Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 18-04-2010, 18:47   #21
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Khazad dumał przez chwilę, kilka razy pykając z fajki i gładząc się po brodzie. W końcu beknął i wskazał głową na las.
- Dobra, dzierlatki, oby ta okowita mocna była, bom spragniony. Wrócę tylko do stajni po sprzęt, a wy czekać na mnie w tym cholernym lesie. Te wasze cholerne Imperium ma ich zdecydowanie za dużo, tfu.
Już w trakcie mówienia odwrócił się i odmaszerował w kierunku karczmy, gdzie zapewne zostawił resztę swoich rzeczy. Splunął po drodze na ziemię, jakby podkreślając fakt, co myśli o geografii nizinnych krain. A one musiały znowu przemykać się ku drzewom. Jakieś światło pojawiło się jednej z chat, w drugiej usłyszeli niezadowolony lęk, gdy ktoś wstawał z łóżka, by wyjrzeć na zewnątrz. Krasnolud nie mówił wcale cicho, a jego niski głos na pewno dochodził i do środka izb. Schowały się za jakąś studnią, czekając aż blada twarz zniknie z brudnego okna, a świeca zgaśnie. Dalej już prawie biegły, potykając się o grządki i kamienie, wiedząc, że te ślady będą od rana widoczne dla każdego, kto się tu zbliży. Przy ostatniej chacie usłyszały głośne jęki i rytmiczne postukiwania. Nie wszyscy najwyraźniej jeszcze spali, oddając się przyjemnej rozrywce. W końcu udało się im schować między drzewami. Odetchnęły, wypatrując przyjścia krasnoluda.

Ten najwyraźniej nie spieszył się za bardzo. Dopiero po kilku bardzo długich minutach oczekiwania, pojawił się w polu widzenia, dźwigając na ramieniu wypchany plecak i wciąż spokojnie pykając z fajki. Na szczęście nikt za nim nie szedł, chociaż i tak napięcie opadło dopiero w chwili, gdy znalazł się pomiędzy drzewami, rozglądając z niezadowoleniem.
- Od tego to ja już wolę jak orcze świerwo mnie ściga po górach. Gdzie jaka polana?
Oczywiście nie wiedziały. Prychnął i ruszył przed siebie, przedzierając się przez krzaczory. Chcąc nie chcąc, podążyły za nim, w przeciwieństwie do Garila zupełnie prawie nic nie widząc w czerni zimnej nocy. Niebo chmurzyło się cały czas, a deszczu tylko wyglądać. Szczęściem w nieszczęściu były krótkie nogi "przewodnika" i odrobina szczęścia, która pozwoliła znaleźć niewielką polankę już po dziesięciu minutach drogi na wprost, co było niezbyt wyszukaną metodą poszukiwawczą stosowaną przez khazada w lasach. Jeszcze kilka chwil na zebranie trochę suchszego chrustu, do którego brodacz dołożył swoje gałązki, wyciągnięte z plecaka. Miał też czystą wodę, suche mięso i nawet chleba, wziętego na pewno z Wurmgrube. Wymienił to za gorzałkę, której pociągnął solidny łyk.
- Nooo, wreszcie. To czytajta sobie. Umieta?
Rzucił im złożone w trójkąt i zalakowane listy, brudne już i wygniecione, ale całe. W tej chwili nawet zapomniały o jedzeniu.

Listy były niemal identyczne. I w wyglądzie i treści, różniły się tylko adresowaniem. Ładne kaligrafowanie rozmazało się trochę, a światło ogniska nie dawało dostatecznego oświetlenia. Dlatego odczytanie trwało dłuższą chwilę, ale były zbyt zdesperowane, zaciekawione i podekscytowane, by odpuścić i poczekać na ranek.

"Droga Pani (i tu pojawiała się jedyna różnica w treści)
Z radością pragnę stwierdzić, że Pani nazwisko zostało oczyszczone ze wszelkich zarzutów i przywrócone do dawnych łask. Przywrócone zostały także Pani posiadłości rodowe, ale ze względu na zdradziecki atak sił Chaosu, który dziękując bogom został już odparty, musiały zostać przeniesione w inne miejsce, w pobliże miasta Ferlangen, ponownie zasiedlanego po spaleniu go przez siły Mrocznych Potęg. Wszystkie wsie i warownie w ich zasięgu wejdą w skład Pani włości, wykreślone na podstawie mapy. W pełni prawa zostaną przekazane w Wolfenburgu, gdzie zostanie odnowiony rodowy herb i sygnet, a także ponownie nadany tytuł Hrabianki. Płeć, wedle nowego wprowadzanego prawa, nie będzie miała w tym znaczenia, przynajmniej do czasu pojawienia się prawowitych, męskich potomków. Słowo me, raz dane, nigdy nie będzie cofnięte, a klnę się na honor, że wszystko w tym liście jest prawdą.
Podpisano:
Książę Ostlandu, Elektor Imperialny
Valmir von Raukov"


Gdy skończyły, cisza w lesie zdawała się aż brzęczeć w ich uszach. Krasnolud już chyba przysypiał, ale obudził się nagle, jakby podświadomie wyczuwając, że skończyły.
- No i jak? Przeczytały? Mogę na północ wracać?
 
