Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 28-09-2010, 14:26   #11
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
Elfi łowca - Yavandir sam zgłosił się do wyprawy. Tupik wiedział, że jeśli wyprawa ma ruszyć, nie mogłoby zabraknąć na niej głównego myśliwego - i największego łowce z okolicy. Nie raz przynosił on na zamek dziką zwierzynę, zawsze świeżą nie mówiąc już o okazach. Co prawda częściej ściągał na zamek jakieś schorowane lub zranione wcześniej sztuki, ale halflingowi to nie przeszkadzało - wiedział, że dzięki temu silne osobniki będą dalej rozmnażały się i zapewniały stałą dostawę mięsiwa na zamek. Z pomocą ziół i przypraw halflinga , nawet najgorsze mięso zyskiwało niezapomniany smak. Czasami wystarczyło porządnie zmielić uszkodzone części zwierzyny, zrogowaciałe kopyta czy inne mało apetycznie wyglądające części zwierzyny.
czasem trzeba było dużej, grubej i niesamowicie smakującej panierki, aby skorupka na mięsie była smaczniejsza od samego mięsa. Kuchnia Fatalnej Ciekawości - jak czasem nazywał Tupik swoje wymysły - dania , była sposobem na przetrwanie mimo skąpych czy nienadających się do spożycia zapasów. Oczywiście kucharz sam trzymał się z daleka od tego rodzaju wyrobów zwanych w skrócie kfc , jednak zauważał że innym bardzo to smakuje i im fatalniej był ciekawy czy dany produkt może być w ogóle zjadliwy, tym większe zaskoczenie doznawał za każdym razem, gdy goście rozpływali się w komplementach związanych z jego kuchnią...

"Doprawdy ludzie jedzą jak świnie i nawet chrumkają zadowoleni gdy trafiają przypadkiem na jakąś padlinę..." - rozważał często Tupik dobrze wiedząc jak i czym obżerają się przeciętni ludzie.
Yavandir był z pewnością nieoceniony na takiej wyprawie, aczkolwiek Tupik i tak zdziwił się jego odwagą. Sama świadomość, że jest się w jakimś bractwie zrównującym stany przyszła przecież nagle i nieoczekiwanie a nawet zwykle zawzięcie gadatliwy Tupik milczał dotychczas nie chcą narazić się szlachetnie urodzonym. Przecież testament nie mógł zmienić praw szlacheckich czy obyczajów... Nie mógł zakazać jednemu z szlachciców wniesienia skargi na gmin, skargi która skończyłaby się pewnie powieszeniem lub ciężkim więzieniem, dla osoby z gminu. Halfling zbyt dobrze pamiętał jeszcze jak szlachcie rozprawiają się z krnąbrnymi mieszczanami czy chłopami, by tak jak elf zabrać głos nim wypowie się ktoś z błękitną krwią.
W duchu przyznał mu jednak rację i z ciekawością obserwował reakcje pozostałych, mając świadomość, że podobne zachowanie jeszcze dzień wcześniej skończyłoby się chłostą.
Była to dobra okazja by przekonać się jak silne są więzy "bractwa" - choć nie wątpił , że ich siła zależeć będzie od postawy członków.

Tupik kolejno spoglądał na zebrane gremium. Lady Lucienne zaoferowała pomoc, choć Tupik pojęcia nie miał jak kobieta szlachcianka może im dopomóc. Choć właściwie miał kilka, ale wszystkie wiązały się z szeroko pojętą dyplomacją, tak potrzebną w tych trudnych chwilach na zamku. Niemalże priorytetem było uzyskanie sojuszy z pozostałymi rodami, wszak i im pewnie nie w smak było naruszane status quo. "Zresztą gdyby tylko wiedzieli jak niehonorowo, podstępnie zaatakowano naszego pana z pewnością obrócili by się przeciwko Du-pą-tym" - pomyślał. Tupik często mówił obelżywie o konkurentach wskazując jednoznacznie na jedyną kojarząca się z nimi część ciała. przy tym wymawiał to z takim akcentem, że nawet opornym gburom poprawiał humor na co słabszych wymuszając łzy radości. Szczególnie jeśli całość podkraszał jakąś plotkarnianą opowieścią o przeciwnikach.

Halfling nie miał bladego pojęcia co wśród wszystkich tu zgromadzonych porabia jeden ze służących. Sam dotychczas wydawał mu czasem polecenia, ale nigdy nie przypuszczał że za zwykłym służącym kryje się ktoś więcej. Dopiero widząc Otta na zebraniu u mistrza, zdał sobie sprawę, że nie mógł to być zwykły służący " Szpieg, assasin... może jakiś odmieniec? Czemu go tu ściągnięto... , ba , czemu ja wcześniej nie odkryłem że coś z nim nie tak?" - Tupik sam zachodził w głowę jak to się stało. po części przecież odpowiadał przed D’Arvillami, między innymi z takich powodów został tez na zamek przyjęty. Miał śledzić i badać oraz wyszukiwać ewentualnych zamachowców i co prawda nikt bezpośrednio czy mocno nie wierzył w możliwość zamachu, to jednak Tupik pełnił rolę odstraszającą i uspokajającą. Dlatego odkrycie Otta było niemal równie wstrząsająca dla Tupika informacją co odczytany niedawno testament. Tupik wiedział już , że nie ma do czynienia ze zwykłym służącym, najprawdopodobniej Otto zakamuflował się bardziej niż sam halfling - co zresztą Tupik zamierzał wkrótce zmienić.

Nieco zaniepokoił go Frank Kress, ten młody wojskowy którego Tupik polubił od pierwszego wejrzenia, nie tylko zresztą dlatego , że przyszedł na zamek w podobnej sytuacji i postawie co Tupik niewiele wcześniej. Młodzieniec zdawał się nie być skażony marną codziennością starego świata. Może to przez szlachectwo, a może przez ideały, zdawał się być otwarty na świat niczym halfling właśnie. Tupik nie mógł się jednak powstrzymać od prychnięcia, słysząc jakże naiwną przysięgę.
" No przecież wrogowie D’Arvillów już od dawna mogą krążyć po zamku, czy to jako służący, czy też goście. Nawet ta piękna lady może być po tamtej stronie co z gracją i sprytem ukrywa..."

