Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 26-04-2010, 23:25   #101
 
Trojan's Avatar
 
Reputacja: 1 Trojan jest jak klejnot wśród skałTrojan jest jak klejnot wśród skałTrojan jest jak klejnot wśród skałTrojan jest jak klejnot wśród skałTrojan jest jak klejnot wśród skałTrojan jest jak klejnot wśród skałTrojan jest jak klejnot wśród skałTrojan jest jak klejnot wśród skałTrojan jest jak klejnot wśród skałTrojan jest jak klejnot wśród skałTrojan jest jak klejnot wśród skał
Matt „Grzeczny” Burgen

- Nono! Ten ma gadane. Kiedyś jakiemuś księgowemu stratę za dopłatą przedał! – Grzeczny rzucił żartem, ale sąsiedzi go nie podchwycili. Spróbował doprecyzować. – No, księgowemu. Temu co kase In plus zlicza. No i stratę mu… ehhh, chuj z tym. Siara, daj jeszcze. – tym razem przyjąwszy manierkę przyłożył ją do ust i wychylił do dna. Berberucha już krążyła mu w żyłach, humor się wyostrzał. Wracało dobre samopoczucie a z nim świadomość zwycięzcy. No, przynajmniej się w niej utwierdzał. Tupik gadać potrafił i trzeba było przyznać, że wynegocjował dobre warunki. Nawet bardzo dobre zważywszy na okoliczności. Później trzeba było mu podziękować. Teraz pozostała jedna sprawa do załatwienia.

Khazad szturchnął Grzecznego lekko w bok i skinął głową.
-Cho... Wracamy do Profesorka, musimy wyjebać kilka piw i dychnąć se...- rzekł brodaty przemytnik, po czym spojrzał na stojących za nim Maxa i Ingrid. Grzeczny coś mu odwarknął i podał Siarze manierkę. – Co złego Siara, to nie ja. – powiedział ujmując mocniej młot. Sytuacja została przez Tupika zażegnana po mistrzowsku i samozadowolenia Krogulca nic nie było w stanie zepsuć.

- No, Walter. - mruknęła Ingrid, ta od „Profesorka” do Khazada, nie uśmiechając się ani nie dworując. - Co racja, to racja. Ale poczekajmy, czy i tamtym w gardle zaschło. A nuż im się znowu zabawy zechce, a my dostaniemy między oczy.

- Jeszcze jedna sprawa ciulu! – krzyknął Grzeczny ruszając w kierunku największej kupy zbrojnych z Krogulcem pośrodku. Herszt uzbrojonych po zęby zabijaków spojrzał ze zdziwieniem na nadchodzącego osiłka, który wszak już powoli stawał mu się znany. – Widzicie chłopy ile tu wasze życie warte? Pięćdziesiąt karli! W cenie, że tak powiem jesteście! – Grzeczny usłyszał ostrzegawczy syk Tupika i przekleństwo Levana. Oni go znali. – Pół setki jebanych karli. Pomyślcie jednak ile za wasze życie wziął by Harap? Ile dla niego byliście warci?

- To nie czasy Harapa. I one już nie wrócą! – powiedział głośno Krogulec spoglądając na podchodzącego coraz bliżej Grzecznego. Ten pokiwał głową ze zrozumieniem.

- Zgadza się. Harap nie wróci. Ale, jak rzekłem, po tych interesach pozostała jedna sprawa do załatwienia. Pogłówne! – Grzeczny bawił się swoim przedstawieniem dostrzegając brak zrozumienia na twarzach pozostałych zbirów. Nawet Krogulec wysilał umysł szukając jakiegoś wspólnego mianownika. Ci, którzy pamiętali Grzecznego z czasów hegemonii Harapa nie dali się zwieść pozornej grzeczności Matta. Ba, nawet zdawało się, że odsunęli się nieco.

- Jak powiedziałem, macie na to trzy miesiące. Nie musicie…

- Pogłówne za Wasilija. To był nasz druh. Nasz brat. Za to zginiesz ty, ty i ty. No i ty jebańcu! – dodał na zakończenie Grzeczny spoglądając z uśmiechem na zdezorientowanych wymienionych przybocznych Krogulca i jego samego, wymienionego na końcu. – Tyle dla nas warte życie naszego kamrata. Potem będziemy kwita.

- Zwariowałeś? – pytanie Krogulca zawisło w próżni a on sam cofnął się dwa kroki za swoich ludzi widząc, że Grzeczny nie dba już o to, co ma on do powiedzenia. Grzeczny bowiem chwycił mocniej młot Aniego i zaszarżował w samo serce bandy Krogulca wspominając stare dobre czasy na arenie. Oraz nieco świeższe chwile u boku Wasilija. I wiedział, że ten jebany milczący kislevita teraz się mu z góry przygląda. I milczy chuj. Jak zwykle.
 
Trojan jest offline  
Stary 27-04-2010, 00:06   #102
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
- Pogłówne za Wasilija. To był nasz druh. Nasz brat. Za to zginiesz ty, ty i ty. No i ty jebańcu! Tyle dla nas warte życie naszego kamrata. Potem będziemy kwita.

"No i pizda." Halfling zaniemówił na widok poczynań Grzecznego... Matt jak zwykle nie mógł się powstrzymać, nawet gdy to jego pomysłem było utrudnianie zadania kapłanom... Z drugiej strony, być może uderzał w najdogodniejszym momencie, miał sporą szansę porwać za sobą część ludzi Krogulca, część którą znał o wiele lepiej niż on.

- Racja ! - zakrzyknął halfling przyklepując działania Grzecznego. W tej chwili tylko to mu zostało, nie mógł wycofać się ani odżegnać od swego przyjaciela. Jedyne co mu pozostało to wspomóc, w jakże naraz odmiennej sytuacji... Mimo całych swoich chęci, było za późno by się wycofać. Mimo kolejnego sukcesu negocjacyjnego, cały poszedł na marne... ale czy aby na pewno? Tupik mówiąc zyskiwał na czasie, a jego ludzie zawsze potrafili dobrze to wykorzystać...
Załoga Krogulca składająca się z licznych rekrutów była bardzo niezdecydowana, o wiele bardziej niż ludzie Tupika co było widoczne jak na gołej dłoni. Poza tym musieli uświadomić sobie jeszcze jedno, Ludzie Tupika mimo możliwości odejścia nie skorzystali z tego. Szaleńcy? Samobójcy? Czy może aż tak pewni siebie? Żadna z odpowiedzi nie pocieszała ewentualnych przeciwników.
Zanim jeszcze Grzeczny przebył pół dystansu do jakże znienawidzonego wszystkim Krogulca, w stronę głównego szefa poleciała buteleczka z kwasem. Halfling rzucił ją dokładnie w chwili gdy Krogulec ze zdziwieniem pytał się Grzecznego o stan umysłu...

