Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 13-02-2011, 20:07   #1
 
Bielon's Avatar
 
Reputacja: 1 Bielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputację
[WFRP 2ed] Rycerskie obyczaje III

Rycerskie obyczaje III


Reguły sesji:


* Prowadzący: Bielon i Cohen.
* Kwestia konwencji: BielHekowy heros-slowfood. WFRP. Bretonia.
* Kwestia zgodności z settingiem: Wszelkie materiały kanoniczne zachowują ważność, data rozpoczęcia przygody to jesień w rok po najeździe Archona. Moja interpretacja settingu jest moją interpretacją settingu. A świat jest taki, jaki jest, sami wiecie lekko nie ma.
* Kwestia zastosowania mechaniki: W tej sesji opieramy się na logice i zdrowym rozsądku, wszystkie rzuty wykonuje MG lub zdesperowany Gracz. Gramy korzystając z mechaniki. WFRP 2ed. Mechanika rozstrzyga kwestie sporne, przy czym spory z MG rozstrzyga MG. O konieczności odwołania się do niej decyduje MG.
* Kwestia kontroli MG nad poczynaniami graczy: Gracze mają nieograniczoną swobodę, jednak opis konsekwencji ich czynów leży w gestii MG. W niektórych (sami sprawdźcie jakich) sytuacjach gracze wchodzą w interakcję za światem na opisanych zasadach i sami opisują skutki niektórych swoich czynów. Proszę, na bazie doświadczeń z sesji poprzednich, o wstrzemięźliwość.
* Kwestia relacji wewnątrzdrużynowych: To jest życie, więc konflikty w drużynie są akceptowane, choć nie patrzę już na nie tak przychylnym okiem jak niegdyś. Fabularnie uzasadnione są zawsze zasadne. W sumie zaś radzę pamiętać, że to nasze sesje. Drużyny tu wszak nie ma…
* Kwestia częstotliwości postowania: Tempo postowania ustalamy na jak najczęstszą. Dbajcie jednakże o nie spowalnianie rozgrywki. W niektórych sytuacjach zdarzyć się może, że częstotliwość postów będzie większa. Lub mniejsza. Proszę jednak na wzięcie pod uwagę, że mam 2 maleństwa i ostatnio nawał pracy. Myślę więc, że 2 posty/tydzień to odpowiedni rytm. Nie bądźmy minimalistami. Ja i cohen postaramy się nie być. Wolał też będę postować krócej a częściej. Prosił bym o zachowanie tej rytmiki: post MG, dzień (24h) na odpowiedź Graczy, post MG w przedziale 24h-48h po poście ostatniego Gracza. Byśmy mieli czas przemyśleć co napisaliście. Zaznaczam jednak, że z racji spraw rodzinnych może być tak, że zniknę. I później się pojawię równie nagle. W takiej sytuacji poczekajcie na mnie bez kwękania. Wracając wrócimy do rytmiki i zostaniecie o moim powrocie poinformowani.
UWAGA: Przez 24h każdy z Graczy pisze ze spokojem. Jednak po upływie owych 24h postać każdego z niepiszących może zostać przez innych Graczy wykorzystana; z uwzględnieniem jej charakteru i natury; bez prawa kwękania „Ja bym tego nie zrobił”, „Ja bym tam nie poszedł”, „Ja bym tego nie powiedział”. Pamiętajcie o tym i zmieśćcie się w tych 24h. Albo ryzykujcie…
* Kwestia preferowanej długości postów: Długość się liczy mniej, ważniejsza jest jakość a najważniejszy MG. Gracze piszący posty jednolinijkowe są mile widziani, w charakterze mięsa armatniego. W końcu trzeba zapracować na tytuł "Rzeźnik". Jednak 5 stron opisu blasku księżyca lub wariantowych przemyśleń czy też ekwipunku jest widziane równie mile.
* Kwestia poprawności i schludności notek: Żadnych emotek, psują mój nastrój.
* Kwestia zapisu dialogów: Dialogi piszemy. Kursywą oraz poprzedzamy myślnikiem. Najlepiej.
* Kwestia zapisu myśli postaci: Jeżeli znajdzie się postać decydująca się na myślenie to myśli postaci zapisujemy wybranym przez MG kolorem czcionki - czarnym. Myśli poza tym zaznaczamy z obu stron tyldą oraz piszemy kursywą. Lub inaczej, choć lepiej nie.
* Kwestia podpisy pod notkami graczy: Wyłączamy podpisy w notkach sesyjnych. Jeśli to możliwe. Lub nie, jeśli nie. Wówczas można umieszczać w podpisach pochlebne opinie na temat MG i Forum. Lub inne. Pochlebne mniej.
* Postacie sesyjne Graczy i postacie Tła: W sesji tej póki co nie ma Tła. Ale nie twierdzę, iż pojawić się nie może. Każdy, kto będzie do sesji dołączał w jej toku, będzie dołączał Tłem. Jakby to cokolwiek zmieniało. Tytułem zaś wyjaśnienia co to Tło pozostawiam z opisu z poprzedniej sesji. Zatem … wprowadzam podział na postacie pierwszo i drugo planowe. Postacie pierwszo planowe [postacie Graczy] uczestniczą w głównym wątku sesji na jej początku i będą prowadzone tak, by uczestniczyć w jej głównym nurcie. Ich posty są inspirowane przez MG a skutki ich działań zależą również od niego. Ich również obowiązuje rygor częstotliwości postowania w sposób bezwzględny. Postacie drugoplanowe [postacie Tła] są w rzeczywistości takimi postaciami, którym jako MG powierzam pisanie nieograniczone poza sytuacjami „stykowymi” z meritum sesji. Te postacie jednak wciąż są pełnoprawnymi uczestnikami sesji. Ci Gracze mogą pisać co chcą i kiedy chcą nie przejmując się limitem postowania. Wyjątkiem są sytuacje, które wymagają odpowiedzi Gracza w poście. Wobec jej braku w razie konieczności pisał będę sam oceniając ich działania wedle swego uznania. To się może nie spodobać. Należy również pamiętać, iż rozdział na postacie pierwszo i drugoplanowe jest płynny i od samych postaci zależy jaką rolę w danej historii odegrają.
*Walki w grze: Rzecz bardzo ważna. Chciałbym byście pamiętali, że walka to ostateczność. To sposób rozwiązania konfliktu, gdy wszelkie inne metody zawiodły. A walkę wygrywa nie ten który zabije przeciwnika, tylko ten, który przeżyje. W walce można wszak zginąć i wierzcie mi, może się to stać waszym udziałem w tej sesji. Nie życzę wam tego. Wy sobie, jak sądzę, również tego nie życzycie. Pamiętajcie więc o tym dobywając broni. Bo nasi NPCowie dobywając jej iść będą zwykle na pewniaka. Bo też chcą żyć. Czego i wam życzymy.

UWAGA:
Kto chce dołączyć do sesji może zawsze do niej dołączyć pod warunkiem uzgodnienia postaci z MG. W takiej sytuacji pisał będzie z pozycji Tła.

No to zaczynamy!


