Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 11-02-2024, 20:21   #1
 
Quantum's Avatar
 
Reputacja: 1 Quantum ma wspaniałą reputacjęQuantum ma wspaniałą reputacjęQuantum ma wspaniałą reputacjęQuantum ma wspaniałą reputacjęQuantum ma wspaniałą reputacjęQuantum ma wspaniałą reputacjęQuantum ma wspaniałą reputacjęQuantum ma wspaniałą reputacjęQuantum ma wspaniałą reputacjęQuantum ma wspaniałą reputacjęQuantum ma wspaniałą reputację
[D&D 5e, Golarion] Kosa Przemytnika


Do Eleder, stolicy Sargavy, niegdyś klejnotu w koronie Imperium Cheliax płynęli albo kompletni szaleńcy albo ci, którzy roztaczali przed sobą wizję szybkiego bogactwa. Często jedno nie wykluczało drugiego. Kapitan Alizandru Kovack od ponad dwudziestu lat przewoził takich ludzi na pokładzie swego szkunera Jenivere, płynąc z Magnimaru aż do Eleder i z powrotem. Piątka bohaterów tej opowieści znalazła się na statku z różnych powodów i różne powody przyświecały im jeśli chodziło o cel tej podróży. Jedno było pewne - wyruszyli w najdziwniejszą i najniebezpieczniejszą przygodę swojego życia.

Szybko w oczy rzuciło im się kilku charakterystycznych pasażerów szkunera - wyniosła i potrafiąca dać w zęby wojowniczka Aerys Mavato, wstydliwa uczona Ieana spędzająca większość czasu nad przeróżnymi księgami albo w kajucie kapitana, czy pochodzący z cesarstwa Tian cichy Ishirou, nie rozstający się z pięknie wykonaną kataną. Była też ognistowłosa, temperamentna Sasha oraz więziony na statku Jask Derindi, który pomimo swojego położenia wydawał się być całkiem optymistycznie nastawiony do życia. Z tym ostatnim zresztą kapitan Kovack zakazał kontaktów, a wśród załogi krążyły na ten temat przeróżne plotki, czasami wykluczające się nawzajem.

Kapitan trzymał swoich ludzi na krótkiej smyczy, ale niejednokrotnie widzieliście, jak pierwszy mat Alton Devers odpuszczał im, gdy mógł, oczywiście gdy na horyzoncie nie było Kovacka. Zresztą, kilka razy zdarzyło się być wam świadkami tego, że ścierał się słownie z kapitanem, choć aby nie robić niepotrzebnego zamieszania, obaj mężczyźni przechodzili zwykle wtedy do kajuty kapitańskiej i tam kontynuowali swoje dyskusje. A Jenivere z każdym kolejnym dniem zbliżał się do wyznaczonego celu. Przez ponad siedemdziesiąt dni podróży, zaledwie trzy razy musieliście odpierać ataki piratów, którzy mieli chrapkę na towar i inne dobra przewożone przez szkuner, więc rejs mijał względnie spokojnie.

Kilkanaście dni przed dotarciem do Eleder, kapitan postanowił uczcić kolejny udany, spokojny rejs wystawną kolacją. Okrętowy kuk Rambar, który właściwie nigdy nie rozstawał się z butelką rumu przyrządził dwa gary gulaszu z rozpływającym się w ustach mięsem, do tego doszło trzymane do tej pory w zamknięciu szlachetne wino i oczywiście rum. W końcu można było naprawdę dobrze zjeść i poczuć namiastkę tego, co czekało was w tawernach Eleder. Potrawa smakowała wybornie, wszyscy zajadali się, jakby to był pierwszy posiłek podany od dawna. Dopiero pod koniec wieczerzy zorientowaliście się, że coś jest nie tak. Najpierw przyszły uderzenia gorąca a nagły, przeszywający na wskroś ból w trzewiach i obraz wirujący przed oczami zapowiadał najgorsze. Przyspieszone bicie serca, suchość w ustach, brak czucia własnych dłoni. Ciało odmawiające posłuszeństwa, choć umysł próbował narzucić mu swoją wolę. I ten paskudny ból brzucha, jakby coś próbowało wydostać się na zewnątrz przez wasz żołądek. Kilka uchwyconych migawek z rzeczywistości, nim odcięło wam świadomość.

A potem była bezdenna ciemność...

* * *




Dzień pierwszy

Ocknęliście się niemal w tej samej chwili, a świadomość rozmazywała się, tak jak i obraz przed oczami, gdy je otworzyliście. Ostre, słoneczne światło wdarło się pod powieki, powodując jeszcze potężniejszy ból głowy. Jednolity, miarowy szum fal kontrastował ze skrzeczącymi niczym dzieci mewami, a ciepły piasek zalegał w ustach i nozdrzach. Próbowaliście się podnieść, ale kręciło się wam w głowach, a w żołądkach czuliście napięcie, jakbyście za moment mieli zwrócić całą jego zawartość. Próbując dojść do siebie staraliście się jakoś uporządkować zdarzenia. Nic nie trzymało się kupy. Ostatnim, co pamiętaliście, była kolacja na pokładzie Jenivere, a potem palący ból brzucha. Podejrzane zachowanie załogi, przemoc, okrzyki, bijatykę... widzieliście bosmana Deversa rzucającego się na kapitana Kovacka w morderczym szale, uczoną Ieanę rozbijającą butelkę po winie na głowie pierwszego mata. Ishirou walczącego z marynarzami, Aerys rozdającą ciosy na prawo i lewo, Sashę wywracającą jeden ze stołów. Szaleństwo! Jakby wszyscy nagle postradali zmysły... Te sytuacje zdawały się powracać urywkami, niczym nierealny, mglisty obraz, a wysoka temperatura i nagrzane powietrze nie poprawiały waszego samopoczucia.

Szybko zdaliście sobie sprawę, że zostaliście wyciągnięci z wody, świadczyły o tym ślady na piasku. Oprócz was na plaży znajdowało się kilka innych, nieprzytomnych osób. Na tyle, na ile pozwalał ból głowy i paskudne uczucie w żołądku, rozejrzeliście się nieco bardziej. W oddali, tuż za linią złocistej plaży i niewielkim, kamiennym wzniesieniem ujrzeliście poruszane ciepłym wiatrem palmy i ścianę gęstego, zielonego tropikalnego lasu wyraźnie odcinającego się na tle błękitnego nieba. Morze zamykało zatoczkę i ląd jak okiem sięgnąć, zatem szybko doszło do was, że musicie znajdować się na jakiejś wyspie. Kilkanaście metrów w głąb morza, na północny zachód od miejsca, w którym się znajdowaliście, dojrzeliście też Jenivere - szkuner zatrzymał się na szpalerze wyrastających spod fal skał i nie wyglądało na to, by miał jeszcze kiedykolwiek gdzieś popłynąć. Nie to jednak było teraz waszym największym zmartwieniem.


Ciszę przeciął bowiem kobiecy krzyk, a gdy oszołomieni zerknęliście w stronę, z której nadszedł, ujrzeliście Aerys Mavato leżącą naprzeciw egzotycznego stwora, który wielkością przypominał dorosłego psa a długością wysokiego człowieka. Bestia właśnie dobierała się do jej stopy swymi pstrymi nogogłaszczkami. Podczas rejsu czasami słyszeliście od załogi o wielkorakach, które czasami wychodziły na ląd, by polować, jednak dopiero teraz mieliście okazję spotkać się z nimi oko w oko i przekonać na własnej skórze, że opowieści o tych stworach nie były fikcją. Na brzeg wypełzły kolejne trzy duże okazy, zbliżając się do Dae, Vigo i Hagry niebezpiecznie szybko.
 