Potem mógł już być tylko spodziewany chaos, który Halfling zamierzał nieco uporządkować.

- Dwadzieścia Złotych Karli za przejście do nas !
" Dwudziestu razy dwadzieścia, czterysta... z głów Burego trochę jest resztę się dozbiera...jak będzie trzeba..." - pomyślał szybko kalkulując koszta

Jeśli ktoś miewał dylematy moralne, szanował brać złodziejską i złodziejski honor, słowa Grzecznego mogły go porwać za sobą. Halfling obawiał się jednak, że wśród szumowin jakich skręcił Krogulec większość jest zwyczajnie chciwa, większość sprzedała by swój honor za pieniądze. Sytuacja była nielicha, ale i Tupik potrzebował ludzi na przyszłość. Miał tylko nadzieję, że żywych , "byłych" ludzi krogulca, pozostanie tylu, że będzie wciąż wypłacalny... Nie omieszkał sam przed sobą nie zauważyć...że nie wspomniał o terminie zapłaty. To wszystko nie miało już jednak znaczenia, z pokonanego Krogulca da radę wycisnąć wystarczająco wiele złota, choćby z łupów z Divy, do której będzie trzeba udać się, za ciosem. Jeśli Krogulec będzie podbijał stawkę a halfling przegra to starcie to w najgorszym razie będzie miał satysfakcję, że wpędził Krogulca w koszta przed swym odejściem z ziemskiego padołu.

Tymczasem w łapkach gotowała się następna buteleczka kwasu, a kolejna niebezpieczna broń - proca, wkrótce ponownie miała zawitać do łapek Tupika, niosąc wieści Krogulcowi i jego przybocznym.
 

Ostatnio edytowane przez Eliasz : 28-04-2010 o 01:26.
Eliasz jest offline  
Stary 27-04-2010, 03:13   #103
 
Noraku's Avatar
 
Reputacja: 1 Noraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputację
No i chcąc nie chcąc zyskaliśmy kolejnego sprzymierzeńca – pomyślał Klasu słuchając wypowiedzi karczmarza – i to cholernie dobrego, jeżeli o moje zdanie chodzi
Jako właściciel gospody z pewnością wiele się słyszał i jeszcze więcej widział. Dodatkowo takie miejsce mogło by być dobrą kryjówką. Nie wiedział czy Profesor już jakąś zdobył czy nie, ale tych nigdy za mało. Jednak wyglądało na to, że noc będzie długa. Klaus uśmiechnął się na tę myśl i szybko dopił resztę napoju. Nie orientował się jeszcze we wszystkim co tutaj się działo, ale to ten Krogulec odpowiadał za wydarzenia z tej sali i dość prawdopodobnie postanowi jeszcze w niej namieszać. Było ich teraz trzech, a mogło by być w najlepszym razie siedmioro. Nie była to duża liczba, ale na obronę tego miejsca mogła by się nadawać jak znalazł. Sam Klaus nigdy nie brał udziału w czymś takim. Należał on do ludzi, którzy po otrzymywali zlecenie, wykonywali je i szli dalej w swoją stronę. Znał się jednak na swojej robocie i umiał operować mieczem, a to zdaje się było chyba teraz najważniejsze. Pomysł Profesora z butelkami skwitował tylko przytłumionym westchnięciem:
- Marnować taki trunek… - jednak to nie on był tutaj mózgiem. Wiedział, że alkohol łatwo się pali, ale nie sądził że aż tak by stworzyć z niego broń, ale mniejsza. Miał tylko nadzieje, że to nie odetnie ich drogi ucieczki w jakikolwiek sposób. Do niego należało zabezpieczenie parteru. Zanim karczmarz z Heinrichem zniknęli na górze, otrzymał od tego pierwszego klucze do niektórych pomieszczeń. Zamknął dokładnie drzwi główne na zasuwę, wpierw upewniwszy się czy ulica jest pusta. Nie chciałby jakiegoś cwaniaczka, który by się podkradł kiedy on zabezpieczał by salę. Przy wejściu były dwa alkierze:
Dobrze się składa. Dobre miejsce na małą zasadzkę
Następnie stanął w głównej sali i omiótł ją wzrokiem. Kilka połamanych stołów i krzeseł, bar z butelkami, okna i wyjścia do magazynu i na zaplecze z którego uciekli więźniowie. Wszystko dość surowe. Oprócz tego kilka pochodni i tlący się żar w gustownym kominku. Czas było zabrać się porządnie do roboty. Złapał porządną ławę i przystawił ją do drzwi wejściowych, blokując ją o ziemię i ścianę. Na szczęście te otwierały się do wewnątrz. Następnie całe wejście obłożył krzesłami i stworzył z nich prowizoryczną barykadę. Jedynym przejściem omijającym sterczące pod różnym kątem nogi była blokująca ława. Do okien przystawił stoły tak by zasłonić wnętrze przed jakimikolwiek spojrzeniem. Gdyby miał trochę czasu i gwoździ to by dokładnie je zabił, ale teraz trzeba było zająć się rzeczami najważniejszymi. Na szczęście magazyn robił również za spiżarnie. Było tam tylko małe okienko, za małe żeby się przecisnąć, ale odpowiednie by podglądać okolicę. Zabrał stamtąd wszystkie niepotrzebne graty i poukładał ja na i przy stołach by nie dało się ich tak łatwo przesunąć. Pozostało sprawdzić zaplecze. W pokoju znajdowały się nadal ciała. Otwarte okno świadczyło o drodze ucieczki zbirów i goniących ich Tupika wraz z resztą. Klaus postanowił zostawić okno tak jak jest. Zamknął tylko dokładnie drzwi i przystawił do nich krzesło, by nie dało się ich tak łatwo otworzyć. Teraz przyszedł czas na najgorsze. Mężczyzna podszedł do kontuaru i z ciężkim sercem pozabierał kilka butelek wódki. Popijając je z lekka, rozlewał zawartość na stoły i prowizoryczną barykadę. Następnie zerwał kilka zasłon, je również namoczył w alkoholu i przykrył nią przeszkodę w korytarzu. Do pozostałych butelek włożył kawałki szmaty i namoczył je dokładnie tak jak mu kazał zrobić Profesor. Miał trzy butelki tej prowizorycznej broni gotowe do użycia. Miał jeszcze trochę czasu więc rozejrzał się czy w magazynie nie znajdzie czegoś użytecznego. Znalazł sznurek. Zaraz też wpadł na wyśmienity pomysł. Potrzebował jeszcze kilku butelek, pochodni i właśnie sznurka.
Przeszedł po ławie do alkierzy i przyczepił pochodnie na ścianę i obwiązał ją dokładnie sznurem. Pociągnął lekko, żagiew trzymała się, ale mocniejsze pociągnięcie powinno ją zrzucić. Rozlał dokładnie zawartość ostatnich znalezionych butelek pod nią i poprowadził ślad aż do barykady. Taka dodatkowa niespodzianka na niespodziewanych gości. Przy kontuarze postawił jeszcze wiadro z wodą i z zadowoleniem ocenił swoją pracę. Trochę to zajęło, ale miał wrażenie, że ludzie Krogulca, o ile przyjdą, będą mocno zaskoczeni. Wziął z magazynu trochę chleba i sera i krzesło z sali. Usiadł przy okienku i patrzył na zewnątrz, zajadając i żałując straconych trunków.
 
