Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 21-02-2011, 17:04   #1
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
[warhammer] Wola Przodków


Karaz-a-Karak, wielkie i dumne miasto, chluba krasnoludów. Miejsce, w którym Jotun się urodził, wychował, zdobył fach i które postanowił opuścić. Ile to już razy żałował tej decyzji? Nie był w stanie policzyć, tak samo jak nie mógł wrócić. Skoro postanowił wyruszyć na trakt, wiedziony młodzieńczą ciekawością poznawać nowe krainy i własnoręcznie kuć swój los, jakże teraz mógł zawrócić? Stanąć z pochyloną głową przed członkami klanu i powiedzieć „nie byłem wystarczającą dzielny,wróciłem...”. Nigdy! Widocznie bogowie taki los mu zgotowali a Przodkowie kierowali jego krokami, które zawiodły go aż tutaj. Do opuszczonej chaty w kraju ludzi, Imperium...

Po raz pierwszy od wyruszenia z krasnoludzkiej twierdzy, Jotun był sam. Grogan Skjalson, jego bliski przyjaciel i towarzysz podróży nie żył. Jotun wciąż miał przed oczami scenę jego śmierci. Banda zielonoskórych z wyciem wypadła spomiędzy drzew i zaatakowała dwa krasnoludy. Mimo iż obaj bronili się zawzięcie, a ich topory zbierały krwawe żniwo, ulegli przewadze odwiecznego wroga. Cios wielkiego tasaka, dzierżonego przez ciemnoskórego orka rozłupał Grogana niemal na pół. Krasnolud upadł tam gdzie stał jak rażony piorunem. Wielgachny ork zaryczał w geście tryumfu i oblizał ociekające krasnoludzką krwią ostrze. Jotun już w myślach witał się ze swoimi przodkami. Rana na ramieniu zadana przez goblińską włócznie obficie krwawiła, oczy zasnuwała purpurowa mgła. Wszędzie wokół siebie widział zielonoskórych wrogów, których broń raz po raz musiał, z coraz mniejszą energią, parować. W końcu upadł na kolana, wciąż zasłaniając się toporem, czekając na ostateczny cios.

Ten jednak nie nadszedł. Zamiast tego usłyszał orczy śmiech. Z wysiłkiem podniósł głowę i spojrzał wprost w twarz pochylającego się nad nim zabójcy Grogana.
- Nie umrzeć ty - wyryczał mu w twarz ork. - Ty do śmierć pamiętać imię Gorbasha Łamacza Karków. Ty ponieść imię do waszych gór. Oni się bać!
Po tych słowach Jotun zobaczył jeszcze okuty stalą but orka, który wylądował na jego głowie. Czaszka eksplodowała bólem. Po momencie jasności zapadła ciemność.

Gdy się ocknął, była noc. Orki i gobliny zniknęły. Wokół Jotuna leżały trupy zabitych orków i gobinów oraz ciało Grogana, pozbawione głowy. Krasnolud ukląkł nad zwłokami przyjaciela, a po jego policzku spłynęła jedna, samotna łza. Chwilę potem wstał i nazbierał w lesie gałęzi i chrustu. Ułożył zdekapitowane ciało na stosie i podpalił go. W milczeniu patrzył jak płomienie pochłaniają krasnoludzkie zwłoki.

Niedaleko od miejsca bitwy znalazł opuszczony, zrujnowany dom. Pozostały z niego jedynie dwie ściany i sterczący w górę komin. Jotun skrył się w ruinach, postanawiając przeczekać noc i rankiem podjąć jakieś działania. W oddali słyszał wycie wilków.
 