Quantum jest offline  
Stary 12-02-2024, 15:24   #2
 
Mroku's Avatar
 
Reputacja: 1 Mroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputacjęMroku ma wspaniałą reputację
Wypływając w podróż do Eleder przyświecała mu tylko jedna myśl: wrócić do Magnimaru jako przebogaty człowiek, który na wszystko zapracował sobie sam. Pokazać ojcu, że nie jest słabeuszem i że nie musi się za niego wstydzić. Pokazać mu, że jest tak samo wart jego szacunku jak dwaj starsi bracia, którzy poszli w jego ślady i zostali rycerzami. Postanowienie było mocne, zwłaszcza, że młody adept sztuk magicznych naczytał się wiele o starożytnych ruinach Sargavy i kryjących się w nich wielkich skarbach, jednak w czasie rejsu coraz częściej wątpił, czy ta podyktowana chęcią udowodnienia czegoś osobie, dla której nie był wiele warty miała w ogóle sens. Podczas podróży dał się poznać jako raczej cichy, spokojny człowiek starający się nie wchodzić nikomu w drogę. Większość czasu spędzał w swojej kajucie, a gdy już przechadzał się po pokładzie, by zaczerpnąć świeżego powietrza, zwykle albo siedział na schodach prowadzących na pokład rufowy i czytał jakąś książkę, albo bywał zamyślony a jego wyraz twarzy przypominał grymas, jakby coś go cały czas bolało. Czasami spędzał czas z Dae i bardzo lubił rozmowy z błękitnoskórym kapłanem.

Na tle załogi i innych podróżnych wyróżniał się na pewno swoją fizjonomią, gdyż był wysoki i bardzo szczupły, nie posiadając właściwie żadnych wykształconych wysiłkiem mięśni. Nad nieco zniewieściałą twarzą powiewała burza blond włosów, które nigdy nie dawały się ułożyć tak, jakby Maddox sobie tego życzył. Po pokładzie szwendał się głównie w wygodnych spodniach, wysokich butach, białej koszuli i kubraku. Podczas kilkukrotnych ataków piratów dał też świadectwo, że do zbyt odważnych to on nie należy, gdyż w czasie walk chował się pod pokładem i czekał, aż załoga oraz ci, co chcieli ich wesprzeć poradzą sobie z problemem. W czasie rozmów, gdy zauważył, że rozmówca go akceptuje, otwierał się nieco i dało się zauważyć, że jest inteligentny i ma jakieś poczucie humoru. Oprócz tego był bardzo nieśmiały wobec kobiet - do Aerys i Sashy się nie zbliżał, czując przytłoczonym ich osobowością. Z Ishirou zamienił kilka zdań, głównie na temat miejsca, z którego wywodził się Tianczyk a z Hagrą rozmawiał ostrożnie, starając się nie urazić niczym półorczycy, choć ta wydawała się być całkiem przyjazna. Jaska widział jedynie przelotnie, gdyż zastosował się do polecenia kapitana, by nie zbliżać się do więźnia. Nie lubił angażować się w żadne spory, a gdy należało wyrazić własne zdanie, przychodziło mu to z trudem.

Po siedemdziesięciu dniach podróży kapitan Kovack stwierdził, że przyszedł czas na uroczystą kolację w gronie załogi i pasażerów, więc Vigo stawił się w jadalni jako jeden z pierwszych, bo nie lubił, gdy przychodził później a wszyscy się na niego dziwnie patrzyli. Gulaszem przygotowanym przez pana Turillo zajadał się z największą przyjemnością - kucharz, choć przesadzał wyraźnie z alkoholem, wciąż miał fach w rękach. Nie nacieszył się posiłkiem zbyt długo, gdyż poczuł, jak zalewa go fala nieopisanego gorąca, następnie jego żołądek ścisnął niewyobrażalny ból. Obraz przed oczami zaczął się zamazywać i gdziekolwiek czarodziej spojrzał, widział rozlane smugi. Podniósł się raban, ktoś tłukł butelki, większość zebranych w jadalni krzyczała. Vigo czuł, że zaraz zwymiotuje, ale jakimś cudem tego nie zrobił. Z każdą chwilą robił się coraz słabszy, a gdy jedna z butelek rozbiła się centymetry obok jego głowy, postanowił resztką sił wejść pod stół, przy którym siedział. Ledwo się tam znalazł, gdy na jego świadomość spadła kurtyna ciemności.


Pierwsze, co poczuł, gdy wrócił do przytomnych, to paskudny ból głowy, nudności i ciepły piasek w ustach. Czuł się tak, jakby wypił za dużo alkoholu, który zresztą nigdy mu nie służył. Syknął z bólu, poruszając kończynami i zmrużył oczy, gdy słońce uderzyło jego zmysły z całą intensywnością. Przez dłuższą chwilę nie wiedział, gdzie jest, rozglądał się pauzami, jakby trawiąc to wszystko w nie do końca przebudzonym umyśle. Nie uspokajał go nawet miarowy szum fal i skrzek mew. Ostatnie, co pamiętał, to kolacja zorganizowana przez kapitana, a potem poczuł się źle. Wybuchła jakaś wielka bijatyka. Schował się pod stołem. A potem stracił przytomność. Żołądek wciąż go pobolewał przy każdym ruchu, ale to i tak było nic w porównaniu z tym, jak dawała mu w kość głowa. Co się w ogóle stało? Nie mógł na razie złożyć tego do kupy. Wiedział tylko, że obudził się wraz z innymi na jakiejś plaży.

Próbował zebrać się w sobie, gdy leżąca obok niego Aerys Mavato krzyknęła tak, że Vigo znów syknął z bólu. Odwrócił się w jej stronę i dostrzegł jakiegoś wielkiego, dziwnego raka, który zaatakował nogę kobiety. Strach i idący za tym zastrzyk adrenaliny w moment orzeźwiły zmysły młodego czarodzieja. Jak zwykle wahał się zbyt długo, by zareagować, a kolejny z przerośniętych stworów był już przy nim i próbował chwycić go za nogę. Vigo krzyknął, odruchowo podskakując na piasku, dzięki czemu atak tamtego nie powiódł się. Po swojej prawicy dostrzegł nieopodal Hagrę i wycofując się - nomen omen - rakiem, szorował tyłkiem po piasku, byle znaleźć się za plecami ogromnej półorczycy. Tam było bezpieczeństwo! Gdyby widzieli go teraz jego bracia, mieliby z niego niezły ubaw na kilka miesięcy.

Ukrywanie się za wojowniczką nie trwało jednak długo, gdyż ta ruszyła, by pozbyć się skorupiaka, który zaatakował czarodzieja a Vigo patrzył tylko oniemiały, jak szybko się z nim uporała. Aerys też poradziła sobie ze swoim przeciwnikiem pięknym dźgnięciem sztyletem w paszczę. Na Abadara, jak on by chciał być taki silny i odważny! Minęło kolejnych kilka sekund, nim chłopak zebrał się w sobie i wstał na równe nogi, ściskając w prawej dłoni swój wisior, dzięki któremu mógł przywołać i kierować magiczną energią. W końcu otrząsnął się na tyle, by również zaatakować jednego ze skorupiaków.
- Ignis fulmine! - Krzyknął, wyciągając przed siebie lewą rękę, z której wystrzelił ognisty pocisk.