Przysięga zdawała mu się źle ułożona, ale nie dziwił się znając porywcze serce Franka, który prędzej czuł a później myślał. Tupik był bardziej oszczędny w słowach - a już szczególnie w słowach przysięgi. Wiedział, że wrogowie mogą krążyć po pałacu, nie chciał więc składać przysięgi której nie mógł dotrzymać - wolał skupić się na dokładnym powtórzeniu woli Lorda Berengera, gdyż i ona otwierała kilka furtek....

- Składam więc ja oto Tupik zwany też Grotołazem, przysięgę wierności Malcolmowi D’Arvill, oraz że zadbam o to, by ród D'Arvill nie zginął. Oraz o to, by ziemie Lorda Berengera, nie wpadły w ręce przeklętych du’Ponte.

Przy okazji zauważył, że podjął się m. inn. ożenienia Malcolma - a przynajmniej staranność o nie wyginięcie rodu, do tego go zobowiązywała. Co zaś się tyczyło ziem, Tupik ucieszył się, że jedynym zaborcą który z pewnością ich mieć nie może to ród du-pą-tów , testament zdawał się nic nie mówić o zakazie oddania ziem pozostałym rodom. Tupik niemal od razu wywęszył asekuracyjne wyjście z kłopotu, gdy już wszelkie próby dosłownego wypełnienia woli Berengera spełzną na niczym. Zawsze majątek można było oddać innym rodom, zobowiązując ich i do utrzymania i ochrony tego co z D'Arvillów pozostanie...

Tupik cieszył się , że tak szybko i łatwo odnalazł wyjście z kłopotów przy jednoczesnym dotrzymaniu przysięgi. jednak zastanawiało go to czy Berenger nie przewidział takiej oto możliwości, a może po prostu wierzył w lojalność, która i sam dotychczas oferował? Tupika zaczęły gnębić wyrzuty, że takim knowaniem odpłaca za honor powołania go do bractwa, przepędził z główki niecne zamiary i skupił się na uratowaniu lorda Berengera.

- Jeżeli nadawca pisma posiada leki to powinien to być aptekarz lub lekarz co szybko trzeba sprawdzić, upewnić się że to faktycznie medyk wysłał ów list, bo równie dobrze może być to przemyślana pułapka. Oczywiście takiej wiadomości zlekceważyć nie można, ale tylko głupiec nie sprawdziłby jej mając taką możliwość. Gorzej, że to ponoć z ziem du'pątów i może nie być tak łatwo to sprawdzić.
Na wyprawę chętnie pojadę, znam się nie tylko na zarządzaniu majątkiem, ale i na leczeniu a i walczyć potrafię, więc na pewno mógłbym się przydać, może nawet bardziej niż na zamku - którego wszak równie ciężko mi opuszczać. Tyle spraw bieżących, a co dopiero teraz... Najwyżej pozostawię zastępstwo, jeżeli uznacie moją obecność w grupie ratowniczej za wskazaną.
Tupik rozejrzał się po zebranych, chwilą ciszy dodatkowo skupiając uwagę.

- Kolejną sprawą są pogłoski o tajemniczości, jeśli nie wręcz magii płynącej z przeklętej wieży Point du Mer Diable, bez adepta sztuk magicznych być może zatrzymamy się na samym wejściu, którego bez magii pokonać nie zdołamy. Nie wiem czy zdołam namówić naszego miastowego maga na wyprawę, ale jakaś pieniężna nagroda z pewnością ułatwi mu podjęcie decyzji. Tupik zastanawiał się też nad małym oddziałem do ochrony, ale obawiał się że taki oddział dość szybko zostałby wypatrzony i mógłby ostatecznie ściągnąć zgubę a nie pomoc Lordowi Berengerowi.

- Pani,
- Tupik zwrócił się do laydy, - Malcolma trzeba nie tylko ochronić, ale i przygotować na właściwe sprawowanie rządów, jeśli ród ma przetrwać. Niezbędne są też właściwe sojusze polityczne a obawiam się że Du-ponte szykując zamach już wcześniej zadbali o przychylność lub przynajmniej neutralność pozostałych rodów, to należy szybko zmienić. Du-ponte przygotowani są już teraz, inaczej nie wykonaliby swojego ruchu, najlepsze co możemy w chwili obecnej uczynić, to przyszykować im tyle kłopotów, aby nie mieli czasu ni siły dokończyć swojego dzieła.

- Będzie trzeba ponownie przesłuchać i przebadać każdego zatrudnionego na zamku, w chwili obecnej jest to dość łatwy kąsek i nasi przeciwnicy zrobią wszystko aby pozbyć się Malcolma, wówczas droga do przejęcia zamku będzie stała dla nich otworem. - kontynuował Tupik starając się zebrać wszystkie informacje i postawy do kupy. Przesłuchanie służby uznał za konieczność po tym jak Otto pokazał swe prawdziwe oblicze, a przynajmniej ściągnął stare, bo te nowe wciąż było nie znane.