xeper jest offline  
Stary 21-02-2011, 20:11   #2
 
Ravenz86's Avatar
 
Reputacja: 1 Ravenz86 nie jest za bardzo znany
Zrządzenie losu doprowadziło życie Jotuna do niewyobrażalnego zwrotu, już nic nie będzie takie jak poprzednio. Życie które znał, a tak bardzo pragnął je zmienić ostatecznie zamknęło za nim wrota, nie było odwrotu. Jotun nie mógł uwierzyć w to co się stało, tak nie dawno siedzieli razem z Groganem w jednej z licznych krasnoludzkich gospód w Karaz-a-Karak w ogarniającym całe pomieszczenie wrzawie jednej z licznych pijatyk. Jak bardzo chciał się tam przenieść i teraz wiedziałby, że inaczej by postąpił, nie zgodziłby się na propozycję Grogana. Jednakże, czy na pewno? Tak często słyszał od mędrców, "że każdy jest kowalem swojego losu" - czy to oznacza że jest współwinnym śmierci jego przyjaciela?

I wtedy, wtedy właśnie - gdy miał sobie odpowiedzieć na swe myśli zabrzmiało w jego głowie dźwięcznie orkowe imię Gorbash Łamacz Karków, krasnolud wykrzyczał ile sił mu ostało w płucach:
-Bodajbyś szczezł paskudo! Bodajbyś szczezł od mej Ręki! Przeklinam Cię
Jotun nie zastanawiając się zbyt długo postanowił spalić ciało druha które zostało pozbawione głowy, bez namysłu poszedł nazbierać chrustu. Po krótkiej chwili stworzył prowizoryczny stos po uprzednim ułożeniu zwłok, podpalił go. Klęczał w milczeniu spoglądając na okaleczone ciało Gorgana - o to przednim płonęły zwłoki ostatniego z rodu Skjalson.

Jotun bez namysłu ruszył ku słabo widocznym zarysom budowli, nie wiedział co myśleć i nie wiedział co ma począć. Jak się wkrótce okazało, budowla nie była przytulnym miejscem - był to zrujnowany Imperialny dom. Jakimś cudem ten dom jeszcze stał - brudne nadpalone ściany nosiły znamiona niewypowiedzianego cierpienia, podtrzymywały ledwie stojący kamienny komin który był częścią kominka. Jotun przyglądał mu się przez krótką chwilę i doszedł do wniosku że lepiej w nim nie palić. Próbował sobie wyobrazić co tu się mogło stać, jaka niszczycielska siła musiała przejść przez tą krainę. Zdecydował schronić się na noc, by następnego dnia ruszyć w nieznane. Gdy już miał zmrużyć oczy i zasnąć usłyszał zbliżające się wycie wilków. Naprędce zaczął rozpalać ognisko, które nie tylko miało odstraszyć podłe zwierzęta ale i ogrzać w nocy. Jotun łudził się, że będzie w stanie zasnąć...
 
Ravenz86 jest offline  
Stary 22-02-2011, 18:43   #3
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
Rano rozejrzał się po zrujnowanym obejściu, poszukując czegoś przydatnego. Orki, nie dość że go zhańbiły, to na dodatek okradły, pozbawiając niemal wszystkiego poza ubraniem i ukrytym w bucie sztyletem.

W pniak oparty o walącą się drewnianą ścianę, wbita była zardzewiała siekiera. Może nie stanowiła najlepszego przykładu broni, ale na pewno skutecznością przewyższała sztylet.



Jotun kilka razy, na próbę zamachnął się siekierą i wbił ją w deski. Ledwo co trzymająca się kupy ściana, rozleciała się do reszty, czyniąc tyle hałasu, że siedzące na gałęziach pobliskich drzew, czarne wrony wzbiły się w powietrze. Przez chwilę pokrążyły nad okolicą i kracząc wróciły na drzewa.

Uzbrojony w siekierę krasnolud, wrócił na trakt i ruszył ku północy, w kierunku wielkich miast Imperium - Altdorfu i Nuln. Zemstę pozostawił na później. I tak nie miałby żadnych szans z orkami, pozbawiony broni, zbroi i bez koniecznych umiejętności. Najpierw musiał zdobyć pieniądze i doświadczenie, a te dwie rzeczy gwarantowała mu „cywilizacja”, jakiej spodziewał się na północy.