Trafił, co przyniosło mu wewnętrzne uczucie ulgi i zadowolenia z siebie. Rakowaty wydał z siebie bolesny jęk, gdy płomienie objęły jego łeb i kawałek cielska za nim, po czym zadygotał i padł martwy. Gdy nie został już nikt z kim trzeba było walczyć, musiał dać upust zbierającym się w jego głowie myślom. Inaczej czuł, że zaraz zwariuje.
- C-co się w ogóle stało? - Zapytał, rozkładając ręce. - Gdzie my jesteśmy? I dlaczego Jenivere jest rozbite na skałach? - Wskazał palcem okręt. - Gdzie jest załoga? Co się wydarzyło ostatniej nocy? - Przejechał nerwowo dłońmi po zmierzwionych blond włosach. Glowa wciąż pulsowała tępym bólem. - Ktoś zatruł nam jedzenie? Bo pamiętam, że źle się poczułem, a potem nic, pustka. I nagle obudziłem się tutaj, z wami. To jakiś koszmar! - Czuł, jak narasta w nim panika. - Miałem płynąć do Eleder, a nie wylądować… gdzieś…

Rozejrzał się. Wszędzie tropikalny las, piasek i woda. Nagle coś mu się przypomniało.
- Moje rzeczy. Moja księga. Muszę odnaleźć moje rzeczy - powiedział i ruszył w stronę wraku szkunera. Jeszcze nie wiedział, jak dostanie się na pokład, ale musiał chociaż poszukać swojego ekwipunku.
Mijając błękitnoskórego kapłana uklęknął przy nim i spojrzał na jego rozciętą nogę.
- Potrzebujesz pomocy z tym rozcięciem, Dae? - Przeniósł na niego spojrzenie, zdobywając się na coś w rodzaju lekkiego uśmiechu. Choć do śmiechu to mu wcale nie było.
 
Mroku jest offline  
Stary 13-02-2024, 10:10   #3
 
Layla's Avatar
 
Reputacja: 1 Layla ma wspaniałą reputacjęLayla ma wspaniałą reputacjęLayla ma wspaniałą reputacjęLayla ma wspaniałą reputacjęLayla ma wspaniałą reputacjęLayla ma wspaniałą reputacjęLayla ma wspaniałą reputacjęLayla ma wspaniałą reputacjęLayla ma wspaniałą reputacjęLayla ma wspaniałą reputacjęLayla ma wspaniałą reputację
Przez większą część rejsu do Sargavy nudziła się i przez tę nudę zdążyła wymyślić tysiąc sposobów, jak zemścić się na tym jebanym psubracie, który wystawił ją władzom Riddleportu, żeby tylko ocalić swoje tchórzliwe dupsko. Na jego nieszczęście Hagra nie była miękkim chujem robiona i potrafiła o siebie zadbać w przeróżnych sytuacjach. Dlatego też znajdowała się teraz w drodze do Eleder po zemstę. I prędzej, czy później Drugon Mareyn i jego ludzie przekonają się, co znaczy rozgniewać Hagrę z plemienia Przeklętego Topora.

Dla pasażerów i załogi Jenivere była uprzejma, o ile nie wyczuła, że ktoś ma z nią jakiś problem. Tak jak Aerys Mavato, która najwyraźniej uważała się za lepszą od innych. Szkuner na szczęście był duży i nie musiała oglądać jej gęby, choć złapała się na tym, że w innych okolicznościach nauczyła by ją, jak traktować nowo poznanych ludzi i nieludzi. Prawdziwą radość czuła, gdy dni bezbarwnego rejsu umilały jej walki z piratami, którzy postanowili zaatakować Jenivere. Wtedy pokazywała, że ze swoim ogromnym toporzyskiem tworzy jedność a zajadłości i umiejętności bojowych jej nie brakuje. Dzika furia, jaką pokazywała w czasie starć kontrastowała z jako takim obyciem i spokojem, jaki prezentowała w sielankowych momentach morskiej podróży.

Półorczyca robiła wrażenie swoją fizjonomią. Wysoka na ponad sto osiemdziesiąt centymetrów, zbudowana była praktycznie z samych poznaczonych mniejszymi i większymi bliznami mięśni, które dumnie eksponowała nie nosząc żadnego pancerza. Jej odzienie stanowiły jedynie obcisłe, skórzane spodnie, buty pod kolano na płaskiej podeszwie i podbijany skórą top zasłaniający biust. Dwa wyrośnięte, dolne kły wystające spod dolnej wargi i niemal zawsze zmarszczone brwi dodawały jej obliczu ponurego obrazu. Z dwuręcznym, wielkim toporem niemal się nie rozstawała, choć niektórzy w czasie podróży mogli widzieć, że posiadała jeszcze parę sztuk innej broni. Pomimo swojej potężnej budowy poruszała się całkiem zwinnie, co musiało być wynikiem lat ćwiczeń albo dobrych genów.

Na kolacji zorganizowanej przez Kovacka pojawiła się w dobrym nastroju, bo oprócz walki jej drugą pasją było właśnie jedzenie. Dobre jedzenie. A kuk Turillo chociaż chlał na umór to robił naprawdę porządne żarcie. I tak było też tym razem, choć po kilku łyżkach gulaszu Hagra zaczęła czuć się dziwnie. Najpierw oblały ją zimne poty, potem poczuła ból w żołądku, jakiego w życiu nie doświadczyła. Załoga i reszta też zaczęła zachowywać się dziwnie - rzucali się sobie do gardeł niczym dzikie psy. Półorczyca próbowała wstać, ale zawroty głowy szybko sprowadziły ją z powrotem na siedzisko. Wszystko przed oczami wirowało, gdy odwróciła się tam, gdzie stał kuk.

- Ty psi synu! Zatrułeś… - rzuciła gniewnie, starając się podnieść. Miała zamiar skręcić Turillo kark gołymi rękami za to, co zrobił.

Mięśnie odmawiały posłuszeństwa, ale gdy w końcu udało jej się zebrać na równe nogi, poczuła narastającą senność, której nie była w stanie opanować i runęła w bezkresną nicość.


Jednostajny szum fal był pierwszym, co usłyszała, gdy się ocknęła. Łeb bolał, w brzuchu czuła nieprzyjemne kłucie, ale przynajmniej żyła. Wypluła z obrzydzeniem zalegający w ustach piasek i podniosła się, obrzucając zmrużonym okiem okolicę. Wszędzie plaża i palmy. Co, do kurwy? Była na jakiejś wyspie wraz z innymi pasażerami Jenivere, którzy najwyraźniej czuli się tak samo, jak ona. Wtedy przypomniała jej się kolacja z załogą i gulasz, po którym poczuła się źle. Zacisnęła gniewnie zęby gdy dotarło do niej, że to Turillo musiał zatruć ich jedzenie. Niech ona tylko dorwie go w swoje ręce… Czyżby ten alkohol już całkiem mu w głowie popierdolił?

Nagły, przeciągły krzyk sprawił, że odwróciła głowę. Nieopodal leżała Mavato a jakiś przerośnięty skorupiak postanowił zrobić sobie z niej śniadanie. Nie lubiła tej baby, ale przecież nie będzie patrzyła, jak półelfka zostaje posiłkiem dla jakiegoś morskiego stwora. Hagra rozejrzała się i chwyciła za leżący nieopodal topór - jak ten się przy niej znalazł nie miała pojęcia, ale teraz było to mało ważne, bo z wody wypełzły jeszcze trzy szkodniki chętne na ucztowanie. Lajon ruszył do pierwszego i solidnym ciosem znokautował go zanim ten wylazł z wody. Półorczyca przeniosła spojrzenie na Vigo, który krzyknął zaatakowany przez kolejnego rakowatego i wycofywał się za jej plecy. Wyglądał dość żałośnie, ale po uczonym nie spodziewała się serca i zacięcia do walki.

