Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 02-10-2011, 12:32   #101
 
Witch Elf's Avatar
 
Reputacja: 1 Witch Elf wkrótce będzie znanyWitch Elf wkrótce będzie znanyWitch Elf wkrótce będzie znanyWitch Elf wkrótce będzie znanyWitch Elf wkrótce będzie znanyWitch Elf wkrótce będzie znanyWitch Elf wkrótce będzie znanyWitch Elf wkrótce będzie znanyWitch Elf wkrótce będzie znanyWitch Elf wkrótce będzie znanyWitch Elf wkrótce będzie znany
Dzień wcześniej. Stajnia.

Miała od cholerę uwag. Jakim niby prawem Gundulf miałby jechać sam? Zaraz im pokaże... Gdy wyprowadzono osiodłane wierzchowce Telimena sięgnęła po wodze jednego z nich. Jako, że były dość rosłe w kłębie wspięła się na ogrodzenie sięgając stopą do strzemienia i już po chwili siedziała w siodle. Spoglądała w dół na towarzyszy zarazem z pewną dumą i zwyczajowo posępną miną. Prosta i pewna postawa, skórzane lejce przeciągnięte przez palce, pięta obciągnięta silniej w dół. Wyglądała bardzo pewnie i surowo. Brakowało tylko szpicruty i nie tylko koń mógłby liczyć na lekcję subordynacji...
Po tej krótkiej demonstracji zeskoczyła w dół ześlizgując się po końskim boku. Z obrażoną miną wyminęła dywagujących.

Nie potrafił powstrzymać uśmiechu na całe to przedstawienie które zafundowała im Telimena. Spojrzał na nią z ogniem w oczach i stanął jej na drodze w tym marszu zwycięstwa, przez chwilę mierzył ją wzrokiem po czym zrobił niewielki krok w tył i skłonił się lekko.
- Brawo, wspaniały popis panno Telimeno. Zgodzisz się udzielić mi kilku jeździeckich lekcji w czasie podróży bo widzę że kunszt Twój zaiste jest godny podziwu.
Mag metalu wyprostował się i uśmiechnął ciepło. Wyminął ją by pomóc przy załadunku bagaży i lekko dotknął jej ramienia zbliżając głowę by wyszeptać nieco ciszej.
- Zarumieniłaś się nieco pani, może posunąłem się zbyt daleko w alegoriach, wybacz niepokornemu słudze.
Nie odwrócił się nawet uśmiechając tylko bezczelnie.

Gdyby mogła ofukałaby go jak kotka. Zamiast tego zacisnęła tylko powieki, czego i tak nie zdołał zobaczyć. Ruszyła dalej z dumnie uniesioną brodą. Zerknęła tylko w międzyczasie na swoje odbicie w stojącym przy stajni wiadrze z wodą. W istocie, na bladym licu wykwitł nieśmiało rumieniec. Westchnęła ciężko mącąc taflę i z głębokim oburzeniem oddaliła się.
 
Witch Elf jest offline  
Stary 04-10-2011, 15:59   #102
 
Tadeus's Avatar
 
Reputacja: 1 Tadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputację
Następnego dnia powitał ich rześki, słoneczny poranek. Odpoczynek i suta strawa pozwoliły im odzyskać nadwyrężone podróżą siły, zaś nastroje... Cóż, nastroje pozostały nadal mieszane. Ale wszak nie można było mieć wszystkiego.

Zakupione i doglądane regularnie przez Magnusa konie raźno pokonywały strome zbocza i skaliste urwiska, przez które meandrował kupiecki trakt. Nad sobą od czasu do czasu dostrzegali majestatyczne sylwetki unoszących się na wietrze górskich orłów, zaś na skraju lasu dojrzeć się dało płochą, raczącą się trawą zwierzynę. Wreszcie podróż zdawała się przyjemna i pozbawiona niespodziewanych niebezpieczeństw i niekorzystnych zrządzeń losu.

Dunkelberg, miejscowe centrum rolnicze nie zaskoczyło ich niczym wyjątkowym. No, może poza nadspodziewanie dużą ilością chłopskich córek trzepoczących zalotnie rzęsami do każdego, kto przewijał się w pobliżu miejscowej karczmy i nie wyglądał na zupełnego biedaka. Od razu widać było, że młode dziewczyny desperacko wyrwać się chciały z miejscowej biedy, szukając miłości i dobrobytu w szerokim świecie. W mieście zostali tylko jedną noc, uzupełniając przy okazji paszę i zapasy. Późnym rankiem ruszyli znów na trakt.

Starożytny, pokryty mchem kamień milowy wskazywał, że pozostało im już tylko trzydzieści mil do Grissenwaldu, prowincjonalnej stolicy rzecznego szkutnictwa i ojczyzny sławnego okonia po grissenwaldzku, podawanego tradycyjnie na tacy ze smażoną cebulą i pikantnie przyprawionym musem śliwkowym.

Już wkrótce w oddali poczuli wilgoć i usłyszeli spokojny szum rzeki Grissen. Na powierzchni gdzieniegdzie tworzyły się małe kółka i bąbelki, świadcząc o dużej ilości ryb, gnieżdżących się poniżej. Starczyło tylko chwycić za wędkę i obiad gotowy!

W pewnym momencie ich uwagę zwrócił masywny drewniany kształt, unoszący się na rzece blisko brzegu. Niechybnie była to jedna z popularnych w Reiklandzie łodzi rzecznych, dość duży model mogący pomieścić całą rodzinę, albo kupców ze sporym ładunkiem. Gdy trak powiódł ich bliżej, ujrzeli, że prawie całe pole sitowia w pobliżu pozornie opuszczonego wehikułu było połamane i przygniecione do ziemi. Oczywiście nie musiało to być nic podejrzanego. Może wyładowano tam jakiś ładunek albo właściciele chcieli sobie potańczyć? Przeczyły temu jednak wypatrzone przez Gundulfa krople krwi dojrzane na jednym ze źdźbeł. Alfred, jako doświadczony zwiadowca od razu zbadał też ślady w pobliżu. Wyglądało to bardziej na poważną szamotaninę albo walkę. Trop prowadził od brzegu na pobliskie zalesione wzgórza i co jakiś czas zdobił go mały ślad krwi. Wyglądało na to, że co najmniej pięć osób wlokło kogoś za sobą.

Poszli kawałek w tamtą stronę, tylko dla bezpieczeństwa, by upewnić się, że atakujący, kimkolwiek by nie byli, nie znajdują się w pobliżu i nie wskoczą im zaraz na plecy. Upewniwszy się po paru chwilach, że tak nie jest, być może by wrócili, by podjąć podróż, gdyby nie nagły, szalenie intensywny impuls potężnej magicznej energii, który doszedł ich od strony, gdzie zawleczono nieszczęśnika. Od razu poznali, że nie była to prosta magia kolorów jaką się posługiwali, nie był to też Dhar, którego w ostatnim czasie nauczyli się rozpoznawać. To było coś innego, obcego i bardzo potężnego. Próbowali pochwycić resztki tej energii unoszącej się nadal w powietrzu, zatrzymać ją, obejrzeć, zbadać, lecz ona zwinnie wywijała się ich umysłom, pozostając zupełnie niezrozumiałą i rozpływając się w końcu w nicości.

Podeszli jeszcze kawałek. I wtedy usłyszeli ciche, bolesne jęknięcie. Jakieś sto stóp przed nimi leżał poraniony wojownik z szeroką obuchową raną głowy.


