Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > Zakątek LI-teracki > Literatura
Zarejestruj się Użytkownicy


Zobacz wyniki ankiety: Jakiego wyzwania się podejmiesz?
7 3 30.00%
12 2 20.00%
18 2 20.00%
24 1 10.00%
30 1 10.00%
36 0 0%
42 0 0%
48 1 10.00%
54 0 0%
Więcej niż 54 0 0%
Głosujących: 10. Nie możesz głosować w tej sondzie

Odpowiedz
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 08-06-2018, 17:38   #41
 
Caleb's Avatar
 
Reputacja: 1 Caleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputację
6.
Preacher - Garth Ennis, Steve Dillon
Gatunek: powieść graficzna


Recenzja może zawierać spoilery.

Istnieją ściśle zaplanowane serie komiksowe, gdzie każdy zeszyt to cegiełka misternie budowanego uniwersum. Są również takie, przy których twórcy po prostu dobrze się bawili. To właśnie tam można odnaleźć najwięcej bezkompromisowego stylu. A przecież swoista egzaltacja jest powodem, dla którego wielu lubiących przesadę postrzeleńców w ogóle sięgnęło po komiksy.
,,Preacher” znajduje co prawda czas na właściwą budowę świata, jednak nigdy nie traktuje swojej formy zbyt poważnie. Wartka akcja, intertekstualność oraz zwykły pastisz zmieszano tutaj całkiem zręcznie. Dzięki temu ponad sześćdziesiąt odcinków pochłania się z mocą cukrzyków szturmujących fabrykę insuliny.
Miasteczko Angelville. Do lokalnego baru przychodzi wielebny Jesse Custer. Większy łyk alkoholu szybko rozwiązuje mu język i odkrywa prawdziwy cel wizyty. Z racji swojej profesji duchowny zna grzechy miejscowych, jednak bynajmniej myśli o ich odpuszczeniu. Gardzi wręcz społecznością, co zamierza powiedzieć wprost. ,,Spekulujesz pieniędzmi, uprawiasz zoofilię, jesteś winny gwałtu” - wskazuje na kolejne osoby i grzmi zza barowego kontuaru, niczym z ambony. Jako że grzesznicy z reguły kiepsko znoszą słowa prawdy, sytuacja szybko eskaluje. Właściciel koloratki czy nie - Jesse zostaje dotkliwie pobity, a następnie wyrzucony z lokalu.
Następnego dnia trwa kościelne nabożeństwo. Ku zaskoczeniu wielebnego, na mszę przybywa znacznie więcej ,,wiernych”, niż zazwyczaj. Domyśla się, że mają go za ekscentryka, który wyprawia szalone rzeczy i po prostu chcą ujrzeć kolejne show. Nie zdąża jednak na dobre rozpocząć kazania. Świątynię niespodziewanie nawiedza obca siła. Genesis, bo tak się nazywa, wyzwala eksplozję, którą przeżywa jedynie Jesse. Od tego momentu tytułowy kaznodzieja zyskuje nadnaturalną umiejętność. Bez względu na to, co powie, każdy musi się podporządkować jego słowom. Nie zamierza jednak oddać się pokusie i dożywotnio zapewniać sobie darmowych naleśników. Wkrótce okazuje się bowiem, że zajście ma związek z Najwyższym. Bóg bez słowa zrzekł się swojego tronu i porzucił ludzkość. Custer zamierza go odnaleźć i zadać kilka mało grzecznych pytań. Podczas wyprawy towarzyszyć mu będzie dawna miłość - Tulip O’Hare oraz wykolejony wampir Cassidy.
Tak w dużym skrócie zaczyna się jeden z najbardziej kontrowersyjnych, amerykańskich komiksów. Początkowo całość przebiega dość chaotycznie i stawia kolejne pytania, stopniowo jednak odkrywamy genezę poszczególnych postaci - tako w niebie, jak i na ziemi. ,,Preacher” odnosi się bowiem zarówno do amerykańskich archetypów, jak i chrześcijańskiej religii. Przy czym aniołowie bywają tu zapitymi flegmatykami, święci mordercami, a samego Boga oskarża się… o tchórzostwo. Dodajmy do tego pojedynki rodem z filmów Peckinpaha, wiązanki godne emerytowanego szewca i sporo pieprznych scen. ,,Preacher” powstał w czasach, kiedy poprawność polityczna nie była tak wyraźna co dziś. Według mnie to bardzo dobrze. Bo tak naprawdę komiks w tym wszystkim stroni od szokowania dla samej sensacji. Raczej bawi się tym, na jak wiele może sobie pozwolić. Tu właśnie idea rozrywkowego komiksu jest wyjątkowa. Nie stoi za nią ogromny sztab ludzi, jak często w przypadku filmów. Odmawia też dogadzania szerszej masie. Bez grzeczności i pieszczenia się.
O stylistyce nie mam wiele do powiedzenia. Technika zastosowana w komiksie jest oszczędna, miejscami prosta. Ciekawie wypadają walki. Wygląd postaci nie zawsze. Bywa, że są trochę karykaturalne. Z całą pewnością ,,Preacher” nie miał jednak inspirować pod względem graficznym, a sposobem prowadzenia akcji. I pod tym względem sprawdza się znakomicie.
W istocie, fabuła stale czymś zaskakuje. Zawiera również oszczędną, lecz ciekawą mitologię z duchowymi bytami włącznie. Podobnie jak w ,,Sandmanie” ich zachowanie ma czasem typowo metafizyczne cechy, a kiedy indziej wręcz przeciwnie, bardzo ludzkie. Trudno mówić o przypadku. Wydawnictwo zaczęło pojawiać się wkrótce po tytule Gaimana i widać w nim kilka wyraźnych zapożyczeń.
Tytuł zwyczajnie wypada znać. Ma co prawda kilka mankamentów, jak sporadyczne dłużyny, lecz na ogół prowadzi ciekawą żonglerkę konwencjami. Nawet kiedy tytuł chwyta się tematów większego kalibru (paradoks omnipotencji) to fabuła jest prowadzona zaskakująco lekko. Wyraźnie czuć wyważenie poszczególnych wątków: romansu, intrygi, pop-kulturalnych nawiązań.
Jednocześnie całość nie obrasta twardo ociosanym patosem. Twórcy cały czas są świadomi, jak dobrze w ich historii sprawdza się swobodna narracja. Nie spieszą się, nie próbują na siłę zamykać poszczególnych motywów. Bywa wręcz, że kiedy robi się naprawdę gorąco, bohaterowie i tak znajdują czas, aby usiąść i pogawędzić o pierdołach. Właśnie w tym luzie tkwi najwięcej czaru ,,Preachera”.

