Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 25-02-2010, 00:47   #121
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
Są rzeczy na świecie które się nawet halflingom nie śniły. W tym momencie Tupik zrozumiał, że to prawda, takiego scenariusza nie mógł a może nie chciał nawet przewidzieć? Co by nie było wszystko zdawało się iść w kierunku kontrolowanej egzekucji...lub niekontrolowanej rozpierduchy. Wybuch szefa i groźba skierowana do nowego była do przewidzenia, to co nastąpiło po niej już nie. I nie chodziło tu o durny wyczyn Sigmaryty, któremu Tupik nie mógł jednak odmówić w tym momencie odwagi czynu - a sama scena ataku na Harapa jeszcze długo będzie krążyć w jego umyśle...o ile przeżyje, bo to było obecnie jego podstawowe zmartwienie, kojone przez fakt, że wciąż serce mu biło a po pierwszej wymianie ciosów wciąż stał na nogach. Może i wraz z chłopakami nie był celem pierwszej ofensywy, jednak nie miał się co łudzić co do dalszych celów kolejnych. Rozkaz zabijcie wszystkich brzmiał ponuro i złowieszczo dla...wszystkich, szczególnie odkąd Harapów zrobiło się dwóch.
Co gorsza obaj chcieli po prostu czystki.

Tupik znów był postawiony przed ponownym trudnym wyborem, lecz nim zdecydował się na jakikolwiek, odruchowo pocałował ziemię, a właściwie kucnął starając się zejść z jakiejkolwiek lini ataku, ostrzału czy nawet przypadkowych padających nań zwłok. Nade wszystko jednak pilnował chłopaków, gotów był przywitać się z tuzinem truposzy o ile będzie to cena za pozostanie blisko z jedynym kimś kogo mógł być pewny w takiej sytuacji. Wiedział, że sam nie zdziała wiele, ponadto uważał walkę w takich okolicznościach za idiotyzm, który lepiej pozostawić innym. I nie miał tu na myśli Chłopaków, doceniał ich sztukę walki i wiedział, że gdy już to robią to na ogół skutecznie a często wręcz genialnie. Miał na myśli walkę w tłumie, bez broni i bez określonego przeciwnika, przypominało to zadymę w karczmie w której każdy bił każdego, tyle że w karczmie używało się kufli... Jednocześnie szybko próbował ostatecznie ustalić kierunek działania.
Chwilowo o ewakuacji nie było mowy, nie z zastawionymi drzwiami. "Każdy kto ruszyłby do drzwi zostanie ostrzelany i zaatakowany...może w drugiej fali? Który to Harap?"
W tej chwili wiedział, że obaj mogą nim być. Musiał znów posłużyć się analizą, ale brakowało mu czasu, starał się więc odciągnąć chłopaków od obu Harapów, licząc, że ich obstawy skupia się na sobie. To była jedyna słuszna pierwsza reakcja, dopiero po chwili mógł zacząć myśleć i analizować... pośpiesznie.

Gdy nagle Harap,wyryczał na całe gardło – Brać ich! Zabić!

Tupik odpowiedział

- Chronić Harapa !!! - wydarł się z całej siły wstrzymując jednocześnie chłopaków od natychmiastowego ruszenia do akcji. Była to chwila, przelotny moment w którym ochrona Harapa musiała dać im spokój...ochrona obydwu Harapów. "Jeśli obie ochrony - z których podstawowy kształt przybrał postać siostrzyczek kontra stała ochrona szefa - z wyjątkiem karla...? Wierzyły że chronią prawdziwego szefa, to taka deklaracja powinna ich uspokoić." Gdy tylko to sobie uświadomił ugryzł się w język i kucnął jakby jeszcze bardziej, zdając sobie sprawę, że siostrzyczki lub stara gwardia może w pełni świadomie pracować dla nowego szefa który Harapem nie jest... W skali prawdopodobieństwa - była na to nikła szansa, natomiast warto było postarać się o chwile spokoju, dać chłopakom możliwość rozejrzenia się za bronią lub nawet zdobycia jej.
Po za tym po takiej deklaracji ten kto od razu zaatakował by chłopaków i Tupika przyznałby się, że jest fałszywym Harapem - lub w przypadku ochrony, że nie zależy im na Harapie. Tupik nie chciał zwracać na siebie uwagi, jednocześnie wiedział, że taki okrzyk powinien powstrzymać najbardziej zaufanych ludzi Harapa i być może dać jeszcze jakieś szanse na wyjście z tego cało.

Wiedział, że próba ucieczki lub postawienia się przeciwko komukolwiek z wewnątrz od razu skupi na chłopakach walkę - a ten moment starał się oddalić jak najdłużej. "Im bardziej się wykrwawią inni tym będzie łatwiej to przeżyć" Tymczasem chaos umożliwiał pokierowanie tłumem a szczególnie zmieszaną ochroną, w sytuacji gdy nie wiedzieli kogo bić, bili tych których byli pewni że mają ich bić...a takich celów jak na razie było sporo.

Tupik nie widział innego wyjścia, "Nim otworzy się przejście trzeba grać na zwłokę", jednocześnie nie opowiedzenie się po stronie właściwego Harapa oznaczało ściganie do końca, brak życia w mieście...może ucieczka za pieniądze z głów?? Z drugiej zaś strony skuteczna obrona Harapa mogła uratować ich tyłki na dobre. "Tylko który to jest Harap?" Nie chodziło nawet o to który przed chwila siedział na stołku i przemawiał - miał nadzieję że tego odnajdzie po krwi Animositasa, ale czy to był prawdziwy Harap? "Czyż nie była to idealna okazja dla podstawieńca aby powykańczać stronników Harapa od środka? Bez broni i tak mało zdziałamy, ale więcej trupów...więcej broni."
Z dwojga złych Harapów...Tupik wolał póki co postawić na to że podstawieńcem był ten który z nimi właśnie rozmawiał. Jeśli się mylił to przynajmniej była szansa że zlikwiduje tego który ma zapędy do tortur...w nadziei że ten "nowy" nie okaże się gorszy. Jednakże w chwili obecnej pomoc jemu, lub wyraźna deklaracja że to o niego chodzi byłaby samobójstwem. " Czy prawdziwy Harap czekał by tak długo z ujawnieniem się? Patrząc jak podstawieniec torturuje mu ludzi??...Jeśli tak to ja nie chcę takiego wodza" - w ciągu chwili podejrzenia Tupika zmieniły się całkowicie, nagle to drugi Harap wydał mu się tym złym. Pośpiech był wyraźnie widoczny i wyczuwalny ....

