Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 02-02-2011, 22:55   #1
 
one_worm's Avatar
 
Reputacja: 1 one_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputację
[Warhammer 2 ED]Szepty wiatru (+18)

Migotliwe i wątłe światło świecy rzucało tańczące cienie po pomieszczeniu i po waszych twarzach. Wszystko zależało od jednej waszej odpowiedzi – proste tak lub nie, a tak ciężkie do wymówienia. Spojrzenie Inkwizytora… Świdrowało was, mieliście wrażenie, że zaszczepia wam w głowie myśl, aby zostać. Kuszącą myśl i podnietę przygody.
- Jesteście młodzi i niedoświadczeni, my was wyszkolimy, zrobimy z was oddanych żołnierzy Sigmara, oddane sługi Imperatora. Jego wola, będzie waszą. Będziecie narzędziem i panami, będziecie tępić heretyków, palić ich na stosach. Pokusa będzie wielka, ale my was wyszkolimy, że nikt ale to nikt ani nic nie złamie waszej żelaznej woli. Szkolenie będzie ciężkie ale warte waszego wysiłku. – po tych słowach przyszła wam wizja władzy i tego jak możecie wykorzystać fakt bycia w Czarnych Płaszczach…
-Wiernych nagradzamy, oddanych sprawie wynosimy, naszych chronimy. Będziecie sługami Sigmara i korzystajcie z tego mądrze.
Spojrzeliście się po sobie… zew przygody albo własne cele, które można by zrealizować za jej pomocą były zbyt kuszące by odmówić, a jednak. Gdy wszyscy mówiliście „Tak”, jeden, jedyny Hans odpowiedział „Nie”. Popatrzyliście się na niego, on odrzekł tonem osoby, która coś przeskrobała:
- Kocham wolność, uwielbiam podróżować… Nie musicie zrozumieć, ale ja…
-Żegnaj zatem i powodzenia – odrzekł chłodno Inkwizytor. Ręką wskazał drzwi, a Hans Wyszedł
- Do zobaczenia na szlaku…
Inkwizytor wstał. Podszedł do każdego z was, ściskając dłoń rzekł:
- Macie szansę i niech rozpocznie się szkolenie. Jutro. Dziś pójdziecie spać, już tutaj, na miejscu, później udacie się w miejsce szkolenia, tam też nauczymy was wiary, tam też zobaczycie co to życie w grzechu i jak się może skończyć.

Następny dzień, poranek

Wczesnym rankiem skoro świt zostaliście zbudzeni i czy wam się to podobało czy nie zeszliście na dół. Na dole stał młody jegomość w stroju Czarnych Płaszczy obok niego dwie karoce.
- Witajcie, jestem brat Zygfryd, macie udać się ze mną do naszego ośrodka szkoleniowego, znajduje się niedaleko Altdorfu, Wolimy uniknąć porannego tłumu ludzi, zapraszam do środka. – po tych słowach weszliście do ubogich pojazdów.



Po dość długiej jeździe dotarliście na miejsce. Był to mały fort. Widzieliście sporo osób, głównie Czarnych Płaszczy. Osoba, która was przywiozła rzekła:
- Witajcie w domu, witajcie w piekle. Pani na lewo, reszta na prawo, tam będą wasze Dormitoria. Jesteśmy na dziedzińcu i placu treningowym, tamten budynek to jest biblioteka i sala szkoleń, pod spodem znajdują się lochy, jednak do niech wstęp nie jest wolny. I nie zwracajcie uwagi na krzyki, to heretycy albo mutancie. Winni.. Witajcie i rozgościcie się

Szkolenie

Mijał pierwszy dzień, później drugi i tak zleciał tydzień. Uczyliście się pisać i czytać, ci którzy tego nie potrafili, a ci z was którzy opanowali tę sztukę przechodzili dalej i uczyli się wybranego języka. Do tego godziny modlitw. Od rana do nocy. Nawet jeśli chcieliście to nie potrafiliście zrezygnować i odejść. Odejść w siną dal, baliście się. Jednego z tych co chcieli odejść posądzono o herezję. Dni zamieniły się w tygodnie, po dwóch, wpuszczono was do lochów, gdzie dobiegały waszych uszu różne krzyki i błagania. Uznali was za gotowych lecz to co zobaczyliście…

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=vfpk12UNuxQ[/MEDIA]
Strażnik puścił was razem z jednym z nauczycieli, zeszliście po schodach, a wasz krok odbijał się echem po tym korytarzu, a pochodnie jasno go oświetlały. Na dole widzieliście sporo cel oddzielonych jedynie żelaznymi kratami, w środku było pełno ludzi, większość okaleczonych, często z ranami, kulili się na wasz widok, niektórzy rzucali na was nienawistne spojrzenia, widzieliście cierpienie i ból w ich oczach, a także zrezygnowanie i obojętność. Doszliście na koniec korytarza i nauczyciel spojrzał się na was:
- To są osoby winne herezji. Heretycy, mutantów wam nie będziemy pokazywać, możecie tego nie znieść. Zobaczcie jak oni wyglądają, ich wola jest złamana. To się dzieje, oni przeklinają Bogów, przeklinają Sigmara. Za tymi drzwiami znajduje się pomieszczenie tortur. Za nimi kolejne z mutantami, dziś będziecie łamać ich wolę. Wasze zadanie na dziś – wydobyć z nich co się da, zobaczycie na przykładzie i sami będziecie wiedzieć.

Weszliście do środka. W centralnej części pomieszczenia znajdowało się palenisko, żar i gorąco bijące z niego mieszały się z chłodem i wilgocią wywołując u was dreszcze. W tym momencie wprowadzone więźnia, teraz dopiero zobaczyliście jak jest przyczepiany łańcuchami do ściany. Był nagi, na klatce piersiowej miał tatuaż, skóra zwisała smętnie, dając znak, iż była to osoba dobrze odżywiona. Liczne rany sugerowały, że to nie pierwsze jego przesłuchanie, niektóre zaczynały gnić. Smród zgnilizny przebijał wszystko. Wasz nauczyciel podszedł do paleniska i wyciągnął pręt rozgrzany do białości. Podszedł do więźnia i przeleciał mu nim koło oczu. Jego mina była przerażona. Wtedy bez żadnego strzeżenia wbił mu go w okolice miednicy i nacisnął lekko. Pręt przeszedł skórę, mięśnie zostały rozerwane bez problemu, a resztki tłuszczu zabulgotały i spłynęły po skórze ofiary, ten zaś wrzeszczał.
- Dobrze heretyku, wrzeszcz… Cierp za swe grzechy, a być może Sigma spojrzy na Ciebie swym łaskawym okiem… Żałuj śmieciu za grzechy, bo tym właśnie jesteś, nędzną padliną. Jak na imię miał wasz przywódca, plugawy heretyku? Kto przewodził waszej bandzie? Której z mrocznych potęg służyliście? Mów nędzna kreaturo – po tych słowach wyciągnął pręt i wrzucił go z powrotem do paleniska. Z rany wypłynęło coś, jakiś płyn i powoli zaczął krzepnąć. Chwycił rozgrzane do czerwoności szczypce, złapał za skórę ofiary, która była półprzytomna z bólu:
- No, który kult, bo złapię tymi szczypcami i…- wtedy więzień przemówił słabym głosem. Seplenił, stracił już zęby…
- Jestem niewinny, zlozum, ja…- kolejny krzyk rozdzierający wasze bębenki.
- Tak niewinny, że masz znaku chaosu, jesteś przebrzydłym heretykiem i niczym więcej. – po tych słowach złapał szczypcami w okolicach klatki piersiowej kawał skóry obcęgami i pociągnął wyrywając ochłap mięsa i skóry, rana krwawiła obficie.
- Teraz już nie masz plugawego znaku…a co to? – Wasz nauczyciel zaintrygowany wsadził ponownie rozgrzane szczypce i pociągnął wyrywając coś. Odszedł od zemdlałego z bólu więźnia i podszedł bliżej paleniska. Waszym oczom ukazała się mała główka niemowlaka z trzema oczami i ostrymi kłami.
- Nie dość, że heretyk to jeszcze mutant. Dziś wieczorem trafi na stos. – po tych słowach wrzucił główkę do jakiegoś słoja.
- Tak wyglądają przesłuchania, pierwszej rzeczy jakiej się uczycie to to, że tutaj wszyscy są niewinni. To kto chce pierwszy? – powiedział to tonem zadowolonego z siebie chłopca, który właśnie spełnił dobry uczynek, tonem serdecznym i z niemal uśmiechem na ustach.
 
