Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 06-02-2011, 19:18   #11
 
Revan Jorgem's Avatar
 
Reputacja: 1 Revan Jorgem wkrótce będzie znanyRevan Jorgem wkrótce będzie znanyRevan Jorgem wkrótce będzie znanyRevan Jorgem wkrótce będzie znanyRevan Jorgem wkrótce będzie znanyRevan Jorgem wkrótce będzie znanyRevan Jorgem wkrótce będzie znanyRevan Jorgem wkrótce będzie znanyRevan Jorgem wkrótce będzie znanyRevan Jorgem wkrótce będzie znanyRevan Jorgem wkrótce będzie znany
Odpowiedzi na pytania Khazalida nie były wystarczające ale zapewnienie o nagrodzie chyba rozwiązało wszelkie wątpliwości zebranych. Taka ilość pieniędzy na pewno przydałaby się dla szerzenia atrykułów i słowa bożego, a w razie czego można by było przekupić mniej praworządnych stróżów prawa.
Już od kiedy tylko weszli do lasu zaczął mieć wątpliwości co do sensu wyprawy i co do rodzaju tych, którzy napadli na karawanę. Coś wyraźnie ich śledziło, a nie był pewien co do tego, czy zwierzoludzie powstrzymali by się od napaści na nich. Po dotarciu na miejsce zasadzki upewnił się w przekonaniu że to nie były te bestie. Palce rogaczy nie były przystosowane do strzelania z łuków, co najwyżej rzucić dzidą mogli.
Patrząc na trupy, na tego jeżyka jak go nazwał w myślach,błyskawicznie wykonał znak młota i pobiegł za wóz wymiotowując.
To tylko chwila słabości. Jeśli zachowam zimną krew to nic mi się nie stanie... Co to było? Między drzewami coś błysnęło. Rozejrzał się dookoła, patrząc czy ktoś też to zauważył. Nie uśmiechało mu się pójście samemu w las, więc powiedział reszcie wycierając usta rękawem:
-Ludzie, zobaczyłem coś między drzewami, chodźmy to sprawdzić!
Po upewnieniu się że idzie za nim co najmniej dwóch chłopa, chwycił mocniej młot w dwie ręce i ruszył w tamtą stronę.
 
__________________
Gdy cię mają wieszać w ostatnim życzeniu poproś o szklankę wody, nigdy nie wiadomo co się stanie zanim ją przyniosą.
Revan Jorgem jest offline  
Stary 06-02-2011, 19:49   #12
 
seto's Avatar
 
Reputacja: 1 seto wkrótce będzie znanyseto wkrótce będzie znanyseto wkrótce będzie znanyseto wkrótce będzie znanyseto wkrótce będzie znanyseto wkrótce będzie znanyseto wkrótce będzie znanyseto wkrótce będzie znanyseto wkrótce będzie znanyseto wkrótce będzie znanyseto wkrótce będzie znany
Herman przemierzał las cicho szepcząc słowa modlitwy do Sigmara. Widział wieśniaków, którzy trzęśli się ze strachu, ktoś wymiotował. Grundstein nie czuł strachu. Wiedział, że chroni go moc Sigmara, tak samo jak chroni całe Imperium przed napływającą falą zła...
W spojrzeniu Reiklandczyka był ogień. Ogień prawdziwej wiary, która dodawała mu sił. Był coraz bliżej zła, któremu przyszło mu się przeciwstawić. Czuł to.

Kiedy dotarli na miejsce przerzucił korbacz przez ramię i rozejrzał się. Coś się nie zgadzało. To było pewne. Głowy domniemanych zwierzoludzi wyglądały jak zwykle koźle łby. Co więcej, brakowało korpusów pomiotów chaosu. Herman rzucił przeszywające spojrzenie na kupca. Zwracał szczególną uwagę na odsłonięte części ciała: dłonie, twarz. Szukał tego co zwykle – nietypowych znamion, które można by przypisać chaosowi. Kwota, którą oferował Otto była ogromna, biorąc pod uwagę liczbę zaangażowanych osób. Coś się nie zgadzało. Łby, krewa i to uczucie bycia pod ciągłą obserwacją...

Herman obrócił się energicznie i rozejrzał. Błądził wzrokiem pomiędzy drzewami i ściółką. Pochodnie nie dawały dużo światła. Dało się zobaczyć tylko koźle głowy, ciała, strzały, krew... Właśnie krew była niepokojąca. Oczywiście jej obecność nie była niczym dziwnym. W końcu byli na pobojowisku, ale... Herman miał wrażenie, że jest jej za dużo. Czym innym była ziemia pokryta krwią, a czym innym miejsce, w którym posoka sięga kostek.

Wyznawca Sigmara stał się nagle bardzo podejrzliwy. Nie chciał się dzielić podejrzeniami, aby nie zasiać paniki. Starał się zbadać ciała tak jak najlepiej potrafił, dodatkowo chciał się przyjrzeć głowom, które to miały należeć do napastników. Ukradkiem obserwował kupca i mężczyznę, z poparzoną twarzą. Wcześniej oczywiście stwierdził, że poparzenie miało raczej jakieś naturalne przyczyny i ogólnie rzecz biorąc nie miało nic wspólnego z chaosem, ale ostrożności nigdy za wiele...

Oględziny przerwał głos kapłana. Herman udał się za Sigmarytą z korbaczem gotowym do zadania ciosu. Chciał jak najszybciej rozwiązać zagadkę dziwnej napaści na kupca.
 

Ostatnio edytowane przez seto : 06-02-2011 o 19:52.
seto jest offline  
Stary 06-02-2011, 20:16   #13
 
Yzurmir's Avatar
 
Reputacja: 1 Yzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie coś
Czekając aż wszyscy się zbiorą, Hugo zwrócił uwagę na młodzieńca, który chyba jako ostatni wyszedł z karczmy i od razu zaczął ubliżać innym. Normalnie Wesser zignorowałby go, ale poczuł wzbierający gniew, gdy tamten ordynarnie spytał dziewczynę, która również chciała iść, czy jest kurtyzaną.
– Ty chamie! – wykrzyknął.
O mało nie doskoczył do chłopaka i go nie zdzielił, ale się pohamował. „To jeszcze nic takiego”, pomyślał, „a i nie wypada robić problemów w tak przykrej sytuacji. Jeśli wciąż będzie się tak zachowywał, porachuję się z nim, gdy już wrócimy.”
– Nie waż się powiedzieć czegoś takiego ponownie! – powiedział tylko i odwrócił się, aby ukryć swe wzburzenie. Tymczasem dosłyszał ofertę nagrody kupca Reicherta i podszedł do niego.
– Najważniejsze jest tylko, aby dziewczyna się odnalazła. Wszyscy tutaj tak sądzą – powiedział, choć było to oczywiste kłamstwo i sam zdawał sobie z tego sprawę. Zresztą jemu również zakręciło się w głowie, gdy usłyszał o stawce. – Ruszajmy co prędzej.