Sekal jest offline  
Stary 20-04-2010, 12:56   #22
 
Karenira's Avatar
 
Reputacja: 1 Karenira nie jest za bardzo znanyKarenira nie jest za bardzo znanyKarenira nie jest za bardzo znanyKarenira nie jest za bardzo znanyKarenira nie jest za bardzo znanyKarenira nie jest za bardzo znanyKarenira nie jest za bardzo znany
Treść listu wprawiła ją w zdumienie. Owszem, po słowach krasnoluda czegoś takiego właśnie mogła się spodziewać, co nie zmienia faktu, że nie była na to przygotowana. Pozwoliła by pergamin opadł jej na kolana, a ona sama zapatrzyła się w ogień ignorując zadane im pytanie. Rzadko zdarzało się, by brakowało jej słów w równym stopniu, co teraz. Marzyła o tym. Czemuż zatem czuła rozczarowanie? Czyżby aż tak przyzwyczaiła się do nędzy i niewygody? O takim liście marzyła przez ostatnie lata. O posłańcu, który zabrałby ją z powrotem do domu. Może i jej ucieczka nie przebiegała zgodnie z planem, może zgłodniała, przemarzła i wymęczyła własne kości. Ciągnęła za sobą nieszczęsną akolitkę. Wszystko to było jednak efektem jej decyzji. Jej szumnie zwanej samodzielności. Dlaczego nie pomogli jej wtedy, gdy naprawdę tej pomocy potrzebowała? Wtedy, gdy z rozpieszczonej szlachcianki została tylko nędzna dziewczyna. Opuszczona. Nie, nie opuszczona. Wygnana.

Zacisnęła palce na pergaminie i spojrzała na treść jeszcze raz. Musiało stać się coś naprawdę złego, jeśli potrzebowano tam każdego wysoko urodzonego. Nawet tych dawno zapomnianych. Miała na powrót objąć w posiadanie włości. Soll przestała się gniewnie marszczyć i powoli, ostrożnie jej usta rozciągnęły się w uśmiechu. Nie wracała przecież do dawnego życia. Tamto minęło bezpowrotnie. Ona, dziewczyna, mogła mieć teraz ziemie na własność. Podobny dar czyż mogła odrzucić? Do Wolfenburgu daleka droga, zdążą jeszcze wolności zasmakować. A potem, kto wie, jak się wszystko potoczy. Soll nie lubiła zamartwiać się na zapas. Jakby nie patrzeć dziś spotkał je pierwszy uśmiech losu. Nie mogły odwrócić się od niego plecami, pomyślała wgryzając się z pasją w darowany chleb. Nie zgodzi się przecież, żeby ktokolwiek sprawował nad nią kontrolę. Sam książe, dobrze, księciu każdy był winien posłuszeństwo. Poza tym nikt. Co oznaczał ten zapis o męskich potomkach? Myśl, że mogła, ledwo z jednego małżeństwa się wywinąwszy, jak owieczka ku innemu iść przejęła ją dreszczem. Jeśli się tam stawią, książę będzie miał władzę nad ich życiem. Ta myśl, mimo wszystko nie była miła. Wzruszyła ramionami. Niech się dzieje, co chce. W razie czego weźmie nogi za pas. Raz się udało, uda się i drugi. Mogą odłożyć tułanie się po świecie.

Ciemnoniebieskie oczy spojrzały pytająco na Ingę.
- Co o tym sądzisz? – poprawiła się wygodniej na trawie, w głosie pojawiła się nutka rozbawienia – Myślisz, że możemy porzucić nasze wygodne posłania na rzecz puchowych materacy?
Pochyliła się ku dziewczynie przybierając rzadki dla siebie wyraz skupienia.
- Chcesz? Jeśli nie chcesz, nie pójdziemy – wyrzuciła z siebie z całą powagą.
 
__________________
"...pogłaskała kota, który ocierał się o jej łydkę, mrucząc i prężąc grzbiet, udając, że to gest sympatii, a nie zawoalowana sugestia, by czarnowłosa czarodziejka wyniosła się z fotela."
Karenira jest offline  
Stary 21-04-2010, 00:27   #23
 
Lady's Avatar
 
Reputacja: 1 Lady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputację
Wpatrywała się w małą karteczkę, nie mogąc oderwać od niej szklistego wzroku. To wszystko wyraźnie nie mieściło się jej w głowie, którą potrząsała co chwilę, czytając list już po raz trzeci. Przywrócenie do łask? Nie do końca nawet zdawała sobie sprawę, czym przewiniła rodzina jej matki, przecież ona nie znała swojej matki! Te kilka lat to za mało, by ją pamiętać, a jako mała dziewczynka nie przywiązywała do zapamiętywania zbyt wielkiej uwagi. A teraz... teraz miała wrócić na tereny, których tak na prawdę nie znała, nigdy tam nie była i nie spodziewała się, że kiedykolwiek będzie. Wolfenburg. Drugi, zupełnie inny kraniec olbrzymiego Imperium, które musiałyby przemierzyć na własnych nogach, nie mając w chwili obecnej zupełnie nic, nawet jedzenia, które wymieniały z jakimś krasnoludem za trochę alkoholu. Przeczytała list jeszcze raz, zupełnie zapominając o zmęczeniu, głodzie i pragnieniu, zapominając o strachu, niemocy i bezradności.

Nie wyobrażała sobie "swoich" włości, tytułu, herbu, zaszczytów czy bogactwa. Wyobrażała sobie jedynie szansę na odnalezienie kogokolwiek ze swojej rodziny, jedną przyjazną duszę, którą łączyłoby z nią jakieś pokrewieństwo. To... to mogła być jedyna szansa jej życia, największa, może ostatnia. Nawet, jeśli była jakimś śmiesznym żartem. Tylko czy krasnolud wybrałby się w drogę nie wierząc, że ta misja jest prawdziwa? I ten podpis, ta pieczęć. Książę, sam książę Ostlandu, podpis musiał być jego, bo oczywiście to nie on pisał. Musiało być tam źle, słyszała w zamku ojca wiele plotek, potwierdzonych i nie. Listy potwierdzały tylko zniszczenie prowincji, inaczej przecież nie szukano by takich jak one. Ten cały książę na pewno by się setnie uśmiał, jakby wiedział, w jakiej sytuacji znajdują się owe "hrabinki". Ha.

