Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 10-04-2011, 14:11   #1
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Psy Wojny


Wiosna przyszła tego roku tak samo wcześnie, jak bywało to zazwyczaj na stepach Ostermarku. Wraz z siedemnastym Nachhexenem zakwitły pierwsze kwiaty, większość śniegu była już przeszłością i tylko rozmokłe pola i drogi, a także zimny, porywisty wiatr świadczyły o niedawnej zimie.
Jeśli nie liczyło się wygłodniałych zielonych, spływających z gór niezwykle licznymi, groźnymi bandami, rabując, paląc i zabijając co tylko się dało.
A armii tu już nie było.

Wieści dotarły tu bardzo szybko, przyniesione na spienionych koniach licznych posłańców. Chaos atakuje! Norsmeni budują olbrzymią flotę! Zło, zło się budzi i idzie zmiażdżyć Imperium silniejsze niż kiedykolwiek! Nadciąga Burza Chaosu!
Wiele z nich było rzecz jasna całkiem przesadzonych, nieprawdopodobnych i niemożliwych, choćby przez samą swoją grozę i możliwe konsekwencje, ale nie ulegało wątpliwości, że wojna ogarniała północ Imperium z całą siłą, a wszystkie wojska stojące w innych częściach kraju ściągane były do stolicy a potem dalej, ku przeciwnikom nadchodzącym z tych samych kierunków co zawsze. Na południu pozostawało niewielu zbrojnych, a już na pewno niewielu weteranów, których teraz zebrał pod swoimi sztandarami Karl Wagner. Miał już chyba wszystkich z okręgu Jargary, w samym zamku zostawiając tylko słabo uzbrojoną i wyszkoloną czeladź. Zresztą za murami pozostawiono i tak bardzo nielicznych tarczowników i kuszników, wspieranych przez mały oddział muszkieterów, który gdzieś się zawieruszył w całym zamieszaniu, a teraz nie mając innych rozkazów podlegał Wagnerowi. Podobnie jak grupa rajtarów, cofająca się gdzieś z głębi Imperium, koczowników czy lekkiej jazdy. Wszyscy wyżsi stopniem udali się na wojnę, a tymczasem wojna przyszła sama.
Sądząc z informacji zbieranych z tych okolic, ta dwustu osobowa grupa była największą jednostką pozostałą w Ostermarku, a może nawet całym południu. Jednostką zupełnie nową, pomieszaną i jeszcze nie w pełni zgraną.

Opuścili Jargarę pięć dni wcześniej, zmierzając najpierw na wschód, skąd nadchodziły pierwsze wieści o orkach i goblinach, ale udało się im dorwać tylko maruderów, których rozbili w krótkiej bitwie na rozmokłym polu, gdzie małe gobliny szybko poszły w rozsypkę, uciekając w las, gdzie niewielu dało się dorwać. Dalej były już tylko zgliszcza farm, siół i nielicznych tu wiosek, których tropem szli przez następne trzy dni, goniąc znacznie większą bandę zielonoskórych. Licząca najwyraźniej kilkaset osobników banda zostawiała po sobie mnóstwo śladów, po których zwiad mógł poruszać się niemal z zamkniętymi oczami, czując tylko smród brudnych cielsk i swąd spalenizny.
I wreszcie doszli ich, pod jedną z otoczonych palisadą wsi, miejscowi nazywali ją Mielau.

Zwiadowcy donieśli o bitwie godzinę wcześniej, a teraz wszyscy już dowódcy stali na niewielkim, zalesionym wzgórzu, spoglądając na dolinkę, w której wybudowano osadę. Zawierała kilkadziesiąt domów, ale w środku musiało schronić się znacznie więcej ludzi, którzy ściągali tu zewsząd. Przed palisadą widać było kilka spalonych wozów, dopalały się także pojedyncze chaty wybudowane niedaleko pół, otaczających Mielau - kłębiące się tam orki i gobliny nie pozostawiły niczego w całości.
Z obecnej pozycji nie mogli przyjrzeć się dokładnie temu, co się działo, ale mieli dobry ogólny ogląd sytuacji. Wieś była oblegana i atakowana. Rój małych goblinów szturmował palisadę i zasypywał jej wnętrze strzałami, na które znacznie bardziej nielicznie odpowiadali obrońcy. Jak dotychczas prymitywne drabiny były jednakże odpychane, a napastnicy trzymani na zewnątrz. Przed tylko nimi zapewne wieś by się obroniła, choć ich liczebność trzeba było oceniać na przynajmniej trzy setki. To jednak było tylko przygotowanie do głównego szturmu. Znacznie większe istoty, orki, przygotowywały właśnie taran, którego prymitywną konstrukcję sklecili z pobliskich sosen. Część z nich szturmowała już bramę z jego mniejszymi odpowiednikami, ale większość orków znajdowała się w niewielkim obozie na południe od Mielau, gdzie stawiano namioty i rozpalano ogniska. Większych zielonoskórych mogła być setka, ale odległość i ruch panujący w tamtym miejscu bardzo utrudniała ocenę sytuacji, zwłaszcza, że po ich nogami kręciły się także gobliny.
Wydawało się, że wódz tej armii rozmieścił także straże, choć najpewniej pilniejsze były ich wierzchowce. Kilkunastu wilczych jeźdźców okrążało wieś, szyjąc z łuków raz na jakiś czas, nawet nie zdając sobie sprawy, że ich strzały najpewniej nie docierają do celu.

W miejscu, w którym obserwowali bitwę, najwyraźniej nie pozostał nawet jeden goblin. Przejście lasem mogłoby przez jakiś czas ich kryć, ale mieszany las na pewno utrudniłby także szarżę - choć niekoniecznie bardziej niż bardzo rozmokły, grząski trakt. Nie padało, a niebo choć częściowo zakryte chmurami, mocnych opadów nie zwiastowało. Porywisty wiatr cichł w lesie i dolinie, pozostawiając po sobie tylko słabsze podmuchy.
A mieszkańcy Mielau mogli bronić się jeszcze przez jakiś czas, ale niewątpliwie nie było tam na tyle dużo żołnierzy, by odeprzeć zielonych po wyważeniu przez nich bramy.

Był Backertag, 20 Nachhexen. Słońce stało już najwyżej, jak mogło o tej porze roku.
 
