Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > Zakątek LI-teracki > Literatura
Zarejestruj się Użytkownicy


Zamknięty Temat
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 17-09-2017, 14:12   #111
 
Nightcrawler's Avatar
 
Reputacja: 1 Nightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemu
8/12
Extensa- Jacek Dukaj



****** - fajnie się czytało
Gatunek: Dukajowe Sci-Fi
stron 164


O Dukaju powiedziano w okolicy tego tematu już dość. NIe będę go bronił bo nawet ten który mi go przedstawił powiedział że Jacek już ostatnio przegina, utrudnia na siłę i momentami bredzi. True to that. Nie będę się sprzeczał - ale czasem jeszcze lubię nagimnastykować mózgownice Dukajem, jego niewybrednym słownictwem które faktycznie przenosi nas jakby w inną rzeczywistość.
Tak i tutaj od razu jesteśmy wrzuceni w inny świat- w Zielony Kraj który po jakiejś tam katastrofie zamienił się w coś rodem z happy wersji deadlands. Są tu jakieś potwory horrory ale jakoś nikt się tym nie przejmuje. Jest jakaś kasta panów z bunkra ale w sumie pal sześć liczy się główny bohater jego dorastanie chęć wzniesienia się ponad to - bycia czymś większym - ascendentnym. Jednak w sumie … nie udaje się. Mamy więc historię dorastania, miłości zgorzknienia i braku celu, ale przede wszystkim braku chyba sensu w tym co robimy nawet jeśli wydaje się to czymś wielkim. By w końcu zrozumieć że to co najważniejsze poszło sobie już gdzieś tam daleko i straciliśmy. Że może bardziej od poznania kosmosu liczy się rodzina i ciepło własnego domu.
W sam raz by się zamulić na chwile i ciepnąć książkę na bok. Nie męczy jak inne opasłe Dukaje a robi klimat. Wszelako nie nazwałbym Extensy najlepszym co wyszło z Jacusia.


9/12

Człowiek obiecany - Paweł Majka



*** - kiepściucha, ale były momenty
Gatunek: Post-apo/Uniwersum Metro 2033
stron 395


Ostatnio tak mam że napalam się na jakąś książe i wychodzi kaszana.
Już dzielnica obiecana była średniawa ale urzekała klimatem postapokaliptycznego krakowa. Główny bohater był męczący ale oprawa była dobra.
W drugiej części Paweł zapomniał jakby o oprawie i momo żę wydaje sięz że pióro Pawła sie polepszyło i czasem klimat jest naprawde świetny to autor chciał napisać dwie różne książki które zlepił w całość. Tłumaczy to też że jest to jedna z niewielu książek która przerwałem w połowie - poczytałem coś tam innego wróciłem i nie odczułem wielkiej różnicy w tym że przerwałem jakiś ciąg.
Szkoda - nie chce mi się nawet tu pisać jakiegoś streszczenia fabuły czy czegoś takiego. Zalecam tylko zatwardziałym fanom metra 2033 i postapokalipsy.
 
__________________
Sanguinius, clad me in rightful mind,
strengthen me against the desires of flesh.
By the Blood am I made... By the Blood am I armoured...
By the Blood... I will endure.

Ostatnio edytowane przez Nightcrawler : 17-09-2017 o 14:24.
Nightcrawler jest offline  
Stary 20-09-2017, 12:43   #112
 
Zapatashura's Avatar
 
Reputacja: 1 Zapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputację
14/12

Douglas Adams - Autostopem przez Galaktykę


****** - fajnie się czytało

Któż dziś nie zna odpowiedzi na wielkie pytanie o sens życia, wszechświata i całą resztę? Wszyscy wiedzą, że brzmi ono 42 i wiedzę tę zawdzięczają właśnie Adamsowi.

Autostopem przez Galaktykę to pierwsza część pięcio-książkowej trylogii (przyjmijcie to na wiarę) o nazwie Autostopem przez Galaktykę (nie zastanawiajcie się nad tym zbyt intensywnie) i jest dzisiaj niekwestionowaną klasyką SF. Opowiada o perypetiach Artura Denta, któremu rada miejska zdecydowała się zburzyć dom, ponieważ przeszkadza w poprowadzeniu autostrady. Artur naturalnie mógł zgłosić swoje zażalenie na tę decyzję, gdyby zadał sobie wcześniej trud zapoznania się z uchwałami rady miejskiej, opublikowanymi w piwnicy miejscowego biura planowania. Szczęśliwie Dent nie musi sobie długo zaprzątać głowy tą życiową tragedią, ponieważ kosmici wkrótce anihilują Ziemię, aby zrobić miejsce na galaktyczną autostradę. Ziemianie naturalnie mogli zgłosić swoje zażalenie na tę decyzję, gdyby zadali sobie wcześniej trud zapoznania się z uchwałą galaktyczną obwieszczoną na Alfa Centauri.
Książka byłaby naprawdę krótka, gdyby się na tym kończyła, lecz dzięki swojemu sąsiadowi Fordowi Prefectowi (który przypadkowo jest kosmitą), Artur łapie galaktycznego stopa i wszystko staje się jeszcze bardziej szalone.

Książka kipi wprost od absurdalnego, angielskiego humoru, który jest jej główną reklamą. Jeżeli ktoś lubi taki typ humoru, to i polubi książkę, która wchodzi bezboleśnie jak dobry drink. Jeżeli jednak ktoś, z jakiegoś przedziwnego powodu, liczy na twarde SF to się bardzo szybko przeliczy. Kolejne strony to gag za gagiem, pokręcona fabuła, która nie poddaje się takim trywializmom jak logika i postaci, których głównym celem jest wzbudzanie uśmiechu na twarzy czytelnika. Po Autostopem... warto złapać, gdy chce się trochę poćwiczyć mięśnie przepony.
 