Szedł niemal cały dzień, nie niepokojony przez nikogo. Pod wieczór przed sobą ujrzał umocniony zajazd, stojący na skrzyżowaniu traktów. Gdy zbliżył się wystarczająco blisko odczytał napis na szyldzie, „Biały Kruk”. Z komina unosił się dym, przez bramę widział zaparkowane przed gospodą dwa dyliżanse, noszące emblematy Kompanii Przewozowej „Cztery Pory Roku” i dwa kupieckie furgony. Po podwórzu kręcili się chłopcy stajenni i służba. Z budynku karczmy dobiegał gwar rozmów i aromat podawanych tam dań.
 
xeper jest offline  
Stary 22-02-2011, 20:31   #4
 
Ravenz86's Avatar
 
Reputacja: 1 Ravenz86 nie jest za bardzo znany
Nastąpił nowy dzień w jego nowym rozdziale życia. Prowizoryczne acz niewygodne posłanie doprowadziło go do pasji - ból pozostawiony przez rany po wczorajszej krwawej jatce został wzmożony niewygodami. Rozejrzał się już w normalnym świetle brzasku po miejscu w którym się znajdował. Ten zrujnowany budynek, w którym nocował zapewne służył jako budynek centralny nieistniejącej wioski, kto wie być może było to miejsce spotkań rady? Jotun pokręcił się przez chwile po miejscu, które dało mu prymitywne schronienie, nieopodal zauważył chwiejące ściany, również leżącego w gruzach, drewnianego domku. Tuż obok jednej ze ścian leżał pniak a weń wbity był zaśniedziały toporek.


Jotun czym prędzej ruszył w jego stronę, jakby obawiał się iż ktoś ukradnie jego lichą zdobycz, jak tylko wyrwał siekierę z pniaka wypróbował ją, przypadkowo dopełniając dzieła zniszczenia.
„Niech mię licho, tak stara siekiera - skorodowana i poniszczona - a jednako dobrze leży w dłoni! Ino teraz znaleźć jakowąś kuźnię to i może co będzie z tego”. Jotun jednak szybko oprzytomniał, żaden ceniący się kowal niewpuści nieznajomego do jego własnej kuźni, być może za odpowiednią opłatą - a przecież był totalnym bankrutem. Miał jedynie na sobie podarty płaszcz z kapturem a pod nim rzemieślniczy kaftan, no i jedyna rzecz którą możnaby zbyć to nieszczęsny sztylet. Jotun przysiadł na pniaku i spokojnie zaczął obmyślać co powinien zrobić, nie było to łatwe gdyż wydarzenia z poprzedniego dnia nie dawały mu ani garści wytchnienia. Wiedział że nie ma już szans dogonić Orków i pomścić swego druha, a tym bardziej nie miałby szans w starcu z nimi bez odpowiedniego przygotowania i ekwipunku. Zdecydował ruszyć na północ, jak przez mgłę pamiętał mapę, którą widział u swego przyjaciela w Górach Domowych - jedyne co udało mu się nie zapomnieć to to że największe miasta Imperium - w którym niechybnie się znajdował - leżą na północy. Momentalnie spojrzał w górę jakby chciał dostrzec gwiazd, ale był dzień - „Trza było zważać na słowa Wuja...”. Jotun ze wszystkich sił starał sobie przypomnieć w jaki sposób orientować się w terenie. Jotun szedł przed siebie za jak mnemał zgładzoną wioską napotkał na częściowo wykarczowany niewielki lasek, usiadł na kamieniu patrząc przed siebie. Obróciwszy się wyczuł pod palcami mech na kamieniu - to okazało się bezcenną wskazówką - „Toć mech i na kamieniach i drzewach rośnie od północy strony!”

