Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 22-03-2010, 22:26   #21
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
"Sigmaryci -> Miżoh -> Karl -> Harap...->Sigmaryci koło zatoczyło się zupełnie.... Kapłani od początku brali udział we wszystkim, wynieśli na tron Harapa... a później musieli się nim zająć, gdy poczuł się zbyt silny i gotowy do konfrontacji... co jak co ale Harapa nie można było długo kontrolować" - o czym wiedział każdy zbir który miał z nim do czynienia. "Żaden zbir nie dysponował jednak siłą jaką mieli Sigmaryci... a to dawało im złudzenie, że będą w stanie wywrzeć nacisk na Harapa. Skubaniec podjął walkę - zlecając zabicie Miżoha... Tyle że Miżoch nie działał sam..." - Tupik gorączkowo myślał w biegu.

Miżoch najpierw zajął się szefem bandy Grabaża chcąc mieć lepszy nacisk na resztę grupy. Po pozbyciu się Grabarza banda Tupika nie miała nawet jak zasięgnąć opinii szefa, mogła łatwo dać się skusić na spore sumki... " Bury chciał się tłumaczyć przed szefem z naszego zabicia... nie wiedział więc o zamianie, mógł natomiast wiedzieć Piękny... zresztą jego też nie bez powodu nie było przy Burym... Wiedział, że po zmianie szefa Bury przestanie się liczyć, pewnie nawet byłby poddany takim samym torturom jak reszta...Przynajmniej Burego mamy z głowy" - pocieszał się Tupik, pamiętając że przed rozprawą z Harapem, Bury był najgroźniejszym przeciwnikiem - a już na pewno najczęstszym. Obecnie w walce o władzę i tereny nie byłoby szans przekonać Burego... podobnie jak kilku innych ochroniarzy Harapa z którymi chłopaki mieli zatarczki... Mieli po rozróbie u Harapa było właściwym określeniem, gdyż większość - o ile nie wszyscy w niej zginęli.

"O kurwa... wyciągnęli nas strażnicy a my wracamy po trzech miechach... o w pizdu, musi się o nas tu źle mówić... Trzeba wymyślić jakąś solidną ściemę - albo co..." - przeląkł się nieco...choć niespecjalnie, nie przy swoim "wygadaniu". Czasami można było skłamać, nawet przekonująco o ile wierzyło się, że kłamstwo służy wyższemu dobru... lub zwyczajnie gdy się w nie uwierzyło...choć na moment.

Czasami... można też było walić prawdą, lub półprawdą... Tupik był w tym mistrzem, miał tylko nadzieję że reszta chłopaków niczego nie spartoli. A nawet jeśli ... doświadczenie pokazywało , że nie ma gówna z którego nie można by było się wykaraskać - pod warunkiem , że się nie wpierdoli w to gówno w całości... - niemal jak na spotkaniu z Harapem.

"Karl... Złoty Karl właściciel cukiereczka czy inaczej Karl Bersavi, Czarny Kupiec. Kapłani interesowali się nim bardzo... tak bardzo, że wysłali Miżoha i Harapa na zamianę, aby tylko doprowadzić do jego śmierci. Tak bardzo że Miżoch rozdawał zaliczki na prawo i lewo, byle tylko bandyci załatwili sprawę z Karlem... wiedział, że zbiry mają głównego szefa i że zlecenie tego typu musi zostać z nim uzgodnione. Banda Grabaża stwarzała możliwość, że nie będzie udawać się do Harapa po zgodę... a nawet jeśli to już będzie tam czekała podstawka. Podstawka która nie zareagowała w żaden sposób na wspomnienie o Karlu.
Kapłanom bardzo zależało na pozbyciu się Karla... ale gdyby sprawa była taka prosta, to skierowali by na niego gwardzistów... chyba że przeceniam ich wpływ, albo nie doceniam wpływów Karla... tak ten skubaniec także musiał się zabezpieczyć, ciekawe czy a właściwie nie czy, ale jak wykorzystał ostatnie trzy miesiące... nawet Mizoch wtedy nie wszedł prosto z mostu do jego faktorii... o nie, wolał aby to inni wykrwawili się na strażnikach... może nawet po prostu zamierzał potem dokończyć dzieła, gdyby zbiry nie dałyby rady. Zawsze byłoby mu już łatwiej." - myślał Tupik w biegu, starając się cały czas rzeczowym myśleniem o sprawie odganiać uporczywie nachodzące go myśli o bólu w nogach i o braku powietrza.

"Karl był okazją do ogrania kapłanów... może właśnie na to Harap liczył próbując go oszczędzić? Karl jednak mógł być bardzo niebezpieczny w noc chaosu, w noc dwóch księżyców... Levan ma rację chcąc rozegrać Harapa... tyle że to bardziej niebezpieczne od zabawy z kapłanami... o wiele bardziej biorąc pod uwagę jego reputację. Kapłani co najwyżej zabijali... Karl robił coś znacznie gorszego" - myśląc o Karlu Tupik marszczył brwi ni to ze zdenerwowania ni to z głębokiego zamyślenia, chaos niepokoił go bardzo, bardziej nawet niż otwarcie złowrogie zamierzenia Sigmarytów.

Co więcej Tupik obiecał już , że zajmie się Karlem, obietnicy zamierzał dotrzymać, choć obecnie najwłaściwszą ścieżką zdawało mu się nasłanie Karla na kapłanów i na odwrót... skłócenie ich wszystkich... może podstępne podjudzenie innych szefów do ataku na Karla..." Max mógłby się nadać idealnie, nowy w mieście, doinformowany... Tyle możliwości a tak mało czasu...i informacji." - żałował Tupik, wiedział jednak że jego niemal gotowa broń czeka na użycie.

Tupik będąc w klasztorze przyszykował już listy... póki co w formie zbioru myśli, bojąc się aby nie wpadły w niepowołane ręce, obecnie zastanawiał się nad ich przydatnością...wiedział, że z nową wiedzą trzeba je nieco zaktualizować... Mimo to były właściwie ukończone, napisane wystarczająco sprytnie by wzbudzić co najmniej zainteresowanie, dodatkowo posłane przez Sigmarytę wzmacniałoby ich wymowę i konkretność... a na efekty nie trzeba będzie długo czekać... Plan mógł udpstępnić Tupikowi ponadstandardowe siły i środki, mógł też nie dać nic - ale wówczas Tupik nic nie tracił... co najwyżej uzyskiwał zamieszanie - a to samo w sobie było nieocenione...
Wytrącenie kilku sznurków z rąk kapłanów, lub choć stworzenie wrażenia czy niebezpieczeństwa że może tak być skupi na Tupiku niewątpliwie uwagę...ale czyż nie jest ona już wystarczająco skupiona? Czyż dopiero nie wtedy , zostanie rozproszona na wszystkich adresatów listów?? Plan oczywiście był nieco szalony i ryzykowny, ale jakież działanie przestępcy takie nie jest?