- Najbardziej w tej chwili interesuje mnie idea owego Bractwa. Szanowny Lord Berenger, nie mógł przecież powoływać do służby organu bez uprawnień czy majętności. Jeżeli jedyną korzyścią z wstąpienia do Bractwa ma być zrównanie w statusie - to raczej szanowni szlachcice nie mogą być taką ukontentowani, a i my szaraczki będziemy się czuć co najmniej dziwnie, nie mówiąc już o stryczku który nas czeka gdyby jednak któryś z szlachetnie urodzonych zdanie zmienił. Połączenie wolą ochrony rodu jest jak najbardziej na miejscu, nie rozumiem jednak po co do tego mieszać jakieś bractwo? W każdym razie nie bez jakiś tego dalszych konsekwencji, których wszelako tu nie usłyszałem - swa wypowiedź kierował głównie do Mistrza Cecile. Nie tylko był on wykonawca woli lorda, ściągnął tu wszystkich i przedstawił testament... Musiał wiedzieć przynajmniej do kogo był adresowany przed otwarciem pieczęci - co znaczy, że albo znał wolę lorda, albo też... Wyglądało na to, że Lord przynajmniej wtajemniczył go w swoje zamiary, gdyż Mistrz zdawał się doskonale wiedzieć co robi... Przypominał to Tupikowi sytuację sprzed lat, gdy w klasztorze Sigmarytów również rozmawiał z nie mniej tajemniczym "Mistrzem".
 

Ostatnio edytowane przez Eliasz : 28-09-2010 o 14:49.
Eliasz jest offline  
Stary 30-09-2010, 23:41   #12
 
Cohen's Avatar
 
Reputacja: 1 Cohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputację
Skrobanie szponów na parapecie zwróciło uwagę Nicolasa Richelieu. Uśmiechnął się lekko, rozpoznając ptaka i widząc, że wokół nóżki owinięty ma niewielki kawałek pergamin. Wstał zza biurka i podszedł do okna. Ptak spokojnie pozwolił odwiązać sobie wiadomość, po czym strzepnął skrzydłami, zaskrzeczał cicho i odleciał.
Richelieu rozwinął notatkę. Zawierała tylko trzy słowa. Trzy słowa, które wystarczyły, by na jego twarzy pojawił się paskudny, nikczemny uśmiech. Wsunął kartkę do kieszeni i ruszył do drzwi.

Do komnaty Antoine’a de La Rocque, pana Lecrou, wszedł bez opowiedzenia się wartownikowi, bez pukania nawet. W całym zamku nie było nikogo, kto by się na taką zuchwałość poważył, łącznie z lordowską małżonką, ale Richelieu jako zausznik i wierny doradca miał dostęp do de La Rocque’a o każdej porze dnia i nocy.
- Co tam, Nicolas? Znowu chcesz mi zawracać głowę jakimś kantem godnym kupczyków? – powiedział arystokrata na powitanie, choć rad był go widzieć.
- Nie tym razem, Antoine. – oświadczył Richelieu z miną kota, któremu trafiła się wyjątkowo tłusta mysz. – Przeczytaj to. – podał mu pergamin.
- Dobra Panienko! – sapnął ze zdumienia de La Rocque. – To wiarygodna informacja?
- Jak najbardziej.
- D’Arvill nie żyje.
– odczytał na głos wiadomość. – Co z tym zrobimy? – zapytał, podnosząc oczy na powiernika. Choć tak naprawdę pytanie brzmiało „Co ty planujesz z tym zrobić?”.
Richelieu wyraźnie na to czekał. Rozsiadł się w fotelu przy kominku, obok arystokraty.
- Twoja córka, Yolande, ile ma lat?
- Czternaście, ale co to ma…
- lord otworzył szeroko oczy, zrozumiawszy. – Ty chyba nie mówisz poważnie!?
- Jak najbardziej.
– odparł spokojnie Nicolas. – Sam pomyśl: dzieciak Berengera jest sierotą, nigdzie w pobliżu nie ma innych d’Arvillów z prawami do tego majątku. Wydasz za niego Yolandę, a póki nie osiągnie pełnoletności, rządzić będzie regent. Czyli ty. Trudno sobie wyobrazić lepszą podstawę do późniejszego przyłączenia jego ziem do twoich.
Milczenie przedłużało się, albowiem obaj zdawali sobie sprawę, że na przeszkodzie tego planu stoi pewien żywotny, w przenośni i dosłownie, problem.
- Dzieciak? – zapytał w końcu de La Rocque. Głos miał zimny.
- Tyle nieszczęść zdarza się codziennie. Nie omijają one, niestety i stanu szlacheckiego. – odpowiedział Richelieu ze smutkiem, ale w jego oczach płonęła czysta podłość. – Wypadek na łowach. Morowe powietrze. Nieświeże jedzenie. Samobójstwa wreszcie. Mniejsza zresztą o szczegóły. Panicz ulegnie wypadkowi i tyle.
Znowu cisza.
- Zajmij się tym, Nicolas.
Richelieu uśmiechnął się, skinął głową i opuścił komnatę.

***

- Czy mam rozumieć – rozległ się głos Mistrza Cecila, gdy każdy wyrzekł już, co mu na sercu leżało. – że wszyscy potwierdzają swój akces do tego… bractwa? – rozejrzał się uważnie po zebranych. Nie znajdując znaków niezgody, złożył i schował testament Berengera D’Arvill.
- Dokument zostawiam dla siebie. – wyjaśnił. – Albowiem mnie wyznaczył Jego Lordowska Mość na egzekutora ostatniej woli, a stowarzyszenie wasze jest nieformalne. Eufemistycznie rzecz ujmując. A teraz, jeśli to już wszystko, z powodu innych obowiązków zmuszony jestem pożegnać waszmościów, milady i… innych.

Gdy tylko ta dziwaczna zbieranina, ci kuriozalni Cherethi et Felethi, opuścili domostwo Mistrza Cecila, ten, nie mieszkając, faktycznie wziął się do wykonywania innych obowiązków. Za które kto inny mu zapłacił.

"Uwiadamiam pilnie Jego Lordowską Mość Cedryka du’Ponte jako że osoby następujące, a to: Peter d’Orr, Zygfryd de Leve, Lady Luciene, Frank Kress, niziołek Tupik, elf Yavandir i – tu długo zastanawiał się jak określić sługę, który dopiero co zmywał gnój z zamkowych schodów – indywiduum zwane Otto, na mocy testamentu Jego Lordowskie Mości Berengera D’Arvill stali się opiekunami i obrońcami jego dziedzica, to jest Malcolma D’Arvill.