Ocena: 8/10
 
Caleb jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 15-06-2018, 22:34   #42
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
11/12






Andrzej Stój - "Graj fair"
Gatunek: poradnik do RPG, głównie dla MG.
Ilość str.: ok 130
Pierwsze wydanie: Wydawnictwo Portal Games, Gliwice 2014



- No i kolejny alamach głównie dla MG z serii "Graj...". I kolejny wart polecenia z mojej strony. Chyba jeden z ciekawiej i najprzystepniej napisanych z tych które udało mi się przeczytać. Bardzo przypadł mi do gustu styl autora w tym duża samoświaomość, że ludzie są różni więc nawet pisząc poradnik dobrze jest o tym pamiętać, że nie wszysto może podpasować pod czytelnika/użytkownika. Nie ma mądraliństwa i obietnic, że są jakieś uniwersalne złote zasady które zawsze i w każdej sytuacji się sprawdzają. To mnie chyba najbardziej przekonuje do tej treści jaka jest opisana w tym poradniku.

- Poradnik jest podzielony na kilka tematycznych rozdziałów gdzie każdy omawia co innego. W pierwszym są to ogólne "zasady stołu" czyli różne zasady jakie świadomie czy nie każda erpegowa grupa umawia się wedle jakich będzie grać np. że tylko MG rzuca kośćmi, że gramy w weekendy od 19-tej, że na czas sesji wyłączamy albo wyciszamy komórki itd. I podpowiada co porazić jeśli ktoś łamie takie zasady np. oszukuje w kościach. Przydatne zwłaszcza dla nowych MG którym przyszłoby misiować, zwłaszcza jakimś starym erpegowym wygom. Jak dobrać system czy kampanię w jaką chce się zagrać lub poprowadzić itd.

- Poza tym jest sporo ciekawych spostrzeżeń, wskazówek i podpowiedzi wyjętych prosto z rozegranych sesji. Jak to rozegrać gdy nowy Gracz dochodzi do zgranej ekipy i zwykle trzeba się bardziej zaangazować by kogoś takiego nie wystraszyć.

- Jak to jest z powtarzalnym rzucaniem kości które drastycznie zmniejsza szanse na sukces (np. wykulać 3x pod rząd 50% szans na sukces przy skradaniu, wspinaczce czy czymkolwiek a wykulać raz nawet 25%).

- O rozdzielaniu PD jako wspólnej puli co pomaga zgrać Drużynę chociaż nie wszystkim musi się to podobać. A jednak myślę, że to mogłoby być ciekawe chociaż sam nigdy nie grałem ani nie prowadziłem takiej sesji. Ale pomysł, zwłaszcza na sesje gdzie gra się oddziałem, załogą albo inną zgraną paczką przyjaciół a nie "zbieraniną RPG" myślę, że jest warty rozważenia.

- O ciekawej zagrywce jak można kulać za BN-ów nawet gdy są na innej planszy. I wówczas okazuje się, że panu superzabójcy czy podpalaczu z 80% szans na sukces skrytobójstwa którego ściga Drużyna któryś atak może jednak nie wyjść. Pomysł też wydaje mi się sensowny. Bo skoro BG kulają albo ten BN gdy jest w bardziej bezpośredniej interakcji z BG to w innych sytuacjach dlaczego nie? No chociaż to oczywiście zajmuje czas sesyjny i w sesjach stołowych chyba bardziej by mogło być to między sesjami gdyby MG sobie pokulał w spokoju ale na sesji pewnie też by dało radę.

- O braniu i zachowaniu się jeńców. O tym paradoksie erpegowym, że BG prawie zawsze wyrzynają pole bitwy do ostatniej nogi. Jakaś taka dziwna epregowa tradycja. A można inaczej. Przegrywający przeciwnicy mogą spróbować uciec albo się poddać właśnie zamiast walczyć do ostatniego tchu. A gdy się poddadzą robi się całkiem nowe pole manewru jakiego nie ma gdy się wyrżnie wszystkich. A nawet to BG mogą się z jakiegoś powodu poddać. Nie wszędzie i w każdym systemie ma to sens bo tam gdzie filozofią systemu jest wyrzynka jakiś potworów w lochach no raczej po prostu może być takie coś ciężkie do wgrania. Ale myślę, że takie systemy jak młotek czy neuro jest już to całkiem niezłe do wprowadzenia.

- No i garść wyrwanych z kontekstu cytatów:

"Gracze nie patrzyli już tak przychylnie na "nasze" ogłuszanie. Kiedy okazało się, że to broń obosieczna i nie waham się jej użyć, zaczęła się druga dyskusja - czy zasady nie są tak zaprojektowane, by przypadkiem nie dało się zdjąć jednym ciosem bohatera gracza.

(...) Po pierwsze, zasady faktycznie czasem trzeba zmienić. Po drugie, najlepiej modyfikować dopiero, kiedy okazuje się, że oficjalne reguły naprawdę nie działają. Po trzecie, pójście na rękę graczom nie oznacza, że takiego samego bonusu nie mają korzystać enpece."
- s.50 z tematu "Jak to jestem nieprzytomny?"

"Uważaj tylko, gracze na pewno spróbują wziąć cię pod włos. Zadeklarują, że działa tylko najlepszy a reszta mu tylko pomaga. Nie daj się w to wkopać. To zasada nie pod czynność zespołową (jak przesuwanie głazu czy naprawa samochodu) ale coś, co każdy musi zdać indywidualnie. We czterech nie patrzy się bardziej. Albo ma się bystry wzrok albo wpada się w pułapkę." - s. 61 z tematu "Jeden za wszystkich"

"Krótkie ostrzeżenie, podkreślenie wagi ryzyka i zaproponowanie innej deklaracji. Tyle wystarczy. Nie jesteś niańką. Jeśli gracze świadomie decydują, że w zamian za sto eurodolców albo tysiąc PD ryzykują życiem swoich bohaterów, to trudno. Twoją robotą jest upewnić się tylko, czy rozumieją ryzyko i podkreślić, że nie będziesz ratować im tyłków na siłę. Wykładasz sprawę fair - reszta należy do nich." - s.66 z tematu "Niespełnione oczekiwania".