Sekal jest offline  
Stary 12-04-2011, 15:05   #2
 
Bounty's Avatar
 
Reputacja: 1 Bounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputację
Twierdza Jargara. Sześć dni wcześniej.

Brama otwarła się i na zamkowy dziedziniec wjechał odział trzydziestu rajtarów. Jechali karnie, dwójkami. Powiewały płaszcze a nagie kirysy i szable błyszczały w wiosennym słońcu. Od razu szło poznać, że to przednia jazda. Niewielu też było wśród nich młodzików i gołowąsów. Większość oddziału stanowili weterani z ogorzałymi od słońca i wiatru twarzami.

Kapitan Karl Wagner wraz z większością załogi wyszedł powitać nowy nabytek swej improwizowanej armii. Rajtarzy ustawili się w karny szereg. Wyjechał przed nich drobny mężczyzna koło trzydziestki, z wąsikiem, w drogim futrzanym płaszczu i czapie. Gdy zeskoczył z konia dało się dostrzec jak niewielkiego jest wzrostu. Ruszył ku Wagnerowi na krzywych nogach starego kawalerzysty.

- Trzeci szwadron drugiej chorągwi rajtarów melduje się do służby - mówił szybko niczym koń w galopie, głosem wszak miękkim i łagodnym.

Zdjął futrzaną czapę i ukłonił, ukazując zaczesane do przodu jasnobrązowe włosy, nie całkiem zasłaniające zakola.

- Sierżant Vaslaw Siedlicz - wschodnio-brzmiące imię wyjaśniało kislevski akcent. - Lecz, by nie łamać sobie języków mówcie mi von Seydlitz - uśmiechnął się przyjaźnie.

Rozejrzał się po dziedzińcu lustrując nieliczną załogę Jargary.

- Rozwieję wasze nadzieje - rzekł cierpko - ten szwadron to wszystko co z całego pułku zostało w Ostermarku. Ale dajcie tylko mym ludziom i koniom odpocząć a pokażemy na co stać cesarskich rajtarów, choćby jeno trzydziestu. Choć armia sobie poszła, zostawiając nas, panowie, w wielkiej czarnej dupie.

***

- Przynajmniej piwnice mamy pełne - rzekł von Seydlitz wychylając kielich słodkiego wina. - No i spichlerze. Jeśli nie wezmą nas szturmem, możemy się tu bronić latami. Obawiam się, że prędzej czy później do tego dojdzie, bo jak przyjdzie większa horda, to z dwustoma ludźmi w polu wiele nie zdziałamy. Z tego co wiem, w forcie Vatra została jeszcze mniejsza załoga. Poza tym tylko straż dróg i milicja. Na północy musi być naprawdę źle, skoro cesarz postanowił poświęcić Ostermark. Ja osobiście odesłałem żonę z dziećmi do Krugenheim. To duże miasto i gdyby zieloni dotarli aż tak daleko, liczę że wytrzyma. Nas niech bogowie mają w opiece.

Vaslaw wypowiadał tylko głośno to co myśleli wszyscy. Niemniej zasrane położenie w jakim się znaleźli musiało być już tu nie raz przedmiotem rozmów. Siedlicz postanowił zmienić temat na mniej przygnębiający.

- Ale dość o tym - rzekł odpalając fajkę. - Pogadajmy o starych dobrych czasach. Gdzie waszmoście wcześniej służyli? Walczył ktoś w Sylvanii?

***

Dwa dni później bez trudu rozbili bandę goblinów. Jednak Seydlitz stracił w potyczce aż czterech ludzi - zabitego i trzech rannych, w tym jednego dość ciężko. Jednego zdrowego żołnierza musiał odesłać wraz z nimi jako eskortę do Jargary. Pech nie odpuszczał. Na szczęście Vaslaw wciąż miał pod sobą dwóch świetnych dziesiętników, Fritza von Kessela i swojego najlepszego przyjaciela Marcusa Tosjernę.

***

Siedlicz przyjął podaną przez Wagnera lunetę i dłuższą chwilę przypatrywał się bitwie.

- Nie raz nocowałem w Mielau - powiedział przekazując lunetę Schnitzemu. - To duża wieś, obronna, a teraz jeszcze pełna uchodźców. Ale przybyliśmy w samą porę. Obrońcy wytrzymaliby jeszcze może z godzinę, a potem koniec. To twarde chłopy z pogranicza, lecz orkom nie daliby rady. Mają szczęście, skubańcy.

Vaslaw ładując pistolety wysłuchał planu Wagnera. Chwilę dyskutowali w gronie dowódców, przy czym Seydlitz przedstawił swój plan rozbicia wpierw szarżą goblinów na zachód od wsi. Nie lubił lekceważyć małych drani, ale kapitan miał rację - orki były groźniejsze i to nimi należało się wpierw zająć.

- Podoba mi się twój plan kapitanie - rzekł i dodał z uśmiechem - widać, żeś praktyk, a nie baronet prosto z nulneńskiej akademii. Czasem takich tu przysyłają. Tylko trza będzie to wszystko w miarę zsynchronizować, żeby lekkokonni Mosera wyruszyli odpowiednio wcześniej i wyłonili się z lasu po drugiej stronie wioski chwilę przed tym jak główne siły wejdą do akcji, a nie pół godziny później, bo to będzie bez sensu.
Swoich rajtarów widziałbym w samym centrum. Pistolety mają mały zasięg, będziemy musieli podjechać bliżej orków, żeby potraktować ich karakolem. Z pewnością zaatakują bezładną kupą a wtedy zacznę się cofać ostrzeliwując. Następnie odskoczę do linii piechoty i przeprowadzę kontr-szarżę wspierając w walce wręcz tarczowników.


Siedlicz pogładził jeszcze wąsa i nałożył hełm, szykując się do bitwy.
 
Bounty jest offline  
Stary 13-04-2011, 19:46   #3
 
malahaj's Avatar
 
Reputacja: 1 malahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputację
Wagner odstawił lunetę od oka i przekazał ją następnemu oficerowi. Sytuacja była już mniej więcej jasna, od momentu raportu zwiadowców. Czas było omówić plany.