- Musicie... pomóc... - wydukał, wypluwając czerwoną ciecz z ust. - Zdradzili! - zakrztusił się, głośno kaszlać - Zabrali profesora... Do grobowca zabrali... musicie... - nim zdążył w pełni sformułować szalejące myśli zemdlał z upływu krwi i wycieńczenia.

Chwilę później z oddali usłyszeli krzyki, brzmiące jakby należały do jakiegoś oburzonego starca.
- Łotry, mordercy! Nic wam nie powiem! Bądźcie przekl...aaajiii! - wypowiedź zakończona została bolesnym krzykiem.

Podkradli się bliżej, dostrzegając grupkę czterech zbrojnych, ubranych podobnie, jak napotkany przed chwilą poraniony wojownik. Stali wokół przerażonego, zalanego krwią starca, grożąc mu bronią. Magnus po ich postawie i sposobie w jaki nosili oręż i pancerz od razu poznał, że mają do czynienia z zawodowcami.


- Powiesz nam jak tam wejść dziadku, albo przestaniemy być mili i zaczniemy odcinać ci członki - wychrypiał najwyższy z nich, mężczyzna o długiej czarnej brodzie i łysej głowie, okraszonej sinym, nierozpoznawalnym od licznych ran tatuażem.
- N-nie! - zaparł się dziadek, kuląc się odruchowo w oczekiwaniu na cios. Lecz ten nie nadszedł.
Domniemany przywódca bandytów wyszczerzył nadspodziewanie proste, białe zęby, co było rzeczą iście niesłychaną w jego grupie zawodowej.
- To nie - wysyczał, pokazując kompanom, by związali drżącego ze strachu uczonego. - Mamy wasze zapiski i sprzęt to i sami po te skarby wejdziemy - wskazał zakrwawionym buzdyganem rozkopane zbocze pobliskiego wzgórza. Widać w nim było tajemnicze białe wrota, pokryte fantazyjnym filigranowym pismem, zapewne elfikickim.
- Co?! - przeraził się uczony - Nie! Na szale Vereny! Nie możecie! Jak zrobicie to nieumiejętnie wszyscy zginiemy, a grobowiec zostanie bezpowrotnie zniszczony!
- Więc jednak nam pomożesz? - odparł łysy z szerokim grymasem na ustach. - To zabieraj się do roboty, żałosny głupcze! - kopnął go w zadek, tak że starzec łkając żałośnie pokuśtykał aż do samych starożytnych odrzwi.
 

Ostatnio edytowane przez Tadeus : 04-10-2011 o 18:23.
Tadeus jest offline  
Stary 05-10-2011, 19:35   #103
 
Lechu's Avatar
 
Reputacja: 1 Lechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputację
Wojownik wstał z nad wyraz dobrym humorem. Nie miał zamiaru się przejmować wyjawieniem tajemnicy nowym członkom drużyny, bo tak właśnie traktował Alfreda i Gerolda. Całe poczucie winy wypocił ostatniej gwieździstej nocy - podczas skrajnie ciężkiego treningu. Po takowym zawsze mu się lepiej spało... Co więcej nigdy nie wiedział kiedy los ześle na jego drogę wojownika, który zechce sprawdzić jego umiejętności. Czuł, że czas ten się zbliża wielkimi krokami. Po ostatnim spotkaniu z zwierzoludźmi i ich potężnym dowódcą zauważył jak niewiele nadal umie. Galahad zapewne zabiłby go nawet nie zraszając swojej pociętej licznymi bliznami skóry... Jeszcze wiele musiał się nauczyć.

Podróż mijała całkiem znośnie a konie doglądane przez weterana były w świetnej kondycji. Magnus nie podejrzewał, że kiedyś będzie aż tak polegał na umiejętnościach nie związanych z walką - nie związanych z zadawaniem bólu. Z zabijaniem. Podejrzewał, że mimo wszystko miały one sporą zasługę w jego dotychczasowym życiu. Zawsze, gdy wyruszał z "Pogromem" lub inną ekipą najemną na rzeź doglądał zwierzyny i zajmował się powożeniem. Znowu przypomniał sobie o niedawnych planach dotyczących walki w górach. Ciekawe czy odsiecz na czas dotarła do brodaczy...

Zatrzymując się w Dunkelberg wojownik był pod wrażeniem ciężkiej pracy i religijności tamtejszych mieszkańców. Gospodarze swoją postawą udowadniali, że praca uszlachetnia a bliskość natury daje człowiekowi spokój. Spokój, którego on nigdy nie zaznał. Liczność młodych dziewczyn tłoczących się wokół drużyny wybiła nieco tileańczyka z rytmu - aż chciało się wziąć taką i odjechać w świetle zachodzącego słońca. Ale nie dla niego pisane takie zakończenie. Znając życie Magnus zginie skąpany w własnej posoce na jakimś zapomnianych przez Bogów padole. I wcale nie było mu z tym źle... Każdy musi jakoś umrzeć.

Przedostając się - pomiędzy pięknymi białogłowami - do wnętrza tawerny tileańczyk nie zapomniał zanieść drużynowych rzeczy do wynajętego pokoju. Po odprowadzeniu zwierząt do stajni wojownik zabrał się za to na czym ostatnio spędzał - przynajmniej mu się tak wydawało - zbyt mało czasu. Tak jak magowie całymi latami czytają opasłe księgi ucząc się coraz to nowych formuł czarów i poznając coraz to nowe składniki, tak on musiał dbać o swoją broń w walce z nieprzyjacielem - swoje ciało. Mimo iż był idealnie zbudowany to czuł, że nadal czegoś mu brakuje. Nadal było mu za mało. Musiało być szybciej, mocniej, sprawniej… Musiało, bo inaczej sobie tego nie wyobrażał. Stagnacja była najgorsza w życiu każdego człowieka - jego również. Trenując chciał jej uniknąć. Chciał zapewnić sobie przetrwanie w sytuacjach zbyt niebezpiecznych dla większości mieszkańców Starego Świata. A może wymagał od siebie zbyt wiele? Może jego młode cały czas ciało nie było w stanie nadążyć za doświadczeniem i techniką ponad trzydekadowego wojownika jakim był Galahad? Tak właśnie się nakręcał. Chciał udowodnić, że może. Że da radę doścignąć jednego z najpotężniejszych Imperialnych fechtmistrzów. Wojownika, który szkolił w walce najwyżej postawionych członków imperialnej armii. Tego, który również jest Wiecznym Uczniem i mimo iż nie chce tego przyznać jest bardzo przywiązany do kolegiów i ich skomplikowanych zasad. Magnus musi go doścignąć...


Każdy kto zakradłby się w okolice miejsca treningu mężczyzny na tyle blisko aby go zobaczyć przysiągłby, że jego ruchy są na tyle szybkie i zręczne, że trzeba będzie lat treningu aby wejść na wyższy poziom fechtunku. Osoba ta, naturalnie, nie myliłaby się...

***

Przed snem Magnus sprawdził jak z końmi, chwilę z nimi posiedział i poszedł się wykąpać. Sam nie zauważył jak bardzo ostatnimi czasy zbliżył się do przyrody, jak bardzo cieszył go widok zdrowych zwierząt. Stawały one mu się bliskie i nie traktował ich - jak niegdyś - tylko jako środek transportu. Szkoda, że docenia otaczające go owoce Rhyi dopiero po śmierci druida. Po umyciu się tileańczyk zjadł i poszedł spać. Nigdy nie wiadomo co przyniesie następny dzień...