"Jeśli nie wiesz co robić, zawsze stań po stronie graczy." - s.68 z tematu "Idź im na rękę".

"Ktoś, kto za wszelką cenę chce rywalizować z innymi, nie potrafi zaakceptować porażki albo ciąglę robi sobie jaja, nie jest najlepszym materiałem na gracza." - s. 70. z tematu "Dres na sesji"


---



Ocenia 8-9/10. Bardzo fajna książeczka z mnóstwem ciekawych i przydatnych rzeczy do skorzystania na sesji. I to zaróno stołowej jak i forumowej. Widać z tych literek wylewa się mnóstwo rozegranych w różnych składach, systemach i okoliczności sesji i to po obu stronach stołu (jako MG i BG). Polecam gorąco tą książkę, myślę, że jest bardzo ciekawą lekturą dla każdego erpegowca, zwłaszcza takiego który misiuje lub szykuje się do tej roli.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 16-06-2018, 14:22   #43
 
Caleb's Avatar
 
Reputacja: 1 Caleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputację
7.
Para w ruch - Terry Pratchett
Gatunek: fantastyka


Recenzja może zawierać spoilery.

Pratchett zawsze stanowił markę, do której dobrze było powrócić bez względu na wiek czytelnika i część cyklu, która akurat wpadła mu do rąk. Brytyjczyk nigdy nie schodził poniżej raz wyznaczonego poziomu, zawsze prezentując lekki, zarazem błyskotliwy styl. Na przestrzeni wielu lat stworzył uniwersum, którego absurdy zwyczajnie śmieszyły, ale i maskowały wiele prawd. Dla mnie Świat Dysku to nie fantastyka per se, a jej oddzielny gatunek. Rzecz unikalna i zdolna do odtworzenia tylko przez oryginalnego twórcę, którego niestety już zabrakło.
,,Para w ruch” to czterdziesta część serii i zarazem odsłona podcyklu przygód Moista von Lipwiga, niegdyś sprytnego hochsztaplera, obecnie dyrektora poczty oraz banku miasta Ankh-Morpork. Tym razem jest on świadkiem narodzin pierwszej kolei parowej Świata Dysku, zaprojektowanej przez prostodusznego mechanika Dicka Simnela. W dużej mierze fabuła skupia się na próbie połączenia wspomnianego wcześniej miasta i Überwaldu. I choć Lipwig posiada znaczne wpływy oraz władzę (która kończy się na żonie), to nie może odmówić, kiedy sam patrycjusz prosi go o patronat nad całym przedsięwzięciem. A trzeba pamiętać, że prośba w przypadku zarządcy miasta zazwyczaj stanowi alternatywę od dekapitacji. Wkrótce prace ruszają w całkiem sprawnym tempie, lecz stają się solą w oku bardzo konserwatywnych krasnoludów, zwanymi gragami. Ci upatrują w kolejnej zdobyczy techniki upadku dotychczasowych zasad i realnego zagrożenia. Kiedy ich sceptycyzm zamienia się w realną agresję, Lipwig musi poradzić sobie ze znacznie większą ilością problemów, niż zagwozdki logistyczne czy zawodność kotłów ciśnieniowych. Jego perypetiom towarzyszą również wątki innych postaci, znanych z poprzednich książek, jak Harry Król, dolny król Rhys Rhysson czy komendant Vimes i jego ludzie.
Tom jak zwykle jest napisany nadzwyczaj sprawnie. U Pratchetta nie ma miejsca na dłużyzny, akcja postępuje szybciej niż pospieszny. Jak zwykle narracja jest wypchana po brzegi tym, co u autora najważniejsze - skrzącym się inteligencją humorem. Klasycznie jest czas na parodię co bardziej heroicznego fantasy, szturchnięcia w kierunku realnych zjawisk oraz kilka spostrzeżeń dotyczących społeczeństwa jako takiego. Te ostatnie zresztą zdają się mocniej charakteryzować ostatnie z odsłon Świata Dysku. Okres rewolucji przemysłowej jest tu pretekstem do ukazania zaściankowości niektórych krasnoludów, choć doskonale widać, że te uprzedzenia bynajmniej muszą odnosić się do konkretnej rasy.
Końcówka serii daje okazję do spojrzenia na cały cykl z szerszej perspektywy. Pratchett zaczynał od prześmiewania typowego fantasy, aby później rozgałęzić swoje pomysły w różne strony, zawsze jednak czyniąc je bardzo sympatycznymi w odbiorze. Przez ponad trzydzieści lat jego świat rozrastał się i zmieniał. Świat Dysku odkrył teatr, operę, nawet filmy czy muzykę rozrywkową. Zmieniła się także weń technologia - temat jednej z książek, czyli wieże sekarowe są już tutaj na porządku dziennym. Jeszcze inaczej sprawy stoją z polityką. Ankh-Morkpork jest obecnie otwartą na inność metropolią, gdzie nawet trolle i krasnoludy są w stanie podać sobie ręce. To dobre rozwiązanie, że autor nie porzuca raz podjętych, niby komediowych wątków, tylko stanowią one integralną część kanonu.
Podsumowanie jest proste jak bójka w karczmie. Jeśli ktoś lubi Pratchetta i jest do stylu autora przyzwyczajony, może spokojnie za ,,Parę” chwycić. To solidna formuła, która wciąż się nie nudzi i tchnie świeżymi pomysłami.

Ocena: 7/10
 

Ostatnio edytowane przez Caleb : 16-06-2018 o 16:15.
Caleb jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 20-06-2018, 22:43   #44
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
12/12





Artiom Drabkin - "Ani kroku do tyłu."
Gatunek: reportaż/wspomnienia wojenne z II WŚ.
Ilość str.: ok 230
Pierwsze wydanie: Wydawnictwo Oskar, Gdańsk 2015


"Ani kroku... " ma podtyłuł - Wspomnienia żołnierzy walczących w batalionach karnych. Przynajmniej na okładce. Chodzi o bataliony karne Armii Czerwonej. Książka jest spisana jako reportaż przeprowadzony z ludźmi którzy służyli w takich karnych jednostkach. Reportaże przeprowadzono wiele lat po wojnie jak sądzę z opisów. Niemniej nadal jest to dla mnie pasjonująca lektura.