__________________
you will never walk alone
Noraku jest offline  
Stary 27-04-2010, 09:33   #104
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
Brodacz w towarzystwie Ingrid przeszli jedynie dwa, lub trzy metry. Walter odwrócił się tylko na chwilę by zobaczyć, czy Grzeczny za nimi idzie i czy śmiecie od Krogulca również idą w swoją stronę. Wtedy na kilka uderzeń serca zaniemówił. Grzeczny stał jeszcze i rozmawiał z szefem wrogiej bandy. Ton jednak i sposób w jaki się wyrażał do człeka nie był zbyt pokojowy. Ba, był wyjątkowo agresywny. Kiedy zaś Grzeczny wystartował z młotem w garści w stronę Krogulca, całe pertraktacje Tupika wzięły w łeb. Już nie było odwrotu. Krasnolud nie był jednak zły na Grzecznego. Wręcz przeciwnie. Spodziewał się walki i miał świadomość, że to właśnie powinno być zakończone tu i teraz. Był również wdzięczny kompanowi, że nie zaatakował od razu tylko po rozmowie Krogulca z niziołkiem, wszak w tym czasie Walter odzyskał sporo sił i oddech.

Nim dał się porwać szaleństwu bitwy, wejrzał jeno na Tupika. Niziołek dał im przyzwolenie. Walter przez chwilę obawiał się, że Profesorek będzie musiał znów poszukać sobie nowej ochrony, ale szybko się ogarnął. Mowa niziołka zasiała ziarno zwątpienia w szeregach ludzi Krogulca i była wielka szansa, że może niektórzy zrezygnują, może dadzą sobie spokój i przejdą na stronę Tupika, lub po prostu odejdą zachowując neutralność. Ich celem był herszt bandy, nie jego przydupasy, to też i khazad nie rzucał się nawet do przybocznych Krogulca.
-Dawaj kurwa, dawaj!- krzyknął ruszając w bój. Ręce lekko mu drżało, bynajmniej nie ze strachu. Zwyczajnie miał w krwi za mało alkoholu i odczuwał potrzebę wypicia czegoś.

Krasnolud spaprał sprawę, bo mógł sięgnąć po piersiówkę, kiedy Tupik negocjował. Teraz już było za późno. Za plecami karłowatego i łysiejącego przemytnika byli Max i Ingrid. Miał nadzieję, że oni będą zważać na jego plecy i nie pozwolą by ktoś mu wbił nóż pod żebra. Najważniejszym celem był Krogulec. Bez dwóch zdań. Nawet jeśli Walter miał ucierpieć na tym, zabicie tego śmiecia było priorytetem. Prędko pokonał drogę dzielącą go do Grzecznego i był tuż za młotodzierżcą i dla niego stanowiąc swego rodzaju ochronę tyłów. Adrenalina na nowo zaczęła buzować mu w krwi.
 
Nefarius jest offline  
Stary 27-04-2010, 15:54   #105
 
Azazello's Avatar
 
Reputacja: 1 Azazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodze
Levan sądził, że jest na prawdę szybki. Może, gdyby miał taką motywację, jak uciekający przed nim zbir Krogulca, to biegł by szybciej. Ale nie miał. Jednak Grzeczny, który zatrzymał się obok, ledwo trzymał się na nogach. On nie miał kondycji. Levan szybko wyrównał oddech i uspokoił drżące mięśnie.

Ale adrenalina po krótkiej potyczce jeszcze nie zdążyła opaść. Nawet podczas pertraktacji między Tupikiem i Krogulcem. Krogulec był jak zwykle pewny swego, ale kieslevita wyczuwał, że się łamie, że nie jest to pewność absolutna. I bardzo dobrze. I tak Cię zajebię. Za Wasilija. Levan był pełen podziwu dla umiejętności negocjacyjnych Tupika. Doskonale wiedział, że niziołek blefuje. Nie mieli po swojej stronie praktycznie żadnego atutu. Albo on o tym po prostu nie wiedział. Przecież woreczek, który zleciał z dachu, nie mógł być tak ważny.

Było ich mniej i Levan był już gotów do ucieczki. Oparł rapier sztychem o ziemię przed nim i czekał. Jego oczy rejestrowały otaczających ich ludzi Krogulca. Dobrze, że placyk nie był duży i nie mogli zostać całkowicie okrążeni. Wciąż można był wycofać się. Przy takiej szerokości drogi ogromna przewaga liczebna i tak była bez znaczenia. Tu i tak mogło walczyć obok siebie sześć, góra siedem osób. Mimo to wolał on, by do potyczki nie doszło. Tak byłoby zdrowiej... Wydawało się, że wszystko zmierza w dobrym kierunku, że uda się odwlec ostateczność, że i tym razem talenty Tupika okażą się niezastąpione.

Ale nagle rozpętało się piekło. I nie zdziwił się, że i tym razem diabeł miał dziwnie znajomą posturę Grzecznego. Uniesiony do góry młot wskazywał, że Matta negocjacje zmęczyły. Był on zwolennikiem działań prostych i skutecznych. Oj kurwa Grzeczny ale z Ciebie idiota. Tego nie można było nazwać odwagą. Czy on w ogóle wierzył, że to się może udać?

Levan nie był głupi, nie rzucił się za nim w wir walki.

Ale ostrożnie ruszył do przodu, czając się za jego plecami. Postanowił zrobić co będzie mógł, by ochronić jak najdłużej głowę Grzecznego, bo dni kiedy spoczywała na kręgosłupie należącym do tegoż Grzecznego, były już policzone. Rapier tańczył w prawym ręku Levana, a w lewym ręku czaił się zakrzywiony długi nóż, którego kosz chronił rękę kieslevity. Była to broń rzadka w tych stronach, ale idealnie - zdaniem Levana - spełniała rolę lewaka, a jednocześnie można było nią idealnie ciąć w śmiertelnym tańcu.