Czuć było nerwową atmosferę, zwłaszcza odkąd wkroczyli do lasu. Jakieś przyzwyczajenia odezwały się w Hugonie i, aby dać przykład, ruszył na samym przedzie, tuż koło kupca. Swój młot trzymał wyciągnięty, choć na razie nie obawiał się zasadzki. Ostrożniejszy zrobił się dopiero, gdy w świetle pochodni znalazła się kałuża krwi. Krocząc przez pobojowisko poczuł się nieswojo – to przypominało raczej rzeźnię niż pole bitwy. Odcięte koźle głowy kojarzyły mu się z trzema demonicznymi władcami much.

Rozejrzał się po okolicy, brodząc we krwi. Nie przychodziło mu do głowy żadne wytłumaczenie nienaturalnej obfitości rozlanej posoki czy innych dziwnych aspektów tego miejsca, zauważył jednak strach wśród niektórych ludzi. Choć sam był nieco podenerwowany, spróbował w jakiś sposób dodać im otuchy.

– Ktokolwiek to zrobił, zapłaci jeszcze tej nocy wysoką cenę. Sigmar nie znosi niegodziwości i zawsze za nią karze, lecz czasami musi w tym celu posłużyć się śmiertelnymi ludźmi. Nie lękajcie się, bo chociaż będziemy musieli stawić czoła mordercom, Młotodzierżca czuwa nad nami wszystkimi.

Spojrzał na zwierzęce głowy i z niejakim obrzydzeniem zaniósł je wszystkie w jedno miejsce, pod drzewo, tak, aby były skierowane do ludzi tyłem. Usłyszał, jak ktoś mówi, że zobaczył „coś” w lesie.
– Pójdę z tobą – odezwał się – ale niech wszyscy uważają. Najlepiej będzie trzymać się razem, nie rozdzielajmy się bardziej niż na dwie grupy.
 

Ostatnio edytowane przez Yzurmir : 06-02-2011 o 20:37.
Yzurmir jest offline  
Stary 06-02-2011, 23:52   #14
Banned
 
Reputacja: 1 Revan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znany
Ciekawszej ekipy można było ze świecą szukać w promieniu stu mil. Jak zwykle wynikną z tego kłopoty. Zaczęło się na samym początku, jak jakiś medykus jął w oczywisty sposób urazić pannę, i omal nie pożarł go wzrokiem jakiś fanatyk Sigmara. Revan obserwował całą sytuację z należytym spokojem. Ze względu na swoją posturę nikt nie oczekiwał od niego więcej. I dobrze, nie musiał się wysilać.

Na miejsce dotarli szybko. Gardził zabobonnymi chłopami. Nie miał nic do nich samych, ale Revan nie miał łba na karku tylko po co, żeby nim komuś przywalić.

Przyszli całym tłumem. Smród to pierwsze, co dało się wyczuć. I to dalej niż na 2 mile. Ciała poległych były naszpikowane strzałami niczym jeże. Rozbójnicy nie zostawili by swoich szyp od tak, zwierzoludzie raczej to samo. Zapach krwi kręcił w nosie. To miejsce pachniało zwykłą rzeźnią, a nie bitką.

Zaczął przeszukiwać pobojowisko nim ktokolwiek zdążył powiedzieć „Sigmarze Młotodzierżco”. Revan widział zbyt wiele walk i ich pozostałości, by dać się nabrać. A coraz mniej mu się to podobało. Obszedł wóz dookoła, zobaczył wywrócone kufry ze sprzętem kupca. Jakieś ubrania, żywność, biżuteria… Zobaczył jak kupiec mu się przygląda z daleka, stojąc obok grupki wieśniaków i żywo gestykulując. „Co za pajac” – pomyślał.

Ktoś się poślizgnął, całkiem niedaleko niego. Revan odwrócił się szybko, za szybko w jego mniemaniu. Widział twarz Jonasa wykrzywioną przez grymas niedowierzania. Wszakże trudno uwierzyć, jak szybko można wyrżnął o ziemię w mniej niż sekundę. Pomógł mu wstać. Przez chwilę patrzył jak gramoli się z kałuży pełnej juchy. Podszedł do jakiegoś chłopa, i wyjął mu z ręki pochodnię. Ten nie protestował. Podszedł do zabitego ze strzałą w głowie. Zauważył, jak w ręce ściska jakiś przedmiot. Był to skórzany mieszek, z pieniędzmi i jakimiś twardymi przedmiotami, prawdopodobnie kośćmi. Szybkim ruchem zgarnął łup, i włożył za pazuchę. Miał nadzieję, że żaden fanatyk tego nie widział. Odciągnął kołnierz zabitego, sprawdził rękawy. Zawsze mógł powiedzieć, że szukał jakichś abominacji, znaków chaosu, czy inne brednie. Spojrzał w mrok, który był granicą lasu. Widział dobrze w ciemnościach, tak jak elfy, ale nie chciał się z tym afiszować. W końcu ma na karku 4 fanatyków religijnych. Zawsze mógłby ich rozpłatać, ale po co robić niepotrzebną drakę. Uniósł wyżej pochodnie, oślepiał go jej blask, i wszedł w chaszcze. Nie uszedł daleko, gdy usłyszał przed sobą trzask gałęzi. Było za dużo krzaków tutaj, więc mogło to być cokolwiek, nawet ork i by go nie zauważył. Dobył miecza, cicho, aby nie zaalarmować pozostałych, i wszedł w krzaki.