Zapatashura jest offline  
Stary 04-10-2017, 09:48   #113
 
Caleb's Avatar
 
Reputacja: 1 Caleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputację
7/12

Tomek Beksiński. Portret prawdziwy - Wiesław Weiss



Gatunek: biografia, reportaż


Powiedzieć, że Tomasz Beksiński odegrał istotną rolę dla polskiego dziennikarstwa muzycznego, to jak stwierdzić, iż jego ojciec był znanym artystą malarzem. Wokół rodziny Beksińskich narosły już liczne legendy i moim zdaniem nie bez powodu. Zdzisław tworzył fantastyczne obrazy, w bardzo niepokojący sposób odnoszące się do podświadomości, zaś bohater tej książki był świetnym tłumaczem oraz radiowcem. Wiesław Weiss, jego były kolega po fachu, postanowił stworzyć obszerne dzieło na temat tej wielowymiarowej osoby. I choć głównie bazuje na tekstach wspomnianego oraz wypowiedziach innych ludzi, to czasem aż nazbyt ingeruje w narrację, czyniąc z podmiotu swego rodzaje bożyszcze.
Już na samym wstępie razi w oczy jego, powiedzmy że recenzja filmu “Ostatnia rodzina”. Weiss strasznie gani twórców, twierdząc że zbezcześcili kultową sylwetkę poprzez zbyt przerysowaną grę aktorską. Czego by nie sądzić o wspomnianym obrazie (a jest on przecież tylko filmem fabularnym, nie musi przedstawiać chirurgicznie precyzyjnej prawdy) to jest to zwyczajnie złe miejsce na podobne dywagacje. Później autor jeszcze kilkakrotnie staje w obronie Tomka, jednak robi to z klapkami na oczach. Jeśli w przytaczanych materiałach ktokolwiek wypowiada się źle o młodym Beksińskim, Weiss natychmiast to neguje. Knapik mówi, że Tomek był zarozumiały? Kłamie. Była dziewczyna twierdzi, że miał on zwyczaj toksycznie się przywiązywać? Przesadza.
Od strony zebranych tekstów jest znacznie lepiej. Książka to obszerne kompendium wiedzy o Beksińskim i jego rodzinie. A trzeba wiedzieć, że była to familia co najmniej zjawiskowa, w której nie brakowało psychicznego rozchwiania, ale i prób szukania dialogu oraz wyraźnej potrzeby ciepła. Z drugiej strony nad Beksińskimi zdawało się zawsze wisieć jakieś fatum - wszyscy zmarli w tragicznych okolicznościach, zaś motyw śmierci w jakiś sposób przewijał się przez ich liczne perypetie. Jest w książce wiele o emocjonalnych wzlotach i upadkach Tomka, ale także o jego pracy. A trzeba przyznać, że podchodził do niej bardzo pedantycznie; czy to podczas audycji radiowych, pisania tekstów lub tłumaczenia filmów. Jak w każdej książce tego typu, nie brakuje też zebranych z wszelkich źródeł zdjęć, których notabene dostajemy całkiem sporo.
Podsumowując, w kategoriach reportażu - jest nieźle. Tam gdzie jednak autor wchodzi w bardziej emocjonalny ton, pojawiają się zupełnie niepotrzebne dygresje, które aż rażą brakiem profesjonalizmu. Takowym wykazała się już bardziej Małgorzata Grzebałkowska w swoim Portrecie podwójnym. Tamże również oddawała obydwóm Beksińskim ich zasługi, ale kiedy było trzeba, odnosiła się do nich krytycznie. Nie lubię zamknięcia na trudne fakty, a takich w życiu Tomka było wiele, ponieważ pozostawał on skomplikowaną postacią o dużej wrażliwości. Mimo tego, książka dostarcza sporo ciekawej wiedzy i jeśli traktować ją jako zbiór informacji, to spełnia swoją rolę.
 
Caleb jest offline  
Stary 04-10-2017, 13:35   #114
 
Leminkainen's Avatar
 
Reputacja: 1 Leminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputację
Czas ponadrabiać zaległości

8/12
Złodziej czasu
Terry Pratchett



***** - nawet, nawet
Ok myślę że cyklu Świat Dysku nie trzeba nikomu przedstawiać.

Znalazłem przy okazji przeprowadzki książkę z cyklu dysku którą miałem a nie pamiętałem żebym przeczytał (ani kupował) więc po kilku ładnych latach przerwy postanowiem wrócić do Terrego.

Nie wiem czy to kwestia tego że się starzeje ale świat dysku z czasem staje się wtórny nawet jeśli przygoda jest nowa to dowcipy i rozwiązania fabularne są już z lekka ograne.

Nie zmienia to fakty że da się to czytać i to miejscami nawet z przyjemnością


9/12
'Karabiny, karabinki i pistolety maszynowe. Encyklopedia długiej broni wojskowej XX wieku' - Aleksandr B. Żuk



****** - fajnie się czytało

Historia tej ksiązki jest ciekawa

Rewolwery i pistolety. Aleksandr B. Żuk był ciekawą postacią, pracował dla Armii Czerwonej w której zajmował się projektowaniem mundurów, ale był także pasjonatem broni (miał takze swój udział w projektowaniu kilku konstrukcji) i postanowił w pewnym momencie opublikować ksiązkę o broni krótkiej z całego świata tak powstały - Rewolwery i pistolety. Encyklopedia współczesnej krótkiej broni palnej. Ksiązka cechowała się bardzo dokładnymi informacjami tak technicznymi jak i odnośnie historii powstania poszczególnych konstrukcji. Całość została zaopatrzona w doskonałej jakości rysunki techniczne (co ma tę zaletę że wszystkie przedstawienia broni są jednakowe, w tej samej skali etc). Książka doczekała się wielu wydań, tłumaczeń (trafiła nawet do USA). Jak nietrudno się domysleć postanowiono pójść za ciosem i wydać kontynuację, czyli wydanie o broni długiej. Ale niestety tutaj pośpiech i chęć popłynięcia na fali wywołanej sukcesem pierwszej części niestety spowodowały że produkt nie był tak dobry jak pierwsza książka, opisy były lakoniczne (o ile były) danych technicznych jak na lekarstwo. W polskim wydaniu znacznie nadrabia to tłumaczenie za które odpowiada Leszek Erenfeicht (zastępca redaktora naczelnego magazynu „Strzał”, jeden z czołowych polskich ekspertów w dziedzinie bronioznawstwa) i mówiąc szczerze jest to chyba pierwsza książka którą miałem w ręku gdzie rozdział wygląda tak że autor napisał dwa akapity a tłumacz w nawiasie kwadratowym dodał dwie strony przypisu w zasadzie w takiej sytuacjimożna by zacząć kwestionować autorstwo na okładce bo redaktor tłumaczenia jest tu w zasadzie współautorem. Dodatkowo pomimo bardzo dobrego tekstu, pojawia się sporo literówek i błędnych opisów plansz (co akurat jest dosyć irytujące bo o ile w pewnych przypadkach jest to oczywiste to w przypadkach bardziej zawiłych drzewek albo kompletnej egzotyki znacznie utrudnia to dojście które zdjęcie do czego się odnosi (czy w pewnych przypadkach kiedy opis jest skopiowany od innej tabeli trzeba dochodzić z tekstu)

Kolejną wadą książki jest to że ostatnia aktualizacja była u schyłku XX wieku a od tego czasu trochę się pozmieniało.