Levan był gotów na taniec z ludźmi Krogulca, w każdej chwili mógł doskoczyć i ciąć przewróconych przez Grzecznego zbirów, albo osaczyć tych, których zamieniony w ogromny ludzki taran grzeczny, odseparował od watahy. Tak działał Levan. Skrajnie inaczej, kalkulując.
Wiedział, że w żadnym momencie nie może dać się obejść. Liczył, że ktoś z nowych towarzyszy ma coś w zanadrzu.

Ostrze jego broni jeszcze nie wyschło, krew na nim wydawała się być czarna. Wiedział, że jeszcze jej przybędzie...
 
Azazello jest offline  
Stary 27-04-2010, 22:38   #106
 
Bielon's Avatar
 
Reputacja: 1 Bielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputację
Odwaga. Stan graniczny. Stan ducha człeka o którym doświadczeni weterani mawiali iż oznacza wiedzę. Wiedzę, kiedy spierdalać a kiedy na to za wcześnie. Lub za późno. Tym razem na małym placyku w miejscu gdzie Szewska przecinała Płatnerską było dokładnie tak, jak w tym drugim przypadku. Za późno. Za późno na przeprosiny, za późno na odkręcenie tego co nieuniknione, za późno na pardon i na słowa. Na wszystko już było za późno. Pozostało jedno i nikt z obserwujących Grzecznego w jego szaleńczej próbie napaści na Krogulca nie nazwał by jego działań odwagą.


Levan, nieodłączny cień Grzecznego w tego typu eskapadach zmiął przekleństwo w ustach. Grzeczny swoim szaleńczym atakiem skazał na śmierć i jego. I zmusił do działania. Mógł jeszcze co prawda podać tyły, uciec lub stać jak dwójka od „Profesorka” i Max, który zdawał się wrośnięty w ziemię. Mógł…

Gówno mógł. Z dwójki ludzi „Profesorka” krasnolud, który był chyba równie szalony co sam Grzeczny już biegł by dołączyć w szarży do Grzecznego. A Levan, który usłyszał słowa Matta i wspomniał Wasilija wiedział że wyboru nie miał żadnego. O ile nie chciał żyć we wstydzie do końca swego życia. Inna sprawa, że tak naprawdę nie chciał go mieć. To zdaniem kozaka było… właściwe. Tak powinno było być.

- Dwadzieścia Złotych Karli za przejście do nas ! – Tupik znał się na rzeczy. Wiedział jak wesprzeć i jak dać towarzyszom znać co do tego co sam myśli o sprawie. Umiał się chłop odnaleźć w sytuacji każdej i błyskawicznie, jak na szefa przystało. Levan nie wahał się ni chwili. Z dobytym rapierem podążył za Grzecznym w jego szaleńczym, nie mającym szans ataku. Walczyć za wszystko co w życiu ważne. Najważniejsze. Za przyjaźń.

Co nie przeszkadzało mu w klęciu na Grzecznego.

- Job Taju mat Matt! Szczo by twój chuj skarlał kakoj twój łeb!

Grzeczny jednak nie słuchał. W dupie już miał słowa. Przed sobą widział tylko Krogulca a stojących mu na drodze ludzi postrzegał jedynie w formie zasłony, przeszkody do pokonania. I z nieugiętą siłą jaką tylko on jeden mógł z siebie wydobyć, uporem godnym krasnoludzkiego przodkowego ruszył ku wyznaczonemu sobie celowi.

- Pojebało cię? Nas jest dwudziestu trzech… - Krogulec wciąż nie mógł uwierzyć w to co widzi. Cóż, z wyobraźnią nie było u niego najlepiej. Jego przyboczni oraz kilku najbliższych zbirów jednak nie mialo z wiarą problemów. Broni dobyli już wcześniej, choć niektórzy podczas negocjacji zdążyli już ją schować i teraz w popłochu dobywali jej powtórnie. Jednak Walterowi, Levanowi oraz atakującemu na szpicy Grzecznemu było to już obojętne.

- Dwudziestu dwóch! – ryknął Grzeczny z rozmachem uderzając młotem w przerażoną twarz stojącego mu najbliżej mężczyzny, który w jednej chwili osunął się na ziemię ze zmiażdżonym obliczem oraz nosem i oczyma wbitymi w mózg. Trzech zbirów rzuciło się na Grzecznego, ale ten płaskim zamachem zrobił sobie wkoło siebie miejsce. I skoczył a za nim niczym cienie postąpili Walter i Levan. Ku Krogulcowi, który już się nie uśmiechał tym swoim cwanym uśmiechem zwycięzcy, już się nie dziwił, tylko dobył broni, jak i inni.

- Zabić ich! – wydał spóźniony rozkaz. Który zresztą był zbędny, bo już kolejni uzbrojeni mordercy rzucali się w wir walki. Walki, która mogła mieć przecież jedno tylko zakończenie.


===========================================


Przygotowania trwały nazbyt długo. Klaus zdążył zgłodnieć. Zebrane na prędce żarcie ledwie zaspokajało głód. I dawało jakieś zajęcie. Nie lubił bezczynności a oczekiwanie na to co nieuniknione z całą pewnością nie dawało tej samej satysfakcji co akcja. Siedział i zagryzał ser i chleb wpatrując się w mrok nocy i wypatrując kłopotów. Jakoś tak czuł przez skórę, iż niebawem nadejdą.

Nie mylił się.

Pierwszy dostrzegł problem „Profesorek”. Spoglądając na świat z piętra, znad lufy swego garłacza usłyszał w ciszy nocnej przerywanej jedynie dalekim szczekiem jakiegoś burka i miałczeniem całkiem już blisko kotów, usłyszał śpiew.

Gdy kompania rano wstanie
Już się kłóci niesłychanie
Wtem krasnolud w takie słowy
Rzekł do wąskodupnej krowy

Ej ty w kurwę wyjebana
Nie widziałaś gdzieś kaftana?

Elfka z całą swoją nacją
Czyli swą kurewską gracją
Kciuk wyciąga ponad głowy
No i rzecze w takie słowy

Czy nie widzisz skurwysynie?
Kaftan leży na kominie!

- Hahaha! – wesoły rechot wydobył się z ulicy wychodzącej na wejście do „Kuźni”. Wnet też z jej mroku wyłoniła się czwórka idących pod ramie, chwiejących się nielicho młodzików odzianych tak, jakby właśnie wracali z balu. Dostatnie kaftany, kapelusze zdobione modnymi piórami, bufiaste spodnie i rękawy. I żaboty. Oraz błyszczące w blasku księżyca pochwy chwiejące się u poluzowanych pasów.