Jotun czym prędzej ruszył w drogę przed siebie, w nieznane - poruszając się już zarośniętą dróżką dotarł do głównego traktu - wszystkie trakty prowadzą do Miast. Krasnolud nie zstępował z traktu i podążał nim w kierunku północy. Po wielu godzinach, dotarł do zajazdu - pamiętając obraz zniszczonego osiedla nie zdziwił się prymitywnymi umocnieniami, które pewnikiem podyktowane były obawami właściciela iż podobna niszcząca siła zmiecie jego cały dobytek. Brama do zajazdu była otwarta, przeszedł przezeń bez problemu i tedy zauważył dyliżanse i kupieckie furgony z nieznanym mu emblematem. Czym prędzej zapytał krzątajacych się tu i ówdzie chłopców stajennych cóż to za znak na furgonach, lecz ci wyzuci z poczucia manier nie odpowiedzieli. Gdy wchodził na stopnie zajazdu coraz wyraźniej słyszał wesołe pijackie pokrzykiwania dochodzące z wnętrza, a po otwarciu drzwi w jego nos udeżyła woń soczystych potraw znoszonych przez służbę. Zajazd pomimo początkowego wrażenia, był większy niźli wydawało się to Jotunowi. Środkową część najdłuższej ściany budynku stanowił kamienny kominek, lecz jego wykonawca musiał być zupełnym fajtłapą - był cały oczerniony, podłoga w pobliżu kominka naznaczona była niezliczoną ilością pyłu. Jak w typowych zajazdach strop był podtrzymywany w kilku miejscach grubymi i ociosanymi balami drewna - a droga na piętro - gdzie niechybnie znajdowały się łożnice położona była w pobliżu kontuaru gospodarza. W załamaniu po drugiej stronie budynku zauważył stół przy którym uprawiano hazard - rozgrywka musiała być bardzo bużliwa bo w tym samym momencie kilku hazardzistów dwóch chuderlaków i jeden kurduplowaty acz barczysty chłop wyzwało dwóch niziołków od kanciarzy. W innej części zajazdu, prawdopodbnie właściciel dyliżansów i furgonów który był odziany w drogi ubiór na modłę Tileańską prowadził rozmowę z gospodarzem zajazdu, obok niego stał zapewne jego chłopiec na posyłki, ten jednak był ubrany w zwykły mieszczański strój - jedynym wyróżnikiem był wyszyty na piersi emblemat który widział na wozach. Jego uwagę od rozmawiających odwróciła dziewka niosąca pełną misę bochnów chleba oraz misę rozporcjonowanego świniaka, momentalnie Jotun oblizał swe usta - i nagle stał się niewyobrażalnie głodny. Ruszył w stronę rozmawiających, w momencie zbliżania się usłyszał nazwę Kompanii Przewozowej „Cztery Pory Roku” - to dało mu nadzieję na znalezienie jakiegoś zajęcia - gdyż na gwałt potrzebował złociszów.
 
Ravenz86 jest offline  
Stary 23-02-2011, 14:04   #5
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
Bogowie i duchy przodków, którzy kierowali jego losem, okazali swoją przychylność. Gdy zapytał karczmarza o pracę, na twarzy człowieka wykwitł szeroki uśmiech. Radość również zagościła na obliczu bogato odzianego mężczyzny, z którym karczmarz prowadził rozmowę.
- Sigmarowi niechaj dzięki będą! - mocno potrząsnął prawicą krasnoluda. - Z nieba nam spadasz, krasnoludzie. Hej, Bertha, podaj no tu półgarniec piwa i upieczonego kurczaka. Usiądźmy, tak na stojąco o interesach gadać nie wypada.
- Otóż kowala mojego, co tu pracuje, Helmuta ostatnimi czasy wielka niemoc zmogła. Niemoc taka, że aż do Averheim go wzięli, tam syn jego mieszka, on opiekę nad ojcem chorobą złożonym roztoczył. A ja bez kowala zostałem. A wiecie pewnie panie krasnoludzie, że w takim miejscu jak to, to bez kowala ani rusz - wyjaśniał jedzącemu drób i zapijającemu piwem, Jotunowi karczmarz. - Niezbędne naprawy wykonać przy powozach trzeba, konie podkuć, czasem broń naostrzyć. Wynagrodzenie jakie proponuję to dwa groszaki za dzień pracy, miejsce do spania i wikt. To jak, panie krasnoludzie, zgadzacie się?