***

Ostatnie dziesiątki mil drogi Magnus również milczał. Odzywał się w trakcie podróży tylko, gdy musiał. Telimena oraz dwaj nowi w drużynie magowie rozmawiali dość obficie więc on - podobnie jak szary mag - nie odzywał się zbyt często. Gundulf patrzył na niego takim wzrokiem, jakby świadomym tego co stało się dwie noce temu. Magnus wiedział, że to tylko jego wyobraźnia i złudzenie. Wiedział, że Grau nie mógł wiedzieć, że cel ich misji jest nowym znany. Jakby tak było to on miałby przesrane najbardziej. Ciekawe czy Szary chciałby go zabić czy może powstrzymałby się i ruszył w dalszą drogę samotnie. Tileańczyk miał nadzieję, że w końcu będzie można wyznać mu prawdę. Co więcej musi to zrobić on, bo jak powie mu ktoś inny to wyjdzie na największego hipokrytę. Weteran musi wybrać idealny moment - nie za szybko ani też nie za późno. Grau będzie zły, ale tego nie da się już uniknąć...

W końcu drużyna dotarła w okolice rzeki Grissen. Zastana tam krew zaniepokoiła wszystkich. Pierwszy szedł Alfred jako, że posiadał doskonały zmysł tropienia. Wojownik szedł tuż za nim z dobytą kuszą. Bełt złowrogo mierzył w ziemię gotowy do rzucenia się w morderczą pogoń za swym najbliższym celem. Zwiadowca był pewien – co najmniej pięć osób wlekło za sobą jakieś ciało lub nieprzytomnego człowieka. To on znaczył podłoże brunatną posoką.

Idąc dalej nagle magowie się zatrzymali. Magnus nie poczuł nic, ale oni zdawali się skupiać na czymś bardzo intensywnie. Wojownik mierzył tymczasem w kierunku, w którym szli. Nie było tam nikogo więc zdecydowali się podejść jeszcze kawałek. Jęknięcie rannego wojownika ściągnęło ku niemu drużynę. Leżał zalany krwią z potężną obuchową raną głowy. Magowie zaczęli próbować pomagać wojowi a Magnus założył hełm. Taka rana zabijała z czasem więc przeciwnik musi być gdzieś blisko. Dokładnie mocując hełm weteran spojrzał w kierunku grupy magów. Tym razem był zdeterminowany - nie zawiedzie. Nie da się podejść i pośle piach każdego zagrażającego ich życiu...

Wojownik się nie zawiódł. Krzyk sam ściągnął grupę w kierunku czterech wojowników wyżywających się na jakimś starcu. Ten był zalany krwią, ale nadal błagał o litość i chciał powstrzymać grupę przed wtargnięciem do jakiegoś pobliskiego grobowca. Drużyna odeszła kawałek, gdzie mogli się cicho naradzić.

- Wiem, że nie zostawimy tego starca samego. Teraz jedynie pozostaje zabić tych czterech. Macie zapewne potężne czary i dlatego dwóch zostawię wam. Najpierw strzelę do pierwszego z kuszy a potem ją odrzucę i pobiegnę ku ostatniemu z bronią. Czemu mówię ostatniemu? Liczę, że zanim zacznę biec wy zabijecie pozostałych dwóch. Szefa zostawcie. Chce się z nim zetrzeć w walce wręcz. Wygląda na zawodowca. Naprawdę dobrego. Postaram się go ogłuszyć puklerzem - do nieprzytomności rzecz jasna. Jak się jednak nie uda będę musiał go zabić. Znaczy taki jest wstępny plan. Co wy na to? - powiedział wojownik z kuszą przygotowaną do boju.

 
Lechu jest offline  
Stary 09-10-2011, 20:50   #104
 
Romulus's Avatar
 
Reputacja: 1 Romulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputację
Przez kilka ładnych dni Alfred zastanawiał się co było przyczyną przybrania wód Teufel. Wszak środek lata był, opady w górach - jak to w górach - mogły być niespodziewane i obfite, ale ciągle jakoś mu to nie pasowało. Że jednak sam jeden nie był odpowiedzialny za całe zło tego świata wzruszył w końcu ramionami i zajął się innymi tematami, dużo bardziej interesującymi...

Wspólnym Magistrów splataniem zaklęć, na ten przykład. Im dłużej o tym myślał tym bardziej czuł że się wygłupił chwaląc siebie i Gerolda przed Telimeną i resztą. Dopiero gdy rzecz całą przemyślał na spokojnie zdał sobie sprawę że w liczącej dwie setki lat historii Kolegiów, założonych przecież przez mistrza magii wszelakiej, posługującego się wszystkimi ośmioma kolorami - i Hoeth jeden wie czym jeszcze - MUSIAŁO mieć miejsce podobne wydarzenie i to nie raz. Skoro dwóch niezbyt jeszcze doświadczonych praktyków magii - Gerold i on sam - wpadli na ten pomysł, to tym bardziej przyszło to do głowy innym Magistrom, wszak mieszane zespoły były raczej regułą a nie wyjątkiem, a jedno co z całą pewnością charakteryzowało Magistrów to otwarty umysł, chłonny, pomysłowy i otwarty na eksperymenty - zwłaszcza gdy o przeżycie chodzi. A przynajmniej takie mieć powinni, choć sam Alfred znał kilka wyjątków potwierdzających regułę.

Tyle że zapewne nikt się nie chwalił podobnymi doświadczeniami i chyba nawet wiedział dlaczego - wystarczyło wspomnieć co pozostało po ośmiornicy ale i nieszczęsnym druidzie i wioślarzu...



Zgodnie z tym co ustalił z Geroldem podróżował trzymając gębę na kłódkę na tematy zawodowe, milcząc już na temat przeszłych i przyszłych zadań, zamiast tego przyjaźnie rywalizując o względy nadobnej Telimeny. W osobach Magnusa i Gundulfa nie znajdowali tu konkurentów - Alfred nie wnikał czy to dlatego że woleli chłopców, owieczki albo dziewki którym jadaczka się nie zamykała czy może jajka im uschły albo Kolegium czarodziejki ich odstręczało. Niezależnie od tego czy trafił czy o cokolwiek innego chodziło - różnie przecie bywa w życiu - Mag Światła nie komentował tego woląc podrywać Telimenę i spierać się z Geroldem niż zastanawiać się nad gustami pozostałych towarzyszy - z gustami wszak się nie dyskutuje.

Na popasach wprawiał się w trudnej sztuce łuczniczej - opanowanie posługiwania się długim łukiem wiele czasu zabiera, nadal jeszcze potrzebował ćwiczeń, tak samo jak siły palców i ramion. Nie zaniedbywał biegów i treningu z obciążeniem by utrzymać formę. W wolnych chwilach pochłaniał wiezione scenariusze sztuk Tarradascha - jak i innych dramaturgów, szczególną jednak estymą darzył dzieła tego pierwszego, zwłaszcza zaś ‘Miłość Ottokara i Myrmidii” i całe fragmenty tego dzieła potrafił z pamięci deklamować, z rozrzewnieniem wspominając czasy nauki w Altdorfie. Mocno “do tyłu” był z nowościami wystawianymi na deskach tamtejszych teatrów, czego szczerze żałował.



Czego jak czego ale tego że dotarcie nad rzekę wiązać się będzie z sytuacją dotykającą niepospolitych zdolności całej czwórki nie spodziewał się. A już miał ochotę skorzystać z akcesoriów wędkarskich... Co prawda po doświadczeniach z Ubersreik - a po prawdzie to też po Boegenhafen, bowiem przywołana potwora tam również zaliczyła dno i bąbelki - nie wiedzieć czemu awersji nabawił się do rwącego nurtu, ale fobię skutecznie wyleczyła perspektywa wrzucenia na ruszt świeżutkiej rybki - albo i na patelnię. Tymczasem...