================================================== ======

Giles de Buroix, rycerz bez ziemi, watażka pełną gębą i znany w "towarzystwie" okrótnik, spoglądał na sioło z wysokości ciężkiego, rycerskiego wierzchowca pełnej krwi, którego nie powstydził by się żaden baron. Koń był jego narzędziem pracy o które należało dbać. Do roboty zaś Giles podchodził z profesjonalizmem rzadkim w dzisiejszych czasach. Jednak swego czasu dane mu było spotkać na swej drodze jednego ze znaczniejszych włodarzy Akwitanii, biskupa Teflera z Brionne, który znany ze swoich skłonności do płci nadobnej, będąc posiadaczem własnego zamtuza na tyłach akwitańskiego klasztoru Sióstr Miłosiernych, zwykł był mawiać "Jak spowiadam, to spowiadam a jak pierdolę to pierdolę". Profesjonalne podejście do wszystkiego w życiu biskupa dawało efekt piorunujący, karierę w hierarchii czynił zastraszającą szybko pnąc się po jej szczeblach aż na sam szczyt. Już teraz, będąc jednym z najbardziej wpływowych duchownych w księstwie, był żywym dowodem na właściwe podejście do obowiązków. Giles, służąc mu od lat czterech, nauczył się wiele. Wówczas też przeszedł przemianę ze zwykłego zbója, raubrittera bez duszy i celu innego niż pełna kiesa w rycerza pełną gębą, w służbie biskupiej. Co ciekawe, bezduszność była dlań obecnie bardziej zaletą niźli wadą. "Taka robota" często, zbyt nawet często musiał powtarzać. Nie był by jednak do cna uczciwy, gdyby nie przyznał przed samym sobą, że sprawia mu ona moc satysfakcji.

- Uderzymy od razu, czy czekamy aż się zacznie? - pytanie zaskoczyło go i wyrwało z rozmyślań. Spojrzał z boku na Hektora Ponte, swego komityliona. Szpetna blizna szpeciła przystojne oblicze młodzieńca czyniąc je jeszcze bardziej odrażającym niż było wcześniej. Dowód męstwa i wojennych uczynków w Imperium. Był członkiem chorągwi Mężnych, znanej z okrucieństwa, która siała postrach na ziemiach sąsiada nie gorszy niż cała horda Chaosu. Hektor wydawał się zbyt młody by zyskać aż taką sławę mołojecką. Ci jednak, którym było dane stanąć naprzeciwko zastępów Archonta dorastali jednak szybko a towarzyszył im w dorastaniu krzyk gwałconych niewiast, ryk zarzynanych mężów i żar płonących strzech. Takie doświadczenia uczyły życia nader szybko i pomagały w dorastaniu. Hektor znany był z czegoś jeszcze. Nienawidził elfów. Giles nie dziwił mu się ani odrobinę. Znał jego historię od podszewki nim wybrał go do swego oddziału.

- Poczekamy. Niechaj się rozkrzyczy, niech się zacznie, widzieć będziem kto tam prym wiedzie, kto jeno słucha a kto przeciwny do bitki się ze skurwysynami bierze.

- Tych ostawim...-
młody wzięty do oddziału został z racji swych zdolności magicznych i percepcyjnych, ale wiele się jeszcze musiał nauczyć. Jeśli tak doskonale, jak o nim mówiono, czytać umiał w myślach, ciekawym było czemu teraz mu się nie udawało. Chyba, że czytał właśnie.

- Tak Kubuś, w pewnym sensie...- Jakub de Volleu służył w oddziale krótko, ale ludzi biskupa do specjalnych poruczeń poznać zdążył. Słysząc odpowiedź Gilesa skurczył się lekko, ale niczym była ta reakcja w porównaniu do wcześniejszych. On również uczył się szybko. Przede wszystkim życia. - Powinni jako wierni walczyć z buntownikami a nie walczą. Są więc winni nie mniej od samych zaprzańców. Nie ma dla nich zmiłowania...- Giles nie lubił niedomówień. Był profesjonałem w każdym calu. Słysząc słowa dowódcy Jakub zadrżał. Znacznie jednak słabiej niż przed kilkoma miesiącami. Uczył się szybko. I otaczał coraz grubszą skorupą.


***

Widmo krążyło po D’Arvill – widmo śmierci…
W ledwie cztery miesiące do ziemi poszło więcej ludzi, niźli przez ostatni wiek, w tym i tacy, co na tych ziemiach wiele znaczyli, już to oficjalnie i jawnie, już to nie.

Zabrała Kostucha starego lorda, Berengera, czyniąc tym samym z jego syna, Malkolma, ostatnim z rodu. Gdyby, nie daj Panienko, jemu się zmarło, koniec to byłby familii nazwiskiem D’Arvill się mianującej.

Prawdę mówiąc, jedynymi, których dopiero co minione wydarzenia nie martwiły, ba!, cieszyły nawet, byli grabarze.

Cholerne kopigroby upasły się na nieszczęściu ludzkim tak, że im we łbach się poprzestawiało. Gildię skurwiele założyły, w samym mieście. Dwupiętrowy budynek, drewniany, ale z kamienną podmurówką. Nad wejściem zaś, na szyldzie w kształcie trumny, wymalowali, mendy, napis „Szybko i z fasonem”.

A jakby tego było mało, to starszy nad nimi, Pierre Alphonse, którego jeszcze niedawno pijanego w trupa na rogatkach miasta można było spotkać, w brudnej i złachanej przyodziewie, teraz zamiarował do rady miasta wejść.

Złe, złe to czasy dla żywych, gdy grabarze się bogacą.

Widmo krążyło po D’Arvill – widmo śmierci.
I właśnie uderzyło ponownie.


***

- Imieniem Świętego Oficjum oraz mocą rozkazu Lorda Malkolma, włodarza tych ziem, kładę na was areszt, do czasu wyjaśnienia tego mordu…

Chudy suchotnik odziany w czarny płaszcz Inkwizytorium spoglądał gorejącym wzrokiem na zgromadzonych w oberży biesiadników. Zdawać by się mogło, że już teraz próbuje wzrokiem swym przeszyć ich jestestwa na wskroś, zajrzeć w najczarniejsze zakamarki duszy by poznać sekretne myśli, plany i grzeszki. Byli i tacy, którzy od razu wzrok odwracali nie mogąc wytrzymać mocy owego spojrzenia. Tym z kolei więcej uwagi poświęcał stojący nieco z tyłu, za Inkwizytorem, odziany w dublet człek, który musiał pochodzić z południa. Czarne treflone włosy i wystrzyżone w szpic wąsy i bródka mogły sugerować Estalię lub Tileę, ale że ostatnio moda „na cudzoziemca” wiodła prym w wielkich miastach bretońskich, równie dobrze mógł być urodzonym Bretończykiem. Jedno było pewne, nosił swobodnie rapier i długi sztylet, niedbale obciążające mu pas. I widać było po jego ruchach, że nie służą li tylko do tego, by pas ów obciążać.





Oberża „U Mistrza C.” cieszyła się ostatnimi czasy ogromnym powodzeniem i uznaniem. Gromadziła biesiadników z różnych stanów i to takich, których generalnie stać było by się najeść i napić. Z drugiej jednak strony była miejscem wykwintnym, gdzie nie tak znów często bito się po mordzie, gdzie można było wiele ciekawych plotek usłyszeć a także, co nie było bez znaczenia, znaleźć całkiem intratne zajęcie.

.
 