Każdy rozdział to opowieść jednego uczestnika. Zwykle zaczyna się od imienia, nazwiska i zdjęcia portretowego byłego sztrafnika czyli właśnie członka karnej jednostki.

Świetnie i bez upiększeń jest opisane, zwykłymi słowami, życie, relacje i realia nie tylko w karnych jednostkach ale i w Armii Czerwonej. Gdyby ktoś szukał materiałów np. do sesji w realiach Frontu Wschodniego, zwłaszcza z perspektywy czerwonoarmisty wówczas pewnie ta pozycja czytelnicza byłaby mu bardzo przydatna.

Co mnie zaskoczyło bo się niespodziewałem po tego typu jednostce, ale w tych jednostkach dało się przeżyć. Świadczy o tym choćby właśnie ta książka z relacjami tych którzy przeżyli. Relacje wewnątrz takiej jednostki, jak i relacje z sąsiednimi jednostkami regularnej Armii Czerwonej były o dziwo niezbyt odbiegające od tego co działo się powszechnie w Armii Czerwonej. Nawet wiadomość o "batalionach zaporowych" mnie zaskoczyła bo wbrew powszechnemu wizerunkowi nie stali z Maximem i Nagantem w dłoniach zaraz za plecami żołnierzy jednostek karnych i nie tylko a raczej gdzieś na drogach przyfrontowych wyłapując maruderów i dezerterów.

Za to do sztrafbatu (karny batalion lub sztrafrota - karna kompania) można było trafić z przyczyn najróżniejszych. Czasem przez zwykły, wojenny pech, pomyłkę, błąd, wykroczenie albo pijaństwo. Wspomnienia żałośnie obnażają jak mizerny jest taki ludzki okruch w starciu z wojną i jej machiną logistyczno - biurokratyczną.

- Co ciekawe do karnej jednostki można było się zgłosić samemu. Głównie jako oficer dowodzący taką jednostką bo płaca była podówjna (chyba) i liczono do emerytury też ponadstandardową wysługę lat w takiej jednostce. Więc bywało, że standardowi oficerowie zgłaszali się na ochotnika do dowodzenia taką jednostką. Może to trochę dziwić ale gdy zestawi się to z zadaniami i "gospodarką planową" wedle jakiej traktowano standarowe jenostki już tak dziwne to nie jest. Filozofia była mniej więcej taka: "Robimy prawie to samo, z takim samym ryzykiem ale tam płacą dwukrotnie lepiej."

- Też ciekawe jest, że wyroki skazujące na karną kompanie opisane w tej książcę nie były jakieś specjalnie długie. Zwykle 3 lub 6 m-cy. Mogło się przydarzyć, że cała służba w takim sztrafbacie upłynęła względnie spokojnie gdy front był dość stabilny. Inna sprawa była gdy ruszała któraś z radzieckich ofensyw. Wówczas nie tylko w karnych jednostkach robiło się gorąco. Ciekawe też jest opisany motyw zwolnienia ze służby w karnej jednostce prze terminem gdy ktoś został zraniony. Wówczas podpadało pod paragraf/zwyczaj "zmył krwią swoje winy" i traktowano zwykle jako przyczynę do wcześniejszego zwolnienia z karnej jednostki. Przy czym różnica przy wyrokach sądowych bywały ogromne. Jeśli komuś dawano wybór albo kilka lat (zwykle do 10 lat, tych z dłuższymi wyrokami chyba nie brano do takich jednostek) więzienia lub GUŁAGU a kilka miesięcy na froncie w karnej jednostce to wielu decydowało się na to drugie rozwiązanie.

I wyrwany z kontekstu fragment książki:

"Kto znalazł się w karnej kompanii? Było dwóch kursantów szkoły lotniczej, którzy poszli na samowołkę. Sierżant jakiejś kompanii, który zwinął dwa bochenki chleba dla domy, by nakarmić dzieci. Sanitaruszka z lazaretu któa do domu zabrała lekarstwo. Owszem kobiety też były. Były sanitariuszkami. Z jedną nawet się zaprzyjaźniłem.

Bardzo dużo było chłopaków którzy zwalniani byli z więzień. Bandytów nie było - tylko złodzieje, chuligani. Trzymali się razem w grupach. W kompanii było sześć plutonów w sile po około 50 - 60 ludzi. Razem było nas 320 ludzi. Dowódcy - dowódca kompanii, jego zastępca, dwóch zastępców do spraw politycznych, propagandzista, dowódcy plutonów - nie byli sztrafnikami. "
- s. 142 - Wołkow Anatolij Iwanowicz.



---




Ocenia 8-9/10. Świetna książka dokumentalno - wojenna. Opowiedziana słowami jej uczestników. Opowiada historie z tej wojny od dalekiego zaplecza po wyprawy po schwytanie języka na teren wroga i zdobywanie przyczółków. Jak to wyglądało z perspektywy jej uczestników. Życie codzienne jak i "wielkie rzeczy". Dla kogoś zainteresowanego taką tematyką czy szykującego sesję w klimatach drugowojennej Armii Czerwonej no ta książka jest jak znalazł.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 25-06-2018, 01:25   #45
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
13/12





Jochen Böhler - "Najazd 1939 Niemcy przeciw Polsce"
Gatunek: historyczna z II WŚ.
Ilość str.: ok 330
Pierwsze wydanie: Frankfurt nad Menem 2009, wydanie polskie: Znak Horyzont, Kraków 2015



- Jak zwykle bardzo lubię czytać książki w których autorzy innych krajów piszą coś o nas, naszym kraju i naszej historii. Ot, zwyczajnie jestem ciekaw jak nas widzą i piszą inni. Specyficzne miejsce w takim nastawieniu mają autorzy niemieccy którzy piszą coś o nas. A, że często nasza dwa narody toczyły ze sobą wojny więc często jest to właśnie coś pisane z myślą o tych konfliktach. Tak samo jest i przy tej książce. Niemiec piszący o kampanii wrześniowej. Byłem bardzo ciekaw jak mu to wyjdzie.

