Na trakcie czyli „W podróży” ciąg dalszy. Na trakcie czyli „W podróży” ciąg dalszy.
Objaśnię więc krótko. Artykuł ten jest kontynuacją wcześniejszego – W podróży. Spisany on został mym piórem na podstawie drugiego tomu Kultury materialnej Polski, kilku informacji z ksiąg mości Andrzeja Nadolskiego, licznych tabel których niestety nie znam pochodzenia i własnej wiedzy. Opisuje w nim może trochę przydługo urządzenia komunikacyjne, trakty, koszty, kupiectwo, opłaty celne, czas transportu, żeglarstwo rzeczne i kilka słów o miejscach, w których można się zatrzymać.
Miłej lektury.
Wsie w odległości 7 do 25 km od dużych miast stały się przedmiotem wymiany handlowej. Tu rozwijała się głównie. komunikacja piesza i rzeczny transport. Do transportu pieszego stosowano toboły, kosze i worki. Ponadto piesi byli mniej zależni od stanu dróg, poruszali się stosunkowo szybciej, gdyż w znanej sobie okolicy mogli wybierać wygodniejsze i krótsze ścieżki. Komunikacja konna, z której korzystali rycerze i zamożniejsi wieśniacy była bardziej uzależniona od dróg. Ścieżki wiejskie były zbyt wąskie i trudne dla koni, co sprawiało iż korzystający z nich musieli podróżować traktami.
Rozwój wymiany handlowej sprawiał, że właśnie drogi odległe od miast do 25 km były tymi najdogodniejszymi. Prawdopodobnie wpływ na to miały również większe sumy pobierane na brodach oraz skłonność ludzka do ułatwiania sobie życia. Wiadomo też, że wojewoda czy sołtys prędzej dbał o bliższe mu drogi, które świadczyły o nim niż te odległe, które z były mniej istotne.
Uprząż końska występująca na wsiach składała się z prostych rzemieni, a skórzane siodła zostały zastąpione przez sukienne derki.
Urządzeniami transportowymi i komunikacyjnymi, których używano w obrębie siedlisk i grodów były głównie wózki ręczne jak dwu-(tzw. taczkowe) lub czterokołowe. (szer. osi 1,4-1,6m, średnica koła 0,3-0,4m) Do transportów dalszych i cięższych trzeba było posłużyć się siłą pociągową zwierząt, najczęściej wołami. Używano też koni; Były to lekkie polskie koniki typu tarpana leśnego i stepowego. Co ciekawe podkuwano je jedynie wtedy, gdy trzeba było podróżować po powierzchni oblodzonej. Drewno z lasu było włóczone po ziemi, czasem dla ułatwienia mocowano pod pniami dwa kółka, również latem używano do przewożenia np. siana, sań na płozach. Poza tymi prymitywnymi sposobami transportu pojawiały się coraz częściej dwu- i czterokołowe wozy-drabiniaste i pełne; na wsiach rozwijała się produkcja kół u zawodowych kołodziei.
W miastach zbiegały się sieci dróg lokalnych, a także dalekosiężne szlaki. Przestrzegano jazdy traktami, gdyż w przeciwnym przypadku, kary były ogromne jak konfiskata towarów. Ponadto panujący nakazywał kupcom używanie określonych szlaków, kierował się on przede wszystkim względami politycznymi i finansowymi, stąd droga handlowa nie zawsze biegła traktem najwygodniejszym i najbezpieczniejszym. Gościńce czyli drogi przeznaczone dla kupców zwłaszcza obcych, znajdywali się pod szczególna opieką władcy, a poruszający się nimi podróżni cieszyli się mirem drogowym.
„Jeśli ktoś dopuście się na niej jakiegoś bezprawia, ten złamał mir władcy. To Polacy nazywają rękę pańską” – tak brzmi jedno z postanowień zwodu prawa polskiego dotyczącego dróg publicznych. Za morderstwo na gościńcu płacono rocznie taką samą sumę rodzinie, natomiast suma płacona władcy za złamanie miru na drodze publicznej była wielokrotnie wyższa niż opłata uiszczona sędziemu z tytułu przestępstwa popełnionego na drodze wiejskiej. Opieka władcy miała na celu zapewnienie bezpieczeństwa i utrzymania dróg, oraz miejsc przepraw. Władcy pilnowali także przestrzegania przymusów drogowych. Z czasem z rozwojem immunitetów, obowiązek ten spadł na właścicieli ziemskich i miasta.