Bielon jest offline  
Stary 13-02-2011, 20:10   #2
 
Bielon's Avatar
 
Reputacja: 1 Bielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputację

Prowadzący ją stary Maciej, człek, który ponoć kręcił interesy z Młokosem, jakimś zrządzeniem losu potrafił wejść w posiadanie opuszczonej przez Mistrza Cecile posiadłości. I przekornie nazwał ją w sposób, który od razu budził skojarzenia. Dla zwykłego biesiadnika po stokroć bardziej interesujące było to, że można było w niej się obficie najeść i wygodnie wyspać w czystym łożu bez ryzyka nabycia wszelkiego rodzaju plugastwa jak świerzb, wszawica czy tam Panienka jedna wie co jeszcze. „U Mistrza C” zyskała szybko dobre imię. Nie bez wpływu na to pewnie były znajomości i możliwości starego Macieja. Kogo jednak teraz to obchodziło? W d’Arvill zaszły takie zmiany, że zmiana właściciela jednego budynku przeszła niemal niezauważona.

Zmieniło się bowiem wszystko. Przede wszystkim zmienił się Lord po tym jak na dziedzińcu zamku w zdradzieckim buncie został zabity Lord Berenger. Ginąc jak wieść niosła z rąk swego własnego kapitana! Którego przecie sam wyniósł podnosząc do rangi doradcy! Ba, powołał przecie nawet Bractwo d’Arvill do którego ów kapitan przecie należał. Jednak Kressa w mieście znali wszyscy i nie przychodziło ludziom z łatwością uwierzyć w jego zdradę. Dość jednak było tego, by wierzył Lord. Lord Malkolm d’Arvill. Który od razu po pogrzebie zapowiedział solidne zmiany. Czas był po temu ostatni, bo d’Arvill cudem jedynie uniknęło zbrojnej napaści du’Ponte. Lord Cedryk bowiem został wstrzymany w swoim zamku przez nagłą chorobę, która uniemożliwiła mu ruszenie w pole w chwili, która była po temu umówiona. Jego zbrojne zastępy trwały pod miastem zgromadzone czas jakiś a później rozkazem Lorda zwolnione powróciły do swoich siół. Młody Malkolm wiedział, że by ostać się na d’Arvill musi podjąć szybko jakieś kroki.

Listy rozesłano jeszcze w dniu cichego pogrzebu. W tym samym dniu w którym Lord Malkolm przecz przegnał z zamku pozostałości po nieudolnym Bractwie: łowczego Yavandira i swego dalekiego krewniaka Petera d’Orr. Którzy pewnie teraz, słuchając słów Mistrza Inkwizytorium, żałowali, że od razu po owym dyshonorze nie opuścili okolic d’Arvill. Chcieli jednak na własne oczy zobaczyć jak d’Arvill legnie w gruzach, kres swoich dni dożywając pod władztwem „Lorda” Malkolma. I tak spotkał ich lepszy los niźli tych, którzy na zamkowym dziedzińcu bunt wywołali. Tych pan na d’Arvill kazał obwiesić na murach zamku ku postrachowi plebsu. W mieście gadało się głośno o przekleństwie, które na d’Arvill spadło. „Głos” mówił to samo Peterowi. Który coraz częściej miał wrażenie, że i Yavandirowi sączy podobne brednie. Teraz zaś „Głos” śmiał się na całego. I naigrywał z ich głupoty. Były chwile takie jak ta, kiedy Peter mógłby się z nim zgodzić.

W oberży nie byli sami. Nawet nie byli sami przy stole. Krasnolud Klif szukał towarzystwa Yavandira chyba z tego tylko powodu, że nie czuł się najlepiej pośród samych ludzi. Było to o tyle dziwne, że zwykle krasnoludy nie darzyły szczególną estymą „długouchych”. Jeśli tak było, Klif Eastrock był wyjątkiem w swoim gatunku. I pił z Yavandirem już drugi dzień. Podobnie zresztą jak Lilawander, przybysz zza mórz, który w d’Arvill otworzyć miał faktorię handlową i nawiązać handlowe stosunki. Elf. Było by niezwykle dziwnym, gdyby trzymał się od Yavandira z dala. Tym bardziej, że łysy elf, mimo obrzydliwej jak na elfy fizjonomii, był kimś kto znał lokalne zwyczaje. Dla Lilawandera był bezcennym źródłem wiedzy. I mógłby być partnerem, gdyby tylko podatny był na mądrość płynącą z ust zamorskiego elfa.

William Elouwen siedział przy innym stole niż dwójka elfów, krasnolud i towarzyszący im człek, któremu usługiwał sam gospodarz. Siedział i zastanawiał się, czemu los aż tak zeń zadrwił posyłając do d’Arvill w ślad za mrzonkami szalonej głowy, którą ktoś odstrzelił na zamkowym dziedzińcu. Karawana Profesora rozpełzła się po mieście na wieść o śmierci ich pryncypała i dobroczyńcy. Sporo dóbr będących własnością Heinricha „zaginęło” wraz z mniej związanymi zeń członkami karawany. Jej niedobitki obozowały pod murami d’Arvill bezskutecznie próbując u młodego panicza uzyskać potwierdzenie nadania, które stary Lord uczynił na rzecz Profesora.

Klaus von Grautz siedział przy biesiadnym stole społem z Grimem Spammerem, Erwanem de Dulain, Alvarem Diego Velasquezem i Samuelem Metznerem. Nie znali się, ale przy biesiadnym stole w oberży nie grymasi się nadmiernie. Ław w końcu było tu ledwie cztery więc każdy siadał gdzie było wolne a później wino i piwo zjednywało ludzi ku sobie. Każdy z nich miał własny powód przybycia do d’Arvill, ale nie odczuwali nadmiernej potrzeby spowiadania się towarzyszom przy stole. Zwłaszcza, że o wiele przyjemniej rozmawia się o dziwkach, żarciu i wysłuchuje plotek odnośnie wydarzeń okolicznych. Oraz wspomina chwile chwaly z przeszłości.

Gaston, zwany przez niektórych „Szakalem” był jednym z niewielu biesiadników, który siedząc z innymi przy stole w oberży „U Mistrza C” był służbowo, pijąc za cudze. Miał mieć oko na kuzyna Lorda d’Arvill. Czujne oko. I miał obserwując przez cały wieczór jak biesiaduje w towarzystwie drugiego z wygnańców, łysego elfa i innej, podobnej mu hołoty. Wolał by może mieć na nich „zlecenie”, ale z drugiej strony wówczas by się musiał „ubrudzić”. Z drugiej jednak strony nigdy nie miał przed czymś takim specjalnych obiekcji.

Spośród wszystkich biesiadników którzy tego wieczora nawiedzili oberżę Macieja tylko dwójka kupców Branko i Cyrvil Videnveldowie odważyła się głośno zaprotestować na słowa Mistrza Inkwizytorium, który w ceremonialnym, czarnym habicie stojąc w drzwiach wejściowych oberży tak brutalnie zakłócił spokój ducha wszystkich biesiadników. Ich dwaj bliźniaczo podobni ochroniarze, choć siedzieli z nimi przy stole, do gadania nie mieli wiele. Wiele jednak zależało od ich postawy wobec ludzi Inkwizytora, bowiem Videnveldowie poczynali sobie całkiem chwacko.

