Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > Zakątek LI-teracki > Artykuły, opowiadania, felietony > Systemy RPG > Artykuły Historyczne
Zarejestruj się Użytkownicy


komentarz
 
Narzędzia artykułu Wygląd
<!-- google_ad_section_start -->W tajemniczym świecie bardów, Cz. 1<!-- google_ad_section_end -->
W tajemniczym świecie bardów, Cz. 1
Autor artykułu: Kelly
08-04-2008
W tajemniczym świecie bardów, Cz. 1

Podobnie, jak opisywany wcześniej druid, bard nie jest wymysłem legend, baśni, czy literatury fantasy. To przedstawiciel prawdziwie istniejącej kiedyś grupy ludzi, która stanowiła równie istotną część społeczeństwa, co kapłani, czy wojownicy. Kiedy zapytamy współczesnego człowieka, z kim lub czym kojarzy mu się słowo „bard” to pewnie odpowie, ze z jakimś średniowiecznym pieśniarzem tułającym się od wsi do wsi, od gospody do gospody i w zależności od swoich zdolności zabawiający swoją sztuką albo bogatych panów, albo biedotę. Ale to nie jest bard! Mówiąc to, co wyżej, można mieć na myśli prowansalskiego trubadura, normandzkiego truwera, czy niemieckiego maistersingera, ale absolutnie nie barda. Prawdziwy bard to niesamowicie ważna postać celtyckiego społeczeństwa, bohater legend, któremu przypisywano szereg magicznych umiejętności. Średniowieczny pieśniarz był po prostu artystą, ale bard to także po trosze czarodziej oraz wszystkowiedzący mędrzec. Zauważmy, że Dungeons&Dragons idzie w znacznej mierze właśnie tym tropem, budując postać barda z całą jego magiczną otoczką. Przy czym magiczną, nie tylko w znaczeniu możliwości rzucania czarów, ale nadaniu jego pieśniom czarodziejskiej siły potrafiącej wpływać na innych. Skoro więc twórcy D&D tak obficie zaczerpnęli z celtyckiej kultury, może więc warto dowiedzieć się czegoś więcej o historii bardów, by wzbogacić swoje odgrywanie tych postaci.



Spider Harp
, twórca David Revoy

Bard jest nieodłączną częścią światów fantasy, ale również prawie wszystkich kultur naszej rzeczywistości. Starożytni Grecy mieli swoich aojdów, a wśród nich największego z wielkich: Homera, którego imię oznacza po prostu „Poeta”. Pieśniami zachwycali się Rzymianie, a niektórzy cezarowie, jak na przykład Neron, sami stawali w poetyckie szranki. Toż samo było w średniowieczu. Wprawdzie zawód aktora, bajarza, poety stał bardzo nisko w oficjalnej hierarchii, to przecież i tak żadne wesele, spotkanie towarzyskie, jakakolwiek uroczystość, jarmark etc. nie mógł odbyć się bez wagantów, trubadurów, minstreli. Oczywiście niektórzy byli wędrownymi, biednymi pieśniarzami, innym jednak udawało się zahaczyć na dworach władców i tam cieszyli się wielką estymą; zwłaszcza dotyczyło to poetów (np. znanego piewcy świata arturiańskiego Chretiena de Trois). Pieśniarze zwani skaldami znakomicie się mieli w społecznościach normańskich. Tych, którzy słowa wiążą w rymy Wikingowie nieraz stawiali wręcz ponad wojownikami. Z tym, że przeważnie wśród Skandynawów układanie wierszy zazwyczaj w niczym nie przeszkadzało wojowaniu.

Na tle tych kultur i narodów wybija się jednak cywilizacja Celtów, którą bez kozery można nazwać rajem dla poetów. Wprawdzie na kontynencie rozwój celtyckiej sztuki zahamował Juliusz Cezar podbijając Galię, a potem Klaudiusz zajmując Brytanię (poza północnym skrawkiem), to istniała przecież wspaniała oaza nieskrępowanego rozwoju kultury. Była nią Irlandia. Dlatego też właśnie od Irlandii rozpocznie się cykl omawiający rolę bardów i ich dzieła. Z tym, że w niniejszym artykule skupię się przede wszystkim na funkcjach związanych z szeroko rozumianą poetyką i umiejscowieniem bardów w społeczeństwie Zielonej Wyspy. Natomiast pominę lub zmarginalizuję opis ich niektórych ról dodatkowych. Szczególnie dotyczy to sztuki prawniczej, w której również specjalizowali się bardowie. Jest to, bowiem tak obszerny temat, iż planowane jest poświęcenie mu zupełnie osobnego tekstu.

Już na wstępie chciałbym zaznaczyć, że nawet tak uszczuplone zadanie jest niemal niewykonalne, nie tylko ze względu na olbrzymią ilość materiału, ale również na wielką różnorodność możliwych interpretacji posiadanego materiału źródłowego. Współcześni historycy pisząc o irlandzkich bardach zgadzają się z ich doniosłą rolą w społeczeństwie, natomiast na temat szczegółów mają zdanie często kompletnie odmienne. Dlaczego tak się dzieje? Moim zdaniem przede wszystkim dzięki olbrzymiej różnorodności przejawów kulturowych w dawnej Irlandii. Pamiętajmy, ze dzieje bardów to niemal 2000 lat, od początków cywilizacji goidelskiej, aż do czasów Cromwella. Do tego olbrzymiego obszaru czasowego dodajmy jeszcze istnienie całej masy irlandzkich państewek ze swoimi tradycjami poetyckimi i muzycznymi. Nie ma się więc co dziwić, że tak olbrzymi obszar badawczy pozostawił wielkie pole do własnych ocen i interpretacji. Dlatego też jest więcej niż prawdopodobne, że osoba czytająca niniejszy tekst może również się zetknąć z zupełnie innym naświetleniem danej sprawy.