__________________
Do szczęścia potrzebuję tylko dwóch rzeczy. Władzy nad światem i jakiejś przekąski.

Ostatnio edytowane przez one_worm : 02-02-2011 o 23:09.
one_worm jest offline  
Stary 02-02-2011, 23:11   #2
 
Yzurmir's Avatar
 
Reputacja: 1 Yzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie coś

SPÓJRZ NAJPIERW NA KOMENTARZ (Szepty wiatru +18)


Dziwnymi drogami toczyło się ostatnio życie Gabriela Hörbingera.

Był już w najgorszej pozycji, jakiej mógłby się spodziewać, a jednak los zaskoczył go, zsyłając tego podejrzanego człeka i jego list, wręczony grupce nieznajomych ledwie parę dni temu w podrzędnej karczmie w małym miasteczku zwanym Averburg. Cała ta sytuacja świadczyła w oczach Hörbingera o szaleństwie Feliksa Heina, jak prawdopodobnie zwał się ten mężczyzna. Powiedzieć zatem, że miał wątpliwości, uciekając przez tylne drzwi podczas, gdy nieznajomy zwrócił na siebie uwagę zbrojnego oddziału sigmaryckiej inkwizycji, która niemalże wraz z nim wpadła do gospody parę chwil wcześniej – jest grubą przesadą. Gabriel Hörbinger bowiem nie miał w ogóle intencji słuchania tego człowieka.

Jednakże mimo swych starań, by powrócić do normalnego życia, od tamtego momentu sprawy szły coraz gorzej i gorzej. Choć po biegu przez las, w panice, ślizgając się na błocie, napotkanie grupki nieznanych mu, lecz przyjaźnie nastawionych, ludzi, tych samych, do których dosiadł się w szynku, wydawało się zrządzeniem losu, w tej chwili namiętnie pluł sobie w brodę, myśląc o tym, jak zgodził się im towarzyszyć. Wtedy jednak wydawało się to być jedynym rozsądnym wyjściem.

Któż mógłby przewidzieć, że obudziwszy się następnego dnia po nocy spędzonej na brudnej ziemi i pod kropiącym niebem, niemalże pierwszą rzeczą, jaka się wydarzy, będzie atak grupy potwornych wynaturzeń zwanych obrazowo zwierzoludźmi, o których dotąd jedynie słyszał od czasu do czasu, jeszcze w starych, spokojnych czasach?

Mimo fatalnej pozycji, wyposażonemu li w nóż Hörbingerowi udało się bronić na tyle długo, że dotrwał do momentu, gdy jeden z jego towarzyszy zabił monstrum. Po walce był zbryzgany gęstą posoką bestii od stóp do głów, a jego żołądek nie wytrzymał. Ale choć ponury, a w głębi ducha przerażony, zdołał się opanować. Pobojowisko – oklejone mgłą, z wycelowanymi w białe niebo zwierzęcymi rogami leżących na glebie martwych bestii, z jękami i westchnieniami rannej dziewczyny – wyglądało wyjątkowo posępnie. Szukał na nim broni, która mogłaby ochronić go w nadchodzących dniach, aż w końcu znalazł miecz; zadziwiająco ciężki i dość tępy, zdał się jednak Gabrielowi bronią ostateczną.

W czasie marszu, przy panującej wśród towarzyszy podróży nieprzyjemnej ciszy, Hörbinger zastanawiał się, ile jeszcze to potrwa i co zrobi, gdy już dotrą do Altdorfu. Bywał już parę razy w stolicy i miał tam jednego znajomego, którego zamierzał odwiedzić. Czasami jego myśli zbaczały ku tym, którzy z nim szli. Nic o nich nie wiedział i w momencie, gdy stanęli u bram stolicy, nic się to prawie nie zmieniło.

Najpierw jednak przenocowali w zajeździe, który odnaleźli akurat pod wieczór. Następnego dnia do zajazdu przybył człowiek, który przedstawił się jako Otto Estelvan. Z zaciekawieniem przemieszanym z niepokojem Gabriel Hörbinger przyglądał się, jak mężczyzna wrzeszczał na dziewczę, które im towarzyszyło, Elyn. Przypomniała mu się historia pani Zweiger, szanowanej do momentu, gdy uciekła z jakimś dandysem. Nie mógł współczuć Elyn.

Wszyscy inni zdawali się być jednak poruszeni. Na nim samym, jak wspominał teraz, największe, choć wciąż skromne, wrażenie zrobiło spotkanie z gospodarzem, który najwidoczniej starał się ich oszukać. Już gdy wychodzili z gospody, zastąpił im drogę.
– Nawet nie wspominaj o pieniądzach, ty oszuście! – wykrzyknął wówczas Gabriel nieoczekiwanie gwałtownie. – Sądzisz, że skoro podróżujemy traktem, to jesteśmy jakimiś niepiśmiennymi debilami, którzy nabiorą się na choćby najprymitywniejszą sztuczkę?!
Sięgnął do sakiewki i wyciągnął pojedynczą srebrną monetę. Cisnął nią w gospodarza, ale, oczywiście, odbiła się i upadła na ziemię.
– Tyle ci się należy. A teraz, niestety, muszę mimo wszystko wrócić do swego pokoju, aby coś wziąć.

Musiał przyznać, że nawet wtedy czuł lekkie wyrzuty sumienia, zwłaszcza gdy wracając, zobaczył karczmarza krzyczącego na płaczącą dziewczynę, co do której wcześniej domyślił się, że musi być jego córką, i przyszło mu do głowy, że być może to w jakiś sposób z jego winy. Koniec końców jednak, gdyby nie został oszukany, zapłaciłby pełną cenę.

Tymczasem wziął ze swojego pokoju kaptur, płaszcz, nóż i zwierzoludzki miecz. Nóż założył sobie za pas, a resztę zwinął i tak razem z innymi ruszył dalej. Dotarcie do miasta nie zajęło nawet jednego dnia, co mocno go zdziwiło. Chciał coś przekazać swoim tymczasowym towarzyszom i uznał za dobry moment chwilę, gdy widać już było mury stolicy.

– Zanim dotrzemy do Altdorfu, chcę wam powiedzieć jedną rzecz. Ja sam nie zamierzam mieszać się w żadne podejrzane sprawy i gdy tylko przekroczymy wrota miasta, ruszam w swoją stronę. Ale jeśli macie zamiar dostarczyć ten list, wiedzcie, że pakujecie się prosto w paszczę lwa, a może nawet chimery, jak wolicie. Cała sprawa śmierdzi, a siedziba inkwizycji i łowców czarownic znajduje się akurat w głównej świątyni Sigmara, do której zapewne chcecie się udać. Nie wiem, dlaczego to robicie – ale uważajcie.