Wreszcie musiała spojrzeć w oczy Soll, obrzucić spojrzeniem brodatego gońca, z którego twarzy nic nie można było wyczytać. Co o tym sądziła? To nieistotne, przecież decyzja już była podjęta.
- Muszę tam pójść. Jeśli jest jakaś szansa... może ktoś z rodziny mojej matki wciąż żyje. To zawsze jakiś cel, nawet jeśli znajduje się tak daleko...
Spuściła wzrok, przygryzając mocno wargę, aż poczuła ból. Zmuszała się do myślenia.
- Nie mamy nic... a Gertruda i mój ojciec nie odpuszczą...
Wzięła głęboki oddech, zwracając się teraz bezpośrednio do krasnoluda.
- Wracasz teraz na północ? Czy... czy mogłybyśmy iść z tobą, chociaż przez chwilę?
Wiedziała, że to idiotyczne pytanie i nie powinna liczyć na zgodę. Nie miały nic, prócz własnych ciał i brudnych ubrań, na dodatek tylko spowalniałyby gońca. Ale musiała spróbować, jak miało im się udać, jeśli nie będą próbowały wykorzystywać wszystkich nadarzających się okazji?
 
Lady jest offline  
Stary 22-04-2010, 11:07   #24
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Krasnolud popatrzył na nie wzrokiem pełnym zdumienia, ale i rozbawienia. Pocierał swoją niezbyt długą jak na tę rasę brodę, zdradzającą dość młody wiek khazada.
- Co, leźć ze mną byście chciały? Jeść co nie macie, pieniądza też na pewno nie macie. Dwie wychudłe dziewki, co się o każdy patyk potykają? I co ich jeszcze pół prowincji zaraz szukać zacznie?
Uniósł swoje krzaczaste brwi a potem się roześmiał, typowym krasnoludzkim, basowym śmiechem.
Soll momentalnie zerwała się z miejsca.
- Śmiej się, śmiej, myślisz że nie damy rady? A jak inaczej nam na miejsce dojść? – wybuchła. Przypadła do niego szczupłymi palcami chwytając za wielkie, szorstkie dłonie. Podejrzanie wilgotnymi oczami zapatrzyła się w niego błagalnie. – Jak dwóm samiutkim nam tam trafić pogoni uchodząc? – zamrugała usteczka układając w podkówkę. – Mości krasnoludzie, litości, nie odmawiaj nam pomocy... – zwiesiła głowę spod przydługiej grzywki spoglądając na niego ostrożnie. Spuściła oczy, nie ufając dłużej własnemu spojrzeniu i dokończyła cicho – Same na gościńcu rychło zginiemy, pokrzywdzone przez innych zapewne...
Khazad popatrzył na nie przeciągle, wyrywając niezbyt grzecznie swoje łapy na wolność i sięgając do fajki. Myślał. Ale wcale znów nie tak długo.
- Droga mi przez Pfeildorf. Potem Wurtbad i dalej, do Ostermarku aż do gór. Trudna droga, nie dla takich kościstych dziewczynek jak wy. Czasu mitrężyć też wiele nie mogę, a przeca wy po trakcie nie przejdziecie. Zlitować się? Gdzieś ty na tym świecie litość widziała! Ale do najbliższego miasta nie tak daleko, głównym traktem możemy nie iść, ale z drogi nie zrezygnuję. Najlepsza ta, którą tu przelazłyście.
Pyknął jeszcze kilka razy, wypuszczając kółka dymu. Najwyraźniej skończył już mówić.

Dziewczyna rozpromieniła się słysząc, że za szorstkimi słowami krasnoluda kryje się jednak obietnica wspólnej podróży. Wykonała gest, jakby chciała wdzięczność zarzuceniem ramion na szyję okazać, zmiarkowała jednak w czas, że lepiej go było nie drażnić niepotrzebnie.
- Zobaczysz, ze wszystkich sił postaramy się cię nie opóźniać – szczerego zapału w jej głosie nie dało się przeoczyć. – A w mieście może uda nam się przebranie jakieś zdobyć. Zresztą – wzruszyła ramionami - dalej jak do Pfeildorfu przecież szukać nas nie będą. Zwiać sprzed kobierca nie aż tak wielka zbrodnia.
Inga, mimo, że szczęśliwa z decyzji krasnoluda, który swoimi słowami powiedział, że mogą z nim iść, to nie była jednak tak entuzjastyczna.
- Ciebie może nie Soll... ale mnie będzie szukać zarówno kapłanka, jak i mój ojciec. Nie wiem jak mocno, ale domyślam się, że moja ucieczka... to jak mocny policzek im wymierzony. Dla samej zasady obwieszą trakty listami gończymi...
Zadrżała, owijając się niezbyt suchym, chociaż dzięki ognisku w miarę ciepłym płaszczem.
Soll na powrót zbliżyła się do towarzyszki. Dłonią pogładziła ją miękko po policzku zaglądając w oczy.
- Nie martw się. Choćby nie wiem co, nie pozwolę im cię zabrać – wypowiedziane z mocą słowa zabrzmiały jak przyrzeczenie.

Garil mruknął coś niezrozumiale, na chwilę odchodząc od ogniska. Wrócił z nowym chrustem i poprawiając spodnie.
- No, to teraz spać. Ruszamy o świcie.
Swoim posłaniem się nie podzielił, ale nie można przecież wymagać za dużo. Tyle, że i tak było znacznie lepiej, niż poprzedniej nocy. Teraz khazad czuwał długo, a przyjemny, ciepły ogień rozgrzewał przytulone do siebie ciała dziewczyn. Co oczywiście nie zmieniało nic w kwestii tego, że sen okazał się zdecydowanie za krótki, a posłanie bardzo niewygodne. Wstawały z tym samym bólem kości i dreszczami przeszywającymi szczupłe ciała, z niejaką zazdrością spoglądając na khazada, który bez zbędnych ruchów i marudzenia przeciągnął się, spakował i przegryzł trochę suszonego mięsa, resztę podając swoim tymczasowym towarzyszkom podróży. Jednocześnie zarzucił spory plecak na ramiona i już był w pełni gotowy do drogi, zupełnie niezrażony niewygodną nocą.
- Ruszać się, kościaki! Tu już zapasów nie uzupełnimy, na noc musimy być przy karczmie. Coś jej z podkową była. Innej drogi nie ma, a że będziecie wracać to nigdy nie przypuszczali.
Zarechotał i wsadził fajkę do ust, ruszając równym, marszowym krokiem. Oczywiście szybko przeszkodziły mu gęste krzaczory, ale i tak przedzierał się przez nie z dużym impetem i szybkością.