W celtyckim społeczeństwie istniała klasa ludzi zwanych „aes dana”. Nie musieli być oni wolno urodzeni w bogatych rodzinach, ale mimo to należeli do klasy uprzywilejowanych. Zgodnie z dawnym irlandzkim przysłowiem, że „człowiek jest lepszy od swojego pochodzenia”, aes dana nobilitował talent. Do grupy tej należeli sędziowie, znachorzy, stolarze, kowale oraz bardowie. Szczególnym szacunkiem aes dana cieszyli się w okresie początkowego chrześcijaństwa, kiedy to dla współdziałając z instytucjami kościelnymi i świeckimi rozwijali swe mistrzostwo w rzemiośle i sztuce, a jednocześnie odziedziczyli bardzo wiele z prestiżu dawnych druidów. Opisana sytuacja szczególnie dotyczyła ostatniej, wymienionej wyżej grupy zawodowej, czyli bardów. Kim był celtycki bard? Rymopisem, śpiewakiem, muzykiem? Owszem, również, ale nie tylko. Jego wiersze i pieśni były zewnętrznym wyrazem pewnego stanu, w jakim znajdował się bard. A cóż to za stan? Spróbujmy to ująć tak, popatrzmy na bohaterów celtyckich eposów, na Cuchulainna, Medb, czy nawet życiorysy celtyckich świętych. Przed naszymi oczyma pojawią się ludzie twardzi, konkretni, prości, o umysłowości nie tyle prymitywnej, co niewyszukanej. I aż ciężko jest uwierzyć, że tak nieskomplikowani i prostoduszni ludzie umieli stworzyć tak wspaniałe eposy, poematy, wiersze pełne patosu i wielkiego napięcia emocjonalnego. Jakby te dwa elementy nie przystawały kompletnie do siebie! I rzeczywiście, nie przystają, bowiem w tradycji celtyckiej właśnie bard był tym człowiekiem, który mógł wznieść się na inny poziom świadomości niż pozostali. On był elementem łączącym wszechświat, a dokładniej naturę, która była niezwykle bliska Irlandczykom, z ludźmi. On przekazywał wolę natury, tłumaczył ją i zachowywał ja dla przyszłych pokoleń. Do niego należały również interpretacje owej woli przekuwane na obowiązujące prawa oraz nauczanie innych.

Jak więc widać bard był konglomeratem poety, historyka, wróżbiarza, nauczyciela, kapłana, a nade wszystko filozofa. Dzięki temu posiadał wyjątkowe miejsce wśród wszystkich zawodów. Jego sytuacja jest zupełnie niepodobna do minstreli i trubadurów średniowiecza, a odgrywana społeczna rola stawia na równi z druidem i królem. Tak jak bez władców i kapłanów plemię istnieć nie mogło, gdyż nie było zapewnionej więzi pomiędzy światem realnym, a duchowym, pozazmysłowym światem natury, toż samo dotyczyło bardów. I jest to pierwsza, podstawowa rzecz, jaką należy sobie uświadomić myśląc o ich działalności.

W poprzednim akapicie pojawiło się słowo „druidzi”. Oprócz zwykłego porównania roli związek bardów z druidyzmem jest jednak znacznie szerszy. Zacznijmy od fragmentu z „Geografii” Strabona: „We wszystkich szczepach są trzy grupy ludzi, którzy zażywają szczególnej czci: bardowie, wieszczowie, druidzi. Bardowie to śpiewacy i poeci, wieszczowie to wykonawcy obrzędu ofiarnego i badacze przyrody, druidzi zaś oprócz wiedzy o przyrodzie studiują jeszcze filozofię moralną.” Tyle tekst Strabona mówiącego o klasie wykształconej galijskich plemion celtyckich. Zauważmy, ze nie mówi tu o kupcach i arystokracji, czy wybitnych rzemieślnikach, ale o bardach, wieszczach i druidach. Ponieważ z tej trójki druidzi i wieszczowie mają bardzo ścisły związek z religią i magią, można by było zapytać: czy ta prawidłowość zachodzi również w przypadku trzeciej wymienionej klasy. Czytelnik poprzedniego akapitu wie, że tak. Stąd niektórzy autorzy piszą po prostu o trzech celtyckich stanach kapłańskich. Takież same grupy istnieją również w Irlandii, tyle, że zamiast wieszczów (vates) pojawiają się tam filidzi, przez niektórych zaliczani wprost do klasy bardów. Kim byli i co robili? Na pewno mieli dar natchnienia poetyckiego. Czyli pieśniarze, ale także na przykład wróżbiarze, prawnicy, historycy. Czy jednak stanowili w Irlandii odrębny stan, całkowicie odróżnialny od bardów? W tej sprawie historycy zajmują nieraz zupełnie odmienne stanowiska. W moim przekonaniu najogólniej cała sprawa statusu społecznego grup kapłańsko – magicznych wyglądała mniej więcej następująco:

a) istniała klasa społeczna druidów, dziedziczna, ale w której mogli się znaleźć przedstawiciele innych klas dzięki zdolnościom i wytrwałości,
b) częścią klasy druidów byli kapłani, czyli osobnicy, których my kojarzymy z nazwą „druidzi”,
c) bardowie należeli do grona ludzi wolnych i wykształconych, przy czym niektórzy z nich mogli się wywodzić z klasy druidzkiej (a niektórzy nawet być kapłanami, czyli druidami w naszym rozumieniu),
d) filidowie (filidzi) byli wybitnymi bardami. O ile jednak zwykli, mniej utalentowani bardowie zajmowali się głównie poetyką, o tyle filidzi realizowali się na znacznie szerszym polu działalności i do nich najlepiej pasowałoby określenie, którego użyłem wcześniej, iż stanowili zespolenie „poety, historyka, wróżbiarza, nauczyciela, kapłana, a nade wszystko filozofa”.