- Chybaś się panie z kutasem na łby zamienił! – starszy Cyrvil zaparskał śmiejąc się nerwowo i wstając zamaszyście ciskając chustą, którą ledwie co wytarł sobie wąsy, na stół. – Raz, przerywasz bez powodu nam wszystkim kolację. Dwa grozisz czymś, co w sposób niemożliwy do określenia wpłynie na nasze interesa a po trzecie jakiego do kurwy jasnej mordu?! No chyba, że Oficjum teraz zajmuje się zarzynaniem wieprzków na kolację! – Cyrvil powiódł wzrokiem po zgromadzonych biesiadnikach dostrzegając gdzieniegdzie pochwałę i słysząc gdzieniegdzie śmiechy. Faktem było, że jedynym trupem w biesiadnej, był kręcący się na rożnie na jej środku wieprzek. Dalszej kontemplacji siły jego argumentów położył kres gospodarz oberży, sam Maciej. Który zza kontuaru niezwykle poważnym głosem powiedział. – Znaleźlim ciało w wychodku. I to ciało człeka, który wczoraj towarzyszył Mistrzowi w czasie biesiady. Kazałem więc posłać po Mistrza. I to tak, by nie spłoszyć ewentualnego zbrodniarza. Bo musi być wśród was, moi mili goście…

W biesiadnej przez chwilę zapanował gwar. Jednak krótką. Ci co znali Macieja dawniej, a było ich w oberży bardzo mało, musieli przyznać, że doznał od czasów śmierci Młokosa kolosalnej przemiany światopoglądowej. Dawny Maciej byłby ostatnia osobą, która przywołała by jakąkolwiek straż o sługach Oficjum nie wspominając. Cóż, ludzie się zmieniają.

- Jako rzekłem, kładę na was areszt. Nadto przykazuję wam udzieloną mi przez Lorda Malkolma mocą, byście się wzajem pilnowali i pod groźbą kary na gardle nie opuszczali miasta a gdyby któryś z was to uczynił, niechaj pozostali wiedzą, że na nich kara za to spadnie. Będziecie tym samym swoimi własnymi strażnikami, do czasu aż wyjaśnimy tę zbrodnię. Do czego przystąpię od razu, nie tracąc czasu. Macieju przygotuj mi odrębną izbę, bym mógł w spokoju odpytać każdego z tych ludzi na osobności! Nieludzi, tfu na psa urok!, również…

Pytać chudzielca o uprzedzenia rasowe nie było potrzeby. Ruszył niemal od razu na zaplecze, kędy poprowadził go Maciej. Za nim ruszył towarzyszący mu szermierz. U wrót oberży stanął trzeci jego sługa, potężnych rozmiarów osiłek, wodzący wkoło beznamiętnym wzrokiem zawodowca, który robotę za którą mu płacą wykonuje skutecznie…

„ No i masz babo placek! Teraz cię kurwa znajdą i na stosie spalą…” powiedział w głowie Petera „Głos”. Co gorsze Peter miał wrażenie, że nie był jedynym, który głos ów słyszał…


***


Kaplica o tej porze była pusta i cicha. I chłodna. „Jak grób” pomyślał Rybak czując drżenie i ciarki sunące mu po plecach. Mimo to szedł dalej, tak jak było umówione. Dwie osoby klęczały przed ołtarzem, lecz Rybak nie poświęcił im zbyt wiele uwagi. Od razu ruszył do nawy bocznej, gdzie jarzyła się słabo świeca świecąca nad konfesjonałem. Podszedł doń opanowując chęć ucieczki, po czym klęknął wypowiadając powitalne słowa.

- Pobłogosław mi Siostro, bo zgrzeszyłem… - wyszeptał niepewny tego czy rozmawia z odpowiednią „spowiedniczką”.

- Bardzo nagrzeszyłeś śmieciu? Czy tak bardzo bym chciała tego słuchać? – drwiący głos, ton a nade wszystko słownictwo upewniły go, że trafił odpowiednio.

- Dziś o zmroku w oberży „U Mistrza C” nieszczęśliwym zbiegiem okoliczności jeden z „celów” nadział się na sztylet…

- Widział Cię ktoś?

- … Nie było mnie tam.
- odpowiedział po chwili wyczuwając w jej głosie pewną nerwowość. „I ty zadrżyj suko!” pomyślał, ale głośno nie rzekł nic. Nie musiał. Wiedziała pewnie co o niej myśli.

- Dobrze. Ale źle, że stało się to w oberży. Jeśli ktoś widział tam twego człeka, pójdzie po śladzie dalej. Może zaistnieć konieczność usunięcia twego człowieka…

- Nie!
– zaprotestował szybko. Zbyt szybko.

- Albo wszystkich świadków… - beznamiętnie dokończyła mówiąc o zbiorowym morderstwie. W oberży przecie było najmniej z tuzin biesiadników. Rybak jednak nie polemizował. Nie było potrzeby.

- Nie ma żadnego ryzyka siostro… - powiedział wykonując pospieszne gesty i całując podaną mu do ucałowania dłoń. Dostrzegł, że nie były to dłonie siostry zakonnej, tego był pewien. Mimo to nie odrzekł nic chowając w kieszeni przekazany mu jednocześnie dyskretnie maleńki mieszek. Który zgodnie z umową zawierać miał oznaczone klejnoty. A był to dopiero początek zlecenia…


***

- Mistrz prosi was panie! – głos treflonego szermierza o tesalijskich rysach twarzy zakłócił cichą dyskusję, jaka toczyła się w biesiadnej izbie oberży Macieja. Sam gospodarz, by osłodzić swoim gościom trud i niezręczność sytuacji rozniósł pomiędzy stoły darmowe garnce cieńkusza, ale nie zjednał sobie sympatii ludzkiej. Nieludzkiej zresztą również nie. Wszak wszyscy wiedzieli, że siedzą w oberży tylko przez niego. Wystarczyło ich ostrzec a już by ich tu nie było. A tak? Trzeba było czekać na przywołanie na przesłuchanie. Na swoją kolej. Na razie bowiem Mistrz zaczął od Videnveldów.

„Spierdalajmy stąd, póki jest szansa!” krzyczał w głowie Petera „Głos”. Choć był to z całą pewnością krzyk dedykowany tylko jemu młody d’Orr pewnym był, że to samo krzyczy w głowach każdego z biesiadników oberży własny instynkt samozachowawczy. Wystarczyło wszak bowiem się ulotnić. Zmyć z biesiadnej, zmylić tropy i wiać.

Wiedzieli jednak wszyscy, że w takiej sytuacji lepszego dowodu na ich winę trudno by było Mistrzowi poszukać…



.

Powodzenia. Kto by chciał porozmawiać, zapraszam na GG.

Liczbą Graczy się nie przejmujcie. Niebawem się rozluźni
 

Ostatnio edytowane przez Bielon : 13-02-2011 o 20:18.
Bielon jest offline  
Stary 13-02-2011, 21:13   #3
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Tydzień... Gówniany tydzień...
Peter zaklął w duchu, gdy padły słowa inkwizytora. Jeszcze parę dni i wypiąłby się na d'Arvill i wróciłby do Akademii. Karawana idąca z aż do samego Imperium miała ponoć wyjechać za osiem dni...
Szlag by trafił inkwizytora... Teraz trzeba będzie siedzieć i czekać, aż inkwizytorek łaskawie raczy odkryć, kto kogoś tam zabił i dlaczego.
A tym kimś było z pewnością oko i ucho Mistrza, bo inaczej pies z kulawą nogą nie interesowałby się jakimś zaszlachtowanym byle kim.
Ale głupie było to ucho, skoro otwarcie się z inkwizytorem obnosiło. Jakby typek nie wiedział, jaki los zwykle spotyka szpiclów.
Skąd się tacy biorą?
Głupców na świecie nie brak. Takich, co dla garstki grosza na innych doniosą komu trzeba również. Ale kombinacja? Tych już się spotykało się znacznie rzadziej. Może dlatego, że żyli dość krótko.

