Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 20-01-2010, 16:22   #11
 
one_worm's Avatar
 
Reputacja: 1 one_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputację
Do karczmy wszedł jegomość wyglądający na zwykłego wieśniaka. Każdy przejezdny powiedziałby - tutejszy, każdy tutejszy powiedziałby - przejezdny. Człowiek nie wyróżniał się z tłumu niczym poza trudami podróży wypisanymi na twarzy. Płaszcz podróżny był stary i wyświechtany, widać było, iż nie zapewnia on żadnej ochrony przed deszczem czy większym wiatrem. Ciężkie kroki i niepewny krok przybysza sugerowały iż jest on zmęczony i głodny. Ciekawsze i bardziej spostrzegawcze osoby mogły zobaczyć iż posiada jedną niezwykłą rzecz, torbę wypchaną czymś co wskazywało na zioła. Idąc poprzez salę karczmy nie sprawiał, iż ludzie milknęli i odprowadzali go przerażonym wzrokiem, wręcz przeciwnie, jego ubranie i ogólny wygląd sprawiał, iż wszyscy śmiali się z niego, a sama jego obecność była doskonałą okazją do śmiechu. Zamówił u barmana piwo, gdyby nie fakt posiadania drobniaków, zapewne barman by go zignorował. Tak czy inaczej nieznajomy pośród śmiechów z jego osoby, z obojętnością podszedł do pierwszego wolnego stolika i począł pić piwo.
 
__________________
Do szczęścia potrzebuję tylko dwóch rzeczy. Władzy nad światem i jakiejś przekąski.
one_worm jest offline  
Stary 21-01-2010, 12:39   #12
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
"Czyżby zielarz?" Pomyślał na widok ( a raczej na węch) człowieka z którego śmiali się niemal wszyscy w tej karczmie. Tupik się nie śmiał, nie miał z czego. Nie uważał ubogości za powód do śmiechu, zaś widoczne osłabienie człowieka skłaniało serce halflinga raczej do współczucia niż szydzenia.

- Czyżbyś był panie zielarzem? - zapytał gdy człowiek milcząco dosiadł się do stolika.

- Ja sam zajmowałem się ziołami przez pewien czas, jednak ostatnio już niemal wyzbyłem się wszystkich ziół. Nie dałoby rady nieco się wymienić? Mogę też kupić choć po parę sztuk najpotrzebniejszych, lecz pieniędzy na to za wiele nie mam, wolałbym już zdradzić kilka przepisów kulinarnych które wiążą się z wykorzystaniem ziół...

- Jeśli zaś o wymianę chodzi to mam akurat sporo liści babki lancetowatej. Przy mniejszych zranieniach można ją stosować zamiast bandaża. Natomiast w przypadku średnich i ciężkich ran może wspomóc gojenie. W takim przypadku należy zrobić z niej gęsty napar a następnie wetrzeć go w opatrunek. - reklamował produkt bardziej pozostałym towarzyszom i gościom karczmy niźli zielarzowi, który musiał wiedzieć, o właściwościach ziół.
- A mam też prażoną gorczycę. Można ją dodawać jako przyprawę do praktycznie wszystkich rodzajów potraw. Dodaje ostrości, wzmacnia aromat i pomaga w trawieniu.

Drugi człowiek pilnie patrzył się na wszystko, widział jak dyskretnie obserwuje otoczenie, jak dyskretnie odwraca uszy tam gdzie krążą co ciekawsze wieści. Od razu rzuciło mu się to w oczy...sam kiedyś podobnie się zachowywał.

- Uch ależ gdzie moje maniery - przypomniał sobie nagle halflig, -Jestem Tupik "Grotołaz". Lubił przedstawiać swój przydomek osobom które zdobyły choć minimalne zaufanie halflinga. Obcym nie przedstawiał przydomka, uważał go za coś czym można się chwalić, a nie zamierzał przechwalać się przed nieprzyjaciółmi czy tez obcymi.
 

Ostatnio edytowane przez Eliasz : 21-01-2010 o 12:46.
Eliasz jest offline  
Stary 21-01-2010, 16:04   #13
 
Vist's Avatar
 
Reputacja: 1 Vist ma wyłączoną reputację
Atmosfera powoli krzepła. Zmierzch praktycznie wykluczał kolejnych podróżnych. A ci co gościli w "Jeleniu" powoli przechodzili do etapu w którym dwie dziewuchy uwijające się wśród stolików zastępowały puste michy z jedzeniem kolejnymi kuflami i antałkami, wykazując się niebywałą sprawnością w omijaniu wyciągniętych dłoni z zamiarem klepnięcia czy uszczypnięcia. Naturalnie miało to swoje konsekwencje. Główną było dość powszechne podejrzenie o słaby słuch współtowarzyszy i coraz głośniejsze wyrażanie swoich racji. Troska postępowała wprost proporcjonalnie do ilości wypitych trunków i jak zwykle przodowali w niej chłopi.