Co zaś się tyczyło samej walki, przebiegu i konfrontacji, to swój los powierzył całkowicie w ręce Grzecznego i Levana starając się im nie przeszkadzać, wiedząc, że ci dwaj mogą dokonać cudów i polegając na ich doświadczeniu w tak ekstremnalnych sytuacjach. Wasilij też był nie od parady, jednak to siła Grzecznego i szybkość Levana zazwyczaj torowały im drogę. Póki co sam moment walki starał się jednak odciągnąć w czasie, dopiero po zdobyciu broni gotów był ukierunkować chłopaków na podstawieńca... Przewidywał też, że chłopaki postanowią zwyczajnie spierdolić...w tej sytuacji zamierzał trzymać się ich niezależnie od tego co stanie się z Harapem ... i z nim samym. Gdyby zaś zdobyli broni i chcieli walczyć to ... Harap z kuszą, siostrzyczki i być może Mara byli jego pierwszymi potencjalnymi przeciwnikami, dowodem lojalności... ostatecznym argumentem. Najbardziej z nich liczył się podstawieniec, ale Tupik nie wątpił, że złapanie go będzie najtrudniejsze.

Widząc jak Levan rzuca się na Karla, sam sięgnął po sakiewkę. Trzymał ją jak wabik, gdyż zapełniona była miedziakami i kilkoma srebrnymi monetami. Sięgnął rączką do środka zapełniając ją garścią monet. Może nie była to najlepsza "broń" , ale garść monet rzucona w twarz mogła skutecznie na moment odwrócić uwagę przeciwnika. Dla Chłopaków moment był wystarczającym czasem by zabić. Będąc wciąż przy nich wypatrywał najbliższe zagrożenie lub potencjalne cele, gotów w każdej chwili wesprzeć towarzyszy jak potrafi. Skoordynowane działania rewanżowały bolesny brak broni.
 

Ostatnio edytowane przez Eliasz : 26-02-2010 o 01:02.
Eliasz jest offline  
Stary 25-02-2010, 17:57   #122
 
Azazello's Avatar
 
Reputacja: 1 Azazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodze
Levan Kruyk był człowiekiem z północy. Dla ludzi, którzy mieszkali w tym miasteczku nawet z bardzo dalekiej północy. Skoro dotarł tak daleko na południe to znaczy, że przebył kawałek starego świata. I niejedno widział.

Ale do kurwy nędzy czegoś takiego jeszcze nie widziałem. - szepnął pod nosem.

W ciągu kilku sekund wnętrze Rzeźni z pełnego napięcia zmieniło się w pełne krwi, bulgotu, charczenia i krzyku. Dokoła stal szczękała krzesząc iskry, drzwi dudniły pod naporem próbujących wejść ludzi Harapa...

Tylko którego Harapa. Levan nie musiał się obawiać niczego od strony drzwi, nie bez powodu otwierały się na zewnątrz i były dobrze ukryte w futrynie. Miało zapewnić to bezpieczeństwo osobom broniącym się wewnątrz. Ktoś musiałby rozwalić je toporem, a to musiało potrwać - na pewno dłużej niż masakra wszystkich wewnątrz.

Levan jeszcze nie ochłonął po tym jak ujrzał drugiego Harapa, gdy wszyscy jego ludzie rzucili się sobie nawzajem do gardeł. Cieszył się, że w ciągu kilku minut rozmowy dokonał dokładnych oględzin pomieszczenia. Niejednokrotnie bił się w knajpie i wiedział, że najgroźniejszymi przeciwnikami są zawsze Ci, którzy używają broni krótkiej, najlepszej w takich starciach, a w najgorszej sytuacji Ci z wielką nieporęczną. Chyba, że działają z totalnego zaskoczenia.

Tak właśnie było z Dużym Karlem i głową Mathieu. Czy wszyscy w tym mieście stracili już głowę? Po takim zamachu kilka sekund trwało nim Karl odzyskał równowagę... Nim głowa młodego rycerzyka dotknęła podłogi Levan miał już w rękach taboret. I to nie pierwszy lepszy, ale starannie upatrzony. Ten na którym zwykle przesiadywał i huśtał się Borg. Ten trzystufuntowy kloc potrzebował mocnego taboretu. Levan nie widział na kogo zamachnął się Karl, ale był on nie tylko najbliżej niego, ale też atak na niego nie narażał na kontrę z boku, przed którą nie mógłby się obronić... Nim jego ociekający krwią topór rozpoczął wędrówkę w dół, z całą siłą jaką dysponował kieslevita o twarz Karla rozbił się taboret Borga. Na pewno wytrzyma - pomyślał Levan. Oczywiście o taborecie. Bo miał szczerą nadzieję, że szczęka Karla wbije się głęboko w miejsce, gdzie przeciętny człowiek ma mózg.

Ale Levan wybrał Karla nie tylko dlatego, że ten był najbliżej, ale także dlatego, że zza jego pasa wystawał długi sztylet, którym ten często oczyszczał buty z błota. Levan nie miał zamiaru rozstawać się z taboretem, który był wszak doskonałą, jak na te warunki tarczą, a wzbogacił się o ten sztylet i wycofał nieco. Napiął mięśnie nóg, lekko je ugiął i już był gotów do kolejnego ataku, musiał tylko wybrać cel. Skupił swą uwagę na Grzecznym, ten kogo wybierze, będzie też jego celem. Co dwóch to nie jeden...
 