Chwilowo miał jednak ważniejsze zmartwienie na głowie setki ptasich odchodów które pokryły jeden z dachów utworzyły maź na której Tupik poślizgnął się omal nie tracąc równowagi i omal nie zlatując na dół. Chwycił się komina dziękując, że znalazł się pod ręką, nie miał jednak czasu ani na złorzeczenie na ptaki ani na niechlujnych gospodarzy, musiał pędzić by znów nadrobić stracone sekundy.
 

Ostatnio edytowane przez Eliasz : 22-03-2010 o 22:29.
Eliasz jest offline  
Stary 23-03-2010, 20:28   #22
 
Storm Vermin's Avatar
 
Reputacja: 1 Storm Vermin jest godny podziwuStorm Vermin jest godny podziwuStorm Vermin jest godny podziwuStorm Vermin jest godny podziwuStorm Vermin jest godny podziwuStorm Vermin jest godny podziwuStorm Vermin jest godny podziwuStorm Vermin jest godny podziwuStorm Vermin jest godny podziwuStorm Vermin jest godny podziwuStorm Vermin jest godny podziwu
Wasilij wysłuchał rozkazu Levana, po czym ochoczo zabrał się do jego wykonania. Długotrwała bezczynność bardzo mu już doskwierała, a poza tym znał się na poprawnym wykonywaniu rozkazów - w końcu tym się zajmował przez sporą część swojego życia. Tak więc przechadzał się nonszalancko ulicą, przy której stał burdel, starając się jak najlepiej jak to możliwe dla potężnie zbudowanego zakapiora nie zwracać na siebie uwagi. Po pół godzinie obchodu stwierdził w końcu, że okolica jest czysta. A przynajmniej na taką wyglądała.

Kislevita w końcu wszedł do przybytku, na którego tyłach była ich nowa baza wypadowa. Wasilij już przy wejściu poczuł zawiesistą woń egzotycznych ziół. Nie miał większego doświadczenia z podobnymi substancjami, jako że wolał bardziej tradycyjne, alkoholowe sposoby odurzania się, ale jakoś nie czuł potrzeby poszerzenia swoich doświadczeń w tym zakresie. Kiedy kozak już postanowił zachować skupienie i koncentrację, pojawiła się kolejna przeszkoda - pracowniczki burdelu. Nie były one co prawda szczególnie atrakcyjne, ale trzy miesiące postu swoje robiły. Wasilij jednak, tytanicznym wręcz wysiłkiem woli, odrzucić ofertę dziwek. Co prawda zdawała się ona być odpowiednikiem dzbana najlepszego piwa oferowanego umierającemu z pragnienia, ale kislevita miał poczucie obowiązku. A ono dyktowało mu, by był w pobliżu swojego rodaka, na wypadek jakichkolwiek kłopotów. Co prawda nie przyłączył się do negocjacji, które prowadził Levan, stwierdzając, że przy tamtym stoliku niepotrzebna była kolejna paskudna gęba, ale usiadł w głębi sali, od czasu do czasu spoglądając w kierunku Levana. Naturalnie, zamówił piwo - gdyby po prostu siedział i rozglądał się dookoła, zwracałby nieco na siebie uwagę. A poza tym alkohol był jedną z tych wielu rzeczy, których brakowało mu w klasztorze. W końcu można sobie pozwolić na drobną, nieszkodliwą przyjemność.
 
Storm Vermin jest offline  
Stary 23-03-2010, 22:37   #23
 
Bielon's Avatar
 
Reputacja: 1 Bielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputację
Nie chcieli umierać. Ten wieczór nie był dobrą porą na śmierć. Było ciepło a po służbie piwo miało im smakować jak nigdy wcześniej. Śierżant może był i młody, ale w nieugiętym spojrzeniu Grzecznego i Animositasa dostrzegł coś, co obudziło najdzikszy z wszystkich instynktów. Instynkt przetrwania. Ten zaś odradzał dalsze naciskanie. Pozostało tylko zachować twarz. Było to dla dowódcy oddziału straży tym ważniejsze, że wieść o tym incydencie na pewno rozniesie się po koszarach i może wpłynąć na jego karierę. I wizja rychłego awansu może oddalić się bezpowrotnie. Spojrzał ponurym wzrokiem na trójkę nieznajomych, odchrząknął znacząco i zrobił groźną minę. W połączeniu ze spłoszonymi spojrzeniami jego przybocznych była to dobra mina do złej gry.

- Nie jest intencją straży nastawać na kapłana Młotodzierżcy i jego przybocznych. Idźcie zatem, ale… - spojrzał przeciągle na Animositasa i Maximilliana omijając wyzywające spojrzenie Grzecznego niczym parchatego psa - … w przyszłości wybierajcie inną drogę.

Bez dalszych słów odsunął się robiąc im przejście a napięcie w jednej chwili opadło. Zdawało się, że nawet słychać było westchnienie ulgi co niektórych ze strażników. Chyba, że był to powiew wieczornego wiaterku. Albo też westchnienie jakichś skrytych za firanami okien obserwatorek, którym właśnie umknęło teatrum.

Nie zwlekając ni chwili Animositas ruszył dalej wiodąc kompanów ku skrzyżowaniu w którym zniknęła im z oczu śledzona kareta. Nie mieli jednak nawet cienia nadziei na to, że jeszcze na nią trafią…

================================================

Trzask pałki zlał się w jedno niemal z łomotem upadającego ciała. Magnus, który właśnie opuszczał burdel kierując się ku podwórzu i położonej w przybudówce suterenie w jednej chwili skrył się we wnęce w murze. Dopiero po chwili pozwolił sobie na jedno, ukradkowe zerknięcie. Kyllion klęczał na ziemi bezradnie macając przed sobą. Nad nim stało trzech tęgich zbirów, każdy uzbrojony. Stojący najbliżej, kosmaty brodacz o niechlujnych bokobrodach poprawił cios pałką kopniakiem w twarz klęczącego. Coś chrupnęło, krew szkarłatną smugą łukiem pofrunęła w powietrzu.

- Patrz Rand, kogo to my tu mamy!? – ten brodaty zwrócił się do wyszczerzonego grubasa który właśnie obcasem przydepnął dłoń próbującemu wstać Kyllionowi. Chrupnęło a tamten zawył. Magnus resztką siły woli powstrzymał się od tego by rzucić się mu na pomoc. Może miał szanse, może nie. Może lepiej było by powiadomić kompanów w burdelu. W końcu ledwie co minął się w korytarzu z Wasilijem a Levan został przy stole. W trójkę z kislevitami można było by Kyllionowi pomóc. Czy jednak miał na tyle czasu?

- To nie aby jeden z tych skurwieli co Harapa zabili na zlecenie straży? – Rand do najbystrzejszych nie należał. Pytał nic nie rozumiejąc wciąż stojąc na dłoni wyjącego z bólu Kylliona. Albo też udawał, bo ciężki kastet, który spadł na potylicę klęczącego wraz z wielką pięścią z pewnością nie opadł bezwiednie. Kolejny kopniak powalił Kylliona na ziemię. Szlochał a z rozbite usta przypominały wielkiego pomidora. Rozgniecionego na bruku czyjąś podeszwą.