Według uchwały sejmu lubelskiego z 1569r. lustratorowie mieli spisać gościńce krakowskie i mierzyć je na szerokość 10 łokci tj. ok. 6m. /Co przydatne do systemów jak WH niemieckie drogi miały szerokość 4-5 m./ Takie drogi pozwalały na bezpieczne mijanie się dwóch szerokich wozów. Okazało się jednak, że drogi są dużo węższe. Powodem tego było ich osadzenie w stosunku do wzgórz albo zbiorników wodnych; jeśli jednak droga taka biegła równiną, powodem tego były praktyki właścicieli ziemskich, obcinające część gruntu na własne potrzeby. Temu też charakterystyczny dla późnego średniowiecza ustanowienie bardzo szczegółowych postanowień co do posiadłości ziemskich. Sędziowie ziemscy potwierdzający układ graniczący zastrzegali obowiązek jednego z kontrahentów do wyznaczenia drogi wiejskiej na swoim terenie tak szerokiej „by dwa koła mogły po niej przejechać”. Natomiast drogi publiczne nie należały do posiadaczy ziemskich.
Wąskości i zły stan dróg publicznych w końcu średniowiecza był bolączką ogólną. Informację o tym znaleźć można z Monumuntum pro Reipublicae ordinatione... (ok. 1475r.) W nim Jan Ostroróg żądał poszerzenia i naprawy dróg oraz mostów z dochodów celnych i mytniczych.
Pamiętać należy, że drogi wyjeżdżano, co łatwiejsze było na terenach równinnych, stąd większość z nich właśnie tam biegła. Lepsze drogi znajdywały się na terenach, gdzie podłoże było skalne: „drogi dobre i piaskowate” to jest drogi żwirowo-kamieniste, przy których wilgoć z łatwością wsiąkała w grunt. Dzięki temu były one również dostępne w czasie deszczu jak i suszy. Najgorsze natomiast okazywały się drogi gliniaste, rozmiękające po deszczu. Przy czym drogi takie „gacono chrustem lub wykładano drewnianymi dylami”. Pod koniec średniowiecza drogi miejskie brukowano kamieniami polnymi.
Co do ceł naliczane one były w zależności od:
-tego czy wozy były dwu- lub czterokołowe
-w zależności od ilości zaprzęgu jedno-, dwu- i więcej zaprzęgowe.
-Od obładowania. Za wozy obładowane i związywane u góry płacono 6-cio krotnie więcej niż za wozy „płaskie”. Oraz na wozy zwane telugami służące do przewozu soli.
-Ostatni rodzaj opłat tyczył się przewożenia na koniach lub zwierzętach jucznych. Oraz bez wozów. /Najbliższy poszukiwaczom przygód/
Co do poruszania się na naszych polskich drogach lepiej sprawiały się wozy dwukołowe, gdyż były zwrotniejsze, a nasze drogi posiadały liczne i ostre zakręty. Stąd często spotkano wozy czterokołowe w których doszło do uszkodzenia koła.
Z „zapisów z ksiąg radzieckich Kazimierza” wynika, iż lżejsze towary wożone na dwukołowych wozach jedno lub dwu zaprzęgowych, natomiast do przewozu cięższych jak wino, ryby, kegi (beczki) piwa stosowano wozy czterokołowe. Na takim wozie mieściły się po dwie kegi, a zaprzęgano do nich 4 konie. Pięć koni woziło 20 centarów ołowiu, sześć uzbrojenie, wino i miód. Starzy, schorowani, a tarze możni i damy podróżowały w tzw. Kolebkach zawieszonych na pasach.
Duże zmiany nastąpiły w związku z rozwojem kół i wozów. Były one nie tylko większe, ale i koła znacznie zróżnicowane i wykonane w znacznie doskonalszy sposób. Jak pisze autor: „Przypuszczać, należy, że wozy zaopatrzono w różne rodzaje kół w zależności od ich obciążenia”. Widać to na podstawie rozwojów cechów. Za mistrzowską zdolność kołodzieja uważano wykonanie kół do wozów zaprzęganych w jedno, trzy, a nawet sześć koni. O różnych rozmiarach świadczą ceny kół. Koła kupowano „nagie”, a potem obijano je żelazem w formie szyn. Oprócz kół do wozów transportowych, zaczęto spotykać częściej okute wozy wiejskie.