Azazello jest offline  
Stary 26-02-2010, 09:01   #123
 
Trojan's Avatar
 
Reputacja: 1 Trojan jest jak klejnot wśród skałTrojan jest jak klejnot wśród skałTrojan jest jak klejnot wśród skałTrojan jest jak klejnot wśród skałTrojan jest jak klejnot wśród skałTrojan jest jak klejnot wśród skałTrojan jest jak klejnot wśród skałTrojan jest jak klejnot wśród skałTrojan jest jak klejnot wśród skałTrojan jest jak klejnot wśród skałTrojan jest jak klejnot wśród skał
„Grzeczny” Matt Burgen



„Jak by się człek nie nagibał, jakby nie nakombinował ostatecznie i tak wszystko skończy się na solidnym pierdolnięciu”
pomyślał Matt błyskawicznie rejestrując wydarzenia, które niczym trąba powietrzna przetoczyły się przez karczmę. Nie było dużo czasu na dywagacje, ale też i Matt nie należał do tych, którzy dzielą włos na czworo. Zwykle wolał komuś pierdolnąć i potem pytać, bo taka dyskusja dawała przewagę. I skłaniała rozmówcę do ustępstw. A że pierdolnąć komuś lubił i potrafił...



- Chronić Harapa! - ryknął Tupik, który już kulił się na ziemi. Zasraniec nie wystawał znad stołu i tak zbyt mocno a teraz nagle skulił się przypominając rozmiarem kufer. Co było zrozumiałe zważywszy na to, że drugi Harap wyskoczył z naładowaną kuszą nie precyzując celów, które uważał za odpowiednie dla siebie. Grzeczny grzecznie pozwolił wyprzedzić się Borgowi, po czym z całej siły huknął barkiem w słup podtrzymujący balkon okalający izbę biesiadną. Jeden z kilkunastu sobie podobnych. Napięte mięśnie opór znajdowały ledwie chwilkę, po czym słup ustąpił z trzaskiem a z góry posypały się najpierw wióry a później to, co słup podtrzymywał. Zamieszanie wzrosło. Brzęknął wystrzelony bełt, ktoś krzyknął, ale Grzeczny już był w ruchu. Borg wzniósł do góry okutą pałkę. Za cel jednak mógł mieć już tylko Harapa, bo kapłan Sigmara z wywalonymi flakami ruszał właśnie na spotkanie ze swoim panem. Grzeczny skoczył.



- Berek! - Grzeczny grzmotnął pięścią w odsłonięty krzyż Borga. Z całej siły i z całą zapiekłą pasją. Olbrzym zapomniał o nim jedynie na chwilę, ale Grzeczny wiedział ile taka nieuwaga mogła go kosztować. W cios włożył całą siłę i doświadczenie zdobyte latami. A odsłonięty krzyż był idealnym celem. I choć tamten był w ruchu, to jednak Grzeczny miał wrażenie, że trafił dobrze. Pozostało teraz dobić skurwiela, wyrwać mu broń i wywlec z gęstwiny Tupika i Harapa. W tej dokładnie kolejności.


Albo się zabawić.


Oba plany były dobre.
 
Trojan jest offline  
Stary 26-02-2010, 23:09   #124
 
Storm Vermin's Avatar
 
Reputacja: 1 Storm Vermin jest godny podziwuStorm Vermin jest godny podziwuStorm Vermin jest godny podziwuStorm Vermin jest godny podziwuStorm Vermin jest godny podziwuStorm Vermin jest godny podziwuStorm Vermin jest godny podziwuStorm Vermin jest godny podziwuStorm Vermin jest godny podziwuStorm Vermin jest godny podziwuStorm Vermin jest godny podziwu
Gdy tylko zaczęła się rozróba, Wasilij odruchowo sięgnął po swoją wierną szabelkę, która pomogła mu w niezliczonych podobnych sytuacjach. Ale szabelki nie było przy boku kislevity, leżała w skrzyni za drzwiami, podobnie jak reszta jego uzbrojenia. Trudno, trzeba będzie improwizować. Ale najpierw lepiej będzie się połapać w sytuacji. W walce brało udział dwóch Harapów. Zdawało się, że siostrzyczki, Ropuch i Kapa byli po stronie tego, który wyłonił się zza kontuaru. Do drzwi dobijali się potencjalni nowi kombatanci, ale na razie nie stanowili problemu. Tupik, jak zwykle, schronił się w możliwie najbezpieczniejszym miejscu. Obaj nowi zostali zabici w przeciągu kilku sekund. Pozostali chłopacy rzucili się do wrogiego przejęcia broni. Wasilij wolał poczekać z ofensywą aż Harap za kontuarem wystrzeli z kusz. Potem zamierzał porwać jakiś taboret, pałkę czy w ostateczności butelkę i zaatakować dogodnego przeciwnika w celu odebrania mu broni.
 
Storm Vermin jest offline  
Stary 02-03-2010, 21:57   #125
 
Bielon's Avatar
 
Reputacja: 1 Bielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputację
Nie mieli szans. Od samego początku, kiedy ten ktoś, kto zaplanował sobie owe szalone misterium z nimi w roli drugoplanowych aktorów nie mieli szans. Zostali skazani na ołtarzu przejęcia władzy w mieście. Nie sposób było powiedzieć, czemu akurat oni, choć pewną wskazówką mogli być przyboczni „Nowego Harapa”. Borg, Ropuch i Kapa często zaczepiali chłopaków Grabarza a fakt iż kilkukrotnie nabrali w przyjacielskich przepychankach po mordzie od Grzecznego czy Levana bynajmniej nie przemawiał za wzrostem sympatii wzajemnie pomiędzy nimi. Inną sprawą, że na pewno można było powiedzieć z czystym sercem, iż darzyli się uczuciem. Co do tego nikt wątpliwości mieć nie miał prawa. Darzyli się. I było to uczucie głębokie.