Na jego widok lis umknął w las. Zdążył zobaczyć tylko jego biało rudy ogon. Pachniało jak w rzeźni. Spojrzał w dół, i ujrzał wiadra. Wiadra z zakrzepniętą krwią. ”Ciekawe” – pomyślał. I zaczął wracać do „drużyny”, uprzednio chowając miecz.

Miał już ogólne pojęcie o akcji. Napastnicy zaatakowali ze wschodu, wskazywały na to powbijane w ciała i wóz szypy. Nie byli to rozbójnicy, ani zwierzoludzie, a jedyne co zniknęło to córka kupca.

Wrócił do ekipy. Nikt nie zapytał się co znalazł w krzakach, lepiej dla niego. Zaczął przyglądać się coraz uważniej kupcowi. Religijni fanatycy wybierali się w kierunku lasu, za jakimś znaleziskiem. Wzrok Revana spotkał się z Kayą. Dyskretnie przekazał jej gestem ręki wiadomość. Czekał na rozwój wydarzeń.
 
Revan jest offline  
Stary 07-02-2011, 10:56   #15
 
valtharys's Avatar
 
Reputacja: 1 valtharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputację
Gdy tylko Jonas upadł z jego ust padło:

- Kurwa mać – przekleństwu towarzyszyło soczyste splunięcie

Widząc, że ktoś mu „podał” pomocną dłoń Jonas przyjął ją. Gdy wstał spojrzał na mężczyznę i uśmiechnął się:

- Dzięki, Villmar.. Jonas Vilmmar a Ciebie jak zwą ? – zapytał

- Revan. - odrzekł, odwzajemniając uśmiech

Jeśli nieznajomy się przedstawił, Jonas tylko kiwnął głową lecz już nie odezwał się słowem. Spojrzał natomiast na ubrudzone jedzenie i z niesmakiem wyrzucił je gdzieś w bok. Szkoda jedzenia, ale lepsze to niż narazić się na jakieś choróbsko. Jonas napełnił fajkę i podpalił. Zaciągnął się i rozejrzał się spokojnie dookoła siebie. Nie podobało mu się to wszystko. Widział nie raz trupy, sam nim raz omal nie został lecz to tutaj było zbyt dziwne. Ruszył za „przystojniakiem” w milczeniu spokojnie pykając fajkę.

„No przynajmniej nie tylko moja morda może straszyć. No dobra .. Hmm… Kozły, trupy..zbyt teatralne jak na mój gust. Coś tu nie tak. Pewnie zaraz, któryś z tych geniuszy zacznie krzyczeć demon lub słudzy chaosu..
Fanatycy, kapłani im tylko jedno w głowie a zero realnego spojrzenia na świat..”


W miarę swoich wewnętrznych rozmów, gdyż jak uważał najlepiej to rozmawiać z kimś na poziomie, Jonas coraz szerzej się uśmiechał. Na koniec zostawił sobie tego, który dostał strzałą w łeb. Podszedł do niego i zdjął kapelusz ukazując w pełni swoją twarz. Krucze włosy delikatnie poruszały się na wietrze a jego oczy dokładnie przyglądały się trupowi. Starał się ocenić skąd dokładnie oddano strzał. Założył znów kapelusz na głowę i począł się rozglądać uważnie. Łowca nagród zaczął badać teren, próbując dowiedzieć się ilu mniej więcej było napastników i skąd przybyli , nie wierzył w słowa kupca.
Nie zamierzał jednak dołączać do Sigmaritów. Nigdy nie przepadał z nimi. Choć prawdą jest, że w walce przydają się. Podszedł do „przystojniaka”, lecz nic nie odezwał się. Spokojnie palił fajkę… Miał dużo czasu.. a przeczucia coraz gorsze
 
__________________
Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-)

Ostatnio edytowane przez valtharys : 07-02-2011 o 13:02.
valtharys jest offline  
Stary 07-02-2011, 15:54   #16
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
Gdy krasnolud usłyszał pytanie, skierowane do dziewczyny przez jegomościa z torbą, wybuchnął śmiechem. Jego komentarze co do zdolności myślenia poszczególnych osób, które zaangażowały się w pomoc napadniętemu kupcowi, były równie zabawne. Ale, ktoś mógłby poczuć się urażony, na przykład jakiś honorowy krasnolud... Skalfkrag zmierzył tylko mężczyznę wzrokiem i potem go już zupełnie ignorował.

Podróż przez las nie była niczym szczególnym. Jak to w nocy bywa, było ciemno. Ciemności były tym bardziej nieprzeniknione, że niebo zasnuwały chmury, a drzewa rosły gęsto i blisko drogi. Coś czaiło się w mroku, ale nie było to niczym szczególnym. Lasy, jak wiadomo są miejscem niebezpiecznym z samej swojej definicji. Szczególnie lasy Imperium cieszą się złą sławą jako siedlisko mutantów, zwierzoludzi, żadnych krwi kultystów i elfów. Tych ostatnich jest nieco mniej niż przedstawicieli pozostałych grup, ale są równie niebezpieczni. Wie o tym każdy, a w szczególności przedstawiciele brodatej rasy.

Gdy dotarli na miejsce napadu, krasnolud przystąpił do oględzin, zupełnie nie zwracając uwagi na działania pozostałych. Pierwsze co mu nie pasowało to krew. Było jej tyle co w rzeźni, stąpał wręcz w krwawym błocie, które oblepiało mu buty. Głowy, które zabrał po chwili jeden z jego towarzyszy, też się nie podobały krasnoludowi. Nie dlatego, że nie gustował w zwierzętach, ale to były zwyczajne kozie głowy, a nie łby zwierzoludzi. To cuchnęło mistyfikacją na milę... Naszpikowane strzałami ciało było kolejną rzeczą na jaką zwrócił uwagę. Zwierzoludzie nie używali broni strzeleckiej, to było pewne. A więc może gobliny? Wyrwał jedną z szyp i przyglądnął się jej. Goblińskie pociski tak nie wyglądały. Była to zwyczajna strzała, o stalowym, kutym grocie. Takie można było kupić w każdym miasteczku.

Zastanowił się, łącząc fakty w całość. Patrząc logicznie, to kupca zaatakowało stado zmutowanych chaotycznych kóz, o niewidocznych ciałach. Do tego uzbrojone były one w łuki i miały strasznie dużo krwi. Skalfkrag ryknął śmiechem, co za brednie!