I dosyć dziwaczne moze się metodyka pogrupowania konstrukcji (wg której pochodna M1 Garand - M14 zalicza się do tej samej kategorii co M16 z powodu tego że nabój 7,62NATO jest nabojem karabinowym II Generacji a SWD jest w tej samej kategorii co konstrukcje z czasów IIWŚ ze względu na wykorzystywanie naboju I Generacji - koncepcja dosyć dziwna)

skoro dobre i złe omówiłem to pora na "brzydkie" przy ponad 320 stronach A4 w twardej oprawie raczej trudno to uznać za książkę kieszonkową tylko jest to raczej coś do czytania w domu.


10/12
Bullies, Bastards And Bitches: How To Write The Bad Guys Of Fiction

Autor: Jessica Page Morrell



***** - nawet, nawet

Ksiązka o tym jak napisać ciekawe postacie antybohaterów i antagonistów do naszych książek (czy też sesji) bo jak wiadomo dobrze napisany "ten zły" to połowa sukcesu.

Książka rozbita na rozdziały wktórych autorka oprócz omówienia zagadnień i podstawowych kwesti licznie sięga po przykłady (czasem przytaczając fragmenty książek) na przykładzie których omawia zagadnienie.

Ogólnie myślę że może się okazać przydatne. Choć nie było to na tyle porywające bym przeczytał jednym tchem.
 
__________________
A Goddamn Rat Pack!

Ostatnio edytowane przez Leminkainen : 31-10-2017 o 15:28.
Leminkainen jest offline  
Stary 09-10-2017, 18:59   #115
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację
10/12

Naszyjnik gołębicy. O miłości i kochankach - Ibn Hazm



****** - fajnie się czytało

Cytat:
Traktat Ibn Hazma o miłości i kochankach "Naszyjnik gołębicy" reprezentuje literaturę arabskiej Hiszpanii. Była to literatura interesująca już choćby dlatego, że stworzyły ją dwa jakże różne światy - świat wielkiej cywilizacji muzułmańskiej i świat hiszpańskiego średniowiecza.
Bardzo interesująca książka. Czytelnie napisana, okraszona opowieściami i wierszami.
Zawiera trzydzieści rozdziałów, w którym każdy poświęcony jest jednemu aspektowi. Autor na podstawie swoich wieloletnich obserwacji opisuje… miłość. Jej rodzaje, oznaki, stadia, język (słowny i cielesny), wady, zalety, wrogów i sprzymierzeńców uczucia, wszelkiego rodzaju rozstania i choroby (psychiczne) z nią związane.
Dodatkowo poznajemy, jak to kiedyś kochano w średniowiecznej Hiszpanii, czym był ideał piękna, jakiego spełnienia szukali kochankowie oraz jakie zapatrywania ma sam Bóg na temat miłości.
Dzieło skupia się na samym uczuciu i choć nie ma w niej żadnych wzmianek o samych stosunkach miłosnych, to i tak poznajemy szeroką paletę odcieni i barw seksualności tamtejszych ludów.

Ogólnie nie jestem osobą romantyczną, nie lubię też czytać ckliwych pierdół, toteż byłam bardzo zdziwiona, że tak dobrze bawiłam się podczas czytania tej małej książeczki.
Polecam każdemu, kogo interesuje wiedza… nieprzydatna, ale potrafiąca zabłysnąć w gronie towarzyskim :P
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline  
Stary 12-10-2017, 08:48   #116
 
Caleb's Avatar
 
Reputacja: 1 Caleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputację
8/12

