Bohater I Magnus Arkoln był prostym człowiekiem, prostym strażnikiem. Jego życie nie odbiegało od norm. Raz nadzorował więźniów w lochach, innym razem rozwiązywał zagadkę tajemniczego morderstwa karczmarza. Jedyna rzecz, którą się wyróżniał, to jego niesamowite umiejętności walki wręcz. Zwyciężył w niejednym z turniejów, raz nawet pokonał cesarskiego czempiona. Wielu radziło mu, by wspinał się po szczeblach kariery fechtmistrza, ale nieśmiałość i podchodzenie do wszystkiego z dystansem zdyskwalifikowało go.
Magnus był wysokim, postawnym mężczyzną. Miał długie, blond włosy i bródkę zapuszczoną do do klatki piersiowej. Zawsze chodził ze stalowym napierśnikiem i nagolennikami, resztę ciała pokrywała kolczuga. Na głowie spoczywał hełm z potrójnie hartowanej stali - nagroda w jednym z turniejów. Walczył mieczem półtorakiem, osłaniał się wielką tarczą z drewna, skóry i stali. Była ciężka, ale raz nawet odbił nią cios trolla.
Jego patrole nie należały do najciekawszych. Jeden jedyny raz wysłano go na patrol w góry, z którego wrócił po dwóch tygodniach ledwo żywy. Napadła go grupa orków. Wytłukł ich wszystkich, ale odniósł ciężkie rany. To właśnie w tamtej rzezi zdobył wstrętną bliznę na twarzy. Zaczynała się ona na czole, przechodziła przez nos prawie dzieląc go na pół, następnie przez usta i kończyła się na brodzie. Pamiątka bo pojedynku z czempionem orków, trzymetrowym Ogrharghusem. Perfekcyjnie wymierzony cios toporem mało nie zabił Magnusa na miejscu. O tak, orkowie to potężne istoty - pomyślał Magnus, kierując się w stronę lasu. Dzisiaj miał sprawdzić, czy w lesie nic się nie czai. Paru drwali wróciło ostatnio śmiertelnie przerażonych. Nie byli w stanie wykrztusić z siebie ani słowa.
Minął dom sławnego Marbusa Oflika, lokalnego kowala. Uśmiechnął się na myśl, że to wykonana przez niego tarcza tyle razy uchroniła go przed śmiercią. Błyszcząca w nikłym acz upiornym świetle Morrslieba, poobijana w niezliczonej ilości miejsc... Wspaniała. Magnus obrócił ją do siebie. Teraz dokładnie widział to, co znajdowało się za nim. Podziwiał ją kilka minut. Z tej zadumy rozbudził go dziwny widok. Zielona poświata odbijana przez tarczę zamrugała jak płomień poruszony wiatrem. Po chwili zobaczył ruch. Z rykiem wyjął miecz i jednocześnie obrócił się uderzając nim. Coś, co znajdowało się zanim, odskoczyło. Poczuł piekący pól na policzku, w miejscu, gdzie osłona hełmu była najsłabsza. Po chwili poczuł mocne uderzenie na wysokości brzucha. Na szczęście cios nie przebił zbroi. Magnus ciął nisko. Siła uderzenia rzuciła przeciwnika na ścianę domu kowala. Ponownie się zamachnął, ale poczuł straszny ból ręki, i puścił broń. Miecz uderzył w ścianę. Potwór rzucił się w jego kierunku unosząc rękę. Nagle jednak wyprostował się i zaryczał, a Magnus zobaczył czerwone oczy, pysk jak u wilka, długie uszy, ociekające krwią zęby... Chwilę później usłyszał huk wystrzału, i potwora zniosło dwa metry dalej. Wykorzystując sytuację, strażnik podniósł swój niezawodny miecz, i uderzył wroga. Ten uchylił się, i ruszył w kierunku lasu. Magnus zauważył, że jego nogi były wpół zgięte. Zobaczył także ogon.
- Ej, Magnus, w porządku? Nic ci nie zrobiła ta cholera?
- Luz, jest w porządku. Nic mi nie zrobił.
- Co to mogło być? Poruszał się jak stary Orflik.
- Nie wiem, w życiu czegoś takiego nie spotkałem.
Po chwili ruszył w kierunku lasu przyrzekając sobie, że następnym razem rozszarpie tego potwora na strzępy.