Podszedł do bladego, przerażonego kupca, który stał na skraju drogi w towarzystwie kilku chłopów z pochodniami. Inni najemnicy rozeszli się po krzakach.
- Więc twierdzicie, że nic nie widzieliście? - zapytał kupca.
- Usłyszałem jeno świst strzał, ktoś krzyknął, konie się spłoszyły i wywróciły wóz. Ostatnie co pamiętam, to jak leciałem na ziemię. Pierwszą rzeczą po przebudzeniu był widok krwi, kozich głów i martwych ciał. Uciekałem jakby mnie sam Khorne gonił - odparł kupiec.
- A ta wasza córuchna, to ile wiosen sobie liczy? - W głowie khazada pojawiło się pewne podejrzenie. W Tilei spotkał się z takim przypadkiem. Ba, tam takie sprawy były na porządku dziennym.
- Moje dziecko kochane, toż to jeszcze podlotka, ledwie dziewiętnaście wiosen skończyła. Jechaliśmy do Altdorfu, żeby tam w świątyni Sigmara służbę podjęła. Bo my ludzie wierzący i religijni .
- Tak... - krasnolud popatrzył spode łba. - To pewnie już jakichś pretendente ma, co? A ładna? - Skalfkrag wykonał rękami gest imitujący obfite piersi i biodra.
- Jak śmiecie krasnoludzie obrażać moją Juliettę! - Kupiec pokraśniał ze złości, jednak po chwili ochłonął. - Ano kręcili się, kręcili. Ale to chłystki same, młokosy z mlekiem pod nosem. Ona przeznaczona jest na służby świątynne, jej nie w głowie teraz mężczyźni.
- Tak jeno pytam, bo mi tu coś śmierdzi. To z pewnością nie byli zwierzoludzie, jak twierdziliście. Ktoś to wszystko, tą całą jatkę, upozorował. - Krasnolud podrapał się wymownie po nosie. - I ona tak z własnej woli do tej świątyni szła?
- Z bożej woli szła, z bożej. Ja jeno kupcem jestem, nie znam się na wojaczce. Mówię szczerze com widział i słyszał. Ja... Ja się nawet w tym miejscu przebywać boję... - dodał zawstydzony. - Uratujcie tylko moje dziecko.
- Naturalnie, skoro tyle płacicie to możecie wymagać. Ale czy nie dziwne jest, że zaginęła tylko dzieweczka, a wszystko inne zostało. - Powiódł ręką wokoło, wskazując na wóz i rozrzucone pakunki. - Nie macie może jakichś wrogów?
- Wrogów! Ha! Połowa kupców z Bohenhafen chciałaby mnie wygryźć z interesu, ale do pięt mi nie dorastają. Przez lata pracy wzbogaciłem się bardzo i wiele osób łypie łasym okiem na mój majątek. Twierdzicie krasnoludzie, że to mogło być porwanie dla okupu?
- Nic nie sugeruję - Skalfkrag pogładził brodę. - Poza tym, że nie byli to zwierzoludzie ani zielona hołota, tylko banda oprychów, która upozorowała to wszystko. A tacy mogli dziewkę porwać dla okupu, albo w innych celach, sami wiecie jak jest... Młoda, świeżutka...
- O nie! Moje biedne dziecko! Ratuj ją krasnoludzie, a nagroda Cię nie minie. Ręczę moim słowem, na Sigmara! - zaczął panikować kupiec.
- Spokojnie. - Najemnik poklepał kupca po ramieniu. - Damy radę.

- Hej, ludziska! - ryknął gdy odwrócił się od kupca. - Nie rozłazić się! Śladów szukać, butów nie kopyt! To jakieś zwyczajne oprychy. Dostaniemy tych figli di puttana, co córeczkę panu Ottonowi porwali!
 
xeper jest offline  
Stary 08-02-2011, 11:11   #17
 
Felidae's Avatar
 
Reputacja: 1 Felidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputację
- Jeszcze jedno, jesteś może kurtyzaną?

Bezczelne pytanie jak bicz smagnęło ją po policzkach wywołując na nich rumieniec wściekłości. Sięgnęła odruchowo do rękojeści gotowa skoczyć fircykowi do gardła kiedy jeden z mężczyzn szykujących się do wymarszu stanął w jej obronie prawie naskakując na bezczelnego typka.

Ty chamie! – wykrzyknął.– Nie waż się powiedzieć czegoś takiego ponownie!

Złość minęła Kayi jak ręką odjął. Koguty. Jeden i drugi, a ona niepotrzebnie się uniosła. Obróciła się do fircyka, zbliżyła się i spojrzała mu śmiało w oczy z krzywym uśmieszkiem na twarzy:

- Tak was panie lędźwia swędzą? Naści kilka miedziaków, może któryś z chłopów pozwoli waści wychędożyć jedną z owiec. - obróciła się na pięcie i przestała reagować na jakiekolwiek zaczepki.

Podjęła się zadania, a właściwie dwóch i to na nich musiała się skoncentrować.

Wyruszyli zwarta grupą. Kilku śmiałków i grupa chłopów uzbrojona w widły oraz paru drwali z siekierami w rękach.
Mrok lasu oświetlały jedynie ich pochodnie. Dziwna była ta cisza panująca dokoła, dziwny i złowieszczy wydawał się las nocą. Kaya nie mogła oprzeć się wrażeniu, że coś lub ktoś ich w tych ciemnościach obserwuje. Niemalże słyszała bicie własnego serca.

Do miejsca napadu dotarli w miarę szybko. Już z daleka poczuli mdlący zapach krwi, od którego aż kręciło się w głowie. Kobieta rozejrzała się oświetlając sobie drogę pochodnią i od razu przystąpiła do sprawdzenia śladów. Musiała czymś się zająć, żeby zwalczyć falę mdłości. Pomogło.
Coś tu nie pasowało. Przy wozie i koło drogi leżały cztery ciała. Tymczasem krwi, która zbierała się w kałuże było o wiele za dużo. Tak dużo, ze niektórzy tonęli w niej po kostki. Do tego te kozie łby. Czy ktoś chciał ich omamić i przekonać, że napadu dokonali zwierzoludzie? Bo jaki inny mógłby być powód rozrzucenia zwierzęcych głów na szlaku? Ale wtedy dlaczego nie usunięto strzał? Przecież zwierzołaki nie potrafia posługiwać się łukiem.
Kaya zmrużyła oczy… Dziwne. Do tego to ciągłe intuicyjne przekonanie, że coś ich cały czas obserwuje z głębin lasu. Usunęła się trochę w cień i ustawiła tak aby mieć zasłonę z wozu.