Faerie, obraz Handsuma Harta


Ze względu na taki układ społeczny współczesny historyk, w zależności od swojej interpretacji, może filidów wyróżnić, z klasy bardów, bądź ustanowić ich jej integralną częścią. Podobnie z druidami, ponieważ słowo druid ma dwa znaczenia: szersze – związane z klasą społeczną i węższe – związane z samym stanem kapłańskim, można w tekstach spotkać fragmenty o przenikaniu się formacji druidów i filidów, albo wręcz opinie, że druidzi byli jednocześnie filidami. Wszystko wynika zatem z przyjęcia określonych pojęć przez danego autora, no i olbrzymiej przestrzeni badawczej, o czym wspomniałem na wstępie.

Jak widać z powyższego, rozróżnienie filidów i bardów jest sprawą niezwykle złożoną, nieco prostsze natomiast jest natomiast określenie różnic pomiędzy bardami i druidami. Wspomniałem, że i jedna i druga grupa istniała jako łącznik świata pozazmysłowego i realnego. Wszakże druidzi bardziej wiązali się ze stroną religijną owej łączności pomiędzy światami, oni byli strażnikami i opiekunami kultu, zajmowali się ceremoniami, a także dla nich były zarezerwowane główne obszary wiedzy czarodziejskiej. Czary bardów i filidów też są wspominane w wielkich dziełach irlandzkich, ale nierównie rzadziej, a wielkie ceremonie i obrzędy nie były zazwyczaj ich udziałem. Druidzi tworzyli organizację zwartą religijną, tymczasem bardowie albo byli wolnymi wędrowcami, albo wiązali się z którymś z władców, a więc z osobnikiem świeckim (choć słowo „świecki” jest tu może nieco na wyrost, Celtowie bowiem żyli znacznie bardziej na pograniczu świata materialnego i duchowego niż my, a więc „świecki” oznaczało dla nich „nieco mniej związany z religią niż kapłani”). Zarówno druidzi, jak i bardowie dbali o poziom etyczny społeczeństwa, tyle że ci pierwsi robili to poprzez ustalanie określonych praw popartych stosownymi karami, a zwłaszcza klątwą geas, natomiast bardowie poprzez poezję: od pokazującej wzorce moralne aż do ostrej satyry. Z tym, że rola prawników stopniowo przechodziła z grupy druidów do bardów.

Należy zauważyć, że druidzi również posługiwali się utworami poetyckimi przy swojej działalności kapłańskiej. Dla nich jednak wiersz, czy pieśń były pewnym drobnym elementem przekazującym wiedzę oraz utrwalającym ją, częścią zaklęcia bądź modlitwy, natomiast dla bardów poetyka to świat sam w sobie. Również obydwie grupy zajmowały się nauczaniem, tyle iż zapewne szkoły druidzkie, przynajmniej na początku epoki celtyckiej, posiadały wyższy prestiż i zapewniały większy poziom nauki. Jednak również to w biegiem czasu ulegało zmianom. Podsumowując, porównując bardów i druidów z łatwością dostrzeżemy bardzo dużą zbieżność celów i metod realizacji. A to oznacza, że obydwie warstwy musiały się niekiedy z sobą mieszać i często zapewne trafiał się osobnik, będący jednocześnie druidem – bardem. Literaturowym przykładem takiej postaci jest Amergin (Amairgen), syn księcia Mila z „Księgi najazdów” – bard, druid, nauczyciel, doradca i jednocześnie mag o wielkiej mocy.

Kiedy spoglądamy na społeczność bardów szczególnie rzuca się w oczy ich mnogość. Biorąc pod uwagę liczbę irlandzkich królestw należy przyjąć, że jednocześnie funkcjonowało parę setek ollavów i filich, żyjących na dworach i pozostających na utrzymaniu władców plus zapewne tysiące wędrujących bardów. Jeszcze większe zagęszczenie poetyckiego narybku miało miejsce w Szkocji, którą łączyły z Zieloną Wyspą bardzo bliskie więzy, nie tylko polityczne, czy gospodarcze, ale nieraz plemienne, czy nawet rodzinne. W Szkocji zdarzało się bowiem często, że w jednym domu możnowładczym przebywało nawet dwóch ollavów jednocześnie.



Bard, autor Shannon Nick Graves

Można przypuszczać, że początkowo słowo bard (zachowane do dzisiaj we wszystkich najważniejszych językach celtyckich) oznaczało w ogóle poetę. Z biegiem czasu nazwa ta zaczęła obejmować tylko najniższą wartę twórców poezji. Prawdopodobnie byli to przede wszystkim wędrowcy krążący od fine do fine po całej Irlandii. Wyższą rangę miał wspominany już fili, a najwyższą ollav (w języku szkockim ollamh). Tytuł ollav, a dokładnie ollav ri dan, nosił pierwszy poeta na dworze króla, przełożony wszystkich innych bardów. Jemu podlegli filidzi, prawdopodobnie blisko 30-u (na początku naszej ery), a z kolei filidom inni filidzi (bardziej początkujący) i zwykli bardowie w liczbie ok. 15-u. Szczególnie dotyczyło to najbardziej uzdolnionych filidów, w których upatrywano następców ollavów. Jaka była ich rola na dworach? Wynikała ona z pełnionej funkcji, czyli bycia łącznikiem z naturą. I stąd się brało proste przełożenie: jeżeli poeta chwali swego króla - natura jest zadowolona, a jeżeli nie – to natura nie pochwala postępowania władcy. Bard, który chciał wyrazić swoje odczucie (pozytywne i negatywne) zamykał się w swojej komnacie, do której nie miało dostępu słoneczne światło, zamykał oczy i zaczynał tworzyć. Proces ów znamy z fragmentu poematu jednego z ollavów:

A zatem mam napisać wiersz, jak dla siebie,
stąd lubię – to powstrzymuje mnie od błędu –
odgradzać się od słonecznego światła,
niech miejsce łoża ciemności chroni.
Gdybym nie zamknął moich powiek:
Ochronnego welonu przed jasnością dnia
Pomiędzy mną a lśniącymi promieniami –
Mogłyby one zniszczyć moją sztukę
.”

Jednak przeszkadzające promienie słoneczne nie były jedynym powodem zamykania oczu. Kiedy poeta opuszczał powieki, kiedy zasypiał lub znajdował się w stanie pół snu i pół jawy wtedy nadchodziło natchnienie, często pod postacią pięknej nieziemsko kobiety z rasy sithe. Owa wizja nazywała się aisling, a widziana w niej istota Leanan Sithe. To nadzwyczajna uroda tej istoty sprawiała, że poeta uwalniał się od okowów realnego świata i wznosił do sfer wyższych, duchowych. Co ciekawe, prawdziwą popularność słowo aisling (które obecnie jest żeńskim imieniem) zdobyło dopiero w XVIII wieku. Poeci owego czasu pisywali wiersze o marach, duchach zwanych właśnie aisling lub speir – bhean: pięknych, bezwolnych, błąkających się po wzgórzach i pustkowiach, rozpaczających. W ich wyobrażeniu przedstawiały one Irlandię płaczącą pod okupacją angielską i rozpamiętującą dawną chwałę. Poezja aisling znacząco przyczyniła się do umocnienia irlandzkiego ducha narodowego i doprowadziła do odrodzenia kulturalnego Zielonej Wyspy. Należy jednak dodać, iż oprócz oficjalnego nurtu poezji realizowanej przez mniej lub bardziej uznanych twórców istniały setki i tysiące opowiadaczy – bardów chłopskich. Zwano ich anchaithe, a w okresie późniejszym sgealaighe. Jak bajarze, znani w góralskiej tradycji, śpiewali o dawnych czasach, o pradawnych bohaterach. Bardzo często deklamowane przez nich legendy nawiązywały do „Księgi Najazdów” i w ogóle były opowieściami o Tuatha De Danann. Nazywano ich aes side – mieszkańcami kopców, a później sluagh side – gospodarzami kopców ziemnych. W ustach opowiadaczy dawne powieści nabierały zupełnie nowego kształtu. Pojawili się w nich bunadh na gcnoc – ludzie ze wzgórz i daoine maithe – dobre skrzaciki. Wprawdzie poetyka opowiadaczy nie należała do nurtu aisling, ale łączy ich z nim nawiązywanie do pradawnej historii oraz długowieczność. Ludowych gawędziarzy, często wędrujących od wioski do wioski, nie zniszczyła Elżbieta Angielska ani nawet Cromwell. Dotrwali oni aż do połowy XIX wieku. Gdy w latach 1845 – 1847 Wielki Głód zdziesiątkował irlandzką wieś zmuszając rzesze chłopów do emigracji, odeszli również opowiadacze, choć nie do końca. Ich niedobitki przetrwały do naszych czasów na zachodnim wybrzeży Zielonej Wyspy. Zatem każdemu z nas, jeśli będziemy podróżować przez hrabstwa Donegal, Galway, Kerry i Mayo, może się zdarzyć, iż na szlaku spotkamy wędrownego sgealaighe, lecz w dzisiejszych czasach ... kto wie ... może będziemy jedynymi słuchaczami jego gawęd i historii.



Cu Chulainn i Faerie, obraz Damiana Byrne

Po zakończeniu utworu ollav dodawał go zazwyczaj bardowi niskiego stopnia zwanemu reacaire do deklamacji lub odśpiewania. Reacaire nie miał jeszcze prawa tworzenia własnej poezji, lecz był wyłącznie odtwórcą. Jednocześnie nie przygrywał on przy tym sobie na harfie, jak podpowiada nam nasza wyobraźnia, lecz wyłącznie deklamował bądź śpiewał. Zdarzało się wprawdzie, że recytacji towarzyszyła muzyka, lecz za nią odpowiadał specjalny harfiarz zwany cruitire. Cruitire posiadał dość wysoki status na dworze, lecz zdecydowanie niższy od ollava i tylko chyba figiel losu sprawił, ze to właśnie harfa stała się symbolem całego zakonu bardów celtyckich, a nie na przykład zwój z tekstem. O harfiarzach mówią liczne legendy. Jedna z nich jest na przykład podobna do greckiego mitu o Midasie. Złożyło się tak, że król Leinsteru Labraid Longseach miał ośle uszy. Wiedział o tym jedynie jego fryzjer, któremu oczywiście nakazano trzymać buzię na kłódkę. Ten jednak, nie mogąc znieść ciążącej mu tajemnicy, opowiedział ją całą drzewu. A kiedy je ścięto i zrobiono z niego harfę, ta, w rękach muzyka, wszystkim śpiewała o przypadłości króla. Znany jest również w podaniach motyw usypiania wrogów dźwiękami harfy. W „Księdze najazdów” opisany jest motyw, jak Fomoraigowie zdobyli magiczną harfę Dagdy. Dagda, wraz z Lugiem i Oghmą dostali się jednak do sali biesiadnej w siedzibie króla Bresa, gdzie wisiała na ścianie harfa. Cudowny instrument, na rozkaz właściciela, podleciał do niego, a Dagda go ujął i zagrał trzy melodie. Pierwsza była żałobną pieśnią, po której biesiadnicy zapłakali, druga wesołą – po niej ludzie śmiali się, trzecia zaś – kołysanką. W miarę, jak powietrze przecinały kolejne dźwięki pieśni snu, biesiadnicy kolejno zasypiali, a bohaterowie Tuatha De Danann uszli z odzyskanym instrumentem.