- Zostań z tyłu, Młody! - krzyknęła do niego i ruszyła w stronę skorupiaka.

Uniosła topór nad głowę i z gniewnym okrzykiem spuściła ostrze na stworzenie, dosłownie rozpoławiając je. Ciemna krew trysnęła z ran i zabarwiła piasek. Mavato zdążyła w tym czasie zabić swojego przeciwnika a Maddox przypiekł jakimś czarem ostatniego. I wtedy się zaczęło, bo blondyn postanowił wyrzucić, co mu leżało na wątrobie.

- Uspokój się, Młody, nerwy nic tu teraz nie dadzą - powiedziała do niego, wycierając krew z ostrza o pancerz rakowatego. - Nie wiem, gdzie jesteśmy, ale na pewno nigdzie w najbliższym czasie nie odpłyniemy. Wygląda na to, że kuk Turillo zatruł nasze jedzenie i skierował Jenivere na skały. Nie wiem, jaki miał w tym cel, ale z przyjemnością to z niego wyduszę, gdy go już znajdziemy.

- Rozejrzyjmy się po okolicy. Będę też chciała dostać się do wraku Jenivere, może został tam jeszcze ktoś, kto potrzebuje pomocy. No i może uda mi się znaleźć nasze rzeczy - rzuciła. - Kto idzie ze mną? Lajon, ty mi wyglądasz na hardego chłopa, razem obrócimy błyskawicznie a pomoc się przyda.

Nie tak sobie wyobrażała podróż do Sargavy, ale też nie zamierzała się użalać nad swoim położeniem. Ponoć wszystko dzieje się w życiu z jakiegoś powodu, więc Hagra postanowiła skupić się na działaniu, bo siedzieć z założonymi rękoma nigdy nie lubiła. I cóż, wyglądało na to, że czeka ją delikatne opóźnienie w realizacji planów w Eleder, ale co się odwlecze…
 

Ostatnio edytowane przez Layla : 13-02-2024 o 10:20.
Layla jest offline  
Stary 15-02-2024, 14:44   #4
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Przygodo, witaj!
Tymi słowami Skamos przywitałby wkroczenie na pokład "Jenivere", gdyby był młodszy o dobre dziesięć lat. Teraz jednak był dorosły i opanowany, więc ograniczył się do lekkiego uśmiechu, gdy wszedł na pokład, w tym samym momencie żegnając się z dotychczasowym ustabilizowanym życiem i wkraczając na ścieżkę prowadzącą ku przygodzie i możliwości rozwinięcia swych umiejętności i wiedzy.
W gruncie rzeczy na wspomniane ustabilizowane życie nie mógł narzekać - było miło, wesoło, przyjemnie. Nie był najstarszym z synów, nie musiał zadbać o przedłużenie rodu czy tracić dni i nocy na dbanie o rodzinny majątek. Miał czas na spotkania z przyjaciółmi, zabawy, dziewczyny... Chociaż z nimi niekiedy wiązały się kłopoty. Co prawda Skamos nie kłusował na cudzych terenach (to, że sam miał rogi nie znaczyło, że miałby innym rogi przyprawiać), ale panienki miewały ojców-wujów-braci... Aż w końcu stało się jasne, że warto zniknąć na parę miesięcy, niż dać się zakuć zbyt wcześnie w małżeńskie okowy. No a w innych miejscach świata też (być może) znajdą się panny, chcące spędzić kilka chwil z przystojnym (według niektórych) młodzieńcem.
Ale i tak najważniejsze były przygody.

* * *


Rejs był spokojny (parę starć z piratami i mały sztorm stanowiły tylko urozmaicenie podróży), towarzystwo miłe (i zróżnicowane), załoga niezła (jeśli się nie plątało jej pod nogami w nieodpowiednich chwilach). No i nie trzeba było zachowywać się jak uosobienie doskonałości. Co prawda rozrywek zbyt wiele nie było, ryby nie zawsze chciały wbić się na haczyk, a chętnych do gry w dragonchess zbyt wielu nie było, ale Skamos nie narzekał. Bawił się dobrze, w portach, do których zawijali, można było znaleźć takie czy inne przyjemności, a z każdym dniem Eleder było coraz bliżej.
Ale jednak tam nie dotarł...

* * *

Skamos zakaszlał... Żołądek ponownie się zbuntował, skurczył... Ale niewiele z siebie mógł wyrzucić...
Zaklinacz uniósł nieco umęczone ciało. Czuł się jakby przejechało po nim kilka ciężko załadowanych wozów... Z trudem usiadł, ignorując ból głowy i zawroty.
Niewiele pamiętał z tego, co działo się zanim wylądował na piasku - okropny ból w żołądku, walka każdego z każdym, ciemność...
A potem gorące promienie słońca.

- Przeżyliśmy - powiedział, spoglądając na tych, których fale wyrzuciły na brzeg.
A skoro wszyscy żyli to znaczyło, że trucizna nie miała ich zabić. Ktoś chciał ich sprzedać w niewolę?
Trudno ocenić.

Ale truciciel był daleko, a tu pojawiło się inne niebezpieczeństwo - garstka przerośniętych skorupiaków uznała, że na plaży pojawiło się smaczne jedzonko. A pierwszy raczek był z pewnością samcem obdarzonym dobrym gustem, bowiem konsumpcję zaczął od Aerys.
Na to jednak nie można było pozwolić i z Skamos z chęcią przyłączył się do walki z napastnikami... ale niestety - jego usiłowania na nic się nie zdały. jeden ognisty pocisk haniebnie chybił, drugi musnął skorupę innego raka, nie zostawiając na niej nawet rysy.
- Szlag by... - syknął Skamos, widząc to, że okazał się całkiem nieprzydatny.
Na szczęście kompanom poszło lepiej i raki zostały wyeliminowane.

- Świetnie! - Zaklinacz ze szczerym uznaniem skomplementował sukces pozostałych. - No i dzięki udanemu polowaniu mamy coś, co z pewnością będzie zdrowsze niż to, co nam podali na statku. - Spojrzał w stronę wraku. - Może tam będą jeszcze nasze rzeczy. - Poparł Hagrę. - Wygląda na w miarę cały.
- Przejdę się kawałek brzegiem - dodał. - Może morze wyrzuciło na piasek coś ciekawego.
 
Kerm jest offline  
Stary 15-02-2024, 17:02   #5
 
Graygoo's Avatar
 
Reputacja: 1 Graygoo ma wspaniałą reputacjęGraygoo ma wspaniałą reputacjęGraygoo ma wspaniałą reputacjęGraygoo ma wspaniałą reputacjęGraygoo ma wspaniałą reputacjęGraygoo ma wspaniałą reputacjęGraygoo ma wspaniałą reputacjęGraygoo ma wspaniałą reputacjęGraygoo ma wspaniałą reputacjęGraygoo ma wspaniałą reputacjęGraygoo ma wspaniałą reputację
Mimo że był tal daleko i z każdą chwilą wciąż o niej myślał, Viena, jego Viena, ach. Jak za nią tęsknił.
Głębię smutku i tęsknoty. Ukrywał uczucia, odwracając wzrok i wpatrując się w horyzont, W jej kierunku. Tam, gdzie kiedyś powróci. Silniejszy, bogatszy, na czele jego drużyny. Uwielbienie w jej oczach da mu radość i poczucie wygranej.
A teraz pora na to zapracować.
Podczas rejsu integrował się z załogą. Pomagał w pracy, brał udział w zabawach, popijawach, bijatykach!
A jeden z nich odwdzięczył mu się trucizną!
Ta zniewaga wymaga krwi, niech tylko Rambar trafi w jego łapy!