***


Gabriel Hörbinger zniknął bez pożegnania zaraz po przekroczeniu bram miasta. Przechadzając się ulicami Altdorfu, pomyślał, że zanim uda się do Emila musi zrobić coś z tym mieczem, który niósł ze sobą. Zboczył nieco, szukając riksz do wynajęcia. Znalezienie jednej nie było trudne, zatem wsiadł do niej i polecił się zawieźć do dzielnicy handlowej.

Riksze były małymi pojazdami wyposażonymi w dwa koła, ciągniętymi zazwyczaj przez młodych chłopców. W mieście tak wielkim jakieś środki komunikacji stanowiły konieczność, a riksze były jedynymi dostępnymi dla niebogatych mieszkańców. Z drugiej strony nie każdy chciał z nich korzystać, gdyż wcale nie rzadko zdarzało się, że pasażer zawożony był w jakieś odosobnione miejsce i mordowany dla pieniędzy. Hörbinger nie miał jednak wielkiego wyboru.

Dotarłszy szczęśliwie na miejsce, rzucił chłopakowi pensa i z zawiniątkiem pod pachą ruszył oglądać stoiska. Spodziewał się, iż będzie musiał poszukać miejsca, gdzie zostanie przyjęty towar niższej jakości, być może nawet podejrzany. W żadnych wypadku nie znał jednak tutaj paserów, nie miał też wiele czasu i w końcu zadowolił się tym, co znalazł.

– Nazywam się Gabriel… Zweiger – odezwał się uprzejmie, z wahaniem trwającym ledwie ułamek sekundy. – Czy również kupuje pan towary? Wyśmienicie. Mam do sprzedania ten… egzotyczny – miecz.

Odwinął materiał płaszcza. Kupiec podejrzliwie obejrzał broń, pomrukując z niezadowoleniem. Hörbinger zaczął się nieco denerwować.
– Jeśli nie chce pan go kupić, udam się po prostu gdzie indziej – powiedział, został jednak zignorowany przez handlarza.
– Czy to znak Chaosu?! – wrzasnął ten nagle, wskazawszy na wypalony na rękojeści symbol przedstawiający okrąg jakby przebity strzałami wzdłuż osi symetrii. Hörbinger nie zwrócił wcześniej na niego uwagi, być może zresztą zakrywała go warstwa błota. Zrobiło mu się słabo.
– Nie wykluczam – wydusił z siebie i natychmiast zaczął gorączkowo myśleć nad lepszą odpowiedzią. – Ale to nie tak, jak się wydaje. Ta broń… To jest…

Kilku przechodniów stanęło i obserwowało całą scenę. Zbliżył się również wąsaty zbrojny z giermkiem, nieco niepasujący do otoczenia. Natychmiast zajrzał nad ramieniem Gabriela i aż krzyknął ze zdumienia. Chwycił mężczyznę za ramię i pociągnął na środek placu.
– …trofeum… – wydukał Hörbinger.
Rycerz zaczął krzyczeć coś o Chaosie, a Gabriel spróbował się wyrwać. W efekcie otrzymał uderzenie w nos, z którego trysnęła krew. Słaniając się, prawie upadł na bruk, ale chwycił go giermek i zaczął ciągnąć ze sobą. Chcąc jak najszybciej skończyć tę farsę, Gabriel nie stawiał oporu.

Miał wrażenie, że rycerz wlókł go przez pół miasta – gapie pokazywali ich sobie palcami – gdy w końcu stanęli przed olbrzymim gmachem. Zbrojny wepchnął go do środka, a następnie poprowadził na drugi koniec przepastnej sali.
– Bracie Friedriechu, bracie Friedriechu! – zawołał gromkim głosem. W odpowiedzi odwrócił się jeden z inkwizytorów w czarnym płaszczu. Był dość stary, a twarz miał srogą.
– Och, sir Ludwig… Cóż to znowu się stało? – spytał z dezaprobatą, spoglądając na krwawiącego Hörbingera.
– Otóż, bracie Friedrichu…! Zmierzałem właśnie rynkiem, w sprawach, którymi nie będę was kłopotał, bracie, gdym usłyszał słowo… „CHAOS”! Rozejrzałem się i – co odkryłem? – że ten oto człowiek chciał sprzedać broń zdobną – jeśli tak rzec w ogóle wypada – plugawymi symbolami! Oczywiście od razu chwyciłem go – choć złorzeczył! – i przyprowadziłem tutaj!
– Co to za broń? – przerwał mu inkwizytor, a rycerz poczerwieniał.
– To był… miecz… chyba. Został… Został na stoisku.
– Więc ciągnąłeś jakiegoś chama przez pół miasta i nawet nie masz dowodu na jego zbrodnie? – Westchnienie wydobyło się ze starczej piersi.

Gabriel zachłysnął się i poczerwieniał jeszcze bardziej. Wyrwawszy się z uścisku giermka, wyprostował się i zaczął opowiadać, niewyraźnie z powodu złamanego nosa. To była chyba najbardziej upokarzająca chwila jego życia.
– Wytłumaczę to! Wyruszyłem z Averbergu przedwczoraj, dołączywszy do grupy podróżników. Nocowaliśmy w lesie, a nad ranem zaskoczyły nas jakieś potwory, zwierzoludzie… Wcześniej nawet nie myślałem, że naprawdę istnieją. Udało nam się ich pokonać i żeby mieć się czym obronić na drodze, wziąłem miecz jednego z nich. W ogóle nie widziałem żadnych symboli! A potem chciałem go sprzedać, to tyle!
– Więc chciałeś sprzedać broń z symbolami Chaosu… – powtórzył powoli inkwizytor.
– Nie… nie wiedziałem…! Przecież powiedziałem, że ich nie widziałem!

Hörbinger odwrócił się ze złością i rozpaczą i nagle zauważył znajome postacie, wkraczające do sali przez jakieś drzwi. Niby można się było ich tu spodziewać, ale mimo to Gabriel nie mógł uwierzyć własnemu szczęściu.
– To z nimi podróżowałem! Oni mogą poświadczyć!


***


Po raz kolejny w ciągu ostatnich dni Gabriel Hörbinger znalazł się w sytuacji, która wydawała mu się bez wyjścia. Nie miał wątpliwości, że ci ludzie, Czarne Płaszcze, są bezlitośni i w związku z tą feralną bronią mogą oskarżyć go o jakieś podłe praktyki, jeśli nie zgodzi się do nich dołączyć. Z drugiej strony wcale mu się to nie podobało; zastanawiało go, czemu tak ochoczo chcą ich zwerbować i co ich czeka, gdy już do nich przystaną. Czując na sobie srogie spojrzenie inkwizytora, wybąkał ciche „tak”.

Jeszcze tego samego dnia otrzymał nowe ubranie i ciepłe łóżko. Chociaż nie były to największe luksusy, jakie mógłby sobie wymarzyć, zaczął doceniać pewną stabilność, jaką mu zapewniały. Brakowało mu jednak poczucia bezpieczeństwa; było wręcz odwrotnie, bał się przez cały czas. Musiał uczestniczyć w modlitwach tak często, że zaczęły mu się zdawać farsą, a do tego od czasu do czasu dało się słyszeć stłumione krzyki dochodzące gdzieś z dołu. Niektórzy nowicjusze nie kryli swego nastawienia, podobnego do jego własnego. Zazwyczaj Gabriel uciekał od tego wszystkiego do biblioteki, która zdawała się spokojna – choć tak ponura…


***


Idąc korytarzem w lochach, obserwował więźniów szeroko otwartymi oczyma. Wkroczając do sali tortur, zastanawiał się, czego konkretnie będą się uczyli. Wkrótce dowiedział się tego, patrząc na rozrywanego żywcem człowieka. Odsunął się z obrzydzeniem od paleniska, z którego inkwizytor wziął rozgrzany pręt, i, nie mogąc patrzeć, odwrócił się. Musiał jednak słuchać wrzasków ranionego mężczyzny i nie mógł opędzić się od myśli, że to samo mogło spotkać jego. Zaczął szukać wyjścia, jednak zbyt się bał, aby ukazać nieposłuszeństwo. Milczał, spoglądać rozgorączkowanym wzrokiem na ściany, sufit i podłogę, wszędzie, byle nie na torturowanego mężczyznę.
 