- To tu! Mówiłem, że trafię! – głos pobrzmiewał to altem, to znów basem. Mutacja mówcy odczuwana była aż nadto. Czwórka dostatnich młodzików, birbantów na wyprawie, zmierzała wprost ku drzwiom „Kuźni”A Heinrich od razu zrozumiał, że wnet stworzą problem.

- Hola mości gospodarzu! Otwieraj co żywo! – młodzieńcy zaśmiali się radośnie, po czym przystąpili do wrót oberży próbując otworzyć je z kopniaka. Poleciały kurwy.

- Otwieraj skurwielu! Jaśnie Wielmożny Pan Baron Fryderyk Borfino zaszczycił cię chamie swą światłą osobą a ty mu jebańcu tak odpłacasz! Otwieraj mówię!

Jasnym się stało dla Heinricha, jak tylko ujrzał postępującego z nogi na nogę gospodarza, że decyzję należy podjąć szybko. Mógł ją bowiem na dole podjąć również Klaus. To zaś „Profesorkowi” mogło się przecież nie spodobać…


============================================


Dwóch byczków skoczyło ku Grzecznemu równocześnie, atakując z dwóch stron. Specjalnie zamienili się miejscami przed atakiem i wnet się okazało, że jeden jest lewo a drugi prawo ręczny. Cios tego pierwszego, zadany okutą pałką, Matt sparował na stylisko młota Aniego i potężnym kopniakiem strzaskał mu kolano. Zbir zawył a mordę wykrzywił mu grymas bólu, ale Matt już na niego nie zważał. Levan doskoczył niczym żmija kąsząc samym sztychem rapiera. Precyzyjnie i śmiercionośnie. Martwy runął na bruk Płatnerskiej kopiąc nogami i bulgocząc krwią, ale Grzeczny w tym czasie był już zajęty. Cios miecza zablokował skracając dystans i wchodząc w półzwarcie. Ostrze niegroźnie przejechało mu po boku a dłoń Grzecznego zwarła się na nadgarstku napastnika. Chrupnęło a tamten zawył. Matt szarpnął go, ale wykończyć już nie dał rady. Atakowali go kolejni a młot, który dzierżył był gównianą bronią do walki w ścisku.

Walter nie czekał na drugą okazję. Nóż, który jeszcze przed chwilą wydał mu się orężem błahym z bezlitosną precyzją przejechał po udzie kwilącego jak dziecko mężczyzny, którego pozostawił za sobą Grzeczny. Tamten zawył jedynie wypuszczając z ręki miecz i osuwając się na kolana. Walter mógł teraz podnieść miecz. A raczej mógłby, gdyby nie dwójka skurwieli, która właśnie próbowała zajść ich z flanki. Już nie byli tacy radośni jak przed chwilą a Goi był niemal pewnym, że lada chwila ich miny wydłużą się jeszcze bardziej.

- Dwudziestu! – Grzeczny pewnym był, że zostawieni za nim skurwiele już gryzą ziemię. Rana w boku piekła go jak diabli, lecz liczył się tylko Krogulec, który odgrodził się odeń swoimi ludźmi, ale wyraźnie czekał na chwilę odpowiednią by włączyć się do walki. Nie był głupi, nie szedł w pierwszym szeregu. Grzeczny, choć w pierwszym szeregu szedł, również nie uważał się za głupka. Znał kilku ludzi nawet w tym zaułku, którzy mieli na ten temat całkiem odmienne zdanie.

- Stówa za tego chuja! – Krogulcowi chyba zaczęło zależeć. Tyle, że trójka jego ludzi już lezała na bruku. Levan skoczył z boku Grzecznego wpychając sztych rapiera pod łokieć atakującemu z wypadu szermierzowi. Wszedł miękko wybijając go z rytmu, oręż puszczony zabrzęczał o bruk. Tamten odwrócił się do Levana, rozproszył uwagę na chwilkę. Młot nadleciał niczym kruk wieszcząc jego koniec. A głowa strącona potężnym ciosem odfrunęła w mrok. W zaułku nagle zapanowała cisza. Bezgłowy kikut osunął się na kolana bulgocąc krwią, by w końcu uderzyć o ziemię. Cisza trwała i nikt z dzierżących broń nie sprawiał wrażenia by chciał ten dziwny stan marazmu przerwać.

Flasza ciśnięta z dachu uderzyła głośno o bruk, roztrzaskując się, sypiąc wkoło odłamkami. I kwasem. Wycie, które naraz przerwało ten stan nagłego zawieszenia broni, zburzyło go bezpowrotnie. Parzeni kwasem, żywcem wżerającym się w ubranie i ciało krzyczeli i zaczęli się miotać po ulicy. Ból nie do ukojenia. Trójka pląsających swój taniec świętego Wita. Trójka o dwa ledwie kroki od Krogulca. Tupik miał dobre oko. Zbiry zaś zgromadzone na tym ulicznym skrzyżowaniu naraz podzieliły się na dwa obozy. Tych, którzy ochoczo rwą się do boju i tych, którzy są odważni, acz rozsądni. Ci drudzy odsunęli się z lekka od epicentrum walki wyraźnie czekając na rozwój wypadków. To byli ludzie pamiętający czasy Harapa. I znane ludziom Tupika twarze. Tupik to dostrzegł. Dostrzegł i Krogulec. I zrozumiał, że nie jest już tak dobrze jak było jeszcze przed chwilą. Choć z drugiej strony nie mogło znów być aż tak źle. Jego ludzie, wierni mu i oddani osaczyli trójkę desperatów i mieli nad nimi niemal czterokrotną przewagę. To zaś oznaczało, że trójka desperatów była już martwa. Tylko o tym jeszcze nie wiedziała…




[ Proszę zainteresowanych o wykonanie 5 rzutów K100, lub spuszczenie się na MG]
 
Bielon jest offline  
Stary 27-04-2010, 23:21   #107
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
Walka rozwinęła się na dobre. Wszystko to wyglądało niczym olbrzymia i nieobliczalna burza, ciskająca grzmotami, wyrywająca wiatrem drzewa i zatapiająca całe połacie ziemi, obfitym deszczem. W środku oka cyklonu byli oni. Walter, Levan i Grzeczny. Ostrza tych dwóch pierwszych lawirowały w powietrzu niczym rozjuszone osy, którym ktoś wsadził do ula patyk. Broń żądliła każdego, kto znalazł się w jej zasięgu. Wycie rannych i umierających były dla krasnoluda niczym muzyka. Bez dwóch zdań, Walter był prawdziwym sadystą. Ból jaki powodował innym dodawał mu pary i dociskał żuchwę do szczęki. Każdy raniony sztyletem osobnik zdawał się jeszcze bardziej zachęcać do walki khazada. Goi słyszał kiedyś opowieść o straszliwych monstrach, mieszkających daleko za górami, wyznających plugawe bóstwa chaosu. Być może miał w sobie coś z takiego właśnie barbarzyńcy, służącemu chaosowi.