Kreślę się,
Cecile"


Wezwał pachołka i kazał natychmiast przygotować jednego z gołębi pocztowych, tego który lata do siedziby rodu du’Ponte.
Już wkrótce ptak trzepotał skrzydłami, niosąc list.

***

Ryk bólu urwał się gwałtownie. Widać oprawca znudził się już i postanowił męczonego dobić.
- To jakie to ziemie, mówiłeś? – powtórzył chudy mężczyzna z paskudnym grymasem na szlachetnym obliczu.
- Rouen, czy jakoś tak, w Akwitanii. – wykrzywił się pytany, drągal poznaczony bliznami. – Tak brzmiało, ale chłopu wtedy jaja przygniatali, to może i inaczej…
- W sumie, co za różnica.
– wzruszył ramionami chudy. – Ważne, że nie Couronne. – skrzywił się i splunął nad uszami konia. - Dobra, chłopcy, podkładajcie czerwonego kura i jedziem stąd. W tym uroczym kraiku jest jeszcze wiele siół do spalenia, dóbr do zrabowania i dziewek do zgwałcenia.
Jego kompania ryknęła w odpowiedzi chóralnym rechotem.
Ogień podłożono szybko i sprawnie. Nim sięgnął strzech chałup, trzydziestka ludzi była już w siodłach i powoli ruszali przed siebie.
W głąb ziem, które dopiero miały poznać okrucieństwo Hugona de Rais, objętego proskrypcją za morderstwa, grabieże i gwałty arystokratę, który wiódł bandę podobnych sobie zbirów i nikczemników, nie cofających się przed żadną zbrodnią.

***

Młokos

Jakub wrócił po paru godzinach, bez pieniędzy i bez wieści. W całym D’Arvill żaden medyk, aptekarz, cyrulik, zielarz, felczer, konował ani nawet Stara Claudine, babka-aborcjonistka z podgrodzia, nie sprzedali nic, co mogłoby posłużyć do leczenia ciężkich ran. Ale złoto wzięli.
 
Cohen jest offline  
Stary 01-10-2010, 01:00   #13
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
Pff- westchnął tylko halfling , żegnając wzrokiem Cecila. Rzeczywiście miał on wiele wspólnego z klasztornym mistrzem, tamten równiez przekazał jedynie co chciał przekazać, po czym zniknął. Tupik nauczył się już nie ufac takim typom, "Nie przypominał sobie aby gdziekolwiek w piśmie Mistrz Cecil został wyznaczony na testora... było coś o świadku .... chmmm no i jeszcze ta nieoficjalność, to kto ma nam uwierzyć bez dokumentów choćby?"

Tupikowi nie podobało się to wszystko, kimże jednak był by otwarcie sprzeciwiać się Cecilowi - szczególnie w jego własnej norze. Wiedział, że odzyskanie testamentu może być równie ważne jak cała reszta. "Może da się wpłynąć na Malcolma aby poprosił o wydanie testamentu ojca..." - wzrok halflinga padł na Lady Lucienne którą zamierzał wtajemniczyć w swe wątpliwości tuż po opuszczeniu siedziby.

Nie było to dobre miejsce na rozmowy, Mistrz miał tu z pewnością wiele uszu a jego niechęć do głębszych wyjaśnień czy choćby okazania chęci pomocy sugerowała że nieroztropnym byłoby dzielenie się planami w siedzibie węża.

- Dziękujemy za gościnę. - zwrócił się do służby, bo jedynie ta już pozostała, gdy pan domu chyłkiem gdzieś się ulotnił.

Zwrócił się też do towarzyszy, aby czasem nie przyszło im do głowy na bieżąco dzielić się wrażeniami.

- Proponuję wrócić do zamku, tym bardziej że mamy dziś kuropatwy z pieczonymi jabłuszkami z Bretonii , tam będzie można w spokoju omówić wszelkie niecierpiące zwłoki sprawy.

Halfling zbierał się do wyjścia mając na głowie nie tylko przyszykowanie kolacji, która gdyby nie zaskakująca wiadomość pewnie od razu przemieniłaby się w stypę. Właściwie to halfling nie miał nic przeciwko stypom, całkiem duże kulinarne przedsięwzięcie, tyle gości tyle potraw... tylko jakby nastrój jakiś nie ten...

Wiedział że będzie potrzebował rozejrzeć się po mieście. Nowa funkcja sprawiała niepowtarzalną szansę, był w końcu jednym ze współodpowiedzialnych za losy zamku i włości Malcolma, a że było o co się bić świadczyły poczynania konkurencji...
Im dłużej myślał o tym co może wydarzyć się w zamku podczas jego nieobecności tym bardziej zastanawiał się czy nie nazbyt porywczo zgłosił się od zadania " Choć jeśli zostanę, to może i dobrze , że taka fama pójdzie?? " Tupik nie mógł zdecydować pomiędzy obowiązkami a ciekawością... zupełnie tak jak na początku swojej przygody, z tą różnica, że obecnie wiedział gdzie taki wybór prowadzi...
 

Ostatnio edytowane przez Eliasz : 01-10-2010 o 01:02.
Eliasz jest offline  
Stary 01-10-2010, 23:30   #14
 
Mike's Avatar
 
Reputacja: 1 Mike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputację
Yavandir wyszedł ze wszystkimi.
- Panie Kress, dajcie mi dwóch, trzech ludzi, obeznanych z wojaczką i potrafiących cicho się zachować. – powiedział zrównując się z kapitanem - Wyruszę natychmiast do wieży. Jeśli te wieści są prawdziwe to szybkość działania ma olbrzymie znaczenie. Jeśli pułapka to strata łowczego i trzech żołnierzy nie będzie na tyle znaczącą by utrudnić obronę tutaj.
Szli przez chwilę w milczeniu.
- Jeśli nie dacie mi ludzi, to pojadę sam, ale wtedy szanse się zmniejszają. Co powiecie panie Kress? Tylko nie mówcie, że też chcecie jechać. Wasze miejsce jest tu, ktoś musi to całe wojsko za mordę trzymać.
Elf był dosyć bezpośredni, mimo że starał się okazywać szacunek to w sytuacjach wymagających szybkiego działania, darowywał sobie konwenanse. Nie raz podczas polowań, gdy dzik za nadto się rozszalał lub blisko podszedł bez skrępowania potrafił krzyknąć: „d’Arvill do tyłu jak nie chcesz mieć drugiego rowka w rzyci!”
Na propozycje Tupika nie zareagował wcale.
 