Ostatnio edytowane przez Yzurmir : 03-02-2011 o 16:31.
Yzurmir jest offline  
Stary 05-02-2011, 00:42   #3
 
Miccu's Avatar
 
Reputacja: 1 Miccu nie jest za bardzo znany
…docieraliśmy do Altodfu, od miasta nie dzielił nas więcej jak dzień drogi. Przez całą drogę nie wypowiedziałem ani słowa. Rozmyślałem… Czułem wstyd, wstydziłem się tego co czułem zabijając zwierzoludzi. Tego, że gdy w karczmie zjawiły się jakieś zbiry pytające o Elyn, ja siedziałem i milczałem. Patrzyłem jak płacze, a potem po prostu wyszedłem z resztą. Jak gdyby nigdy nic się nie stało, ale stało się. Powinien był wtedy wyjąć miecz, zażądać od nich wyjaśnień, pogrozić… Ale dość już nie będę się użalał przez całą drogę. W mieście przecież czeka na mnie nagroda.

***

Wreszcie mym oczom ukazały się wielkie bramy miasta. Tak bardzo znajome, a jednak robiące cały czas takie samo wrażenie. Dookoła ludzie jak zwykle pędzili każdy w swoją stronę. Każdy czymś zajęty. Jeszcze przed bramami miasta Gabriel rzucił coś o sprawach do załatwienia, więc po przekroczeniu bram odłączył się od nas. My kroczyliśmy do świątyni. W środku zastaliśmy Gabriela w nietypowej sytuacji. Tłumaczył się przed jakimś rycerzem i kapłanem. Potwierdziliśmy że jest z nami i mamy list do przekazania.

W krótce nastąpiła krótka wymiana zdań i zostałem wysłany do ośrodka szkoleniowego Czarnych Płaszczy. Wylądowałem w inkwizycji.

***
Tak… szkolili mnie na inkwizytora. Paskudna sprawa, jestem zasranym hipokrytą. Chociaż w sumie mój wybór, chciałem przygody…
Poza nauką rzeczy przydatnych, musiałem chodzić na modły, zbyt dużo modłów zwarzywszy na to, że religia w moim życiu nie odgrywała nigdy żadnej specjalnej roli. Cóż, trzeba było przecierpieć szczególnie słysząc odgłosy dobiegające z niższych poziomów ośrodka szkoleniowego. Okropne odgłosy bólu i szaleństwa. Wolałem pocierpieć na klęczniku niż w lochach. W wolnym czasie udawałem się do biblioteki lub na plac szkoleń. Co lepszego miałem do roboty?

Tak mijał dzień za dniem, aż w końcu zaprowadzili nas na dół, do lochów. To co nam pokazali było, hmm… intrygujące. Zawsze brzydziłem się sposobami inkwizycji, zresztą za nimi samymi też nie przepadałem. Teraz patrzyłem jak wywlekają jakiegoś heretyka i na naszych oczach inkwizytor wbijał mu rozgrzany pręt w okolice miednicy. Heretyk wił się i błagał o litość, wrzeszczał przerażony, próbował się tłumaczyć. Inkwizytor zdarł z niego ubranie i zobaczył symbol chaosu. Z wielką satysfakcją wziął szczypce i zaczął wyrywać mu skórę w miejscu tego haniebnego znaku. Gdy zerwał skórę wyciągnął z jego trzewi mała główka niemowlaka z trzema oczami i ostrymi kłami. Patrzyłem na to z odrazą jednak nie odrywałem wzroku. Kiedy inkwizytor załatwił co trzeba zwrócił się do nas:
- Tak wyglądają przesłuchania, pierwszej rzeczy jakiej się uczycie to to, że tutaj wszyscy są niewinni. To kto chce pierwszy? – powiedział to tonem zadowolonego z siebie chłopca, który właśnie spełnił dobry uczynek, tonem serdecznym i z niemal uśmiechem na ustach.
Wystąpiłem nie pewnie z grupy i wypowiedziałem tylko krótkie:
- Ja
 

Ostatnio edytowane przez Miccu : 05-02-2011 o 00:45.
Miccu jest offline  
Stary 05-02-2011, 19:42   #4
 
Erissa's Avatar
 
Reputacja: 1 Erissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputację
Po spotkaniu z Otto ruszyliśmy w dalszą drogę, czułam wstyd, okropny, wiedziałam, że moje policzki płoną oblane rumieńcem, lecz później w głowie zaczął kiełkować mi pomysł, na początku wydał się on zupełnie bezsensowny, jednak po dłuższym namyśle… Był przecież moją ostatnią nadzieją na wyrwanie się od spędzenia całego życia u boku tego zbira… Wiedziałam, że za list otrzymam zapłatę, może starczy na pokrycie kosztów wyprawy? Nagle na mojej twarzy pojawił się uśmiech, mój brat nigdy nie przepadał za Otto, wymyśli coś. Teraz już wiedziałam co muszę zrobić, a mam na to tylko miesiąc… Więc do dzieła!

***
Altdorf jak zwykle wyglądał oszałamiająco, wielkie budowle, mieszkańcy z elegancją przechadzający się ulicami, przekupki nawołujące klientów i zachwalające towary… Tak, miasto tętniło życiem , odetchnęłam głęboko czując, że ogarnia mnie poczucie wolności, wszystko wydało się nagle łatwiejsze. Ruszyliśmy wszyscy w stronę świątyni, gdzie oczekiwać miał nas adresat listu. Przemierzając uliczki rozglądałam się ciekawie dookoła, jakże stolica różniła się od mojej rodzinnej mieścinki! Nagle zapragnęłam tu zamieszkać, przenieść gabinet ojca, zaistnieć tylko tutaj, w tym centrum kultury, nauki i nieustannego życia. Gdy dotarliśmy do celu moje oczy otworzyły się jeszcze szerzej, chyba ze wszystkich tylko ja byłam tak zachwycona całą aurą tego miejsca, ale nie zwracałam na to uwagi, dziarskim krokiem weszłam do środka, wiedziałam, że już tylko minuty dzieliły mnie od wykonania misji, a później wyruszę dalej, ogarnął mnie wielki zapał, nie wiedziałam dlaczego, ale miałam dziwne uczucie, że szczęście zaczyna się do mnie uśmiechać.

Weszliśmy do pomieszczenia, gdzie nas oczekiwano, jakież było moje zdziwienie, gdy zobaczyłam tam towarzysza, który odłączył się od nas, kiedy dotarliśmy do miasta
- Gabriel – podbiegłam do niego, miał złamany nos, nie ulegało wątpliwości – Poczekaj, pomogę ci! – rzuciłam po czym zaczęłam grzebać w torbie z narzędziami
- Poczekaj dziecko – usłyszałam spokojny, basowy głos drugiego mężczyzny – Najpierw chciałbym z wami porozmawiać, mam dla was pewną propozycję…
Nie odezwałam się, popatrzyłam tylko na zalanego krwią Gabriela, który skinął głową na znak potwierdzenia.

