08-06-2018, 17:38 | #41 |
Reputacja: 1 | 6. Preacher - Garth Ennis, Steve DillonGatunek: powieść graficzna Recenzja może zawierać spoilery. Ocena: 8/10 |
15-06-2018, 22:34 | #42 |
Majster Cziter Reputacja: 1 | 11/12 Andrzej Stój - "Graj fair" Gatunek: poradnik do RPG, głównie dla MG. Ilość str.: ok 130 Pierwsze wydanie: Wydawnictwo Portal Games, Gliwice 2014 - No i kolejny alamach głównie dla MG z serii "Graj...". I kolejny wart polecenia z mojej strony. Chyba jeden z ciekawiej i najprzystepniej napisanych z tych które udało mi się przeczytać. Bardzo przypadł mi do gustu styl autora w tym duża samoświaomość, że ludzie są różni więc nawet pisząc poradnik dobrze jest o tym pamiętać, że nie wszysto może podpasować pod czytelnika/użytkownika. Nie ma mądraliństwa i obietnic, że są jakieś uniwersalne złote zasady które zawsze i w każdej sytuacji się sprawdzają. To mnie chyba najbardziej przekonuje do tej treści jaka jest opisana w tym poradniku. - Poradnik jest podzielony na kilka tematycznych rozdziałów gdzie każdy omawia co innego. W pierwszym są to ogólne "zasady stołu" czyli różne zasady jakie świadomie czy nie każda erpegowa grupa umawia się wedle jakich będzie grać np. że tylko MG rzuca kośćmi, że gramy w weekendy od 19-tej, że na czas sesji wyłączamy albo wyciszamy komórki itd. I podpowiada co porazić jeśli ktoś łamie takie zasady np. oszukuje w kościach. Przydatne zwłaszcza dla nowych MG którym przyszłoby misiować, zwłaszcza jakimś starym erpegowym wygom. Jak dobrać system czy kampanię w jaką chce się zagrać lub poprowadzić itd. - Poza tym jest sporo ciekawych spostrzeżeń, wskazówek i podpowiedzi wyjętych prosto z rozegranych sesji. Jak to rozegrać gdy nowy Gracz dochodzi do zgranej ekipy i zwykle trzeba się bardziej zaangazować by kogoś takiego nie wystraszyć. - Jak to jest z powtarzalnym rzucaniem kości które drastycznie zmniejsza szanse na sukces (np. wykulać 3x pod rząd 50% szans na sukces przy skradaniu, wspinaczce czy czymkolwiek a wykulać raz nawet 25%). - O rozdzielaniu PD jako wspólnej puli co pomaga zgrać Drużynę chociaż nie wszystkim musi się to podobać. A jednak myślę, że to mogłoby być ciekawe chociaż sam nigdy nie grałem ani nie prowadziłem takiej sesji. Ale pomysł, zwłaszcza na sesje gdzie gra się oddziałem, załogą albo inną zgraną paczką przyjaciół a nie "zbieraniną RPG" myślę, że jest warty rozważenia. - O ciekawej zagrywce jak można kulać za BN-ów nawet gdy są na innej planszy. I wówczas okazuje się, że panu superzabójcy czy podpalaczu z 80% szans na sukces skrytobójstwa którego ściga Drużyna któryś atak może jednak nie wyjść. Pomysł też wydaje mi się sensowny. Bo skoro BG kulają albo ten BN gdy jest w bardziej bezpośredniej interakcji z BG to w innych sytuacjach dlaczego nie? No chociaż to oczywiście zajmuje czas sesyjny i w sesjach stołowych chyba bardziej by mogło być to między sesjami gdyby MG sobie pokulał w spokoju ale na sesji pewnie też by dało radę. - O braniu i zachowaniu się jeńców. O tym paradoksie erpegowym, że BG prawie zawsze wyrzynają pole bitwy do ostatniej nogi. Jakaś taka dziwna epregowa tradycja. A można inaczej. Przegrywający przeciwnicy mogą spróbować uciec albo się poddać właśnie zamiast walczyć do ostatniego tchu. A gdy się poddadzą robi się całkiem nowe pole manewru jakiego nie ma gdy się wyrżnie wszystkich. A nawet to BG mogą się z jakiegoś powodu poddać. Nie wszędzie i w każdym systemie ma to sens bo tam gdzie filozofią systemu jest wyrzynka jakiś potworów w lochach no raczej po prostu może być takie coś ciężkie do wgrania. Ale myślę, że takie systemy jak młotek czy neuro jest już to całkiem niezłe do