Co się wydarzyło, to nawet ślepy by zauważył, jednakowoż Hierofanta metodycznie przeszukał otoczenie, niczego nie pozostawiając przypadkowi - ni łodzi, ni śladów wleczenia, pozostałości wokół rannego również obejrzał. Rozejrzał się bystro po tym jak się okazało że jednokrotne zaaplikowanie Uzdrawiania niespecjalnie dało efekt.
- Zna się ktoś na opatrywaniu takich ran? - zapytał zżymając się że nie przykładał się bardziej do polowej "chirurgii" Zwiadowców czy szlachetnej sztuki leczenia nauczanej w Kolegium.

Zamiast bezproduktywnie psuć powietrze i mleć ozorem Wissenlandczyk ruszył w kierunku krzyku starca, czujnie, w pancerzu i z naszykowanym puklerzem, z bronią w dłoni i soczewką na podorędziu gotowy do walki, bowiem wszelkie znaki na niebie i ziemi wskazywały że bandyckie nasienie z jakiegoś powodu zapuściło tu korzenie. Przyjrzał się zbrojnym, przyjrzał się drzwiom i "profesorowi", krótko zastanowił co za wrotami kryć się może cennego. I co tak potężny magiczny impuls wygenerowało. Chyłkiem powrócił do reszty. Nie mogli tego pozostawić bez interwencji, nawet mimo tego że ostatnio każde użycie magii skutkowało kłopotami. Delikatnie rzecz określając.

Ciężkim wzrokiem popatrzył na przemawiającego Magnusa, ale że w Dunkelbergu ulżył sobie niezgorzej nie skomentował jego planów, zamiast tego odwrócił się do Alchemika:
- Gerold, oślepiamy jak w Boegenhafen, a potem się zobaczy? - skinął głową widząc potaknięcie towarzysza i ruszył pierwszy, by znaleźć dobrą pozycję. Wkurwiało go że mało kto miał tutaj cokolwiek z broni strzeleckiej, choć taką - dajmy na to - kuszą byle drabant po kilku dniach treningu mógł się całkiem składnie posługiwać, ale nie to było jego zmartwieniem w tej chwili.

- Gdy zaczniemy czarować odwróćcie wzrok - przestrzegł - bowiem błysk będzie najpewniej prawdziwie jaskrawy i oślepiający - dorzucił ściągając puklerz. Po namyśle zdecydował pozostać w pancerzu - nigdy nie wiadomo czy nie ocali mu życia, nawet mimo tego że ograniczenie ruchów sprawiało kłopot przy rzucaniu czarów. Jednakowoż osłona, dopóki nie znajdzie czegoś lepszego lub nie nauczy się zaklęcia pozwalającego utwardzaną skórę czy warstwę metalu zastąpić, warta była ryzyka. Pamiętając jak wspólne splatanie zaklęcia w Boegenhafen zadziałało podpełzł niczym wąż i pokombinował gdzie uderzyć by jak najwięcej strat wyrządzić, niezależnie od zamiarów Magnusa - Mont wiedział że plany nigdy nie przeżywają kontaktu z przeciwnikiem, nieprzypadkowo wszak jest on tak nazywany. Soczewki miał pod ręką na okoliczność gdyby Gorejący wzrok miał się przydać, ale i miecz i łuk był gotów wykorzystać, w zależności od rozwoju wypadków. Był wszak Zwiadowcą. Widząc zaś w jaki sposób chronieni zbroją są bandyci zakonotował sobie w pamięci by pociskami i bronią razić nogi łotrów miast opancerzonych tułowi.
 
__________________
Why Do We Fall? So We Can Rise
Romulus jest offline  
Stary 13-10-2011, 14:39   #105
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
Przecież nie mogło być tak, że podróż przebiegłaby spokojnie. Bogowie się na nich uwzięli, co rusz rzucając kłody pod nogi. Tak jakby nie chcieli, aby ich misja zakończyła się sukcesem. A może po prostu wystawiali ich na próbę, sprawdzając czy podołają zadaniu. Przecież grupa nie dotarła jeszcze nawet do pierwszego celu podróży, do Nuln pozostał jeszcze spory kawałek drogi.

Dunkelburg mógł okazać się miejscem całkiem przyjemnym i obfitującym w interesujące spotkania, ale nie dane im było popasać w tym mieście dłużej. Gundulf widział spojrzenia lokalnych dziewcząt i sam nie skąpił dwuznacznych spojrzeń. Kilka młódek wpadło mu w oko, ale co z tego? Nie było czasu na przyjemności. Służba nie drużba. Jednak mag zapamiętał sobie dobrze to miejsce. Może już wkrótce tu wróci. Oby przypadkiem w międzyczasie nie pojawił się w mieście regiment imperialnych wojaków, bo dla niego pozostaną same niewarte zainteresowania ochłapy. Uśmiechnął się pod nosem, obserwując pozostałych mężczyzn. Zastanowiły go spojrzenia kierowane ku niemu przez Magnusa. Dlaczego on tak na niego patrzył? Bogowie! Tylko tego brakowało, żeby ten nieudacznik okazał się miłośnikiem męskich zadków. Splunął w błoto i odkłusował na bezpieczną odległość. Niech no tylko tileańczyk się zbliży do niego, niech rzuci jakąś zawoalowaną propozycję, to pożałuje. Bez niego też sobie poradzą. A w Nuln z pewnością znajdą jakieś bardziej godne zaufania zastępstwo.

Kolejna przeszkoda pojawiła się, gdy jechali wzdłuż Grissen. Tym razem nie był to legion kultystów ani jakaś szkaradna bestia z głębin. Ot, zwyczajna łódź na rzece. Krew w przybrzeżnych zaroślach. Z pewnością napad rabunkowy, pomyślał Gundulf, widząc niezdrowe zainteresowanie reszty drużyny. Dopiero to co stało się chwilę później, spowodowało, że i Grau zainteresował się.

Uderzenie magicznego wiatru było tak silne, że szaremu magowi aż włosy stanęły na karku, a ciało przebiegł nieprzyjemny dreszcz. Odczucie nie pasowało do niczego co czarodziej znał, nie było znanym i łatwo rozpoznawalnym pasmem eteru, ani wypaczonym dhar. Popatrzył po innych magach, na ich twarzach odnajdując dokładnie to samo zaskoczenie i fakt zetknięcia się z czymś obcym ich umysłom. Gundulfowi za bardzo nie podobało się to, że znów pojawiło się opóźnienie, ale ciekawość była silniejsza. Trzeba było sprawdzić co stoi za owym impulsem.

Po chwili, w krzakach znaleźli ciężko rannego wojaka, który mamrotał coś o zdradzie, profesorze i grobowcu, nim stracił przytomność. Szczególnie grobowiec wzbudził zainteresowanie Gundulfa, gdyż właśnie on mógł być źródłem magii. Całkiem blisko od miejsca, w którym znaleźli rannego zobaczyli kilku wojowników, otaczających rannego starca. Jednak to co przykuło uwagę Graua znajdowało się za nimi. Rozkopane zbocze wzgórza odsłaniało kamienny portal, pokryty runicznym pismem. Zawiłe, delikatne wzory bezsprzecznie wskazywały na elfy. Stali u wrót elfiego grobowca. A więc to mogła być Wysoka Magia! Trzeba to było czym prędzej sprawdzić, ale czy mieli na tyle wysokie umiejętności, aby podejmować się tego zadania? Gundulf wątpił. W każdym bądź razie pozostali postanowili działać, ale w kierunku uratowania starca. Plan Magnusa, w jego mniemaniu, był szczytem sztuki wojennej i chorej ufności we własne możliwości. Już to co planował Alfred z Geroldem było lepszym rozwiązaniem.
- Róbcie jak chcecie – szepnął. – Ja postaram się zajść ich z drugiej strony i zabezpieczyć drzwi od grobowca, żeby nikt nie próbował się tam ukryć.