* * *

Pobudka nie należała do przyjemnych. Łupanie w głowie i skręty kiszek. A do tego jakieś krzyki.
- Ciszej tam szczury lądowe! - wydarł się, nie będąc świadomy, gdzie się znalazł. Dopiero szuranie krabich nóżek poderwało go na nogi.
Doskoczył do najbliższego monstrum i precyzyjnym kopniakiem przetracił mu kark. Towarzysze poradzili sobie równie sprawnie. Znów słyszał szum fal. Wsadził w usta dwa, palce pozbywając się zawartości żołądka. Od razu poczuł ulgę.

* * *

- Tak, Hagra, pójdziemy! - odkrzyknął w kierunku orczycy i jął przygotowywać się do kąpieli. Zzuł buty i koszule, zostawiając jedynie wisior z zasuszoną czarną łapą lwa. Jego szczęśliwy talizman. Ruszył w kierunku pozostałości szkunera, stopniowo zanurzając się w wodzie. Skupił się na wypatrywaniu oznak niebezpieczeństwa. Poza rakami te wody musiały zamieszkiwać i inne drapieżniki.
 
Graygoo jest offline  
Stary 15-02-2024, 22:50   #6
Młot na erpegowców
 
Alex Tyler's Avatar
 
Reputacja: 1 Alex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputację
Jeszcze niedawno cały Golarion rozpościerał się przed młodym, wędrownym kapłanem Sarenrae, podejmującym obfitującą w bezinteresowną dobroczynność wyprawę. Jako że już od najmłodszych lat praktykował charytatywność i niczym woda czuł się zmuszony do bycia w ruchu, nieskrępowany jak życiodajna ciecz. Aczkolwiek dopiero od roku mógł sobie pozwolić na to, by swobodnie płynąć po drogach i bezdrożach krain Avistanu. Nieprzywiązany ani do swojego mentora, ani rodzimego domu i wyuczonego od przybranych rodziców zawodu. Uzbrojony we wszelką wiedzę i umiejętności, by robić to, co z głębi serca uwielbiał najbardziej: nieść radość i nadzieję, koić troski i łagodzić cierpienia tego świata. Niestety kilka miesięcy temu jego dobroczynna pielgrzymka nagle dobiegła końca, gdy dotarł do Augustany, jednego z portów jego rodzimego Andoranu. Tamże poprzez fortel bazujący na jego wrodzonej niewinnej naiwności i usilnym dostrzeganiu w ludziach przede wszystkim dobrej strony Dae zostało podstępnie zwerbowane przez kapitana „Jenivere”, Alizandru Kovacka, do pracy na jego statku, za zadanie otrzymując zastąpienie niedawno zmarłego okrętowego felczera. Jako że było nie tylko biegłe w magii uzdrowicielskiej, ale też zwykłym medycznym fachu.

Dae było wielce osobliwym stworzeniem. Z wyglądu przywodziło na myśl płyn przelewany do różnych naczyń. Nie trzymając się swej formy, codziennie ulegało delikatnym zmianom. Jedyną jego w pełni stałą fizyczną cechą była delikatna i drobna humanoidalna sylwetka. A tak, to raz zdawał się chłopcem o dziewczęcej urodzie, kolejnym zaś była kobietą z chłopięcymi rysami. W skrajnych przypadkach ciężko było postronnym przyporządkować ondynko do którejkolwiek z tych dwóch miar. Chyba nikt poza samym Dae nie wiedział, czy na tę zmienność miało wpływ międzyplanarne pochodzenie istoty, jego ondynkowy kaprys, lub spaczenie energiami Maelstromu. Na pewno kapłan ów nieodmiennie nosił wisior i biało-niebieskie szaty ozdobione symbolami Sarenrae. W dłoni zaś dzierżył ozdobny kostur. Jasnowodnista skóra tej istoty zawsze połyskiwała w słońcu z powodu pokrywającej jej ciało cienkiej warstewki nieodparowującej wilgoci. Z bliska zaś wyczuwało się od niej wyraźny zapach świeżego deszczu i czystej wody. Jej wiecznie mokre szaro-niebiesko-zielone włosy wydawały się delikatnie falować, niczym morska tafla, a z wyglądu przypominały coś pomiędzy wodorostami a mackami. Z kolei duże, zimnolazurowe oczy bytu jawiły się jako całkiem płynne i błyszczały pod wpływem docierających doń promieni słońca niczym wypolerowane kryształy. Dłonie i stopy Dae miało pokryte cienką błoną pławną. A kiedy mówiło, jego głos przypominał kojący szum cicho płynącego leśnego strumyka.


Jeszcze przed ostatnim rejsem „Jenivere” istota od kilku tygodni bytowała na statku. I choć znalazła się na nim nie z własnej, nieprzymuszonej woli, swe obowiązki zawsze wykonywała sumiennie, do każdego pacjenta podchodząc z zaraźliwą serdecznością. Przez cały czas podróży do Eleder pasażerowie mogli zauważyć, że Dae wręcz emanowało najważniejszymi dla swej bogini cnotami: pacyfizmem, spokojem ducha i miłosierdziem. Dało się również poznać jako spolegliwe, bezinteresowne, wyrozumiałe, wrażliwe i empatyczne stworzenie, posiadające znaczne talenty dyplomatyczne i medyczno-uzdrowicielskie. Zawsze wykazujące chęć pomocy prześladowanym, potrzebującym i cierpiącym. Nigdy nikomu nie odmawiało pomocnej dłoni i do każdego pasażera było bardzo przyjaźnie oraz wspierająco nastawione. Nie dało się także nie zauważyć, że ewidentnie stroniło ono od przemocy, preferując drogę dialogu i zgody. Do tego mimo swych skromnych rozmiarów nigdy nie obawiało się stawać w stanowczy sposób w obronie słabszych członków załogi, za nic nie potrafiąc wykazać obojętności wobec czyjejś krzywdy. Co w sumie nie mogło dziwić i łatwo było dostrzec, naprawdę kochało ono wodę i świetnie znało się na łowieniu ryb, a wręcz uwielbiało to robić.

Kilkanaście dni przed dotarciem na miejsce kapitan postanowił wystawną kolacją uczcić zbliżający się ku końcowi rejs, zapowiadający się na kolejny wielce udany. Niestety nic nie zapowiadało tego, co nadeszło wraz z końcem wieczerzy. A były to objawy zatrucia, ewidentne dla kogoś tak biegłego w naukach medycznych jak Dae. Wobec chaosu, który rozpętał się w międzyczasie na statku, miękkie serce wątłego stworzenia nakazywało działanie, rozum jednak wiedział, co nadejdzie wkrótce. Dlatego z głębokim i przesyconym bezradnością smutkiem powitało ono bezgraniczną otchłań nieświadomości.