Nim Jotun zdążył potwierdzić bądź zaprzeczyć, karczmarz, który w międzyczasie przedstawił się jako Alfred Künze, powadził go do kuźni. Był to niewielki, wybudowany z drewnianych bali budynek ze spadzistym dachem i okapem nad wejściem, stojący nieco na uboczu.



Alfred otworzył drzwi do warsztatu i odwrócił się.
- No jazda! Gunther, Leo dawać no tu te konie! Migiem! - krzyknął do stajennych i ruszył w stronę karczmy.
 
xeper jest offline  
Stary 17-03-2011, 11:33   #6
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
Khadlin w końcu dotarł do jakiejś gospody. Był to duży, umocniony zajazd, stojący na skrzyżowaniu dróg. Wysoka palisada nosiła ślady ognia, a jedno ze skrzydeł masywnej, okutej bramy, było uszkodzone. Najwidoczniej niedawno doszło tutaj do ataku. Domyślać się można było, że atakującymi były stwory Chaosu, które w ostatnich czasach, po pokonaniu hord Archaona, rozpełzły się po lasach i siały spustoszenie pośród zamieszkujących tereny południowego Ostlandu, ludzi.

Na dziedzińcu stały dwa ciężkie, wyładowane futrami wozy i potężny, wzmocniony stalowymi płytami dyliżans, na którego drzwiach wymalowana była szara wieża. Trzech ubranych w wojskowe mundury mężczyzn, stało pod zadaszoną wiatą i oglądało coś leżącego na ziemi.

Khadlin, wiedziony ciekawością, podszedł aby sprawdzić czemu się przyglądają. Pięć, przykrytych workami ciał, spoczywało w rzędzie. Spod materiału wystawały tylko ubłocone buty. Błoto pod trupami całe było splamione krwią.
- ... nie widzę możliwości - powiedział jeden z mężczyzn, noszący u pasa dwa pistolety.
- Kto, jak kto, ale nie spodziewałem się, że Ty, Karl Hochberg uznasz to za niemożliwe - powiedział drugi, niższy. Ten opierał się na długim mieczu. Na głowie miał hełm z czarnym piórem.
- Na Ulryka! Tych pięciu to byli zaprawieni w bojach weterani... - urwał Hochberg na widok zbliżającego się krasnoluda. Ręka powędrowała do kolby pistoletu. - A Ty, mości khazadzie czego tu szukasz?
- Daj spokój - powiedział trzeci mężczyzna, kładąc rękę na ramieniu Hochberga. - Widać, że to strudzony podróżnik. Powitać. Sam Ulryk nam w potrzebie khazada zsyła, a Ty od razu byś strzelał...
 
xeper jest offline  
Stary 17-03-2011, 19:44   #7
 
Mortarel's Avatar
 
Reputacja: 1 Mortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputację
Khadlin szedł błotnistą drogą włócząc powoli nogami. Był już dość zmęczony podrożą, nie umiał zliczyć wszystkich mil, które przeszedł tego dnia, ale było ich wiele. Marzył teraz o odpoczynku w bezpiecznym miejscu, więc kiedy w oddali ujrzał ludzkie siedlisko otoczone palisadą, postanowił skierować doń swe kroki. Nie miał nic do stracenia, a istniała spora szansa, na to, że jego chwilowe marzenie się ziści, bowiem Khadlin uciekał.