Nie była to odpowiednia pora, ale Tupik miał zwykle w takich chwilach jasność widzenia i przejrzystość myśli. I tym razem spoglądał na walkę skulony pod ścianą, uskakując przed kolejnymi przeciwnikami od czasu do czasu, choć były to przypadkowe raczej ataki związane z toczącym się w biesiadnej bojem, unikał i kalkulował. A jego umysł równocześnie na najwyższych obrotach próbował połączyć wszystkie fakty. Wiele rzeczy wydawało mu się zupełnie oczywistych, inne uzmysłowił sobie dopiero teraz. Jak na przykład to, że nowy Harap spotkał się z nim w oberży w nocy przedstawiając swoje plany względem Miżocha, będąc w asyście kilku z obecnie walczących w jego imieniu przybocznych. Krótko mówiąc miał ich po swej stronie już tamtego wieczora. Ropuch, Kapa, Borg i … Piękny. Wszyscy tam byli. Podobnie jak Ormont, właściciel oberży! Jeśli więc był to spisek Harap winien wiedzieć o wszystkich, bo wszyscy ci, którzy wówczas byli w oberży towarzysząc nowemu Harapowi, byli potencjalnymi zdrajcami. Oni, o dziwo, również. Istniała jednak różnica. I to znacząca. O ile bowiem Borg, Ropuch, Kapa czy tam kto inny próbowali dopaść Harapa, to już chłopaki Tupika próbowały go właśnie ocalić. Lepszego dowodu wierności nie sposób się było spodziewać.



Brutalna walka rozgorzała w jednej chwili wypełniając wrzawą i harmidrem biesiadną izbę oberży. Levan wyrżnął Dużego Karla w chwili, kiedy ten próbował wyprowadzić kolejny cios. Levan nie czekał na tę chwilę i z całą mocą wyrżnął wielkoluda ciężkim, dębowym taboretem w szczękę. Chrupnęło tak głośno, że zagłuszył to ledwie jedynie krzyk głuchy Karla. Wielkolud zachwiał się a jedna z Siostrzyczek skorzystała z okazji i cięła go płasko pod kolano, w przyklęku. Zrąbany niczym drzewo, Duży Karl zachwiał się, zamłucił rękoma wypuszczając drzewce ciężkiego topora. Nim jego żeleziec uderzył o klepisko Levan wyszarpnął Karlowi jego długi sztylet i cofnął się w tył dwa kroki. Tylko po to, by zaraz rzucić się w przód. Grzeczny nie próżnował....



Grzeczny obserwował wszystko tylko przez chwilę. Nie lubił wszak skrzętnego planowania, był człowiekiem czynu. Nie miał zatem zamiaru i tym razem tracić go na chłodne kalkulacje. Żywioł był dlań zawsze walką a walka żywiołem. Naparł barkiem na słup podtrzymujący balkon a gdy usłyszał trzask i poczuł, że traci już całe oparcie skoczył ku Borgowi, który skoczył na Harapa. Tego właściwego Harapa. Prawdopodobnie. Grzeczny może i mógł wdawać się w dywagacje, może i mógł rozmyślać i nawet z dużą dozą prawdopodobieństwa wymyślić coś sensownego, ale nie czynił tego prawie nigdy, dopóki nie musiał. Teraz nie musiał. Wyrżnął Borga z całą zapiekłą siłą nagromadzonej pomiędzy nimi nienawiści wkładając w cios siłę, szybkość i uczucie. Wielki mięśniak runął na przód bezwładnie niemal, trzasku pękających kręgów nie usłyszał we wrzawie nikt. Gdyby jednak nawet mógł się po tym ciosie pozbierać Levan był już przy nim i podał mu pomocną dłoń. Uzbrojoną w ostrze, którym błyskawicznie przejechał Borgowi po gardzieli. Szczęknęło...



Bełt pomknął w przestrzeń i wbił się z głuchym łupnięciem w pierś Wasilija. Zabulgotało. Kislevita próbował przecież tylko się cofnąć, przemyśleć, przeanalizować, poczekać... Najwidoczniej Harap, nowy Harap nie miał zamiaru czekać. Zresztą sądząc po minie tego ostatniego chybił, musiał mierzyć w Grzecznego lub Levana. Wasilij poczuł jak otwierają mu się dłonie, jak kolana same się pod nim uginają a cały świat zaczyna wirować. Słabość, która ogarnęła jego ciało była taka … kojąca. Upadając na pierś wbił sterczący mu z piersi grot bełtu głębiej, ale ból jaki przy tym poczuł był już otulony poczuciem irracjonalności wszystkiego. Jakby to nie miało większego znaczenia. Nie istniało...



Tupik ujrzał Harapa, ich Harapa, który skoczył do Siostrzyczek i bez ceregieli wbił tej młodszej nóż w nerki. Zachrypiła i wypuszczając oręż złapała go konwulsyjnie za ramię. Krzyk drugiej, związanej w walce z dwoma braćmi Słaby przeszył powietrze na podobieństwo jakiego upiora. Wibrował rozpaczą i beznadzieją. Harap nie puścił młodej. Trzymając ją niczym tarczę cofnął się odgradzając jej umierającym ciałem od uzbrojonego w kuszę nowego Harapa. Tamten jednak już wystrzelił i teraz z uśmiechem na twarzy ruszył w wir walki dobywając miecza i sztyletu. Starsza Siostrzyczka wyjąc niczym walkiria jaka, nie zwracając uwagi na obronę naparła na Jakoba. Słaby bronił się jak każdy normalny człek, lecz za przeciwnika miał żywą furię, nie miał prawa przetrwać. Wbite mu w pierś ostrze zamarło jedynie na ułamek chwili, kiedy złapał je dłonią zaciskając pokaleczone palce na klindze. Jeremiasz wbił suce ostrze w bok i wyszarpnął. I wbił jeszcze raz. Cała trójka wiedziała, że nie zda się to już na nic. I ona i Jakob umierali pozostawiając Jeremiasza Słaby na tym łez padole samego jak palec.