Po tych słowach schylił się i podniósł z ziemi garść igliwia. Odwrócił się i zniknął w krzakach. Powoli, aby zbytnio nie hałasować starał się obejść polankę, tak aby być jak najbliżej zbocza, w którym widniał portal. Zatrzymał się przyzywając moc Ulgu, która otuliła go szczelnie niczym dobrze dopasowany płaszcz. Teraz nie powinien zostać zauważony, a nawet jeśli, to przeciwnicy nie powinni zwrócić na niego uwagi. Wyciągnął kuszę, przekręcił pas z mieczem, tak aby mieć możliwość łatwego wyciągnięcia broni i ruszył w stronę wrót.
 
xeper jest offline  
Stary 25-10-2011, 21:29   #106
 
Tadeus's Avatar
 
Reputacja: 1 Tadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputację
Plan ataku wydawał się gotowy. Nie brakowało mu finezji i pewnej przewrotnej zawiłości, miejscami w swoich założeniach był nawet sprzeczny. Jak pokazały następne chwile nie miało to jednak stanąć na drodze do zwycięstwa. Zaczęło się od czarów, które ze swojej natury nie były idealną bronią do ataku z zasadzki, ot choćby i z powodu potrzebnego im komponentu, będącego wypowiedzianą wyraźnie formułą. Wyszło jednak lepiej, niż gorzej i nim bandyci zdążyli zareagować na dziwne szeptanie dochodzące z zarośli w centrum ich obozu rozbłysło miniaturowe słońce. Ci grasanci, którzy akurat patrzyli w tym kierunku wrzasnęli, ze spóźnieniem zasłaniając oślepione oczy, reszta jednak, a była ich równie połowa, powstała, gotowa bronić archeologicznego znaleziska.

W tym samym czasie ich przywódca instynktownie uskoczył na bok, tylko za sprawą szczęścia unikając morderczego bełtu wystrzelonego podstępnie przez Tileańczyka. Gdy tylko stanął na nogi, pognał ku skulonemu przy zapiskach naukowcu, chcąc zapewne wziąć go za zakładnika. Nie udało mu się to jednak, na jego drodze stanął bowiem jakiś człek, którego złoczyńca nie mógł za bardzo zidentyfikować. Czy nie wydawało mu się, że widział go już przed chwilą? Więc czemu nie zareagował? Otrzeźwiał dopiero, gdy ostrze Gundulfa nacięło mu skórę prześwitującą między łączeniami zbroi. Zareagował natychmiast, przechodząc z obrony do szybkiego, zręcznego ataku, wytrącającego nie mogącego się z nim równać w szermierce maga z równowagi. Kto wie jakby się to skończyło, gdyby nie gorejący promień ognistej energii, który nagle ugodził go prosto w jedynie częściowo chroniony tyłek. W tym samym momencie, gdzieś po drugiej stronie obozowiska zawyła fioletowa energia wiatru śmierci oplatając jednego z oślepionych przeciwników. Jego ciało w ciągu zaledwie jednego uderzenia serca postarzało się o dziesięć lat. Był to jednak twardy skurczybyk, nawet wyczerpany magicznym atakiem zdołał doskoczyć do czarodziejki zadając jej szeroki cios dzierżonym w dłoni mieczem.

Magiczka pod siłą potężnego uderzenia dosłownie odleciała w tył niczym ciśnięta szmaciana lalka. Nie przerwała jednak czaru, zażarcie wysysając z oponenta resztki siły. Ten jednak również nie miał zamiaru dać za wygraną. Wyglądający już na starca w stadium terminalnym bandyta uniósł miecz do ostatniego ciosu i kto wie czy nie byłby to koniec dla czarodziejki, gdyby nie drugi z bełtów Tileańczyka, który furkocząc szaleńczo lotką wbił się w nasadę jego krzyża paraliżując go na miejscu.

Mylił się jednak ten, kto myślał, że bitwa została rozsądzona. Pozostali zdradzieccy najmici bili się hardo dalej mimo że całe pole bitwy zdawało się wręcz iskrzyć od magicznych wyładowań, a ich broń nosiła już wyraźne ślady wywołanej magicznie korozji. Za pomocą paru zręcznych szermierczych manewrów zebrali się znów w grupę, lawirując między przeszkodami i magami, czyniąc z nich żywe osłony przed czarami ich towarzyszy. Nie trwało to długo, zanim i ścierającego się mężnie Gundulfa sięgnął wraży oręż. Obuch broni z nieosiągalną dla niego siłą uderzył w jego nadgarstek paraliżując go bólem i wytrącając mu z dłoni oręż. Alfred i Magnus również przyłączyli się do walki, pierwszy łącząc precyzyjne uderzenia miecza z ogniem tryskającym z oczu, drugi za sprawą szybkich niczym wiatr ataków i zwodów. Nikt nie chciał ustąpić, nikt nie miał zamiaru oddać pola. Więc lali się aż potężne magiczne energie zaczęły rozsadzać im mózgi, a strudzone mięśnie odmawiały posłuszeństwa grożąc zabójczymi w tej sytuacji skurczami. Gdy padł przywódca bandytów, a padł iście w stylu psa ogrodnika, próbując ubić desperackim rzutem zdobycznego miecza drogocennego naukowca, byli już na skraju omdlenia z wyczerpania. Na szczęście wirujący oręż chybił profesora, pozbawiając go jedynie części żylastego ucha i paru bardziej poczochranych włosów.

Bitwa zdawała się wygrana, ale jakim kosztem? I co właściwie zyskali? Okraszone tajemniczym pismem wrota zdawały się tak samo szczelnie zawarte jak i wcześniej.
 

Ostatnio edytowane przez Tadeus : 25-10-2011 o 23:32.
Tadeus jest offline  
Stary 26-10-2011, 15:39   #107
 
Lechu's Avatar
 
Reputacja: 1 Lechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputację
Magnus słysząc plany reszty zastanowił się chwilę. Nie sprzeciwiał, nie dogadywał. Udowodnił tym, że nie jest uparty i potrafi działać z resztą. Oślepienie przeciwnika było z resztą bardzo dobrym pomysłem. Sam tileańczyk przygotował sobie kuszę, dwa bełty oraz topór. Z hełmem mocno umocowanym na głowie czekał aż rozpocznie się starcie. Musiał się uspokoić, być skutecznym i nie dopuścić aby któremuś z towarzyszy stała się krzywda. Przynajmniej nie dwójce, która jest pod jego ochroną...

Bitwa się rozpoczęła. Magnus zniżył głowę i zamknął oczy na chwilę przed potężnym rozbłyskiem. Połowa z przeciwników wyglądała na oślepionych i ogłuszonych a ich dowódca już był w ruchu. Magnus ostatecznie zdecydował, że jest zbyt dużym zagrożeniem aby darować mu życie aż do walki w zwarciu. Pierwszy bełt chybił albo za sprawą braku celności weterana albo potężnego susa, który wykonał przeciwnik. Potężny przywódca zbójów rzucił się ku starcowi a tileańczyk skupił się na reszcie przeciwników wiedząc, że Gundulf oraz magowie zapewne ochronią starego uczonego. Wojownik szybko załadował bełt i podniósł wzrok. Dostrzegając ciśnięta jak wypchana kukła Telimenę uniósł kuszę... strzał zabił w jednym momencie jej przeciwnika, który był już w opłakanym stanie. Wyglądał jak starzec mimo iż przed chwilą był całkiem młody. Magnus aż przełknął ślinę. Magia czarodziejki jest potężna.