Mike jest offline  
Stary 01-10-2010, 23:33   #15
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Słowo 'zwłoki', wymienione przez Tupika, nieodparcie przywołało przed oczy Petera widok martwego Berengera, spoczywającego na kamiennej posadzce.
Wbrew pismu, które niedawno przeczytano, zawierającemu informację o fałszywości owych pogłosek, w wizji Petera senior rodu D'Arvill leżał nieruchomo, z ciałem poznaczonym licznymi ranami. I nie oddychał. Po krótkiej chwili widok zmienił się nieco. Obok leżącego pojawiło się kolejne ciało, potem drugie, trzecie... Oblicza noszące niezaprzeczalne piętno śmierci były Peterowi dość dobrze znane. Szczególnie jedno, które oglądał co dzień od wielu lat.
Peter potarł gładko ogolony policzek, przeklinając przy okazji głupca, który podrzucił owo pismo mistrzowi Cecile. Kauzyperda może i umiał zachować tajemnicę, ale nagle zbyt wiele osób stało się słuchaczami owej informacji, która - co nie da się ukryć - była wiele warta. Wystarczy parę nierozsądnie rzuconych słów, a wieść rozniesie się po okolicy niczym ogień wśród wysuszonych traw. A ci, co bohatersko ruszą do owej wieży, w której ponoć Lord Berenger spoczywa, zastaną na swej drodze nader niemiłe niespodzianki. Bo któż by się mógł oprzeć pokusie wyeliminowania wszystkich obrońców mienia i żywota ostatniego z D'Arvillów.

A sprawa nie będzie trudna, jeśli się okaże, że więcej jest takich zapaleńców, jak Yavandir. A zawsze powtarzano, że elfy są rozważne. Albo ludzie opowiadają głupoty, albo odmieniec jakiś się trafił. Peterowi trudno to było jednoznacznie to ocenić, bowiem z elfami raczej mało się spotykał. Najpierw był za młody, by włóczyć się po świecie, potem siedział w Akademii, a w wielkich miastach o elfy aż tak łatwo nie było.
W każdym razie Yavandir jawił się Peterowi jako kandydat na samobójcę. Tylko ktoś taki ruszałby na wyprawę bez zastanowienia się, omówienia paru spraw. W tej mierze Tupik miał całkowitą rację - nie należało wyjeżdżać natychmiast. Nawet gdyby się spieszyli, to lepiej byłoby parę godzin poczekać. I nie chodziło tu bynajmniej o owe kuropatwy i inne smakołyki, które pojawią się na stole, tylko o oczy, których jak najmniej powinno widzieć wyjeżdżających.
Pospiech, jak powiadali niektórzy, przydatny był podczas łapania pcheł. W innych przypadkach warto było zachować nieco rozwagi i powściągliwości. Nawet podczas z niewiastami pospiech się nie opłacał. Nie to, że Peter miał aż tyle z kobietami doświadczeń, ale swoje wiedział.
I wiedział też to, czego świadomi byli myśliwi czy wędkarze - im grubsza ryba, tym więcej trzeba cierpliwości.

Peter zwolnił nieco, zastanawiając się, co trzeba będzie zabrać ze sobą na ową wyprawę. Oprócz rzeczy typowych, jak jedzenie czy koce, musiał pamiętać o komponentach, co to w magii pomocne były, szczególnie gdy ktoś był - tak jak on - niezbyt w sztukach magicznych wprawnym.
A tego, że wyprawa da okazję do użycia owych sztuczek, czarami przez nieoświeconych zwanymi - tego był pewien.

A co, przystanął nagle, tknięty niewesołą myślą, jeśli owo pismo jest zwykłym szalbierstwem? Kawałkiem sera, wstawionym do pułapki?
Wtedy to dopiero będzie wesoło...
 
Kerm jest offline  
Stary 02-10-2010, 00:35   #16
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
Tupik podczas drogi do zamku rozglądał się nerwowo za niepożądanymi uszami, największe podejrzenia kierując wobec niedawnego służącego. Nawet nie potrafił wymyśleć w czym też ten służący mógłby się przydać... oczywiście Tupik uznał za racjonalne podejrzewać, że za zwykłym służącym kryje się coś więcej. Byli lepsi służący od Otta, chociażby Rozenbund, czterdziestoletni kamerdyner, potrafiący jak nikt zapowiedzieć gości czy poprowadzić wieczorny bankiet... Była Anita pokojówka z zadatkami na szpiega, której ucho niemalże przyrosło do niejednych drzwi a już na pewno pozostawiło tam swój odcisk, czy Klaus sprzątający piwnice, kanały i stajnie , do którego halfling najczęściej posyłał kogoś ze służby aby samemu nie narażać nozdrzy na tygodniowy bezwład. Miał wrażenie, że szczury same padały od jego zapachu, nieliczne znalezione padnięte sztuki zwalał właśnie na smród Klausa , kilka kocurów ze wsi raczej nie podejrzewał o taką rozrzutność, specjalnie odkąd pilnował aby nie były dokarmiane częściej niż raz na tydzień. Zamek miał dość problemów sam ze sobą aby martwić się o jeszcze jakieś szkodniki.
Myśli halflinga znów nieuchronnie spoczęły na Ottu. Uznał, że wkrótce będzie z nim musiał porozmawiać, najlepiej na osobności, zapewne nie bez powodu ukrywał się jako służący...