Okazało się, że faktycznie nikt ich nie szukał na tym zapomnianym przez bogów, na wpół zarośniętym trakcie do wioski Wurmgrube. Bo przecież tylko wariatki wracałyby z powrotem! Gdy już minęli wioskę i zostawili ją za plecami, mogli spokojnie wyjść na pustą drogę, maszerując za milczącym Garilem. Okazało się, że tutaj, na nieźle ubitym trakcie, dotrzymanie mu kroku nie jest wcale trudne. Owszem, maszerował niestrudzenie tym samym, szybkim i równym tempem, ale za to miał krótsze nogi, nie pozwalające mu rozwinąć prędkości utrudniającej podążanie za nim.
Można powiedzieć, że było to nawet nudne.
Póki nie zaczął padać deszcz, całkiem silny. I nie zerwał się towarzyszący mu wiatr, gdy słońce powoli chyliło się ku zachodowi. Nie było go zresztą i tak widać, ciemne, czarne prawie chmury, zasnuwały niebo. Było ciemno, a lekki wiosenny deszczyk zamieniał się powoli w ulewę. Przemokli już do suchej nitki, gdy wreszcie dostrzegli karczmę, krzywą i pokraczną, ale za to z dymem unoszącym się z komina i dającym jakąś nadzieję na ciepło. Zanim jednak nawet wpadły na to, jak skorzystać z ciepła i nie zostać rozpoznane, khazad zatrzymał się i chrząknął nieprzyjemnie. Schował fajkę, za to sięgnął po topór, wiszący mu u pasa i ścisnął mocno krótkie stylisko. Pociągnął nosem i wskazał na krzaki.
Teraz dopiero dojrzały leżące w trawie zwłoki młodego chłopaka, przypominającego trochę posłańca, którego widziały na trakcie zeszłego dnia. A od strony karczmy rozległ się kobiecy krzyk. Krasnolud warknął.
- Co wiecie o tym miejscu? Czuję śmierć. Wdziera się suka wszystkimi otworami.
 
Sekal jest offline  
Stary 22-04-2010, 13:38   #25
 
Karenira's Avatar
 
Reputacja: 1 Karenira nie jest za bardzo znanyKarenira nie jest za bardzo znanyKarenira nie jest za bardzo znanyKarenira nie jest za bardzo znanyKarenira nie jest za bardzo znanyKarenira nie jest za bardzo znanyKarenira nie jest za bardzo znany
Z zazdrością patrzyła jak khazad zrywa się rześko z posłania, by po kilku zaledwie chwilach być całkiem gotowym do drogi. Nie chodziło nawet o to, że ona sama mogłaby spać jeszcze przez dobrych kilka godzin zapewne. Wrażenia z poprzedniego poranka powtórzyły się niestety. Obolałe, na wskroś przemarznięte ciało podnosiło się z oporem, w żaden sposób nie przygotowane na nadchodzący dzień. Wczorajszy strach i dzisiejsza nadzieja jednakowo przegrywały z paskudnym uczuciem zaznanej niewygody. Za posiłek musiało starczyć im suszone mięso, co w świetle poranka wcale nie wydawało się tak ogromną poprawą. Wstrząsana dreszczami, dla ciepła jak sobie powtarzała, trzymając się blisko Ingi, zaczęła żmudną wędrówkę za krasnoludem. Pomysł z przewrotnym wracaniem do tamtej karczmy od razu jej się spodobał. Poniewczasie uświadomiła sobie, że dostarczyły tam wszystkim rozrywki swoją nocną ucieczką. Dobrze, że poza Helmutem i kapłanką nikt nie mógł zarzucić im kradzieży. No, może jeszcze poza właścicielem konia. Jeśli kogoś nie chciałaby tam spotkać, to z pewnością właśnie jego. Dobrze pamiętała, że wykrzykiwał za nimi pogróżki? Na wszelki wypadek wolała nie pytać o to Ingi. Mogłaby jeszcze przejąć się tym niepotrzebnie.

Dotrzymywanie kroku krasnoludowi okazało się dość prostym zadaniem. Przynajmniej na drodze. Soll podejrzewała, że problemy zaczęłyby się, gdyby postanowił iść także przez noc. W przeciwieństwie do nich nie było po nim widać nawet śladów zmęczenia. Jakby na tych swoich karykaturalnie krępych nogach zdolny był do nieprzerwanego marszu przez wieki. Wlokła się za nim popadając powoli w skrajne znudzenie. W jej przypadku stan absolutnie niepożądany. Dla rozrywki wyszukiwała w pamięci zasłyszane u chłopstwa przyśpiewki i od czasu do czasu melodyjnym głosem raczyła nimi otoczenie. Przynajmniej dopóki nie zaczęło padać. Jeśli coś mogło skutecznie zamknąć jej usta z pewnością był to właśnie deszcz. Nie przyjemna, wiosenna burza, tylko paskudnie zimny deszcz połączony z przejmującym na wskroś wiatrem. Skulona dreptała uparcie za krasnoludem od czasu do czasu podnosząc wzrok w nadziei ujrzenia karczmy. Zabawne, jeszcze niedawno z podobną niecierpliwością tej samej karczmy wypatrywała. W miarę zbliżania się wieczoru zastanawiała się co prawda, w jaki sposób obie, znane niestety uciekinierki, pojawią się w środku. Zimno i deszcz skutecznie wywiewały jednak wszelkie pomysły z głowy. Znużona i przemoczona, bez jednej suchej nitki w i tak skromnym ubraniu, skłaniała się ku myśleniu, że choćby wzrokiem zabiłaby każdego, kto chciałby jej przeszkodzić w raczeniu się dobrodziejstwami dachu nad głową.