***

Tego samego dnia, kilka godzin wcześniej Khadlina spotkała, bowiem przykra rzecz. Wraz z kompanią krasnoludów, do której należał siedział sobie beztrosko w obozie, który rozbili na niewielkim pagórku, na skraju zagajnika. Khadlin nie pamiętał, jednak skąd się tam wzięli i jaki był cel ich wyprawy. Nie pamiętał, bowiem stracił pamięć. A stało się to w wyniku nieprzewidzianego zajścia. Obóz, który rozbili, aby zatrzymać się na popas, został zaatakowany przez zgraję wojowników chaosu, którzy pojawili się jak spod ziemi. Krasnoludy walczyły dzielnie, ale przeciwnicy był w przewadze. W pewnym momencie zdradziecki cios trafił Khadlina w tył głowy. Krasnoludowi pociemniało przed oczami. Padł na ziemię tracąc przytomność. Zbudził się dopiero po jakimś czasie, nie wiedział ile czasu minęło od chwili potyczki, a do tego głowa pękała mu z bólu jak po największej popijawie. Na miejscu nie zastał ani kompanów, ani wojowników chaosu. Nie wiedział, czy go przeoczyli, czy myśleli, że jest martwy. W końcu leżał na ziemi z rozciętą skórą na głowie. Co gorsza, cios spowodował częściową utratę pamięci. Krasnolud pamiętał tylko swoje imię i fakt, że wraz z towarzyszami został zaatakowany. Nic więcej. Nie chcąc dłużej ryzykować, rzucił się pędem, pobliską drogą, w nadziei znalezienia bezpiecznego miejsca. Pozostawanie samemu w obozie graniczyło z samobójstwem. Khaldin wziął swój ekwipunek i z zamiarem odnalezienia towarzyszy ruszył przed siebie.

***

Zbliżył się do karczmy. Ostrożnie zmierzył wzrokiem dwóch stojących przed nią ludzi. Nie wyglądali na wojowników chaosu. Podszedł bliżej. Dostrzegłszy martwe ciała skrzywił się.

- A Ty, mości khazadzie czego tu szukasz?- usłyszał zaczepkę

-Schronienia, jeśli łaska, napadnięto mnie i moich kompanów.-odparł- Nie szukam zwady, pozwólcie mości panowie, że pójdę swoją drogą. – Rzekł na widok człowieka sięgającego po pistolety. Na wszelki wypadek sam zacisnął dłoń na rękojeści swego topora.
 

Ostatnio edytowane przez Mortarel : 17-03-2011 o 19:54. Powód: ach te literówki :D
Mortarel jest offline  
Stary 18-03-2011, 10:21   #8
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
- Napadnięto! - zakrzyknął ten z mieczem i piórem na hełmie. - Na brodę Ulryka! Cóż za zbieg okoliczności! I powiedz jeszcze, kto to zrobił? Czy aby nie grupa tych zmutowanych, żądnych krwi wojowników pod wodzą Kriegera?

Khadlin tylko pokiwał głową, na znak, że to oni. Nie miał pewności, że chodzi o tą samą bandę, która doprowadziła jego oddział do klęski, ale wolał przyznać rację żołnierzowi. Być może nadarzała się okazja, aby dowiedzieć się co przydarzyło się jego kompanom, a może i wywrzeć zemstę na wrogu.

- Chodźmy do karczmy - zaproponował mężczyzna. Potem wskazał na kompanów. - Pozwól, mości krasnoludzie, że przedstawię towarzystwo. Ten oto, który chciał Cię ustrzelić jak kaczkę, to Karl Hochberg. Drugi z moich kompanów to Heinrich von Blomberg, syn hrabiego Adolfa von Blomberg. A moje miano Reinhardt Bretz. Zapraszamy na posiłek i co nieco do wypicia.