- No i jak wyszło? Cóż, w moim odczuciu jest to przede wszystkim książka pisana przez Niemca dla Niemców. Napisana w ostrożnym, stonowanym stylu jaki nie dąży do konfliktu a do zbadania sprawy jak to było. Książka rzeczywiście koncentruje się wybitnie na kampanii wrześniowej i co nie jest kampanią wrześniową jest skrajnie zmarginalizowane.

- Książka bardzo pozytywnie mnie rozczarowała. Zdarzało mi się już czytać niemieckich autorów piszących o walkach przeciw Polakom na którymś z frontów czy kampanii II WŚ ale zwykle albo marginalizowali rolę biało - czerwonych albo pisali z perspektywy pretensji i żalów np. niemiecki generał z czasów II WŚ piszący książkę w latach chyba 60-tych który no naprawdę miał żal do Polaków i nie mógł zrozumieć dlaczego założyliśmy ten cały ruch partyzancki przeciw tym cywilizowanym Niemcom i ich nie lubiliśmy i w ogóle podstępnie strzelaliśmy im w plecy. No to patrząc pod takim kątem mamy do czynienia jak to się mówiło w PRL "z tym dobrym Niemcem". Facet nie ma jakichś żali czy pretensji a jedynie spokojnie tłumaczy jak to było z tą kampanią wrześniową. I sądzę, że pisał głównie z myślą o młodych Niemcach z przełomu wieków.

- Autor co jednak trochę mnie osobiście rozczarowało a tytuł zmylił poświęca się głównie nalotom terrorystycznym Luftwaffe i zbrodniom Wehrmachtu na terenie Polski. Ja osobiście bardziej interesuje się działaniami stricte wojskowymi, specjalnymi czyli bitwami, kampaniami, dowódcami, sprzętem, techniką i zachowaniem ludzi podczas walk i stresowych, ekstremalnych sytuacji. Tego zawsze głównie szukam w reportażach i dokumentach wszelakich o wszelakich konfliktach. A reszta mnie interesuje mniej. No dla mnie ta książka o działaniach zbrojnych pisze dość niewiele a koncenrtuje się właśnie na tej reszcie.

- Niemniej uważam, że dobrze, że autor, niemiecki autor, napisał taką książkę. Która ukazuje jak Niemcy celowo i z premedytacją mordowali Polaków i dokonywali zbrodni wojennych. Jak jeszcze przed wojną utworzono specjalne grupy karierowiczów i oportunistów dziejowych którzy wkraczali za jednostkami Wehrmachtu i zwalczali się bohaterskim zwalczaniem "insugerentów". Jak to niemieckie samoloty celowo zwalczały nie tylko cele wojskowe. Jak regularne jednostki niemieckiej armii w chaosie walki uwielbiały wręcz wszelkie niejasne sytuacje przypisywać polskim jednostkom wojskowym albo polskim partyzantom.

- To akurat mnie zaciekawiło. Bo obraz reakcji żołnierzy niemieckich podczas kampanii wyłania się mniej więcej taki. Jeśli gdzieś, po zakończeniu walk, np. podczas obozowania, padały strzały albo tylko wydawało się jakiemuś Niemcowi padały strzały to od razu wiadomo było kto jest winny: polscy partyzanci (przy czym no bez przesady, partyzantów z prawdziwego zdarzenia a na pewno nie na tak masową skalę by obejmowała ona cały kraj, wówczas, we wrześniu '39-go jeszcze nie mogło być mowy). I to już dawało świetny pretekst by zorganizować jakąś akcję odwetową na kim popadnie, zwykle na okolicznych mieszkańcach.

- Autor ładnie uwypukla nagonkę i presję jaka towarzyszyła żołnierzom niemieckimz góry które wręcz zachęcały i niewiele robiły by zastopować zbrodnie regularnych jednostek niemieckich. Ogólna praktykologia była taka, że dopóki jakies działanie np. "akcje odwetowe" czyli palenie ludzi w stodołach, nie zmniejsza zdolności bojowej jednostki to właściwie tacy dowódcy, i jednostki wojskowe nie ponosły żadnych konsekwencji. Nawet jeśli było to niezgodne z obowiązującym wszystkich żołnierzy niemieckich regulaminem i prawem.

- Swoją drogą autor ciekawie opisuje pokłosie powstań śląskich. Mianowicie w Niemczech i Wehrmachcie zapanowała przed kampanią wrześniową jakaś mania na "insugeretntów" polskich. Czyli w domyśle na "tych strasznych insugerentów" z czasów tych powstań których zdawali się widzieć w każdym Polaku, polskiej wsi i mieście. A strach ma wielkie oczy więc przy niejasnej sytuacji łatwo znajdywano takich powstańców już podczas trwania walk lub tuż po. Często było to spowodowane nawet friendly fire. Jest opisane kilka przypadków gdy prawdopodobnie dwa oddziały niemieckie, po nocy, podczas biwakowania, ostrzelały się nawzajem. Oczywiście przeprowadzono akcję odwetową na pobliskiej ludności bo na pewno byli wśród nich partyzanci którzy zaatakowali podstępnie dzielnych, niemieckich żołnierzy.

Wyrwany z kontekstu fragment książki:

"W dzienniku działań bojowych pułku egzekucję przeprowadzoną rankiem 2 września usprawiedliwiano tym, że podjęte środki miały podziałać odstraszająco na otoczenie i "ustrzec oddziały przed kolejnymi atakami tego typu nie tylko podczas wymarszu z miejsca zakwaterowania, lecz także w ciągu następnych dni, gdyż wieść o egzekucji błyskawicznie rozeszła się po okolicy." Mimo to najwidoczniej nie odniosło to przewidywanego skutku, skoro jeszcze tego samego dnia w rejonie operacyjnym pułku odnotowano ataki partyzantów i ponownie zarządzono działania odwetowe. "Ledwo co pierwsza część pułku opuściła Węglewice, a już z wielu domów padły strzały w kierunku pozostałych żołnierzy, zwłaszcza w stronę artylerii. W rezultacie cała wieś została ostrzelana z moździerzy i spalona." Jeśli za przyczynę atakowania pułku uzna się nie tyle udział polskiej ludności w walkach, ile raczej rozpowszechnione wśród żołnierzy jednostki urojenie, to trudno się dziwić takiemu obrotowi sprawy." - s.195 o spaleniu wsi Torzeniec 2.IX przez oddziały 41 pułku piechoty