wprowadzenia. - No i garść wyrwanych z kontekstu cytatów: "Gracze nie patrzyli już tak przychylnie na "nasze" ogłuszanie. Kiedy okazało się, że to broń obosieczna i nie waham się jej użyć, zaczęła się druga dyskusja - czy zasady nie są tak zaprojektowane, by przypadkiem nie dało się zdjąć jednym ciosem bohatera gracza. (...) Po pierwsze, zasady faktycznie czasem trzeba zmienić. Po drugie, najlepiej modyfikować dopiero, kiedy okazuje się, że oficjalne reguły naprawdę nie działają. Po trzecie, pójście na rękę graczom nie oznacza, że takiego samego bonusu nie mają korzystać enpece." - s.50 z tematu "Jak to jestem nieprzytomny?" "Uważaj tylko, gracze na pewno spróbują wziąć cię pod włos. Zadeklarują, że działa tylko najlepszy a reszta mu tylko pomaga. Nie daj się w to wkopać. To zasada nie pod czynność zespołową (jak przesuwanie głazu czy naprawa samochodu) ale coś, co każdy musi zdać indywidualnie. We czterech nie patrzy się bardziej. Albo ma się bystry wzrok albo wpada się w pułapkę." - s. 61 z tematu "Jeden za wszystkich" "Krótkie ostrzeżenie, podkreślenie wagi ryzyka i zaproponowanie innej deklaracji. Tyle wystarczy. Nie jesteś niańką. Jeśli gracze świadomie decydują, że w zamian za sto eurodolców albo tysiąc PD ryzykują życiem swoich bohaterów, to trudno. Twoją robotą jest upewnić się tylko, czy rozumieją ryzyko i podkreślić, że nie będziesz ratować im tyłków na siłę. Wykładasz sprawę fair - reszta należy do nich." - s.66 z tematu "Niespełnione oczekiwania". "Jeśli nie wiesz co robić, zawsze stań po stronie graczy." - s.68 z tematu "Idź im na rękę". "Ktoś, kto za wszelką cenę chce rywalizować z innymi, nie potrafi zaakceptować porażki albo ciąglę robi sobie jaja, nie jest najlepszym materiałem na gracza." - s. 70. z tematu "Dres na sesji" --- Ocenia 8-9/10. Bardzo fajna książeczka z mnóstwem ciekawych i przydatnych rzeczy do skorzystania na sesji. I to zaróno stołowej jak i forumowej. Widać z tych literek wylewa się mnóstwo rozegranych w różnych składach, systemach i okoliczności sesji i to po obu stronach stołu (jako MG i BG). Polecam gorąco tą książkę, myślę, że jest bardzo ciekawą lekturą dla każdego erpegowca, zwłaszcza takiego który misiuje lub szykuje się do tej roli.
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić |
16-06-2018, 14:22 | #43 |
Reputacja: 1 | 7. Para w ruch - Terry PratchettGatunek: fantastyka Recenzja może zawierać spoilery. Ocena: 7/10 Ostatnio edytowane przez Caleb : 16-06-2018 o 16:15. |
20-06-2018, 22:43 | #44 |
Majster Cziter Reputacja: 1 | 12/12 Artiom Drabkin - "Ani kroku do tyłu." Gatunek: reportaż/wspomnienia wojenne z II WŚ. Ilość str.: ok 230 Pierwsze wydanie: Wydawnictwo Oskar, Gdańsk 2015 "Ani kroku... " ma podtyłuł - Wspomnienia żołnierzy walczących w batalionach karnych. Przynajmniej na okładce. Chodzi o bataliony karne Armii Czerwonej. Książka jest spisana jako reportaż przeprowadzony z ludźmi którzy służyli w takich karnych jednostkach. Reportaże przeprowadzono wiele lat po wojnie jak sądzę z opisów. Niemniej nadal jest to dla mnie pasjonująca lektura. Każdy rozdział to opowieść jednego uczestnika. Zwykle zaczyna się od imienia, nazwiska i zdjęcia portretowego byłego sztrafnika czyli właśnie członka karnej jednostki. Świetnie i bez upiększeń jest opisane, zwykłymi słowami, życie, relacje i realia nie tylko w karnych jednostkach ale i w Armii Czerwonej. Gdyby ktoś szukał materiałów np. do sesji w realiach Frontu Wschodniego, zwłaszcza z perspektywy czerwonoarmisty wówczas pewnie ta pozycja czytelnicza byłaby mu bardzo przydatna. Co mnie zaskoczyło bo się niespodziewałem po tego typu jednostce, ale w