe z nachylenia nad arkuszami karki, odciśnięte od drewnianych ław siedzenia. Co jakiś czas ktoś myślał, że gardło coraz bardziej suche. Czy za murami padał nadal śnieg? Być może, ale tego nie dało się posłyszeć. Chyba przestało natomiast wiać, mimo grubych murów poświsty lokalnych potężnych wichrów zawsze można było usłyszeć w tym zamku, a teraz panowała cisza. Liselotte ziewnęła, z trudem zdążyła zasłonić dwornie buzię.

- A co jeśli ta wieża tu jest? - Odezwał się stary Daree, głosem całkiem mocnym jak po kilkugodzinnym śnie. - Jest na dziedzińcu ... niewidoczna dla oczu, pusta dla dłoni. Eteryczna, niewidzialna ... ale obecna. Wiadomo przecie, że światy się przenikają i nie idzie tu tylko o Opowieść. Upiory na zewnątrz, żywi w skryptorium. Miejsce jedno, światy różne. Urządźmy ją w środku. Tupik, Jasper i Marietta wyszli z kanałów w jakowejś budowli. Niech będzie ona wieżą ... stwórzmy ją od nowa. Jeśli mamy walczyć to poza talentem i piórem innego oręża próżno nam szukać.
Darre napotkał wzrok Jaczemira. Kislevita patrzył na niego zmęczonym wzrokiem, ale z zainteresowaniem. Jakaś iskra błąkała się w jego jedynym żywym oku. Staremu Mistrzowi zdawało się że trochę odżył. Przez ostatnie godziny widział bowiem wyraźnie jak cały zapał i zacietrzewienie, jakim pałał Jaczemir uchodziły jak z przekłutego rybiego pęcherza i starzec powoli stawał się po prostu tylko zgarbionym dziadem.
- Mistrzu Daree - skłoniła głowę dziewczyna. Dwu słów starczyło dla wyrażenia uznania i aprobaty.
- Mistrzu Denhoff? - Arwid spojrzał z oczekiwaniem w spojrzeniu na Jaczemira.
- Jeśliśmy zgodni co do tego, że trza walczyć - walczmy. Piszmy, kreujmy, twórzmy na nowo co już stworzone. - Jaczemir zmęczonym głosem wypowiadał słowa, które powinny być wypowiadane zgoła innym tonem. - Jeno w jednym zaklinam nas wszystkich. W zgodzie piszmy. Tamten wor już plugawił nie będzie - Jaczemir popatrzył wilkiem na nagiego trupa pod ścianą - w tem nadzieja, że się z matni wydobędziem.
- W tem nadzieja - powtórzył za Jaczemirem Daree. - Wszystkiego poza przyborami do pisania, łuczywami, świecami brakuje nam, ale to co mamy do pisania starczy. Powróćmy więc do tego co umiemy najlepiej ... piszmy Opowieść dalej, w zgodzie.
Arwid podszedł do leżącego na stole rękopisu. Odwrócił karty na sam koniec, przebiegł wzrokiem po ostatniej stronie, długo się zastanawiał, po czym wziął czystą kartę, atrament, zapas piór i usiadł bliżej świecznika.
 
Bogdan jest offline  
Stary 13-07-2011, 11:50   #222
 
arm1tage's Avatar
 
Reputacja: 1 arm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumny
Zapadła noc.

Przez półotwarte, opadające niczym ciężkie zasłony powieki Daree widział niewyraźny, coraz bardziej pogrążający się w ciemności obraz skryptorium. Świece pogasły, nowych nie zapalono. Tylko mały kaganek, oświetlający miejsce gdzie siedział Jaczemir, stanowił ostatnie oświetlenie pogrążonego już w mroku miejsca. Jaczemir siedział i pisał, pióro skrzypiało na pergaminie szybko i nerwowo. Spieszył się, a i jego brało we władanie zmęczenie. W lewej ręce kislevczyk ściskał niedawno znaleziony w kamiennym korytarzu pierścień. Liselotte spała już, oparta o jedną ze ścian, przykryta kawałkiem wyprawionej skóry przez jednego z mężczyzn - jej pierś unosiła się miarowo. Słaby wzrok Daree nie wyławiał już nawet tego konturu z ciemności, słyszał tylko cichy oddech. Ile to czasu minęło, czy była dzień czy też noc? Arwid zamykał powieki, coraz bardziej odpływając z tego miejsca, obraz piszącego Jaczemira rozmywał się aż w końcu zniknął, a w uszach starca przestało rozbrzmiewać skrzypienie pióra. Zresztą, niebawem i ono ucichło.