Balkon runął z trzaskiem a Tupik uskoczył w ostatniej chwili. Kiedy opadł kurz nowy Harap stał z napiętą powtórnie kuszą mierząc w ich Harapa. Przy nowym zaś stali Mara, Kapa i Ropuch. Ich twarze wyrażały napięcie. Widać inaczej spodziewali się widzieć tego dnia rozkład sił, kiedy przyjdzie do ostatecznego rozstrzygnięcia. Stary Harap wciąż osłaniał się ciałem młodej. Stojący obok niego Grzeczny, Jeremiasz i Levan spoglądali w napięciu na tych drugich. Samym odczuwając impas sytuacji. Tupik skulony gdzieś pod zwalonym balkonem obserwował wszystko poprzez deski i belki mogąc spokojnie wycofać się pod ścianą w obie strony.



- Nie wiem coś za kurwa, ale już nie żyjesz frajrze... - warknął ich Harap do nowego Harapa po czym, nie ociągając się ni chwili jednym tchem rozkazał swoim wiernym pretorianom – Brać te zdradzieckie france. Chcę widzieć jak zdychają w męczarniach...



O ile może Jeremiasz mógłby mieć wątpliwości czy atakować tych z którymi pracował ostatnimi czasuy, o ile Levan mógł mieć zastrzeżenia co do pomysły szarży na kusznika uzbrojonego w kusze, to już Grzecznemu powtarzać tego nie trzeba było dwa razy. Nawet pomimo tego, że nowy Harap też krzyknął - On was oszukał. To mnie przysięgaliście! - A biesiadną, która uspokoiła się tylko na chwilę, znów wypełnił gwar walki...





[Proszę Gracza prowadzącego Wasilija o niepostowanie i kontakt na PW]
 

Ostatnio edytowane przez Bielon : 02-03-2010 o 22:00.
Bielon jest offline  
Stary 03-03-2010, 10:25   #126
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
Tupikowi dopisywało swoiste szczęście, nie dość że wciąż żył - co już poczytywał za sukces, to jeszcze znalazł sobie dość bezpieczną kryjówkę po tym jak Grzeczny pokazał balkonowi kto tu rządzi...

Początkowy chaos i zamieszanie utrudniły Tupikowi prawidłową ocenę przeciwników, dopiero w kolejnych odsłonach, gdy wyraźniej już widział broniących się i atakujących zrozumiał, że stara gwardia Harapa całkiem świadomie atakuje swego niedawnego Szefa. Zdziwienie Tupika było ogromne, tym bardziej że chwilę wcześniej poważnie rozważał wspomnienie Harapowi wczorajszego spotkania, myślał że pomoże mu karczmarz Ormont - na którego miał się już powoływać Tupik, aby udowodnić swą obecność w karczmie " I była by pizda" - krótko podsumował efekt jaki wywołałoby wspomnienie spotkania z Harapem. Szef jako jedyny prawdziwie nieobecny nie wiedziałby o co chodzi, a ochrona szefa wraz z oberżystą... ściemniała by do bólu że nikt nie widział tu Chłopaków. Zaczęły by się tortury i nie wiadomo kiedy by się zakończyły. "Dobrze że oszczędziłem tych dwóch nowych, gdyby nie Sigmaryta..." - Tupik już wiedział, że przesłuchanie było okazją by prawdziwy szef powykańczał w swej niewiedzy wszystkich stronników. Być może brak mówienia o spotkaniu w nocy uratowałby im dupsko, z pewnością jednak czyn Sigmaryty uruchomił prawdziwą reakcję łańcuchową, co przyśpieszyło wydarzenia.

Nic dziwnego że na koniec układ sił nie wyglądał zbyt korzystnie dla nowego Harapa. Nie spodziewał się, że Chłopaki przerwą cykl przesłuchania, a gdyby nie przerwali to na drodze do Harapa stali już tylko bracia słabi, być może również i Karl, ale w chwili obecnej nie miało to już znaczenia. Liczyło się kto jest po której stronie barykady i z prawdziwą ulgą Tupik odkrył, że chłopaki są po właściwej stronie.

Przez moment w całej tej mieszaninie przeleciała mu pewna myśl, "Czy nie jest to okazja do pozbycia się dwóch Harapów?" - wiedział, że taki zamach już się nie przydarzy a na pewno nie szybko, wiedział że po śmierci Harapa nie będzie nikogo kogo musieliby się obawiać z czasem może i sami przejęli by kontrolę, a nawet jeśli nie, to byliby niezależni. "Tylko że w tym mieście jest cholernie ciężko być niezależnym" - musiał raz jeszcze przypomnieć sobie jak ulice miasta wyglądały przed Harapem i na wspomnienie niemal codziennych rzezi i potyczek odchodziła mu ochota do rządów.

Zobaczył, że Wasilij leży na plecach z bełtem w piersi, nie wyglądało to dobrze, halfling jednak wiedział, że jeszcze nie może mu pomóc, ze kamrat musi wytrzymać jeszcze chwilę, inaczej pomoc Tupika może być nadaremna a ofiar może być więcej.