tych jednostkach dało się przeżyć. Świadczy o tym choćby właśnie ta książka z relacjami tych którzy przeżyli. Relacje wewnątrz takiej jednostki, jak i relacje z sąsiednimi jednostkami regularnej Armii Czerwonej były o dziwo niezbyt odbiegające od tego co działo się powszechnie w Armii Czerwonej. Nawet wiadomość o "batalionach zaporowych" mnie zaskoczyła bo wbrew powszechnemu wizerunkowi nie stali z Maximem i Nagantem w dłoniach zaraz za plecami żołnierzy jednostek karnych i nie tylko a raczej gdzieś na drogach przyfrontowych wyłapując maruderów i dezerterów. Za to do sztrafbatu (karny batalion lub sztrafrota - karna kompania) można było trafić z przyczyn najróżniejszych. Czasem przez zwykły, wojenny pech, pomyłkę, błąd, wykroczenie albo pijaństwo. Wspomnienia żałośnie obnażają jak mizerny jest taki ludzki okruch w starciu z wojną i jej machiną logistyczno - biurokratyczną. - Co ciekawe do karnej jednostki można było się zgłosić samemu. Głównie jako oficer dowodzący taką jednostką bo płaca była podówjna (chyba) i liczono do emerytury też ponadstandardową wysługę lat w takiej jednostce. Więc bywało, że standardowi oficerowie zgłaszali się na ochotnika do dowodzenia taką jednostką. Może to trochę dziwić ale gdy zestawi się to z zadaniami i "gospodarką planową" wedle jakiej traktowano standarowe jenostki już tak dziwne to nie jest. Filozofia była mniej więcej taka: "Robimy prawie to samo, z takim samym ryzykiem ale tam płacą dwukrotnie lepiej." - Też ciekawe jest, że wyroki skazujące na karną kompanie opisane w tej książcę nie były jakieś specjalnie długie. Zwykle 3 lub 6 m-cy. Mogło się przydarzyć, że cała służba w takim sztrafbacie upłynęła względnie spokojnie gdy front był dość stabilny. Inna sprawa była gdy ruszała któraś z radzieckich ofensyw. Wówczas nie tylko w karnych jednostkach robiło się gorąco. Ciekawe też jest opisany motyw zwolnienia ze służby w karnej jednostce prze terminem gdy ktoś został zraniony. Wówczas podpadało pod paragraf/zwyczaj "zmył krwią swoje winy" i traktowano zwykle jako przyczynę do wcześniejszego zwolnienia z karnej jednostki. Przy czym różnica przy wyrokach sądowych bywały ogromne. Jeśli komuś dawano wybór albo kilka lat (zwykle do 10 lat, tych z dłuższymi wyrokami chyba nie brano do takich jednostek) więzienia lub GUŁAGU a kilka miesięcy na froncie w karnej jednostce to wielu decydowało się na to drugie rozwiązanie. I wyrwany z kontekstu fragment książki: "Kto znalazł się w karnej kompanii? Było dwóch kursantów szkoły lotniczej, którzy poszli na samowołkę. Sierżant jakiejś kompanii, który zwinął dwa bochenki chleba dla domy, by nakarmić dzieci. Sanitaruszka z lazaretu któa do domu zabrała lekarstwo. Owszem kobiety też były. Były sanitariuszkami. Z jedną nawet się zaprzyjaźniłem. Bardzo dużo było chłopaków którzy zwalniani byli z więzień. Bandytów nie było - tylko złodzieje, chuligani. Trzymali się razem w grupach. W kompanii było sześć plutonów w sile po około 50 - 60 ludzi. Razem było nas 320 ludzi. Dowódcy - dowódca kompanii, jego zastępca, dwóch zastępców do spraw politycznych, propagandzista, dowódcy plutonów - nie byli sztrafnikami. " - s. 142 - Wołkow Anatolij Iwanowicz. --- Ocenia 8-9/10. Świetna książka dokumentalno - wojenna. Opowiedziana słowami jej uczestników. Opowiada historie z tej wojny od dalekiego zaplecza po wyprawy po schwytanie języka na teren wroga i zdobywanie przyczółków. Jak to wyglądało z perspektywy jej uczestników. Życie codzienne jak i "wielkie rzeczy". Dla kogoś zainteresowanego taką tematyką czy szykującego sesję w klimatach drugowojennej Armii Czerwonej no ta książka jest jak znalazł.