Ale rozdział został ukończony.

Zapadła cisza. Sen, niezwyciężony, cierpliwie czekający na swoją kolej wziął jak zawsze wszystkich w swoje władanie. Przeżyli wiele, rozkołatane wcześniej serca strasznymi widokami i zdarzeniami serca były nadal niespokojne, byli zamknięci pośród wszechobecnego zła czyhającego tylko na otwarcie drzwi,ale w końcu nawet i w takich okolicznościach organizm człowieka jest w stanie i musi zarządzić zamknięcie powiek. Cisza.

Cisza. Ostatni ogień zgasł. Skryptorium zamkowe, ciemne i głuche, było teraz jak grobowiec. Pomyśleć by można, że wszyscy są martwi. Jak Konstantin, który nadal leżał jak go ostawiono, śmiertelnie raniony ręką starca. Jak na pogrążonym w mrocznych tonach obrazie. Mężczyźni, osunięci na krzesłach, poruszali się tylko nieznacznie w rytm swoich oddechów. Jaczemir, zmorzony w końcu, wciąż z piórem w omdlałej dłoni, dłoni która niedawno postawiła na pergaminie ostatnie wyrazy. Daree, którego pierś niemal się już nie poruszała...Tylko na jego starczych ustach błąkał się nikły, niewidoczny w mroku cień uśmiechu...

- Chodź, kochany...- mówiła do niego Jasmine. Była dokładnie taka jak zapamiętał - Już czas...

Uśmiech na chwilę rozciągnął się, a potem zanikł. Głowa starego człowieka zwisła na piersi...

Czas. Dłoń Jaczemira zadrżała, pióro wysunęło się z opartej o drewniany blat dłoni. Liselotte westchnęła przez sen. W jej westchnienie wpleciony był inny głos, melodia starszej rasy której nikt już nie słyszał. Nikt oprócz jej samej, a choć na brzmienie śpiewnej mowy serce jej wyrwało się ku niebu, słowa zmroziły ją i skuły młode serce lodem.

- Nie napisałaś...- smukła sylwetka Fer'redara jak mgła pośród cieni wielkich drzew - Nie napisałaś o mnie...On zawraca...Czekałem. Żegnaj, Liselotte...

Osunęła się niżej na prowizorycznym posłaniu. Młode ciało dziewczyny było teraz rozłożone na kamiennej podłodze. Powieki nie rozwarły się, a serce zaczęło się uspokajać aż w końcu wróciło do jednostajnego rytmu. Dłoń Jaczemira przestała drżeć, trzymany w drugiej ręce pierścień wytoczył się i zatrzymał na drewnianym blacie. Sen brał ich we władanie coraz bardziej, schodzili coraz głębiej, cisza stawała się coraz bardziej martwa. Noc. Gęsty mrok wyciszał nawet bicie serc. Pora. Pora, w której nic już nie mogli usłyszeć. Pora, na którą czekał cierpliwie czarnoksiężnik.

Droga, którą wszedł, stawała się teraz drogą wyjścia. Nikt nie mógł zobaczyć, jak wokół leżącego na blacie pierścienia zaczyna bezgłośnie formować się mgła. Zrazu niewielka, podobna do dymku, z każdą chwilą rozsnuwająca się coraz bardziej po mrocznym pomieszczeniu. Z każdą chwilą wchodząca w obcowanie z mrokiem, zdawała się czerpać z niego i nabierać materialności. Powoli mgła zaczęła znikać, przekształcając się w ciemną, jakby utkaną z gęstszego mroku bryłę, sylwetę. W końcu, w skryptorium, niedaleko stołu Jaczemira pojawił się odznaczający się kontur ludzkiej postaci. Drgający lekko na blacie pierścień zatrzymał się.

Czarownik trwał długo nieruchomo. Patrzył na spoczywających na krzesłach, na dziewczynę i na trupa Konstantina. Długą chwilę poświęcił na studiowanie leżących przed Jaczemirem zapisków. Zamyślony zamknął oczy, a kiedy je otworzył, zaczął działać. Cień, cień w powłóczystej ciemnej szacie i o długich ciemnych włosach opadających na ramiona zaczął przesuwać się po skryptorium, bezgłośnie stawiając stopy na kamiennej posadzce...