Droga - Cormac McCarthy



Gatunek: fantastyka postapokaliptyczna

Istnieją autorzy, których trudno nazwać inaczej, niż na wskroś amerykańskimi. Dzieła takich pisarzy jak Salinger czy Irving zawsze były mocno osadzone w zachodniej kulturze. Bardziej współczesnym przykładem może być literatura Stephena Kinga. Każdy zna przynajmniej jedną jego książkę o sennym miasteczku w stanie Maine z postaciami pokroju starego ranczera, co to pomrukuje, że za Reagana było lepiej. Cormac McCarthy również z całą pewnością skupia się na swoich rodakach. Tytuły typu Krwawy południk albo To nie jest kraj dla starych ludzi mocno nawiązywały jankeskiej historii czy obyczajowości jako takiej. Nie inaczej jest z omawianą tutaj pozycją, choć przedstawia ona Stany Zjednoczone po bliżej niezidentyfikowanej zagładzie.
Opisać fabułę Drogi jest zadaniem bardzo prostym. O to mamy wyjałowione ziemie po których podróżuje bezimienny mężczyzna wraz ze swoim synem. Jak sami mówią, “niosą oni światło” oraz poszukują dobrych ludzi. Właściwie cała akcja książki opisuje to, jak próbują przeżyć oraz podtrzymują nikły płomień swojej nadziei. I właśnie tutaj zauważam pewien mankament. Czasem przez wiele stron nie dzieje się bowiem praktycznie nic. Mężczyzna z chłopcem przeczesują kolejny dom, jedzą żarcie z puszki, śpią pod plandeką, idą dalej. Powtórzyć razy dziesięć. Jasne, najważniejsze jest to, co dzieje się między wierszami. Ich rozmowy i pewna symbolika, która się weń wkrada. Czasem jednak tej codziennej szarzyzny występuje aż nazbyt wiele. Trochę więcej chciałbym dowiedzieć się o samym świecie, innych ludziach i dzikich bandach, błądzących po przeklętych ziemiach Ameryki. I nie mówię, aby porzucać wątek przewodni, jakim jest relacja ojca z synem. To jak zachowują się oni w sytuacjach zagrożenia wszakże bardzo wiele o nich mówi, a jednocześnie popycha akcję do przodu. McCarthy z resztą czasem podkręca atmosferę i rzeczywiście, wtedy robi się naprawdę ciekawie.
Autor jest starym, pisarskim wygą i to zdecydowanie widać. Opisy zniszczonego świata są bardzo niepokojące oraz oniryczne. Czasami sposób opowiadania zdaje się wręcz załamywać, nabierając chaotycznego sznytu. Nic w tym dziwnego, skoro podczas podróży dwójki bywają dni, kiedy niemal dogorywają, a cierpka jawa miesza się ze snami. Czasami u McCarthy’ego mają miejsce quasi-poetyckie wstawki, jest również miejsce na kilka nawiązań religijnych. Początkowo powoduje to u czytelnika konfuzję (celowo), lecz ostatecznie tworzy ciekawy misz-masz. Sednem książki pozostaje jednak surowa relacja tego, w jaki sposób ojciec stara się ratować człowieczeństwo swojej latorośli, a trzeba dodać, że są obydwaj świadkami strasznych rzeczy. Pozornie nie robi on niczego spektakularnego, głównie szuka dla syna pożywienia oraz miejsca na kolejną noc. Ich rozmowy są bardzo proste i obdarte ze złożonych przemyśleń. A jednak gdzieś pod spodem czuć prawdziwą troskę oraz miłość do dziecka. Ta emocjonalna więź stanowi z pewnością najmocniejszy element książki.
Droga to dość dobra pozycja, choć nie dostrzegam w niej czegoś przesadnie ambitnego. I raczej nie chodzi tu o jej amerykański wydźwięk, o którym mówiłem na początku. Odnoszę wrażenie, że niektórzy doszukują się tutaj większej głębi, niż w istocie jej jest. Może o tym świadczyć sama geneza powstawania Drogi. Autor zebrał bowiem nań materiał podczas zaledwie jednej nocy, kiedy w istocie podróżował ze swoim synem (na szczęście w o wiele lepszych warunkach). Uważam więc, że to zaangażowana emocjonalnie pozycja, napisana w zręcznym stylu… lecz jednocześnie o bardzo prostej strukturze. Czasem aż nazbyt łopatologicznej - to właśnie wtedy podjeżdża dłużyznami, jeśli nie nudą. To wszystko sprawia, że tytuł McCarthy’ego czyta się bardzo szybko i z reguły przyjemnie, niemniej trzeba przywyknąć iż dzieło ma zwyczajnie monotonną strukturę.
 

Ostatnio edytowane przez Caleb : 12-10-2017 o 14:54.
Caleb jest offline  
Stary 12-10-2017, 09:26   #117
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
A co mi tam, przyznam się... powiecie najwyżej, że jestem świntuchą - nic nowego.

7/12
Stjepan Sejic
Sunstone


******* - super, polecam wszystkim

Sunstone to komiks erotyczny ze zdecydowanym oznaczeniem na +18, opowiadający o losach dwóch kobiet, które umawiają się przez internet na spotkanie domina-uległa.
Z góry jednak powiem, że motyw erotyki to nie wszystko, postacie bowiem są nie tylko pięknie narysowane, ale też bardzo wiarygodne w swoich rozterkach, przemyśleniach i zachowaniach. No i urocze. Serio, jest coś takiego w tej serii komiksów, że określenie "urocze" pasuje tu chyba najlepiej.
Zresztą w recenzjach serii często można wpaść na takie właśnie zdanie: "I'm not into BDSM...but this story...I get it." Może to dlatego, że postacie po prostu żyją w tym komiksie - czasem jest wzruszająco, czasem smutno, czasem pikantnie, a czasem wręcz komediowo (w sumie to chyba nawet przeważnie ;>). Ciężko się tym znudzić, choć faktem jest, że pod koniec trochę miodu wylewało mi się z monitora.
Tak czy siak pamiętać należy, że to nie jest seria o przygodach dziewczynek ze szkółki niedzielnej, jeśli więc kogoś tematyka BDSM czy związków homoseksualnych odrzuca - to nie jest pozycja dla niego.
Pozostałym osobom, które mają ochotę przeczytać coś z nutką pieprzu i pooglądać piękne ilustracje - polecam gorąco. A wielbicielom ryżych łebków jeszcze bardziej (żona rysownika jest rudzielcem, więc czuć faworyzację tego odcienia włosów).

PS. Komiks został wydany też w Polsce!

PPS. W sumie przeczytałam 5 tomów (all), ale że to jednak komiks, to liczę sobie jako jedną publikację w naszym wyzwaniu.
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline  
Stary 31-10-2017, 12:51   #118
 
Caleb's Avatar
 
Reputacja: 1 Caleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputację
9/12