Można było zresztą muzykę wykorzystać w bardziej niecnych celach. Harfiarz Craiftine uśpił dźwiękami harfy rodziców pięknej Moriath z Galii, co umożliwiło nawiedzenie jej w łożu przez wspomnianego już Labraida Longseacha. Pomagając innym w uwodzeniu kobiet, sam Craiftine jednak przejął się, gdy jemu również przyprawiono rogi. Dokonał tego Cormac Con Longes, syn Conchobara mac Nessa. To akurat wcale nie rozbawiło harfiarza. Gdy Cormac wracał do Ulsteru, objąć tron po śmierci ojca, Creiftine zemścił się usypiając go muzyką w zajeździe, co spowodowało, że wpadł w ręce wrogów.

Drewnianą harfę o strunach ze zwierzęcego włosia i jelit nazywano cruit. Jej rozwojową wersja była clairseach – harfa o strunach metalowych. Składała się ona z pudła rezonansowego wykonanego z jednego kawałka drewna wierzbowego i dwóch, połączonych ze sobą na końcach, ramion. Do jednego ramienia oraz do płyty przytwierdzone były struny. Podczas popisów muzycznych harfę przytrzymywała lewa ręka grającego, natomiast prawa służyła do gry. Harfiarze mieli bardzo długie i często podgięte paznokcie i nimi właśnie szarpali lub uderzali o struny. Mogli tez uzywac specjalnych, zakładanych na palce nasadek. Najstarsza z zachowanych średniowiecznych harf, zwana Brian Boru od imienia wielkiego arcykróla z przełomu X i XI wieku, obecnie znajdująca się w dublińskim Trinity College stała się pierwowzorem irlandzkiego godła. Harfiarzowi daleko było do ollava, lecz i tak zajmował wyższą pozycję niż inni muzycy. Zawsze bywał człowiekiem wolnym, natomiast niekoniecznie dotyczyło to jego kolegów dudziarzy i trębaczy. Dudy, tak później charakterystyczne dla krajobrazu szkockiego nazywały się najpierw piob mor, a później, po pewnych zmianach konstrukcyjnych, cuisleanna ceoil, natomiast muzyków posługujących się tym instrumentem nazywano cuisleannaig. Z tym, że na dudach raczej nie grano w pałacach, lecz podczas wypraw wojennych. Z kolei do trębaczy zaliczano także graczy na instrumentach kościanych. Nazywano ich ogólnie enamfhir. Nie wiemy na jakich instrumentach grali. Znamy jedynie nazwę piszczałki feadan, którą posługiwali się feadanaigh.



XV wieczna harfa irlandzka, obecnie w Trinity Colege, Dublin



XV wieczna harfa szkocka, Muzeum antyków, Edynburg

Bard aprobujący zachowanie władcy tworzył pieśni pochwalne, zaś bronią niezadowolonego poety była satyra, zwana aer, równie skuteczna, jak druidzkie geis. Możemy wyróżnić trzy jej główne odmiany:
- aisneis – utwór, który mógł być obraźliwy, czasem jaskrawie wskazujący nieprawidłowości, lecz bez większych konsekwencji dla krytykowanego, po prostu silne wezwanie do poprawienia się. Ze względu na małe wyrafinowanie, można powiedzieć prostotę tej formy satyry, raczej nie używali jej ollavowie, natomiast często wędrowni bardowie, którym niepodobały się zwykle drobiazgi np. posiłek, którym podjęto poetę, brak wystarczającego docenienia (w mniemaniu poety) wlasnego kunsztu etc.,
- ail – czyli „ostra wymówka”, forma bardziej aluzyjna od poprzedniej,
- aircetal aire – forma bardzo zróżnicowana o skali dziesięciu stopni. Stopień pierwszy delikatnie napominał daną osobę bez wymieniania jej imienia. Wiersz zazwyczaj bardzo aluzyjnie nawiązywał do danej osoby i cechy, którą chciano napiętnować. Wraz z kolejnymi stopniami satyra stawała się coraz ostrzejsza. W satyrze stopnia ósmego zwanej lanear („pełna satyra”) pojawiło się imię danego delikwenta, natomiast glam dicent, satyra dziesiątego stopnia, nie posiadała ograniczeń i mogła mieć skutki identyczne do druidzkiej klątwy. Nawet w XVI wieku w tekście układu zawartego pomiędzy Manusem O’Donnellem a O’Connorem Sligo wspomina się satyrę napisaną przez barda, jako karę równą ekskomunice.
Popatrzmy na dwa fragmenty satyr.

Słyszałem, że on nie daje koni w zamian za poematy; daje – stosownie do swego imienia – krowę”.

„Nie ma on bogactwa ani nie ma urody; umysł jego jest słaby; do ględzenia – tylko do tego się nadaje
.”