Na zewnątrz, w zbeszczeszczonej zamkowej sali spotkań, postać w kapturze czekała pod drzwiami przejścia do wieży. Cierpliwie, choć za jego plecami ci, którymi dowodziła, w różny sposób okazywali swoje zniecierpliwienie i podekscytowanie tym, co zaraz miało nastąpić. Agathor czekała jednak niewzruszenie. Doczekała się. Szczęknięcie rygla było tylko symboliczne, bo już zanim nastąpiło, oni poczuli że blokujące ich bariery zniknęły - usunięte przez tego, który niegdyś je stworzył...

Drzwi otworzyły się. Czarownik stanął w nich, podmuch powietrza w korytarzu poruszył jego długimi włosami. Agathor przez chwilę popatrzył tylko na tubus, który tamten trzymał pod pachą. Upiory syknęły z zadowoleniem.

- Zdjąłem pieczęcie. - powiedział ten, który dopiero co opuścił skryptorium - Oni należą teraz do was...

Agathor uśmiechnęła się, powstrzymując jeszcze gestem tych, którzy rwali się już by wtargnąć wreszcie do tego miejsca.

- Pora teraz...- odezwał się znowu czarownik - Abyście i wy wywiązali się ze swojej części umowy.
- Oczywiście...- głos odpowiadającego był niemal niesłyszalny - Wywiążemy się. Jak obiecano.

Najchętniej rozerwałby tego człowieka na strzępy. Niestety, nie było to możliwe. Czarownik wiedział dobrze, co stałoby się teraz, gdyby się odpowiednio nie zabezpieczył. Zresztą, i tak w paru miejscach ich interesy nadal się krzyżowały. Poza tym, On i Zamek... Może...Może jeszcze kiedyś...pomyślała Agathor. Nie teraz jednak. Nie tu.

W oczach czarownika widziała, że on wie. Uśmiechnął się dworsko. Jakże nienawidziła magów.

Rozstąpili się. Postać w długiej szacie przeszła obok nich bez słowa, pozostawiając za sobą otwarte drzwi do skryptorium. Czarnoksiężnik, z tubusem pod pachą, sunął przez gruzy wielkiej sali, mijając powybijane okiennice, poprzewracane stoły i walające się wszędzie przedmioty, świadczące jeszcze całkiem niedawno o świetności oraz przepychu tego miejsca. Za strzępami okien wicher współzawodniczył ze śniegem o palmę pierwszeństwa w szaleństwie. Niegdyś architektoniczna perła, oślepiająca nieostrożnych gości swym blaskiem, teraz komnata była już tylko przestrogą przed niszczycielskim efektem czasu. Popękane stropy, sterczące jak szkielet starożytnego gada puste, częściowo połamane drzewce, na których wcześniej pyszniły się herby odwracały uwagę od resztek nic już dziś nikomu nie mówiących malowideł sklepienia - a przecież niegdyś nie można było oderwać od uwiecznionych na nich scen oczu! Strzaskane okiennice waliły na wichrze o mury, ale w większości okiennych otworów nie było nawet i ich, za pustymi oczodołami malowała się tylko otchłań, gdzie rządziły niepodzielnie deszcz i śnieg. Na zdewastowanych ścianach tu i ówdzie odbarwienia przypominały o kształtach wiszących tu w przepysznych ramach dzieł sztuki. W półmroku fragmenty zniszczonych, porozrzucanych wszędzie mebli i części walających się w wodzie rzeźb wyglądały jak kontury niepokojących stworzeń, potworów czających się w kątach i za kopcami gruzu. Kto wie, może naprawdę zresztą nimi były.

Czarownik podszedł jeszcze do jednego z ocalałych stołów i ujął w dłoń kielich, cudem nietknięty nawałnicą. Zdobna w pierścienie dłoń uniosła go ku górze, w ostatnim toaście. Przez twarz przebiegł cień czegoś, co w półmroku mogło być wzięte za smutek. Ale prawdopodobnie było czymś jeszcze innym...

- Jeszcze nie tym razem. - czarnoksiężnik wznosił toast z zadartą głową i wzrokiem utkwionym w sklepieniu - Ale następnym razem mi się uda. Uda się, Se'ntinel e'h.
Strażnik odpowiedział długim niskim pomrukiem, który ciągnął się długo po jego podziemiach, korytarzach i krużgankach.