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić |
25-06-2018, 01:25 | #45 |
Majster Cziter Reputacja: 1 | 13/12 Jochen Böhler - "Najazd 1939 Niemcy przeciw Polsce" Gatunek: historyczna z II WŚ. Ilość str.: ok 330 Pierwsze wydanie: Frankfurt nad Menem 2009, wydanie polskie: Znak Horyzont, Kraków 2015 - Jak zwykle bardzo lubię czytać książki w których autorzy innych krajów piszą coś o nas, naszym kraju i naszej historii. Ot, zwyczajnie jestem ciekaw jak nas widzą i piszą inni. Specyficzne miejsce w takim nastawieniu mają autorzy niemieccy którzy piszą coś o nas. A, że często nasza dwa narody toczyły ze sobą wojny więc często jest to właśnie coś pisane z myślą o tych konfliktach. Tak samo jest i przy tej książce. Niemiec piszący o kampanii wrześniowej. Byłem bardzo ciekaw jak mu to wyjdzie. - No i jak wyszło? Cóż, w moim odczuciu jest to przede wszystkim książka pisana przez Niemca dla Niemców. Napisana w ostrożnym, stonowanym stylu jaki nie dąży do konfliktu a do zbadania sprawy jak to było. Książka rzeczywiście koncentruje się wybitnie na kampanii wrześniowej i co nie jest kampanią wrześniową jest skrajnie zmarginalizowane. - Książka bardzo pozytywnie mnie rozczarowała. Zdarzało mi się już czytać niemieckich autorów piszących o walkach przeciw Polakom na którymś z frontów czy kampanii II WŚ ale zwykle albo marginalizowali rolę biało - czerwonych albo pisali z perspektywy pretensji i żalów np. niemiecki generał z czasów II WŚ piszący książkę w latach chyba 60-tych który no naprawdę miał żal do Polaków i nie mógł zrozumieć dlaczego założyliśmy ten cały ruch partyzancki przeciw tym cywilizowanym Niemcom i ich nie lubiliśmy i w ogóle podstępnie strzelaliśmy im w plecy. No to patrząc pod takim kątem mamy do czynienia jak to się mówiło w PRL "z tym dobrym Niemcem". Facet nie ma jakichś żali czy pretensji a jedynie spokojnie tłumaczy jak to było z tą kampanią wrześniową. I sądzę, że pisał głównie z myślą o młodych Niemcach z przełomu wieków. - Autor co jednak trochę mnie osobiście rozczarowało a tytuł zmylił poświęca się głównie nalotom terrorystycznym Luftwaffe i zbrodniom Wehrmachtu na terenie Polski. Ja osobiście bardziej interesuje się działaniami stricte wojskowymi, specjalnymi czyli bitwami, kampaniami, dowódcami, sprzętem, techniką i zachowaniem ludzi podczas walk i stresowych, ekstremalnych sytuacji. Tego zawsze głównie szukam w reportażach i dokumentach wszelakich o wszelakich konfliktach. A reszta mnie interesuje mniej. No dla mnie ta książka o działaniach zbrojnych pisze dość niewiele a koncenrtuje się właśnie na tej reszcie. - Niemniej uważam, że dobrze, że autor, niemiecki autor, napisał taką książkę. Która ukazuje jak Niemcy celowo i z premedytacją mordowali Polaków i dokonywali zbrodni wojennych. Jak jeszcze przed wojną utworzono specjalne grupy karierowiczów i oportunistów dziejowych którzy wkraczali za jednostkami Wehrmachtu i zwalczali się bohaterskim zwalczaniem "insugerentów". Jak to niemieckie samoloty celowo zwalczały nie tylko cele wojskowe. Jak regularne jednostki niemieckiej armii w chaosie walki uwielbiały wręcz wszelkie niejasne sytuacje przypisywać polskim jednostkom wojskowym albo polskim partyzantom. - To akurat mnie zaciekawiło. Bo obraz reakcji żołnierzy niemieckich podczas kampanii wyłania się mniej więcej taki. Jeśli gdzieś, po zakończeniu walk, np. podczas obozowania, padały strzały albo tylko wydawało się jakiemuś Niemcowi padały strzały to od razu wiadomo było kto jest winny: polscy partyzanci (przy czym no bez przesady, partyzantów z prawdziwego zdarzenia a na pewno nie na tak masową skalę by obejmowała ona cały kraj, wówczas, we wrześniu '39-go jeszcze nie mogło być mowy). I to już dawało świetny pretekst