Krótkie wywiady z paskudnymi ludźmi - David Foster Wallace



Gatunek: urban fiction


Jedno trzeba przyznać już na samym początku. Nie ma dla tej publikacji bardziej trafnego tytułu. Krótkie wywiady z paskudnymi ludźmi to zbiór opowiadań i anegdot obleczonych grubą warstwą psychologicznego brudu. Czasem stanowi wręcz czysty strumień świadomości autora, z którego przemawia obraz pilnego obserwatora ludzkiej natury, szczególnie jej negatywnych aspektów. Wallace w swojej książce wiele miejsca poświęca zaburzeniom psychicznym, na które sam cierpiał oraz szeroko pojętym docieraniu do samego siebie. To ostatnie zazwyczaj dzieje się jednak za pomocą traumatycznych przeżyć, będącym tłem dla postmodernistycznej narracji książki. Wbrew tytułowi, autor nie ocenia swoich bohaterów. Po prostu wrzuca czytelnika w sytuacje, będące jawną dekonstrukcją ustalonego ładu społecznego.
W zbiorze uświadczymy historie, które albo są sprytnie absurdalne albo “walą w ryj” bez żadnych ogródek. Spowiedź ojca, którzy szczerze nienawidzi swojego syna; seksualne fiksacje związane z... koncepcją zatrzymania czasu czy wreszcie tytułowe wywiady, rzeczywiście częstokroć wyjątkowo paskudne. Wszystkie te fabuły łączy jeden wspólny mianownik. Wallace zdaje się albowiem wierzyć, że człowiek jest istotą pełną sprzeczności, mówiąc dosadnie - zwyczajnie popieprzoną. Paradoksalnie, w jego wizji ludzkiej kondycji jest więcej rzeczy nietypowych, niż zwyczajnych. Nawet jeśli autor posługuje się czarnym humorem, to jednak zazwyczaj konkluzja jest taka, że amoralne rzeczy będą się działy i często nie wyniknie z tego żadna lekcja. My natomiast możemy tylko rozłożyć ręce w geście bezradnego "no, bywa".
Trzeba jednocześnie oddać na ile myśl ta jest z gracją przekazana. Pióro autora cały czas pozostaje absolutnie świetnie. Nie szydzi on, lecz balansuje na granicy ironicznego komentarza. Jest trochę jak jeden z amerykańskich komików wykonujących stand-up, których ciąg myślowy opiera się na obserwacjach życia codziennego. Podobnie jak u nich, Wallace sprawnie operuje swoim cynizmem, nie bynajmniej aby szokować, lecz w celu pokazania smutnej prawdy o nas samych.
Warto jeszcze dodać coś eksperymentalnych środkach stylistycznych. Bywa na przykład, że historia jest przez opowiadana za pomocą przypisów lub, iż autor wymyślił własny żargon, jaki mógłby być używany w odległej przyszłości i nim właśnie posługuje się przez jedno z opowiadań.
Można pomyśleć, że książka jest smutna, ponura wręcz. Muszę jednak oddać, że do Wallace'a czuje się jakąś sympatię, może właśnie dzięki temu jak celnie potrafi odnaleźć pewne nawyki w zachowaniu, tożsame dla każdego. To człowiek, który niczego nie koloryzuje, dlatego kiedy czasem pojawia się u niego jakiś promień nadziei, chce się weń wierzyć. Dopiero w obliczu całej goryczy tego świata, można przecież docenić nieliczne przebłyski dobra.
 

Ostatnio edytowane przez Caleb : 31-10-2017 o 13:32.
Caleb jest offline  
Stary 06-11-2017, 21:06   #119
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację


14/12
Algorytm wojny (cykl) - Michał Cholewa

gatunek: sci-fi



******** - Wow! Wgniotło mnie w fotel (Gambit)
******** - Wow! Wgniotło mnie w fotel (Punkt cięcia)
******* - super, polecam wszystkim (Forta)
******** - Wow! Wgniotło mnie w fotel (Inwit)
******* - super, polecam wszystkim (Echa)
Cytat:
- Są tam jeszcze ludzie Borgii i Piętaszka, razem będzie nas prawie dwa plutony. - Kicia bezskutecznie usiłowała nadać swojemu głosowi optymistyczny ton. Przyspieszony oddech i komlink skutecznie sabotowały jej wysiłki.
- Przeciwko, kurwa jej jebana mać, całej kompanii. Ze wsparciem pojazdów. I artylerii. I od kiedy cztery niepełne drużyny to dla ciebie „prawie dwa plutony”?
- Mogę go zastrzelić za sianie defetyzmu? - rozległo się w eterze ponure mruknięcie Szafy.
Wszystko odbywa się niecałe 200 lat do przodu w czasie względem nas.

Ludzie przez ten czas skolonizowali kosmos. No może niecały... jest sobie taka jedna wioska dzielnych ufoków...
Nie, to nie ta bajka.
Ale fakt faktem setki, tysiące układów skolonizowanych zostało.
Aż nadszedł "Dzień"... i skończył się dzień dziecka...

Chiński wirus zainfekował SI wykorzystywane masowo i właściwie wszędzie od androidów po wysokie SI odpowiadające za nawigacje statków kosmicznych, lub automatyzację całych maist i tego właśnie "Dnia" dzięki temu wirusowi SI stanęły przeciwko ludziom.
Przypominało to holocaust, a przynajmniej jego zapowiedź. Androidy rozstrzeliwujące spanikowane tłumy na ulicach? Proszę bardzo. Całe miasta gazowane przez SI sterujące systemem środowiskowym? Jak najbardziej. Zasadniczo każdy sposób był dobry, liczyła się tylko zimna i logiczna eksterminacja.

Ludzkość przetrwała i tę dziką, desperacką wojnę z SI, wojnę o istnienie gatunku. Wygrała, ale cena za to była koszmarna. Miliardy trupów, utrata koordynatów na całe sektory systemów skolonizowanych, a teraz odciętych (bo za dane nawigacyjne przepadły wraz z SI), potrzeba przestawienia się na technologię bezSI, co jest ciężkie gdy się od niej uzależniło. Totalna ruina.
Co więc ludzkość zrobiła w takiej sytuacji?
To proste, zrobiła to co potrafi najlepiej.
Ludzie rzucili się sobie nawzajem do gardeł o władzę nad tymi ruinami.

Osiem lat po "Dniu" wojna wciąż trwa, ale zostali tylko trzej gracze. Unia Europejska, USA i Chiny dzielące pomiędzy siebie znaną część kosmosu i trwające w bezustannej wojnie. Jednocześnie wszyscy doskonale pamiętają "Dzień" i boją się czy aby SI na pewno zostały pokonane i zniszczone, czy też ludzkość czeka 'dogrywka'.