Karl mówił, słuchał i cieszył się w duchu. To było tak naprawę pierwsze ich spotkanie tego typu, narada przed bitwą. Potyczki z goblinami nie było sensu brać pod uwagę. Nie znał tych ludzi, parę dni w twierdzy nie mogło dać odpowiedzi na pytanie jakimi są żołnierzami i oficerami. Z resztą o nim samym pewnie też nie wiele do teraz wiedzieli.

Ot, historia jakich wiele. Kolejny syn swego ojca, z rodzinnymi tradycjami służby wojskowej sięgającymi pokolenia wstecz. Z Marienburga, gdzie zdobywał pierwsze szlify, by potem zjeździć sporo Imperiom w najemniczej kompani. W zasadzie to z własną najemniczą kompanią. O Sylwanie tylko zahaczył, więc temat się nie rozwiną. Teraz zaś był tutaj.

Tyle o jego przeszłości a jaki był? Przez te parę dni w Jargarze dał się poznać jako praktyczny i pragmatyczny człowiek, prawie pozbawiony poczucia humoru. Jeśli mówił, to przeważnie o „pracy”, jeśli pytał to tylko o „prace”. Nie obżerał się, nie pijał alkoholu, nigdy i żadnego, choć lubował się w egzotyczny napitku, podawanym z miodem. Z grzeczności zaproponował towarzyszą próbkę, choć niczyjej uwadze nie uszło, że tylko raz. Broń i pancerz utrzymywał w nienagannym porządku, podobnie jak mundur i konia. Choć wszystko było bez wątpienia wysokiej jakości, to pozbawione jakikolwiek ozdób. Jedynym „kaprysem” na jaki sobie pozwalał był medalion z symbolem Myrmidi, który uważny obserwator mógł czasami dostrzec pod koszulą.

Wagner przedstawił swój plan i wysłuchał argumentów i innych propozycji swoich oficerów. Choć w toku dyskusji stanęło przy jego planie, to cieszył się, że pozostali mają swoje zdanie i pomysły. Ostatnie czego mu trzeba to zgraja przygłupich potakiwaczy.

- Pan Moser ze swoją kawalerią wyruszy od razu. Proszę trzymać się lasu i wzgórza dopóki nie wyjedzie Pan na trakt z drugiej strony wioski i dopiero tam pokazać się zielonym. Niech myślą, że i z tamtego kierunku przybywa imperialna armia. Później niech Pan uderzy na orków z tyłu, względnie zamarkuje atak i spróbuje część z nich odciągnąć ucieczką. Zostawiam to Pańskiej decyzji.

- Panie Siedlicz –
Wagner idealnie i bez zająknięcia wyjmował to nazwisko - Tak jak Pan rzekłeś swoich rajtarów proszę puścić środkiem i potraktować orków z daleka. Dam też panu pod komendę moich konnych łuczników. Horst Keller, to mój zaufany zastępca. Może Pan na nim i jego chłopkach polegać. Potraktujcie ich ogniem i strzałami i sprowokujcie do ataku na piechotę, gdzie na celownik wezmą ich kusznicy i muszkieterowie. Dopiero na tak zmiękczonych uderzymy Pana rajtarami i moimi lansjerami. Powinno wystarczyć, w razie czego wesprą nas tarczownicy. Proszę mieć na mnie baczenie, sam dam sygnał do głównego ataku.

- Panie Schnitze, Panu oddaje pod opiekę całą piechotę, w tym tarczowników i kuszników sierżanta von Kleubotza. Zadba Pan o zmiękczenie naszych zielonych przyjaciół, zanim rozprawi się z nimi moja jazda i rajtarzy Pana Siedlicza. Potem wedle Pana uznania wesprze nas Pan w walce z orkami, lub jeśli wystarcz nasza szarża żeby ich rozbić, uderzy Pan na gobliny przy bramie. Strzelcom proszę nakazać ostrzeliwać gobliny jak tylko jazda zasłoni im widok na obóz orków.

- Dobrze, jeszcze Pan Panie Krupst. –


Jurgen Krupst był najstarszym rangą strażnikiem dróg, jaki znalazł się w ich oddziale przydzielonym do sił Wagnera. Stary weteran, już nie pierwszej młodości, ale z doświadczaniem w armii, więc Karl od razu zrobił go dowódcą całej grupy, dodatkowo przydzielając mu koczowników.

- Proszę wybrać dziesięciu swoich ludzi i zostawić ich przy taborze, aby żaden zabłąkany goblin nie zabił nam jucznych koni. To dopiero pierwsza bitwa, nie możemy ich stracić. Resztę
i koczowników proszę ustawić na naszym lewym skrzydle, osłaniać piechotę i strzelców od sił zgromadzonych przy bramie. Proszę nie prowokować goblinów do ataku, zanim kawaleria nie ruszy do szarży. Wystarczy Pana obecność i czujność. W razie czego wspomoże Pana jazda. Zamiast tego, w miarę możliwości koczownicy mogą ostrzelać atakujących orków. W chwili kiedy rozbijemy orków, skieruje nasze sił na oblegające wioskę gobliny. Wtedy odeśle Pan resztę strażników do taborów a koczowników można puścić w pościg za uciekającym wrogiem. Zresztą pewnie sami to zrobią. –


Karl spojrzał jeszcze raz po zebranych upewniając się, że każdy zrozumiał jakie ma rozkazy i nie ma pytań, po czym dał znak ze narada skończona.

- Proszę ruszać Panie Moser i to w dobrym tempie, żeby zdążył Pan wyjść na pozycje w odpowiednim momencie. Reszta ustawić szyk i wymarsz w tempie piechoty, aby dać lekkiej jeździe czas na dotarcie na pozycje. Ruszamy! –
 

Ostatnio edytowane przez malahaj : 15-04-2011 o 18:27. Powód: literówki i inne badziewia
malahaj jest offline  
Stary 15-04-2011, 15:23   #4
 
Radagast's Avatar
 
Reputacja: 1 Radagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnie
Armia generała Kutza, teraz już niemal rozbita, na wieść o Krugenheim powzięła forsowny marsz na odsiecz miastu. Nie było czasu, ni możliwości potwierdzić pogłosek. Była za to potrzeba rychłego dotarcia na miejsce, by pomoc nie okazała się zbyt późna. W tym pośpiechu trzeba było zrezygnować z tych, którzy marsz mogliby spowalniać. Dlatego właśnie jedyny pieszy pododdział - pluton strzelców hochlandzkich pod komendą młodego sierżanta Wolfganga Schnitze został odesłany do najbliższej twierdzy - Jargary.
Bramę otwarto, by wpuścić posiłki. Muszkieterzy wmaszerowali czwórkami na dziedziniec równym krokiem z bronią opartą na barkach. Na czele, obok dowódcy szedł jego zaufany pomocnik i zastępca - Karl von Berze. Oddział zatrzymał się na komendę, sprawnie odwrócił w lewo i stanął na baczność. Wolfgang podszedł do jednego ze strażników stojących przy wejściu do kasztelu.
- Prowadźcie do dowódcy fortu - zakomenderował.