Sytuacja po zawaleniu się balkonu wykrystalizowała się dostatecznie by Tupik mógł wreszcie podjąć ofensywne działania. Nawet pole bitwy zgodnie z jego oczekiwaniami nieco opustoszało wyraźnie wskazując stronników i przeciwników starego Harapa. Szczęściem dla halflinga było, iż trzymał się blisko Grzecznego, gdy tylko zobaczył jak napręża swe mięśnie by obalić balkon, wiedział jak to się zakończy. Wyjące i skrzypiące deski zdawały się to tylko potwierdzać. Po jego zawaleniu Tupik znalazł nie tylko dość bezpieczne schronienie, ale i broń. Pochwycił szybko jedną z roztrzaskanych desek, długą jak jego ręka od łokcia po końce palców. Była może i nieco nieporęczna, ale dość krótka i niebezpiecznie ostro zakończona. Tupik założył rękawiczki chroniąc się przed drzazgami, po czym uchwycił prawą ręką trzon połamanej deski, lewą zaś uchwycił ją od spodu. Trzymając oburącz, niziutko przy zmieni rozpoczął szarżę zza pleców przeciwnika. Chciał unieszkodliwić nowego Harapa, jednak skubaniec był w ruchu, był szybki, ostrożny , poza tym miał kuszę. Byłby jego priorytetem gdyby zdążył dopaść go przed wystrzałem. Nie liczył jednak na aż takie szczęście i powolność przeciwnika, za cel musiał wybrać Marę lub innego z "ochroniarzy" Harapa. Już wcześniej dostrzegł jak zdradziecki skurwysyn Mara wykańcza swojego "przyjaciela" nożem w plecy. Nie był wtedy tylko tego pewny, obecny rozkład sił nie pozostawiał jednak wątpliwości. Ruszył na niego, nisko przy ziemi, ale szybko. Nie było sensu się skradać, nie we wrzawie bitewnej, nie gdy przeciwnicy stali tyłem do halflinga skupieni na wrogu. Zresztą gołe stopy halflinga nie wydawały właściwie hałasów a on sam nie zamierzał okrzykiem zwracać na siebie uwagę, był jak cicha śmierć, mała co prawda, ale i tak śmiercionośna. Liczył, że ciosem od dołu w kroczę - nie musiał się nawet schylać - unieszkodliwi każdego, największego nawet osiłka. Dlatego trzymał broń tak a nie inaczej, lewą zamierzał dopchnąć cios aby życie stało się odtąd dla przeciwnika koszmarem. Zamierzał potem odskoczyć, być może zdobyć broń od umierającego przeciwnika, choć akurat o to nie musiał się już specjalnie martwić. Trupy siostrzyczek czy braci słabych, czy reszty poległych wciąż ściskały w swych dłoniach ostrza, niektóre zaś leżały obok. Tupik rozpoczynając szarżę wiedział, że nim dobiegnie rozkład przeciwników będzie już inny. Spodziewał się że bełt pomknie w któregoś z chłopaków, być może w Harapa - gdyby zdążył dobiec przed wystrzeleniem Harapa, korzystając z chwili rozmowy jaka się wywiązała przed ponowną walką to spróbuje tak zrobić. Biegnąc przewidywał jednak, że aż tak dobrej okazji mieć nie będzie i że będzie musiał zadowolić się najbliżej stojącym osiłkiem. Mara - zaraz po Harapie - zasługiwał najbardziej na śmierć jaką mu Tupik gotował, ale nie zamierzał pogardzić pozostałymi zdrajcami, gdyby atak na nich okazał się po prostu łatwiejszy.
 
Eliasz jest offline  
Stary 03-03-2010, 14:30   #127
 
Azazello's Avatar
 
Reputacja: 1 Azazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodze
Po tym jak wyciągnął sztylet z szerokiej krtani Borga, strzepnął z ostrza krew, otarł je o spodnie. Wciąż miał w ręku taboret trupa. Kto by pomyślał, że skończysz pod nim gamoniu... - pomyślał odrywając siedzisko od szyi zbira. Jeszcze kilka sekund temu dociskał nim Borga do ziemi, coby mieć pewność, że się nie ruszy.

Siły w mordowni - dziś ta nazwa była wyjątkowo trafna - nieco się wyjaśniły. Na przeciw nim stali Ropuch, Mara, Kapa i Harap, ten który wpadł w trakcie do głównej sali Rzeźni. Levan miał wrażenie, że to te same ryje, z którymi rozmawiali wczoraj wieczorem. Albo zdradzili, albo byli trefni - tak jak nowy Harap. W sumie skąd mam wiedzieć, który jest trefny. Chuj ich wie..

Nie miał czasu zastanawiać się nad tym. Jeremiasz był dobry w mieczu, ale wahał się zbyt długo. Levan tyrpnął Słabego barkiem.
-Rusz się - rzucił krótko i gniewnie widząc, że Matt nie zamierza zagłębiać się w przemyśleniach, a Tupik już skrada się bokiem. Szczwany chujek z niego. Levan już nie patrzył w tamtą stronę i sam zaczął się przesuwać w swoją lewą stronę, odciągając wzrok zbirów od niziołka.
Długi sztylet nie był ulubioną bronią Levana, ale w połączeniu z taboretem, którego miał zamiar użyć jako lewaka, mógł być śmiertelnie groźny. Taboret, którego nogi były okute metalem i wzmocnione dębowymi poziomymi belkami idealnie nadawał się do blokowania i przechwycenia broni Ropucha albo Kapy, którzy stali po jego stronie. Nikt zresztą nie miał dużo cięższej broni, to gorzej... Karl już się przekonał, że machanie wielkim gnatem źle się kończy w karczemnej bijatyce!. Zadaniem taboretu było tylko zablokowanie ciosu, reszty miał dokonać sztylet, który już zagłębiał się w dwu ciałach przed chwilą.

Siły były wyrównane. Żaden ze zbirów nie był tak dobrym szermierzem jak Piękny. A jeśli Harap po ich stronie był właściwy, to stanowił ogromne zagrożenie, o czym tamci musieli wiedzieć. Ich oczy zresztą dobrze to okazywały. Tym razem się bali, spodziewali się spacerku, a śmierć zajrzała im w oczy! Przywitajcie się grzecznie!!