Chciał sprawdzić co z dziewczyną, ale nie miał na to czasu. Widząc jak Alfred dobywa broni minął go i rzucił się wściekle na jednego z przeciwników. Obusieczny topór i błyszczący w słońcu puklerz wirowały podczas, gdy z przeciwnika lała się krew. Jednego weteran nie mógł im zaprzeczyć: umiejętności. Te niemal sprowadziły na drużynę zagładę. Alfred, Gundulf, bo ich akurat widział wyglądali na piekielnie zmęczonych. Sam - pod wpływem adrenaliny - poczuł zmęczenie nieco później. Cały czas krążył wokół miejsca, gdzie leżała, siedziała czy też nawet nie była przytomna czarodziejka. Nie mógł pozwolić aby ktoś ją dobił. Walka była ciężka, krwawa i nadmiernie długa. Tym razem nie obeszło się bez ran po ich stronie. Alfred i Gerold wyglądali na piekielnie zmęczonych. Sam Magnus czuł jak pot spod hełmu zalewa mu oczy wywołując okropne pieczenie. Nogi, ręce, a nawet spięty jeszcze przed sekundą brzuch drżały z bólu. Ściągając hełm weteran zobaczył, że jest cały. Nic mu nie jest.

Chwilę później rzucił się ku Telimenie. Chwycił jej głowę widząc, że została okropnie ranna. Szerokie cięcie przez klatkę piersiową nie dawało jej szans na uleczenie własnych ran. Nie była w stanie. Po chwili tileańczyk odłożył głowę na wpół przytomnej białogłowy na pakunku z własnej zwiniętej kurty i rzucił się w kierunku swego plecaka. Wyciągnął z jego wnętrza małą, zabarwioną na czerwoną fiolkę. W jej wnętrzu była mikstura lecznicza.


Jedyna jaka mu została. Gdy ruszali miał dwie. Jedną już oddał Telimenie. Drugą dał druidowi, ale ten mu ją zwrócił. Może świętej pamięci Darragh właśnie uratował dziewczynie życie? Magnus rozgarniając rękami zebranych przy Telimenie magów przechylił głowę czarodziejki i podał jej zbawienny płyn.

- Pij. To mikstura lecznicza. Będzie Ci lepiej. - powiedział tileańczyk nachylając się nad ciałem dziewczyny.

Poczekał chwilę. Popatrzał na nią. Nie mówił nic. Nikt nie wiedział co myślał. Tak naprawdę nikt go tu nie znał. Nie wiedział co go właśnie dręczy. Czy oni przeżyją z nim tę podróż? Czy w takim stanie drużyny ukończą powierzoną im misję? Magnus się o to obawiał. Dwójka, którą miał chronić była ranna. Nie były to dzieciaki, ale też niezręcznie było mu jako jedynemu członkowi drużyny, który od początku podróży nie otrzymał żadnej poważnej rany. Powoli, delikatnie odłożył głowę Telimeny na prowizoryczną poduchę i wstał.

- Co teraz? - zapytał patrząc na również rannego Graua. - Może jak już go uratowaliśmy wytłumaczy nam jaśniepan co to za wrota i czemu tamtym na nich tak zależało? - dodał przenosząc wzrok na wystraszonego starca.
 

Ostatnio edytowane przez Lechu : 26-10-2011 o 15:46.
Lechu jest offline  
Stary 29-10-2011, 20:10   #108
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
Gundulf machnięciem ręki rozproszył czar i podniósł się na nogi. Lewą rękę miał opuchniętą i zdrętwiałą. Gdyby ten goblini pomiot uderzył czysto, to teraz mag mógłby sobie co najwyżej pomachać tryskającym krwią kikutem. Na szczęście nie trafił czysto. Czarodziej rozglądnął się na około, oceniając sytuację. A ta nie wyglądała ciekawie. Niemal wszyscy, włączając to w trzymającego się za głowę, starca byli ranni. Nie wliczając w to grono tileańczyka, który po raz kolejny uniknął nawet najmniejszego zadrapania.

- Głupi ma szczęście - mruknął Gundulf pod nosem i podniósł z ziemi swój miecz. Magnus w tym czasie rzucił się na pomoc Telimenie, która leżała bez ruchu, niczym ciśnięta na ziemię szmaciana lalka. Zaczął ją poić jakimiś miksturami i szeptać jej coś do ucha. Grau złośliwie pomyślał, że pewnie są to osławione południowe serenady, a wojownik liczy, że ich żar postawi dziewczynę na nogi. Uśmiechnął się pod nosem i oderwał pas z tuniki leżącego u jego stóp trupa. Za pomocą zdrowej ręki i zębów zawiązał sobie temblak i oparł na nim spuchnięte lewe ramię. W ogóle nie mógł poruszyć palcami. - I z czarowania nici przez najbliższe kilka dni...

Całkowicie ignorując wyglądających jak żywe trupy towarzyszy i jęczącego coś starca, podszedł do wrót i zaczął się im uważnie przyglądać. Wykonane były z białego kamienia, teraz pobrudzonego zalegającą wszędzie na około ziemią usuniętą z wykopu. Kamień pokryty był filigranowym, delikatnym wzorem, który jednoznacznie kojarzył się Gundulfowi z elfami. Pomiędzy roślinnymi i abstrakcyjnymi motywami wiły się runy. Prawdopodobnie opisywały kogoś, kto w owym grobie spoczywał. Albo stanowiły zabezpieczenie przed próbami wtargnięcia do środka. Szary mag nie potrafił odczytać tego, co było napisane. Przez chwilę wodził koniuszkami palców po misternie rzeźbionych literach, po czym odwrócił się i wrócił na miejsce niedawnej bitwy.

- No panie profesorze - zwrócił się do starca, który zdołał już zatamować krwotok z odciętej małżowiny usznej. - Co my tu mamy? I jak jest zabezpieczone? Radziłbym powiedzieć, bo groźba tych tutaj jest nadal aktualna, a pan nadal dysponuje wszystkimi członkami...
 
xeper jest offline  
Stary 05-11-2011, 14:42   #109
 
Uzuu's Avatar
 
Reputacja: 1 Uzuu jest jak klejnot wśród skałUzuu jest jak klejnot wśród skałUzuu jest jak klejnot wśród skałUzuu jest jak klejnot wśród skałUzuu jest jak klejnot wśród skałUzuu jest jak klejnot wśród skałUzuu jest jak klejnot wśród skałUzuu jest jak klejnot wśród skałUzuu jest jak klejnot wśród skałUzuu jest jak klejnot wśród skałUzuu jest jak klejnot wśród skał
Ciszę nocy przerywały jedynie odgłosy zamykanych drzwi gdy nieliczni towarzysze decydowali się w końcu wracać do ciepłego schronienia po swych nocnych wycieczkach. Skrzypienie starej drabiny czy wysłużonych już desek pod ciężarem ciał, wiatr świszczący przez szczeliny w dachu czy popiskiwanie baraszkujących myszy co chwilę wyrywało alchemika z płytkiego snu. Niezręczna sytuacja w której go postawiono, obecność Telimeny oraz to że kłopoty w jakie się coraz ładowali mogły nie być ich kłopotami. Ranek więc zastał maga metalu rozbudzonego i szukającego sposobności do rozmowy zarówno z Alfredem któremu w końcu zdradził cały przebieg rozmowy jak i swoje własne podejrzenia co do wspólnego celu. Nie szczędził mu własnych komentarzy choćby wobec tego jak zachował się Magnus i tego jak to się teraz będzie miało do Gundulfa który był drugą osobą z którą Gerold pragnął porozmawiać. Ostatnim tematem była powabna Telimena która zdecydowanie obydwu mężczyznom wpadła w oko. Nie chciał by kobieta stała się przeszkodą niedawno zadzierzgniętej przyjaźni pomiędzy magami.
Sehlad zaproponował tylko by poczekali do samego Nuln a może sprawy wyklarują się same do tego czasu.