Powinna była pamiętać, że od początku prześladował je pech i nic się w tym względzie nie zmieniło. Widok khazada sięgającego po topór sprawił, że momentalnie zapomniała o oblepiającym ciało mokrym ubraniu. W krzakach, w zapadających ciemnościach łatwo to było przeoczyć, leżał trup. Drugi jakiego w swoim życiu widziała. Zdążyła jeszcze zdumieć się, zanim strach żelazną obręczą ścisnął ją za gardło. Krzyk kobiety sprawił, że podskoczyła w miejscu, omal samej nie rozdzierając się głośno. Powstrzymał ją rzut oka na Ingę. Sama jestem pewnie równie blada, pomyślała. Spięła się usiłując powstrzymać szczękanie zębami.
- Przedwczoraj było tutaj trzech mężczyzn, dwóch zbrojnych i kobieta, kłócili się słyszałam, bo na trakcie ich znajomego ktoś zamordował i powiesił. Jednego konia tylko mieli. I myślę, że to jeden z nich znajomego ubił - starała się streścić krótko, co widziały. – Poza tym kruki... kruki ciągle krakały – dodała wiedząc, że ostatnia informacja brzmi co najmniej głupio w dziewczęcych ustach.
 
__________________
"...pogłaskała kota, który ocierał się o jej łydkę, mrucząc i prężąc grzbiet, udając, że to gest sympatii, a nie zawoalowana sugestia, by czarnowłosa czarodziejka wyniosła się z fotela."
Karenira jest offline  
Stary 24-04-2010, 16:11   #26
 
Lady's Avatar
 
Reputacja: 1 Lady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputację
Nie musiały podróżować same! Co prawda tylko do Pfeildorfu, może do Wurtbadu, gdzie również skierować się mogły na północ. Inga odtwarzała z pamięci mapy, które widziała więcej niż raz, ale nie pamiętała z nich więcej niż stolice konkretnych prowincji. Co będzie dalej? Do Talabheim? Będą musiały na pewno znaleźć przewodnika, albo chociaż dokładną mapę, inaczej po prostu nie mogły trafić. Imperium było olbrzymie! Ale tego ranka zaczynały swoją podróż życia, która mogła skończyć się bardzo szybko, albo trwać aż do Ostlandu! Akolitka czuła podniecenie, które krążyło w jej żyłach i jednocześnie ciążyło w brzuchu, tworząc nieprzyjemną gulę. Postanowiła za to, że będzie silna i nie będzie się na nic uskarżać! W innym przypadku nie mogła marzyć o przebyciu tak długiej drogi.

Już rano, obolała jak nigdy, udawała, że wszystko jest w porządku, starając się wziąść w garść, jak najszybciej będąc gotową do drogi. Wyglądała strasznie w brudnym ubraniu, z potarganymi włosami i zmęczeniem wymalowanym na delikatnej twarzy. Mięso otrzymane od Garila niewiele pomogło, gdyż zapomniała o nim już po pierwszej godzinie niezbyt forsownego, ale wciąż szybkiego, równego marszu. Na nogach już dawno miała pewnie ogromne pęcherze, a całe ciało błagało o chwilę odpoczynku! I to na samym początku.

Próbowała przez jakiś czas pogrążać się w myślach, ale to okazywało się jeszcze gorsze. Wszystkie myśli dotyczyły podróży i tego, czy zdołają uciec. I wszelkich niebezpieczeństw i problemów, które na pewno napotkają na swojej drodze i to niedługo! Potem więc spróbowała nie myśleć o niczym konkretnym, co też okazało się porażką. Dopiero deszcz zmienił to wszystko.
Teraz żaliła się samej sobie, że jej zimno, mokro i na pewno zaraz się przeziębi. I to trwało aż dotarli prawie pod samą wieś, mijając o zmierzchu resztki chat i ścieżynę, na której wcześniej spotkały oślizgłego kapłana. I szli dalej, ku karczmie.
Czy to by było tak trudne, gdyby się im udało?
Nawet wymyśliłyby jak się tam dostać, by ich nie rozpoznano. Na pewno.
Ale musiały znaleźć zwłoki, a jakaś kobieta musiała zacząć krzyczeć. Inga zwalczyła ochotę, by postąpić tak samo. Ze strachu i frustracji. Zamiast tego podeszła do ciała, oglądając je uważnie. Jeśli miały przeżyć, musiały się nauczyć wielu rzeczy. Mogła zacząć już teraz. Obejrzała biednego chłopaka, ale nie odważyła się dotknąć ciała. Za to dokładnie zbadała ślady dookoła. Deszcz już trochę je zatarł, ale wciąż były bardzo świeże, była też pewna, że ciało byłoby wciąż ciepłe, gdyby go dotknęła.
- Poderżnięto mu gardło - zadrżała wyraźnie. - Niedawno. Morderca na pewno ma konia tego biedaka...
Decyzję co robić dalej i tak wolała zostawić Garilowi.
 
Lady jest offline  
Stary 06-05-2010, 00:03   #27
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Ruszyli, ponownie. Tym razem wolno, niemal delikatnie, wdeptując co i raz w rozmiękczoną wodą drogę, której już tylko kilka minut brakowało, by zostać zwykłym błotem. Krok za krokiem, uważnie, powoli, bo krzyk umilkł już, ale światło z brudnych okien wciąż przebijało się dalej, ku nim, ku ciemności, jaką zostawiali za plecami. A deszcz zamieniał się w tą cholerną ulewę, która chłostała strumieniami, wlewała się do oczu, ust, oblepiała włosy i dawno już przeszyła ubrania na wylot. Ciężkie płaszcze były jak stalowa zbroja, której to nigdy żadna z dziewczyn na sobie nie miała. Nie było wyjścia, trzeba było iść. Próba pozostania na zewnątrz mogła skończyć się tylko w jeden sposób dla kruchych, słabych dziewczęcych ciałek, które mimo emocji i strachu dygotały z zimna. Szły więc, stąpając za krasnoludem, ostrożnym i mruczącym coś bardzo cicho pod nosem w niezrozumiałym języku. Przekleństwa, jak nic przekleństwa. Jemu też się to nie podobało, bo i jak mogłoby być inaczej, nie mówił tylko nic, niezdolny do powiedzenia czegokolwiek prócz oczywistości.