W momencie gdy Tupik był blisko, a Grzeczny w swoim stylu ruszył naprzód, krok do przodu zrobił Jeremiasz i podniósł miecz. Levan te z ruszył wykonując potężny zamach taboretem. Dobrze, że miał długie ręce. Zawsze mógł też zmienić delikatnie ułożenie nadgarstka i robiąc krok w przód zmienić kąt natarcia. Jak w rapierze. Gdy tylko broń stojącego skrajnie po lewej stronie Ropucha spotkała się z taboretem wytrącając go z ręki Levana, ten już stał dwa kroki z przodu trzymając ostrze pod żebrami zbira.

Jeszcze więcej krwi na jego dłoni. Przesunął się w lewo odgradzając konającym w pozycji stojącej Ropuchem od reszty towarzystwa. Widział, że zwieracze bandziora nie wytrzymały. Nagle nowy Harap rzucił się do przodu w kierunku starego...
 
Azazello jest offline  
Stary 04-03-2010, 08:01   #128
 
Trojan's Avatar
 
Reputacja: 1 Trojan jest jak klejnot wśród skałTrojan jest jak klejnot wśród skałTrojan jest jak klejnot wśród skałTrojan jest jak klejnot wśród skałTrojan jest jak klejnot wśród skałTrojan jest jak klejnot wśród skałTrojan jest jak klejnot wśród skałTrojan jest jak klejnot wśród skałTrojan jest jak klejnot wśród skałTrojan jest jak klejnot wśród skałTrojan jest jak klejnot wśród skał
„Grzeczny” Matt Burgen



Pat. Inaczej nie sposób było nazwać sytuacji, kiedy naprzeciwko siebie stanęło po trójce ludzi dzierżących oręż skupionych przy swoich wodzach. „Idzie nowe, hehehe” pomyślał Grzeczny spoglądając na nowego Harapa. Nie różnił się nic od ich starego. Nic a nic. Poza strojem. To było ich szczęście. Stary musiał się chyba przebrać w inną koszulę, bo cała reszta stroju nowego wyglądała jakby żywcem zdjęta ze starego. Ktoś musiał mu dać cynk, jak stary się odzieje. Ktoś? Trójka potencjalnych ktosiów stała z orężem w dłoni gotowa bronić swego nowego szefa niczym Karl Franz Altdorfu.



- Co ta kurwa wam zaoferowała? - spytał grzecznie Grzeczny ruszając powoli ku swoim wrogom. Poruszał się powoli, wręcz ospale. - Co obiecała, że złamaliście pakt? I co to za kurwa?



- Grzeczny, nie wiesz nawet jak się mylicie! To jest prawdziwy Harap. Wy daliście się zwieść durnie! - Kapa mówił szczerze. Jednak nóż, który skrył pod przedramieniem był jeszcze bardziej szczery i burzył wcześniejsze wrażenie szczerości.



- To może odłóżmy broń. Wszyscy. I odpytajmy obu? - zaproponował Grzeczny spoglądając pytająco na Ropucha, do którego najbliżej miał Levan. Który zresztą już był gotów. Podobnie jak Tupik, który właśnie wyłonił się na tyłach nowego Harapa i jego ludzi. „Odwróć uwagę strzelca! Odwróć uwagę strzelca” powtarzał w myślach niczym mantrę, ale Tupik już szarżował. To miało szanse powodzenia.



- Zabijcie ich, nim te drzwi wylecą! - rozkazał nowy Harap i uniósł kuszę mierząc w Grzecznego. Prosto między oczy. „Zdążę?” pomyślał w ułamku chwili Grzeczny. Trwało to dosłownie mniej niż myśl, która rzuciła go wprzód. Bełt wystrzelił zaraz po tym jak szczęknęła zapadka kuszy. Zaraz po tym jak nowy Harap krzyknął. I znów w oberży rozpętało się piekło.
 
Trojan jest offline  
Stary 09-03-2010, 22:21   #129
 
Bielon's Avatar
 
Reputacja: 1 Bielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputację
Tupik czuł jak wycieka zeń życie. Nie pozostało go już niestety zbyt wiele, ale i tak czuł jakąś dziwną, mściwą satysfakcję. Pomimo tego wszystkiego co spotkało chłopaków. Pomimo tego, co spotkało jego samego. Było warto. Było, kurwa warto.





Już sam początek starcia ułożył się zupełnie nie tak, jakby chcieli. Grzeczny całym sobą wołał do Tupika o pomoc widząc celującą weń kuszę a niziołek całym sobą chciał mu pomóc. I wiedział, że musi przy tym obwieścić swą obecność na tyłach ludzi nowego Harapa. Nie podobało mu się to, bo wówczas zaskoczenie diabli by wzięli, ale wyjścia nie było. Świadomość tego przemknęła przez jego mózg w ułamku chwili. Nie było czasu na dobiegnięcie, nie było czasu na czysty celny rzut. Pozostał los. I wiara w jego uśmiech…





Trzasnęły wywarzane drzwi. Trwając.





Nóż z furkotem pomknął na spotkanie pleców nowego Harapa. Tyle dla Grzecznego mógł zrobić Tupik. Gnając dalej dobył kolejnego, ale z nie skrywaną satysfakcją zaobserwował ostrze, które wbiło się pod łopatkę mierzącego w chłopaków nowego Harapa. Tamten rzucił się jak wyrzucona na brzeg ryba. Strzelił. Bełt minął Grzecznego, który już pokonał połowę dzielącej obie grupy odległości, o włos. Jednak nieszczęśliwie nie chybił. Jeremiasz okazał się znacznie większym pechowcem niż Grzeczny. Bełt wbił mu się w oczodół i sięgnął mózgu nim zdążył choćby krzyknąć. Przypadkowy strzał rannego strzelca. Pech. Jeremiasza. Na szczęście.