Po odzyskaniu świadomości gdzieś pośród złocistej, piaszczystej plaży, wodnej istocie niedane było zachwycić się pięknem tejże, ani lazurową powierzchnią Oceanu Arkadyjskiego. Bowiem natychmiast przyszło jej zmagać się ze z wolna ustępującymi efektami ubocznymi spożycia toksycznej substancji. A także powracającymi przykrymi wspomnieniami z poprzedniego wieczora. Dla kogoś tak kruchego i słabowitego jak ona nawet mimo odczuwalnego zelżenia skutki działania trucizny stanowiły nie lada przeszkodę w poruszaniu. Niemniej wola niesienia pomocy leżącym w pobliżu pasażerom „Jenivere”, najpewniej pozbawionym zmysłów, zdawała się w dostrzegalny sposób silniejsza, aniżeli słabość jego ciała. Wbrew nadwątleniu zmuszając je do działania. Zanim jednak Dae mogło przejść do cucenia innych, jego serce zdjęła trwoga na widok biednej Aerys Mavato, którą wielki stawonóg upatrzył sobie na posiłek. Następne trzy zwierzęta wyłoniły się spośród fal wkrótce po pierwszym, na cel biorąc sobie również odnynko. Które to prędko, acz nie dość szybko by nie zostać bardzo boleśnie zranione, wycofało się poza zasięg starcia, zostawiając przepędzenie głodnych stawonogów bardziej nawykłym do przemocy towarzyszom. Co też nastąpiło po kilku bardzo nerwowych dlań sekundach. Wtedy to Dae, z racji okoliczności jedynie chwilę współczucia poświęciwszy ubitym zwierzątkom, bystro przeszło do cucenia nieprzytomnych osób, a następnie sprawdzania stanu zdrowia wszystkich obecnych, ze wszystkich sił starając się ignorować doskwierający mu ból po ataku morskiego stworzenia i powoli ustępujące zeń nieprzyjemne efekty zatrucia.
Cytat:
— Potrzebujesz pomocy z tym rozcięciem, Dae?
— Nie, ale dziękuję uprzejmie za propozycję — uśmiechnęło się promiennie do Vigo.
Jednocześnie orientując się, że nie ma przy sobie swojej torby z akcesoriami medyka i lekarstwami. A właściwie to niczego poza kosturem i ubraniem. Nie miało jednak czasu się tym trapić, bowiem zaniepokoiły je wkrótce wypowiedziane słowa półorczycy.
Cytat:
— Wygląda na to, że kuk Turillo zatruł nasze jedzenie i skierował Jenivere na skały. Nie wiem, jaki miał w tym cel, ale z przyjemnością to z niego wyduszę, gdy go już znajdziemy.
— Nie wiemy, czy to on! — zaprotestował nieagresywnie kapłan Sarenrae. — Bardzo proszę nie czynić nikomu krzywdy! Zwłaszcza z powodu domysłów!
Następnie umilkło, by wysłuchać dalszych słów zielonoskórej.
Cytat:
— Rozejrzyjmy się po okolicy. Będę też chciała dostać się do wraku Jenivere, może został tam jeszcze ktoś, kto potrzebuje pomocy.
— Tak, może jest tam ktoś ranny! Przy okazji bardzo proszę, rozglądajmy się za innymi ocalałymi!
 

Ostatnio edytowane przez Alex Tyler : 15-02-2024 o 23:00.
Alex Tyler jest offline  
Stary 16-02-2024, 17:10   #7
 
Quantum's Avatar
 
Reputacja: 1 Quantum ma wspaniałą reputacjęQuantum ma wspaniałą reputacjęQuantum ma wspaniałą reputacjęQuantum ma wspaniałą reputacjęQuantum ma wspaniałą reputacjęQuantum ma wspaniałą reputacjęQuantum ma wspaniałą reputacjęQuantum ma wspaniałą reputacjęQuantum ma wspaniałą reputacjęQuantum ma wspaniałą reputacjęQuantum ma wspaniałą reputację
Walka ze skorupiakami nie przyniosła większych trudności i gdy wszystkie leżały martwe mogliście skupić się na bieżących sprawach. Ishirou, który przebudził się przed momentem usiadł na piasku chowając głowę w dłoniach i mrucząc coś do siebie. W końcu zerknął na Skamosa, Dae i Vigo.
- Gdzie my, na bogów jesteśmy? Zatrzymaliśmy się gdzieś na jakiś postój? I dlaczego tak boli mnie głowa? Nie przypominam sobie, żebym wypił wczoraj za dużo swojego sake…

Dopiero gdy odwrócił głowę, dostrzegł zatrzymany przez ostre skały wrak Jenivere. W moment oprzytomniał.
- Na Shizuru, nie może być… - Otworzył szeroko oczy. - Co tu się wydarzyło?

Leżąca nieopodal Sasha wybudzała się z pomrukami świadczącymi o jakimś głębokim bólu targającym jej ciałem. Dae i Vigo podeszli do niej, od razu zauważając zabarwiony na czerwono piasek. Krew. Gdy pobladła rudowłosa dziewczyna odwróciła się, kapłanko i czarodziej dostrzegli porwaną koszulę i paskudnie rozorany lewy bok Sashy. Nie wyglądało to dobrze i bez szybkiej pomocy było pewne, że dziewczyna się wykrwawi. Przez rozerwaną na plecach koszulę oboje dostrzegli też tatuaż między jej łopatkami - dwa złączone ze sobą czerwone odnóża. Vigo i Dae w jednym tempie spojrzeli na siebie, w mig orientując się, że był to symbol Czerwonych Modliszek, kasty słynnych w pewnych kręgach skrytobójców.

* * *

W tym samym momencie Hagra i Lajon ruszający do położonego nieopodal wraku Jenivere zorientowali się, że wyglądający na spory głaz wyrzucony przez morze kilkanaście metrów dalej to tak naprawdę stos rzeczy wyniesionych ze szkunera na plażę. Półorczyca i wojownik szybko odnaleźli wśród stosiku swój ekwipunek, który zadziwiająco ostał się w idealnym stanie; pozostali również natrafili na wszystkie swoje rzeczy. Co najciekawsze, na piasku przy kopczyku, na którym leżał sprzęt, barbarzynka i ciemnoskóry mężczyzna odkryli ślady butów, na oko należących do mężczyzny, który najwyraźniej krążył między Jenivere a plażą kilkukrotnie, a następnie ruszył w stronę ściany tropikalnego lasu. Tam jednak, w gęstwinie egzotycznych roślin wszelkie ślady urywały się.

Podczas gdy Hagra i Lajon byli w drodze do wraku, Skamos postanowił przejść się brzegiem plaży również w stronę Jenivere, by sprawdzić, czy morze wyrzucało coś ciekawego. Oprócz połamanych desek i kilku ciał marynarzy, którzy utonęli, zaklinacz dostrzegł niewielką, drewnianą skrzynkę, która ugrzęzła na jednej z mniejszych skał i była smagana falami. Leżała jakieś siedem metrów w głąb morza od tieflinga i z tego, co Skamos widział, wystawały z niej jakieś narzędzia - prosty młotek, siekiera, obcęgi i niewielka piła. Przedmioty mogły się przydać, ale Skamos musiałby wejść po nie do wody, a być może gdzieś tam czaiły się kolejne skorupiaki chętne na świeże śniadanie.

Aerys Mavato, wyniosła półelfka o dumnym spojrzeniu, którą wcześniej przebudził atak rakowatego, mierzyła wszystkich ponurym, gniewnym wzrokiem. Sztylet, którym pozbawiła skorupiaka życia skierowany miała w stronę to Dae, to Vigo, to Ishirou. Nie było wątpliwości, że z jakiegoś powodu to właśnie rozbitków pojmowała jako główne zagrożenie dla swojego bezpieczeństwa.
- Nie wiem, kto jest odpowiedzialny za to wszystko, ale żadnemu z was nie ufam. Nie idźcie za mną, bo źle się to dla was skończy - mruknęła.

Nie spuszczając was z oka, wciąż czujna i z uniesionym sztyletem ruszyła do miejsca, gdzie znajdował się wyniesiony przez kogoś na plażę ekwipunek.

Miała chyba zamiar ruszyć samotnie w dżunglę.