Współczesnemu człowiekowi, przyzwyczajonemu do wzajemnego obrzucania się błotem, szczególnie w polityce, mogą nie wydać się one zanadto ostre. Ale postawmy się w sytuacji dawnego irlandzkiego szlachcica, dla którego cześć i dobre imię były wartościami najwyższego rzędu, a które niezwykle łatwo było naruszyć. Niewypełnienie drobnego geis, najmniejsze niewłaściwe zachowanie mogło rzucić cień na całe życie. Dlatego też satyra mogła być dla człowieka o takiej osobowości rzeczą niezwykle przykrą i ogromnym upokorzeniem. Skutki posiadania tak potężnej broni w ręku poetów łagodziły nieco pewne ograniczenia w możliwości tworzenia satyr. Ich najmocniejsze odmiany zastrzeżone były dla filich i ollavów, którym jednocześnie jednak nie wypadało zajmować się sprawami błahymi. Drugie ograniczenie stanowił poziom wtajemniczenia danego barda. Glam dicent dla poetów pierwszych pięciu poziomów był zabroniony. Zresztą nawet bard szóstego poziomu nie mógł stworzyć satyry dziesiątego stopnia ot tak sobie. Była to niezwykle ważna decyzja, mogąca doprowadzić do postawienia kogoś (de facto bardzo ważnej postaci np. króla) poza obrębem społeczeństwa, pozbawić wszelkich praw lub przynajmniej skazać na banicję i dlatego zazwyczaj podejmowano ja kolektywnie. Prawdopodobnie ów kolektyw tworzył zestaw najważniejszych bardów na dworze władcy. Zazwyczaj powtarza się tu liczba trzydzieści, co odpowiada ilości filidów podlegającej ollavowi. Przyjmijmy jednak tą liczbę raczej za symbol, bądź wartość przeciętna, a nie ścisłą daną historyczną. Po podjęciu decyzji o stworzeniu tak potężnej satyry całego procesu już nie można było powstrzymać.

Anonimowy tekst irlandzki informuje nas, jak wyglądał cały obrzęd: „Poecie, któremu towarzyszy sześciu innych, mających szósty stopień poetycki, pozostaje udać się przed wschodem słońca na pagórek, gdzie zbiega się siedem terytoriów i skąd spogląda na krainę króla, którego chce wyszydzić, podczas gdy wszyscy zwracają się plecami do ciernistego krzewu na wierzchołku wzgórza, gdzie wieje północny wiatr, a każdy z nich ma w jednej ręce kamień, a w drugiej kolec z krzewu i wypowiada do obu jedną stanzę zwana laidh. Główny poeta wypowiada swą stanzę pierwszy, a po nim pozostali poeci śpiewają swoje chórem, przy czym każdy kładzie kamień i kolec u nasady krzewu. Te, jeśli poeci nie mają racji, pochłania powierzchnia wzgórza, natomiast, jeśli racji nie ma król, ziemia pochłania jego, jego żonę, dzieci, konia, broń, odzież i psa.” No cóż, jak widać, skutek satyry mógł być straszliwy, ale również można dostrzec dużą odpowiedzialność społeczności bardów, która powierzała glam dicent zbiorowemu rozsądkowi. Nawet jednak zbiorowy rozsądek nie zawsze bronił przed niesprawiedliwym oczernianiem niewinnego człowieka. Sytuację taka mamy w „Tain Bo Cuailnge”. Sprytna i bezwzględna Medb, pragnąc śmierci Cuchulainna nakłoniła do Ferdiada, by stanął do walki z bohaterem Ulsteru. Wszakże cały ból tej sytuacji polegał na tym, że Ferdiad był mlecznym bratem Cuchulainna, czyli kimś z najbliższej rodziny i absolutnie nie chciał się zgodzić na ten pojedynek. „Wówczas Medb wysłała do niego druidów i zaklinaczy, i zaczepnych satyryków, by zaczepili go w trzech czterowierszach i trzy rzucili zaklęcia, tak, by mu na twarzy trzy utworzyły się wrzody, gdyby nie przyszedł, a mianowicie Hańba, Wstyd i Wina. Ferdiad poszedł z nimi ze względu na cześć swoją, miał bowiem za lżejsze polec od oszczepów waleczności, sztuki bojowej, męskiej dzielności, niż paść od oszczepów satyry, pohańbienia i ośmieszenia.” A później rzeczywiście nastąpił trzydniowy bój między dwoma herosami i w końcu Ferdiad padł, a jego mleczny brat i zabójca w jednej osobie płakał nad zwłokami. Jak więc widać, satyra również przynosiła ze sobą śmierć, zapewne jednak, skoro decyzje podejmowano w takich sprawach kolegialnie, niesprawiedliwa satyra nie zdarzała się często.



Królowa Medb, ilustracja J. Leyendeckera

Zbiorowe podejmowanie decyzji nie dotyczyło jednak satyr niskich poziomów, może mniej dotkliwych, ale również nieprzyjemnych i bolesnych. Zwłaszcza w epoce późnego średniowiecza prawo do tworzenia satyr było przez wędrownych bardów nadużywane. Dochodziło wręcz do tego, iż gospodarze zaczynali się bać bardów. Stawiali im najlepsze dania, ugaszczali jak mogli nie tyle dla ich pieśni, co właśnie w strachu przed satyrą. A ponieważ zjawisko takiego bezczelnego wymuszania pod groźbą satyry stało się masowe, ludność, nie za bardzo mogąc bronić się przed złośliwą piosenką, powoli zmieniała swój stosunek do bardów. Wcześniej należeli do najmilej witanych gości, teraz zaczęli stawać się natrętami. Oczywiście nie wszyscy, ale ogólna pozycja poetów bardzo się obniżyła, a za tym poszło stopniowe ograniczenie w przywilejach, jakie do tej pory mieli. Dotyczy to głównie jednak wędrownych bardów, gdyż poeci nadworni zazwyczaj nie nadużywali swych uprawnień i wciąż cieszyli się wysokim szacunkiem i poważaniem. Ollav należał zresztą do najważniejszych na dworze osób obok króla i druida. Wiązało się to z wiarą w istotną rolę ollava w zapewnianiu kontaktu ludu uosabianego przez króla oraz natury.