Chociaż lordziątko skąpe było nad miarę, to Peter, na szczęście, od jego łaski nie zależał. Stary lord zapewniał swemu krewniakowi odpowiednie utrzymanie i Peter nie musiał teraz świecić gołym tyłkiem ani też podróżować o łaskawym chlebie. Karawana czekać nie będzie i Peter zostanie na lodzie.
Tfu... zima idzie. Lepiej unikać słowa lód.
A ty się zamknij, głosiku drogi, powiedział w myślach. Nie będzie żadnego stosu.
Ciekaw był tylko, czy ktoś ze strachu przed głupawym wypłoszem w czarnym płaszczyku i da nogę z miasta. W takim razie trzeba by mieć się na baczności i opuścić gościnne miasteczko czym prędzej. Najlepiej w dobrej kompanii. Jak to już bywało.

- Ciekawe - szepnął Peter do Yavandira - ilu zniknie z miasta przed upływem godziny.

Ciekawe tylko było, ile ludzi w miasteczku ma mistrzunio. I kto obserwuje wszystkich podejrzanych o dokonanie zbrodni, by w miarę szybko zawiadomić kogo trzeba.

- Nie zauważyłeś czasem kogoś - postanowił podzielić się z Yavandirem myślą - kto by za bardzo na nas się wygapiał? Jakieś baczne oczka przyczepione do jakiegoś ciekawskiego ciała?
 
Kerm jest offline  
Stary 13-02-2011, 21:31   #4
 
Anonim's Avatar
 
Reputacja: 1 Anonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputację
- Ciało w wychodku, kurwa, sranie bywa mocno niebezpieczne. Mam nadzieję, że to nie był motyw. - powiedział wystarczająco głośno co by każdy przy stole usłyszał, a żeby nie było, że żartuje to pokiwał przecząco głową rzeczywiście lekko zirytowany takim miejscem zbrodni i napił się piwa. - Ja pierdolę... to ja chyba nawet mocz przytrzymam. - podniósł kufel raz jeszcze, a potem popatrzył na niego i odłożył bez picia. Ubrany był w swoje zwykłe łachy, bo niezwykł przebierać się na tego typu sytuacje - oczywiście chodzi tu o biesiadowanie, bo nikt go nie ostrzegł o śledztwie. Z plotek, które słyszał to miesiąc wcześniej tego typu śledztwo zamieniło się w rzeź, ale jeden plus to taki, że z inkwizytorem nie przyszedł nikt z tych niemytych kmiotów z Erbkrankheit.

*******

Jakiś czas temu w Erbkrankheit.

- Pierdolcie się! - krzyknął Grim, gdy usłyszał oskarżenie jakie wobec niego wystosowała rada zapchlonej dziury, w której się znajdował. Oskarżyciel odchrząknął i po raz kolejny chciał zgłosić dodatkową karę za obrazę majestatu ich zawszonego wymiaru sprawiedliwości, ale Spammer wszedł mu w słowo ponawiając dość wulgarną prośbę, którą zresztą skierował już kilkakrotnie do wszystkich. - To samo dwa razy zasrańcu jeden... ups, trzy razy! - powiedział szczerząc się do zgromadzenia jak gdyby był gwiazdą cyrkową, a nie frajerem o parę chwil od kary śmierci. Te całe oskarżenia były jakieś chore... no conajmniej przesadzone. Spośród Niemytych Kmiotów (czy też Niemytych Wieśniaków w zależności, którego spytać o nazwę ich organizacji) każdy miał dziwne pseudonimy, bo tego ani imionami ani nazwiskami nazwać nie można było. Nawet starszyzna posługiwała się dziwacznymi przydomkami. W tamtym momencie zresztą najbardziej nienawidził tego debila Blauesa Kreuza, który wciąż głupkowato się uśmiechał i co pewien czas chichotał z niewiadomo czego. Dodając do tego fakt, że Blaues Kreuz był oskarżycielem cała sytuacja wydawała się groteską. Miał ochotę jeszcze poobrażać wszystkich, ale zamilkł na moment, bo mimo groteski zagrożenie było jak najbardziej realne i jedynie cud mógł go uratować.


*******

Teraźniejszość, jakaś gówniana karczma, w której jakiś drań nie pozwolił się komuś wysrać.

- A zresztą chluśniem, bo, kurwa, uśniem. - Grim jednak napił się piwa, a potem odstawił kufel uśmiechając się do wszystkich przy okazji szczerząc swoje zepsute zęby po czym odezwał się do siedzących przy stole, ale specjalnie nie kryjąc się ze swoimi słowami:
- A tak już poważnie, słyszałem ploty, że ostatnio takie śledztwo zakończyło się rzezią zgromadzonych w tym poprzedniego jaśnie panującego nad tymi ziemiami. Ktoś jeszcze o tym słyszał? - z powagą spojrzał wszystkim w oczy i przez moment zdawało mu się, że w tle, za drzwiami widział przechodzącego mieszkańca Erbkrankheit. Czyżby to był rzeczywiście Alexandr der Mörder Kränzchen? Czy tylko zwida? Jeszcze tylko tego brakowało, żeby został uwięziony w oberży, a jeden z tych niemytych kmiotów... Niemytych Kmiotów... go przyuważył... ciekawe ilu ich jest w tej mieścinie. I chwila... moment... ten areszt dotyczy tej oberży, czy tego miasta? Powinien zapytać inkwizytora, ale to by było dość głupie otwierać japę do inkwizytora z takim pytaniem... może jakiś inny frajer wysunie wątpliwość odnośnie tego niedoprecyzowania miejsca aresztu.

*******

Niedaleka przyszłość w wyobrażeniach Grim Spammera.

Grim jest martwy. Nigdy nie opuścił d'Arvill, ale właściwie kto go dopadł? Inkwizytor? Jakiś debil nie dający ludziom srać? A może niemyte kmioty z Erbkrankheit? Jeżeli jest aż tyle całkiem prawdopodobnych możliwości to znaczy, że Grim Spammer potrzebuje kolejnego cudu, żeby ujść i tym razem z życiem.

Światełkiem nadziei jest jego kuzyn. Może to ktoś poważany w mieście... dobrze przynajmniej, że kuzyn ma znamie na tyłku i łatwo będzie można go przekonać, że Grim to Grim, a nie kto inny.

*******

Teraźniejszość.

~Dobrze, że tym razem mam świadomość, że mój miecz jest zwykłym, a nie magicznym mieczem.~ pomyślał Grim Spammer popijając kolejny łyk piwa i w sposób normalny patrząc na rozwój sytuacji, reakcje innych, a przede wszystkim słuchając co mają do powiedzenia. Jest człowiekiem otwartym i niestety dość wulgarnym, ale to przez to, że długi czas przebywał z plebsem i w taki sposób wyraża swoje emocje. Z każdym chętnie pogada.
 