Chciał rozlewu krwi. Kręciło go to i podniecało. Najwięcej jednak wrażenia na khazadzie robił potężny młot Grzecznego, którym mężczyzna operował niczym jaki tytan. W jego ręku broń ta stała się śmiertelnym niebezpieczeństwem dla każdego potencjalnego wroga. Gdyby Walter taki miał... Nie było jednak czasu na tego typu refleksje. Nie miał takiej broni i musiał sobie poradzić tą, która tkwiła mocno w jego prawicy. Ostrze sztyletu było umorusane świeżą posoką. Walterowi było jednak wciąż mało. Gdy usłyszał dźwięk tłuczonego szkła i krzyki kilku osób naraz uśmiechnął się pod nosem. Był niemal pewny, że to sprawka Tupika. Niziołek miał łeb na karku i choć stał daleko od epicentrum walki, to trzymał rękę na pulsie, miał spory wpływ na jej kontrolę. Khazad wartko schylił się po leżący na ziemi miecz. Klęczący obok osobnik z rannym udem, do którego należała broń złapał Waltera za jego kurtę chcąc w amoku walki przyciągnąć do siebie.

Krasnolud nie dał mu żadnych szans. Potężny kopniak wymierzony prosto w odkrytą klatkę piersiową zdusił w rannym już osobniku dech i powalił go na plecy z pewnością wyłączając z potyczki na długą chwilę. Nie było czasu na dobijanie człeka. Kolejna dwójka skurwysynów próbowała zajść Grzecznego.
-Patrz!- krzyknął Goi zwracając na siebie uwagę jednego z nich. Drab trzymał w dłoni niewielki toporek. Broń być może była prowizoryczna, odebrana jakiemuś drwalowi. Khazad wiedział, ze jeśli dojdzie do zwarcia między nimi, to może się to dla niego źle skończyć. Brodacz zrobił krok do tyłu przełożył sztylet do lewicy, a miecz do prawej dłoni. Krasnolud niespodziewanie wziął zamach i cisnął krótkim ostrzem.

Instynkt nakazał przeciwnikowi zasłonić się przed prowizorycznym pociskiem. Mężczyzna stanął w pozycji podobnej do gardy, dokładnie zasłaniając korpus rękami. Pech chciał, ze miecz trafił go tępym bokiem ostrza nie wyrządzając praktycznie żadnej krzywdy. Walterowi to wystarczyło. Krasnolud błyskawicznie dwoma susami pokonał dystans dzielący go do oponenta. Króciutkie ostrze sztyletu znów śmignęło w powietrzu i po chwili do uszu khazada dotarło zdziwione i przepełnione bólem "O...". Broń weszła w brzuch człowieka niczym w masło, nie napotykając żadnego oporu. Krasnolud uznał, że to może być za mało, by uśmiercić trafionego nieszczęśnika i szczerząc z złości zęby pokręcił trzymanym kozikiem poszerzając ranę jeszcze bardziej. Spodnie osobnika w momencie zalały się czarną krwią.

Walter wiedział co to oznacza. Czarna krew świadczyła, o śmiertelnej ranie. Brodacz wyszarpał agresywnie broń powodując jeszcze więcej bólu u ranionego człowieka. Jego twarz błyskawicznie pobladła. Zdziwione oczy spotkały się z wzrokiem Waltera, ale jego to kompletnie nie ruszało. Wyrzuty sumienia dawno go opuściły. Człowiek uklęknął na brukowaną uliczkę i przewrócił się na twarz, upadając tuż obok krasnoluda. Walter nie podziwiał swego dzieła, nie triumfował. Już szukał kolejnej ofiary, którą mógłby zatłuc z zimną krwią...
 
Nefarius jest offline  
Stary 27-04-2010, 23:56   #108
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
To nie był dobry czas na walkę, przynajmniej Tupik, choć pewnie nie on jeden tak uważał. Nie po to negocjował z Krogulcem sam przed sobą samym tracąc poniekąd twarz. Teraz dopiero rozumiał jak prawdziwe były słowa Mistrza. "Poświęcisz siebie dla nich? Nie łudź się, że oni zrobiliby to dla Ciebie..."
Tak pamiętał rozmowę w świątyni, zanim odszedł z pustą obietnicą zdobycia władzy. Kiedy negocjował z Krogulcem wierzył w to co mówi, wierzył w chwilowe zawieszenie broni, które mogło być zbawienne dla dalszych losów miasta, wierzył w Grzecznego który dostrzegł potrzebę działania na przekór kapłanom, wierzył wreszcie Krogulcowi, choć wiarą chwilową i niepełną. Teraz cała ta wiara poszła się jebać, choć i tu Tupik zaczynał obwiniać siebie. Tuż przed śmiercią był to zresztą naturalny odruch. "Gdybym nie wspomniał o Wasiliju..."
Dylematy moralne Tupika blakły jednak w porównaniu z dylematami nad którymi jego mocno pofałdowany, choć mały móżdżek ostro pracował. A pracował nad walką i targowaniem się z resztą niezdecydowanych ludzi Krogulca, potencjalnych klientów, a bez kolokwializmów, potencjalnych płatnych zabójców do wynajęcia...od zaraz. Przewagę liczebną po stronie Krogulca już jakoś udało im się ograniczyć, teraz należało okazać przewagę... !

Tupik krzyknął bezpośrednio do ludzi których znał od czasów Harapa. W jakimś sensie już opowiedzieli się po jego stronie, wstrzymując się od ataku. Oznaczało to dla Tupika, że teoretycznie już mieli po dwadzieścia Karli...jeśli Tupik mocodawca przeżyje... Należało im jednak dać impuls do działania. I to do działania po właściwej stronie, tym bardziej , że potencjalni przeciwnicy - reszta ludzi Krogulca, była do nich tyłem...

- Dodatkowe dwadzieścia karli za głowę każdego z pachołków Krogulca, zabójcy Harapa!