- Mnie łeż zadajesz? Mnie?! Jak ci mówię żem widzoł, to żem widzioł!
- Gówno żeś widzioł! Tyle ci powiem. Kto słyszał, co by taki plugawy pomiot szedł, równo gęsiego i nie skorzystał z okazyji, żeby cię wybebeszyć.
-Chlopy!!!! Na wszystkie moje morgi przysięgom, że prawdę gadam. Nie szli a pędzili. Z dziesięć stworów jeden za drugim. Pierwszy rogaty z pyskiem jak u kozy ino większym. Jak żem ino ich obaczył to żem padł od razu i się modlił. Może z dwadzieścia kroków byli ode mnie, ale pognali jak by ich goniło. Prawdę gadam.

Ta i inne historie z repertuaru wieśniaków, należały do obowiązkowych z racji tego, że nie sposób było ich nie słyszeć. Wprawne jednak ucho mogło wyłapać inne. Bo nawet u dużo rozważniejszych biesiadników alkohol rozluźniał język. Siedzący strażnicy z początku w milczeniu taksowali wzrokiem pozostałych, ale zadowoleni widać z oględzin i syci, także oddali się dyskusji.

- Nie byłby na tyle głupi i pewnie już dawno w jakim swoim leżu zapadł.
- Może i tak, ale jeszcze tydzień temu pod Bogenhofen dyliżans ograbił.
- Toteż gadam! Nałowił się i teraz pewnikiem siedzi gdzie ukryty ze swoja hołotą. A ty Jurgen nie kracz i nie strasz gościa naszego -furknął ten, który widać dowodził oddziałem. Ale i on pod karcącym wzrokiem siedzącego obok mężczyzny zamilkł jakby wiedział że powiedział za dużo.
- Skocz że po wino, bo ta dziołcha do jutra tu nie dolezie - rozkazał najmłodszemu w kompani chcąc zatrzeć wrażenie.

Właściwie każdy, kto przyjrzałby się dokładniej strażnikom na pierwszy rzut oka powiedziałby - dziewięciu chłopa na służbie. Ale dokładniejsze badanie mogło zdradzić różnice a raczej wyjątek. Wszyscy co prawda byli ubrani podobnie to tylko na piersi jednego dało się bez trudu zidentyfikować nie wytarty jeszcze symbol strażników dróg. Ogólnie i płaszcz i całe odzienie odróżniało się nowością. Pozostawało też coś co można nazwać wrażeniem. Kolczuga przeszkadzała na tyle, że musiał ją co chwilę poprawiać a miecz zdawał się wadzić przy boku. No i twarz... to nie była twarz człowieka na co dzień przemierzającego trakt. Gdyby to wszystko kogoś nie przekonało pozostawał jeszcze kufel... nie dość, że prawie pełny to wciąż pierwszy.

Nie obyło się bez kości. Przy dość szczelnie obleganym stole najemników co chwilę słychać było przekleństwa i okrzyki radości, przemiennie wygłaszane przez grających w zależności od tego na kogo szczęśliwie spojrzał Ranald. Ogólnie było coraz głośniej i coraz weselej, nawet dziewki dawały się od czasu do czasu złapać co bardziej wytrwałemu czy zręczniejszemu z gości.

Atmosfera jak to bywa urwała się nagle...

-Panie Klaus Panie Klaus szybko !!!!!!

Dwóch chłopców przez otwarte z hukiem drzwi z trudem wleklo mężczyznę. Oberżysta wykazując niebywałą zwinność po chwili był przy nich i pomógł im ułożyć go na najbliższej ławie. Niziołek, krasnolud i dwóch ludzi szybko odłożyli swoje kufle i pomogli. Ranny miał około 40 lat poszarpane odzienie a z prawego boki wystawał obłamany drzewiec strzały, otoczony plamą krwi.

-Zamykaliśmy bramę ....wyjrzałem bo.... zdawało mi się że słyszę konia, no i... był stał na trakcie a obok leżał on - z trudem objaśniał chłopiec pod pytającym wzrokiem karczmarza i praktycznie wszystkich gości.

