Jedzenie jest podstawą życia związaną z wieloma przysłowiami i powiedzeniami np. "Jedz po to by żyć, a nie żyj po to by jeść" albo "Wiem tyle co zjem". Istnieje tyle rodzajów jedzenia, co sposobów jego wkładania do ust. Można to robić widelcem, łyżką, pałeczkami, rękami, zdarzały się nawet przypadki jedzenia stopą. Najczęściej jednak mówimy tradycyjnym siadaniu przy stole i machaniu widelcem. Jednak czy to co jemy, naprawdę można nazwać jedzeniem?
Nie zawsze to co wkładamy do buzi możemy nazwać jedzeniem. Weźmy przykład restauracji fast food McDonald's. Weźmy ich "Pikantny Kurczakburger". Ogórek, kawałek "mięsa" i zdecydowanie za duża ilość sosu, która powoduje wprowadzenie do nazwy elementu "pikantny". Czy fast food, gdzie większą część kanapki stanowią różnego rodzaju i jeszcze różniejszego pochodzenia mięsa, zasługują na szlachetną nazwę żywności? Przytoczę tutaj naukową definicję żywności:
"Żywność - produkty spożywcze służące do pożywiania się człowieka. (por. jedzenie) Żywność można podzielić na dwa rodzaje:
* żywność nieprzetworzona - przeznaczona do bezpośredniego spożycia w postaci naturalnej, np. warzywa, owoce, zioła, itp.
* żywność przetworzona - najczęściej konserwowana i w postaci nienaturalnej , np. konserwy, dżemy, przetwory, etc. " (
http://pl.wikipedia.org)
Do której z kategorii zalicza się fast food z rzeczonym wcześniej "Pikantnym Kurczakburgerem". Żywność nieprzetworzona? Warzywa... tyle co ogórki, jakaś kapusta w rozmaitych hamburgerach rozmaitych, przydrożnych barach. Jednak co to za warzywa? Kilkutygodniowe, przechowywane w warunkach godnych pożałowania, smażone w zjełczałym tłuszczu, czasami gotowane w wodzie... nie powiem skąd.
Żywność przetworzona. Czy to "mięso" można zaliczyć do tej kategorii? Bardziej pasuje do tego określenie przetworzona do przesady. Dodajmy do tego sos, który podobno jest zdrowy i smaczny. Smaczny? Bez przesady. Raz za ostry, raz za łagodny, a czasami w ogóle nie powinno go tam być. Musztarda? Co to za musztarda, którą produkuje się brudnych budynkach, przy użyciu brudnych narzędzi. Dorzućmy do tego ketchup. Teoretycznie ketchup to sos pomidorowy. Jednak sprzeczałbym się, czy tylko pomidory znajdują się w tej przyprawie.
Teraz poruszmy kwestię świeżości podawanych nam potraw. Wypróbujmy nadmorską smażalnię ryb, na plaży, przy morzu. Wydaje się, że ryby prosto z morza, świeże, a smażone przez wąsatego "Kurta Schellera" (jeżeli źle zapisane nazwisko to przepraszam, nie wiem jak się je pisze), to pewnie doskonale doprawione, odpowiednio długo smażone. Palce lizać! Zastanówmy się jednak, co takiego dostajemy za z trudem zarobione pieniądze.
Ryba - z doświadczenia wiem, że 40% smażalni serwuje świeżą, dobrą rybę. Reszta to ryby w wieku od dwóch tygodni do nawet dwóch miesięcy, w zależności od pory roku. Zapewniam, że dwumiesięczna ryba nie jest smaczna, a już na pewno nie jest zdrowa.
Frytki - tylko z wyglądu je przypominają. Jeżeli komuś się wydaje, że smażone kartofle to już frytki, to niech się nie przeliczy. Bo to, co podaje znaczna część barów nie zasługuje na to miano.
Nie lepiej sytuacja przedstawia się ze zwykłym mięsem. Czy wiecie, że w 2004 roku we Francji podano człowiekowi:
Shake waniliowy duży. Po zbadaniu w napoju wykryto 5 rodzajów spermy.
Hamburger ze śliną dwóch z pracowników oraz piaskiem z butów jednego.
A w barach podają nam spleśniałe kotlety, gofry z nieświeżą bitą śmietaną, stare truskawki.
Jeżeli po przeczytaniu tego artykułu przestaniesz odwiedzać bary i fast foody, pogratuluję Ci rozwagi. Nie ma nic gorszego niż jedzenie tego, co przedstawiłem wyżej.
Proszę o komentarze.
Smacznego!