* * *



Fer'redar był zupełnie niewidoczny na tle pogrążonego w mrokach boru, zwłaszcza gdy tak jak teraz trwał nieruchomy. Wszystko było niewyraźne, wszystko było jak sen. On sam był jak jego część, jak senna mara wpleciona w tkaninę snu stworzoną z wyobrażeń prastarych drzew i przebłyskującej między pniami tafli odległej wody. Elf siedział wysoko, wpatrując się uważnie i smutno w kontur powoli sunącej po spokojnej powierzchni łodzi. Jej kształt, osnuty mrokiem i mgłą nad wodami przypominał rozlaną na obrusie plamę.

Bystry wzrok Fer'redara wyławiał jednak z mroku smukłą, tyczkowatą sylwetkę stojącego na środku łodzi Przewoźnika, poruszającego powoli olbrzymią żerdzią zanurzoną w toni. Jego, i niewyraźne kształty tych, którzy, ledwo widoczni znad burt, na tej łodzi nieruchomo leżeli...Kręgi leniwie rozchodziły się od łodzi, która, elf widział to wyraźnie, nie przybije tym razem do brzegu. Zawracała. Powoli, ale nieubłaganie ustawiała się łukiem, zaczynała zmieniać kurs.

- Ar' thar. - usta elfa niemal się nie poruszyły, gdy zwracał się do tego, który był u steru. - Odpływasz. Hodoer odnalazł się, ale nie zdążył...Ona...Nie stworzyła mnie. Tak niewiele zabrakło. Jestem tak blisko, a mimo to muszę odejść. Statek przybije do portu, ale...

Po policzku elfa spłynęła jedna łza.

Ar'thar słyszał wszystko, do samego końca. Słyszał też płynącą łzę. Nie przestawał poruszać swą żerdzią, ale długie uszy poruszyły się nieznacznie, a osadzona na chudej szyi głowa, z której spływały naprzemiennie plecione czerwone i zielone warkocze łączące się w jeden, zwróciła się w kierunku drzew. Fer'redar patrzył długo na sylwetkę, spowitą w zielono-czerwoną szatę na której wykwitały stare symbole. Łódź odpływała już...Elf nie odwracał wzroku dopóki wśród mgieł nie zniknęły ostatnie rozbłyski kryształu, który tkwił przywiązany do końca długiego, opadającego aż za burtę łodzi, warkocza Tego-Który-Kroczy-Pomiędzy-Światami...


A potem nastała Noc.





* * *



- Zrozumiałem. - powiedział cicho człowiek.
- Zrozumiesz. - odpowiedział.

Gdzieś, za zamkniętymi powiekami pośród nocy, Widzący zrozumiał.

- Zrozumiałeś.



Tak niewiele zabrakło, by powstała. W ogromnych, niewyobrażalnych przestrzeniach przetaczają się burze zdarzeń i tego, co nigdy się nie stało. Nie ma tu czasu. Patrzcie, jak szybuje przez pustkę która jednak wcale nią nie jest, między nićmi których liczby nie da się obliczyć, pod i nad niekończącymi się drabinami we wszystkich kierunkach, także w tych kierunkach które nie istnieją. Ogromne skrzydła rozbijają chmury mieniące się wszystkimi barwami, ścierające się w wyładowaniach niszczących i tworzących całe światy. Zieleń i czerwień jego łusek to odznacza się na tle przeszłych i przyszłych wydarzeń, to znów zlewa się z nimi w sposób uniemożliwiający dostrzeżenie szybującego. Może przestaje wtedy istnieć, a może po prostu na chwilę staje się gdzieś jednym. Nie sposób tego stwierdzić, ale zawsze w końcu wynurza się z burz. Patrzcie, zatacza koło. Słyszał wołanie, ale nie może wylądować. Nie ma wieży wśród mgieł, której mogłyby uchwycić się jego łapy, pazury nie wczepią się w żadne blanki. Niemożliwe tym razem nie stanie się możliwe. To, co powiedziane, nie zawsze staje się prawdą, a my nie zawsze stajemy twarzą w twarz z tymi, którzy powstali pod naszymi piórami. On odlatuje więc, bo gdzieś tam zawsze jest jakieś inne wołanie. Stało się, a może właśnie się nie stało. Było, a nie było.

To było... To było dawno i nieprawda.





* * * KONIEC * * *
 
__________________
MG: "Widzisz swoją rodzinną wioskę potwornie zniszczoną, chaty spalone, swoich
znajomych, przyjaciół z dzieciństwa leżących we własnej krwi na uliczkach."
Gracz: "Przeszukuję. "

Ostatnio edytowane przez arm1tage : 13-07-2011 o 12:59.
arm1tage jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 12:19.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172