Najpierw stajnia. Ziejąca dziurami, szczerbata i krzywa ściana z paskudnych desek. Ciche kroki, zagłuszane przez szum paskudnego, wczesnowiosennego deszczu, któremu bardzo niewiele brakowało do tego, by stać się śniegiem. Wystające korzenie i kamienie, zmuszające do jeszcze większej ostrożności, a i tak w tej aurze prowadzące do potknięć. Nie było jeszcze zupełnie ciemno. To pewnie ich zgubiło, to i przeklęty kruk.
- Eeeeerrrdrrreeeeddd!
Ah, ten wrzask! Tuż nad głowami, wspomagany jeszcze trzepotem czarnych skrzydeł. I krzyk kobiety, tym razem pełny rozkoszy, to już rozpoznały. Rozkoszy i tryumfu. Nie brzmiał jak ten Gertrudy, znacznie młodszy, nawet całkiem przyjemny, gdyby nie okoliczności. Właśnie, okoliczności.
Wściekły karczmarz wypadł przed drzwi prawie natychmiast, nie dając im możliwości reakcji. Twarz falowała mu w gniewie, gdy patrzył najpierw na niebo, poszukując kraczącej bestii. Wąsy falowały mu, ociekając jakąś ciemną substancją. A za nim, co gorsza - wybiegł domniemany kapłan Morra, wciąż w swych szarawych szatach, ale teraz już z mieczem w dłoni. On nie patrzył w niebo. On od razu dostrzegł trójkę, będącą już przecież tak blisko, tuż przy drzwiach od stodoły! Warknął, szturchając karczmarza. Warknął też Garil, poprawiając chwyt na toporze. Teraz już musiało pójść na ostre. Obie strony wiedziały, że ta druga też wie.

Ruszyli przed siebie, jeden przeciwko dwóm. Kapłan, który - teraz już były tego pewne - kapłanem nie był, z mieczem w łapie i Waldor, karczmarz, przyjaciel Helmuta, teraz dzierżący siekierę do rąbania drewna. To była ich walka, męska walka. Krasnolud był szybki, sprawny. Jego kroki były bezbłędne, a ruchy pokazywały wprawę. Niewiele słyszały o khazadzkich gońcach, ale w końcu oni przemierzali samotnie wiele kilometrów. Musieli być dobrzy. One miały inne sprawy do załatwienia. Bo okno wyleciało z ram, w szczątkach lądując pod ich stopami. A zaraz za nim, ciężko i głośno, gruchnęło zarośnięte, obdarte z ubrań ciało. Było pokrwawione, a tam, gdzie powinna być jedna z rąk i przyrodzenie, teraz była pustka, sikająca czerwoną posoką. Brudna, wymęczona i przerażona twarz patrzyła, niewiele rozumiejąc. Człowiek był już martwy, ale jego usta wciąż szeptały słowa.
- Pomóżcie... błagam, pomóżcie...
I tylko okrutny śmiech, dochodzący z izby, otrzeźwił je na tyle, by uniosły głowy. Gdzieś z boku walczyli mężczyźni. A w środku, oświetlana płomieniami z kominka, prężyła się służka. Rozchełstana koszula osłaniała pokryty kropelkami krwi dekolt. Piękny uśmiech celował w nie z nienawiścią. A w ręku równie krwawy tasak, gdy podnosiła go do ust i zlizywała z niego posokę swoim pięknym, długim językiem. Zdecydowanie zbyt długim. Ruszyła. Mogły jeszcze uciec, zostawiając krasnoluda. Mogły. Ostatnie chwile. Gdzieś obok wykrwawiał się mężczyzna, którego wcześniej poznały jako silnego i niezależnego, z mieczem u boku. Któremu jeszcze kilkanaście godzin temu okradły konia. Umierał jęcząc i błagając o litość. Ale zabijanie się jeszcze nie skończyło.
 
Sekal jest offline  
Stary 08-05-2010, 16:14   #28
 
Karenira's Avatar
 
Reputacja: 1 Karenira nie jest za bardzo znanyKarenira nie jest za bardzo znanyKarenira nie jest za bardzo znanyKarenira nie jest za bardzo znanyKarenira nie jest za bardzo znanyKarenira nie jest za bardzo znanyKarenira nie jest za bardzo znany
Gdyby miała odrobinę więcej rozumu uciekłaby. Goniona przez demony ile sił w nogach gnałaby przez nieprzyjazny las. Gdyby nie krasnolud, którego uprosiły, by zabrał je ze sobą uciekłaby. Na pewno. Wyciągnęłaby naukę z leżącego im pod nogami trupa. Z mężczyzny, który w przeciwieństwie do niej potrafił zadbać o siebie. Przynajmniej teoretycznie. Zapatrzona w zmierzającą ku nim dziewczynę, czy też coś, co zwykłą dziewczyną kiedyś było, gorączkowo szukała rozwiązania. Walka wcale nie wydawała się dobrym, ucieczka niestety też nie. Ze wszystkich sił odpychała od siebie myśl, że nie mogły mieć przecież najmniejszych szans. Serce szaleńczo waliło jej w piersi. Strach, oślizgły, zimny, przerażający strach pozbawiał tchu. Nogi same postąpiły kilka kroków do tyłu. Sięgnęła za pas i drobna dłoń zacisnęła się na rękojeści skradzionego noża. Powinna była wrazić go sobie w brzuch, zanim ktoś inny przemieni ją w krwawiący ochłap. Odsunęła się od Ingi, ledwo trzymając się na drżących nogach. Nie pomógłby jej przecież nawet miecz. Ciężkie, nieporęczne ostrze, którego nie nauczona była używać. Leżący mężczyzna dowodził, że niczym była taka obrona. W rozchełstanej koszuli, z tasakiem w ręku zmierzała ku nim śmierć. Soll nigdy jeszcze się tak nie bała. Za chwilę sama może pełzać we własnej krwi rozpaczliwie zaciskając palce na rozmokłej ziemi.