W zamku kolacja już czekała i co prawda nie przewidywano kilku dodatkowych gości to jednak dla dobrze zorganizowanej przez halflinga służby nie był to problem. Zgodnie z rozporządzeniem na gorącej blasze pod piecem podgrzewane były dania gotowe przyjąć wygłodniała halflińską rodzinę.
Halfling rozgonił szybko służbę po czym nakazał im wchodzenie jedynie na klaśnięcie, chcąc mieć w miarę swobodną możliwość rozmowy ze wszystkimi. Tupik zwyczajnie nie mógł wyczekać...

- Szanowni państwo , póki nie mamy potwierdzonych wieści proponuję przygotować ekipę zwiadowczą na czele obecnego tu łowcy Yavandira, jeżeli nasz drogi Lord faktycznie nie żyje to du'ponte z pewnością nie zakładali, że ta wiedza tak szybko dotrze na zamek. Póki istnieje jednak choć szansa na to, że przeżył... musimy zrobić wszystko aby go tu ściągnąć.
Czystym szaleństwem byłby obecnie atak du'pontów na zamek. Od razu niejako przyznaliby się do winy, po za tym na tych murach zęby by sobie zjedli, bardziej należy obawiać się o Malcolma i otoczyć całodobową podwójną a nawet potrójna opieką. Ja zajmę się przyszykowaniem zapasów na wyprawę, i poszperam w biblioteczce, z chęcią wraz z Panem Peterem, być może znajdziemy coś więcej niż tylko ponure pogłoski o tajemniczej wieży. I tak nie widzę sensu ruszać wcześniej niż przed świtem, nie w akompaniamencie ludzi, co po zmroku nie dadzą rady za nami podążyć a i za dnia będą bardziej zmęczeni .

- Poza tym , wpadałoby uzyskać jednak testament gdyż bez niego... no cóż , sami oddajemy siebie a więc i Malcolma w łaskę i niełaskę Mistrza Cecile, wystarczy że spali testament a nas przegna ... Czy chłopiec wstawi się tu za kimś nie znając woli ojca? Czy jego wola zostanie uszanowana? W kwestię wchodzi regentura a i tu nie wiem czy Mistrz Cecile nie byłby pierwszym , skoro jemu to właśnie powierzono testament. Pozostawiam to wam do przemysleń

W międzyczasie halfling wsunął niemal pól kuropatwy , popijając winem, pachnący gulasz z wątróbek oraz wykwintne przekąski same prosiły się o spróbowanie. Jabłuszko z Bretonii zostawił na deser.

- Jakkolwiek nie podejrzewam szybkiego ataku, to jednak niewskazane byłoby się nań nie przygotować. Jeśli nasz Lord zginął w zasadzce to wraz z nim i jego przyboczni. Straciliśmy więc najlepszych żołnierzy, tę lukę trzeba uzupełnić, najlepiej podwójnie a wolny czas przeznaczyć na rychłe szkolenie. Wiem że nie moja to broszka - tu zwrócił się ku Frankowi Kressowi, - jednak mówię com obmyślił po drodze, a że myślę wielotorowo...

Pomijał fakt że ta wielotorowość doprowadziła do tego, że jego trzej kuchenni pomocnicy miotali jak mało kto nożami. Zostali tez przeszkoleni w posługiwaniu się procą i wyposażeni w takowe, odkąd wypici gwardziści próbowali wymusić na nich wytarganie beczułek z winem. Raz ustąpili, następnym razem przegnali moczymordy kamieniami, była to też doskonała i tania broń do radzenia sobie ze szczurami - a halfling urodzony na wsi doskonale wiedział jak chronić własne gniazdo.

- Tak więc rozumiem, że do wyprawy mamy obecnie trzech chętnych, czy szanowny Pan Zygfrd, zechce przyłączyć się i poprowadzić nasza kompaniję na wieżę? Myślę, że wówczas starczyłby nam jeszcze jeden żołnierz z zamku, bo przy Pana braku to co najmniej trzech. - dopowiedział na koniec starając się udobruchać szlachcica, widział jego minę gdy elf odezwał się pierwszy. Głowa spiczastouchego jednak nie padła, co znaczyło, że chociaż nieformalnie wola Lorda była wiążąca. Zresztą każdy tu był potencjalnym sojusznikiem zjednoczony wspólnym celem i przysięgą. Przeciwnicy którzy chcieliby wyeliminować Bractwo zapewne likwidowaliby wszystkich nie patrząc kto jest kim, co oznaczało , że życie nawet służącego - Otta, było istotne na tyle że odciągało uwagę assasinów a tym samym przedłużało życie innym.
 

Ostatnio edytowane przez Eliasz : 02-10-2010 o 01:01.
Eliasz jest offline  
Stary 02-10-2010, 02:40   #17
 
Akwus's Avatar
 
Reputacja: 1 Akwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie coś
Frank Kress

- Dam i całą drużynę jeśli będzie trzeba - odpowiedział na pytanie elfa nie odrywając wzroku od idącej przed nimi Lady - lecz jeśli nie będziesz nalegał na co rychlejszą podróż doradzam wstrzymanie się chwili zgodnie z namową niziołka i pokłonienie się nad planowaniem nim zaczniemy działać co bardziej spontanicznie...
Nie wiedział co elf odpowiedział, bo w tym samym momencie idący obok Lady Luciene szlachetny Zygfryd de Leve, w ferworze tłumaczenia jej czegoś złapał ją za dłoń, na co piękna pani uśmiechnęła tak, że Frankowi mimowolnie pięści zacisnęły się do walki.
-... tylko nie mówcie, że też chcecie jechać. Wasze miejsce jest tu, ktoś musi to całe wojsko za mordę trzymać.
Otrząsnął się szybko słysząc kolejne zdanie elfa.
- Spokojnie - odparł cedząc słowa - ślubowałem bronić zamku i to zamierzam robić - zostać tu, na straży...