Mężczyzna zaproponował nam szkolenie, co najpierw niezwykle mnie zdziwiło, dopiero po chwili nadeszły wątpliwości; przecież nie wiemy ile będzie trwało, co jeśli po jego zakończeniu nie będę miała dość czasu by dotrzeć do brata? Ale znowu z drugiej strony… gdy będę pod ochroną Czarnych Płaszczy to…
- Zgadzam się, chcę wziąć w nim udział– powiedziałam sama się sobie nieco dziwiąc, przecież nie pasowałam do nich pod żadnym względem, nie nadawałam się do takiej roboty…
Spojrzałam na innych, wszyscy stwierdzili podobnie, nawet Gabriel, któremu złamany nos najwyraźniej bardzo musiał doskwierać, swoją drogą ciekawe jak się tu dostał… Wreszcie nadeszła kolej Hansa, odpowiadał ostatni, minę miał niewyraźną, naszły mnie dziwne przeczucia, które, jak po chwili się okazało, były zupełnie słuszne
- Hans, ale... – popatrzyłam na niego, ogarnął mnie nagle smutek, cóż, to jest jego decyzja
Podeszłam i uścisnęłam jego dłoń, żałowałam, że nie było nam dane poznać się lepiej
- Jeśli będziesz kiedyś przejazdem niedaleko mojego domu to… Wiesz, że zawsze będziesz mile widzianym gościem… - nie wiedziałam co powiedzieć, zdałam sobie sprawę, że może trochę gram na zwłokę, westchnęłam i pocałowałam go w policzek – Do zobaczenia po szkoleniu – uśmiechnęłam się przyjaźnie

***
Pokój był ciemny, ascetyczny, w powietrzu unosiły się drobinki kurzu. Wstałam, otarłam dłonie i popatrzyłam na siedzącego przede mną Gabriela
- No, to by było na tyle, teraz powinno być już znacznie lepiej – stwierdziłam
Miałam wprawę w obchodzeniu się z tego typu obrażeniami, do gabinetu ojca bardzo często trafiali ludzie w podobnym stanie
- Jeśli ból się nasili lub będziesz się źle czuł to przyjdź do mnie, dam ci jakieś zioła, które powinny temu zaradzić – powiedziałam ciepło po czym wyszłam do swojego pokoju
Moja kwatera nie różniła się zbytnio, przypominała raczej celę niż sypialnię, ale gdy się nie ma, co się lubi… Schowałam torbę z przyborami, otworzyłam okno, by wpuścić do niego choć trochę świeżego powietrza i położyłam się na twardym łóżku, zamknęłam oczy i odetchnęłam głęboko. Kto by pomyślał, że moje życie zmieni się tak diametralnie w ciągu zaledwie kilku dni?

***
Szkolenie Czarnych Płaszczy do łatwego nie należało, jedzenie było żołnierskie, a ciągłe modły przyprawiały mnie już o dziwne podenerwowanie, byłam osobą wierzącą, ale na poziomie przeciętnego mieszkańca Imperium, nigdy nie przyszło mi do głowy by sławić Sigmara po przebudzeniu, przed śniadaniem, po śniadaniu, przed ćwiczeniami… Na jego święty młot, to chyba lekka przesada! Mimo wszystko bardzo lubiłam ćwiczenia walki, z cichej, pokornej dziewczyny stałam się pasjonatką, miecz wydawał się stworzony dla mojej dłoni i odwrotnie. Wolne chwile spędzałam w bibliotece albo spacerując, przyjemność sprawiało mi przebywanie na powietrzu, przyzwyczajenie jeszcze z lat dzieciństwa. Najciężej było mi nie tyle przyzwyczaić się co zaakceptować nieustanne krzyki dochodzące z lochów fortu, często w nocy budziły mnie one, owijałam się wtedy szczelniej kocem starając się powstrzymać biegnące po plecach dreszcze, żaden człowiek nie zasługuje na takie traktowanie…

***
Okiennica niesiona siłą wiatru otworzyła się i zamknęła z trzaskiem budząc mnie w środku nocy. Było zupełnie ciemno, a ja czułam dziwny, niepokojący ucisk w dole brzucha, zwinęłam się w kłębek, znowu mi się śnił, znowu… Mimowolnie łzy napłynęły mi do oczu, zerwałam się na nogi i podeszłam do okna, otworzyłam je szeroko oddychając ostrym powietrzem, ogarnęło mnie zimno, lecz nie pomogło to odgonić myśli biegnących prze moją głowę, zatrzymać wspomnień. Zadawałam sobie tylko jedno pytanie: dlaczego nie mogę o nim zapomnieć? Owinęłam się szczelnie kocem i usiadłam na parapecie opierając się plecami o jego framugę, przymknęłam oczy, by znowu przywołać obraz jasnowłosej postaci:


- Eli! Eli, nie śpij– zawołał wesoło do mnie lekko szturchając – Nie wiedziałem, że aż tak cię nudzę – zaśmiał się
Był ciepły wiosenny dzień, siedzieliśmy na łące kawałek za miastem., bawiłam się źdźbłem trawy
- Nie nudzisz mnie, to bardzo ciekawa historia, wiesz, że uwielbiam cię słuchać tylko… nie chcę byś wyjeżdżał…
Nachylił się i pogładził mnie po włosach, popatrzył mi w oczy
- To tylko na krótki czas, niedługo cię odwiedzę, zobaczysz - szepnął


Gwałtownie wróciłam do rzeczywistości, wiatr wiał z każdą chwilą mocniej plącząc moje włosy i sprawiając, że drżałam z zimna, westchnęłam i przetarłam twarz dłońmi. Gdzieś w oddali zaczynało już wstawać słońce…

***
Nie znosiłam okrucieństwa, nigdy go nie akceptowałam, nie należało krzywdzić niewinnych ludzi, ale ten mężczyzna… Może i był mutantem, mimo to także nie zasługiwał na takie traktowanie. Patrzyłam z odrazą na to co się z nim działo z każdą chwilą mając ochotę wybiec z tego pomieszczenia albo choć zwymiotować, wszystko we mnie krzyczało, chciałam poprosić oprawcę by przestał, ale dokładnie w tej samej chwili odwrócił się do nas
- Tak wyglądają przesłuchania, pierwszej rzeczy jakiej się uczycie to to, że tutaj wszyscy są niewinni. To kto chce pierwszy?
Z naszego szeregu wystąpił Boris. Nieco imponowała mi jego odwaga, lecz z drugiej strony…
- Brat wybaczy, z całym szacunkiem, ale… Myślę, że bogini Shallya byłaby przeciwna, by jej uniżona służebnica brała udział w tego typu praktykach i jeśli łaska wolałabym tego…uniknąć… Oczywiście jeśli nie sprawiłoby to żadnego problemu… - powiedziałam nieśmiało obserwując uważnie czy twarzy zakonnika nie wykrzywia grymas złości
 
Erissa jest offline  
Stary 07-02-2011, 21:50   #5
 
one_worm's Avatar
 
Reputacja: 1 one_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputację
Boris Zgłosił się jako pierwszy z grupy i jedyny. Nauczyciel pokiwał tylko głową i krzyknął:
- Wprowadzić więźnia!
Na jego polecenie po kilku chwilach została wprowadzona jakaś kobieta, biust wisiał jej mizernie, tkanina ledwo zasłaniała jej ciało, skromna przepaska ledwo kryła jej łono. Kobieta była bez skazy, była przerażona, co widać było w jej oczach. Patrzyła się w niemym przerażeniu, a jej łzy ściekały po policzkach, dolna warga drżała bezgłośno. Została przypięta przez strażników. Widać było jedno – była osobą zadbaną, przynajmniej do póki nie trafiła tutaj. Jej szafirowe oczy spoglądały tylko na jej pięknej, nieskazitelnej twarzy, a kasztanowe włosy, które kiedyś musiały wspaniale powiewać na wietrze były zlepione brudem w lekkie kołtuny.
-Pamiętaj, oni wszyscy są niewinni, jak tamten poprzedni.