Ten cykl miażdży, jest po prostu zwycięzcą.
Mam problem z tym jak napisać tę recenzje, aby nie była w tonie żenująco euforycznego orgazmu uwielbienia. Istny szał.
Teoretycznie głównym bohaterem cyklu jest Michał Wierzbowski, żołnierz plutonu por. Catrwright z jednego z regimentów korpusu kolonialnego. Ale to nie jest do końca prawda, bo można powiedzieć, że bohaterem jest tu cały pluton, a „Wierzba” jedynie primes Inter pares. W różnych miejscach zresztą inne postacie przejmują pałeczkę pierwszeństwa. Demoniczny płk. Brisbane z dowództwa operacji specjalnych, tandem: komandor Delanov i admirał Kuerten? Różne wątki, różne wiodące postaci.
Będąc przy postaciach, to są zrobione fenomenalnie. To trzeba mieć jakiś dar, talent, urodzić się z tym, żeby przedstawiać postaci tak dobrze. Za pomocą kilku zdań, didaskaliów, niewielkich opisów tworzyć tak autentyczne osoby z krwi i kości. Coś nie do podrobienia. Truskawką na torcie jest tu postać Brisbane’a, Australijczyka można nienawidzić albo wręcz pokochać. Za to co robi sukinsyn wręcz do sześcianu, ale przecież ktoś musi… postać niejednoznaczna, postać warta odrębnych dyskusji. Takie postacie napisać to wyzwanie. Jaimie Lannister swoją niejednoznacznością Brisbane’owi buty może czyścić.
Profesjonalizm ‘do bólu’ “Wunderwaffe” Weissa, oportunizm Sorena Thorne’a, cynizm “Szczeniaka” Van Reutersa, albo poczucie misji portugalki “Kici”. Samotność dowódcy cpt. Jane Cartwright, tęsknota za domem komandora Delanova. Autentyzm z postaci wycieka tak, że nie ma takiego mopa co by to wszystko zebrał.

Drugim z niebywałych talentów Cholewy jest umiejętność gry na uczuciach czytelnika. To cholerny potwór.
Cytat:
Wtedy też dowiedział się o ośmiu chłopcach ze zwiadu, których lodówki nawaliły w trakcie podróży. Cholerny pech – przetrwali wojnę, a zabiła ich oszczędność własnego kraju. Nie znał żadnego z nich z nazwiska, choć zdaje się zamienił z nimi kilka słów, zanim położyli się w kriogen. Jeden miał chyba żonę. Szkoda kobiety, pewnie na niego czekała, szczęśliwa, że mąż przeżył oddalone o siedemdziesiąt lat świetlnych piekło.
Powyższy kawałek bije w baniak dopiero gdy czytelnik wie co żołnierzy Unii spotkało na planecie New Quebec, którą szturmowali. Przez co przeszli. Człowieka chwyta bezsilność i ma ochotę pytać: za co ****?!? . Cholewa do cholery co postacie tej książki Ci zrobiły, że wychodzi z Ciebie tak chory sadysta?
To powyższe to drobiazg. Bo inne sceny zdecydowanie mocniej ‘ryją’.
Jedno ciało opisane jednym zdaniem, żadna osoba choćby z imienia wymieniona w książce, a dorosłego człowieka chwyta cholerny żal i poczucie beznadziejnej bezsilności wiedząc kim ten trup była, jak zginęła. Takie momenty jak wejście grupy abordażowej na wrak “Toskanii”, jak szarża kompanii pum na chińskie umocnienia i rozkaz dla nich po tym ataku, spotkanie Wierzby i Kici z rannym jankesem na bagnach New Quebec, los “Jaszczura” wahadłowca typu clansman przewożącego żołnierzy porucznika Ettnera, demobilka Kowboja, śmierć porucznik Cartwright i to z czym się wiązała…
Powiem tak:
Trup ścieli się gęściej niż u GRR Martina i nawet względem noname’ów potrafi uderzyć bardziej niż Neda Starka czy krwawe wesele w GoT. Pozostając przy pewnym porównaniu, można rzec, że Martin szafuje śmiercią bo te zgony pchają gdzieś fabułę GoT-u, coś oznaczają, są ważne. U cholewy nie zawsze i nie do końca… stąd czasem wrażenie, że autor jedzie tu po linii sadyzmu wykańczając ludzi, których śmierć wcale nie jest jakaś ważna dla fabuły.
Okręt niszczony wiązka lasera dalekiego zasięgu, po utracie powłoki refleksyjnej wyparowuje z setką ludzi. Czytelnik poznał raptem kilkoro z nich ze sceny na mostku kapitańskim, a strate całej załogi odczuwa mocniejszą niż w innych książkach gdzie ludki giną hurtem. Giną ludzie mający swe rodziny, zaakcentowane marzenia, dumę, lub choćby poczucie “najgorsze za nami”.
Czy jest to bzdura i przesada?
Właśnie nie.

Czasem można odnieść wrażenie, że jednym z głównych bohaterów tego cyklu jest jednak… wojna. Te wszystkie śmierci, czasem beznadziejnie niepotrzebne, tylko akcentują to w jakich realiach akcja się dzieje. Pokazuje się bezlitosna twarz wojny, jest ona niczym wywołany demon, który nie ma litości ani sumienia. Przez te liczne tragedie wojna w tym cyklu to nie tło, ona agresywnie atakuje na każdym kroku, pokazuje czym kończą się ambicje i wybranie drogi konfliktu za pomocą karabinów i pocisków termonuklearnych okrętów kosmicznych.
W tym wszystkim można zauważyć walkę z dehumanizacją jaka na przykładzie naszego plutonu dzieje się przez 4 części cyklu. Z początku w Gambicie to zwykłe trepy mające jakieś zasady i reagujące sprzeciwem na to co wyrabia dowództwo operacji specjalnych. W Inwit zaś? No cóż… Powiedzmy, że oddziałek przechodzi długa, ciężką drogę, która zostawia na nich spore piętno i ich zmienia. Szczególnie widać to w Forcie i na przykładzie Marcina, który chyba po to jest w tym plutonie najbardziej eksponowany.
Ludzkość przegrywa gdy toczy sama ze sobą wyniszczający konflikt. Poszczególni żołnierze przegrywają w walce o swoje człowieczeństwo. Widać to w takich scenach jak Węgier “Kowboj” po demobilizacji. Jak pluton działa dywersją w chińskim Fushun, jak resztki plutonu wypoczywają w Nowym Londynie, a nawet naturalna i beznadziejnie optymistyczna technik Isaakson ma juz w sobie skazę nieprzystosowania do życia w cywilu (pomimo postawy epatującej czymś przeciwnym).
Nie wszyscy przegrywają, jak choćby Hiszpan “sokole Oko”, ale czy w takich przypadkach opcja wierny ideałom po śmierć jest tak naprawde zwycięstwem, gdy tę śmierć widzimy?