- Mówił coś? Jest przytomny? - zapytał dowódca strażników podchodząc do rannego.

- Nie panie,...tak panie znaczy..... nie rzekł nic, ale stękał jak go nieśliśmy - bełkotał chłopak.

- ban...dyci.. - wycedził powoli ranny nie otwierając oczu - Sroooka...
Po tych słowach zapadła krótka chwila ciszy. Prawie wszyscy jak jeden mąż odwrócili wzrok w kierunku jednego ze słupów przy szynkwasie na którym wisiał kawałek papieru z wymalowaną gębą rzezimieszka.

- Gdzie cię napadli? Skąd jechałeś? - przerwał ciszę strażnik.

-Bogennn...- ranny próbował odpowiedzieć ale to było wszystko na co było go stać - zemdlał. Jednak strażnikom to nie przeszkadzało wszyscy gotowi czekali na rozkazy. Wszyscy z wyjątkiem jednego, który stał obok i świdrującym spojrzeniem wpatrywał się w dowódcę.

-Na koń - po tej prostej komendzie oddział momentalnie opuścił karczmę. Został dowódca i stojący na uboczu przebieraniec.
- Nie tak się umawialiśmy - złapał za ramię wychodzącego przełożonego.
- Za to mi płacą - warknął tamten wyrywając się.
- Ja też płacę - nie dawał za wygraną pierwszy.
- Za nasze towarzystwo! Siądź waćpan i poczekaj, aż wrócimy a może poszczęści się nam i rozwiążemy problem - uciął tamten po czym wyszedł.
 

Ostatnio edytowane przez Vist : 21-01-2010 o 16:15.
Vist jest offline  
Stary 21-01-2010, 19:50   #14
 
one_worm's Avatar
 
Reputacja: 1 one_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputację
Aleksander przytaknął niziołkowi.
- Tak, jestem zielarzem... przynajmniej tak byś mnie nazwał jak i inni.... znam się trochę na ziołach, babka lancetowata jest dobra, choć lepsze jest krasnoziele, działa dobrze na kaca. Smocze pędy są dobre na rozwolnienie, a połączenie gorczycy z powiązką i wijem żmijim daje całkiem ciekawe efekty i taka osoba nie może nie doczekać końca kolacji. Pajęczy Kwiat za to silnie paraliżuje mam nawet chyba kilka na dnie torby. Ciekawe też jest połączenie psianki i chmielu, oraz mchu cmentarnego. Szczególnie letarg. Co ciekawe wszystkie te zioła można znaleźć w lesie bez żadnego problemu. Polecam z całego serca wszystkim tym którzy zdradzili kogoś mech cmentarny wymieszany z gorczycą, lejkiem makówki, muchomorem pospolitym i wilczymi jagodami. Agonia i halucynacje gwarantowane, a napój nie ma żadnego smaku i można nim truć na potęgę... Jestem Aleksander, wygnali mnie ze wsi...

Aleksander krótko konwersował z niziołkiem, gdy nagle ktoś wzywał pomocy. Aleksander wstał i podbiegł do rannego próbując znaleźć jakieś zioła ze swojej torby żeby uśmierzyć mu ból i mu pomóc.
 
__________________
Do szczęścia potrzebuję tylko dwóch rzeczy. Władzy nad światem i jakiejś przekąski.
one_worm jest offline  
Stary 21-01-2010, 21:02   #15
 
szyszaka's Avatar
 
Reputacja: 1 szyszaka ma wyłączoną reputację
Guini poczuł zapach ziół. Wśród ogólnej wesołości zobaczył człowieka odzianego w łachmany, dosiadającego się do ich stołu. Nie wyglądał na przejętego reakcją gości i skupiał się wyłącznie na swoim piwie. Jego obojętność podobała się krasnoludowi, miał ją za rodzaj dumy, tak bliskiej jego rasie.
„Na szczęście nie każdy z nich, ludzi, jest taki jak ten pierwszy”
Niziołek niemal natychmiast zaatakował nowo przybyłego swoją dziecięcą ciekawością i zalał przybysza potokiem słów. Guini przyglądał się temu z uśmichem, ukrytym w gęstwinie zarostu.
I szlag wszystko trafił gdy obcy się odezwał.
„Jednak wszyscy oni to wariaci”

Z rozmyślań wyrwał go hałas dobiegający z podwórza, a chwile potem huk otwieranych drzwi. Nie wiedząc kiedy, pomagał układać rannego mężczyznę na stole. Wokoło zebrał się tłum.
-Ban...dyci. Sroka.
-Bogenn....
Urywane słowa docierały do krasnoluda, a po ostatnim, zbrojni, na rozkaz, opuścili, w pośpiechu karczmę. Wszyscy oprócz jednego. Zebrani w karczmie spoglądali na rysunek wiszący przy szynkwasie.