- Sssehhoo hhsseesssiiee? – wychrypił Kyllion próbując osłonić głowę przed kolejnym kopniakiem, tym razem tego milczącego. Przed pałką już się nie osłonił. Opadł na bruk uliczny nie dowiedziawszy się czemu i czego odeń chcieli.

- Karą za coś takiego było chyba wykucie oczu i odcięcie języka… - powiedział nonszalancko Rand klękając nad zwiotczałym Kyllionem z dobytym nożem. Magnus aż zagryzł wargi, by nie krzyknąć. Na wszelką pomoc było już za późno. Wbity w oczodół nóż sterczał po trzonek. Kyllion drgał konwulsyjnie. Dwójka pozostałych zbirów patrzyła beznamiętnie na to co robi ten zwany Randem. W końcu ten pierwszy splunął siarczyście i warknął cicho.

- Spierdoliłeś Rand. Nie po raz pierwszy. Wykułeś mu oko wraz z mózgiem. On przynajmniej miał mózg.

- Odpierdol się Huma. Musieliśmy go skończyć. Sam widziałeś, że było ich dwóch. Jeden wszedł do burdelu. Ten tu, jakby zaczął krzyczeć, mógł wszystko zepsuć. – Rand miał głos zgrzytliwy, niczym żelazo trące o żelazo. Trzeci zbir spojrzał uważnie w kierunku burdelu i Magnus dałby sobie rękę uciąć, że spojrzał i na niego. W końcu jednak nie zareagował wcale. Krótko mruknął do pozostałych. – Zbierajcie się. – po czym pociągnął trupa Kylliona w najbliższy zaułek. Magnus zaś zrozumiał w jednej chwili, że oto nadarzyła mu się niebywała okazja powiadomienia kislevitów o tym co się stało. Albo też ucieczki. Być może zresztą już ostatnia…

==========================================

Sadząc pochyłą aleją dachów Tupik nieustannie myślał dzieląc uwagę pomiędzy wybór trasy, rozmyślania o planach dotyczących przejęcia panowania w mieście, rozgryzania skomplikowanych relacji pomiędzy Sigmarytami, Miżochem, Harapem i Karlem i śledzeniem sadzącej spiesznie wąskimi ulicami karety. Stangret był przedni, prowadził pewnie i szybko nie zwalniając nazbyt na zakrętach a przechodniów, którzy przypadkowo weszli mu w drogę przepędzając krzykiem. Nie było ich zresztą zbyt wielu. Służba już poczyniła wszelkie prace o tak późnej porze, robotnicy po robotach zaszywali się w szynkach, bogata młódź zaś miała wieczór za zbyt wczesną porę dla swych wypraw. A i dla zbirów pora nie była najlepsza. O ile w obecnych czasach jakakolwiek pora była odpowiednia dla dobrych ludzi. Śmierć Harapa wiele zmieniła w mieście. Pozostało kwestią do zbadania jak wiele.

Ostatni już skok przed szerokim placem rynku Tupik pokonał ze sporym zapasem dachu. To pozwoliło mu przyspieszyć, zyskać chwilę. Wyrównać rytm biegu. Bose stopy znacznie ułatwiały taką ekwilibrystykę, ale Tupik pamiętał, że w grupie Nosikamyka byli ludzie, którzy nie gorzej radzili sobie na dachach. Dziwna pustka, jaka cechowała ten napowietrzny świat, działała bardziej refleksyjnie niźli cokolwiek innego. Tam w dole toczyło się życie, nieustanna walka. Tu panowała cisza przerywana jedynie łopotem skrzydeł płoszonych przez Tupika gołębi i łomotem jego bosych stóp. Rociągający się poza granicami dachów widok, pomimo zapadających ciemności zapierał dech w piersiach. Zwłaszcza, kiedy spoglądało się na oświetlone blaskiem księżyców porośnięte lasami góry. Rosenberg leżał w końcu w ich cieniu i u podnóża. A zamek i wały miejskie niejednokrotnie dawały odpór zagrożeniu, jakie tkwiło w ich żlebiastych szczelinach.

Ostatni dach Tupik pokonał już wolniej. Nie było się gdzie spieszyć. Kareta wypadła na rynek. Stąd mogła pojechać gdziekolwiek a on miał za mało czasu by dachami ją dogonić. Pozostało przyjrzeć się jej dokładnie i na tej podstawie zebrać najwięcej informacji. Tak przynajmniej sądził, gdy dopadł do skraju dachu. Jednak kiedy ujrzał stojący na rynku konny oddział zbrojnych, zmienił zdanie. Kareta zwolniła jedynie na chwilkę. Wystarczającą by dowodzący oddziałem noszącym książęce barwy otrzymał rozkazy od jadącego karetą człowieka. Wnet cały orszak ruszył stępa na skos, przez rynek i plac wisielców, prosto ku Herzogstrasse wiodącej jak z bicza strzelił na zamek widoczny w oddali. Ku któremu cała kawalkada nieuchronnie musiała zmierzać…

=============================================


To miasto było inne niż wszystkie jakie Erica dotychczas widziała. Może to była kwestia jej samopoczucia? Faktem jednak było, że czuło się w nim jakąś aurę przygnębienia, ponurość której nie rozpraszał blask księżyca. Trzeci dzień w Rosenbergu był dla niej już piekielnie nudnym. Po Tilei i Imperium Księstwa zdawały się jaskinią prymitywizmu i zdziczenia. Ci tu w Rosenbergu mieli bruk! Na kilku ulicach! Jednak nazwanie czegoś takiego miastem, zdawało się jej nieco na wyrost. Ot, zlepek chałup okalających kilkanaście większych chałup, otoczonych wałem. W porównaniu do tileańczyków, czy nawet mieszczuchów w Bretonii czy Imperium tutaj mieszkali sami dzikusi. Dziwiła się sama sobie, że w ogóle tu zdecydowała się pozostać. Jednak teraz chciała się zabawić. Szła pograć w karty, popić i poszaleć. Jak zwykle miała w zwyczaju. Również, jak zwykle ostatnimi dniami, nie skryła swoich wspaniałych rudych pukli pod kapeluszem, co niegdyś tak dobrze się sprawdzało. To był błąd.