***

Kuropatwa mogłaby równie dobrze być pozłacana, lub w pięknej panierce tańczyć tu przed nim stepując do taktu, a nie zwróciłaby bardziej uwagi Kressa niż teraz gdy cały czas spoglądał ponad talerzem na siedzącą na przeciwko siebie parę, której dłonie skryte były gdzieś pod stołem.
Bawił się widelcem przesuwając brokuły z jednego brzegu talerza na drugi, od czasu do czasu rozgniatając któryś zdecydowanym ruchem. Swoje danie wolał skonsumować starym zwyczajem - na zimno.

- Jeśli można -
zareagował w końcu na tyradę niziołka - Pragnę zauważyć, że jeśli mistrz Cecile byłby nam jakkolwiek nie życzliwy, mógłby albo w ogóle nie odczytywać ostatniej woli naszego suwerena, lub też nie przekazać nam informacji o rzekomym jego więzieniu w wieży. Szkoda chyba więc czasu i energii na obmyślanie obrony przeciw przyjaciołom.
Przerzucił spojrzenie kolejno na pozostałych dłuższą chwile przyglądając się Lady - może warto więc traktować się jako sojuszników zamiast marnować czas i zasoby na ludzi, którzy nie są tego warci.
Dobór słów nie był może najszczęśliwszy, ale Frank nie miał czasu na poezje, wojna lub miłość wymagała działań szybszych niż subtelnych a to co się szykowała zdecydowanie coraz bardziej na wojnę mu wyglądało.

- Z mojej strony służę wszelką pomocą, która zagwarantuje mi dość obsady na obronę D'Arvill. Proszę tylko zgłosić się do mnie gdy postanowicie już ile osób będzie wam trzeba.
To mówiąc wstał odsuwając delikatnie krzesło od stołu - A teraz proszę o wybaczenie Panów i Panią, ale obowiązki wzywają.
Skłonił się każdemu po kolei ze szczególnie długim ruchem skierowanym w stronę siedzących na przeciw niego...
 

Ostatnio edytowane przez Akwus : 02-10-2010 o 09:09.
Akwus jest offline  
Stary 02-10-2010, 10:04   #18
Banned
 
Reputacja: 1 Aschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znany
"Ktoś kłamie" - pomyślał Młokos kiedy Jakub wrócił bez jakichkolwiek użytecznych informacji. Pieniądze nie były aż taką startą - panowie z pokoju 23 się nie połapią w tych wszystkich ludwikach, zwłaszcza jak jakaś nadobna kelnereczka ich obsłuży... A kilka takich tu było... W końcu interesowi należało pomagać w kręceniu się...

Teraz jedyną rzeczą jaką można było zrobić jest spokojnie poczekać na rozwój wypadków. Ogłoszenie powinno dać jakiś odzew, w zależności od tego podejmie się jakieś dalsze kroki... Jeżeli kto inny będzie najemników potrzebować to znaczy, że coś może być na rzeczy... Było też możliwe, że jakiś informator z miasta, czy okolicy coś usłyszy; i będzie chciał się podzielić tą informacją...
Dyskretnie obserwować najemników co poczuli mamonę, oczywiście również należało.

Czekanie może i było nudne, ale czasem konieczne.
 
Aschaar jest offline  
Stary 02-10-2010, 10:07   #19
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
-Szkoda chyba więc czasu i energii na obmyślanie obrony przeciw przyjaciołom.

- Ależ drogi Franku nie znasz powiedzenia, Sigmarze chroń mnie przed przyjaciółmi, bo z wrogami sam dam sobie radę?? - halfling uśmiechnął się próbując załagodzić dalszą "tyradę" tym bardziej, że Frank poruszył wazny dla Tupika temat - przyczyny i powody zdrady Mistrza...

- Zacznijmy więc od wyjaśnienia dlaczego zostaliśmy poinformowani o woli Lorda. A dlaczegóż by nie? Nie mamy testamentu, nie mamy żadnych dóbr, jedyne co mamy to to czym sami się obłożyliśmy - czyli przysięga wobec Malcolma.
Cecile mógł czuć się w obowiązku spełnić ostatnią wolę Lorda, a czy zastanawiało was skąd tak szybko się o śmierci dowiedział? Wiem, że Mistrz Cecile uznawany jest za speca od informacji, jednak jeśli ktoś zna choć podstawy tej roboty wie że to nie magia. Informacje same z siebie nie spływają do uszu, trzeba mieć ludzi - więc pytam kto i gdzie pracuje dla Mistrza skoro przynosi tego rodzaju wieści...

Halfling teatralnie popił winem , robiąc małą przerwę w słowotoku. Nie podobał mu się mistrz i to z kilku powodów w którym najmniejszym był fakt, że to po prostu konkurent. Konkurencja zresztą niczym złym nie byłą, sprawiała że ludzie lepiej się starali, stosowali coraz to bardziej wyrafinowane środki sprzedaży i działania, wzajemnie się motywowali i przeganiali w staraniach.
Monopol zaś sprzyjał jedynie stagnacji i rozleniwieniu.
Mistrz po prostu nie użył nawet jednego paluszka by im pomóc, zrobił wyłącznie to co do niego należało i biorąc pod uwagę fakt że i za to pobrał wcześniej pieniądze nie było się co temu dziwić.
" Tak lord mógł pozostawić Cecilowi testament, wiedząc, że tylko Mistrzowi nie zostanie on wydarty siłą, a jednocześnie po przyjęciu zapłaty byłaby pewność , że zlecenie wykona. Jeśli nie chce się wykonać zlecenia, nie przyjmuje się zapłaty - sprawa jest tu dość prosta, chyba że i tak zamierza się wykończyć zleceniodawcę... wówczas ograbienie go przed śmiercią nie wydaje się być niczym nagannym... W każdym razie nie ignoruje się przyjętych zleceń, bo reputacja może pójść na łeb na szyję - co i Cecile zapewne wiedział dobrze." - zastanawiał się Tupik

- My stanowczo zbyt mało wiemy o nim a on zbyt wiele o nas , by tą sytuację po prostu ignorować. Jeszcze raz podkreślę, prosząc byście sami sobie zadali to pytanie, bez testamentu jakie mamy prawo działać w imieniu Lorda? Skąd pewność że Mistrz kiedykolwiek wyda nam ten dokument? Nawet nie raczył odpowiedzieć na kilka podstawowych pytań czy wesprzeć w próbie znalezienia Lorda . Tak nie postępują przyjaciele...