Alfred nie był w dobrym nastroju. W zasadzie to rzadko kiedy był w skowronkach, więc Gerolda niespecjalnie to pewnie zdziwiło. Poprzedniego wieczoru Magnus zmachał się jak pies, do tego stopnia że przespał całą noc. Co ujęło osób zdatnych do wartowania.

Jednakowoż cierpliwie wysłuchał towarzysza. Gdy usłyszał nazwisko Diehlera tylko pokręcił głową z niedowierzaniem i splunął. Zatopił się w myślach.
- Pierdolony przypadek - mruknął ale widać było że sam w to nie wierzy. - A z nich - wskazał kciukiem chatę i współtowarzyszy - lunatycy. Przez Graniczne Księstwa? Do Arabii?! Pewnie jakiś skretyniały staruch wpatrując się w teleskop którym po łbie powinien oberwać wpadł na taki durny pomysł, miast - jak Sigmar przykazał - zaokrętować ich na statek rzeczny do Marienburga a stamtąd szkunerem wysłać na Południe - warknął z szokującym brakiem szacunku dla starszych rangą Mistrzów Magii - I to samo mogę każdemu powiedzieć, tego … Diehlera nie wyłączając.

Splunął na ziemię.
- Mam nadzieję że inne rozkazy otrzymamy, bo ta wyprawa pod jakąś złą gwiazdą się urodziła, zresztą nic dziwnego skoro grupa pozlepiana została przypadkiem i bez planu wysłana.

Gerold wzruszył tylko ramionami na wywody towarzysza i przegryzł kiełbasę pozostałą z wczorajszej kolacji. Przez chwilę zamyślony wpatrywał się w powoli wznoszące się słońce przesłaniane od czasu do czasu białymi obłokami.
- Nie wydaje mi się by miało to jakie kolwiek znaczenie dla nas. Pojedziemy tam gdzie nas wyślą. - mag prychnął na to stwierdzenie dokładnie czując się jak pies który ma przynieść patyk rzucony przez swego pana, wiedząc że jeśli tego nie zrobi zostanie ukarany.
- Chcę jeszcze tylko porozmawiać z Gundulfem. Miałem się do tego nie mieszać ale chyba będzie lepiej go poinformować że nasza wspólna podróż nie skończy się na Nuln. Nie chciałem tego robić za Twoimi plecami.

- Gerold, na głowę upadłeś? Mieliśmy się udać do Nuln, oni również mają tam dotrzeć. Jednego łącznika mamy, ale ilu jest łączników Kolegiów nawet w dużym mieście? Chcesz rozmawiać z Grauem - nie ma sprawy, ale przesądzanie jakie dostaniemy rozkazy to zbytnie wybieganie w przyszłość. Skoro chcesz być w porządku wobec Gundulfa to powiedz mu po prostu że wiemy jakie mają zadanie, może też że uważam to za … - Alfred zawahał się i przełknął pierwsze określenie jakie cisnęło mu się na język - … nieroztropne bo o niebo bezpieczniej będzie przeprawić się drogą morską - może w ten sposób ocalimy im życie - im albo i nam, jeśli faktycznie masz rację. Bo nie wykluczam że jednak masz - przyznał niechętnie. Wpatrzył się w słońce na wzór towarzysza. Treść rozkazu który otrzymali w Boegenhafen zdawała się potwierdzać, teraz kiedy Gerold wskazywał zbieżność wypadków, że rzeczona “grupa magów” której mieli pomóc może dotyczyć Telimeny, Gundulfa i Magnusa.

Magowie nie potrzebowali dużo więcej słów by dojść do porozumienia. Krótka wyjaśniająca rozmowa z Grauem nastąpiła jeszcze tego samego dnia ale szary mag w ciągu następnych dni nie dał po sobie poznać że wie o wszystkim, czy czekał co zrobią jego współtowarzysze czy zwyczajnie w jego zwyczaju było obserwować i czekać nie angażując się, nie było to w kwestii Gerolda by oceniać. Mężczyzna nie czuł by się w porządku gdyby miał podróżować z osobą na której miał polegać a którą oszukiwał od samego początku.

Pobyt w Dunkelbergu pozwolił chyba wszystkim oderwać myśli na chwilę od celu podróży, zacne panny gotowe rzucić się w ramiona tych którzy raczyli spojrzeć na nie przychylniej, czy to łudząc je ożenkiem, czy bogactwami i barwnym życiem w mieście ochoczo pozwalały porywać się czy to do tańca czy na dłuższe wieczorne spacery. Sehlad pozwolił sobie by pozaczepiać kilka z nich ale raczej dla zabawy i połechtać swoją męską dumę niż by wykorzystać którą kolwiek z dziewcząt. Przypominał się za to Telimenie która zdawała się być pozostawiana sama sobie, cały wieczór spędzając w jej towarzystwie “rozmawiając” o Nuln, mieście jak się okazało bardzo dobrze znanym dwójce magów.

Walka ostatnio wydawała się magowi metalu rozwiązaniem nawet nie tyle ostatecznym co brutalnym i barbarzyńskim. Zbyt często ostatnimi czasy była środkiem jedynym i nieuniknionym jak na gusta maga. Słowa nie zawsze mogły rozwiązać wszystkie problemy jakie stawały im na drodze. Tak samo było i w tym wypadku. Gerold wiedział że zbrojni zapewne wezmą doktora na zakładnika i nie pozwolą sobie odebrać domniemanego łupu skoro zdołali zabić już jednego z swoich który zapewne nie zgodził się na plan kamratów. Nie chciał wspomagać żadnego z zaklęć które mogło zranić kogokolwiek, dostał już nauczkę a Sehladowie nie popełniali dwa razy tego samego błędu. Zdziwiła go więc postawa towarzyszy dla których jedynym rozwiązaniem wydawała się śmierć rabusiów, coś czego mógł spodziewać się po Magnusie ale Alfred rozczarował go, może jednak nie znał tego człowieka tak dobrze jak by chciał.
 
__________________
He who runs away
lives to fight another day
Uzuu jest offline  
Stary 05-11-2011, 16:00   #110
 
Romulus's Avatar
 
Reputacja: 1 Romulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputację
Werner syn Kurta, zwany Alfredem, niewiele potrzebował od życia by być względnie z niego zadowolonym. Ot, czyste wyrko ze znającą się na miłosnej sztuce niebrzydką niewiastą, dobre żarcie, złocisze w sakiewce i udane zaklęć splatanie - na codzień w zupełności mu wystarczały. Dobrej walki wcale mu do tego szczęścia nie było potrzeba. “Chęć walki na ostre charakteryzuje wariatów i masochistów” - mawiał często usiłując nie pamiętać o czerwonej gorączce jaka chwilami przesłaniała mu oczy. Bowiem, jak to mawiają - “Gdzie woje się rąbią, tam łby lecą”. Czasami własne.