- Pańcia się nie spieszy tak. Chopaki kcom się poprzytulać… He he. – zażartował głos z bocznej uliczki, kiedy mijała ją niespiesznym krokiem obserwując podejrzliwie trójkę nadchodzących z przeciwka mężczyzn. Zerknąwszy w bok dostrzegła dwóch obwiesi o ponurych mordach opojów. Jednak co było znacznie gorsze, jeden z nich zdawał się mierzyć do niej z samopału. Drżąca dłoń pijaka nie dawała nawet śladowej gwarancji, że trafi. Jednak na tym samym poziomie nie gwarantowała, że chybi a dziura po takim pocisku mogła wyleczyć z wszystkiego. Erica zerknęła na trójkę przechodniów dostrzegając, że i oni zwolnili. Poza jednym…

- Eri…? – pełne niedowierzania pytanie wyrwało się z ust Grzecznego, który wysunął się przed Animositasa i Maximilliana. Piękna rudowłosa, wspomnienie z czasów kiedy nosił jeszcze mundur, kiedy z dumą wypełniał rozkazy swoich dowódców i kiedy świat zdawał się piękniejszym. Głównie za sprawą jej. Szansa na to, że jeszcze kiedyś ją ujrzy, po tym jak jego oddział został przeniesiony z placówki w Tilei, graniczyła z cudem. To, że zdarzy się to w Rosenbergu, było już absurdem. Jednak stała tu i teraz spoglądając na dwójkę zbirów z których jeden miał w ręku samopał. I mierzył do niej wyraźnie skonfundowany pojawieniem się trójki nieznajomych. To zmieniało proporcje. Strzelic bowiem mogli raz. A żyć chcieli. Jak każdy…

================================================== =====

- Ktoś taki jak ty zawsze znajdzie robotę w naszym mieście. Poczekaj chwilę i się zrelaksuj. Choćby winem. Ja zaś rozejrzę się i porozmawiam z kim trzeba. Może się co znajdzie. – powiedziała ta, która przed chwilą wdała się z Levanem w krótką pogawędkę. Skinęła dłonią odprawiając ostatnie dwie dziewczyny pozostawiając kozaka samego. Z pewną dozą spokoju dostrzegł siadającego w drugim końcu sali Wasilija. Pasował do tego miejsca podobnie jak on sam. Krótko mówiąc na tle zapitych mord kilku kupczyków i rzemieślników, kilku młodziaków i roześmianych dziewek sterczał niczym morska skała. Mimo to cieszył się umiarkowanym spokojem, jakby rozkaz odprawiający dziewki od stolika Levana objął i jego. Nie minęło pół dzbana, gdy wyniosła zarządczyni pojawiła się ponownie schodząc tym razem po schodach z piętra. Gdzieś na tyłach musiały być jeszcze jedne schody bowiem Levan nie widział by wchodziła do góry. Wszystkowiedzącym wzrokiem zarządcy obrzuciła całą salę, po czym pochyliła się nad ramieniem kislevity pozwalając by owionął go przyjemny zapach jej perfum. – Na górze jest ktoś, kto chciałby z tobą porozmawiać. Chyba to coś o co ci chodziło. Weź ze sobą kompana, bo płoszy mi gości. Pokój numer trzy, jeśli znasz się na cyfrach. Powiedz, że przysłała cię Ama. To ja. Pospieszcie się…

Wcześniejszy głos wesołej trzpiotki zastąpił ton zawodowca. Widać potrafiła również załatwiać interesy a zważywszy na to, jak szybko zadziałała w sprawie pracy w tym była dobra. Spoglądając na jej wiotką kibić, równie krągły biust i wcięcie w talii Levan zastanawiał się w czym jeszcze…




[Proszę Anzaku o nie postowanie i dziękuję za udział w sesji]
 
Bielon jest offline  
Stary 23-03-2010, 23:48   #24
 
Darth's Avatar
 
Reputacja: 1 Darth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłość
Gdy Maximillian ocknął się przez moment wydawało mu się iż miał zwidy. Ujrzał bowiem nad sobą twarze kapłanów Sigmara. Potem jednak przypomniał sobie wszystko. Ucieczka z Altdorfu, podróż na pogranicze, wejście do Rosemberg, karczma „Rzeźnia”, walka. Pamiętał zabitych opryszków. Pamiętał ich przerażone twarze, gdy jego ostrze zagłębiało się w ich ciałach. I pamiętał wyraz satysfakcji na twarzy czwartego, tego który powalił go na ziemię ciosem kowalskiego młota. Pamiętał doskonale jego oszpeconą twarz. I wiedział, że w końcu go znajdzie... A wtedy tamten pożałuje że się urodził. Na razie postanowił jednak martwić się teraźniejszością. Ta zaś nie przedstawiała się dla niego w zbyt różowych barwach. Miał nadzieję, że kapłani nie znali prawdy o nim. Jeżeli zaś tak... To naprawdę lepiej byłoby gdyby zginął w „Rzeźni”. „Z drugiej strony gdyby znali prawdę obudziłbym się na stosie, a nie w wygodnym łożu.” Prawda wyszła na jaw, gdy kapłani opuścili już to pomieszczenie, które okazało się być przyklasztornym leprozorium, gdy porozmawiał z towarzyszami niedoli. Z opowieści wywnioskował, że z grupy walczących uratowała ich gwardia książęca. Z tego co zrozumiał ocalał przypadkiem. Zresztą okoliczności były mało istotne. Żył i to się liczyło.
Następne trzy miesiące spędził zapoznając się z drużyną. Nie poznał zbyt dobrze Aniego, gdyż ten wierzył i modlił się do Sigmara, co Max traktował dość lekceważąco. Grzeczny wydał mu się dość mrukliwym i niezbyt taktownym osiłkiem. Praktycznie w ogóle nie rozmawiał z Levanem. Za to bardzo polubił Tupika. Ten niziołek wydał mu się niezwykle inteligentny i bystry. Był także świetnym rozmówcą.

*********************

Maximillian był wprost niewiarygodnie szczęśliwy opuszczając klasztor. Cieszył się, że cały jego ekwipunek przetrwał zawieruchę. Zwłaszcza ucieszył się na widok jego miecza, przekazywanego z ojca na syna. Jego jedyna pamiątka po dawnym życiu. Był tak szczęśliwy, że nie zwrócił nawet uwagi na wykrzyczane przez Aniego klątwy, rzucane na kapłanów. Sam doszedł do wniosku iż nie ma się, co męczyć krzycząc, ale lepiej działać. Miasto leżało przed nimi otworem niczym ostryga. „Jeżeli wszystko pójdzie zgodnie z planem to miasto będzie nasze w ciągu kilku dni”- pomyślał. Już w drodze do miasta wdał się w dyskusję z Tupikiem i Anim. Dalekosiężne plany Tupika wydawały się dobre, choć zmieniłby kilka szczegółów. Nagle przysłuchując się rozmowie Tupika i Aniego doznał oświecenia. Wykrzyknął- Teraz rozumiem o co chodziło kapłanom. Wiedzą, że w mieście znajdują się kultyści. Nie wiedzą jednak gdzie i kim są. Ty Tupiku jesteś najbardziej prawdopodobnym kandydatem na szefa wszystkich gangów. To oczywiste. Chcą żebyś przejął kontrolę nad miastem a potem wykorzystają twoje wpływy by odnaleźć kultystów. A jeżeli Ani ma rację to w grę wchodzą nawet większe demony. Kapłani, nawet z gwardzistami nie mają dość środków. A za obaleniem poprzedniego, prawdopodobnie im sprzyjającego szefa prawdopodobnie odpowiadają ci właśnie kultyści- Tu zamilkł na chwilę, zastanawiając się- Musimy najpierw zdobyć miasto. Zrobimy co mamy zrobić dla kapłanów a potem uniezależnimy się od nich i będziemy sami się rządzić. To jest odpowiedni plan.
Już po chwili otrzymał odpowiedź Tupika:
- To raczej nie kultyści stali za pozbyciem się Harapa... Myślę, że mieli z nim dobry układ i to właśnie było przyczyną dla której Miżoch przybył i zajął się sprawą...Każde działanie Miżocha było skierowane przeciwko Harapowi, a Miżoch był Sigmarytą... Odnajdziemy chaos i się go pozbędziemy, ja również nie chce mieć plugawców w mieście, ale aby tego dokonać trzeba zacząć realizować etapu mojego genialnego planu... z którego na jego bezpieczeństwo i dobro w całości jeszcze ujawnić nie mogę, ale nie martwcie się mamy gdzie iść tej nocy... Kapłani wskazali nam... nowe lokum... Dowiemy co się dzieje w mieście... i porozmawiam z kilkoma moimi dobrymi znajomymi, co by wzmocnić nas przed jakąkolwiek konfrontacją.