Halfling zamierzał miotać z procy w Krogulca jednocześnie krzycząc. Te dwie akcje nie blokowały siebie wzajemnie a skoro negocjacje z Krogulcem i tak szlag trafił... Najpierw jednak poleciała kolejna buteleczka kwasu od profesora. Druga i ostatnia. Lampa ostatecznie spoczęła na dachu, była nieco nieporęczna do rzutu a Tupik chciał sobie zachować jakiś ostateczny argument, na zbirów którzy chcieliby dopaść i jego. Miał nadzieję, że tym razem trafi w Krogulca, choć częściowo, na trwałe zostawiając mu ślad na ciele. O ile nie zdołają go zabić, a szanse na przeżycie Krogulca Tupik zamierzał ograniczyć do minimum, jeśli nawet nie na teraz, to na później pozostawiając zbirom kilka słów przemyśleń.

- Pojawia się taki znikąd, na miejsce Harapa i współpracuje z jego zabójcami. Skąd masz tyle kasy kmiocie jeden?!! I skąd żeś wiedział o Harapie, jak nie jesteś stąd, Co??! Za kasę z jego zabójstwa najmujesz nieznanych Ci ludzi jak popadnie, wiesz o sprawkach Harapa bo współpracujesz z jego zabójcami!!!

Waga oskarżeń była ciężka i powinna zaburzyć krew w każdym kto choć trochę szanował Harapa.

- Każdy kto odtąd nie zerwie z Krogulcem to zdrajca wspierający mordercę Harapa !

Jad sączył się z małych ust halflinga. Jego słowa potrafiły doprowadzić do szału, potrafiły rozgniewać jak i uspokoić, miały drogocenną moc mącenia i klarowania. W tej chwili truły niczym najgorszy jad żmii, truły zarówno umysł Krogulca jak i podwładnych mu ludzi. Tupik wiedział, że do pełnego sukcesu potrzebne są trzy elementy: myśl, słowo i czyn. Każdy z nich musiał się zgadzać a wówczas potrójna moc tych elementów była przeogromna. Halfling wierzył w to co mówi, mówił to wszem i wobec a na koniec posłużył się czynem dopełniając całości. Na koniec miast kuli poleciała sakiewka jaką niedbale rzucił lewą ręką.

- Masz zadław się śmieciu jeden, tylko na tym ci zależy !

Sakiewka na pół pękata, zawierająca jakieś piędziesiąt okrągłych Karli, rozsypała się niemal w powietrzu częściowo obsypując zawartością Krogulca.
Wyraz niedowierzania nie znikał z jego oczu a wyraz triumfu z oczu Tupika. Niezależnie od dalszych losów wiedział, że Krogulec ostro pożałuje tego starcia, a idąc nieco wcześniej ataku na karczmę, czy idąc jeszcze dalej nakazaniu uśmiercenia Magnusa...
Z rąk tego szumowiny przelało się zbyt wiele krwi. Rzezimieszki pamiętający dobrze czasy Harapa, miały ostatnią okazję by się przekonać jakie wartości niesie z sobą Tupik a jakie ich dotychczasowy pracodawca. U niego nie mogli być bezpieczni, wiedząc, że za ich śmierć będzie płacone złoto a nie krew... Za Harapa każdy wiedział, że jak zdechnie bez wiedzy i zgody szefa to i jego zabójcę spotka podobny los. Na zgodę Harapa nikt nie miał co liczyć, chyba że naprawdę zaszedł mu za skórę. Tupik pamiętał jak banda śpieszyła by oddać zaległą składkę. Harap może i był wkurwiony na spóźnienie, ale na pewno złota nie cenił wyżej niż życia. Szczególnie własnego...

Tupik wiedział, że jeśli w tym starciu spotka go śmierć to będzie to dobra śmierć. Taka o jakiej się pamięta i o jakiej się opowiada. Ucieczka właściwie nie wchodziła już w rachubę, pozostawała walka do końca, bez pardonu. Tupik był dumny ze swoich ludzi, z Grzecznego, Levana, był dumny z Waltera z którym nie zdążył jak dotąd zapalić fajki. Miał nadzieję że w tym lub tamtym świecie jeszcze razem zapalą, był pewny, że choć jednej z tych opcji dopilnuje Phaenias i w tym celu w duchu rozpoczął gorączkową modlitwę...
"O Pheniasie pozwól mi zapalić w tym lub tamtym życiu z krasnoludem zwanym Walterem" Tupik miał nadzieję, że jego bóstwo zdecyduje się na pomoc w realizacji pierwszej opcji... Zastanawiał się nawet czy na tamtym świecie będzie miał co jarać... no ale skoro jego bóstwo pilnowało tego skarbu, to raczej nie miał się o co martwić. Phenias nie był bóstwem wojowniczym, na szczęście nie był też opiekunem ogniska domowego jak Esmeralda, ta z pewnością ściągnęła by Tupika do domu...gdyby zdarzyło jej się usłyszeć modlitwę. Phenias był małym natchnieniem Tupika, gdyż lubił wierzyć, że bóstwo jest po jego stronie i słyszy właściwie wszystko...może czasem z przepalenia nie chce mu się tylko działać... Mimo to fakt tak bliskiego obcowania ( a przynajmniej takowe wyobrażenie Tupika) działał pocieszająco. Dobrze było wiedzieć, że bóstwo obserwuje jego starcie i co najmniej mu kibicuje...

Dla Tupika najbliższy obszar działań skupiał się na zasypaniu lawiną kamieni Krogulca. Z tej odległości nie powinien mieć problemów z trafieniem, a ewentualne pudło, musiało odbić się nieszczęśliwie na którymś z otaczających go ochroniarzy. Chciał wywrzeć jak najwięcej szkód w Krogulcu, kwas, kule, chciał by na trwale jego przeciwnik zachował pamiątkę od Tupika. Jedynie ułamek, skrawek uwagi poświęcał całej reszcie, włącznie z dbaniem o własny żywot. Mimo to tak do końca bezbronny nie został, lampa która spoczywała u stóp halflinga, nadawała się idealnie do kopnięcia, w nadchodzących w jego stronę przeciwników. Wiedział jednak, że to nie na nim koncentrować się będzie uwaga przeciwników. Osobiście uważał to za największy błąd Krogulca i miał nadzieję, że wszystkie użyte przez Tupika przeciwko niemu środki, dadzą mu to szybko do zrozumienia.
 