- Gdzie lecisz? Może przyda ci się muszkieter?
- Tak, możesz ze mną iść.
Zawsze przyda się ktoś, kto wpakuje kulę w łeb wrogowi, zanim miecz rozszarpie go wpół.
Po chwili dobiegł do niego Andreas Boras, jeden z muszkieterów. W pogotowiu trzymał długi, półtorametrowy muszkiet z trzydziestocentymetrowym bagnetem. Przy pasie zaczepiony miał krótki miecz.
- Może powinniśmy się rozdzielić - zaproponował Magnus
- Zwariowałeś? Zesram się a tamto coś mnie zamorduje, albo odwrotnie. Lepiej trzymajmy się razem. Nie sądzę, żebyśmy go dzisiaj znaleźli, ale... AAAAAA!
W chwili, gdy Magnus przekroczył połowę niewielkiego, leśnego oczka wodnego Andreas wrzasnął z przerażenia. Ponad nim, na drzewie jakieś pięć metrów nad ziemią znajdował się potwór ze wsi. Andreas natychmiast oddał strzał, a Magnus usłyszał huk pocisku wbijającego się w drzewo, i został obsypany korą. Natychmiast spojrzał na drzewo, na którym stał przeciwnik. Było wysokie, ale cienkie... Może się udać. Ryknął ile sił w płucach, napiął mięśnie i uderzył mieczem w drzewo. Ostrze przeszło przez drzewo jak przez masło, a potwór wpadł do wody. Sytuacja Magnusa nie była najlepsza. Woda krępowała jego ruchy, a potwór był wysoki i chudy, a na dodatek nie miał ciężkiego jak diabli miecza. Jednak nie ruszył w kierunku Magnusa.
- Andreas uważaj!
Jednak było już za późno. Zajęty przełądowywaniem młodzieniec krzyknął coś niezrozumiałego i wpadł na drzewo. Wyciągnął miecz i ruszył na wilkołaka krzycząc już wyraźnie "Śmierć!". Ostrze nawet nie drasnęło potwora, ale pazury wilkołaka dosięgnęły Andreasa. Krew trysnęła, , fragmenty twarzy poleciały w las. Reszta ciała z połową czaszki upadła na ziemię.
Z nieziemskim wrzaskiem i wielkim impetem Magnus wpadł na wroga. Wilkołak był jednak silniejszy. Padli na ziemię, Magnus na dole, przeciwnik an górze. Uderzył go głową w twarz. Po chwili zaczął uderzać pięściami. Wróg w odwecie trzasnął go łapą w twarz, nie czyniąc jednak za dużych obrażeń. Przecież on jest chudy - pomyślał Magnus. Chwycił go za boki, i podniósł wysoko, po czym cisnął w ciemność. Potwór poleciał dobre trzy metry, dając Magnusowi czas na podniesienie muszkietu Andreasa. Poczuł szarpnięcie, broń uniosła się do góry, a przeciwnik poleciał następne dwa metry dalej. Dzielny strażnik wykrzyczał zawołanie wojenne Imperium i ruszł na wilkołaka. Ten ryknął, i rzucił się na Magnusa. Wpadli na siebie niczym dwa zwierzęta walczące o przywództwo nad resztą. Magnus poczuł jak jego miecz przebija tors wilkołaka, a jego łapa wbija się w gardło Magnusa. Strażnik wyciągnął miecz, i wbił go w głowę wilkołaka wrzeszcząc "Za Andreasa!". Po chwili obciął mu głowę· Upadł na kolana, łapiąc się za głowę. Po chwili przewrócił się, chrypiąc cicho. Głęboka rana w gardle rzęziła przeraźliwie. Ostatnie co pamięta to jasne światło, niewyraźny głos, przerażone głosy...
Ciąg dalszy nastąpi :P
Proszę o subiektywne opinie tego króciutkiego opowiadanka. Mam zamiar napisać jeszcze 2 i 3 część (będą dużo dłuższe). | Autor artykułu | | Banned Zarejestrowany: Dec 2007
Posty: 179
Reputacja: 1 | |
Oceny użytkowników | | Brak ocen. Dodaj komentarz aby ocenić. | | | | |
Narzędzia artykułu | | | | |