Max wiedział, że później, na osobności, musi się podzielić z Tupikiem pewną myślą. Wiedział o demonach i ich przywoływaniu więcej niż ktokolwiek inny. Miasto w chaosie, bandy walczą, ulice spływają krwią. Brakuje tylko pożaru do szczęścia. Nienawiść i strach królują na ulicach. Olbrzymi ładunek emocji. To wszystko stwarza wprost idealne warunki do przyzwania większego demona Khorna, Krwiopijcy. Nie mógł tego jednak powiedzieć teraz, nie przy reszcie. Tylko Tupik wiedział, że Max jest magiem, reszta mogła go za to zlinczować.
Skinął Tupikowi głową - Obie teorie mogą być równie prawdziwe. Przestańmy jednak zajmować się przeszłością a zacznijmy teraźniejszością. Jak rozumiem masz już jakiś plan?- Ponownie skinął głową i zaczął myśleć na głos - Będziemy potrzebować jakiegoś zapasowego lokum, o którym nie będą wiedzieć kapłani. Sieć szpiegów by odnaleźć słabe i mocne strony poszczególnych gangów, jakiś pospolitych zakapiorów, Dobrych kontaktów wśród władz miasta, wtyczki w gwardii i źródła dochodów, zarówno legalnych jak i mniej legalnych. Uważam, że powinniśmy być w stanie załatwić to w góra trzy dni. Następnie wyeliminujemy z pomocą wszelkich dostępnych środków przywódców pozostałych band. Pozbawieni ich skupią się niczym psy wokół najsilniejszych osobników.- Uśmiechnął się - Czyli oczywiście nas.
Kontynuował rozmowę, omawiając szczegóły strategii, gdy dialog przerwał mu tętent kopyt i stukot kół. Po chwili zza rogu wypadł pędem powóz. Trzeźwo myślący Tupik natychmiast zaproponował rozdzielenie się, a sam popędził po dachach za powozem. Biegnąc dołem musieli oczywiście trawić na strażników, co też się stało. Na szczęście dzięki żelaznym nerwom Aniego i twardemu spojrzeniu Grzecznego udało im się spokojnie przejść.
„Warto zapamiętać tego strażnika, wydaję się chętny do współpracy teraz, to może i w przyszłości.” -Pomyślał, wbiegając w zakręt za Anim.
Widząc na ulicy dwóch zbirów na ulicy zwolnili. Napastowali oni kobietę która była, ku jego zdumieniu, znajomą Grzecznego. Postanowił działać, zanim doszło do rzezi. Miał nadzieję, że ci dwaj nie są tak pijani by zabiło to w nich instynkt samozachowawczy.
Witam panowie-powiedział do nich z uśmiechem zwiastującym kłopoty-Widzę, że napastujecie państwo tą młodą damę, znajomą naszego przyjaciela. Pragnę zauważyć, że jest to wysoce niestosowne. A także, co obecny przedstawiciel łowców czarownic na pewno przyzna-tu wskazał na AniegoŻaden uczciwy obywatel nie przebywa pijany na ulicy o tej porze, prawda? Nie wyglądacie na bandytów. Wniosek jest jeden: musicie być akolitami chaosu, nieprawdaż? Oczywiście każdy uczciwy obywatel w tym momencie rzuciłby broń i ruszyłby szybkim krokiem do domu, prawda? Możecie też zastrzelić kogoś z nas, a wtedy reszta rozerwie was na strzępy.- Gdyby jeszcze to do nich nie dotarło powiedział jaśniej
-Czyli w skrócie. Rzucacie broń i uciekacie lub zostajecie i macie przejebane. Mam nadzieję, że wyrażam się jasno?
Pijacy przez chwilę spoglądali na siebie, kalkulowali. I naraz, jak jeden mąż rzucili się do ucieczki. Jednak samopału nie puścili. Skurwiele... No, ale nie można mieć wszystkiego. Max nie wiedział czy zadziałały jego słowa czy też wygląd jego towarzyszy. Zresztą to nie było ważne. Postanowił się przywitać z damą.
-Witam piękną panią- powiedział i ucałował jej dłoń-Mam nadzieję że ci idioci nie zrobili pani krzywdy?
 
__________________
Najczęstszy ludzki błąd - nie przewidzieć burzy w piękny czas.
Niccolo Machiavelli
Darth jest offline  
Stary 24-03-2010, 00:31   #25
 
qba1115's Avatar
 
Reputacja: 1 qba1115 nie jest za bardzo znany
W głowie Magnusa szamotały sie setki myśli, co zrobić...
Z uwagi na przewage liczebną przeciwnika w walce nie mam szans
Nie pozostało więc mu chyba nic innego.
Ostrożnie wrócił się do ciemnego korytarzu burdelu. Gdy sie zagłębił w pomieszczeniu szybkim krokiem, prawie biegiem wpadł do głównej izby.
Wszyscy nieświadom całego zajścia spokojnie czekali aż coś się wydarzy.
No i się doczekali...

Wpadnięcie Magnusa do izby Zrwróciło to natychmiast uwage jego towarzyszy.
Wasilij, Levan! chodźcie tu kurwa szybko!
Podnosili się jak by ich dupy ważyły tonę a Magnus niecierpliwie ciągle ich popędzał.
Wreszcie podeszli do niego z wyrazem twarzy w stylu, co on se znowu wymyślił.

-Jacyś chuje przed burdelem ubili Kylliona...
Nie miał pojęcia jak inaczej ująć całe zaobserwowane zajście. Pomyślał sobie że szczegóły opisze jak juz opadną emocje bo na tę wieść znacznie twarze towarzyszów zmieniły odcień. Nie dopuszczając kompanów do zadawania zbędnych w tej chwili pytań powiedział nie zastanawiając sie dłużej

Jeśli chcecie dorwać tych kutasów pokornie proszę o ruszenie dup. i wskazał na wyjście cały czas obserwując próbujących poradzić sobie z natłokiem informacji Kislevitów. na koniec dodał Pytania zostawcie sobie na potem

Magnus także był zakłopotany całym zajściem. Próbował ogarnąć myśli krzątające sie w jego głowie. Zastanowił się przez chwile czy właściwie postąpił wracając po towarzysz ale cóż... jakie miła inne wyjście.
Odruchowo objął nerwowo rękojeść swojego miecza i skierował się w stronę wyjścia oglądając sie za kompanami.
 
qba1115 jest offline  
Stary 24-03-2010, 10:55   #26
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
" A więc jednak "... - pomyślał obserwując działania karocy. Wiedział już że książę jest aktywnym graczem, domyślał się tego wcześniej, ale nie przypuszczał, że aż tak kieruje wszystkim.