Przyjrzała się uważniej reszcie grupy. Chłopi wyglądali na przerażonych, ale ich wiara w zabobony nie była niczym nowym. Dla nich to przedstawienie było wiarygodne. Krasnolud pochłonięty był właśnie dyskusją z przerażonym kupcem, a wyznawcy Sigmara postanowili podążyć za jakimś błyskiem, który dostrzegli między drzewami.
Człowiek z paskudną blizną na twarzy przez chwilę kręcił się pomiędzy ciałami, przy wozie i na drodze, a potem na chwilę zniknął w chaszczach, żeby stanąć z zamyśloną miną w pobliżu. Musiał chyba wyczuć jej spojrzenie, bo ich wzrok skrzyżował się.

Mężczyzna dyskretnym gestem uczynił kilka znaków. Zrozumiała. Miał rację. Ta sprawa śmierdziała gorzej niż zeszłoroczny truposz. Odpowiedziała posługując się tą samą metodą.
Wtedy krasnolud ryknął do wszystkich, odwracając się od kupca:

- Hej, ludziska! Nie rozłazić się! Śladów szukać, butów nie kopyt! To jakieś zwyczajne oprychy. Dostaniemy tych figli di puttana, co córeczkę panu Ottonowi porwali!

O tak, tu miał rację. Trzeba było dokładniej przeszukać okolicę. Na wszelki wypadek trzymała broń w pogotowiu.
 
__________________
Podpis zwiał z miejsca zdarzenia - poszukiwania trwają!
Felidae jest offline  
Stary 08-02-2011, 18:35   #18
 
Balzamoon's Avatar
 
Reputacja: 1 Balzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputację
- Tak was panie lędźwia swędzą? Naści kilka miedziaków, może któryś z chłopów pozwoli waści wychędożyć jedną z owiec. - kobieta obróciła się do Gregora tyłem.
- Lędźwie? Nie, zdrowy jestem, ale dziękuję za troskę. W owcach też nie gustuję, chyba że masz na myśli kobiety z lokami na głowie. Jak tak, to lubię rude. A języczek masz pani cięty, zupełnie jak szpicruta co nią jedna moja znajoma lubi wywijać. - odpowiedział plecom.
- Z kurtyzaną można porozmawiać bezpośrednio, bez sztucznych ozdobników i silenia się na wykwintność czy ogładę. I mówiąc porozmawiać, mam na myśli porozmawiać. Tu chyba się nie da, a miałem nadzieję że będzie można. - rzucił jeszcze odchodzącej.
- Tobie zaś chciałem zwrócić uwagę, że pokrzykiwać możesz na chłopów. Ja po prostu zadałem pytanie i uzyskałem na nie odpowiedź. Niezbyt mnie satysfakcjonującą, ale tak też bywa. Jak może zresztą usłyszałeś, akurat ta panna nie potrzebuje nikogo kto by ją wyręczał w odpowiedziach. Jeżeli zaś uraził cię mój język, to słowa których ona użyła, lub co ważniejsze, że wie coś o chędożeniu owiec powinny sprawić że teraz albo powinieneś się zapłonić, albo wyzwać ją od najgorszych. Bo niewinną panienką z klasztoru to ona nie jest.- zwrócił się do krzepkiego mężczyzny który przed chwilą wyzwał go od chamów. Nie wiedząc zaś jak ten na napomnienie zareaguje, mocniej ścisnął kij. Ten jednak prawił już jakieś głupoty, stojąc przy kupcu. Gregor ciężko westchnął. ”Kolejny fanatyk. Dlaczego jest ich zawsze tak wielu? Pewnie myślenie ich boli, więc wolą bezkrytycznie stosować się do jakichś praw czy kodeksów.” Wprawa straciła wiele na swym uroku, który odwrócił się tyłem i odszedł kilkanaście kroków, ale skoro już się z karczmy ruszył, to równie dobrze mógł pójść ze wszystkimi.

Las był ciemny i niebezpieczny. Wiadomo, jak każdy las w Imperium. Z pewnym rozbawieniem obserwował chłopów i drwali, gdy rzucali przestraszone spojrzenia na lewo i prawo. Niektórzy z najemników również zachowywali się niezwykle nerwowo. Byli jeszcze dość daleko od miejsca napadu, gdy wiatr przyniósł zapach krwi. Rozbawienie młodzieńca błyskawicznie się ulotniło. Gdy dotarli do pobojowiska smród krwi był już nie do wytrzymania, naciągnął zatem szal na usta i nos.