Ciekawy jest też w tym wszystkim motyw “wroga”. Czytamy to wszystko z pozycji Unii, ale czy wrogiem są Amerykanie? Oni mają wszak swoje cele, ambicje. 101 powietrznodesantowa w Gambicie ginie w walce z korpusem kolonialnym UE chcąc odbić okupowaną planetę. Chińczycy? Jednym z głównych bohaterów w Punkcie Cięcia jest chiński admirał, nie brak tu postaci Chińczyków sympatycznych, to też ludzie wplątani w wojnę po prostu. Wróg SI? Może i tak. Ale czyż ostatnie z nich nie są po prostu obiektami bezpardonowych polowań? Czy te SI, które przetrwały chcą niszczyć ludzkość, czy “żyć” tak po prostu. Któż po przeczytaniu Gambitu nie zapała sympatią do Ariadny i nie odczuje żalu za nią w pewnym momencie?
Znów wojna. Wrogiem jest ten stan konfliktu, to co niszczy postacie, co zabija je pojedynczo i hurtowo.

Innym świetnym aspektem są sceny bitewne rzutujące na tempo akcji. Są opisywane z perspektywy drużyny, plutonu, kompanii, raczej w ogólnych opisach w większej skali (major Von zangen FTW!!!). Zrobione jest to soczyście i fajnie wplecione są aspekty techniczne klimatów przyszłości.

A potem dochodzi do opisów walk w przestrzeni kosmicznej czasem całych flot i człowiek przygotowany na to, iż ciężko aby autor radził sobie wyśmienicie zarówno w kwestiach classic combat jak i space war, doznaje wspaniałego rozczarowania. Starcia w przestrzeni są miodne do bólu, nawet jeżeli (jak postacie zauważają) w momencie puszczenia pierwszych rakiet ofensywnych wszystko przejmuje zimna matematyka. Decyzje w trakcie są już mało istotne, gdy za wszystko odpowiadają bloki walki elektronicznej i analizy sekcji taktycznej. A jednak mimo takich założeń gdzieniegdzie widać jak można tę matematykę oszukać za pomocą uberplanu, czasem szczęścia, błyskawicznych nieszablonowych decyzji dowódcy okrętu, albo gry wywiadów. Starcia w przestrzeni przypominają upiorny cichy taniec przy muzyce wywiadu i silników mikromanewrowych przy pełnych dyscyplinach emisji okrętów, niewidocznych dzięki temu dla wroga. Po to by eksplodować w wymianie “exocetów”, “stiletto” czy “harpoonów” w nagłym pieprznięciu gdy się zaczyna na ostro. Te tańce marynarki nie są przy tym nudne, opisane są tak że palce lizać.

Nie żeby wszystko kręciło się wokół walki czy przemian postaci. Gra wywiadów i śledztwo w Punkcie cięcia, również w tej książce rozgrywki między dowódcami chińskimi i mandarynami Niebiańskiego Smoka, thrillerowe dochodzenie do prawdy co stało się na Atropos w Forta. Rozgrywki polityczne w które uwikłana jest resztka plutonu na Liberty w Inwit. To nie jest cykl jednowymiarowy batalistycznie.

Echo - to najnowsza książka i do cyklu należy tylko poprzez realia i uniwersum. to cykl opowiadań z czasów pomiędzy “Dniem” a wydarzeniami rozpoczynającymi się w Gambicie. Nie powiązane ze sobą właściwie niczym, dodające głębi uniwersum. Polecałbym czytać to jako pierwszą z książek, choć wyszła ostatnia. Opowiadania są różne. Smutne, tajemnicze (w jednym właściwie nie wiadomo czy koniec jest happy endem czy zapowiedzią tragedi, można sobie wybrac jak się rozumie ostatnią scenę), jest też opowiadanie humorystyczne trochę w klimacie M.A.S.H… Ot garnizon UE skupiający najgorszych chyba bumelantów i cwaniaków w siłach Unii XD

* * *

Żeby osłabić trochę ten hymn pochwalny czepnę się czegoś. Mianowicie technologii. Gambit miał być cyklem mało powiązanych ze sobą opowiadań, ale Cholewa w końcu uznał, że zrobi z tego spójną story i rozwinie na kolejne książki. W każdym tomie coraz mocniej akcentowane są niuanse techno, bo w ten sposób autor rozwija realia uniwersum, gdy porównać to techno z Gambita i Inwit to różnice są straszne, co może bić po oczach. To znaczy inaczej - poziom techno jest ten sam, ale po prostu eksponowanie go inne. Również można się czepiać czy 200 lat po nas wizja Cholewy w aspekcie techno nie jest za słaba, biorąc pod uwagę jak szybko technika już teraz prze do przodu. No cóż, ale wymogiem było, że te 2 wieki kolonizacji kosmosu. Ciężko zjeść ciastko i mieć ciastko. Trochę tu kwestia “Dnia” może tłumaczyć pewne rzeczy, że ta hekatomba cofnęła ludzi w techno. Mnie nie przekonało.
To jednak standardowy problem sci-fi i przewidywania jak będzie wyglądała przyszłość. Pięknej, logicznej wizji do której nie da się doczepić nie zaproponował chyba nikt czy to w literaturze czy filmografii.

Problem spory jest też w Gambicie pod względem rozkminy kto jest kto. W plutonie eksponowane są głównie 2 drużyny po 8 osób każda, do tego dochodzi porucznik Cartwright. Ale trepy z trzeciej drużyny też się przewijają.
I mamy tu nagle takiego typa:
Carlos “CJ” Janeirao, Portugalczyk, radiotechnik
5 opcji na opisywanie gnojka w didaskaliach i opisach…
Imię, nazwisko, ksywa, specjalizacja, narodowość. Kilkanaście pierwszoplanowych postaci tak opisywanych ‘różnie’ i kilka dalszych. Idzie się pochlastać kto jest kim. Do imentu.
Ja się w pewnym momencie poddałem i sięgnąłem do excela by to jakkolwiek ogarnąć i ściągawkę zrobić. Ale to tylko na początku tak, potem… człowiek się przyzwyczaja a i nazwiska ubywają, niestety.
Ciekawostka: niektóre skałdowe z wyżej wymienionych wypływają bardzo późno
Przykładowo dopiero w 3 części, Forcie, wychodzi jak ma na imię któraś tam z postaci i nie dlatego bynajmniej, że jest ono tajemnicą, a po prostu dlatego, że najczęściej inni zwracali się do niej po nazwisku lub ksywie, a w didaskaliach królowała funkcja w oddziałku lub narodowość.
To nadaje tym postaciom głębi, bo odkrywa się je coraz bardziej w kolejnych książkach.
I tak to człowiek dopisuje w tabelce coś u jednych, innych skresla na czerwono

No ale to tylko taki hint, jakby kto zagubił się w tych postaciach na początku.