Mężczyzna stracił przytomność. Krasnolud nie miał pojęcia o leczeniu więc stanął z boku, zostawiając miejsce dla innych. Reakcja Aleksandra, jak przedtawił sie halflingowi, zaskoczyła Guiniego. Zobaczył jak „zielarz” grzebie w torbie, szukając ziół, które mogłby pomóc rannemu. Pomóc, a nie przysporzyć więcej cierpienia. „Może jednak źle go oceniłem?”

Jego wzrok jednak uparcie kierował się w stronę strażnika, który na strażnika nie wygladał. Ciekawość wygrała. Poszdszedł i zapytał:
-Nie ruszycie z kompanią?
 
__________________
Czy ja lubię poziomki?

Ostatnio edytowane przez szyszaka : 21-01-2010 o 21:05. Powód: brak kursywy
szyszaka jest offline  
Stary 21-01-2010, 23:20   #16
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
Tupik z fascynacją w oczach słuchał zielarza. Szybko zrozumiał dlaczego ten został wyrzucony z wioski " Pewnie oskarżyli biedaka o jakiś pomór..." Wiedział, że nikt z szarlatanów trucicieli z taka łatwością nie opowiadał o środkach do zabijania. Aleksander słowami prawdy dość szybko zdobył przynajmniej namiastkę zaufania halflinga, ta zwiększyła się jeszcze gdy człowiek dopomógł rannemu. Tupik sam znalazł się na tyle blisko by pomóc i jednocześnie obserwować pracę specjalisty. Sam znał się wyłącznie na ziołach, babką nie raz zasklepiał rany, ale żeby je zszyć czy porządnie obandażować...z tym było ciężej...

Z zaciekawieniem słuchał o napadzie, dość szybko powiązał wcześniej zasłyszane plotki z osobą poszukiwanego zbójcy. Nie czekając długo dołączył do krasnoluda w torturowaniu strażnika niewygodnymi pytaniami.

- A jaka nagroda za tego zbója?

Szturchając lekko krasnala i nie zważając na obecność strażnika wyszeptał mu tak aby strażnik nie słyszał. Dziwnym mu się zdało, uczucie, że może szeptać komuś do ucha, nie wspinając się na taboret...

- Dowódca chyba ma problem ze swoimi własnymi ludźmi, może sam dopłaci za kilka rąk do pomocy?
 