- Co zaś się tyczy wojska , to nie możemy ruszać armią - ta będzie zbyt dobrze widoczna, mały , zacierający po sobie ślady oddział powinien być w sam raz. Acha weźmiemy ze sobą gołębia, który powinien wrócić do domu jak zostanie wypuszczony, przekaże wam wiadomość co z lordem i czy potrzebne będą dodatkowi żołnierze oraz jak sytuacja w wieży. To na wypadek gdybyśmy musieli zostać i pilnować Lorda w wieży.


Halflingowi przeszedł przez głowę jeszcze jeden pomysł. Anszluz twierdzy, oczami wyobraźni widział już dwa zamki należące do d'Arvillów, swoistą rezydencję letnią osadzoną w malowniczym krajobrazie, swoisty wilczy szaniec w którym można będzie przetrwać przed nawałnicą wroga, czy choćby doskonała kryjówka z której rajdy mogłaby dokonywać świeżo zawiązana siatka złodziei i zbirów. Siatka to może było zbyt mocne słowo, Tupik ledwo poznał tutejszy przestępczy pół światek, choć na tyle skutecznie , że właściwie się o niego nie obawiał. Doskonale mógł rozpoznać "obiekt" na zamku było dość czasu by przejrzeć majętność każdego gościa, choćby w czasie gdy ten się stołował. Ślady po szperaniu zawsze można było zwalić na nadgorliwą pokojówkę, zresztą miał nawet jedną na tyle zobowiązaną, że była gotowa potwierdzić własne grzebajstwo, nawet gdy nie była nawet w przeszukiwanym pokoju. Oczywiście to tylko w ostateczności a na grożące jej zwolnienie ze służby miał przyszykowaną rekompensacyjną kiesę.

Gdy już delikwent był przebadany pod względem majętności, wystarczyło dać znać zbirom wcześniej ustalając jeszcze dokąd gość się uda. Oczywiście halfling sam mógł dobierać cele, reszta była skazana na jego informacje, a że lubił Lorda - chociażby za przyjęcie go do pracy, to obiektów szukał jedynie w gościach z przymusu, takich gościach których Lord niechętnie przyjmował. Najgorsi byli namolni kupcy, domagający się upustów czy zwolnień podatkowych...

- Chmmm do kogo należy w ogóle ta wieża? Jaki jest jej status? Skoro już mamy się tam znaleźć to może przy okazji dokonamy inkorporacji? Formalnie wystarczyło by ja obsadzić choć jednym strażnikiem, aby podtrzymywać pretensje do niej, choć zdaję sobie sprawę, że prawdziwe utrzymanie twierdzy wymaga więcej osób, na razie jednak nie do końca widzę sens w utrzymywaniu dodatkowej placówki... - halflin lekko naginał prawdę, co ukrył popijając winem, nie mógł przecież powiedzieć o swych dodatkowych planach względem twierdzy, szybko jedanak dodał - choć muszę przyznać ma całkiem strategiczne położenie...
No cóż tak czy inaczej będzie trzeba wykorzystać nasz trud dotarcia do tego dziwnego miejsca.


- A co się tyczy Mistrza... no cóż można wypróbować jego lojalność zlecając mu misję przeciw du'pontom, jak choćby wykrycie ich słabych punktów, miejsca pobytu lorda dupka czy jakieś akcje sabotażowe... - poruszył na koniec. Przyjęcie zlecenia dawałoby im choć częściowy spokój, odmówienie oznaczałoby wyciągnięcie kart na stół, zignorowanie Mistrza... było zaś najgorszym co mogli uczynić, tym bardziej że siedział im pod samym nosem.
 

Ostatnio edytowane przez Eliasz : 02-10-2010 o 10:14.
Eliasz jest offline  
Stary 02-10-2010, 12:07   #20
 
Mike's Avatar
 
Reputacja: 1 Mike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputację
Yavandir posłuchał popatrzył i rzekł:
- Waszym słowom nie można odmówić rozumności, jednak trzeba się nam spieszyć. Jeśli Berengar jest w owej wieży i leczy go tam ktoś, to gdy wyleczony zostanie na tyle by go ruszyć można, porywacze z pewnością gdzieś go przeniosą, a medykowi żelazem zapłacą. Potem szukaj wiatru w polu. Może się uda po śladach dojść, ale może się i nie uda.
- Doskonale zdaje sobie, że zasadzkę gotować mogą na trakcie... dlatego innymi ścieżkami poprowadzę grupę. Trochę nadrobimy, bo droga kluczy między wzgórzami, a trochę i nadłożymy. Na jedno wyjdzie.
O tym, że oczywistym jest, że wyprawy ratunkowej spodziewać się mogę wrogowie bardziej o świcie niż na łeb naszyje ruszającej już dziś nie powiedział. Zbyt wiele uszu było przy stole, z czego część nie zauważał nikt ze szlachetnie urodzonych.
Jadł dosyć oszczędnie, ot by głód nasycić. Już dawno nauczył się, że zbyt pełny brzuch do rozleniwienia prowadzi. A teraz lenistwo ostatnią rzeczą potrzebną było.
- Jurystom wierzę mniej niż wściekłemu psu. Tedy na Cecila uważać nam trzeba. Może i sprzyjał on Berengarowi, ale gdy jego zabrakło do własnych planów może przejść. A z tymi nie po drodze nam być może.
- Na sąsiadów też uważać musimy, niby z pomocą bratnią przyjść mogą, ale potem z gościny orężem wypraszać będzie trzeba.
 
Mike jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 15:42.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172