Gdzieś obok niej toczyła się już walka. Krasnolud nie mógł im pomóc. Zmęczone, zziębnięte i przemoczone musiały radzić sobie same. Ciężki od deszczu płaszcz krępował ruchy. Śmierć, Soll była tego pewna, poruszać się będzie zwinnie. Wyobraźnia podsuwała jej niechciane obrazy, niemal czuła już ból ranionych kończyn. Rozglądała się wokół, rozpaczliwie poszukując czegokolwiek, co mogłoby im pomóc. Pomysły, na których brak nie narzekała zazwyczaj, teraz drastycznie wywiało jej z głowy. Musiały zyskać na czasie. Nawet młodzieńcza wiara nie dawała jej nadziei, że same mogłyby wyjść z tego cało. Spojrzała na ostrze trzymane w ręku, żałośnie mizerne w niewprawnej dłoni. Nie czas na drwiny z samej siebie, ani tym bardziej marzenia o obrońcach. Nie były nawet bliskie dawnego życia. Jakoś wcześniej Soll nie pomyślała, że jedynie śmierć może spotkać je na drodze. Zacisnęła zęby próbując przezwyciężyć trzymające ją w okowach przerażenie. Jeśli pójdzie bardzo źle... zdążą uciec?

Chciała skoczyć ku stodole, bała się jednak zostawić akolitkę za sobą. Na wypadek, gdyby służka rzucić się miała na najbliższą z nich. Zamiast tego na osłonę wybrała studnię, dopadając do niej w kilku pospiesznych krokach. Płaszcz plątał się i owijał wokół nóg. Zerwała go więc z siebie ostrym szarpnięciem, pozostawiając jednak w zaciśniętej na mokrym materiale pięści.
- Schowaj się – krzyknęła jeszcze do akolitki, czując jednak, że tamta też nie ucieknie. Odszukała szmaragdowe oczy spojrzeniem. Były razem. Dwie. Kruche i delikatne, nie znające świata ani, w najmniejszym nawet stopniu, nie nauczone brutalnej walki o przetrwanie. Zmęczone i nieporadne. Wciąż jednak dwie. Tej właśnie myśli Soll postanowiła uczepić się za wszelką cenę. Obróciła się ku wychodzącej z karczmy.. istocie? Chciała jeszcze krzyknąć coś butnie, ale głos uwiązł jej w gardle. Z pewnością, gdyby miała więcej rozumu już by uciekła. Przecież koń, którego nie dalej jak dwa dni temu ukradły powinien na powrót znajdować się w stodole. Wątpiła jednak, żeby zdążyły do niego dobiec. Mimo ogromnych chęci.
 
__________________
"...pogłaskała kota, który ocierał się o jej łydkę, mrucząc i prężąc grzbiet, udając, że to gest sympatii, a nie zawoalowana sugestia, by czarnowłosa czarodziejka wyniosła się z fotela."
Karenira jest offline  
Stary 08-05-2010, 17:41   #29
 
Lady's Avatar
 
Reputacja: 1 Lady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputację
Musiała całkiem oszaleć! Po co to robiła?! Wystarczyło schować się w lesie i trochę pocierpieć, podrżeć z zimna i z rana znów ruszyć w drogę. Wcale nie musieli iść do chaty, w której krzyczała kobieta, najwyraźniej nie z bólu, co udowodnił drugi okrzyk. Nawet nie miała broni, a idąc po lepkim błocie potykała się co chwilę, mrucząc pod nosem prawie tak, jak Garil. I uważnie obserwowała jego precyzyjne ruchy, starając się odwtorzyć jak najwięcej z nich, jak najuważniej i jak najlepiej. Nie miały szans przewędrować przez całe Imperium, jeśli się nie nauczą od najlepszych, jak przeżyć. Khazad zdawał się to wiedzieć. I zupełnie nic to nie dało, gdy znów odezwał się kruk!

Przerażenie otworzyło jej oczy najszerzej, jak tylko się dało. Kapłan! I właściciel paskudnego przybytku, z którym najwyraźniej byli w zmowie! Zerknęła na Soll, wyglądającą na równie zszokowaną i to był jej jedyny ruch, przed szarżą Garila, przed wypadnięciem okna wraz z całą futryną i prawie bezwładnym ciałem mężczyzny, któremu zazdrościła poprzedniego wieczora. To jemu ukradły konia i teraz poczucie winy jeszcze bardziej paraliżowało ruchy. Może nie oddalił się właśnie dlatego, że poszukiwał wierzchowca? Teraz umierał i nawet Gertruda nie mogłaby mu pomóc, nie mówiąc już nawet o zdolnościach samej Ingi. Ale to co zobaczyły w środku izby było jeszcze gorsze!

Spokojna, usłużna dziewczyna, zamieniła się w jakąś spragnioną krwi demonicę! Akolitka aż zadrżała na widok jej długiego języka, zlizującego krew z olbrzymiego tasaka. To nie mogło być normalne, to nie było rzeczywiste! Pisnęła cicho, gdy tamta ruszyła w ich stronę. A Inga gorączkowo myślała, co mogłaby w tej sytuacji zrobić. Przecież nie rzuci się na nią z gołymi rękoma! Nie mogły też zostawić krasnoluda, wtedy na pewno by go pokonali we trójkę. A potem odnalazły je i zrobiły z nimi to samo co z tym biednym, dogorywającym mężczyzną! Nie, musiała działać. Odnalazła w sobie jakoś głęboko skrywaną odwagę i pokręciła głową na słowa Soll. Nie mogły uciec, a gdzie niby miały się schować? Kobieta widziała je tak samo wyraźnie jak mężczyźni walczący teraz przed karczmą.