* * *

Hagra i Lajon w końcu znaleźli się u podstawy skał, w które wbiła się rufa Jenivere. W oddali, wokół szkunera widzieli pływające brzuchem do dołu zwłoki marynarzy, którzy nie mieli tyle szczęścia, co oni. Oprócz tego masę połamanych desek i różnych śmieci. Tylko przypadkowa obecność ostrego grzbietu skalnego w pobliżu stromej ściany klifowej zapobiegła całkowitemu zatonięciu wraku w morzu. Część rufowa zaklinowana była pod niewielkim kątem pomiędzy klifem a skałami, a każda fala przyboju trzęsła resztkami szkunera i podrzucała wrak, który wydawał niepokojące stęknięcia naprężających się desek. Barbarzynka i wojownik zdawali sobie sprawę, że nie minie dużo czasu, nim fale wyprą wrak z ostrych skał i umożliwią głodnemu morzu pochłonięcie wraku na zawsze.

Wiedzieli, że nie mają wiele czasu, więc korzystając ze swojej siły wbiegli na skały, które w wyższych partiach nie były już śliskie i rozpędzając się skoczyli na roztrzaskany pokład. Hagra, pomimo swoich rozmiarów, zachowała idealną równowagę, Lajon natomiast przetoczył się na plecach po deskach i wstał, dając znać półorczycy uniesionym kciukiem, że wszystko z nim w porządku. Moment później usłyszeli głośny dźwięk, jakby łamania desek i Jenivere przechyliła się bardziej w prawo. Chodzenie pod takim kątem sprawiało trudność i trzeba było stawiać stopy ostrożnie.

Rozejrzeli się. Górny pokład statku pełen był rzeczy, które być może mogli wykorzystać. Wszędzie masa pozrywanych lin, kubłów i worków no i ogromny kawał żaglowego, naderwanego płótna. Każdy krok sprawiał jednak problem, trzeba było uważać, by nie poślizgnąć się i nie zjechać na tyłku pod przeciwległą burtę.

Uwagę półorczycy i wojownika zwróciły powtarzające się co jakiś czas uderzenia za burtą przeciwną do tej przechylonej. Podeszli tam z wysiłkiem. W dole widać było przymocowaną liną strzaskaną szalupę, a właściwie jej resztki nadal trzymające się owej liny i uderzane falami o burtę. Na burcie nad szalupą wisiała drabinka linowa prowadząca od szalupy aż na górny pokład, na którym stali. Czyżby ktoś chciał się wydostać ze statku i miał na to aż tyle czasu?

Nie było teraz czasu na myślenie. Masywne drzwi kajuty kapitańskiej były lekko rozchylone, jednak wydawało się, że coś blokuje je od środka. Wyglądało na to, że bez użycia sporej siły się nie obędzie. Można było też zejść pod pokład, gdzie prowadziły schody będące wciąż w jednym kawałku.

I wtedy to usłyszeli. Dziwne, miarowe drapanie. To nie były fale czy cokolwiek innego. Drapanie przemieszczało się. Zdali sobie szybko sprawę, że coś było z nimi pod pokładem. Ktoś przeżył? Może to był któryś z marynarzy? Albo coś innego. Musieli zdecydować, gdzie iść. Kajuta kapitana, czy zejście pod pokład, nie wiedząc, co tam zastaną.

No i czas nie grał na ich korzyść. Jenivere cały czas dawała im znak trzeszczeniem rozprężanego drewna, że długo już tak nie wytrzyma.


* * *

Tymczasem na plaży do przytomnych wrócił Jask. Rozejrzał się, marszcząc brwi, by następnie skupić spojrzenie na Vigo, Dae i Skamosie.
- Nie wiem, o co w tym wszystkim, chodzi, ale mogę wam pomóc. Mogę się przydać - powiedział głębokim głosem, unosząc ręce spętane w nadgarstkach liną. - Uwolnijcie mnie a przekonacie się, że Kovack nie miał względem mnie racji. Dae, przecież wiesz, że nie jestem złym człowiekiem. Tyle rozmawialiśmy na pokładzie Jenivere!... Proszę! W tej chwili każde sprawne dłonie będą na wagę złota!
 

Ostatnio edytowane przez Quantum : 16-02-2024 o 17:13.
Quantum jest offline  
Stary 17-02-2024, 11:56   #8
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
- Ktoś nas otruł na pokładzie Jenivere. - Skamos odpowiedział na pytanie Ishirou. - Nie wiemy kto i dlaczego. A potem statek się rozbił i wylądowaliśmy tutaj. Ktoś nas wyciągnął na brzeg. - Rozejrzał się jakby oczekiwał, że ktoś się przyzna do tego dobrego uczynku. - Nie wiemy jeszcze, czy to wyspa, czy stały ląd.

Miał parę przemyśleń, ale nie chciał się z nimi chwilowo dzielić, więc pozostawiając poszkodowanych w bardziej doświadczonych rękach ruszył brzegiem.
Powoli dochodził do wniosku, że jedyną osobą, która mogła ich wyciągnąć z fal, był truciciel. Otruł wszystkich, porwał statek, a potem doprowadził do rozbicia Jenivere. Celowo, czy przypadkiem? A potem, łaskawy dobroczyńca, wyciągnął wszystkich. A potem? Pobiegł w las, czy położył się, udając nieprzytomnego? Albo nieprzytomną?
Historia godna bardowskich opowieści. Tylko kto by w nią uwierzył...

Wbrew bardowskim opowieściom plaża nie była usiana muszlami pełnymi pereł, sztabkami złota czy butelkami pełnymi listów. Nadobna syrena też nie wygrzewała się na skałach, kusząc podróżników swymi wdziękami. Ale za to na skałach znajdowało się coś, co mogło być (w tej sytuacji, oczywiście) bardziej przydatne, niż najpiękniejsze nawet nagie kobiece piersi.
Co prawda istniał cień szansy, że w pobliżu czai się pełna gniewu mamusia utrupionych raczków, ale Skamos wkroczył (ostrożnie) w wodę, chcąc dotrzeć do skały, na której utknęła skrzynka z narzędziami.

- Jeśli mnie dopadnie jakiś morski stwór, to z góry proszę o pomoc - poinformował znajdujących się w zasięgu głosu współrozbitków.
 
Kerm jest offline  
Stary 17-02-2024, 17:53   #9
 
Layla's Avatar
 
Reputacja: 1 Layla ma wspaniałą reputacjęLayla ma wspaniałą reputacjęLayla ma wspaniałą reputacjęLayla ma wspaniałą reputacjęLayla ma wspaniałą reputacjęLayla ma wspaniałą reputacjęLayla ma wspaniałą reputacjęLayla ma wspaniałą reputacjęLayla ma wspaniałą reputacjęLayla ma wspaniałą reputacjęLayla ma wspaniałą reputację
Cytat:
— Nie wiemy, czy to on! — zaprotestował nieagresywnie kapłan Sarenrae. — Bardzo proszę nie czynić nikomu krzywdy! Zwłaszcza z powodu domysłów!
- Nie wiemy, ale się dowiemy. - Półorczyca odparła Dae z pewnością bijącą z głosu. - O ile go znajdziemy. Jeśli będzie współpracował, postaram się być delikatna, choć z moimi wielkimi łapskami może być o to trudno. A jeśli to nie on doprawił nam jedzenie trucizną, to nie ma się czego obawiać. Z chęcią się jednak od niego dowiem, kto mógł mieć jeszcze dostęp do kuchni przed naszą kolacją.

- Młody…
- Zwróciła się do Vigo, mijając go przykucniętego przy kapłanie. - Ty chyba byłeś w jadalni jako jeden z pierwszych. Może coś dziwnego ci się w oczy rzuciło? Ktoś się dziwnie zachowywał? Turillo? Ktoś inny?