Pobyt w Jargarze był świetną okazją, żeby odetchnąć, uzupełnić siły i zapał, tak potrzebne do walki. Niestety nie trwał długo. Czekanie na oblężenie było bezcelowe, dlatego ich nowy dowódca, Karl Wagner, zarządził wymarsz, z nadzieją napsucia krwi zielonoskórym. Hochlandczycy jak zwykle maszerowali w nienagannym ordynku, w miarę możliwości podśpiewując piosenki z rodzinnych stron.
Po pięciu dniach marszu, urozmaiconego jedynie krótką potyczką, dotarli do bram wsi Mielau. Do bram, do których ktoś właśnie pukał.

Wszyscy dowódcy zebrali się na wzniesieniu, skąd można było obserwować sytuację i dyskutowali na temat planu ataku. Widać wszyscy chcieli maksymalnie ograniczyć straty własne w tej potyczce, ale mieli na to różne pomysły. Gdy wypowiedział się ich głównodowodzący oraz rajtar Vaslaw Siedlicz, Wolfgang także postanowił zabrać głos.
- Jeśli wolno, panie pułkowniku, im dłużej orkowie nie znają naszej prawdziwej siły, tym lepiej dla nas. Proponowałbym by jazda wyposażona w łuki i lekka jazda herr Mosera zaatakowała gobliny i odrzuciła je od umocnień. Reszta konnicy przygotuje się do ataku na obóz orków. Tymczasem piechota będzie się przekradała lasem w stronę tegoż obozu. Jeśli orkowie spróbują wyprzedzić atak, dostaną niespodziewany ostrzał z boku, a później wpadnie na nich jazda. Jeśli nie, i tak czeka ich rozprawa z oddziałami atakującymi z dwóch stron. Tak czy inaczej, apeluję by nie zostawiać taborów bez zbrojnej obstawy. Dwa zabłąkane wargi mogłyby nas pozbawić całego zaopatrzenia.
Po wysłuchaniu wszystkich swoich podoficerów Wagner wydał rozkazy. Plan nie uległ znaczącym zmianom pod wpływem rad, ale Wolfgangowi nie zostawało nic więcej, jak tylko zasalutować i odmaszerować do swojego oddziału.

Czekając aż von Kleubotz przyprowadzi swoje oddziały, Schnitze wyszedł przed muszkieterów i przemówił:
- Za chwilę dołączą do nas kusznicy i tarczownicy. Chcę, żebyście pamiętali, że jesteście strzelcami z Hochlandu. Jesteście najlepsi i oczekuję, że tego dowiedziecie.
- Niewiele wiemy o tej wsi, nie mieszka tam nikt z naszych znajomych. Ale zrobimy wszystko co trzeba, żeby ich uratować. Dlatego że daleko stąd, ktoś inny daje z siebie wszystko, żeby chronić nasze rodziny. Tak to działa.
Gdy przyszła reszta piechoty Wolfgang ustawił kuszników na lewo od swoich muszkieterów, a tarczowników za oboma oddziałami. Znowu wyszedł przed nich:
- Herr von Berze będzie komenderował ogniem muszkieterów, herr Schloeber ostrzałem kuszników. Gdy tylko wyjdziemy na otwartą przestrzeń przechodzimy do luźnego szyku. Oczekuję szybkiego ostrzału salwami. Na mój rozkaz tarczownicy wyjdą na front.
- To pierwsza poważna potyczka w czasie tej wyprawy. Pokażcie na co Was stać. Oczekuję dobrej współpracy i zero strat. Jesteśmy lepiej wyszkoleni, lepiej uzbrojeni i walczymy o swoje. Za Imperium! Za Sigmara!
- Za Sigmara! - odpowiedział mu okrzyk żołnierzy. Schnitze uśmiechnął się nieznacznie i skinął głową. Upewnił się, że jazda też jest już gotowa do bitwy, odwrócił się i zakomenderował:
- Naprzód!
 
__________________
Within the spreading darkness we exchanged vows of revolution.
Because I must not allow anyone to stand in my way.
-DN
Dyżurny Purysta Językowy
Radagast jest offline  
Stary 15-04-2011, 23:10   #5
 
Cohen's Avatar
 
Reputacja: 1 Cohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputację
Zamiast wyrywać się z taktycznymi mądrościami, Moser uważnie oglądał przyszłe pole bitwy, zapamiętując ukształtowanie terenu, zgrupowania zielonych i gęstość oraz granicę lasu, przez który przyjdzie mu przejechać.

Gdy padł rozkaz, Kurt zasalutował niedbale i odszedł do swoich ludzi.
Dziwna była to banda. Jeźdźcy bardziej przypominali bandytów, niż żołnierzy, tak wyglądem, jak zachowaniem.
Nosili ciemne stroje, pobrudzone skórzane pancerze, a w sakwach mieli tuniki i płaszcze pozszywane z kawałków materiałów o różnych odcieniach zieleni i brązu.
Ich miecze, noże i sztylety miały matowe ostrza. Przyglnęło też do nich przezwisko "brudasy", powtarzane jdnak tylko za ich plecami, z powodu wiecznie niedomytych pozostałości po smalcu zmieszanym z sadzą na twarzach.
Na popasach rozkładali się z dala od innych i wyraźnie dawali do zrozumienia, że nie mają ochoty nawiązywać przyjaźni z resztą żołnierzy.
Nikt nie wiedział skąd wzięli się w Jargarze, może poza Wagnerem. Ale i ten nie był skory do dzielenia się tą wiedzą.

- Każ się ludziom szykować, Franz. - warknął do swojego kaprala.
- Idziemy pierwsi?
- Pytasz, jakbyś nie wiedział.
- Lasem?