by zorganizować jakąś akcję odwetową na kim popadnie, zwykle na okolicznych mieszkańcach. - Autor ładnie uwypukla nagonkę i presję jaka towarzyszyła żołnierzom niemieckimz góry które wręcz zachęcały i niewiele robiły by zastopować zbrodnie regularnych jednostek niemieckich. Ogólna praktykologia była taka, że dopóki jakies działanie np. "akcje odwetowe" czyli palenie ludzi w stodołach, nie zmniejsza zdolności bojowej jednostki to właściwie tacy dowódcy, i jednostki wojskowe nie ponosły żadnych konsekwencji. Nawet jeśli było to niezgodne z obowiązującym wszystkich żołnierzy niemieckich regulaminem i prawem. - Swoją drogą autor ciekawie opisuje pokłosie powstań śląskich. Mianowicie w Niemczech i Wehrmachcie zapanowała przed kampanią wrześniową jakaś mania na "insugeretntów" polskich. Czyli w domyśle na "tych strasznych insugerentów" z czasów tych powstań których zdawali się widzieć w każdym Polaku, polskiej wsi i mieście. A strach ma wielkie oczy więc przy niejasnej sytuacji łatwo znajdywano takich powstańców już podczas trwania walk lub tuż po. Często było to spowodowane nawet friendly fire. Jest opisane kilka przypadków gdy prawdopodobnie dwa oddziały niemieckie, po nocy, podczas biwakowania, ostrzelały się nawzajem. Oczywiście przeprowadzono akcję odwetową na pobliskiej ludności bo na pewno byli wśród nich partyzanci którzy zaatakowali podstępnie dzielnych, niemieckich żołnierzy. Wyrwany z kontekstu fragment książki: "W dzienniku działań bojowych pułku egzekucję przeprowadzoną rankiem 2 września usprawiedliwiano tym, że podjęte środki miały podziałać odstraszająco na otoczenie i "ustrzec oddziały przed kolejnymi atakami tego typu nie tylko podczas wymarszu z miejsca zakwaterowania, lecz także w ciągu następnych dni, gdyż wieść o egzekucji błyskawicznie rozeszła się po okolicy." Mimo to najwidoczniej nie odniosło to przewidywanego skutku, skoro jeszcze tego samego dnia w rejonie operacyjnym pułku odnotowano ataki partyzantów i ponownie zarządzono działania odwetowe. "Ledwo co pierwsza część pułku opuściła Węglewice, a już z wielu domów padły strzały w kierunku pozostałych żołnierzy, zwłaszcza w stronę artylerii. W rezultacie cała wieś została ostrzelana z moździerzy i spalona." Jeśli za przyczynę atakowania pułku uzna się nie tyle udział polskiej ludności w walkach, ile raczej rozpowszechnione wśród żołnierzy jednostki urojenie, to trudno się dziwić takiemu obrotowi sprawy." - s.195 o spaleniu wsi Torzeniec 2.IX przez oddziały 41 pułku piechoty "Ogólna nieufność zwóciła się przede wszystkim przeciw polskim żołnierzom, których bynajmniej nie postrzegano jako równych przeciwników. Niemeckim oddziałom wydawało się, że do Słowian i Żydów należy odnosić się z największą ostrożnością, co wynikało rzekomo z najniższych cech charakteru tych grup etnicznych, przede wszystkim przypisywano skłonność do podstępu. Jeśli polski żołnierz działał z ukrycia, wykorzystując jako osłonę domy, drzewa lub zarośla, to nie uznawano to za przykład "honorowej" walki. W niemieckich dziennikach wojennych, w listach przesyłanych pocztą polową i w rozkazach określano wrogów - stosownie do przypisywanej im powszechnie taktyki - jako "strzelających zza drzewa", "strzelających z zarośli", "strzelających z dachów" czy "strzelających z piwnicy". W niemieckim żargonie wojskowym oznaczało to tyle samo co "partyzanci". Kto walczył w taki sposób, ten musiał swoją, "niehonorowść" przypłacić życiem. Ta pokrętna i niedorzeczna interpretacja prawa wojennego znalazła jednak potwierdzenie w oficjalnych stanowiskach wyższych rangą wojskowych. I tak na przykłąd 12 września 1939 roku pułkownik przy sztabie generalnym Eduard Wagner wydał "zarządzenie o posiadaniu broni", zgodnie z którym