Książe Rosenbergu był postacią nijaką, niezainteresowaną sytuacją w mieście, słabą... A przynajmniej był, gdyż ostatnie trzy miesiące pokazały, że coś się zmieniło - gwardziści książęcy na ulicach miasta i jeszcze ta pełna współpraca z kapłanami... Tupik zastanawiał się kto siedzi w karocy: kapłan, mistrz czy może sam książę lub jego wysłannik...
Posłuszeństwo jakie okazali gwardziści wykluczały zwykłego kapłana - chyba że z rozkazu księcia mieli się słuchać nawet szeregowców... Ale kapłanowi eskorta nie była potrzebna... zagrożonemu księciu już owszem...

Wracając do chłopaków Tupik już się tak nie spieszył, zastanawiał się czy jest jeszcze sens wysyłać list do księcia... "Ale jeśli to książę pociąga za sznurki, to może pomogą kapłani??".

Tupik podziwiał miasto nocą, zdawało się ukrywać cały jego bród. Światełka dolatujące zza okiennic tworzyły śliczny krajobraz - przynajmniej dla siedzącego na dachu Tupika. Musiał na klepsydrę przysiąść, zapalić fajkę i odpocząć po morderczym biegu, nie żałował swej decyzji, osiągnął cel widząc dokąd zmierza karoca...a nawet jak na nią reagują gwardziści... "Tak będzie trzeba powielić ochronę przed gwardzistami..." - Tupik miał już nawet plan, sposób, ale do niego potrzebował Levana - a właściwie jego wisiorka i kilku godzin.
"Gryzizłotek" - halfliński jubiler powinien dyskretnie załatwić sprawę (często był paserem Tupika) a jeśli nie on to któryś z pozostałych złotników czy jubilerów... wisiorki należało bowiem powielić...

Tupik przyglądając się miastu zauważył, że jest w nim jakby spokojniej... oprócz zwykłych strażników kręcili się też gwardziści, co z pewnością zbirom nie ułatwiało sprawy. "Po co księciu ta cała ceregiela z kapłanami?... Może nie chce się ujawniać? Może chciał by myślano o nim jak o słabym władcy? A w ukryciu sterował i kapłanami i Harapem? To mogłoby się zgadzać..." - to mogła być ta pustka którą Tupik dostrzegał w swej analizie zajść, ale nijak nie mógł jej wypełnić...aż do teraz. Książę i kapłani jako dwa ośrodki władzy - książę kontrolujący przestępczy świat poprzez jego szefa, ale i współpracujący z kapłanami ( może nawet ulegający im) bo poświęcił swojego Harapa w imię dopadnięcia Karla - zgodnie z życzeniem kapłanów... Teraz chciał nowego Harapa, bo widział że utracił kontrolę nad przestępczością. Wcześniej duże grono osób było nietykalnych dzięki wpływowi Harapa, teraz pewnie wszyscy poczuli się zagrożeni... i jeszcze ta noc chaosu - Tupik był pewny, że gdyby nie ona to chłopaki nie opuścili by tak szybko murów klasztoru.

Wiedział, że nawet jeśli się myli w swoich założeniach, to o niewiele, może jakiś szczegół lub dwa. Generalnie wszyscy aktorzy weszli już na scenę - może z wyjątkiem Czarnego Karla, należało więc grać swoje i w tajemnicy zmieniać scenariusz...

Tupik wypoczął i ruszył z powrotem, licząc, że albo znajdzie chłopaków po drodze - biegnących jego i karocy śladem, albo też będą na tyłach burdelu zgodnie z wcześniejszymi ustaleniami. Wolał nawet nie myśleć co by się stało gdyby natrafili na innych zbirów, przypuszczenia powstały dawno, ale nawet one nie ogarniały tego co robili w tym czasie inni bandyci...tacy jak Ormet.
Tupik był pewny, że jeśli skurwysyn przeżył walkę u Harapa - a wiele na to wskazywało to zrobi wszystko aby chłopaki do niego nie powrócili - włącznie z rozpowiadaniem na prawo i lewo o straży, o zdradzieckim wbijającym bełty w plecy Tupiku i o całej reszcie - również zmodyfikowanej... Tupik spodziewał się po prostu najgorszego i wiedział, że będą musieli trzymać się razem i nie wychylać za bardzo... albo wychylić się raz a porządnie... tak...

Tupikowi spodobało się na dachach... miał z nich dobry widok, nie napotykał się na nich na straż, a przy swoim wzroście i nietypowej jak na halflinga wadze, nie obawiał się o to że zostanie szybko wypatrzony, czy też że dach się pod nim całkiem zarwie. "A co to już po dachach nie wolno chodzić?? Jakie to przestępstwo?? Na gołębie poluje..." - Tupik starał się mieć zawsze pod ręka kilka wymówek. Dobre kłamanie musiało być przygotowane, naturalna odruchowa odpowiedź zawsze kojarzyła się z prawdą, długo wymuszana i wymyślana odpowiedź - kojarzyła się z kolei z próbą oszustwa. Tupik nie chciał stać na przegranej pozycji już na początku rozmowy... poza tym zastanawiał się jak to jest z tą strażą... Czy za ich głowy wciąż jest wyznaczona nagroda czy nie... -" Ani musi koniecznie to jutro sprawdzić... z samego rana" - jeśli była nagroda, Tupik z resztą chłopaków miał doskonałe alibii na kłamstwa Ormeta, jeśli nie było za nimi listów... to oznaczało kilka rzeczy: książę zniósł ściganie ich, aby lepiej im się w mieście pracowało - bez przeszkód ze strony władz, poza tym oznaczało to jeszcze tyle, że cholernie ciężko będzie im udowodnić niewspółpracowanie ze strażą. Oznaczało też, że w przeciwieństwie do poprzednich okresów - mogą straż wykorzystać, a nawet będą do tego zmuszeni, jeśli cała reszta półświatka będzie przeciw nim. W chwili obecnej powrót do chłopaków był najważniejszy...
 