Boris podszedłeś do paleniska i wziąłeś pręt. Był rozgrzany do białości. Kimkolwiek nie była ta dziewczyna, jak byłeś uczony – była nikim innym jak heretykiem. Wraz z prętem podszedłeś do niej…
- Oskarżona jest o czary, ponoć jest wiedźmą ale jako dama szlachetnie urodzona, nie może spłonąć zanim nie wyjawi wszystkich informacji jakie posiada, bo może być niewinna, wtedy nie ma możliwości, aby spłonęła. Oczywiście zaprzecza jakoby jakiekolwiek czary rzucała, ale dwoje wieśniaków widziało jak robi czary, jak zamienia krowy w żaby i nago tańczy przy świetle księżyca. To ostatnie potwierdza służba. – Wasz nauczyciel czytał to z jakiejś kartki. Mimo słabego światła.
Podszedłeś bliżej, machnąłeś jej przed oczami rozgrzanym prętem tak jak zrobił to nauczyciel i wycelowałeś jej w pierś. Powoli, spokojnie przybliżałeś pod jej sutek rozgrzany do białości pręt. Pręt z każdą chwilą był coraz bliżej, a ona miała coraz większe oczy i coraz więcej łez. Nagle krzyknęła:
-Ja powiem! Ja wszystko powiem, tylko nic mi nie rób – jak na komendę zatrzymałeś się.
- W końcu, czyli jednak można po dobroci, mów zatem wiedźmo, dziwko Tzeentcha, mów co wiesz! W tej chwili!
-Ja… ja… ja powiem od początku powiem wszystko- Jej głos załamywał się.- Tańczyłam przy świetle księżyca, była wtedy naga… To znaczy, mogłoby to tak wyglądać ale to szlachcic Alderbert Zweichanter mnie pohańbił! Wykorzystał brutalnie wbrew mej woli, to nie był taniec, to… ja wtedy błagałam Ulryka, błagałam Sigmara, błagałam Shallye o to bym dziecka nie wydała, błagałam, aby ukarali go i akt przemocy na mnie i pohańbienia zawrócili, ja nie wiem nic o czarach, nigdy nie zamieniłam niczego w żaby, ani krów ani nikogo! Ja nei jestem wiedźmą, jestem kobietą pohańbioną, który teraz mnie zechce? Jestem jak zwykła ladacznica z ulicy – i w tym momencie rozpłakała się, płakała i zawodziła, widać było jej obojętność do sytuacji i jak się to wszystko potoczy. W tym momencie wasz nauczyciel podszedł do waszego kompana i wziął od niego pręt. Zawołał strażników i rozkuł j, ci zabrali ją, a on rzekł:
-Ubrać ją, ubrać i nakarmić. Odstawić do domu, powiedzieć, że wiedźmą nie jest, wieśniaków odszukać i wywiesić. To koniec nauk na dziś. Co zaś do Ciebie berty, zostaniesz tutaj i mi w czymś pomożesz. Reszta może wyjść.

Po chwili byliście na górze. Widzieliście po swoich minach żal i zgryzotę i okrucieństwo.

Dwa tygodnie później
-Gratuluję! Ukończyliście pierwszy etap szkolenia, nie jesteście jednak jeszcze Czarnymi Płaszczami, co to, to nie, jesteście tylko osobami, które mogą nimi pozostać. – przemówił do was Inkwizytor który was zresztą tutaj skierował.- Dostaniecie swoje pierwsze zadanie oraz glejt. Glejt upoważni was i nada obowiązek dla wszystkich, których o pomoc poprosicie, jej udzielenia. Zbadacie przypadek w terenie, dwoje kultystów. Towarzyszyć wam będą bardziej doświadczone osoby, dokładniej dwie. Dla nich to też pewnego rodzaju test. Otóż jest pewne małżeństwo, które składa ofiary z ludzi, na nazwisko im Weber i mieszkają nieopodal Avenburga, w małej wiosce. Wasze zadanie jest proste – pojechać tam i zobaczyć czy faktycznie parają się składaniem ofiar. – po tych słowach wziął łyk wina- Dostaniecie czarne płaszcze oraz kapelusze, znak rozpoznawczy ale nic ponad to. Są pewne przesłanki, iż nie są to kultyści lecz ludzie nauki. Kiedyś oskarżono jednego krasnoluda o herezję i czczenie mrocznych bóstw. Jak się okazało był on …światły i mądry i był naukowcem. Czy jak się oni zwą. Z czarami nic nie miał wspólnego a tym bardziej ze złymi bogami. Dlatego nim wyrok wydacie i na stosie spalicie zapoznajcie się z sytuacją. Wasi towarzysze będą czekać na zewnątrz no i jak macie pytania, śmiało jak nei to w drogę.
 
__________________
Do szczęścia potrzebuję tylko dwóch rzeczy. Władzy nad światem i jakiejś przekąski.
one_worm jest offline  
Stary 10-02-2011, 10:32   #6
 
Isengrim Faoiltiarna's Avatar
 
Reputacja: 1 Isengrim Faoiltiarna nie jest za bardzo znany
Dźwięk dzwonów, wzywający na poranną modlitwę, rozległ się po okolicy. Isengrim wygrzebał się z barłogu i rozejrzał się dookoła zaspanymi oczami. Przetarł ręką twarz, po czym zwlókł się z wyrka i skierował swoje kroki do kaplicy, gdzie planował zadekować się w jakimś kąciku i podrzemać jeszcze trochę. Ten aspekt życia tutaj przeszkadzał mu najbardziej. Gdyby jeszcze nie trzeba było wstawać o takiej pogańskiej godzinie... Nie chodziło o to, że nie lubił się modlić, ale czy Sigmarowi naprawdę zależy na tym, żeby oddawać mu cześć skoro świt? Czy nie można tego zrobić po śniadaniu i wizycie w łaźni? Chcąc nie chcąc, Isengrim ubrał się szybko i ruszył w stronę kaplicy.

***

Po modlitwie, śniadaniu oraz wizycie w łaźni Isengrim udał się na dziedziniec. Ciekawe, czy grupa rekrutów już czekała. Podobno to ich pierwszy wypad w teren... Isengrim, co tu kryć, też był trochę podekscytowany. Bądź co bądź, dostał swój oddział, a jeśli sprawdzi się na tej misji, to w końcu zacznie zajmować coraz to wyższe miejsca w hierarchii organizacji. Sytuację psuł trochę fakt, że będzie nim dowodził na spółkę z innym mającym się sprawdzić w terenie kandydatem na dowódcę. Co prawda zadanie nie wyglądało ani na szczególnie trudne, ani szczególnie chwalebne, ale na pewno poprawne i sumienne jego wykonanie nie zaszkodzi w drodze do kariery.

***

Stojąc już na dziedzińcu, Isengrim jeszcze raz przejrzał swój dobytek, sprawdzając, czy aby na pewno niczego nie zapomniał. Wszystko wydawało się jednak być na miejscu. Isengrim zdjął swój zwykły podróżny płaszcz i założył nowy, czarny płaszcz oraz kapelusz, który otrzymał wczoraj. Z kieszeni wydobył pokrzywione, wąskie cygaro i pudełko zapałek. Zaciągnął się, po czym oparł plecami o ścianę i czekał, aż jego oddział zakończy odprawę. Uśmiechnął się lekko. "Jego oddział". Słowa miło brzmiały w głowie.
 