Związek króla i jego głównego poety dla Celtów był niczym małżeństwo. Ich dobre wzajemne stosunki, zgoda, okazywanie sobie uczuć dla przeciętnego członka tuath oznaczało, że wszystko jest w porządku, że natura akceptuje działalność króla. Ollav miał wyjątkowe prawa w stosunku do władcy: mógł siadać przy nim, tulić się do niego, a nawet sypiać z nim. Oczywiście te czułości miały zupełnie inne znaczenie w społeczeństwie celtyckim, niż w naszym świecie. Tulenie się do piersi drugiego mężczyzny wcale nie oznaczało bliższego seksualnie związku pomiędzy nimi, lecz było jedynie wyrazem wzajemnej sympatii i uczuć braterskich lub synowskich. Niewątpliwie jednak te bliskie kontakty przeradzały się nieraz w związki homoseksualne, a raczej biseksualne, gdyż obcujący ze swoim ollavem król absolutnie nie musiał rezygnować z żon i konkubin. O związkach płciowych władców i poetów świadczą zachowane fragmenty wypowiedzi ollavów. Między innymi ollav Lughaidh O’Dalaigh mówił nad mogiłą swojego władcy: „Pozwól mi być w twym łożu jak dawniej, o książę na Boroimhu, nawet najwęższe łoże nie byłoby zbyt wąskie dla nas.” A Sean O’Cluain, ollav jednego z O’Connorów, po tym jak w gniewie uderzył króla pięścią, prosił: „O ty, o jasnych włosach, nie pozwól, byśmy dłużej pozostawali poza naszym łożem, nie pozwól, byśmy nie pili z tego samego pucharu. Jestem twoim kochankiem, towarzyszem twojej sypialni i to ja jestem tym, który trwa przy twoich jasnych ramionach.” Jednym słowem bliskość ... bardzo bliska, ale cóż ... czegóż się nie robi dla dobra królestwa? A przy tym, który król nie wybaczyłby człowiekowi opiewającego go w pieśniach. Popatrzmy na trzy poematy sławiące ludzi kolejno z VIII, IX oraz przełomu X i XI wieku.

Bran Berba
„Bran śniady, obrona zastępu, dziki najeźdźca;
sroga włócznia, sławna, silna dziedzicznie;
dziedzic mądrości, słońce wojowników, silny przypływ;
krwawy wilk, pies ze sfory, który nie czyni krzywdy.”

Fedlimid mac Crimthainn
„Fedlimid król,
dla którego było pracą jednego dnia
pozbawić Connacht króla bez bitwy
i zwalić Mide w gruzy.”

Mael Sechlainn II
„Maelu Sechlainn, nie jestes owocem
martwego drzewa, złupisz Rechru, tę
wesołą, silną wyspę.
Zastęp ostrych włóczni, ciężki i wyborny,
gniewny oszczep, niszczyciel z Tara na północy
.”

Takie wlaśnie heroiczne wiersze sławiące wielkich mężów są z najczęściej spotykanymi utworami w literaturze wczesnoirlandzkiej. Bard opiewał wojowników i bohaterów zarówno podczas ich życia, jak również po śmierci. W pieśniach zmarli stawali się ucieleśnieniem wszelakich cnót. Jednocześnie pieśni wyrażały ból z powodu ich odejścia i były forma oddawania hołdu. Poemat taki stworzył na przykład legendarny mistrz Feirceirtne specjalnie poświęcony zmarłemu Cu Roi. Biorąc pod uwagę, że owe teksty deklamowano lub śpiewano przed krewnymi zmarłego, była to również dla nich pochwała. Dobre drzewo genealogiczne należało w społeczeństwie celtyckim do istotnych składników własnej pozycji. Toteż bard sławiąc cześć zmarłego wojownika lub króla podnosił prestiż jego żyjących krewniaków, a zwłaszcza potomków. Popatrzmy na jeden z wierszy pochwalnych poświęconych leinsterskiemu królowi Mess Lemannowi z I (?) wieku n.e.:

Książę poszedł ku krajom umarłych,
szlachetny syn Setne;
spustoszył doliny Fomoire,
pokonując mnóstwo ludzi.
Ze szczytu Ailenn
Wytrzebił mocarzy tej ziemi,
Silny obrońca wielkich plemion,
Mes Delmann z Domnainn
.”