na obszarach okupowanych - położonych na zachód od Sanu i środkowej Wisły oraz na północ od Narwi - posiadanie jakiejkolwiek broni miało podlegać karze. Podjęta wówczas decyzja została uzasadniona faktem, że te "nie są już obszarem prowadzenia działań bojowych"* Jednak na wymienionych terenach - wskutek szybkich postępów niemieckiej ofensywy - za linią frontu pozostawały tysiące żołnierzy polskich, którzy na mocy wyżej wymienionego zarządzenia zostali uznani za partyzantów. Był to środek podjęty przez sztab generalny na specjalne życzenie samego Hitlera." - s. 204 z rozdziału o mordowaniu jeńców polskich. *A tu taka moja uwaga co do tej rzeczonej "linii frontu" z dnia 12.IX no to coś mi świta, że na lewo (zachód) od tej wiślanej "linii frontu" to niemieckie jednostki dopiero blokowały warszawę od zachodu, Modlin wciąż się bronił, największa bitwa Wehrmachtu do czasu letnich ofensyw w Rosji czyli bitwa pod Bzurą była w pełni rozwinięta a Niemcy z trudem wdzierali się na polskie Wybrzeże. I wedle tego wspomnianego zarządzenia prawnego to te wszystkie bitwy ze strony polskiej toczyli już partyzanci --- Ocenia 7-8/10. Bardzo dobra książka dokumentalno - historyczna. Zwłaszcza, że napisana przez Niemca o kampanii w Polsce. No o oczko niżej niż bym dał za książkę poświęconą działaniom stricte wojennym. Ale książka napisana bardzo stonowanym, spokojnym i czytelnym językiem łatwo dla mnie przyswajalnym. Pewnie bardzo przydatna zwłaszcza w Niemczech. Bo no ja akurat jako Polak i jako trochę już siedzący w tej drugowojennej tematyce to no cóż, wiem, że Wehrmacht, nie żadni naziści, nie Waffen SS, tylko Wehrmacht czyli niemiecka regularna armia masowa z poboru która jak każda armia z poboru jest niezłym przekrojem przez społeczeństwo danego kraju, popełniała zbrodnie wojenne w Polsce na polskich żołnierzach i cywilach. No ale pewnie nadal sporo osób po drugiej stronie granicy ma trudności z przyswojeniem tych faktów to im pewnie by taka książka się przydała. Chociaż nie powiem bym stracił czas czytając tą pozycję było sporo ciekawych momentów które naprawdę mnie zantersowały. No i zdjęcia, z kronik i prywatne, wykonane przez żołnierzy niemieckich, bardzo ciekawe i wymowne. Więc jak ktoś by interesował się kampanią wrześniową, albo niemieckim społeczeństwem wcielonym w mundury no albo potrzebował do sesji jakieś analogii i motywów do armijnej swołoczy i samowolki no to tutaj by znalazł pewnie coś dla siebie.
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić |
09-07-2018, 13:39 | #46 |
Reputacja: 1 | 8. Pieśń lodu i ognia - George R. R. MartinGatunek: fantastyka Recenzja może zawierać spoilery. |
15-07-2018, 22:27 | #47 |
Dział Fantasy Reputacja: 1 | "Tajemnice psiego umysłu" Stanley Coren 2/7 Naprawdę dawno nie czytałem książki, która wzbudziła u mnie tak wielką euforię z powodu zdobywania wiedzy. Mógłbym tę kropkę powyżej potraktować jak zakończenie recenzji gdyż uważam, że najlepiej poleca się książki w sposób krótki i treściwy. Postaram się jednak przybliżyć nieco treść tej pozycji by każdy mógł ocenić czy też chciałby się z nią zapoznać. Książka opisuje sposób, w jaki najlepszy przyjaciel człowieka widzi świat swoimi sześcioma zmysłami ze wskazaniem dlaczego tak a nie inaczej z uwagi na budowę ciała i aspekty szeroko rozumianej psiej natury. Autor książki to profesor psychologii jednak język, jakim pisze ma tylko jedną rzecz wspólną z literaturą naukową: logicznie poukładaną treść. To ogromny atut tej książki. Pozwala wyszukać w mgnieniu oka interesujące nas informacje. Najsympatyczniejszą i ujmującą cechą języka narracji są częste przykłady z własnego doświadczenia autora jako hodowcy posiadającego w domu kilkoro czworonożnych członków rodziny. Opowiada on historie chwytające za serce z radości jak i żalu oraz przywołuje słowo pisane z przeszłosci by ukazać sposób pojmowania psiego umysłu na przestrzeni wieków (ten konkretny element zazwyczaj jeży włos na głowie). Pozdrawiam, nie mogąc się powstrzymać od emocjonalnego tonu wypowiedzi. Jestem w trakcie czytania kolejnej pozycji tego samego autora i już widzę, że następny post zostanie opublikowany w podobnej formie (i treści). Ocena: 9/10 |