Ostatnio edytowane przez Eliasz : 24-03-2010 o 11:14.
Eliasz jest offline  
Stary 24-03-2010, 11:16   #27
 
Trojan's Avatar
 
Reputacja: 1 Trojan jest jak klejnot wśród skałTrojan jest jak klejnot wśród skałTrojan jest jak klejnot wśród skałTrojan jest jak klejnot wśród skałTrojan jest jak klejnot wśród skałTrojan jest jak klejnot wśród skałTrojan jest jak klejnot wśród skałTrojan jest jak klejnot wśród skałTrojan jest jak klejnot wśród skałTrojan jest jak klejnot wśród skałTrojan jest jak klejnot wśród skał
„Grzeczny” Matt Burgen

Świat zatrzymał się na chwilę i porwał Matta do czasów, który brudne bełty śmierdzącej wódy, okowity najpodlejszego rodzaju, wyparły z jego świadomości. Do tych ulotnych chwil, kiedy nosił swój mundur imperialnego gwardzisty. Pamiętał codzienną rutynę służby jak przez mgłę. O wiele wyraźniej wspominał niechęć, jaka jej towarzyszyła. Jednak wówczas chyba tego tak nie odczuwał. Wtedy świat był o wiele piękniejszy. Jej rude włosy były zaś złotogłowiem, który koronował cud świata. Rude włosy i orientalny zapach przypraw unoszący się nad miastem. To, że rzuciła go dla kogoś innego, że wykpiła za nic mając miłość jaką młody żołnierz ją darzył było teraz już tylko mglistym wspomnieniem. Wolał pamiętać upojne chwile z nią w ramionach, krągłość jej piersi, żywą radość tryskającą z niej na każdym kroku. Energię i pasję. I gibkość. Teraz w tym brudnym zaułku Rosenbergu, była niczym objawienie. I z tą samą co niegdyś siłą raniła spojrzeniem, uśmiechem i gestem. Tyle, że dzisiejszy Grzeczny nie miał w sobie z ówczesnego Matta zbyt wiele. A przecież minęło od tamtego czasu ledwie rok! Rok czasu. I dwadzieścia kilo temu. Teraz Grzeczny i zmężniał i zmądrzał. A żywot dezertera zmieniał szybciej niż fatalna miłość. Żywot dezertera i wypita na zalanie smutków gorzała.

Spotkanie w zaułku mogło mieć znacznie tragiczniejsze zakończenie, gdyby nie Max. Mężczyzna, będący widać jak i Grzeczny, pod nagłym wpływem uroku Eri, zadziałał pierwszy płosząc zbirów swoim słowotokiem. Grzeczny znał ten syndrom. Jedni napinali mięśnie, inni pysznili się swoimi strojami niczym pawie, jeszcze zaś inni pletli bełkotliwe bzdury w nieustannym słowotoku. Jakby własny głos wprawiał ich w ekscytację.

-Witam piękną panią- powiedział Max podchodząc do Eriki, kiedy po dwójce zbirów pozostało na skrzyżowaniu jedynie wspomnienie. Szarmancko ucałował jej dłoń i dodał -Mam nadzieję że ci idioci nie zrobili pani krzywdy?

- Nie daj się zwieść Max. Tamci zwyczajnie mieli szczęście, czego o tobie już powiedzieć nie można. – głos Grzecznego ociekał sarkazmem, ale wzrok pałał dawnym uczuciem. Zabarwionym wszakże nutą goryczy. – Im udało się uniknąć sideł tej piękności. Ty już jesteś motylkiem na szpilce. Nie daj się zwieść Max. Nie daj… Witaj Eryko. – powiedział na końcu twardo akcentując jej imię. Wiedział, oboje wiedzieli, że tego nie cierpi. Grymas na jej twarzy sprawił mu odrobinę satysfakcji. Zbyt małą, by ugasić żar żalu. – To miasto nie ma w sobie nic z Viadazy, czy Scorcio. To nie jest miejsce dla ciebie. Jeśli są na tym świecie miejsca dla ciebie odpowiednie. Nie wiem dokąd ci tak spieszno, ale nam się już nie spieszy jak sądzę, więc możemy zaproponować ci kilka porad na temat życia w tym wspaniałym mieście. Oraz szklaneczkę wina w naszym doborowym towarzystwie. O ile nie masz nic przeciwko.

To była neutralna propozycja. Jednak Matt wiedział, że odmowy nie zdzierży. Podobnie jak wzrostu poufałości pomiędzy nią a kimkolwiek innym. To była jego, Matta, Erika. I innym do niej wara!
 
Trojan jest offline  
Stary 24-03-2010, 17:12   #28
 
Azazello's Avatar
 
Reputacja: 1 Azazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodze
Nie miał wątpliwości, że chciałby bliżej poznać Amę i opowiedzieć jej trochę o starych czasach. Lubił takie kobiety, pewne siebie i silne, a przy tym nie tak przeraźliwie chude jak zwykłe dziwki. To musiał być wpływ rozcieńczonego wina, dymu i uprawianego zawodu. Nie było dla niego nic gorszego niż chuda baba. Musi mieć cyc i kawał tyłka, za który można chwycić. A tyłek Amy był bardzo ponętny.

Levan nie miał wątpliwości, że obaj z Wasilijem wyróżniają się w tłumie, nie tylko trzeźwością umysłu, ale też wyglądem gości, za którą żaden z obecnych na sali nie wydałby swojej córki, gdyby ją oczywiście miał. Żylaści, niedogoleni, o czujnym spojrzeniu i uzbrojeni. Nic dziwnego, że dziewczyny nie zaczepiały też Wasilija, mimo że ten przy Levanie był piękny niczym elf. Może się bały? Nie - pomyślał Levan - one już wiedzą, że jesteśmy razem, dwu obcych w lokalu jednocześnie to nie przypadek. Miał tylko nadzieję, że pozostali dwaj nie nabiją sobie guzów, ani nie uciekną. Nikogo nie można być dziś pewnym... - te smętne rozważania przerwała Ama z wiadomością. Dobrze, jak na razie. Levan wiedział oczywiście, że muszą być czujni.

Chłodny powiew powietrza zmroził go, ale o wiele mniej niż Magnus, który wpadł do lokalu niczym krasnolud między orki i zaczął drzeć ryja. I to właśnie w momencie, kiedy niespiesznie podnosili się z miejsc i mieli iść do góry, a wszystko było po ich myśli. Jedynym rozwiązaniem było udawać, że go nie znają. Może się domyśli, jaką głupotę zrobił. Wasilij, który go właśnie mijał tylko rzucił okiem na niego i minął, traktując jak powietrze.. Dobrze, może się jeszcze uda. Levan też tylko spojrzał i wrócił wzrokiem do Amy:
- Coś słaba ta ochrona u was, nie ma spokoju! - powiedział kiwając głową do zamieszania przy wejściu, gdzie Magnusa otoczyli już ochroniarze - Dzięki na razie. Ruszył w kierunku schodów.

Minusem całej sytuacji było to, że jeśli ktoś jeszcze nie wiedział, że Levan i Wasilij są w Divie, to właśnie ten szczaw ich o tym poinformował. Dzięki debilu, mam nadzieję, że Twoja stara się powiesiła, jak zobaczyła co urodziła - pomyślał. Jeszcze raz potwierdziła się smutna prawda, że niektórzy nie mają za grosz instynktu przetrwania. Levan miał cichą nadzieję, że ktoś zrobi z nim porządek. Na wszelki wypadek kiedy kierował się schodami do góry poprawił pas i poluzował skryty za połami płaszcza długi nóż. Rapier wyciągnie szybko - o ile będzie miejsce na to.