Nie zawsze to bard musiał bezpośrednio opłakiwać władcę lub wojownika. Niekiedy lament i płacz bywał wkładany w usta najbliższej rodziny zmarłego, bądź osoby go kochającej. Chyba najsłynniejszym takim fragmentem jest lament Derdriu po śmierci Noisiu z „Tain Bo Cuailnge

Milej wam było oglądać powroty zdobywców do Emain.
Szlachetniej stawiali kroki trzej dumni synowie Uisliu.
Noisiu niósł miody najlepsze – myłam go potem przy ogniu –
Ardan jelenia lub dzika, Anle pomagał w dźwiganiu.
Syn Ness dumny wojownik, miody pija najwyborniejsze.
ja nałykałam się jeszcze wyborniejszych: wezbranych mórz.
Skromny Noisiu sam zawsze szykował palenisko na leśnej darni,
słodszy od wszelkiej strawy był syn Uisliu, słodki jak miód.
Choć wam słodko brzmi muzyka fletnistów, albo trębaczy
przysięgam dziś: nie zapomnę, że znałam melodie słodsze.
...
Grób Noisiu już usypany i stoją w krąg żałobnicy.
Największy był to bohater. Trucizna czeka w pucharze.
Kochałam jego włos złoty i postać rosłą, jak drzewo,
Dziś – ani mi wypatrywać, ani czekać na syna Uisliu.
Kochałam skromnego mocarza, kochałam moc jego pragnienia,
Kochałam, gdy się ubierał o świcie na skraju lasu.
Kochałam ten błękit oczu, którym roztapiał kobiety
A mroził wrogów; kochałam jego śpiew po wędrówce przez bory.
Teraz nie śpię całymi nocami, nie maluję na czerwono paznokci.
Jakich gości mam witać, i po co? Mego Noisiu wśród nich nie będzie
.”

Jest to fragment bardzo osobistej, bardzo realnej rozpaczy. Zresztą bardowie często podejmowali tematy tragedii miłosnej.



Nioisiu i Derdriu, anonimowa ilustracja


Znanym przykładem jest lament Liadan (IX wiek). Dziewczyna wstąpiła do klasztoru, a za nią poszedł jej ukochany Cuirithir. Oddali się tam pod opiekę św. Cummine, ale mimo przyrzeczeń, nie potrafili opanować swojej namiętności. Dlatego też Cuirithir poszedł na wygnanie. Odtąd nie zobaczył już Liadan, która płakała:

Nieszczęsna, co uczyniłam!
Skrzywdziłam ukochanego.”

„Muzyka lasu brzmiała dla Curithira i dla mnie,
jak odgłos wzburzonego morza.”

„Nie ukrywam: on był ukochaniem mojego serca,
jeślibym nawet i kogoś innego kochała.
Płomień szalejący przetrawił to serce moje


Toż to cierpienia w stylu dziewiętnastowiecznych romantyków! Z drugiej jednakże strony zupełnie odmiennie jest pokazane realne życie i realna miłość. Nieco wcześniej został przedstawiony lament Derdriu nad zwłokami Noisiu. A zobaczmy teraz, jak się poznali. Proza życia najczystszej wody, i to proza, można powiedzieć, dość dosadna. Oto Derdriu ujrzała raz zimą, gdy ojciec jej obdzierał ze skóry cielę. Obok kruk stał na śniegu przy kapiącej krwi. Barwy te tak przemówiły jej do wyobraźni, iż rzekła, że piękny byłby mąż, który miałby „włosy, jak kruk, lica, jak krew, ciało, jak śnieg”. Gdy powiedziano jej, iż blisko taki ktoś się znajduje odrzekła, ze musi go ujrzeć. Tak więc zobaczyła raz syna Uisliu na wałach twierdzy. Wyszła więc ku niemu, jakby go chciała ominąć, a on widząc piękną dziewczynę przechodzącą tuż obok rzekł: „Piękna jest jałówka, która mnie wymija.” Odparła na to: „Jałówki muszą wysoko rosnąć tam, gdzie nie ma byków.” „Ale masz przed sobą głównego byka krainy, króla Ulaid” odpowiedział Noisiu, lecz dziewczyna mu odrzekła „Chciałabym wybierać między wami i wziąć takiego młodego byka, jak ty.”

Tak wielka różnica pomiędzy jednym ujęciem a drugim wynika stąd, że bardowie pokazywali często normalne, prozaiczne życie dumnych i twardych, ale przy czym mało wyrafinowanych ludzi. Kiedy jednak chcieli, właśnie to proste życie potrafili swoją poezją podnieść do rangi dramatu. Do tego celu miało między innymi służyć wyolbrzymianie. Popatrzmy na „Tain Bo Cuailnge”. Cała wyprawa ma na celu grabież JEDNEGO byka. I jaka armia z Connachtu się wybiera w tym celu do Ulsteru? Ano parędziesiąt tysięcy ludzi. Poeci tworzący „Tain Bo Cuailnge” pragnęli nadać wartość wyprawie, która prawdopodobnie w rzeczywistości polegała na kradzieży kilku krów przez tuzin pastuchów z innej fine. Popatrzmy na samego Cuchulainna i innych bohaterów staroirlandzkich poematów. Większości z nich bardowie nadają cechy niemal nadludzkie, a jeżeli mówi się o tragedii na przykład Derdriu, to jest ona wprost nie do zniesienia i w przypadku przytoczonego przykładu kończy się samobójczą śmiercią głównej bohaterki. A przy tym wszyscy bohaterowie to istoty z temperamentem, nieograniczone i w miłości i w gniewie. Dopiero nadejście epoki literatury chrześcijańskiej zmieni ten schemat.
Autor artykułu
Kelly's Avatar
Zarejestrowany: Aug 2007
Posty: 2 794
Reputacja: 1
Kelly ma wyłączoną reputację

Oceny użytkowników
Język
100%100%100%
5
Spójność
100%100%100%
5
Kreatywność
100%100%100%
5
Przekaz
100%100%100%
5
Wrażenie Ogólne
100%100%100%
5
Głosów: 1, średnia: 100%

Narzędzia artykułu

komentarz



Zasady Pisania Postów
You may Nie post new articles
You may Nie post comments
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 15:38.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site
artykuły rpg

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172