Weszli do karczmy. Nie było w niej zbyt wielu klientów. Jeden ze stołów okupowali ubrani w grube szuby kupcy i ich pachołkowie, przy drugim siedzieli woźnice, w wilczych czapkach. Pozostali klienci byli podróżnymi, przybyłymi do zajazdu opancerzonym powozem.

Trójka mężczyzn i krasnolud, zajęli wolny stół i wezwali karczmarza do podania im jadła i napitku. Po dłuższej chwili, gdy von Blomberg zaczął już utyskiwać na obsługę, na stole pojawiła się pieczeń, kasza i piwo. Wszyscy zaczęli się posilać. Prym wiódł Khadlin, który pochłaniał mięso i kaszę niczym wygłodniały wilk, a pił za dwóch.
- Więc pozwól, że przedstawię sytuację - odezwał się w końcu Karl Hochberg, gdy skończyli jeść. - Ostatnimi czasy okolica jest bardzo niespokojna, o czym zdążyłeś się przekonać na własnej skórze. Grasują tu bandy mutantów i innych przeklętych przez bogów stworzeń. Tych pięciu, których zwłoki leżą na zewnątrz zabito dziś rano, gdy zmierzali w stronę zajazdu. Mieli być wsparciem dla nas, na wypadek kolejnego ataku. Planowaliśmy też wyprawić się w okoliczne lasy i sprawdzić co te potwory tu przyciąga. Jednak w chwili obecnej jesteśmy uziemieni. Nie mamy nikogo, kto mógłby zanieść wieści do Wurzen. Zarówno kupcy, jak i dyliżans zmierzają w przeciwnym kierunku. Potrzebujemy pomocy. Zostaniesz sowicie wynagrodzony, jeśli wieści dotrą do barona von Wallensteina.
 
xeper jest offline  
Stary 18-03-2011, 11:10   #9
 
Mortarel's Avatar
 
Reputacja: 1 Mortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputację
Khadlinowi nie spodobało się przyrównywanie go do kaczki, ale puścił uwagę mimo uszu. Postanowił wysłuchać ludzi, kto wie, może akurat usłyszy coś przydatnego. Z tego, co opowiadał człek wynikało, że banda, która napadła na krasnoludzką „wesołą” kompanię urządziła sobie wypad, zaliczając przy okazji także napad na „ludziów”.

Khadlin rozumiał, że grupa krasnoludów mogła stanowić ważny cel ataku, ze względu na swoją wartość bojową i strategiczne położenie ich obozu na wzgórzu, na brzegu zagajnika. Przyglądając się z kolei karczmie i ludziom, którzy w niej przebywali Khadlin nie mógł pojąć, co też takiego cennego musiało być w tej budzie, że wojownikom chciało się tu fatygować.

Zaproszenie do karczmy, to było tym, na co krasnolud czekał. Ani chwili się nie wahał, a myśl o odmowie, nawet nie przyszła mu na myśl:

-Zwą mnie Khadlin. – Przedstawił się- Chętnie skorzystam z zaproszenia, bo jak wspomniałem po napadzie jestem lekko poturbowany. A do tego zmęczyłem się i zgłodniałem podczas drogi tutaj.

Na widok jedzenia krasnoludowi zabłysły oczy. Zaczął pałaszować, ba, pochłaniać jedzenie jakby nie jadł co najmniej od tygodnia. Aż mu się broda trzęsła. Kiedy skończył jeść, popił wszystko piwem i rzekł:

-No, teraz to odzyskałem siły. Dziękuję mości panowie, ze poczęstunek.


Wysłuchawszy słów Karla odparł:

- A no a daleko to wasze Wurzen? Bo wiecie, mości panowie, kompani mojej poszukuję, com w boju został od nich oddzielony. Jeśli mi wypadnie po drodze, to chętnie zaniosę wiadomość. A swoją drogą, czemu by nie pojechać tym opancerzonym wozem, com go na podwórzu, u płota widział?- trafnie zauważył krasnolud- A że tak zapytam z ciekawości, o jakiej nagrodzie mówimy? Nie żebym był łasy na złoto, bo gdzieżby tam krasnoludom błyskotki w głowie były, prawda? Ja krasnolud honorowy jestem, ale tak z ciekawości tylko pytam. - dodał z błyskiem w oku.
 