Moser skinął głową, dociągając popręg siodła. Wsadził stopę w strzemię i wspiął się na grzbiet konia.
Po chwili wszyscy jego ludzie byli już gotowi. Skupili się wokół niego, słuchając instrukcji.
- Wejdziemy w las, najpierw nieco w głąb, potem już rysią dookoła. Z drugiej strony będzie otwarta przestrzeń i trakt, na który wjedziemy, żeby przekonać zielonych, że nadciągamy z drugiej strony. Jazda!

- Omijamy czy rozwalamy? - zapytał Franz, razem z Moserem stojąc na skraju lasu, gdzie przyglądali się krążącym bez celu wilczym jeźdźcom.
- Ominięcie zajmie nam za dużo czasu. I nie chcę ich mieć za plecami. Wyrżniemy w przelocie, może uda się na tyle szybko, że reszta nie zauważy. Rozdzielamy się: bierz swoją drużynę i jedźcie kolumną z prawej, ja ze swoją pojadę lewą, weźmiemy ich w kleszcze i przy odrobinie szczęścia żaden nie zwieje.
- Gotowi?
- Gotowi.

Moser spojrzał raz jeszcze, splunął.
- Naprzód!
Chwilę później z lasu wypadły dwie kolumny jeźdźców.
 
__________________
Now I'm hiding in Honduras
I'm a desperate man
Send lawyers, guns and money
The shit has hit the fan
- Warren Zevon, "Lawyers, Guns and Money"
Cohen jest offline  
Stary 16-04-2011, 13:32   #6
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Rozkazy zostały wydane i mała armia Karla Wagnera ruszyła do przodu. Płynnie, sprawnie i w szyku, może nie licząc koczowników, którzy szli w kupie, rozmawiając między sobą z podekscytowaniem. Wielu z nich chciało odpłacić się zielonoskórym za krzywdy, które przez nich ponieśli. Morale było dość wysokie, choć ludziom na pewno przeszkadzała niepewna sytuacja na północy. Rozkazy przecież nie przychodziły, wieści było jak na lekarstwo, a wszystkie złe lub jeszcze gorsze. Ci ludzie mieli tu jednakże obowiązek do spełnienia i teraz zamierzali się z niego wywiązać, idąc w szyku do pierwszego poważnego boju w tym roku.
Większość z nich miała już za sobą poważniejsze potyczki a nawet bitwy. Przecież zeszłej wiosny także zeszły gobliny, ale przeciw nim stanęła dwutysięczna armia zebrana tylko z dwóch pobliskich twierdz. Teraz zaś stawało dwustu ludzi.

Ludzie Mosera ruszyli znacznie szybciej od innych. Mieli wieś do okrążenia, a las, mimo, że nie tak grząski jak pola i łąki, oczywiście także nie ułatwiał szybkiej podróży. Trzymali się w jego głębi, zupełnie tracąc z oczu wioskę, ale nie skraj lasu, dzięki czemu mogli skręcać tam, gdzie było trzeba. Znali się na takich rzeczach, nie pierwszy i nie ostatni raz ruszali pierwsi i bez wsparcia, nie tracąc przy tym nawet odrobiny zapału i morale.
Długo to trwało, ale ostatecznie wioska znalazła się południe od nich, a oni wypadli spomiędzy drzew, tracąc ich osłonę, ale dzięki temu przyspieszając swoje nadejście na pole bitwy. Konie nie były jednakże w stanie bardzo przyspieszyć, gdy ich kopyta zapadały się w miękkiej, mokrej ziemi. Bardzo szybko także zostali dostrzeżeni, najpierw przez wilczych jeźdźców, krążących w niewielkiej grupie po tym polu. Pierwsi dwaj nie zdążyli zresztą uciec przed szarżą, ścięci w przelocie. Pozostali wykorzystali lekkość i miękkość biegu swoich wierzchowców i umykali szybko, nie dając się dorwać. Niestety dla ścigających, mieli łuki i strzały, co chwilę posyłając jakąś za siebie. Zdecydowana większość była niecelna, ale jeden pocisk trafił w jednego z wierzchowców. Koń kwicząc przewrócił się, pociągając za sobą jeźdźca. Pozostali jednakże dotarli do małego zagajnika, okrążając go i wjeżdżając na niemal tak samo rozmokły jak pole trakt.
W tym czasie armia orków zdążyła się już nimi zainteresować. Od wschodniej części palisady oderwała się grupa goblinów, pędząc na nowego, znacznie dostępniejszego przeciwnika. Zauważono ich też w obozie orków, a może usłyszano wrzaski goblinich jeźdźców, którzy wpadli w las nieopodal. Zagrały bębny, dudniąc głucho, a z obozu wyrwało się około pięćdziesięciu ciemnozielonych, przysadzistych orków, którymi dowodził prawdziwy olbrzym wymachujący wielkim dwuręcznym toporem, najwyraźniej przywódca. Wspomagani przez grupę goblinów, ruszyli prosto na nadciągającą jazdę. Pomknęły strzały, tym razem celniejsze. A lekka jazda nie była na nie odporna. Dwóch kolejnych ludzi wrzasnęło, spadając ze swoich wierzchowców.
Ta część planu powiodła się, przynajmniej połowa obozu wpadła na spotkanie napastników.

Reszta armii w tym czasie podchodziła lasem. Ludzi Mosera dojrzeli późno, gdy tamci już byli daleko na polu, rozpędzeni i ostrzeliwani przez kilku wilczych jeźdźców. Orki zbierały się już z obozu, oczy goblinów ze wschodu podążały w tamtym kierunku, gdy lekka jazda wjeżdżała już na trakt. I podjechaliby zupełnie bez ostrzeżenia, gdyby nie tych kilku wilczych jeźdźców, którzy wyjąc i krzycząc runęli do lasu, pchane węchem swoich wierzchowców. Padli od strzał i bełtów osłaniających przemarsz koczowników i strażników dróg, ale jeden z wilków zwiał, z podkulonym ogonem pędząc z powrotem. Była to zbyt otwarta przestrzeń, aby nic nie zauważono.
Wtedy też z południowego lasu wypadły dwie grupy jeźdźców.
Koczownicy pognali od razu na północ, ściągając na siebie uwagę stworów spod palisady, które nagle dostrzegły nowy, znacznie łatwiejszy w ich mniemaniu cel. Dojrzeli ich także obrońcy wioski i zakrzyknęli z radością, jeszcze bardziej przykładając się do mordowania zielonych, którzy zwracali się teraz ku nowemu przeciwnikowi. Poleciały strzały, gdyż jeźdźcy ani myśleli tylko ładnie wyglądać. Gobliny i orki przewyższały ich liczebnie kilkukrotnie, ale niewielu goblinich strzelców mogło się z nimi równać. Oni liczyli na ilość. Jeden z koni zakwiczał i padł, zrzucając jeźdźca. Drugi z koczowników złapał się za gardło i spadł, niewątpliwie martwy. Było oczywiste, że nie dadzą rady powstrzymać zielonych, zwłaszcza jeśli nie przejdą do walki w zwarciu.