__________________
"BEG FOR MERCY! Not that it will help you..."
Hoist the banner high! For Commoragh!!!

Ostatnio edytowane przez Isengrim Faoiltiarna : 10-02-2011 o 13:34.
Isengrim Faoiltiarna jest offline  
Stary 10-02-2011, 14:15   #7
 
valtharys's Avatar
 
Reputacja: 1 valtharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputację
Siegfried jak zawsze budził się skoro świt i oddawał się modłom. Tak było i tym razem. Gdy już skończył modlić się do Sigmara począł rozmyślać nad zadaniem, które mu przydzielono. Walczył już nie raz ze sługami mroku, lecz zawsze sam. Nigdy nie musiał „niańczyć” jakiś żółtodziobów, szczęściem jednak Sigmar obdarował go współtowarzyszem. Miał nadzieję że będzie chciał on się wykazać przed przełożonymi i to on obejmie pieczę nad resztą grupy. Sługa Sigmara zaczął się ubierać. Robił to powoli i starannie, bowiem nie czuł pośpiechu. Najwyżej poczekają na niego.

***

I tak z koszar, w których go umieścili wyszedł wysoki na ponad 6 stóp dobrze zbudowany mężczyzna, który skierował się ku świątyni i dziedzińcowi. Poza zwykłym, dość poniszczonym odzieniem narzucony miał na siebie czarny płaszcz. Widać gołym okiem było że nowiutki. Na potężne barki opadały mu siwe, długie włosy których pojedyncze kosmyki przysłaniały jego twarz. Fanatyk odgarnął je ruchem dłoni, tak by nie zasłaniały mu widoku. Szedł powoli, bardzo powoli lecz dumnie. Niebieskie oczy patrzyły na innych ze spokojem, chłodem i obojętnością lecz z wielką dociekliwością, jakby szukał czegoś w omijających go przechodniach. Lewa część twarzy była strasznie poharatana, a przez oko przechodziła długa i bardzo widoczna blizna. Mężczyzna miał również mniejsze, lecz nie rzucały się one aż tak w oczy. Dłonie chroniły skórzane rękawiczki, których palce zostały obcięte. Przy pasie swobodnie bujał się posrebrzany łańcuszek na którym zwisał wiosek w kształcie komety z dwoma ogonami. Również na szyi miał miedziany, nie przedstawiający wartości materialnej, medalion z wygrawerowanym młotem. W jednej z dłoni mężczyzna trzymał kiścień, którego trzy stalowe kule najeżone kolcami niebezpiecznie bujały się stukając o siebie delikatnie. Na plecach zarzucony miał luźno plecak, w którym trzymał najpotrzebniejsze rzeczy.

***
Widząc że na dziedzińcu ktoś już czeka, podszedł powoli i przywitał się:

-Jestem Siegfried, a Ciebie jak zwą ? – jego głos był ponury.Mężczyzna wyciągnął rękę na przywitanie

Siegfried był ciekaw kim okażą się śmiałkowie, którzy zechcą stawić czoła ciemności. Znał chaos, i wiedział że łatwo ulec jego podszeptom. Ogień, stal i wiara była najlepszym orężem. Gdyż nie ma czegoś takiego, jak niewinność; są tylko poziomy winy. Fanatyk obejrzał dokładnie mężczyznę, z którym się przywitał. Nie miał nic przeciwko towarzystwu o ile nie będą przeszkodą w jego misji.
Czarne płaszcze, chciało mu się śmiać. Bowiem jak dla niego, zbyt teatralnie to wyglądało. Tym bardziej, że Chaos nie ma w zwyczaju się ujawniać kiedy nie jest mu to na rękę. A grupa śmiałków pod patronatem Sigmara na pewno nie będzie się rzucać w oczy.
Mimo taki zabawnych myśli Siegfried nie dał po sobie poznać by cokolwiek go bawiło.
 
__________________
Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-)
valtharys jest offline  
Stary 10-02-2011, 21:33   #8
 
Yzurmir's Avatar
 
Reputacja: 1 Yzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie coś
Ostatnie dni w obozie szkoleniowym były naprawdę koszmarne. Jedynym, o czym myślał Gabriel Hörbinger, była ucieczka z tego miejsca. Okazja nadarzyła się sama, gdy wraz z pozostałą czwórką znajomych mu osób został wezwany przez jednego z inkwizytorów, który stwierdził, iż zostaną wysłani na jakąś misję, w dodatku wyposażeni w specjalny glejt. Lepiej być nie mogło. Gabriel słuchał przemowy w ciszy, po czym pośpiesznie, nie dając znać, że się cieszy, wyszedł na zewnątrz. Trzymając w rękach otrzymany płaszcz i kapelusz, skierował się w stronę dwóch, najwyraźniej czekających, mężczyzn.
- Nazywam się Gabriel Hörbinger – powiedział niepewnie. – Wyruszamy już teraz? Nie wychodziłem stąd od… trzech tygodni i nie miałem okazji się przygotować, zatem… może najpierw pójdziemy na targ?
Obserwował dwóch inkwizytorów. Zapewne wszystko skończy się, tak czy inaczej, wielką rzezią.
 
Yzurmir jest offline  
Stary 12-02-2011, 14:31   #9
 
Erissa's Avatar
 
Reputacja: 1 Erissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputację
Wprowadzona kobieta wyglądała okropnie; już na pierwszy rzut oka było widać, że to jedna ze szlachetnie urodzonych dziewuszek nienawykłych do pracy ani do tego typu poniewierania, sądząc po stanie w jakim była musiała siedzieć w lochu prze jakiś czas, a może po prostu była zbyt słaba, by znieść to wszystko? Elyn w tej chwili zastanawiało tylko jedno: dlaczego to właśnie bogaci, szlachetnie urodzeni ludzie są tak podatni na pokusę paktowania z siłami chaosu? To obietnica jeszcze większych wpływów, bogactwa, czy zwykłe znudzenie, pycha? Nigdy nie miała do czynienia z tego typu mocami, ale gdy patrzyła na to jak wielką i niszczącą moc mają wiedziała, że nie poddałaby im się w żadnym wypadku, tak jej się przynajmniej wydawało… Dziewczyna skrzyżowała ręce na piersi, po tym co zobaczyła jeszcze chwilę temu ogarnął ją jakiś dziwny spokój, patrzyła niemal obojętnie na piękność zastanawiając się co z niej wylezie, w jaki sposób jest naznaczona. Boris przystąpił do dzieła, przez myśl przebiegła jej tylko wątpliwość czy faktycznie jest aż tak zacięty, odważny czy po prostu ma w tej dziedzinie doświadczenie. Nagle „kultystka” zaczęła krzyczeć, prosić o litość, opowiadać co się stało, Elyn była wstrząśnięta podobnie jak pozostali, więc jednak okazała się niewinna, męczyli niewinną kobietę… Sigmarze, mogła tak cierpieć przez głupotę jakiegoś niewyżytego szlachcica, niech gniew Morra dosięgnie go gdziekolwiek teraz to ścierwo jest! Kiedy szlachcianka zaczęła płakać do oczu Elyn również napłynęły mimowolnie łzy, chyba jednak nie stała się przez to całe szkolenie tak sucha jak myślała… Głos mówiący o uniewinnieniu płynął niczym muzyka do uszu dziewczyny „Sprawiedliwość jest najważniejsza” pokiwała głową i wyszła razem z innymi z lochu. Mijała kamienne ściany, nigdy wcześniej nie patrzyła na nie w ten sposób, ale nagle zdała sobie sprawę, jak wielu wydarzeń były świadkami, jak wiele cierpień, krzyków i zawodzeń słyszały, ilu niewinnych ludzi opłakiwały będąc niemymi obserwatorami ich dramatu… Westchnęła cicho. Wspinali się schodami powoli, spokojnie, jakby obciążeni nowym doświadczeniem, Elyn zdała sobie sprawę, że zapamięta to do końca życia, a widok i krzyki będą wracały do niej w nocnych koszmarach. Wreszcie znaleźli się na górze, słońce oślepiło ich, dziewczyna zakryła oczy dłonią, dookoła rozległy się siarczyste przekleństwa wypowiadane przez jej towarzyszy, dla niej światło było jednak pocieszeniem, znakiem, że na tym świecie jest jeszcze jakieś inne życie poza okrutnymi Czarnymi Płaszczami, że gdzieś jest jej dom, osoby, które kocha i które na nią czekają.