Anonim jest offline  
Stary 13-02-2011, 23:22   #5
 
Komtur's Avatar
 
Reputacja: 1 Komtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputację
Czarnowłosy sukinsyn o ogorzałej twarzy, ubrany w wyświechtana skórzaną kurtkę i wpieprzający z apetytem gulasz mógłby uchodzić za myśliwego, tylko że dla uważnych oczu kilka szczegółów tu nie pasowało. Po pierwsze rzadko który myśliwy używał do polowania kuszy, a obok tego draba leżało takie właśnie urządzenie, które na dodatek nosiło znamiona częstego użytkowania. Po drugie gdy w karczmie wybuchła afera z morderstwem był jedynym, który nie przejął się śledztwem inkwizytora, a wręcz przeciwnie wydawać się mogło że był z tego faktu jakby zadowolony. Kolejnym szczegółem zdradzającym, że nie jest to zwykły człowiek lasu było nadmierne zainteresowanie barwną bandą, siedzącą przy jednym ze stolików. Gaston gdyż tak brzmiało imię tego człowieka, nie specjalnie krył się z tym kogo obserwuje, wiedział że może nie udać mu się przechytrzyć siedzących tam długouchych, więc nie próbował nawet tego robić.

Gaston przez rzezimieszków w Brionne nazywanych "Szakalem" na razie był zadowolony z wyników swojej pracy, zdołał namierzyć pozostałych przy życiu uczestników dziwnych wydarzeń w zajeździe "Pod Złotą Monetą" i w zasadzie pozostało tylko upewnić się o ich roli w całym tym powiedzmy zamieszaniu, w tym celu musi zdobyć jakoś ich zaufanie co nie będzie proste. Dodatkowo dobrze się złożyło bo będzie mógł na własne oczy ujrzeć metody pracy miejscowego inkwizytora. Doprawdy jak tylko wszystko dopnie to raport dla jego mocodawcy będzie dość obszerny, a gdy potwierdzą się jego przypuszczenia to dodatkowe zlecenia posypią się jak asy z rękawa. Zapowiadało się dużo roboty z końcem tej jesieni.
 
Komtur jest offline  
Stary 13-02-2011, 23:27   #6
 
Nahgraz's Avatar
 
Reputacja: 1 Nahgraz wkrótce będzie znanyNahgraz wkrótce będzie znanyNahgraz wkrótce będzie znanyNahgraz wkrótce będzie znanyNahgraz wkrótce będzie znanyNahgraz wkrótce będzie znanyNahgraz wkrótce będzie znanyNahgraz wkrótce będzie znanyNahgraz wkrótce będzie znanyNahgraz wkrótce będzie znanyNahgraz wkrótce będzie znany
- Dokładnie tak jak mówię! Sama to najszczersza prawda, jak Panienkę kocham! - Zaklinał się Erwan.

- Jak już mówiłem Panowie, w Imperium nie dość, że dziewki powabnych kształtów, to jeszcze łase do igraszek i same się do łóżka pchają, bo szczególnym upodobaniem darzą mężów z bretońskim akcentem! Imaginujcie sobie Panowie, że tako wzdychają, na dźwięk naszej pięknej mowy, jako by je już zaczął pieścić i ręce pod kiece pakował. Z resztą nie tylko od samych rozmów pojękują ma się rozumieć. Ha! - Śmiał się głośno szturchając łokciem siedzącego obok Metznera.

Ugryzł porządny kawał chleba z serem, popił piwem i gdy już przełknął kontynuował swój wywód na temat młódek z ziem Imperium.

- Razu pewnego, kiedy to stacjonowaliśmy na rogatkach mieściny nieopodal ichszej stolicy... Jak jej to było? ... Weiss... Weiss... Wiessbruck czy jako podobnie, z resztą mniejsza o to. - Machnął na to ręką.- No więc stacjonowaliśmy niedaleko tego miasta, a że mieliśmy akurat 'freizeit', jako tam mówią na czas wolny, no to żeśmy z chłopakami uderzyli na tamtejsze karczmy. Miód był przedni ale dziewki jeszcze przedniejsze. - Upił porządnego łyka piwa i otarłszy pianę z ust ją dalej mówić.- Była tam taka jedna. - Rozmarzył się przywołując wspomnienia. - Elza jej na imię było. Ładna z buzi, cycata i w biodrach akuratna, wiecie taka co to jest za co chwycić i jest co chędożyć ale przy tym nie za gruba. - Przerwał na chwilę by gestykulując oddać kształty owej Elzy.- Baaardzo miła i chętna do zawierania przyjaźni, a w kroku gościnna jak i mokra była, he he. Oj jest co wspominać. Mówię wam Panowie wyprawa w interesach na Imperialne ziemie wcale ale to wcale nie musi być nieprzyjemna. - Rozmarzył się na dobre, a może to już sprawka chmielu była.

Popijając piwko słuchał jak to reszta jegomościów siedzących z nim przy jednym stole prawiła o swoich podbojach miłosnych i nie tylko. Usłyszał coś o jakimś śledztwie i rzezi ale nic na ten temat nie wiedział. Chciał coś powiedzieć, o coś wypytać dla zyskania informacji ale nim zdążył otworzyć usta do izby wpadł odziany w czerń jegomość mieniąc się Inkwizytorem i oznajmiając wszem i wobec areszt z powodu jakiegoś nieszczęśnika trupem leżącego w wychodku.

Erwan wcale nie miał zamiaru oponować aresztowi czy śledztwu, widział kiedyś święte oficjum w akcji i wcale nie było do śmiechu tym, którzy mieli wątpliwy zaszczyt pełnienia roli oskarżonych, miast tego de Dulain wolał poczekać i zobaczyć jak się sytuacja rozwinie. Niczemu nie był przecież winny, no może zalazł za skórę paru szlachetkom, może i zabijał i chędożył ale to było 'legalnie' i podczas podróży z Bande Le Renard, jednak na pewno nie był winien jakiegoś mordu w wychodku. Fakt już nie raz ludzi niewinnych na stryczku huśtano.

Nie uśmiechała się ta sytuacja młodemu Erwanowi, oj wcale się mu to nie uśmiechało, zwłaszcza, że kolidowało to z jego interesami. Młody najemnik ją jeno cicho kląć pod nosem na kapryśny los, który znowu miał zamiar spłatać mu figla.

- Psia krew, cholera, psia krew i orczy wał na to...
 

Ostatnio edytowane przez Nahgraz : 14-02-2011 o 02:21.
Nahgraz jest offline  
Stary 14-02-2011, 00:22   #7
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
“No i masz ci gnomie placek” - pomyślał Lilawander gdy usłyszał o zatrzymaniu z powodu morderstwa. Spojrzał też na inkwizytora gdy ten pluł wspominając o nieludziach licząc, że dosłyszy może jakąś wzmiankę, że nie ma na myśli szlachetnie urodzonych nieludzi... przeliczył się, nie po raz pierwszy zresztą odkąd jego stopa stanęła w Bretonii. Myśl o faktorii handlowej w tym zapyziałym miejscu podobała mu się coraz mniej, powoli zaczynał żałować, że miast na początek dołączyć do rodziny, na własną rękę postanowił otworzyć nowe placówki. Oczywiście było to zgodne z planami rodu, jednak nikt od niego nie wymagał tak szybkich postępów... Spodziewał się w mniejszych miejscowościach właściwego spokoju potrzebnego do interesów, jak widać jednak przeliczył się, co wskazywało na dość smutny fakt, że gdzie by się u ludzi nie znalazł tam wszędzie był syf , bród i ubóstwo... nawet zamachowcy byli wyrafinowani jak te sracze w których popełniali morderstwa.