"Ogólna nieufność zwóciła się przede wszystkim przeciw polskim żołnierzom, których bynajmniej nie postrzegano jako równych przeciwników. Niemeckim oddziałom wydawało się, że do Słowian i Żydów należy odnosić się z największą ostrożnością, co wynikało rzekomo z najniższych cech charakteru tych grup etnicznych, przede wszystkim przypisywano skłonność do podstępu. Jeśli polski żołnierz działał z ukrycia, wykorzystując jako osłonę domy, drzewa lub zarośla, to nie uznawano to za przykład "honorowej" walki. W niemieckich dziennikach wojennych, w listach przesyłanych pocztą polową i w rozkazach określano wrogów - stosownie do przypisywanej im powszechnie taktyki - jako "strzelających zza drzewa", "strzelających z zarośli", "strzelających z dachów" czy "strzelających z piwnicy". W niemieckim żargonie wojskowym oznaczało to tyle samo co "partyzanci". Kto walczył w taki sposób, ten musiał swoją, "niehonorowść" przypłacić życiem.
Ta pokrętna i niedorzeczna interpretacja prawa wojennego znalazła jednak potwierdzenie w oficjalnych stanowiskach wyższych rangą wojskowych. I tak na przykłąd 12 września 1939 roku pułkownik przy sztabie generalnym Eduard Wagner wydał "zarządzenie o posiadaniu broni", zgodnie z którym na obszarach okupowanych - położonych na zachód od Sanu i środkowej Wisły oraz na północ od Narwi - posiadanie jakiejkolwiek broni miało podlegać karze. Podjęta wówczas decyzja została uzasadniona faktem, że te "nie są już obszarem prowadzenia działań bojowych"* Jednak na wymienionych terenach - wskutek szybkich postępów niemieckiej ofensywy - za linią frontu pozostawały tysiące żołnierzy polskich, którzy na mocy wyżej wymienionego zarządzenia zostali uznani za partyzantów. Był to środek podjęty przez sztab generalny na specjalne życzenie samego Hitlera." - s. 204 z rozdziału o mordowaniu jeńców polskich.

*A tu taka moja uwaga co do tej rzeczonej "linii frontu" z dnia 12.IX no to coś mi świta, że na lewo (zachód) od tej wiślanej "linii frontu" to niemieckie jednostki dopiero blokowały warszawę od zachodu, Modlin wciąż się bronił, największa bitwa Wehrmachtu do czasu letnich ofensyw w Rosji czyli bitwa pod Bzurą była w pełni rozwinięta a Niemcy z trudem wdzierali się na polskie Wybrzeże. I wedle tego wspomnianego zarządzenia prawnego to te wszystkie bitwy ze strony polskiej toczyli już partyzanci


---



Ocenia 7-8/10. Bardzo dobra książka dokumentalno - historyczna. Zwłaszcza, że napisana przez Niemca o kampanii w Polsce. No o oczko niżej niż bym dał za książkę poświęconą działaniom stricte wojennym. Ale książka napisana bardzo stonowanym, spokojnym i czytelnym językiem łatwo dla mnie przyswajalnym. Pewnie bardzo przydatna zwłaszcza w Niemczech. Bo no ja akurat jako Polak i jako trochę już siedzący w tej drugowojennej tematyce to no cóż, wiem, że Wehrmacht, nie żadni naziści, nie Waffen SS, tylko Wehrmacht czyli niemiecka regularna armia masowa z poboru która jak każda armia z poboru jest niezłym przekrojem przez społeczeństwo danego kraju, popełniała zbrodnie wojenne w Polsce na polskich żołnierzach i cywilach. No ale pewnie nadal sporo osób po drugiej stronie granicy ma trudności z przyswojeniem tych faktów to im pewnie by taka książka się przydała. Chociaż nie powiem bym stracił czas czytając tą pozycję było sporo ciekawych momentów które naprawdę mnie zantersowały. No i zdjęcia, z kronik i prywatne, wykonane przez żołnierzy niemieckich, bardzo ciekawe i wymowne. Więc jak ktoś by interesował się kampanią wrześniową, albo niemieckim społeczeństwem wcielonym w mundury no albo potrzebował do sesji jakieś analogii i motywów do armijnej swołoczy i samowolki no to tutaj by znalazł pewnie coś dla siebie.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 09-07-2018, 13:39   #46
 
Caleb's Avatar
 
Reputacja: 1 Caleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputację
8.
Pieśń lodu i ognia - George R. R. Martin
Gatunek: fantastyka


Recenzja może zawierać spoilery.