Do obciążenia należało również dobrać odpowiednie zwierzę. Na zachodzie przeliczano, iż koń posiadał siłę zaprzęgową równą na 1000-1500kg. Jednak to były konie rosłe, w Polsce używano małych koni zaprzęgowych ich siłę oceniano na 400-500 kg. Brak jest informacji o końcach służących do transportu wozowego (tzw. polskich „woźników”) Jednak koszt takiego znacznie przekraczał koszt wozu wraz z kołami. Dane z rachunków królewskich mianowicie tak określają ceny:
Koń woźnik 48-120 groszy
Wóz 29-96 groszy
4 koła nie okute 20-32 grosze
Sanie 10-12 groszy
Luksusowy wóz królewski 480 groszy
Kolebka 384 grosze
To nie całkowity kosztorys.
Koszt okucia jednego kopyta to 1/2 grosza
Baty, uprzęże i lekarstwa końskie również należało wliczać jako dość spory koszt mimo, że nigdzie go nie podano można przypuszczać, że były one podobne do ceny siodła, a te kosztowały według tabeli którą posiadam od 1 – 4 groszy, a pojedyncze egzemplarze dużo więcej.
Do tego dochodzą korce żyta a każdy kosztował 4 grosze.Wynajęcie koniuchów. (nigdzie nie znalazłem ile sobie tacy liczyli)oraz okucie kół wozów co pociąga koszty w żelazie i robociźnie. Mimo licznych poszukiwań nie znalazłem cen. Jedyne, co jestem w stanie stwierdzić, w skali roku dość często to robiono, po czym wnioskować można, że koła szybko się niszczyły.
Robocizna kształtuje się nawet do 1 grosz od koła.
Duży wzrost wymiany towarowej spowodował rozwój nowego rzemiosła obejmującego kołodziejstwo i wyrób wozów, także sznurów, postronków, rzemieni, grubego płótna i sukna – potrzebnych do krycia wozów transportowych. Rozwój objął ludzi zajmujących się przewozami towarów tzw. furmani. Z ksiąg sądowych z XIVw. można wyczytać imię i przydomek niejakiego Wojtka Furmana. Co świadczyło o istnieniu tego zawodu. Towary opakowywano w płótna i wiązano sznurami, a dla rozróżniania oznaczano gmerkami – znakami kupców.
Komory celne umieszczano zwykle koło przepraw, „osoby bądź instytucje nimi zarządzające oddawały je do eksploracji zwykle na prawie czynszowym”. Celnicy część dochodów zatrzymywali dla siebie, resztę zaś oddawali dysponentowi urządzenia.
W celu pobierania opłaty trzeba było przeprawę zorganizować. Przygotowywano więc „most” tzw. groblę lub moszczony bród. Kamienne mosty spotykane były z rzadka i głównie przy dużych miastach. Często używano kład – zwanych „ławami”, lecz tylko przy wysokich brzegach, utrudniających przejazd. Występowały one głównie w wioskach i drogach wiejskich. Mosty w tych czasach miały szerokość od 2-4,5 m były też słabe i często ulegały uszkodzeniom. Do przepraw przez rzeki przed bitwą nieraz tworzono mosty jak pod Czerwińskiem, gdzie wybudowano długo most łyżwowy. Sztuka budowania mostów w tak krótkim czasie wymagała dużego doświadczenia rzemieślników.
Przez wody można też było przeprawić się na promach i tak np. przy wsi Łazy przeprawiano się przez odrę „vloysczą” – tratwą. W tej wiosce pobierano sumę równą dwóm ćwierciom. Jednak ceny te były większe w zależności od wielkości wsi, czy miast. Koszt budowy promu przez Wisłę pod Niepołomicami w 1420 r. na potrzeby króla kosztował 11 grzywien! Do przeprawy wozu przez rzekę, co wynika ikonografii potrzeba było czterech łodzi połączonych ze sobą (prawdopodobnie platformą). Przy dużych rzekach i kiedy na mniejszych stan wód się podnosił przeprawiano się wzdłuż nich. Tak często transportowano sukna, śledzie, sól, zboża i drewno. Prócz tratw po wodach poruszano się również różnego rodzaju statkami. Najprostsze to czółna oraz małe łodzie. Większe nazwano w dokumentach z Płocka: pławiskami i korabiami.