19-07-2018, 01:41 | #48 |
Majster Cziter Reputacja: 1 | 14/12 Wiktor Suworow - "Lodołamacz" Gatunek: historyczna z II WŚ. Ilość str.: ok 330 Pierwsze wydanie: Wiktor Suworow 1989, wydanie polskie (II-gie): Wydawnictwo Adamski i Bieliński 1997? - Nie do końca mogę się zorientować po stopce kiedy książka została wydana po raz pierwszy. Z roku 97-go ma być wydanie II-gie. Książka którą mam i czytałem została wydana przez Dom Wydawniczy Rebis, w Poznaniu, w 2011 r. - No cóż, Suworow, dla mnie to klasa sama w sobie. Uwielbiam czytać ten jego kalulacyjny, podszyty momentami złością, momentami ironią styl. Autor pisze tak jak lubię: stawia jakąś tezę a potem punkt po punkcie go omawia. A jeśli opisuje jakiś głos sprzeciwu to też, obiera go jak cebulę i punkt po punkcie pokazuje jego słabe strony. Jak dla mnie świetny analityk piszący przystepnym dla takiego laika jak ja językiem. Do tego co by nie mówić o Suworowie to jednak sporo z tych teorii jakie stawia w swoich książkach ma ręce i nogi. Więc nawet jeśli się myli, albo ściemnia nawet to na tyle udanie, że wszystko układa się w sensowną całość. - Co do tej, konkretnej książki to ksiązka skupia się na przygotowaniach ZSRR do szerzenia rewolucji. Rewolucji światowej i globalnej. Takiej która wymaga przezbrojenia na tory gospodarki wojennej całego ludnego i potężnego kraju, dopiero co wyniszczonego dwiema wojnami (światową i domową). I to na wiele lat zanim ktoś pomyślał o kolejnej wielkiej wojnie. W takim świetle te wszelkie zbrojenia Związku Radzieckiego jakże miłującego pokój, uciskanie własnego narodu, czystki, GUŁAG, ma jak najbardziej sens jako podwaliny pod rozszerzenie rewolucji na resztę świata a na Europę w pierwszej kolejności. - Sam tytułowy Lodołamacz to pseudonim Hitlera jaki nadano w Moskwie Hitlerowi na długo zanim doszedł on do władzy i stworzył III Rzeszę. Książka wyjaśnia jakim cudem dwa teoretycznie tak nienawidzące się reżimy mogły tyle lat tak świetnie wspópracować. Dlaczego tak zawzięcie zwalczały socjalistów i wszelkich liberałów w Niemczech. Dlaczego potrzebna była czystka w państwie i w armii. - Przedstawia też esencję historii i teorii i praktyki komunizmu od jego praktycznych podwalin u schyłku I WŚ aż po lato 41-go. Gdzie jeszcze XIX wieczne teorie czołowych guru komunizmu jasno wskazywały na walkę klas i rozszerzenie rewolucji na cały świat. I komuniści traktowali to jak najbardziej na serio, traktując dwudziestolecie międzywojenne tylko jako przerwę operacyjną potrzebną na rozbudowę potencjału militarnego, przemysłowego no i samych sił zbrojnych z największymi siłami pancernymi, lotniczymi i spadochronowymi na świecie. Czyli siłami stricte ofensywnymi właśnie. - Najciekawsze rozdziały były dla mnie jednak te o przeswuaniu i mobilizacji całych armii począwszy od końca 39-go aż do ostatnich dni spokoju na granicy niemiecko - radzieckiej w czerwcu 41-go. Autorowi udało się zebrać i odtworzyć wiele rozmów, wspomnień, artykułów, dokumentów które zebrane do kupy jasno wskazują na mobilizację mas i zasobów na długo zanim sztaby Hitlera przystąpiły do pierwszych praktycznych szkiców planu "Barbarossa". Ześrodkowanie takiej masy wojsk i zasobów, w dwóch rzutach strategicznych na zachodniej granicy kraju tuż pod okiem licznych