Postaci George’a Martina nie trzeba przybliżać żadnemu entuzjaście fantastyki, chyba że takowy lubi kąpiele w smole i pierzu. Jego książkowa saga już wkrótce po swojej premierze zyskała dużą popularność, zaś siedem lat temu została fundamentem, na którym stanął kultowy już serial ,,Gra o tron”. Za sukcesem produkcji HBO stanęło co najmniej kilka powodów. Zarówno w kinach, jak i na srebrnym ekranie od dawna brakowało dojrzałej fantastyki z potencjałem na globalny hit. Główny fenomen polegał jednak na sposobie przedstawienia świata. W myśl materiału źródłowego, tak i tam odcięto się od jednoznacznego podziału na dobre i złe postaci. Westeros było ponurym miejscem, w którym nad moralnością stał brutalny oportunizm. Ponadto tylko kilku bohaterów posiadało fabularną tarczę, która chroniłaby ich przed tragicznym końcem. Poza nimi mógł zginąć prawie każdy - nawet jeśli był uznawany za postać istotną dla fabuły. I choć z czasem serial oraz książki poszły w innych kierunkach, tak wspomniana wcześniej niedookreśloność i krwawy suspens wyznaczyły nową ścieżkę dla telewizyjnych opowieści. Echo tych zabiegów słychać w serialowej fali, która trwa do dziś.
Wróćmy jednak do sedna, czyli książek. W ,,Pieśni lodu i ognia” głównym bohaterem jest sam świat. Największy nacisk położono tu na sposób funkcjonowania siedmiu królestw oraz ich politykę. Nawet jeśli konkretne postaci działają z osobistych pobudek, to prędzej czy później ich czyny mają globalne skutki. Fabuła skupia się wokół przewrotów na kontynentach Westeros i Essos po śmierci dotychczasowego króla, Roberta Baratheona. Okoliczności jego zgonu nie są jasne, co w dużym skrócie uruchamia sieć intryg, pośród których każde z królestw chce ugrać coś dla siebie. Początkowo saga pochyla się nad historią rodu Starków, honorowego ludu z północy i zdaje się przedstawiać ich jako głównych protagonistów. Stopniowo jednak czytelnik poznaje więcej stronnictw i zaczyna rozumieć, że tak naprawdę każdy ma tu swoją rację i widzi polityczną planszę trochę inaczej. W istocie osiem opasłych tomów to historia spisków, zdrad oraz niepewnych sojuszy. Każda posiada też trochę inną tonację. ,,Starcie królów” zawiera wiele bitewnych scen, a jej motywem przewodnim jest stricte wojna. ,,Nawałnica mieczy” staje się mroczniejsza, niejednokrotnie odnosi do motywu zdrady, zaś ,,Uczta dla wron” opisuje bardziej kuluarowe spiski. Starcia między samymi ludźmi to nadal jednak tylko część większej całości. Od momentu pojawienia się nad Westeros czerwonej komety, na świecie zaczyna budzić się uśpiona dotąd magia. Chodzą słuchy, że na wschodnim lądzie widziano smoki, a zza wielkiego muru na północy nadciągają nieumarłe upiory. Z czasem tych nadnaturalnych elementów jest coraz więcej, aczkolwiek są dawkowane w sensownych ilościach, dzięki czemu czuć ich wyjątkowość.
Historia posiada szeroki zasób bohaterów. Martin nie kryje tu swojej fascynacji genealogią i z chirurgiczną precyzją kreśli losy oraz członków wielkich rodów. Częstokroć puszcza też oko do miłośników historii, umieszczając parafrazy realnych wydarzeń (tak było w przypadku pewnego możnowładcy, który oddał ducha… siedząc na wychodku). Nikt tu nie pojawia się przypadkiem i każda sylwetka ma swoje miejsce w fabularnej machinie. Zdaje się jednocześnie, iż autorowi najlepiej wychodzi prowadzenie co bardziej pokiereszowanych przez los kreacji. Dotyczy to prawie wszystkich Starków z świetną przemianą Aryi na przedzie, karła Tyriona czy Jaimego Lannistera. Mam natomiast zastrzeżenia do postaci Daenerys. I nie chodzi tu o logikę w jej prowadzeniu. Raczej fakt, że próbuje przedstawić się ją heroicznie, podczas kiedy bardzo wiele otrzymuje ona z racji zwykłego szczęścia oraz pochodzenia. Słowem, westerowska wersja Mary Sue.
Z całą pewnością sagę charakteryzuje dokładność w portretowaniu świata. U Tolkiena ,,Silmarillion” tworzył pewne ramy opowieści, a ,,Władca Pierścieni” wypełniał je bardziej przygodową treścią. Tutaj obydwie rzeczy otrzymujemy jednocześnie. Oprócz zmagań konkretnych bohaterów, książki są wypełnione informacjami o uniwersum. Dowiadujemy się w co wierzą poszczególne nacje, jak wyglądają ich zwyczaje, gospodarka, handel. Pochylono się nawet nad popularnymi powiedzeniami czy rodzajem muzyki jaki można usłyszeć na dworach. Autor prowadzi czytelnika za rękę po każdym elemencie wykreowanego świata, za każdym razem dokładnie tłumacząc jego działanie. Dzięki temu odnosi się wrażenie, że Westeros istniało tak od tysięcy lat, a my poprzez książki jedynie ,,zerkamy” na jego krótki wycinek czasowy.
Poszczególne rozdziały za każdym razem skupiają się na konkretnej osobie, wciąż przeskakując w inny zakątek świata. Są to małe części różnych historii, które długofalowo oddziałują wzajemnie na siebie. Zabieg ten przypomina mikroskopijne ruchy na ogromnej szachownicy, gdzie szereg pojedycznych akcji determinuje inne. Aczkolwiek nie zawsze jest to wygodne. Trzeba pamiętać, iż liczba bohaterów stale się rozrasta, więc powrót do raz podjętego motywu zajmuje coraz dłużej. Bywa, że śledzimy jakiś naprawdę ciekawy wątek, gdy ten nagle zostaje przerwany, aby zostać wznowionym dopiero za kilkaset stron. Zdaję sobie sprawę, że podobne zabiegi są konieczne przy budowaniu powieści o tak ogromnych rozmiarach. Jej dokładne śledzenie wymaga jednakże sporo cierpliwości.
Co do warstwy graficznej: osobiście jestem zwolennikiem starych wydań, z klasycznymi ilustracjami, które dobrze oddają klimat książek. Te nowsze nawiązują do serialu, co samo w sobie nie jest złe, wszakże rynek posiada swoje prawa. Gorzej, że przypominają one wręcz filmowe postery, co już kole w oczy. Poza tym reklamowanie na samym przodzie konkretnego sezonu oraz stacji telewizyjnej jest mało estetyczne. Książka stanowi oddzielne medium i takie rzeczy powinno oddzielać się możliwie grubą kreską.
Kończąc już, mogę powiedzieć tylko jedno. Saga sprawia dużo frajdy i jej lektura zapewnia świetną przygodę. Posiada ona co prawda kilka mankamentów, lecz nie zmienia to faktu, że Martin wystawił pomnik ogromie swojej pracy oraz umysłowi wielkiemu jak katedra. ,,Pieśń lodu i ognia” posiada bardzo oryginalny, konsekwentnie przedstawiony świat. Zamieszkują go niejednoznaczne moralnie, a przez to ciekawie rozpisane postaci. Szkoda jedynie, że tak długo trzeba czekać kolejne tomy serii. Od poprzedniej książki minęło już siedem lat, autor zaś stale zwodzi czytelników, to obiecując nowy termin, znów przesuwając go dalej. Istnieje jeszcze wiele kart do odkrycia, a perspektywa ostatecznej puenty pozostaje zwyczajnie ciekawa. Należy mieć nadzieję, że nastąpi ona w szybszym tempie niż marsz Innych, tudzież ,,nadchodząca zima”.