Levan miał dość czasu na reakcję a pomimo tego, że kislevita na co dzień sprawiał wrażenie flegmatycznego, oszczędnego w ruchach profesjonała, w takich sytuacjach potrafił działać błyskawicznie. Jeszcze nie opadło na ziemię puszczone przez Harapa ciało młodej, gdy on już starł się z Ropuchem. Krótko i brutalnie. Ropuch w końcu też z subtelności znany nie był. Cios był wyprowadzony z całą siłą. Jakby to było najważniejsze. Na spotkanie uzbrojonego ramienia Ropucha Levan uderzył dzierżącą taboret dłonią. Nie mierzył w oręż a w przedramię. Trafił i chrupnęło. Nim tamten zdążył krzyknąć kislevita zwarł się z nim, puściwszy taboret przychwycił, wraził ostrze w nerki i przeciągnął do żeber. Ropuch zawył i z ogromną mocą zwarł się z kozakiem. Puściły zwieracze, gdy kislevita obracał umierającym tak by się nim odgrodzić od reszty walczących. Dwaj Harapowie rzucili się ku sobie. A on poczuł jak żelazne palce umierającego Ropucha zamknęły się na jego dzierżącym nóż nadgarstku. Szarpnął, ale umierający z niezmordowaną siłą trzymał. I naraz rzucił się w tył. Głowę Rpucha zauważył na moment nim wyrżnęła go w nos zalewając twarz krwią i oślepiając. Na chwilę.





Trzasnęły wywarzane drzwi. Ale wytrwały. Jeszcze.





Obaj Harapowie starli się pośrodku rozpoczynając taniec noży, którego niestety nie widziało zbyt wielu. A popatrzeć było na co, bo nawet mistrzowie tesalijscy nie mogli by poszczycić się znacznie wyższymi umiejętnościami w tym orężu. Ostrza z szybkością błyskawic przemykały wiedzione pewną dłonią a za każdym razem pruły pustą przestrzeń lub też napotykały parujące ostrze. Dłonie markujące cios wirowały a walczący powoli krążyli wokół siebie przyskakując we wściekłych atakach. Które niczym były w porównaniu do wściekłości z jaką Grzeczny rzucił się na Kapę.





Ich starcie pozbawione zostało wszelkiej finezji, lecz takie być musiało. Obaj należeli do osiłków i obaj przedkładali brutalność nad technikę. Tak przynajmniej mógłby sądzić każdy obserwujący ich potyczkę, bo chłopaki wiedzieli, że Grzeczny w tych sprawach ma umiejętności przednie. Poparte siłą i jakąś niestrudzoną, pierwotną mocą. Którą teraz na własnej skórze poczuł Kapa. Bowiem Grzeczny, który jeszcze chwilkę temu lazł jak mucha w smole, rzucił się ku niemu błyskawicznie. Nóż skryty pod przedramieniem miał mu wbić się w brzuch i wypruć flaki na zewnątrz. Miał. Napotkał jednak potężny cios kantem dłoni. Chrupnęło a Kapa się skrzywił. Cofnął się na moment. I wówczas spadła nań lawina ciosów, której nie sposób było powstrzymać.





Tupik był już o krok od Mary, gdy ten skończył się odwracać. Niziołek był nieziemsko szybki i zręczny. I tylko temu zawdzięczał to, że cios długiego noża nie rozpłatał mu piersi a jedynie niegroźnie przemknął po barku. Tupik wykorzystał swój mikry wzrost i rzucił się pod nogi przybocznego nowego Harapa obracając się w pół skoku i mierząc ostrzem w krocze. To było podłe, ale nóż przeciął materiał i tętnicę udową. Mara ryknął i runął w dół. Grzebiąc pod sobą Niziołka, który nie miał już sił i czasu na ucieczkę. Nóż Mary przyszpilił go do ziemi, ale osiłek puścił go już i osiadł na ciele Tupika zalewając go krwią. Unieruchomiony Niziołek widział jednak jeszcze jak nowy Harap słabnąc otrzymał dwa kolejne ciosy od ich szefa. I jak znalazł się pomiędzy kislevitą a Harapem. Nie trzeba było mu mówić dwa razy. Taboret wylądował na jego karku, ale tamten zdawał się mieć zwierzęcy wprost instynkt, bo nie trafił czysto. Jednak wystarczająco. Nowy Harap zachwiał się, poleciał wprost na szefa i zamarł, gdy ostrze przeszyło mu krtań. Zabulgotał w proteście pozbawionym już zupełnie artykulacji. Harap uśmiechnął się szeroko. I uśmiech ten zamarł mu na twarzy.





Ormet stał za kontuarem trzymając w dłoniach kuszę. Jej leżysko było już puste i Tupik nie od razu pojął co się stało. Dopiero kiedy zobaczył, że Harap się zachwiał, zrozumiał iż karczmarz musiał działać z nowym w porozumieniu. Teraz zaś, oddzielony od reszty chłopaków kontuarem, czuł się bezpieczny. Zwłaszcza, że zdolni do walki pozostali Levan i grzeczny, choć ten ostatni nie do końca. Harap osunął się na ziemię a z jego brzucha starczał bełt.





- Skurwysyn… - zaklął szpetnie a Tupik nie potrzebował dodatkowych wskazań, by domyślić się o kogo mu może chodzić. Jednak nim dane im było uczynić cokolwiek więcej drzwi karczmy trzasnęły ulegle.





A do środka wlała się wrzeszcząca tłuszcza, którą poprzedziło kilka wystrzelonych bełtów. Wycelowanych we wszystkich z orężem w dłoni. Grzeczny i Levan osunęli się na klepisko na środku biesiadnej. Ormet zniknął za kontuarem. Tupik zaś przestał walczyć z ogarniającą jego ciało słabością. Spojrzał po raz ostatni na obu Harapów i resztą świadomości pomyślał.





„Było warto i prawie się udało. Prawie…”





Życie.




=================================================

[ Tym miłym akcentem kończę niniejszą sesję. Króciutką. Mam nadzieję, że Wam się podobała. Przewiduję jej kontynuacje. Graczy proszę o kontakt na PW z podsumowaniem dokonań sesyjnych swoich postaci. Do usłyszenia. ]
 
Bielon jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 05:38.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172