Eliasz jest offline  
Stary 22-01-2010, 22:05   #17
 
Baczy's Avatar
 
Reputacja: 1 Baczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumny
Mężczyzna przysłuchiwał się wieśniakom gadającym najrozmaitsze bzdury po wypiciu kilku piw. To żałosne, jak bardzo prości ludzie nie potrafią się zachować, nie potrafią kontrolować swoich żądzy. Upiją się i przynoszą wstyd sobie i swoim rodzinom. Żeby jeszcze ich opowiastki były jakieś rozsądne, ale nie, oni wymyślają największe z głupstw. Na przykład ten przed chwilą, przecież to nie możliwe,żeby pomioty chaosu odpuściły sobie zabicie niewinnej, bezbronnej osoby, one to uwielbiają...
Do stolika dosiadł się jakiś wieśniak z kuflem piwa. On, a raczej jego torba, pachniały intensywnie ziołami, nawet Nathan potrafił to wyczuć. Zerknął na nowo przybyłego. Zwykła fajtłapa i niechluj, gdyby nie ta torba... Oprych doskonale zdawał sobie sprawę, jak zabójcze może być połączenie niektórych roślin i nauczył się szacunku dla osób, które posiadają taką wiedzę.
Po chwili odezwał się gadatliwy przykurcz i okazało się, że ma on podobną pasję.
Nathan rozgrzał się bardzo od ciepłego jadła i "gorącej atmosfery". Rozpiął płaszcz i zsunął go z ramion na oparcie krzesła. Miał na sobie skórzany kaftan bez rękawów, i czarną, luźną koszulę. Podwinął rękawy i zdjął znajdujący się an lewym przedramieniu dziwny karwasz wykonany ze skóry i, w większej części, ze stalowych płytek, wygodny i wytrzymały. Uznał, że dziś się mu nie przyda, w końcu nie zamierza ruszać się z karczmy, a tylko niepotrzebnie go grzeje. Teraz na lewej ręce widać było dalszą część tatuażu. Sznur, który zaczynał się an wierzchu dłoni oplatał nadgarstek i przedramię wytrwale pnąc się do góry i znikając pod podwiniętą koszulą. Dopiero teraz też obserwatorzy mogli zobaczyć pas ze sztyletem przełożony przez ramię oraz rękojeść miecza przy lewym biodrze. Niby nie było to nic dziwnego, w końcu każdy obywatel mógł nosić broń do samoobrony, ale patrząc na tego osobnika odnosiło się wrażenie, że to nie jest zwykły podróżny dbający o swoje życie, ale ktoś, dla kogo broń jest narzędziem, dzięki którym może wykonywać swój fach. Wyglądał jak jeden z wielu najemników krążących po świecie w poszukiwaniu jakiegoś, choćby tymczasowego, zajęcia. Po części, była to prawda.
"Pająk" nie koncentrował się na dyskusji amatorów herbat ziołowych która miała miejsce przy jego stoliku. O wiele bardziej interesująca była rozmowa strażników. Mówili o grupie bandytów, a dokładniej o ich przywódcy, który przysporzył im dużo kłopotów i nadaj pozostaje nieuchwytny. A potem dało się wychwycić ciekawe zdanie, o "straszeniu gościa". Nathan zerknął na grupkę gawędziarzy w mundurach i już po chwili rozpoznał owego "gościa". Miał trochę szczęścia, bo zdążył zauważyć, jak ów "gość" zerka znacząco na dowódcę kompanii, wyraźnie chciał pozostać pod przykrywką. mimo wszystko, byłoby to trudne. Każdy, kto miał jakiekolwiek powiązania ze strażą poznałby w "gościu" mieszczucha, a jeśli nie, to poznałby nie-strażnika. Dostał nowy mundur, nową zbroję. W takich ciuchach można iść na oficjalną kolację z generałem lub innym przełożonym, ale nie na rutynowy zwiad. Poza tym jego zachowanie świadczyło, raz, że nie przywykł do noszenia zbroi, a dwa, nie przywykł do karczemnych klimatów. Pewnie niezmiernie ucieszyłby się, gdyby zaproponowano mu pół-słodkie wino wprost z Bretońskich winiarni. Nathan, przeżuwając leniwie mięso, zastanawiał się kim może być ten osobnik. Mieszczanin, którego narzeczona nazwała tchórzem i który wybrał się na zwiad razem ze strażnikami, za odpowiednią opłatą, oczywiście? Nie, zbyt naciągane. Coś bardziej realnego. Polityczny, którego trzeba ukradkiem przewieść do innego miasta? Tak, to zapewne znacznie bliższe prawdy. Może szlachcic, któremu zależy na ochronie i dyskrecji zarazem? Hm, może... Druga opcja wydawała się najbardziej prawdopodobna. Ale, czy to ważne, kim jest ten człowiek? Nawet, jeśli jest kimś ważnym, wartym kilogramy czystego złota i hektary pól, to jest tu ośmiu prawdziwych strażników, no i cały tłum "porządnych" obywateli, którzy zagryźliby go w nadziei na nagrodę za pomoc. No i, co najważniejsze, nie wiedział do kogo niby miałby się zwrócić o okup. To nie robota dla jednej osoby, i nie coś, co można tak po prostu zrobić, bez uprzedniego planowania.