Oderwawszy wzrok od osoby która szarfowała ich wolnością powrócił do przyjemniejszego towarzystwa - Yavandira. Tutejszy elf był ostoją wśród ludzkiej dziczy, jako łowczy D’Arvilów... czy też raczej były łowczy był bogatą kopalnią wszelkiej maści informacji i co prawda na handlu znał się tak jak pewna dziewczynka sprzedająca chrust na mrozie, to jednak Lilawander z uzyskanych informacji potrafił zrobić właściwy dla handlowca użytek. Odległości wpływały na ceny, zasoby i surowce także, wystarczyło odpowiednio jedno powiązać z drugim a już można było zbijać fortunkę na pośrednictwie. Miał wrażenie, że nawet towarzyszący im krasnolud rozumie wizję handlowa, jaką zdołał już roztoczyć swoim nowym kompanom, piękne i doskonale wykonany z rodzimej stali oręż jak i uzbrojenie miały być trzonem tutejszej placówki. Tym bardziej, że miasto i okolice zbroiły się ile wlazło. Zaś morskie przyprawy, owoce i kunsztowne gobeliny miały być jedynie uzupełnieniem, stąd zaś zamierzał wysyłać surowiec wszelkiej maści i żywność oraz wszystko to co dla okolic niepowtarzalne. Z racji zwolnienia Yavandira z funkcji łowczego, zdołał już mu zaproponować własną fuchę przy faktorii jaką zamierzał otworzyć a i krasnoludowi z racji braku uprzedzeń złożył ofertę zajęcia się ochroną przyszłej faktorii, zamierzając w ten sposób bronić się przed napadami krasnoludzkiej konkurencji, która ziomka raczej nie powinna ruszać... Nawet dla magika który towarzyszył elfowi przewidział odpowiednią funkcję w swej faktorii, choć nie wiedział jeszcze czy rola badacza i eksportera zainteresuje młodego maga , wiedział jednak, że ludzka magia może być eksportowym hitem do rodzinnych stron - pod warunkiem, że będzie odpowiednio sprawdzona.

Co prawda jego wysokim wymaganiom estetyki w okół siebie wciąż jeszcze przeszkadzał odór alkoholu i silna woń prochu jaka dolatywała od krasnoluda oraz resztki pożywienia znajdujące się w jego brodzie, założył jednak, że ochroniarza faktorii będzie widywał na tyle rzadko, sporadycznie, że nie będzie mu to specjalnie przeszkadzało. Na ochroniarza - biorąc pod uwagę jego sprzęt i chęć do bójek, nadawał się idealnie. Był jeszcze mankament słownictwa, ale i tu liczył, że po pewnym czasie uda się utemperować kurdupla, lub chociaż przez zatrudnienie Yavandira, pośrednio wpływać na krótkonoga. Dopóki Klifowi "pasowało" elfie towarzystwo nie było większego problemu - a po słowach inkwizycji tyczącej się nieludzi, w jakiś dziwny sposób trójka niejako zbliżyła się do siebie, wiedząc, że to o nich mowa i odczuwając z tego powodu swoistą jedność - nawet jeśli wymuszoną zewnętrznymi okolicznościami.

“Gdyby mnie teraz rodzina widziała...” - pomyślał Lilawander z pewnym zażenowaniem , uświadamiając sobie, że on wielki szlachcic, członek zamożnej rodziny kupieckiej, znalazł się wśród podejrzanych o mord i zakwalifikowany został do tej samej grupy co krasnolód...
“Bywają gorsze rzeczy... chyba” - po raz kolejny pomyślał, nim wypowiedział pierwsze od całej tej akcji słowa

- Co za barbarzyństwo... - ostatnie słowo zaakcentował z niesmakiem. - czynić z nas zarówno podejrzanych jak i strażników, u nas przestępcom nie powierza się roli strażników a strażników nie podejrzewa o przestępstwa... inaczej musiano by ich zwolnić z owej funkcji. - Elf wykrzywił się na oznakę ludzkiej głupoty i to w wykonaniu ponoć obdarzonej pewną estymą organizacji. Jeśli tak miało wyglądać działanie elity, wolał nie myśleć co się dzieje na niższych szczeblach hierarchii. Przyglądał się uważnie całemu towarzystwu, wiedząc, że zapewne niewiele wskóra choćby nawet chciał przeprowadzić dochodzenie na własną rękę. Pozostało przyjrzeć się i dobrze zapamiętać twarze potencjalnych morderców i uciekinierów skoro ich ucieczkę sam miał przypłacać jakąś karą. Upił kolejnego łyka i z pewną dozą rezygnacji spojrzał po kompanach, wiedząc, że sam raczej wiele tu nie wskóra...
 

Ostatnio edytowane przez Eliasz : 14-02-2011 o 00:53.
Eliasz jest offline  
Stary 14-02-2011, 10:38   #8
 
Revan Jorgem's Avatar
 
Reputacja: 1 Revan Jorgem wkrótce będzie znanyRevan Jorgem wkrótce będzie znanyRevan Jorgem wkrótce będzie znanyRevan Jorgem wkrótce będzie znanyRevan Jorgem wkrótce będzie znanyRevan Jorgem wkrótce będzie znanyRevan Jorgem wkrótce będzie znanyRevan Jorgem wkrótce będzie znanyRevan Jorgem wkrótce będzie znanyRevan Jorgem wkrótce będzie znanyRevan Jorgem wkrótce będzie znany
Samuel już tydzień przebywał w mieście i jego pracodawca od prawie samego początku próbował mu załatwić robotę na zamku. ~A nóż może d'Arvil będzie chciał rozbudować swój zamek albo mury odnowić.~ Zachęcał go do cierpliwego oczekiwania chciwy kupiec. Co prawda, taka robota byłaby dla niego odpowiednia ale w jego oczach i tak wystarczającą głupotą było postawienie zamku na ziemi akwitańskiej. Zanim przyjechał do tego księstwa z świętej pamięci swoją dawną kompanią, słyszał że po latach tutejsze fortyfikacje zapadają się wprost, a ten zameczek był tego potwierdzeniem. Architekt wolałby już stawiać chaty chłopom, niż bezsensownie robić mury, których po jakichś dwustu latach nikt nie będzie pamiętał. No cóż, ten głupiec mu życie uratował, więc musiał tu słuchać i się męczyć, pijąc za jego pieniądze podłe, jego mniemaniem, bretońskie wino.
Przy jego stole siedział dość wesoły typek, najemnik, który mówił o imperialnych dziewkach i co chwilę go szturchał w bok oczekując potwierdzenia, a ten mu przytakiwał. Fakt, białogłowy z Wissenburgu, bo pewnie o te miasto mu chodziło, były tak brzydkie, że od razu przysłaniały wizję młodych głupców, swoimi wielkimi cyckami. Taką strategię wymyślały, gdyż jakby zobaczyć ich pyski, to nawet najbardziej pijanemu by oklapł.
-Sam od małego w Nuln się żem uczył, to wiem jakie są tamtejsze piękności- powiedział i wzniósł kubek z winem do góry i popatrzył na młodzika swoim jedynym okiem.
Od całkiem niedawna Samuel Metzner, w przeszłości zwany Małym, nie z powodu wzrostu bynajmniej, nie należał do ludzi najpiękniejszych. Był średniego wzrostu, o ciemnych blond włosach i takiego koloru też starannie wypielęgnowanej brodzie i wąsach. Jego prawe oko było koloru błękitnego, lewe zaś... No cóż lewe było przysłonięte opaską. Na krześle za nim wisiał jego kożuch, nie znosił zimna, na sonie dodatkowo miał kaftan zrobiony z ładnie wykończonej skóry, na stole obok butelki z winem leżała gruba, futrzana czapka. Na oko miał tak grubo ponad dwadzieścia pięć lat.
Karczmarz znał już go, głównie dlatego że kupiec o imieniu Francis Dovees, powiedział mu że ten osobnik dostaje co chce na jego koszt. No cóż, jego inwestycja nie bardzo na razie się sprawdzała ale Samuel usłyszał coś z sąsiedniego stolika. Siedziało tam kilka osób, dwóch elfów, człowiek i Krasnolud(!). Przedziwne towarzystwo, jeden z długouchych gadał o jakimś interesie, faktorii jakiejś. Żeby zrobić taką innwestycję trzeba mieć budynki, a podobno elfy złoto zawsze mają, nie wiedział tylko jak u nich z inżynierami i architektami. Już chciał wstać i się przedstawić sąsiedniemu stołowi ale do środka wparowali ludzie, którzy przedstawili się jako parszywa inkwizycja. '~Nieszczęścia przyczepiły się do mnie ostatnio jak wszy do żebraka w nulneńskim porcie. Nie dość że w tym miesiącu prawie żem zginął, oko mi wyłupili, to jeszcze mam być przesłuchiwany. Pewnie mnie jeszcze o herezje oskarżą skurwiele!~ Walnął swoją wielką łapą w stół, aż ten się zachwiał.
 