Gregor „brudną robotę”, czyli taplanie się w posoce i przeszukiwanie ciał pozostawił reszcie. Już po pobieżnych oględzinach można było stwierdzić, że taka ilość krwi nie mogłaby wypłynąć z tych kilku ciał. Wiedział to każdy kto opatrywał odciętą kończynę, a on miał w tym spore doświadczenie. Nawet z daleka widział że wszyscy ochroniarze padli od strzał. ”Ktoś zadał sobie wiele trudu z tą krwią, kozimi głowami, spędził więc tutaj dłuższą chwilę. Miał zatem czas na dobicie rannych. Dlaczego kupca zostawiono żywcem? Rozmyślając odszedł na bok, szukając miejsca gdzie mógłby wytrzeć buty z krwi, gdy zauważył ruch gdzieś w krzakach. W pierwszej chwili sądził że to tylko wiatr poruszył gałęziami, ale gdy do jego uszu dotarł ledwie słyszalny jęk, stwierdził że trzeba to sprawdzić. Cofnął się kilka kroków i wziął pochodnię od jednego z chłopów. Wrócił na miejsce i odgarniając kijem gałęzie wszedł w chaszcze. Już po kilku krokach zobaczył nieprzytomnego, opartego o drzewo mężczyznę, w którego prawe ramię wbita była strzała, identyczna jak te którymi zabito ochronę kupca. ”Prawdopodobnie jeden ze zbrojnych, jeżeli uda się go ocucić może dużo powiedzieć, jeżeli oczywiście cokolwiek widział.” Gregor przykląkł przy nieprzytomnym. Szybko ocenił jego stan.
- Leży tu już kilka godzin, mocno krwawiąc. Nie widać obrażeń głowy, ani innych ran niż ta od strzały, więc stracił przytomność z powodu dużej utraty krwi. - zamruczał pod nosem. ”Trzeba szybko się nim zająć, inaczej nic nikomu już nie powie.” Wbił pochodnię w ziemię, uważając żeby płomień nie dotykał krzaków. Zrzucił plecak i odpiął od pasa torbę. Otworzył ją i wyjął skórzany pas z wieloma kieszonkami i pętelkami w których były przybory których potrzebował. Wziął nożyce i obciął przesiąknięty krwią rękaw, rozcinając go tak, aby nie pociągnął przy zdejmowaniu za strzałę. Następnie wziął kawałek sznura z zawiązanymi węzłami i obwiązał ramię powyżej rany, zaciskając mocno. Odczekał chwilę, aż krwawienie się zmniejszyło, a następnie obmył ranę wodą z manierki. Podniósł rękę i sprawdził czy grot przeszedł na wylot, ale niestety tak nie było. Na wszelki wypadek obmacał ciało i z zadowoleniem wyczuł grot strzały tuż pod skórą.
- Masz szczęście, straciłeś tak dużo krwi że wycinanie głęboko siedzącego grotu skończyłoby się dla ciebie śmiercią. Jakbym go zostawił to pewnie by trzeba było dość szybko rękę ci odjąć, a tak masz szansę. - powiedział do nieprzytomnego mężczyzny, biorąc do ręki nieduże obcęgi. Przytrzymał nimi strzałę w pewnej odległości nad raną i szybkim ruchem ułamał drzewce. Następnie wziął krótki, bardzo ostry nóż i przeciął skórę w miejscu gdzie był wyczuwalny grot. Pociekło trochę krwi, metal zgrzytnął o metal. Gregor palcami rozchylił nacięcie żeby grot mógł lekko wyjść i zdecydowanie nacisnął na drzewce. Strzała zagłębiła się w ciało, a grot wyszedł z drugiej strony. Obcęgami chwycił za grot i wyciągnął resztę strzały. Mężczyzna jęknął głośno z bólu, który przebił się nawet przez nieświadomość. Gregor przybliżył resztki strzały do płomienia pochodni i szybko, lecz uważnie obejrzał. ”Dzięki niech będą Shallyi, grot cały, nie rozszczepił się, nic nie zostało w środku, nie widać też żeby jakieś drzazgi odłupały się od drzewca. Nie powinno się jątrzyć. Odrzucił strzałę i sięgnąwszy po flaszkę mocnej przepalanki skropił nią płótno którym przetarł rękę pacjenta. Następnie wziął igłę, nić z jelita owcy i zszył obydwie rany, nie zważając na jęki bólu rannego. Odciął kawał płótna i owinął nim rękę, a następnie obwiązał bandażem żeby nie spadło. Zdjął sznur i z niepokojem przyjrzał się opatrunkowi. Pojawiło się kilka plamek krwi, ale na tym się skończyło. ”Wygląda na to że nić trzyma, o ile nic się nie wda, będzie żył i będzie miał rękę. Teraz zaś przyda się miętówka Olafa.”. Do niewielkiego, metalowego kubeczka nalał sporą porcję alkoholu i wypił duszkiem. Spojrzawszy na rannego skrzywił się z niechęcią, ale nalał drugą porcję i zmusił go do wypicia. Ten krztusząc się przełknął i po chwili otworzył oczy. Gregor przemył szybko ubrudzone krwią narzędzia i chowając je zawołał.
- Niech ktoś mi tu pomoże, mam rannego! Trzeba go przenieść!-
 
__________________
"Prawdziwy mężczyzna lubi dwie rzeczy – niebezpieczeństwo i zabawę, dlatego lubi kobiety, gdyż są najniebezpieczniejszą zabawą."
Fryderyk Nietzsche

Ostatnio edytowane przez Balzamoon : 09-02-2011 o 10:51. Powód: Gramatyka
Balzamoon jest offline  
Stary 09-02-2011, 13:34   #19
 
Mortarel's Avatar
 
Reputacja: 1 Mortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputację



[MEDIA]http://www.uploadmusic.org/MUSIC/2428761297254718.mp3[/MEDIA]

Już chyba wszyscy domyślili się, że sprawcami ataku nie byli zwierzoludzie, ale ktoś postarał się, aby tak to wyglądało. Ba! Włożono w to wiele trudu i pracy, na szczęście taki pokaz nie zmylił waszej czujności! Jedynie chłopi powoli wykruszali się, wstrząśnięci widokiem, którego doświadczyli. Raz za razem po cichu wymykali się wracając w stronę wioski. Sytuacja trochę się uspokoiła im dłużej przebywaliście w tym miejscu, tym bardziej się z nim oswajaliście. Kupiec zorganizował nawet drwali, aby ustawili normalnie wóz. Postanowili wrzucić na niego ciała zabitych i zawieźć je do wioski, aby tam złożyć je do grobu. Wysłał też dwóch chłopów, aby przyprowadzili ze wsi konie. Kupiec najwyraźniej umiał zarządzać sprawnie ludźmi. Poczuliście się, jakby ktoś zdjął z waszych piersi ciężar. Nawet tajemniczy obserwator zdawał się być już nieobecny. Dziwne jak szybko zmieniła się atmosfera tego miejsca. Do waszych uszu dobiegły różne dźwięki. Rechot leśnych żab, brzęczenie owadów, wycie wilka. Zupełnie, jakby siła, przed którą chowały się nawet zwierzęta odeszła. Powietrze przestało aż tak śmierdzieć krwią, a mrok jakby się lekko rozproszył. Zza chmur wyjrzał księżyc, rzucając bladą poświatę.


Herman Grundstein

Wertowałeś wzrokiem postać kupca, ale nie zauważyłeś żadnych widocznych znaków mutacji, czy spaczenia. Przyjrzałeś się dokładniej koźlim łbom- nie odbiegały wyglądem od głowy zwykłej kozy, jakich pełno po chłopskich zagrodach. Z ciał dało się wyczytać jedynie tyle, że przyczyną śmierci był strzał z łuku. Ułożenie zwłok także było przypadkowe. Padli gdzie stali. Wtem usłyszałeś głos akolity i postanowiłeś do niego dołączyć.