Nagle ktoś krzyknął, ktoś zawołał pomocy od drzwi. Wszyscy od razu zwrócili uwagę na nietypową scenę, dwóch młodych chłopców ciągnących za sobą dojrzałego mężczyznę. Minęła zaledwie sekunda, a już karczmarz, krasnolud i Redips układali rannego na ławie, która nadspodziewanie szybko opustoszała, zwolniona przez otrzeźwiałych wieśniaków. Nathan pomógł mężczyźnie nie z współczucia dla niego, chociaż zdawał sobie sprawę, że strzała między żebrami do przyjemności nie należy, ale bardziej z współczucia i podziwu dla dzieciaków, które nie spanikowały i zachowały trzeźwość umysłu w tak niecodziennej dla przeciętnego dziecka sytuacji. Zrobiły to, co trzeba było, tak jak trzeba było. Możliwe, że uratowały mężczyźnie życie, obaj poznani dziś zielarze szukali czegoś, co mogłoby pomóc rannemu. Od zawsze lubił dzieci. Gdy samemu wiódł życie 19-sto letniego bandyty, podziwiał młodsze, ale zaradne dzieci pomagające w karczmach, sklepach czy zakładach rzemieślniczych. Dzieci odważne i wesołe, kochające i kochane. Tak bardzo różne od niego, tak bardzo od niego lepsze. Kilka lat później nic się nie zmieniło, nadal lubił obserwować dzieci z marzeniami, z przyszłością. I, co go bardzo dziwiło, nie patrzył na nie z zawiścią czy zazdrością, lecz z radością. Cieszył się, że dostały one swoją szansę na zostanie porządnymi obywatelami i obywatelkami. On jej nie dostał, ale i nie potrzebował jej. Był stworzony do walki i żadna nabyta wiedza, żadne zdobyte umiejętności, żaden wyuczony zawód tego nie zmienią. Będzie wojownikiem. Łowcą, nie zwierzyną. Zawsze.
Poza tym, rana świadczyła o napadzie, a to nieco zaciekawiło Nathana. Dzięki temu, że zdecydował się pomóc, mógł stać obok mężczyzny i nasłuchiwać. Jedną rękę położył dyskretnie na sakiewce schowanej w kieszeni luźnych spodni, tak dla bezpieczeństwa i z przyzwyczajenia. Bywał w miejscach, gdzie sama ostrożność i przysłowiowe oczy dookoła głowy nie pomagały, trzeba było trzymać w garści co twoje, co cenne.
Wycieńczony mężczyzna powiedział trzy słowa. Tylko trzy słowa, jednak wstrząsnęły on całą karczmą, a strażników postawiły w stan pełnej gotowości bojowej. Pierwsze słowo niemal oczywiste, "bandyci". Któż inny mógł to zrobić? Szanse na "bandytów" były największe. Drugie słowo było z kolei najważniejsze. "Sroka". Imię, czy też raczej pseudonim, bandyty, który grasuje wraz ze swoimi ludźmi w okolicznych lasach. Listy gończe z jego podobizną znaleźć można we wszystkich karczmach przy szlaku na południe od Altdorfu. To właśnie tutaj strażnicy ożywili się. Trzecie słowo to nazwa miasta, do którego Nathan zamierzał się udać, "Bogenhofen". Była to odpowiedź na pytanie dowódcy strażników. Człowiek zemdlał, a mundurowi wybiegli, mieli nikłą nadzieję, że uda im się dorwać złoczyńcę. Zostali tylko "gość" oraz kapitan, który po krótkiej kłótni dołączył do podwładnych.
Z tej krótkiej wymiany zdań niewiele nowego można było wynieść. "Gość" płacił strażnikom za możliwość przebywania pośród nich, teraz było to pewne. Tylko słowo "towarzystwo" nieco wszystko komplikowało. Brzmiało to tak, jakby nie chronili go, tylko pozwalali mu się ukryć pomiędzy nimi. Nathan rozważał, czy po prostu nie podejść i nie spytać wprost kim jest ów człowiek i dlaczego bawi się w tę całą maskaradę, jednak żeby to zrobić, musiałby kierować się czymś więcej niż tylko ciekawością. Na jego szczęście, znajomy krasnolud podszedł do "gościa" i zadał mu proste pytanie. Albo zorientował się, że nie jest on strażnikiem i chce zobaczyć jego reakcję, albo jest po prostu ciekawski. Tak czy siak, to było Redipsowi na rękę. Podszedł do chłopców, którzy siedzieli obok nieprzytomnego mężczyzny i zmierzwił im włosy szorstkimi dłońmi.
- Dobrze się spisaliście, chłopcy. Rodzice będą z was dumni.- Jego głos brzmiał poważnie, spokojnie i szczerze. Potrafił przekonywać ludzi do różnych spraw w różny sposób, ale kiedy mówił szczerze, było to widać z odległości kilku mil. Trudno było wtedy kwestionować prawdę jego słów.
Cały czas nasłuchując rozmowy "gościa" z rudobrodym oraz halfingiem, który do niego dołączył, usiadł by spokojnie skończyć posiłek. W końcu, czy atak jakiegoś tam bandyty ma mu przeszkodzić w jedzeniu?
 