Ten cykl to bodaj najlepsze książki jakie czytnąłem w ostatnich latach i musiałbym się sporo nagłowić by sięgnąć pamięcią co i kiedy tak mi podpasowało z literatury.
dodajmy do tego, że Gambit był debiutem Cholewy. Za Fortę wpadł mu już Zajdel.

Mały komunikat dla autora: Przestaniesz pisać, to ustalę gdzie mieszkasz!!!1111onejeden


 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"

Ostatnio edytowane przez Leoncoeur : 06-11-2017 o 21:15.
Leoncoeur jest offline  
Stary 08-11-2017, 12:26   #120
 
Caleb's Avatar
 
Reputacja: 1 Caleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputację
10/12

Arkham Asylum - Grant Morrison, Dave McKean



Gatunek: powieść graficzna


Azyl Arkham to z pewnością jedna z ciekawszych koncepcji w uniwersum DC. Mroczny szpital psychiatryczny jest zarazem więzieniem, gdzie przetrzymywani są najwięksi przeciwnicy Batmana jak Scarecrow, Bane, Harley Quinn czy oczywiście Joker. Mimo nowoczesnych zabezpieczeń, zazwyczaj odsiadka malowniczej ferajny nie trwa zbyt długo. Prędzej czy później zło wylewa się stąd na teren Gotham, czemu poświęcono wiele gackowych zeszytów. O rzeczonym miejscu powstała również bardzo głośna gra komputerowa. Z całą jednak pewnością najbardziej znanym dziełem, opisującym szpital, jest komiks Morrisona oraz McKeana z 1989 roku.
I tym razem osadzeni ani myślą się grzecznie resocjalizować, wkrótce wszczynając bunt pod przewodnictwem Jokera. Batman przybywa na miejsce, lecz jeszcze nie wie, że sytuacja wymaga znacznie więcej od obicia paru kaprawych facjat. Pacyfikując kolejnych przeciwników i zmierzając do największego ze swoich wrogów, stoczy także wewnętrzną walkę, przez większość czasu odbytą w oparach psychodelicznej symboliki. Jednocześnie poprzez retrospekcję czytelnik poznaje historię założyciela placówki. Na wskutek drastycznych przejść Amadeusz Arkham również toczy bój z własnym umysłem. Sposób przedstawienia jego manii sprawia zaś, że trudno już oddzielić majaki od nieznośnej dla lekarza rzeczywistości.
Cały z resztą komiks jest bardzo oniryczny i rzeczywiście przypomina spacer po umyśle obłąkanego człowieka. Akcja lubi się załamywać oraz postępować chaotycznie, gdzie zarzuca odbiorcę dziesiątkami nawiązań o charakterze religijno-mistycznym. Sprawia to, że momentami nie sposób zrozumieć fabułę, a należy ją zwyczajnie czuć. Albowiem tematem przewodnim jest spektrum postępującego obłędu, w którym pogrąża się zarówno Batman, co i Amadeusz. Stąd jednak rodzi się moje zwątpienie, co do pojemności realizacji takiego pomysłu. Bo choć schorowana atmosfera jest bardzo sugestywna, tak po pewnym czasie przestaje wystarczać jako jedyny środek wyrazu. I mówię tu z pozycji osoby, która czytała oryginalny skrypt do komiksu, ze wszystkimi wytłuszczonymi doń odniesieniami. Śledząc go, trudno pozbyć się wrażenia, że historia to wór pomysłów, gdzie po trochu pije się do wszystkiego: filmów Hitchcocka, psychoanalizy, postaci Jezusa (ileż można). Poszczególne sceny są ładnie opakowane, ale wrzucone luzem, bez wzajemnej korelacji. A to, że scenariusz jest o szaleństwie, nie wyklucza przecież potrzeby istnienia szerszego kontekstu.
Kreska to już zupełnie inna bajka. Tytuł został fenomenalnie narysowany. Warto pochylić się nad każdym paskiem i smakować jego ostre kontury, które za nic mają sobie banalną symetrię oraz ład. Kadry często zdają się na siebie nachodzić; nieraz zostaje rozmyte tło oraz drugi plan. Zabieg, który w innym komiksie uczyniłby go nieczytelnym, tutaj tylko podkręca szalone (dosłownie) tempo i robi to świetnie. Od niektórych scen nie sposób oderwać wzroku i właściwie pokuszę się na stwierdzenie, że brak w komiksie słabego, a nawet przeciętnego szkicu. Dla mnie Arkham Asylum nie było przełomowe tyle pod względem narracyjnym, co graficznym właśnie.
Komiksy superbohaterskie mają tę fajną cechę, że są uniwersalne. Każdy pokolenie oraz autor mogą mieć własną wizję danej historii i opowiedzieć ją w inny sposób. Działają trochę jak nośniki pewnych archetypów. Maska oraz peleryna bywają więc okazją do opowiedzenia szerszej historii. DC rozumie to szczególnie dobrze, gdyż w ich postaciach jest więcej psychologicznej głębi, niż mogłoby się to na pierwszy rzut oka wydawać. Dla przykładu Zabójczy żart Alana Moore'a stawiał pytanie czy dobro może istnieć bez zła, tak jak Batman oraz Joker zdają się wzajemnie potrzebować. Nie potrafię jednak powiedzieć o czym konkretnie mówi Arkham Asylum. Jest tu tak wiele, a zarazem brakuje klarownej puenty. Podczas jak poszczególne, małe sceny w komiksie są całkiem sprawne, tak Morrison zwyczajnie przynudza, gdy chce opowiedzieć coś złożonego. Wtedy wolę skupić się już stricte na rysunkach, bo to nie zawodzą ani na chwilę.
 

Ostatnio edytowane przez Caleb : 14-11-2017 o 11:50.
Caleb jest offline  
Zamknięty Temat



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 05:31.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172