Ostatnio edytowane przez Eliasz : 28-04-2010 o 00:13.
Eliasz jest offline  
Stary 28-04-2010, 10:36   #109
 
Sylverthorn's Avatar
 
Reputacja: 1 Sylverthorn ma wspaniałą reputacjęSylverthorn ma wspaniałą reputacjęSylverthorn ma wspaniałą reputacjęSylverthorn ma wspaniałą reputacjęSylverthorn ma wspaniałą reputacjęSylverthorn ma wspaniałą reputacjęSylverthorn ma wspaniałą reputacjęSylverthorn ma wspaniałą reputacjęSylverthorn ma wspaniałą reputacjęSylverthorn ma wspaniałą reputacjęSylverthorn ma wspaniałą reputację
Grzeczny, ty popieprzony idioto!, tyle tylko Ingrid zdążyła pomyśleć, nim rozpętał się chaos. Walter wyrwał spod zasięgu najmitki, nim ta zdołała cokolwiek zrobić - za to celny cios zadał. Chociaż on jeden dobrze pomyślał.
Wyrwała z przykucu jeden z noży z cholewy i bez większego celowania rzuciła w nacierającego bandziora. Ten zachwiał się, rąbnięty rękojeścią, i usiadł. Nie czekając na dalszy ciąg, dopadła go i wbiła mu miecz w łeb. Przydepnęła głowę, wyrwała ostrze i schyliła się po nóż.
Omal nie przypłaciła tego życiem - czyjś sztylet rozpłatał jej ramię i błyskawicznie zmierzał ku oczom. Padła plecami na bruk i cięła przez nogi napastnika mieczem, podcinając go. Kurwa, Grzeczny, jak ja cię dorwę...!

Gdzieś blisko rozległ się skowyt, potem kolejne, niemal w tej samej chwili. Odturlała się odruchowo.
To Tupik, musiał rzucić latarnią.. Nie! Sądząc po zapaszku, czymś paskudniejszym.
Uniknęła kilku ciosów, nawet udało jej się wstać, jeden jednak trafił ją dość głęboko w prawą rękę. Zdążyła złapać miecz lewą, ale odtąd była skazana na słabszą dłoń. Spróbowała poruszyć ciętą kończyną. Była cała, tylko rżnęła jak piłą. Żyła rozcharatana, ale nic poza tym. Cud, jebany cud.
- Masz zadław się śmieciu jeden, tylko na tym ci zależy ! - ryknął z góry niziołek, zaskakując Krogulca. Deszcz złotych monet oprószył go, momentalnie zwalniając nieco całą walkę, jakby wszyscy się zawahali.
- Kurwa, ludzie! My się tu zarzynamy jak świnie! Krogulec, ty jebany w dupę TCHÓRZU! Wszystko cudzymi łapami, co? - rzuciła gniewnie, próbując pomóc Tupikowi, korzystając z zamieszania.
Rzuciła spojrzenie na niziołka i... Cholera, ktoś do niego idzie?!
Nie mogła być pewna, czy faktycznie ktoś tam wlazł, czy to tylko ból ją otumania. Musiała jednak działać, bo jeśli zostaną bez dowódcy...
Rozejrzała się po okolicznych budynkach i tłumie. Matt już się na dziś wygłupił, wystarczy. Walter miał swoją robotę... Właśnie, Walter.
- Khazad! - dobiegła do krasnoluda, wydobyła krwawiącą ręką jeden ze swoich zakrzywionych noży i wcisnęła w dłoń Waltera. - Łap, jest dłuższy i może się przydać, jeśli ci tamten wybiją. - MAAAX! Czy widzisz... Kurwa, Max, gdzie jesteś? - zgubiła go w wirze walczących ciał. Cholera.
Przypasała miecz i ruszyła na górę sama, próbując zignorować ból ręki. Krew, na wpół już krzepnąca, znów zaczęła płynąć.
Kurwa, jak zwykle, baba musi sama działać, bo chłopy się bawią!
 
__________________
GG: 183 822 08

"Hokey religions and ancient weapons are no match for a good blaster at your side, kid." - Han Solo
Sylverthorn jest offline  
Stary 28-04-2010, 10:52   #110
 
Azazello's Avatar
 
Reputacja: 1 Azazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodze
Nagle ogarnęło ich gorąco. Twarz i oczy Levana zapiekły nie tylko od żaru, który niczym piekło rozgorzał dokoła Grzecznego, ale też od bolesnych wspomnień, które sprawiły, że Levan nie był najatrakcyjniejszym z kieslevitów. Poparzona i pomarszczona od blizn twarz skurczyła się nagle, zęby Levana błysnęły bielą. Wyglądało to jakby kieslevita rozgniewał się nie na żarty.

Rozgniewany był tylko na Grzecznego, ale z każdym pchnięciem i z każdym cięciem zapomniał o tym, myślał jedynie o przeciwnikach. Z pierwszymi się udało, potem nastąpił chaos. Chaos był ich sprzymierzeńcem - ludzie Krogulca w żaden sposób nie mogli się teraz zorganizować. Wszelkie próby zatrzymania Grzecznego spełzły na niczym i już nie byli tak skorzy do walki. Taktyka Levana sprawdzała się jak dotąd dobrze. Tam gdzie Grzeczny nie dokończył dzieła ostatecznego rozgrzeszania, pojawiał się Levan i szybko odsyłał drani do ich własnych piekieł.

Na dodatek między żywymi pochodniami i tymi, którym udało się uniknąć tego strasznego losu szalał niezmordowany krasnal. Jego cień rzucany na okoliczne budynki był ogromny, niczym demon pojawiał się z uśmiechem na twarzy i dźgał czymś, co wyglądało śmiesznie w jego potężnych łapskach. Prawdziwy wariat. Było więc ich więcej.

Tupik wiedział jak im pomóc, a Levan wiedział jak to wykorzystać. Te chwile nieuwagi spowodowane przez drugi brzdęk szkła - zapowiedź kolejnej salwy ogni piekielnych, czy błysk monet krążących pod stopami zbirów, w których przeglądało się teraz całe piekło. Pazerność była wielkim wrogiem, każdego człowieka. A to, że zabija, Levan udowadniał z każdym kolejnym pchnięciem w najbardziej witalne punkty wrogów, dla których widok monety był powodem dla odwrócenia wzorku. Chaos pogłębiały sypiące się z dachu kamienie, Levan słyszał je dopiero, kiedy opadały na bruk, czasem w towarzystwie obolałego ciała.

Ciągle było ich dużo, ale teraz było nieco łatwiej nie dać się obejść. Szczególnie kiedy Levan trzymał się dwa kroki za Grzecznym - do niego nikt nie miał śmiałości, zbliżyć się. A jeżeli miał tę śmiałość, to śmiało mógł odmawiać ostatni pacierz. Krogulec wciąż był spokojny, widział go czającego się prawie bez ruchu z tyłu. Był pewien, że jeśli powalą jeszcze trzech, czterech, to nie będzie on tu czekał, a podkuli ogon i zmyje się. Runie jego odwaga, strzaska się zasrana pewność siebie. Łatwo być pewnym siebie kiedy się ma przed sobą dwudziestu chłopa. Teraz już nic nie będzie łatwe chuju!
 
Azazello jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 12:27.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172