Hugo Wesser

Przechadzałeś się po pobojowisku. W pewnej chwili postanowiłeś uprzątnąć kozie łby. Nie bałeś się zabobonnych klątw, bowiem wierzyłeś, że Sigmar uchroni cię przed chorobami. Ubrudziłeś ręce krwią. Po chwili postanowiłeś dołączyć do akolity, który spostrzegł coś w lesie.

Heinrich Glumbgner (wraz z Hermanem Grundstein i Hugo Wesser)

Ostrożnie wszedłeś między drzewa, rozglądając się uważnie. Po chwili dołączyło do Ciebie dwóch towarzyszy. Starałeś się rozpoznać w ciemności kształt obiektu, który odbijał światło pochodni. Rozgarnąłeś kępę wrzosu i podniosłeś z ziemi nieduży, walcowaty przedmiot. Przypominający wyglądem rurkę, bądź tubę. Wykonany był on z metalu cienkiej grubości, z jednej strony posiadał wyraźnie odstające wieczko. Po jego uniesieniu okazało się, że w tubie znajduje się kawałek pergaminu. Rozwinąłeś go. Światło pochodni padło na kartę. Odczytałeś z niej następujące zdanie:

„ Reikdorf plecy, Altdorf lewa, Bogenhafen prawa. 15 kroków w przód, tam gdzie kończy się droga. Za dużym głazem, przez zarośla.” Na końcu zaś ciąg niezrozumiałych znaków „1L2P3P4L”

Wróciliście szybko do wozu i ustawiliście się twarzą na południe. Od miejsca gdzie kończyła się droga odliczyliście 20 kroków w las. Faktycznie napotkaliście na duży kamień, który sterczał z ziemi niczym pazur. Za kamieniem zaczynał się zagajnik młodych drzewek i krzaków, zbitych w ścianę pni i gałęzi. Zaczęliście przeszukiwać teren i dostrzegliście wyraźnie podeptaną ściółkę. W pewnym momencie ukazała się wam wąziutka ścieżka, prowadząca wprost do zagajnika. Ścieżka była na tyle wąska, że trzeba by było iść nią gęsiego i dodatkowo uważać na gałązki smagające twarz niczym bicz. Podeszliście bliżej, po kilku metrach ścieżka kończyła się ścianą z gałęzi, wysoką na dwa metry. Wyglądało to tak, jakby zostały celowo położone w tym miejscu, dla zamaskowania przejścia.



Revan Magret

Zacząłeś przeszukiwać kieszenie martwego najmity. Co za łup! Sakiewka była ciężka i brzęcząca. Szybko schowałeś ją za pazuchę. Ale cały czas byłeś obserwowany. Sprytne oko kupca wychwyciło ten ruch. Podszedł do Ciebie i rzekł:

-Widzę mości panie, że znaleźliście oszczędności tego biedaka, który najwidoczniej odkładał je na swoją trumnę. Oddajcie mi sakwę, a ja dopilnuję, żeby spożytkować je właśnie na pogrzeb. Wszak trzeba opłacić także kapłana, aby mszę piękną odprawił. Chyba obiecałem ci już nagrodę, prawda?

Zobaczyłeś na sobie wzrok reszty kompanii, w którym było trochę pogardy i niesmaku.

Swoje znalezisko z krzaków zachowałeś dla siebie. Poczekasz na odpowiedni moment, aby oznajmić, że rozwiązałeś zagadkę tak dużej ilości krwi. Zobaczyłeś, że ci, którzy wybrali się za znaleziskiem do lasu, faktycznie coś znaleźli. Teraz udali się trochę na południe, jakby kierowani jakimś śladem. Ciekawe…

Jonas Villmar

Po rozmieszczeniu strzał wywnioskowałeś, że oddano je z lewej strony drogi patrząc na południe. Było tam mniej drzew, co ułatwiało celne strzelanie. Można też było się tam dobrze ukryć, zwłaszcza, gdy po swojej stronie miało się ciemność nocy. Przeszedłeś na druga stronę drogi. Zacząłeś przeszukiwać teren. Starałeś się znaleźć jakieś ślady. Znałeś się na zarówno na tropieniu, jak i ukrywaniu w leśnych ostępach. Twoją uwagę przyciągnął niewielki pagórek. Było z niego widać doskonale miejsce ataku, a także linia strzału nie była blokowana przez drzewa. Oświetliłeś sobie drogę pochodnią. Wszedłeś ostrożnie na pagórek. Od razu dostrzegłeś liczne ślady. Wydeptana ściółka, rozgarnięta miejscami do samej ziemi. W jednym miejscu wyglądała tak, jakby ktoś leżał na ziemi. Po chwili twoim oczom ukazał się także wyraźny odcisk buta.

Skalfkrag Hurdorson

Rozmowa z kupcem dostarczyła Ci wielu ciekawych informacji. Twój bystry umysł od razu odtworzył najbardziej prawdopodobny przebieg wydarzeń. Wiedziałeś już, że ataku dokonali ludzie, bandyci. Najwidoczniej byli bardziej zainteresowani córką kupca niż jego dobrami. Nie był to, więc napad na tle rabunkowym. Ale co nimi kierowało? Słowa kupca wydały Ci się szczere, naprawdę martwił się o los swojej córki. Pragnąłby została odnaleziona. Wtem dostrzegłeś, że kilkoro towarzyszy kieruje się na południe, jeden z nich trzymał w ręku jakąś kartkę. Po chwili zniknęli za drzewami.

Kaya von Reichenbach

Przysłuchiwałaś się rozmowie kupca z krasnoludem. Kupiec bardzo martwił się o swoje dziecko i zapewne chciałby, aby jego prywatny koszmar związany z utratą Julliete już się skończył. Byłaś jedyną kobietą w „drużynie”, w prawdzie nie byłaś córką kupca, ale nie chciałabyś znaleźć się na jej miejscu. „Porwana przez jakichś oprychów, którzy mogli jej zrobić dosłownie wszystko”- zamyśliłaś się.