Dlatego też nie pałał entuzjazmem gdy szykował się do walki. Są jednak sytuacje gdy walczyć trzeba i teraz taka nadeszła. Ale że choć raz przewaga zaskoczenia było po stronie sił dobra i prawości (któż mógłby wątpić w takie określenie dzielnej drużyny?), Kameraden niejeden atut mieli w zanadrzu a i z Geroldem wiedział co czynić wypada - ten jeden raz był przekonany że obejdzie się bez rozpaczliwej rąbaniny, wypruwanych własnych flaków, ba, może nawet uda się groźbą co niektórych bandziorów do poddania nakłonić.

Oczywiście, był w błędzie tak się łudząc. Wszystko co może pójść źle pójdzie źle.

Nie zrozumiał się z Geroldem. Dzięki czemu błysk światła który miał trwale oślepić paru zbrojnych jedynie czasowo odebrał im sprawność wzroku. Zaklął gorzko widząc co się dzieje. Ale nie było czasu na to by opierdolić Alchemika.
- Egomet arcessere vis ardensa spectare … - wydeklamował czując jak energia czaru pochłania soczewkę i wyszczerzył kły gdy dojrzał dowódcę grasantów biegnącego ku naukowcowi. Zawahał się nie wiedząc kogo wybrać, ale zastępujący bandziorowi drogę Grau był w potężnych tarapatach i sam nie był w stanie sobie poradzić.
- … IAM! - krzyknął uwalniając moc Gorejącego wzroku. Bliźniacze promienie światła trafiły przywódcę rozbójników nisko, mijając chroniący go metal zbroi i rzucając nim na ziemię niczym kukłą. Tyle powinno pomóc Gundulfowi, zamiast tego spojrzał na następnego przeciwnika.
“Magnus ma jednego, Grau drugiego, Telimena i Gerold trzeciego, zostaje czwarty!”
- Egomet … - zaczął splatać czar widząc że jeden z oślepionych właśnie odzyskiwał wzrok. Kolejne zaklęcie uderzyło z siłą wybuchu granatu, zbrojny jakimś cudem ustał na nogach ale Alfred już z puklerzem i mieczem w dłoni gnał do niego, ignorując krzyki, wrzaski i magiczne energie. Zdobyty w Boegenhafen miecz śmignął ku rannej nodze bandyty, ten sparował i rozpoczęła się zażarta walka, w której przez dłuższą chwilę nie było widać zwycięzcy. Rabuś był lepiej wyszkolony, silniejszy i ciężej zbrojny, Alfreda ratowała okaleczająca zbrojnego rana i wyśmienita klinga w dłoni.
- Ty … kurwa … jebańcu … - wystękał gdy kolejny przyjął cios na miecz i bandyta wyszczerzył zęby w czerwonej jak burak twarzy, naciskając i prąc by go przewrócić lub wytrącić z równowagi i zakończyć starcie. Tyle że Alfred też miał sztuczkę czy dwie w zapasie i to nie polegające tylko na tym by czekać na omdlenie przeciwnika z upływu krwi.
- Egomet arcesse vis … - jął mamrotać czując że schowana w dłoni od tarczy soczewka nagle niknie. Oczy zbrojnego rozszerzyły się podobnie jak usta ale nie zdążył zareagować w żaden więcej sposób.
- … IAM! - krzyknął Mont i aż się skrzywił gdy kawałki ciała spalone potęgą Gorejącego wzroku rozprysnęły się na jego twarzy i ubraniu. Bandyta runął na ziemię ale jeszcze gdy padał miecz śmignął niczym wąż i wbił się między żebra. Alfred nie był w nastroju by przekonywać się po walce czy ubity przez niego faktycznie jest martwy czy trzeba się z nim jeszcze męczyć. Odwrócił się dysząc i łapczywie chwytając powietrze w obolałe płuca, sprawdzając jak walka przebiega.

Serce maga zamarło na chwilę gdy zobaczył szkarłatny płyn zalewający pierś czarodziejki po cięciu przeciwnika, widział ją padającą a nogi same kierowały się już w stronę przeciwnika a ramiona same układały do niezgrabnego ciosu laską. Gerold nigdy nie przykładał się do lekcji szermierki i teraz właśnie przyszło mu po raz pierwszy tego żałować, usłyszał jeszcze ostatnie słowa swojej własnej inkantacji i złota iskra pomknęła w stronę purpurowych smug zaklęcia Telimeny. Nic się jednak nie wydarzyło, zaklęcie czarodziejki przestało działać zanim efekt połączonej magii ukazały swój potencjał. Jedyne co mag mógł jeszcze zrobić to odciągnąć omdlałą i modlić się do bogów by ta walka nie przybrała jeszcze gorszego rezultatu i było komu zwyczajnie opatrzeć rannych.

Walka skończyła się ale krew poległych bardzo powoli wsiąkała w ziemię. Gerold nie znał się na medycynie ale przynajmniej dwoje z tych którzy przeżyli walczyli teraz o życie. Nie było już krzyków walczących i wyzwisk czy przekleństw rzucanych po nieudanym ciosie czy w oczy przeciwnikowi by zirytować go i zmusić do popełnienia fatalnego błędu. Była cisza i miejsce dla tych którzy mają głowę na karku by ogarnąć zamieszanie do którego doprowadzały zwykle bitwy, nawet te małe.

Alfred tymczasem dobiegł do naukowca by wypytać czy ten zna się na ran opatrywaniu, a jeśli tak - by zaciągnąć go do rannej. Kamień spadł mu z serca gdy ujrzał Magnusa z - najwidoczniej - eliksirem który miał pomóc dziewczynie; w jednej chwili zapomniał wojownikowi to co tak go irytowało w Tileańczyku. Ze zdumieniem odkrył płytką ranę na udzie - zapewne jeden z ciosów których udało mu się uniknąć bądź sparować jednak przeciął skórznię. Nie była to jednak rana tak poważna jak te odniesione przez Telimenę a Mont był w ciężkiej rozterce czy zaryzykować rzucenie uzdrawiającego zaklęcia na ametystową czarodziejkę.

- Alfred, odpocznij chwilę i zobacz komu możesz pomóc zaklęciem bo chyba jesteś jedynym który będzie w stanie, panie Magnusie zajmijcie się jeńcami by nie robili problemów i miej baczenie na okolicę proszę bo nie chcemy by i nas ktoś zaskoczył. A teraz po kolei... - mag metalu powoli podszedł do wciąż drącego archeologa. To w jaki sposób Gundulf zachęcał go do współpracy nie było najlepszą formą z jaką spotkał się Gerold, choć w innym wypadku zapewne skuteczną.
- Proszę wybacz mojemu towarzyszowi, krew jeszcze nie ostygła a my nie chcemy więcej problemów. Mam na imię Gerold i jak zauważyłeś grupa nasza należy do zacnego grona magów Imperium, i jak mi się wydaje znaleźliśmy się w odpowiednim czasie w odpowiednim miejscu drogi panie. Jeśli znasz się na sztuce medycznej to zechciej pomóc rannym i w między czasie opowiesz nam co się stało i czemu ryzykowaliśmy swoje życie dla elfich wrót. W miarę naszych skromnych możliwości pomożemy ze wszystkim. - mag podał dłoń starszemu mężczyźnie pomagając mu się podnieść i podając manierkę z wodą, starcowi na pewno zaschło w gardle a miał sporo do wyjaśnienia.
 
__________________
Why Do We Fall? So We Can Rise
Romulus jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 12:50.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172