***
Czas płynął szybko, lecz monotonnie, Elyn zaczęła tęsknić za zwykłymi rzeczami, które towarzyszyły jej niegdyś w Grun Geörolitz każdego dnia; za spacerami po lesie, ciasnym gabinetem ojca czy pracą, zwykłą pracą cyrulika. Gdy została wezwana do gabinetu jednego z zakonników zwlekła się tylko bez humoru z łóżka i bez słowa ruszyła w tamtą stronę. Od rana miała podły nastrój, lecz sama nie wiedziała dlaczego, męczyło ją dziwne przeczucie, które ciążyło niczym głaz gdzieś na sercu. Intuicja nigdy wcześniej jej nie zawiodła czyżby coś się szykowało? Weszła do pomieszczenia i stanęła z tyłu grupy, oparła się o zimną ścianę, której przeszywający chłód nieco pomógł skupić się na rzeczywistości i zebrać myśli. Słuchała od niechcenia tego, co mówił do nich mężczyzna: ”Tak, tak…koniec pierwszej części…oczywiście, glejty, jakże ważny element tej głupiej propagandy….jasne, kolejni kultyści, jakże by mogło być inaczej?” pełna ironii przedrzeźniała go w myślach, denerwowało ją wszystko i wszyscy nagle jednak jej oczy otworzyły się szerzej, poczuła jak nogi zaczynają jej mięknąć a ona sama osuwa się po ścianie „Na nazwisko im Weber i mieszkają nieopodal Avenburga, w małej wiosce”, robiło jej się na przemian zimno i gorąco, policzki płonęły, a po plecach przebiegały dreszcze
- Ale… - urwała, nie mogła niczego więcej powiedzieć, to musiał być zły sen
Przez jej głowę zaczęły gorączkowo przebiegać myśli „Sigmarze, Sigmarze, dlaczego? Czy mało wycierpieli? Czym ci zawiniliśmy?! CZYM?!” miała ochotę zacząć krzyczeć, że to nie jest prawda, że to tylko głupie plotki i… i… Stos… to słowo dźwięczało jej w uszach, odzywało się echem tak silnym, że musiała schować twarz w dłoniach by je od siebie odgonić, choć spróbować
- Tato… - szepnęła tylko
Rozglądnęła się dookoła nieobecnym wzrokiem, widziała, że wszyscy zaczynali już opuszczać salę, wybiegła szybko za nimi, musiała być chwilę sama, by zebrać myśli.

Zakładała płaszcz, poprawiła go dokładnie, z kamienną miną, wyglądała tak spokojnie, że nikt nawet nie podejrzewał co dzieje się w jej głowie, a działo się dużo; myśli biegły niezatrzymanie, a pomysły, plany przeplatały się, łączyły w jedną całość niczym elementy wielkiej układanki. Związała mocno włosy tak, by nie wystawały spod kapelusza, uwolniła jedynie kilka kosmyków, które dodawały jej nieodpartego uroku i nieco zawadiackiego wyglądu, wiedziała, że nie może pozwolić sobie na rozpoznanie w rodzinnych stronach, poprawiła rondo, aby choć trochę zasłaniało jej twarz, postawiła kołnierz koszuli i spojrzała na siebie badawczo, musiała zebrać jak najwięcej informacji, ale to już na miejscu, musiała jakoś wyjaśnić tę sprawę, nawet jeśli miała pozostać sama i walczyć przeciwko wszystkim Czarnym Płaszczom, przeciwko swoim przyjaciołom, nie miała innego wyjścia
- „Postępuj tak, byś niczego nie żałowała Elyn”, tak właśnie zrobię – wspomniała słowa ojca – Udowodnię im, że nie macie nic wspólnego z chaosem albo sama spłonę na tym stosie, nie pozwolę zrobić wam krzywdy – powiedziała do swojego odbicia
Szkolenie miało jeden dobry aspekt, zbudowało w niej charakter, wzmocniło, wiedziała teraz, że nie cofnie się przed niczym.

Szła przez dziedziniec szybkim, pewnym krokiem, jej twarz nie wyrażała nic, nie była już tą samą osobą, miała robotę do wypełnienia i do czasu aż tego nie zrobi nie było miejsca na słabość, nie było miejsca na nic poza walką o prawdę, wiedziała, że ma przychylność swojej bogini, ona zawsze wspiera sprawiedliwość.
- Witam panowie – zwróciła się do nowych towarzyszy z tajemniczym uśmiechem odsuwając lekko kapelusz na tył głowy – Jestem Elyn, miło mi was poznać – podała im dłoń przeszywając każdego spojrzeniem, czy mogła im zaufać?
 

Ostatnio edytowane przez Erissa : 12-02-2011 o 15:38.
Erissa jest offline  
Stary 12-02-2011, 15:23   #10
 
Miccu's Avatar
 
Reputacja: 1 Miccu nie jest za bardzo znany
Dnia w którym pokazano mi tortury przeprowadzane na heretykach, ba sam miałem torturować, ale kobieta oskarżona o herezje na sam widok rozgrzanego pręta wszystko wyśpiewała i okazała się nie winna. Podchodziłem do zadania nie wiedząc jak zareaguję. Miałem wątpliwości czy będę w stanie to zrobić, czy sprawi mi to przyjemność, a może po prostu będę obojętny... Wrzask kobiety, jej błaganie o litość nie wzbudzały we mnie emocji. Po prostu zrobiłem to do czego się zgłosiłem. Rozwiał się wszelkie moje wątpliwości, szkolenie wyprało ze mnie takie emocje jak litość i współczucie.

***

Czas płynął coraz szybciej. Nie spostrzegłem jak znalazłem się w biurze inkwizytora i przyjąłem gratulację z powodu ukończenia pierwszego etapu szkolenia. Dostałem płaszcz i kapelusz, a także zadanie. Znaleźć heretyków w wiosce obok Avenburga. Zostałem Czarnym Płaszczem. Przed wyruszeniem spytałem jeszcze inkwizytora o więcej szczegółów.
- O którą dokładnie wioskę chodzi?
-Wioska trzy dni drogi od Avenburga - Inkwizytor zajrzał w papiery- GrunGeörolitz
- W takim razie nie mam więcej pytań.

Wyszedłem na zewnątrz gdzie czekać na nas mieli dwaj kolejni towarzysze. Czekali, od razu ich rozpoznałem.
- Witam, domyślam się, że to wy będziecie nam towarzyszyć. Zatem zanim wyruszymy wypadałoby się chyba przedstawić. Jestem Boris.
 
Miccu jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 22:36.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172