Mortarel jest offline  
Stary 20-03-2011, 21:47   #10
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
- Tak, to z pewnością jest Ci po drodze. To zaledwie dwa dni - szybko i z przekonaniem powiedział Heinrich von Blomberg. Pozostałych dwóch mężczyzn tylko pokiwało głowami, uśmiechając się pod nosem. - Co do dyliżansu, to jedzie on do Talabheim, a to zgoła przeciwny kierunek.
- Gdzieżbyśmy podejrzewali, drogi Khadlinie, że tylko złoto Ci w głowie. Ale, żeby zaspokoić Twoją ciekawość, to my tu sami na drogę oferujemy Ci pięć złotych karli, a baron von Wallenstein z pewnością bardziej szczodry będzie. Pismo napiszę, żebyś żadnych problemów po drodze nie miał - kontynuował von Blomberg. Wyciągnął mieszek i położył go na stole, przed krasnoludem. Monety głucho zadźwięczały w zetknięciu z blatem. - To jak będzie?

Khadlin przez chwilę udawał, że się zastanawia. Ale i tak podjął decyzję. W jego przypadku, każden kierunek był dobry, zwłaszcza, że przy okazji można było zarobić trochę złota. W końcu pokiwał głową na zgodę. Mężczyźni, wyraźnie zadowoleni, po kolei uścisnęli mu prawicę.
- Doskonale - Hochberg dał znak karczmarzowi aby podał więcej piwa. Rozlał do kufli i wzniósł toast. - Na Ulryka! Twoje zdrowie, Khadlinie! Jutro z rana wyruszysz. List dostaniesz, jak von Blomberg go napisze. Wypijmy!

Nastał ranek. Krasnolud wyspany i wypoczęty, zjadł śniadanie, zapijając je potężnym garncem piwa. Od Hochberga, wraz z życzeniami powodzenia i wytycznymi co do drogi, dostał pismo, opatrzone odciśniętą w laku pieczęcią. Mógł ruszać w trasę.

Mglisty i wilgotny ranek, przeszedł z ponury, chłodny dzień. Khazad szybkim krokiem, mocno ściskając w jednym ręku topór, a w drugim tarczę, maszerował przez las. Nikogo nie widział, ani nie słyszał, jednak czuł, że coś kryje się w mgle, zalegającej między pniami. Było cicho, co jakiś czas gdzieś w gęstwinie zakrzyczał ptak lub zaskrzypiało drzewo. Na każdy taki odgłos Khadlin reagował odruchowo, kuląc się i zasłaniając tarczą. Jednak nic się nie działo. Aż do popołudnia...

Tym razem usłyszał kroki. Szybkie, gwałtowne kroki kogoś przedzierającego się przez poszycie. Natychmiast zatrzymał się i czekał. Po chwili zobaczył mężczyznę, który wybiegł spomiędzy krzaków. Jego ubranie było w strzępach. Zmierzwione włosy sklejała krew. Na twarzy malowało się przerażenie. Gdy zobaczył krasnoluda, zatrzymał się i niepewnie rozglądnął na boki.
- Pomóż mi - jęknął, błagalnie patrząc na Khadlina. - Oni... Oni zabili mi syna... Na polance... O tam! Całkiem niedaleko. Błagam...

Po tych słowach, ranny zachwiał się i upadł na ziemię. Krasnolud przez chwilę stał i zastanawiał się co robić. Co za niebezpieczeństwo czaiło się między drzewami? Kogo mógł napotkać, pomagając temu człowiekowi?
 
xeper jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 12:14.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172