Biblia królowej Zofii opisuje „naves et naute”, czyli łodzie i plawce.
Tratwy (strugi) tworzone przy przewozie drzew składały się nawet do 120 pni związanych ze sobą. Odcinki wodne zwane były dłużycami. Tratwy przewozowe drzew nieraz płynęły przez 20 dłużyc. Duże kary groziły za ścinanie np. dębów nad ciekami wodnymi. Transportowano nie tylko pnie ale i belki, deski, gonty i wańczos.
Rozwinęły się również dubusy(z ros. Dub - dąb) czyli dębowe statki żaglowe do podróży rzecznych, inne to lichtany mniejsze i lepsze statki(niem. Leichter) oraz szkuty sporządzone z dużych tarcic dębowych (szwedz. Szkuta, niem. Schute) stąd też nazwa rzemieślników szkutnicy. Do podróży morskich z miast hanzatyckich rozwinęły się statki ze sterem. Brak jednak ich nazw w posiadanych przeze mnie źródłach.
Czas podróży mierzono w dniach. W ciągu jednego dnia konnej podróży przebyć można 35-40 km, wozem 25-35 km. Jagiełło podczas objazdu swego państwa przebywał ok. 40 km dziennie. Przytoczę tu kilka znanych mi tras i ich czas przejazdu: (odległości będą podawane w linii prostej)
Klasztor premonstrantek w Czarnowąsie pod Opolem (dziś błędnie Czarnowąsy) do klasztoru promonsterantów w Strachowie pod Pragą czeską oceniano w 2 połowie XIV. Na 6 dni (250 km przez góry)
Odległość od Wiśslicy do Starego Sącza według Długosza to 2 dni (ok. 90 km)
Według opinii króla czeskiego i cesarza niemieckiego Karola IV Praga leżała w odległości 10 dni podróży od siedziby swego arcybiskupstwa w Morguncji (ok. 440 km)
Jednak takie odległości przejeżdżali głównie posłańcy podróżujący dziennie 12-15 godzin. W Polsce stosowano również milę polską mierzącą 7 km.
W Życiorysie św. Jadwigi droga do Wrocławia z Raciborza to 20 mil polskich.
Kupcy przebywający drogę od miasta do miasta, zatrzymywali się albo w karczmach przy gościńcach i przeprawach; również korzystali z gościnności licznych klasztorów. Także mieszczanie przyjmowali na nocleg za pewną opłatą. (stąd ta polska gościnność rozsławiona – żartuję oczywiście). Zakazywano przenoszenia się od mieszczanina do innego przed opłaceniem opłaty za nocleg. W karczmach często można było przespać się w wspólnej sali (za darmo) lub przy zapiecku (za drobną opłatą). Kazania rozpowszechnione w XIVw. mówiły tak:
„Maryja żadnego pieniądza nie miała, choćbycz ona sobie gospodę albo komorę najęła”.
Rozróżniano więc komory – pojedyncze pomieszczenie dla jednej osoby lub rodziny, oraz, jak już wspominałem, wspólną salę noclegową w karczmach. Choć warunki tej były nad wyraz prymitywne. Jak opisał biskup podróżujący do króla Kazimierza Jagiellończyka w roku 1475, zatrzymały w jednej z gospód polskich, prawdopodobnie w Wieleniu, nocowano wprawdzie w ogrzewanej izbie, ale spano wraz z cielętami poktem na podłodze pokrytej słomą. To daje ciekawe wyobrażenie wspólnej izby. Nie każda karczma posiadała komory.
Malkav3 | Autor artykułu | | Zarejestrowany: Mar 2007 Miasto: Z nieba
Posty: 197
Reputacja: 1 | |
Oceny użytkowników | Język | | 2.75 | Spójność | | 3.75 | Kreatywność | | 4.75 | Przekaz | Brak Informacji | Wrażenie Ogólne | Brak Informacji |
Głosów: 4, średnia: 75%
| | | |
Narzędzia artykułu | | | | |