Siedlicz nie zwracał na to uwagi podczas pierwszych chwil. Jego jazda wyszła z lasu, ale za sobą widział już także maszerującą piechotę, która rozwinęła się w dwa równe linie. Jego celem była jednakże wioska i cel swój osiągnął w pełni. Dopadli prawie pierwszych namiotów i budowanego tarana, oddając pierwszą salwę. Huk pistoletów zupełnie zagłuszył świst strzał, ale jedne i drugie zbierały solidne żniwo. Orki budujące taran padły od razu, trafionych zostało także kilka z obozu. Przerażone gobliny natychmiast rzuciły się do panicznej ucieczki, ale ciemnoskóre, większe od największego człowieka orki, chwyciły na broń, biorąc na twarz drugą salwę właśnie zawracającego oddziału. Kolejnych kilkunastu padło, ale najwyraźniej było ich więcej, niż się spodziewali. Sporo powyłaziło z namiotów, inne zwyczajnie trudno było policzyć z dużej odległości. I teraz około czterdziestu wrzeszczących orków rzuciło się za wycofującą się jazdą, która weszła pomiędzy piechotę i osłaniających ich koczowników. Obóz orków został podzielony i częściowo rozbity, gdy na ziemi leżało kilkadziesiąt zielonych cielsk, a gobliny wciąż umykały w las. Ale teraz groźniejsi wydali się ci nadchodzący od wioski, gdzie prócz mnóstwa goblinów znajdowało się wciąż z kilkadziesiąt orków. I wszyscy, którzy ich zobaczyli, ruszyli właśnie w ich kierunku, porzucając szturm na ciężką do zdobycia palisadę. Mieli przewagę liczebną i to dodawało im odwagi, przemieniającej się w głośny ryk WAAAGH! Tylko bębny umilkły, podziurawione tak jak i bębniarze, przez szarżę Siedlicza.
 

Ostatnio edytowane przez Sekal : 16-04-2011 o 13:46.
Sekal jest offline  
Stary 16-04-2011, 14:30   #7
 
malahaj's Avatar
 
Reputacja: 1 malahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputację
Wagner obserwował bitwę z tyłu, oceniając na ile jego plan się powiódł i musiał przyznać, że póki co, wszystko szło zgodnie z jego oczekiwaniami. Moser odciągnął część zielonych z obozu, choć zapewne zapłacił za to swoją cenę. Ostrzał kawalerii Siedlicza zmasakrował tych co pozostali w obozie i budujących taran. Szarżująca teraz z tamtego kierunku grupa nie mogła liczyć więcej jak czterdziestu paru orków a jeszcze nie nadziali się na salwę strzelców Schnitzego. Wagner nie spodziewał się aby zdołali podnieść się po tym ciosie a jeśli nawet to zdziesiątkowani nie będą stanowić problemu dla tarczowników sierżanta von Kleubotza. To zaś oznaczało, że trzeba był zmodyfikować początkowy plan i wyeliminować większe zagrożenie.

- Naprzód! –

Wydał rozkaz swoim ludziom, kierując lansjerów miedzy zawracających właśnie rajtarów a piechotę. W przelocie podjechał do Schnitzego, wydając nowe rozkazy.

- Po salwie strzelców nic z nich nie zostanie. Zajmij obóz i ostrzelaj tych którzy pogonili za Moserem! –

Wagner w bitewnym zgiełku porzucił formy grzecznościowe, przedkładając praktyczność nad uprzejmości i oficjalną procedurę. Nie czekając na odpowiedz wrócił do swoich ludzi, którzy akurat ustawili się w linii, obok rajtarów Siedlicza. Sam zajął pozycje na lewym skrzydle lansjerów, tak aby mieć w zasięgu głosu ich dowódcę. Od razu też przystąpił do wydawania kolejnych rozkazów.

- Wolfgang dokończy obóz, my zajmiemy się tymi! Horst osłaniaj z lewej, pomóż Krupstowi trzymać flankę! Do szarży! –

Karl w jednej dłoni miał już miecz, którym wskazał atakujących od strony bramy, w drugiej trzymał nabity pistolet. Spojrzał jeszcze czy cała kawaleria ustawiła się odpowiednio. W centrum rajtarzy Siedlicza, jego konni łucznicy po lewej, mieli wspomóc koczowników w walce z goblinami. Ostatecznie mogli na nich zaszarżować, rozjeżdżając kopytami. On, wraz z lansjerami po prawej. Wszyscy zdawali się gotowi i na miejscu.

Miał zamiar zniszczyć gobliny i orki znajdujące się pod bramą a potem wesprzeć piechotę na prawe flance, jakby wywabione przez Mosera orki stanowiły problem, lub Horsta i koczowników na lewej, jeśli zaszłaby taka potrzeba.

Karl wyjechał przed szyk z mieczem uniesionym w górę i odczekał aż za plecami rozlegnie się huk salwy muszkieterów, po czym gwałtownie opuścił ostrze dając sygnał do rozpoczęcia szarży.

- Do ataku! –
 
malahaj jest offline  
Stary 19-04-2011, 19:45   #8
 
Bounty's Avatar
 
Reputacja: 1 Bounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputację
Wyszli z lasu nieco bardziej na prawo niż się Siedlicz spodziewał. Między drzewami musieli trochę zmylić kierunek. Zwiększało to zagrożenie dla lewej flanki, ale nie na tyle poważnie, by dłużej zaprzątać sobie tym głowę. Moser z kolei poradził sobie lepiej niż doskonale z rozproszeniem wrogich sił. Ku jego zwiadowcom ruszyła chyba jedna trzecia zielonych.