__________________
Gdy cię mają wieszać w ostatnim życzeniu poproś o szklankę wody, nigdy nie wiadomo co się stanie zanim ją przyniosą.
Revan Jorgem jest offline  
Stary 14-02-2011, 15:32   #9
 
Elthian's Avatar
 
Reputacja: 1 Elthian jest na bardzo dobrej drodzeElthian jest na bardzo dobrej drodzeElthian jest na bardzo dobrej drodzeElthian jest na bardzo dobrej drodzeElthian jest na bardzo dobrej drodzeElthian jest na bardzo dobrej drodzeElthian jest na bardzo dobrej drodzeElthian jest na bardzo dobrej drodzeElthian jest na bardzo dobrej drodzeElthian jest na bardzo dobrej drodzeElthian jest na bardzo dobrej drodze
Podróż karawaną nie była wygodna. Ciężkie ulewy uprzykrzały życie Williama na każdym kroku. A miał to być przecież „nowy początek”. Ciężko będzie rozpoczynać na nowo w miejscu takim jak D’Arvill, młodzieniec, więc nie planował zostawać tu na długo i miał nadzieję zaczepić kolejną karawanę wyruszającą z miasta. Ale nie dziś. Dziś Wiliam postanowił się odprężyć. Ruszył wartko w kierunku budyneczku o rozpalonych okiennicach i tak trafił do „U Mistrza C”, gdzie zająwszy miejsce wraz z zakupionym trunkiem począł rozglądać się po zgromadzonych.

Nie dostrzegał nikogo, kto zainteresowany byłby rozegraniem partyjki, niestety, bo William miał nadzieję kogoś ograć wzbogacając się przy tym. Wsłuchiwał się jedynie w rzucane z różnych stron historie i opowieści wykrzywiając usta w kształt imitujący uśmiech przy co śmieszniejszych wypowiedzeniach. Siedział tak na skraju ławy jedną ręką podpierając podbródek, drugą zaś obracając specjalnie udekorowane pudełko na jego szczęśliwą talię kart z napisem „Łut szczęścia”. Szczęście ostatnio jednak zdawało się go omijać.

Czarno odziany gość wstąpił i przekazał dość istotną informację.
- Cholercia… - mruknął do siebie William. ~ Wszystko idzie nie tak jak powinno a na dodatek teraz prawdopodobnie kogoś zamordowałem. Żyć, kurwa, nie umierać! ~ kolejne słowa wolał jednak niemo wypowiedzieć do siebie w myślach. Zrezygnowany odstawił kufel, w którym kołysała się resztka piwska.

Najbardziej martwiące było to, że nijak teraz nie mógł się oddalić, to cholerne miasto dało mu sporego kopa w dupsko i prawdopodobnie nie ostatniego. A był chłopak tego pewien, toteż jego grymas nabierał oraz głębszego wyrazu mówiącego zrezygnowanym tonem: „Ja pierdolę…

A teraz na dodatek trzeba było pilnować nie tyle co siebie, co także innych. Zaraz pewnie zaczną tworzyć się grupki, w których każdy swojego słowem będzie bronił. Gdyby coś. Niefajnie się sprawy układały faktem takim, iż William siedział przy stole sam.

Powstał z zamierzaniem wypowiedzenia się w sposób mądry, jednak zamilkł jakby tracąc wątek w jednej chwili. Powiódł wzrokiem po zgromadzonych. Wyszedł ku środkowi chcąc mieć lepszy widok. Dostrzegł już kilka znajomków trzymających się razem.

- Słuszna uwaga, przyjacielu, jeżeli można… - wypluł w końcu wyszukane (nareszcie) słowa w kierunku oburzonego zaistniałą sytuacją elfa. – Dobrze powiedziane, barbarzyństwo. Lepiej sam bym tego nie ujął – dokończył łapiąc z trudem słowa, gdyż nie jest to łatwe, gdy zwróci się na swoją osobę naście spojrzeń, tym bardziej odwróciwszy się w ich kierunku. Zamarł, ale się opamiętał. Spojrzawszy ponownie w stronę przeciwną, gdzie siedziała elfio-krasnoludzka ekipa z towarzyszem w postaci ludzkiego mężczyzny, przedstawił William swoją sytuację.

- To dość kłopotliwe być przetrzymywanym w mieście z powodu oskarżenia o zabójstwo, tym bardziej w tym mieście spędzając zaledwie… - pomyślał chwilę spoglądając ku sufitowi, - mniej niż godzin dziesięć. Ma godność Will – odparł chwytając pobliski stołeczek i stawiając pod własny zadek by usiąść przy ławie blisko elfa, jednak nienazbyt, co by nie wydać się natarczywym. A oparłszy łokcie o dechy stołu i spojrzawszy po siedzących obok rzekł ironicznie:

- No, siedzimy w niezłym gównie – z nawiązką do konkretnego miejsca zabójstwa.
 
Elthian jest offline  
Stary 15-02-2011, 00:38   #10
 
Mike's Avatar
 
Reputacja: 1 Mike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputację
Yavandir
Obejrzał przysiadającego się typa z góry do dołu i przytaknął jego słowom:
- Ano siedzicie w gównie. My na ten przykład niewinni jesteśmy.
Na tym konwersacje skończył, osobnik pachniał mu donosicielem.
Kątem oka przyglądał się czarnowłosemu kusznikowi. Coś za często zerkał w kierunku ich stolika.

Lilawander, psia jego mać. Przyplątał się i dupę zawracał. Fakturę zamiarował zakładać, różnorakie interesy proponował. Chwilowo Yavandir nie rzekł ani tak ani nie. Tym bardziej, że po powitaniu z Klifem do rozmów o interesach nadawał się jak kot do pługa.
Zresztą i tak na razie to wszytko to słowa, a łowczy (a za takiego się uważał, bo Malkolm było nie było dziedzic był dla niego nikim, Berengara znał długo i szanował, a szczyla ledwo kilka lat) cenił nad wyraz czyny, a tych wiele od Lilawandera nie uświadczył. Po za tym uważał go za nadętego dupka. Może zbyt przesiąkł ludzka natura by docenić szczęście obcowania pobratymcem?
- Ten tam, ciągle na nas zerka. Nie znam go...- odparł Peterowi.
 
Mike jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 07:23.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172