Po krótkiej wymianie zdań ruszyła wraz z Lajonem w stronę wraku szkunera, po drodze natrafiając na masę sprzętu, który ktoś zdołał jakoś wynieść na plażę ze statku. I jeszcze ich nieprzytomne ciała. To oznaczało, że albo obudził się z zatrucia dużo wcześniej przed nimi, albo w ogóle nie był pod działaniem trucizny. No i po zostawieniu ekwipunku na plaży ruszył gdzieś w głąb lądu. Hagra poszła po śladach, które jednak zacierały się w gęstwinie tropikalnej roślinności.

- Na razie to zostawmy, mamy ważniejsze rzeczy do zrobienia - powiedziała do Lajona i rozejrzała się za swoim sprzętem.

Dość szybko w stercie rzeczy odnalazła należącą do niej dodatkową broń i plecak, który przejrzała na szybko. Niczego nie brakowało, dobrze. Odłożyła wszystko na bok, by nikt tego nie ruszał i wraz z Lajonem podążyła dalej, w stronę wraku wbitego w skały. Dostrzegła ciała załogi w wodzie i zmarszczyła brwi - ktoś za to odpowie, obiecała to sobie w myślach. Później zerknęła na skały. Wzrokiem oceniła, które podejście po nich będzie najbezpieczniejsze i najmniej wymagające, po czym spojrzała na kompana.

- Widzimy się na pokładzie - powiedziała wyzywająco i wystartowała niczym taran.

Wiedziała, że odpowiednia szybkość przed wbiegnięciem na skały będzie kluczem. Doda jej odpowiedniego impetu w pokonywaniu kolejnych przeszkód a wybrana wcześniej trasa sprawi, że nie będzie musiała zastanawiać się, gdzie postawić stopę w kolejnym ruchu, gdyż już to ustaliła w głowie. Przy wprawionej w ruch masie, jaką miała, nie mogła pozwolić sobie na jakąkolwiek pomyłkę, bo mogłoby się to źle dla niej skończyć a nie chciała znaleźć się ze skręconym karkiem nieopodal wraku jakiegoś statku. Odbiła się sprężyście od pierwszej skały, potem lewa noga, prawa, lewa, prawa i tak do momentu, aż mogła wybić się i wylądować na trzeszczącym pokładzie. Chwilę później dołączył do niej Lajon.

- Nie mamy za wiele czasu, wykazujmy ruchy! - rzuciła do towarzysza, który na pewno też zdawał sobie sprawę, że niedługo wrak zostanie pochłonięty przez morze.

Wszędzie walała się masa lin i innych rzeczy, ale najpierw trzeba było rozejrzeć się po pomieszczeniach. Kajuta kapitańska wyglądała na zaklinowaną, ale Lajon zabrał ze sobą łom, który mógł się przydać.
- Świetnie! - Pochwaliła go. - Najpierw kajuta Kovacka, potem zejdziemy pod pokład. Poczekaj chwilę z tym łomem.

Podeszła do drzwi i zdzieliła je mocnym kopem.

Rzut na Siłę: 1d20+3 = 17!


- Działaj! - Odsunęła się, by dać Lajonowi nieco miejsca na pracę z łomem. Liczyła, że jej kopniak odpowiednio osłabił drzwi i zawiasy.

Wtedy usłyszała dziwne chrobotanie dochodzące z dołu. Zmieniało położenie, więc to mógł być albo kolejny skorupiak, lub coś innego, albo któryś z ocalałych marynarzy. Jeśli to drugie, to nigdzie im nie ucieknie. Będzie musiał poczekać, aż najpierw sprawdzą, co kryje kajuta kapitana. Na wszelki wypadek Hagra dobyła swego topora, czekając, aż ciemnoskóry kompan poradzi sobie z drzwiami. W końcu nie wiadomo było, czy w środku nie czekało na nich coś, co chciało wydostać się na wolność.
 

Ostatnio edytowane przez Layla : 17-02-2024 o 18:05.
Layla jest offline  
Stary 17-02-2024, 20:13   #10
Młot na erpegowców
 
Alex Tyler's Avatar
 
Reputacja: 1 Alex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputację
Dae nie odpowiedziało na pytania Ishirou, jako że wyprzedził je Skamos. Zainteresowało się w zamian wybudzającą Sashą, po chwili z zaniepokojeniem odnotowując ślady krwi na jej rozerwanej koszuli i boleśnie przeorany bok dziewczyny. Rana ewidentnie wymagała szybkiej interwencji, a sferotknięte stworzenie nie miało przy sobie ani akcesoriów, ani alchemicznych medykamentów. Dlatego rozpoznawszy wagę sytuacji, złożyło wątłe ręce w modlitwie do swej ukochanej bogini.
— O łaskawa, o litościwa, o słodka Sarenrae! Uciekam się do Ciebie błagalnie, byś uzdrowiła tę biedną, cierpiącą istotę — wraz z każdym wypowiedzianym przez Dae słowem Nevah obejmowała coraz jaśniejsza świetlista łuna, przynosząca ze sobą kojącą ból i zasklepiającą rany moc.
Po dokonanej magią objawień kuracji ondynko przyjrzało się dokładnie praktycznie ozdrowiałej kobiecie posiadającej na plecach tatuaż budzącej powszechny postrach organizacji płatnych zabójców. Mimo że w głębi serca nie chciało w to wierzyć, pomne jej pozytywnego nastawienia i radosnej natury z czasu rejsu, musiało upewnić się, czy kobieta mogąca należeć do tak złej organizacji ma cokolwiek wspólnego z wypadkiem „Jenivere”. Korzystając ze swej obszernej wiedzy z zakresu medycyny, służe Wiekuistego Światła oceniło fachowym okiem stan kobiety, doszukując się u niej ewidentnych oznak działania tej samej trucizny, która zatruła je i pozostałych pasażerów.

Test Mądrości (Medycyna) w celu rozpoznania oznak zatrucia u Sashy: 7




Gdy Aerys Mavato wycelowała bronią w Dae, zasmuciło się ono wielce. Kobieta z jakiegoś powodu nadal mu nie ufała. A co gorsza, zamierzała samotnie udać się w potencjalnie pełen niebezpieczeństw las. Dla jej dobra należało zainterweniować.
Cytat:
— Nie wiem, kto jest odpowiedzialny za to wszystko, ale żadnemu z was nie ufam. Nie idźcie za mną, bo źle się to dla was skończy.
— Proszę poczekać! — powiedziało kapłanko, ruszając od razu za kobietą, choć jednocześnie zachowując dystans niezbędny dla jej komfortu. — Nie wie pani, jakie niebezpieczeństwa tam czyhają! Proszę zostać z nami dla własnego bezpieczeństwa. Nikt tutaj nie pragnie pani krzywdy, naprawdę! Błagam, proszę mi zaufać!
Test Charyzmy (Perswazja) w celu przekonania Aerys Mavato: 22




Gdy do zmysłów wrócił Jask i zwrócił się z prośbą do pobliskich osób, jasnowodnistoskóra z miejsca uwierzyła mu na słowo. Uczyniła to nie tylko jako wyznawcze bogini odkupienia, ale przede wszystkim z racji wrodzonej, niezwykle głębokiej empatii. W efekcie bezzwłocznie podeszło do czarnoskórego mężczyzny i zaczęło małymi palcami sumiennie rozwiązywać zwoje liny krępującej jego ręce.
— Wierzę, że nie uczyniłby pan nikomu krzywdy — zapewniło go, uśmiechając się serdecznie. — Byłby pan uprzejmy zdradzić nam, jeśli nie stanowi to żadnego problemu, dlaczego właściwie pana uwięziono?
 
Alex Tyler jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 07:45.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172