__________________
– ...jestem prawie całkowicie przekonany, że Bóg umarł.
– Nie wiedziałem, że chorował.
Baczy jest offline  
Stary 26-01-2010, 11:10   #18
 
Vist's Avatar
 
Reputacja: 1 Vist ma wyłączoną reputację
Ludzie skupieni wokół stołu z rannym rozstąpili się, robiąc przejście dla karczmarza, chłopców i obdartego zielarza wynoszących rannego z głównej izby. W chwili gdy zniknęli za rozwieszoną w przejściu kotarą karczma na nowo ożyła. Większość wróciła do wcześniej zajmowanych miejsc i rozpoczął się festiwal domysłów, pomysłów i wszelakich koncepcji. Radzili kupcy z swoimi najemnikami co do dalszej drogi. Chłopi przysłuchiwali się mając nadzieje że uda im się powlec swoimi kibitkami wypełnionymi kartoflami, kapustą i innymi płodami za wozami kupców. Niektórzy odradzali ten pomysł, twierdząc, że jeżeli Sroka na coś się połakomi to prędzej na wozy wypełnione towarem niż na ich lichą wałówkę. Woźnicy dyliżansu sprzeczali o coś się z pasażerami.

W ogólnym zamieszaniu wokół stołu, na którym do niedawna leżał nieszczęsny podróżny zrobiło się luźniej.

Krasnolud i stojący obok niziołek wyczekująco spoglądali na pozostałego strażnika. Wytatuowany mężczyzna w zupełnym spokoju odprowadził niosących rannego wzrokiem po czym jak gdyby nigdy nic zabrał się za przerwany posiłek. Choć widać było że i on z ciekawością czeka na słowa zagadniętego.

Nie ruszycie z kompanią? - powtórzył krasnolud przyglądając się mężczyźnie.

Teraz obserwując jego zakłopotanie mógł przyjrzeć się mu dokładnie. Na oko 40 letni, łysiejący. Gdy stał widać było, że jego postura niewiele miała wspólnego z zbitymi żylastymi sylwetkami strażników, które kształtowało życie w siodle. Widoczny brzuszek, opięty kolczugą i kaftanem świadczył o przyzwyczajeniu do innego rodzaju jadła niż to które dzielił z kompanami. A co najmniej do częstszego jego spożywania. Uśmiechnął się powoli, jakby niedosłyszał pytania, jednocześnie lustrując krasnoluda i towarzyszących mu przy stole. Zatrzymał wzrok na toporze, przez moment kontemplował nonszalancje jedzącego jak gdyby nigdy nic bigos oprycha po czym odparł:

- Nie wyruszę, ale myślę, że nie powinno was to martwic - tu jego uśmiech zmienił się w szczery i przyjacielski - Rzekłbym, że powinno was to ucieszyć, tak się składa że nie znoszę biesiadować w pojedynkę a chętnie i szczodrze ugoszczę tych, którzy zdecydują się dotrzymać mi kompani

Po tych słowach gestem przywołał dziewuchę i nie czekając na zaproszenie rozsiadł się na najbliższym wolnym miejscu. Gdy przyszła wskazał na plamę krwi.
- Zetrzyj to zaraz a potem przynieś jakieś porządne wino i ściągnij z rusztu tą baraninę zaraz gotowa się spalić a tego byśmy nie chcieli - mrugnął do dziewczyny po czym zwrócił się do was i wstał - Ale gdzie moje maniery zaraz przyjdzie zasiąść do kufli a ja się nawet nie przedstawiłem Herman Broch dziś strażnik dróg w służbie cesarza - po czym wyciągnął dłoń w kierunku najbliżej znajdującego się współbiesiadnika jednocześnie tak akcentując końcówkę zdania jakby mówił pół żartem.
 

Ostatnio edytowane przez Vist : 26-01-2010 o 13:01.
Vist jest offline  
Stary 26-01-2010, 12:17   #19
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
- Nie wyruszę, ale myślę, że nie powinno was to martwić - tu jego uśmiech zmienił się w szczery i przyjacielski - Rzekłbym, że powinno was to ucieszyć, tak się składa że nie znoszę biesiadować w pojedynkę a chętnie i szczodrze ugoszczę tych, którzy zdecydują się dotrzymać mi kompani

- Zaraz wracam -
odrzekł tylko, aby nie stracić posiłku gdyby złapanie kapitana straży okazało się niemożliwe.