W końcu poddała się instynktom przetrwania. Zrzuciła z siebie ciężki od wody płaszcz, ale nie odrzuciła go jak jasnowłosa, a złapała za boki i z całei siły zarzuciła na wychodzącą przez okno kobietę. Tamta warknęła, ale dzięki temu zyskała kilka chwil. Gdyby tylko miała teraz czym uderzyć! Rozejrzała się panicznie, w końcu wbiegając do stajni. Było jeszcze wystarczająco jasno, by mogła odróżnić szczegóły. Chwyciła widły, niemal bez zastanowienia. Nie kalkulowała czy miała jakąś szansę. Wybiegła i trzymając mocno prowizoryczną broń, stanęła przed zakrwawioną służką. Przełknęła ślinę, mocno niepewna.
- Soll!
Sama mogła nie dać rady, chociaż dzięki długości wideł, mogła trzymać przeciwniczkę na dystans. Ale jak długo?
 
Lady jest offline  
Stary 09-05-2010, 14:34   #30
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Strach. Czym był strach, zaglądający wprost do młodych, spanikowanych oczu, w których odbijało się całe minione, niespełnione życie? Czy można było go przezwyciężyć, poddać się intuicji i odruchom, które w takich chwilach ratowały życie równie często jak opanowany, spokojny umysł. O ten jednakże mogły się tylko modlić, gdy galopujące myśli łomotały równie głośno jak serce próbujące wyrwać się z piersi. Ani Inga, stojąca z widłami naprzeciw upiornej, zrzucającej z siebie płaszcz postaci, ani Soll, zawracająca właśnie z nożem w dłoni, zaskoczona reakcją swojej towarzyszki, żadna z nich nie była jeszcze w takiej sytuacji. W końcu fałszywy kapłan, bo musiał być fałszywy, nie chciał robić im krzywdy, gdy oddały mu wszystko co miały. A teraz stały przed łaknącą krwi bestią... która tylko z pozoru mogłaby być wzięta za ładną, prostą dziewczynę! W końcu co taka robiłaby z samotnym mężczyzną w jakiejś zawszonej dziurze, do której wędrowcy zapuszczali się pewnie niezwykle rzadko?

Teraz nie czas był odpowiadać sobie na te pytania. Kobieta, krzycząc wściekle, zrzuciła z siebie płaszcz, dość niezdarnie wypadając przez okno. Jak sprawnie posługiwała się trzymanym tasakiem? Chyba nie za dobrze, co było plusem. Niestety też nie do końca dbała o swoje zdrowie, a walka z szaleńcem spływającym krwią...
Inga z ledwością oparła się pokusie natychmiastowej ucieczki. Kolana jej drżały, a widły, chociaż niezbyt ciężkie, wydawały się ważyć przynajmniej z dziesięć kilogramów więcej. Zdołała tylko nadstawić je na wprost, gdy przeciwniczka zaatakowała, teraz już znowu z szaleńczym śmiechem, a okrwawione ostrze śmignęło tuż obok. A może nawet nie tuż, gdy zahaczyło lekko o ramię dziewczyny, która potknęła się, pisnęła i upadła na ziemię, wciąż w przerażeniu próbując być po prostu jak najdalej od śmiercionośnej broni. Tamta już wygrała, widziała to i śmiała się na całe gardło, jakby nie mogła powstrzymać tego idiotycznego odruchu.
Akolitka na szczęście nie była sama. Soll zebrała się w sobie i nie czekała, widząc co się dzieje. Nawet ciężko byłoby jej potem powiedzieć co kierowało jej ruchami, że stały się tak szybkie i tak precyzyjne. Śmiejąca się kobieta nawet chyba jej nie zauważyła, gdy doskakiwała z boku i wbijała sztylet głęboko w pierś, aż po rękojeść. Przestraszona własnym czynem odskoczyła, widząc jak tamta milknie i szczerze zdumiona patrzy na rękojeść wystającą ze swojego ciała. Jasnowłosa została bez broni, ale uratowana Inga też przemogła strach, zmusiła umysł do działania. Podniosła się, uniosła widły i zaatakowała, jeszcze chwili, gdy tamta próbowała wyjąć nóż. Widły trafiły w nieruchomy cel całkiem bezbłędnie, przebijając brzuch. Kolejne strumienie krwi poleciały po ciele, spływając na ziemię. Upadł tasak, upadło także bezwładne ciało, ze szczerym wyrazem zdumienia na twarzy.

Śmierć. Czyjaś, obca. Ale zadana własnymi dłońmi. Co z tego, że w obronie własnej. Śmierć była nieodwołalna. Przy czym zrobiłyby to pewnie ponownie, gdyby sytuacja się powtórzyła. Niektórzy po prostu na śmierć zasługują.

Walka mężczyzn również się skończyła. Karczmarz leżał w kałuży własnej posoki, jęcząc cicho, niezdolny do większego ruchu. Kapłan zaś kulał, uciekając w stronę lasu ślamazarnym tempem. Garil stał, gdy do niego podbiegły i wyszczerzył się do nich, gdy podbiegły. A więc wszystko skończyło się tylko lekką raną na ramieniu Ingi?
Nie. Nic nigdy nie kończy się tak dobrze.
Khazad padł nagle na ziemię, a na jego plecach dojrzały okropną szramę, zadaną najpewniej mieczem, którzy przejechał przez pół ciała, rozcinając bez problemu grubą skórznię. Krasnolud oddychał, chrypiąc ciężko i niewątpliwie wymagał natychmiastowej opieki. Ogień w głównej izbie wciąż się palił, nawet mimo wywalonego wraz z ramą okna, mimo krwi zalegającej wszędzie wokół. Brodaty mężczyzna wreszcie zmarł, przestając jęczeć.
One zaś były bardzo zmarznięte, bardzo przerażone i niezwykle zmęczone. I teraz tylko one mogły uratować twardego khazada, który to je miał prowadzić ku północy.
 
Sekal jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 09:16.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172