Kiedy wchodził po schodach, Wasilij szedł za nim. Nie musieli nic mówić, by wiedzieć, że w każdej chwili może się stać coś dziwnego. Oby nie. Nie oglądał się za siebie. Levan szybko przypomniał sobie rozkład okien na piętrze budynku - kilka z frontu, światło było tam przygaszone, więc tam pewnie urzędują dziewczyny. Jedno było na pewno na ścianie po prawej stronie budynku - innych stron nie widział. Korytarz na piętrze po obu stronach schodów był ciemny, tylko w kilku miejscach rozświetlały go świece. Było więc troszkę duszno od dymu. Ale na szczęście pusto. Okno po prawej ręce wychodziło na sąsiednią kamienicę.

Levan nie umiał czytać, ale już od dawna rozpoznawał cyfry. Trójka też tu była. Nie mógł tam tak po prostu wejść. Bał się, że w brzuch wbije mu się bełt, a głowa pęknie od uderzenia obucha. O nie, nie możemy tam tak po prostu wejść.
- Wasilij ktoś musi otworzyć te drzwi za nas - powiedział ledwie słyszalnym szeptem. Mógł otworzyć któreś z drzwi i poprosić o wskazanie pokoju numer trzy jedną z dziewczyn, ale mogły być zajęte, albo zbyt oporne.

Mieli trochę szczęścia, jedne z drzwi otworzyły się i wyszedł z nich chwiejnym krokiem mężczyzna w jednym kozaku, z drugim w ręku oraz płaszczem pod pachą. Miał około czterdziestki, był gładko ogolony i ostrzyżony. Levan nie czekał. Wyszarpnął sztylet i przygwoździł go do ściany, kopiąc kolanem w brzuch i drugą ręką zasłaniając usta. Wasilij był tuż za nim, obserwując korytarz. Pozornie nikt nie zareagował na hałas.
- Nie bój się, nic Ci nie będzie. Zapukaj do trójki, jeśli piśniesz słowo, to ten nóż pozbawi Twoje dzieci ojca - głos Levana nie pozostawiał wątpliwości - Nie próbuj nic głupiego. Zadaniem zakładnika było tylko otwarcie drzwi, Levan i Wasilij ustawili się obu stronach. Levan obserwował czujnie także drzwi naprzeciwko - nigdy nie wiadomo!
 
Azazello jest offline  
Stary 24-03-2010, 19:48   #29
 
pteroslaw's Avatar
 
Reputacja: 1 pteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumny
Strażnicy ich przepuścili. Animositas po raz kolejny zadał sobie pytanie czy to zasługa gróźb Grzecznego czy też strach przed gniewem Sigmara. Któż z nich mógł to wiedzieć. Ani zobaczył jakiś pijaków, jednego z samopałem w ręku, którzy zagadywali jakąś dziewczynę. Maxa i Grzecznego na moment zamurowało, Ani żył w celibacie więc piękno kobiety nie robiło na nim najmniejszego znaczenia. Animositas pewniej chwycił młot i powiedział:
-Dzień dobry miłej pani.- Następnie zwrócił się do bandytów. -Witam, niech Morr będzie wam łaskaw po drugiej stronie.- Ani dostrzegł błysk strachu w oczach pijaków. Później odezwał się Max co najwidoczniej przesądziło sprawę. Bandyci zaczęli uciekać. Ani przez moment zastanawiał się czy nie pobiec za tym co miał samopał. Zaniechał jednak tego zamiaru ponieważ uznał że jeśli akolici Ulryka nie używają łuków ani kusz to i jemu nie wypada, zwłaszcza takiej broni jak samopał.

Ani ukłonił się nisko. Zwrócił się do kobiety:
- Zwą mnie Animositas Ariel, Ani.-. Ani zobaczył oczy grzecznego, położył rękę na ramieniu Maxa i powiedział" -Nie rób tego, ją i grzcznego chyba coś łączy.
 
pteroslaw jest offline  
Stary 24-03-2010, 21:55   #30
 
Storm Vermin's Avatar
 
Reputacja: 1 Storm Vermin jest godny podziwuStorm Vermin jest godny podziwuStorm Vermin jest godny podziwuStorm Vermin jest godny podziwuStorm Vermin jest godny podziwuStorm Vermin jest godny podziwuStorm Vermin jest godny podziwuStorm Vermin jest godny podziwuStorm Vermin jest godny podziwuStorm Vermin jest godny podziwuStorm Vermin jest godny podziwu
Wasilij czujnie obserwował wnętrze speluny. Był świadomy tego, że ściągał na siebie spojrzenia niemal wszystkich gości. Rzeczywiście, różnił się od zwyczajnej klienteli, składającej się głównie z młodych mieszczan, ale nie zwracał na gapiów zbytniej uwagi. W końcu żaden z nich nie prezentował sobą zagrożenia. Tak więc kozak koncentrował się na Levanie i drzwiach burdelu.

W końcu do Levana po raz drugi podeszła ta sama kobieta. Wasilij ocenił, że może to być szefowa tego przybytku, jako że zachowywała się ona pewniej i jakby dostojniej niż wszyscy inni pracownicy. Znów coś powiedziała Levanowi, który skinął głową i przywołał do siebie Wasilija, ten wstał, spojrzał tęsknie na pozostawiony na stole dzban, w którym zostały jeszcze resztki piwa (co prawda nędznego i rozwodnionego, ale pierwszego od trzech miesięcy) i ruszył za rodakiem.

Cała sytuacja była póki co spokojna, tak więc Wasilij nieco się rozluźnił. Ale stan rzeczy skomplikował Magnus, który wbiegł jak szaleniec do burdelu. Kozak postanowił tak też potraktować wrzeszczącego młodzika. Uśmiechnął się nawet lekko po usłyszeniu komentarza Levana. Ale nowy rozwiał wszelkie wątpliwości co do tożsamości kislevitów swoimi kolejnymi okrzykami. Wasilij dalej go ignorował, ale nieco przyspieszył, żeby jak najszybciej wydostać się z głównej sali i nie zwracać na siebie zbędnej uwagi.

Z drugiej strony, wtargnięcie Magnusa miało swoje, co prawda drobne, plusy. Wzmogło ono czujność dwójki kislevitów, którzy teraz ostrożnie szli po schodach na górę. Przystanęli przed swoim celem - pokojem numer trzy - nie do końca pewni, czy wejść. W końcu nie chcieli wpaść jak kompletne żółtodzioby w zasadzkę. Na szczęście Levan, zawsze trzeźwo myślący, znalazł rozwiązanie. Było ono nieco brutalne, ale w końcu nie chcieli zrobić krzywdy schwytanemu. A jeśli w trójce zorganizowano jakąś zasadzkę, a nieznajomy odniesie w jej wyniku rany? Cóż, lepiej on niż kislevici.

Wasilij zastanowił się szybko nad wyborem broni do ewentualnego starcia. Łuk nie nadawał się do walki na krótkim dystansie, a w pokoju nie było raczej miejsca na zamachy potężnym dwuręcznym toporem. Tak więc kozak zdecydował się na szablę. Oparł dłoń na jej rękojeści i w napięciu patrzył na otwierającego drzwi pijaczka.
 
Storm Vermin jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 12:53.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172