Halfling nie czekał dłużej, gdy tylko usłyszał odpowiedzi, rozmówca jeszcze bardziej podejrzanym mu się wydał. Nie mógł odmówić poczęstunku, ale i też nie rezygnował jeszcze z niego...jeszcze nie. Wyszedł dość szybko za ekipą poszukiwawczą. Liczył że dogada się z kapitanem o ile zdąży go jeszcze złapać. Strażnik który pozostał w gospodzie, zdawał się celowo odciągać potencjalne posiłki dla kapitana. Może miał świadomość, że i na niego czai się zasadzka? Może dlatego nie chciał jechać wraz z dowódcą? Zachowanie było wystarczająco podejrzane by go nie ignorować. pytania które miał do niego zamierzał zadać więc kapitanowi.

- Jest nagroda? Potrzebujesz kapitanie pomocy?
- halfling wyskoczył na zewnątrz dopadając kapitana.

Wychodząc przed karczmę niziołek dostrzegł jak strażnicy wyprowadzają swoje konie ze stajni. Po chwili byli w siodłach. Stajenny biegł otworzyć bramę. Gdy zadał pytanie dowódca straży spojrzał w jego kierunku po czym... wybuchnął śmiechem.
- Tak potrzebujemy pomocy, ale nie w kwestii doprawienia kurczaka - galopem rechoczący strażnicy opuścili podwórze kierując się do Bogenhofen.

"Phi" - pomyślał, mówił co najmniej za dwóch - mając na myśli siebie i krasnala, ale z urażoną dumą nie zamierzał dopraszać się kapitana o szczegóły. "Jak gardzi pomocą to ja się wciskać z nią na siłę nie zamierzam..." pomyślał po czym zwrócił do karczmy, nonszalancko przysiadając się do biesiady jak gdyby nigdy nic...

Tupik chciał dowiedzieć się za to czegoś o samym Bogenhofen... Miał nadzieję, że chociaż w tej kwestii strażnik będzie bardziej rozmowny.

Wchodząc po nieudanej próbie przepytania dowódcy, halfing zastał przy dopiero co opuszczonym stole zabierających się towarzyszy i strażnika się w najlepsze do świeżo co postawionej na ławie misy z sporym dymiącym jeszcze kawałkiem baraniny.

Halfling nie potrzebował drugiego zaproszenia, wyjął własny rzeźbiony drewniany talerzyk, jaki kiedyś zakupił od elfa, po czym śmiało nałożył sobie pokaźny kawałek baraniny - który sprawnym ruchem kucharza odciął.
Przysłuchiwał się krasnoludowi , który wietrzył podstęp, lub przynajmniej ukryte powody, dla których strażnik zapraszał obcych do uczty. Halfling podzielał pogląd i niepokój krasnala, uważał od dawna, ze ludzie nie czynią nic bezinteresownie. Małe wyjątki w postaci przykładowo kapłanów - choć i z nimi było różnie, tylko potwierdzały regułę. Halfling jednak z typowym dla siebie tupetem pałaszował baraninkę, wiedział, że na nic jeszcze się nie zgodził i nie wahał się odmówić. Teraz liczył się ciepły przyjemny, darmowy posiłek, więcej wiedzieć nie potrzebował...na razie.
 

Ostatnio edytowane przez Eliasz : 03-02-2010 o 12:18.
Eliasz jest offline  
Stary 29-01-2010, 08:06   #20
 
szyszaka's Avatar
 
Reputacja: 1 szyszaka ma wyłączoną reputację
"Wina? Jak można szanującemu się krasnoludowi zaproponować wina? Nie dam się nabrać drugi raz. Chociaż ten niziołkowy tytoń nie był taki najgorszy..."

-Piwa, przyjacielu, piwa!! - wtrącił.
-(...)Herman Broch dziś strażnik dróg w służbie cesarza.
-Jestem Guini. sun Gunnara z Twierdzy Karak-Dun - powiedział z dumą i usiadł na "swoim" zydlu.

"Dziś strażnik? A jutro kto? Gnom? Ludzie i ich tajemnice. Pff"

-Może wyjawisz mi czemu obcy, dzisiaj strażnik dróg, oferuje obdartusom na szlaku posiłek i najlepsze trunki? - mówił przełykając kawałki baraniny, które co jakiś czas spadały na brodę.

Czegoś zabrakło. Rozejrzał się i zobaczył niziołka wybiegającego przez drzwi. Nie było pytań i potoku słów topiących "strażnika". Halfling uciekjący przed darmowym jedzeniem?
"A gdzie tego niesie?".
 
__________________
Czy ja lubię poziomki?

Ostatnio edytowane przez szyszaka : 29-01-2010 o 08:16.
szyszaka jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 11:41.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172