- A teraz lepiej zwiewaj Kurt – zaśmiał się głośno von Seydlitz – Zwiewaj, ale prędko!

Podjechał do dowódcy konnych łuczników.

- Panie Keller! – Zawołał. – Pilnujcie mojej lewej i zasypcie tych drani strzałami. Ja zaczynam karakol.

Karakol, ta dziwna taktyka zbrojnej w broń palną jazdy, narodził się w Estalii jako odpowiedź na zwarte czworoboki pikinierów. Istniały dwie podstawowe odmiany karakolu. Klasyczna zakładała frontalne podjechanie do wroga w kilku luźnych liniach. Gdy pierwszy szereg wypalił, jego miejsce zajmował następny i tak aż do skutku. Taki zmasowany atak potrafił zdziesiątkować zwarte szyki wroga. Jednak Siedlicz miał na skuteczny klasyczny karakol na tak dużej przestrzeni za mało ludzi. Względne rozproszenie orków również sprzyjało innemu rozwiązaniu.

- Marcus, Fritz! – Zawołał swych dziesiętników. – Mamy tu dużo miejsca, robimy ślimaka!

Vaslaw popędził konia wysforowując się na czoło oddziału. Za nim dwudziestu pięciu rajtarów formowało w kłusie bardzo długiego węża. Przed nim umykało łąką do obozu trzech wilczych jeźdźców. Z lewej posypały się strzały i jeden spadł z siodła, pod drugim zabito warga. Po chwili spieszony goblin dostał się pod kopyta formujących szyk rajtarów. Von Seydlitz kłusował, błotnista łąka wykluczała szybszą jazdę, zresztą do karakolu to tempo i tak było stworzone. Vaslaw wziął kurs na środek obozu.

- Sigmar! Ulryk! – Zakrzyknął.
- Sigmar! Ulryk! – Zawyło ćwierć setki gardeł.

Kilkadziesiąt orków już biegło im naprzeciw. Siedlicz, z pistoletem w dłoni, podjechał ryzykownie blisko, tak by dobrze widzieć ich wykrzywione mordy. Wtedy skręcił w lewo i wypalił z prawej ręki w najbliższego stwora. Kula trafiła zasłaniającego się dużą tarczą orka w kolano. Padł wyjąc, wprawdzie nie martwy, lecz wyłączony z walki. Za Vaslawem rozbrzmiewały kolejne wystrzały oraz przekleństwa lub triumfalne okrzyki, w zależności czy ktoś spudłował czy trafił. Częściej te drugie, strzelali wszak weterani, dla których trafić orka z kilkunastu metrów nie było wyczynem. A żaden zielonoskóry nie miał zbroi zdolnej zatrzymać kulę wystrzeloną z tej odległości.
Von Seydlitz już mierzył z drugiego pistoletu. Nadbiegający ork cisnął w niego włócznią, lecz chybił. Siedlicz chybił również, poprawił po nim kto inny. Skręcił znowu w lewo i pojechał traktem, odrywając się od wroga. Jego ludzie masakrowali teraz orków przy taranie, zostawiając za sobą dym i trupy. Żaden rajtar nie był nawet draśnięty. Kolczugi i kirysy skutecznie opierały się strzałom.

Siedlicz zatrzymał odział między piechotą a konnymi łucznikami. Ładowali pistolety, gdy nadjechał Wagner z lansjerami. Kapitan wydał rozkazy i piechota ruszyła na obóz, a lansjerzy formowali klin na prawo od rajtarii.
- Do szarży! – Sierżanci i dziesiętnicy powtarzali rozkaz.
- Dwuszereg! – Ryknął Siedlicz. – Po salwie oburącz i do szabel!
Nie zamierzał rezygnować z atutu jakim były nabite pistolety.
Podjechał jeszcze do konnych łuczników.

- Panie Keller – zawołał do ich dowódcy – niech twoi ludzie wejdą do walki wręcz chwilę po nas. Zrolujemy ich od prawej, wpierw lansjerzy, potem rajtaria, lekkokonni dorzynają zmykające nam spod kopyt resztki.

Von Seydlitz wrócił do swoich, gdy z prawej rozbrzmiała salwa muszkieterów a po niej rozkaz Wagnera.
- Do ataku!
- Naprzód!

Ruszyli naprzeciw bezładnemu tłumowi zielonoskórych. To nie był mur pik, ani nic z czym szable dobrze opancerzonych rajtarów nie mogłyby sobie poradzić. Po prawej lansjerzy już rozjeżdżali wroga, gdy Siedlicz zatrzymał konia i wypalił z dwóch pistoletów na raz. Po chwili minął go drugi szereg i wypalił również. Vaslaw dobył szabli, ubódł konia ostrogami i wyjąc dziko runął za swoimi ludźmi w dym.
 

Ostatnio edytowane przez Bounty : 19-04-2011 o 19:54.
Bounty jest offline  
Stary 20-04-2011, 01:24   #9
 
Radagast's Avatar
 
Reputacja: 1 Radagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnie
Wywabieni z obozu orkowie zbliżali się szybko.
- Stać! - wrzasnął Wolfgang.
Nie spieszyło im się. Im większy dystans przebiegną orkowie, tym lepiej. A oni mieli czas na przygotowanie broni.
Nieopodal przejechał Wagner, przekazując jeszcze ostatnie wytyczne. Na odpowiedź nie czekał, toteż Schnitze nie fatygował się, żeby jej udzielić.
Wbił wzrok w szarżujących napastników i tylko od czasu do czasu rzucał spojrzenia na boki, żeby upewnić się, że nikt ich nie zachodzi od flanki.
- Gotuj broń! Poprawka na wiatr! - krzyknął znowu, a Schloeber i von Berze błyskawicznie podali odpowiednią poprawkę żołnierzom.

- Kusznicy salwami... ognia! - rozkazał, gdy atakujący weszli w maksymalny zasięg strzału. Brzęknęły cięciwy, zaświszczały bełty, a po chwili wrzasnęli trafieni orkowie.
- Ładuj... cel... ognia! - komenderował Schloeber.
- Muszkieterzy salwami... ognia!
Huknął wystrzał. Jeszcze więcej orków padło na trawę. Potem kolejny.