Przeglądając pobojowisko nie dostrzegłaś niczego nowego, poza to, co zostało już „odkryte” przez pozostałych. Zainteresowała cię grupa osób kierująca się na południe. Idąc za nimi natknęłaś się na coś, co wyraźnie przeoczyli. Wyraźny ślad butów, tylko trochę mniejszy i bardziej delikatny.

Gregor von Haus

Szybko i sprawnie wyciągnąłeś strzałę z ramienia rannego. Kilku drwali pomogło Ci przenieść człowieka na drogę. Przebudził się, chociaż jego sił ledwie wystarczyło mu na to, żeby mówić.

-Olaf.. i .. i.. Pieter.. na chwilę przed tym..- Przewrócił oczami dookoła – na chwilę wcześniej, odciągnęli Julliette do tyłu. I wtedy się zaczęło. – wyszeptał. –Widziałem, jak .. jak po wszystkim rozlewali coś na drodze.. Później już tylko, tylko ciemność. Aghhh- człowiek skrzywił się w grymasie i stracił przytomność. Drwale przenieśli go ostrożnie na wóz.

Kupiec z przerażeniem dokończył –Olaf i Peter, zatrudniłem ich do mojej eskorty przed paroma dniami. Nie widziałem ich ciał, myślałem, że też ich porwali. – dodał przestraszony.
 

Ostatnio edytowane przez Mortarel : 09-02-2011 o 13:37.
Mortarel jest offline  
Stary 09-02-2011, 18:10   #20
 
Yzurmir's Avatar
 
Reputacja: 1 Yzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie coś
Koźle głowy były naprawdę dość przerażające i odkładając je w jedno miejsce, Hugo Wesser miał nadzieję zmniejszyć trochę efekt, jaki wywierały na miejscowych. To chyba jednak w żaden sposób nie poprawiło ich morale – tak przynajmniej wydało się sigmarycie, gdy spoglądał na wymykającego się ukradkiem chłopa. W sumie to dziwne, bo przecież od samego początku można było spodziewać się różnych okropności. Zapewne „spodziewać się” to zasadniczo co innego niż „zobaczyć”. Hugona również niepokoiło to miejsce, ale odnalezienie zaginionej dziewczynki było dla niego zbyt ważne, by mógł sobie pozwolić na wątpliwości.

Podążając za kapłanem, myślał, co się tutaj wydarzyło. „To jakieś zwyczajne oprychy”, mówił wcześniej krasnolud. Być może… A jednak Hugo miał przeczucie, że jest w tym coś więcej. Przypominał sobie stare historie: zdarzenia, w których brał udział, i okropności, których był świadkiem. Tymczasem jego rozmyślania przerwało spostrzeżenie przez niego głębiej w lesie lekkiego błysku, który zobaczył dopiero teraz. Spojrzał na towarzyszy, starając się domyślić, czy któryś z nich wie, co to jest, wkrótce jednak przekonał się sam. Tuba na pergamin przypomniała mu jego starego przyjaciela i poczuł ukłucie żalu, lecz nie miał czasu rozpamiętywać minionych dziejów.

– Co to? – szepnął, jakby bał się podnieść głos. Spojrzał na zapisany tekst i zaczął głośno myśleć. – Jakieś wskazówki… Muszą być powiązane z atakiem, ale czemu je tu zostawili? I po co w ogóle pisali coś takiego? Było ich tak dużo, że musieli się w ten sposób komunikować? Można by się spodziewać, że cała grupa będzie wiedzieć, gdzie mają się zebrać, zabrać dziecko czy co tam mieli robić w tym miejscu…

Popatrzył na towarzyszy, sprawdzając, czy oni być może rozumieją z tego więcej niż on. Intrygował go też niezrozumiały dopisek. Na pewno nie wydawał się być w żaden sposób ezoteryczny – wręcz przeciwnie, był bardzo techniczny, jak szyfr. „Altdorf lewa, Bögenhafen prawa”, przeczytał ponownie. To kierunki…
– A to jeden-el… dwa-pe… trzy-pe…? Ja sądzę, że to kolejne wskazówki. Jeden w lewo, dwa w prawo i tak dalej. Co o tym sądzicie? –Zamilkł na chwilę. – Myślę, że powinniśmy pójść tam, gdzie wskazuje pergamin. Ale najpierw poinformujmy resztę. W razie czego będą wiedzieli, gdzie nas szukać.

Niezależnie od reakcji pozostałych, wrócił na drogę i skierował się ku Reichertowi, z którym podzielił się odkryciem i przytoczył treść pergaminu. Następnie udał się za kapłanem i tym drugim, przelotnie spoglądając na drwali niosących rannego wraz z tym niewychowanym fircykiem. Był ciekaw, o co chodzi, ale wolał nie marnować czasu. Zrównał się z pozostałą dwójką.
– Jestem Hugo Wesser, tak przy okazji. Uważajmy teraz, bo być może napastnicy kryją się tam, dokąd zmierzamy. – Po chwili zauważył coś między drzewami. – Oto kamień…! I zarośla… A to co…?

Dziwna, roślinna ściana piętrzyła się zaraz przed nim. Obmacał ją, potwierdzając swoje przypuszczenia – służyła tylko zamaskowaniu części drogi. Po drugiej stronie ścieżka prowadziła dalej przez zagajnik, Hugo zaczął więc rozgarniać gałęzie, próbując przedostać się na drugą stronę. Przekładając nogę przez powstały otwór, poczuł, że zahaczył o coś cienkiego. Świadomość, co się właśnie dzieje, przyszła w ułamku sekundy i na moment jakby zatrzymała czas. Nie zdążył nic jednak zrobić, gdy usłyszał brzdękniecie cięciwy i bełt z kuszy – przymocowanej na drzewie na wysokości jego głowy – wystrzelił prosto w niego.

Hugo wrzasnął i zatoczył się do tyłu, lecz pocisk już go minął i wbił się w młode drzewo. Ostrze musnęło jego głowę, rozcinając skórę. Przyłożył rękę do miejsca, gdzie został raniony, czując, jak ciepła krew przepływa mu między palcami. Gdy odstawił dłoń, jego ucho zawisło żałośnie, trzymając się ledwie cienkim skrawkiem ciała. Klęknął, krzycząc z bólu przytłumionym głosem.
 
Yzurmir jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 10:52.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172