samolotów zwiadoczych Luftwaffe jest na pewno bezprecedensowym sukcesem strategicznym pod względem logistycznym i utrzymania tajemnicy. Myślę, że podobna do zaskoczenia jakie osiągnęli alianci zachodni przy lądowaniu w Normandii. - Ksiązka też wyjaśnia ten krzykliwy ton radzieckiej propagandy, różne "dziury" w pamięci we wspomnieniach licznych radzieckich generałów i marszałków, oraz opory przed otwieraniem archiw dotyczących pierwszego okresu wojny. No i skąd ten kult Wielkiej Wojny Ojczyźnianej który tak gładko wyjaśnia, że kochający pokój Związek Radziecki, wyposażony w żałośnie przestarzały sprzęt (taaa... ściema jak z plakatu ) latem 41-go został znienacka i podstępnie zaatakowany przez faszystowksie hordy Hitlera. - A tymczasem było na odwrót. Dwaj przywódcy dogadali się co do podziału Europy i z początku wszyskto szło zgodnie z ich planami. Pokonali Polskę a potem Hitler zabrał się za robienie porządków na Zachodzie. Dokładnie zgodnie z planami Moskwy, trałował tym swoim Wehrmachtem paki lodowe zachodu. Ale tutaj plan Moskwy się posypał po raz pierwszy bo Francka padła żałośnie szybko. Zamiast powtórki ze statycznych frontów znanych z poprzedniej wojny które mogły tak trwać i wyczerpywać obie strony latami Wehrmacht pyknął kolejny kilkutygodniowy blitzkrieg i było pozamiatane. No ostatnią nadzieją Stalina była jeszcze Anglia i to, że Hitler utopi tam desantując swoje najlepsze siły. Walki zapowiadałyby się długie i krwawe. Akurat na tyle by dobry wujek Joe zdołał odbudować swoje armie po wielkiej czystce i uderzyć w lecie 41-go na bijących sie ze sobą zachodnich chłopców. Przez upadek Francji i tak musiał przyśpieszyć o rok te uderzenie z lata 42-go na lato 41-go no ale pechowo dla niego wujek Adli w ostatniej prawie chwili się połapał co grozi jego wystawionemu do radzieckiego kopnięcia tyłkowi. Głównie dzięki zajęciu przez Rosjan Besarabii o której nie było z wujkiem Adlim deala a co jest pierwszym krokiem do pól naftowych w Rumunii. No i zrobił psikusa wujkowi Joe i kopnął pierwszy. Skoncentrowane do ataku armie, z notorycznym rozkazem by się nie bronić, nie strzelać, nie prowokować Niemców zostały zmasakrowane przez Niemców. A po wojnie trzeba było to jakoś wyjaśnić. I jak to się ukuło już w powojennym świecie zwycięzców jeśli trzeba było znaleźć winnego to najłatwiej było u Niemców. Więc mamy teraz ten kult Wielkiej Wojny Ojczyźnianej wciąż jakże silny w Rosji który zgrabnie wyjaśniał co trzeba i nie zadawał kłpotliwych dla sumienia ludzi radzieckich pytań. --- Ocenia 8-9/10. Świetna książka. Jak kogoś kręcą tematy II WŚ czy choćby jakieś spiskowe teorie z nią związane to powinien się z nią zapoznać. Suworow w pełnej swojej krasie.
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić |
28-07-2018, 14:27 | #49 |
Reputacja: 1 | Brak czegoś do czytania na wyjściu z robola i potrzeba wybrania na szybko w ciągu 2-3 minut, kończy się zwykle jakimś powrotem Ocena: 4/10
__________________ "Soft kitty, warm kitty, little ball of fur... Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur." "za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!" Ostatnio edytowane przez Leoncoeur : 28-07-2018 o 23:54. |
29-07-2018, 14:06 | #50 |
Reputacja: 1 | "Książka, którą próbowałem wcześniej przeczytać" to ciężkie wyzwanie. Zwykle nawet najgorsze gnioty jednak kończę, a jak z jakiegoś powodu jednak nie... to nie pamiętam co to były za knihy. Świadomie musiałem tu zmienić i uznałem, że 'książka autora, którego próbowałem czytać', to całkiem niezła podmianka. Ocena: 2/10
__________________ "Soft kitty, warm kitty, little ball of fur... Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur." "za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!" |