- Wstrzymać ogień! - wrzasnął Schnitze, gdy orkowie niebezpiecznie się zbliżyli. - Tarczownicy naprzód! ... Zewrzeć szyk!... Salwą... pal!
Salwa muszkietów i kusz z takiej odległości zbierała na prawdę wielkie żniwo. A jeśli nawet ktokolwiek ją przeżył błyskawicznie dopadali do niego tarczownicy.

Po uporaniu się z tą grupą Wolfgang ponownie przeformował swoje oddziały do pierwotnego szyku i podjął dalszy marsz w stronę obozowiska orków.
 
__________________
Within the spreading darkness we exchanged vows of revolution.
Because I must not allow anyone to stand in my way.
-DN
Dyżurny Purysta Językowy
Radagast jest offline  
Stary 21-04-2011, 22:16   #10
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Moser prawdopodobnie za bardzo uwierzył w siebie, swoich ludzi, a być może zwyczajnie się zagapił, lub nie do końca wiedział, z jakim przeciwnikiem ma do czynienia. Ogromne orki biegły ku nim z rykiem, a ich przywódca był wysokości człowieka na koniu. Lekka jazda zmierzała im naprzeciw, z każdą chwilą coraz bardziej czekając na sygnał. Sygnał, który nie nadchodził. Moser bowiem czekał do ostatniej chwili, tej, w której było już za późno, przynajmniej na niego. Od strony tamtych pofrunęły strzały, włócznie i toporki, z których jeden z nich, być może rzucony nawet przez przywódcę, trafił go w bark. Mężczyzna wrzasnął, wypuszczając piszczałkę i prawdopodobnie tracąc przytomność, bowiem po chwili spadał już z konia. Dwa inne konie przewróciły się, spadł jakiś jeździec. Dziesiętnik zorientował się szybko co się stało, zagrał sygnał i jazda odbiła w stronę lasu, pędząc tam najszybciej jak mogła. Poszybowały ku nim kolejne pociski, zatrzymując jeszcze trzech ludzi. Pozostali wpadli do lasu, a zielonoskórzy nie kontynuowali pościgu tracąc z oczu wroga. Mieli bowiem nowego.

Schnitze rozbił pędzące orki bez strat. Po przyjęciu salw z kusz i muszkietów, zielonoskórzy bowiem stracili nagle zapał do walki. Tylko część przebiegła przez dym pozostawiony przez muszkieterów, wpadając prosto na ścianę z tarcz. I choć linia tarczowników była pojedyncza, wytrzymali bez problemu, rąbiąc, tnąc i kłując zaskoczonego wroga, który szybko rzucił się ucieczki. Pociski dopadły jeszcze kilku, a jego oddział miał tylko jednego lekko rannego. Ruszyli równym szykiem, bez problemu docierając do opuszczonego obozu, gdzie dobili kilku rannych. Na więcej nie było czasu. Z północnego wschodu nacierała banda goblinów, a z boku zawracały też orki, do których dołączyły te ocalałe z masakry z kilku chwil wcześniej. Przesłaniał je częściowo niewielki zagajnik, skutecznie utrudniający ewentualny ostrzał.

Reszta niewielkiej armii zmagała się z goblinami i orkami spod murów. Koczownicy szyli ze swoich łuków, ale pięciokrotnie liczniejszy, choć słabszy, mały i słabo uzbrojony wróg, ściągnął ich jeszcze kilku, zmuszając do odwrotu, samemu prąc do przodu. Goblinów padało dużo, jedna za drugą strzała dosięgała celu. Zielonych pokrak były jednak dziesiątki i zobaczył to także Horst, reagując błyskawicznie, aby nie dopuścić do okrążenia jazdy szarżującej na bramę. Konni łucznicy oderwali się od pozostałych, szyjąc z łuków wprost do przekraczających właśnie trakt goblinów. Te ogryzły się raczej niemrawo i na ich kilkanaście, przewrócił się tylko jeden trafiony w szyję koń. Jeździec wrzasnął z bólu, przygnieciony przez wierzchowca. Gobliny cofnęły się nieco, pozwalając swoim łucznikom toczyć nierówną potyczkę i ze strachem obserwując to co działo się dalej.

Rajtaria i lansjerzy ruszyli do szarży. Wszędzie wokół pryskało błoto, a wierzchowce rozpędzały się wolno, choć wystarczająco do osiągnięcia prędkości. Nie był to pełny galop, choć wystarczający do tego, by wbili się w rozproszone szeregi wroga. Huknęły pistolety, szybko schowane do kabur. Czterdziestu jeźdźców zakrzyknęło głośno, przejeżdżając po goblinach i rozbijając się o ciężkich orków. Szarża weszła dość głęboko, ale nie tak, jak można by chcieć. Wykorzystujący lance lansjerzy rozbili największą grupę orków samym impetem, ale ciężka rajtaria znacznie zwolniła na rozdeptanym, mokrym gruncie i jej atak nie miał druzgocących skutków. Wywiązała się rąbanina, a większe bestie nie zamierzały oddać skóry zupełnie łatwo, choć szybko w szeregach zielonych pojawił się strach. Spychani wciąż do tyłu nie mogli oprzeć się ludziom, którzy jednak nie obyli się bez strat. Jednego lansjera ściągnął z konia włócznik, nabijając go na swoją broń. Dwa konie się przewróciły, zrzucając jeźdźców, jeden z rajtarów wrzasnął przeraźliwie i zwalił się na ziemię bez nogi, odrąbanej przez wielki topór. Ale orków i goblinów padało coraz więcej.

Dwie rzeczy wydarzyły się w jednym momencie. Zaczęła otwierać się brama wioski, za którą już czekało kilkunastu, a może kilkudziesięciu jeźdźców. Większość to jazda lekka, ale lśniły też zbroje kilku rycerzy. Natomiast na północnym wschodzie pojawiły się zwierzęta, dosiadane przez jeźdźców. Po wielkości można było zakładać, że to wilki wraz z goblinami. Pędziły traktem, przywołane najpewniej przez bębny. To była ta lepsza ewentualność. Mogły być przecież równie dobrze zwiadem kolejnej zielonoskórej bandy.
 
Sekal jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 23:11.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172