Ocena: 9/10
 
Caleb jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 15-07-2018, 22:27   #47
Dział Fantasy
 
Avitto's Avatar
 
Reputacja: 1 Avitto ma wyłączoną reputację
"Tajemnice psiego umysłu"
Stanley Coren

2/7



Naprawdę dawno nie czytałem książki, która wzbudziła u mnie tak wielką euforię z powodu zdobywania wiedzy.
Mógłbym tę kropkę powyżej potraktować jak zakończenie recenzji gdyż uważam, że najlepiej poleca się książki w sposób krótki i treściwy. Postaram się jednak przybliżyć nieco treść tej pozycji by każdy mógł ocenić czy też chciałby się z nią zapoznać.

Książka opisuje sposób, w jaki najlepszy przyjaciel człowieka widzi świat swoimi sześcioma zmysłami ze wskazaniem dlaczego tak a nie inaczej z uwagi na budowę ciała i aspekty szeroko rozumianej psiej natury. Autor książki to profesor psychologii jednak język, jakim pisze ma tylko jedną rzecz wspólną z literaturą naukową: logicznie poukładaną treść. To ogromny atut tej książki. Pozwala wyszukać w mgnieniu oka interesujące nas informacje.

Najsympatyczniejszą i ujmującą cechą języka narracji są częste przykłady z własnego doświadczenia autora jako hodowcy posiadającego w domu kilkoro czworonożnych członków rodziny. Opowiada on historie chwytające za serce z radości jak i żalu oraz przywołuje słowo pisane z przeszłosci by ukazać sposób pojmowania psiego umysłu na przestrzeni wieków (ten konkretny element zazwyczaj jeży włos na głowie).

Pozdrawiam, nie mogąc się powstrzymać od emocjonalnego tonu wypowiedzi. Jestem w trakcie czytania kolejnej pozycji tego samego autora i już widzę, że następny post zostanie opublikowany w podobnej formie (i treści).

Ocena: 9/10
 
Avitto jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 19-07-2018, 01:41   #48
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
14/12






Wiktor Suworow - "Lodołamacz"
Gatunek: historyczna z II WŚ.
Ilość str.: ok 330
Pierwsze wydanie: Wiktor Suworow 1989, wydanie polskie (II-gie): Wydawnictwo Adamski i Bieliński 1997?


- Nie do końca mogę się zorientować po stopce kiedy książka została wydana po raz pierwszy. Z roku 97-go ma być wydanie II-gie. Książka którą mam i czytałem została wydana przez Dom Wydawniczy Rebis, w Poznaniu, w 2011 r.

- No cóż, Suworow, dla mnie to klasa sama w sobie. Uwielbiam czytać ten jego kalulacyjny, podszyty momentami złością, momentami ironią styl. Autor pisze tak jak lubię: stawia jakąś tezę a potem punkt po punkcie go omawia. A jeśli opisuje jakiś głos sprzeciwu to też, obiera go jak cebulę i punkt po punkcie pokazuje jego słabe strony. Jak dla mnie świetny analityk piszący przystepnym dla takiego laika jak ja językiem. Do tego co by nie mówić o Suworowie to jednak sporo z tych teorii jakie stawia w swoich książkach ma ręce i nogi. Więc nawet jeśli się myli, albo ściemnia nawet to na tyle udanie, że wszystko układa się w sensowną całość.

- Co do tej, konkretnej książki to ksiązka skupia się na przygotowaniach ZSRR do szerzenia rewolucji. Rewolucji światowej i globalnej. Takiej która wymaga przezbrojenia na tory gospodarki wojennej całego ludnego i potężnego kraju, dopiero co wyniszczonego dwiema wojnami (światową i domową). I to na wiele lat zanim ktoś pomyślał o kolejnej wielkiej wojnie. W takim świetle te wszelkie zbrojenia Związku Radzieckiego jakże miłującego pokój, uciskanie własnego narodu, czystki, GUŁAG, ma jak najbardziej sens jako podwaliny pod rozszerzenie rewolucji na resztę świata a na Europę w pierwszej kolejności.

- Sam tytułowy Lodołamacz to pseudonim Hitlera jaki nadano w Moskwie Hitlerowi na długo zanim doszedł on do władzy i stworzył III Rzeszę. Książka wyjaśnia jakim cudem dwa teoretycznie tak nienawidzące się reżimy mogły tyle lat tak świetnie wspópracować. Dlaczego tak zawzięcie zwalczały socjalistów i wszelkich liberałów w Niemczech. Dlaczego potrzebna była czystka w państwie i w armii.

- Przedstawia też esencję historii i teorii i praktyki komunizmu od jego praktycznych podwalin u schyłku I WŚ aż po lato 41-go. Gdzie jeszcze XIX wieczne teorie czołowych guru komunizmu jasno wskazywały na walkę klas i rozszerzenie rewolucji na cały świat. I komuniści traktowali to jak najbardziej na serio, traktując dwudziestolecie międzywojenne tylko jako przerwę operacyjną potrzebną na rozbudowę potencjału militarnego, przemysłowego no i samych sił zbrojnych z największymi siłami pancernymi, lotniczymi i spadochronowymi na świecie. Czyli siłami stricte ofensywnymi właśnie.

- Najciekawsze rozdziały były dla mnie jednak te o przeswuaniu i mobilizacji całych armii począwszy od końca 39-go aż do ostatnich dni spokoju na granicy niemiecko - radzieckiej w czerwcu 41-go. Autorowi udało się zebrać i odtworzyć wiele rozmów, wspomnień, artykułów, dokumentów które zebrane do kupy jasno wskazują na mobilizację mas i zasobów na długo zanim sztaby Hitlera przystąpiły do pierwszych praktycznych szkiców planu "Barbarossa". Ześrodkowanie takiej masy wojsk i zasobów, w dwóch rzutach strategicznych na zachodniej granicy kraju tuż pod okiem licznych samolotów zwiadoczych Luftwaffe jest na pewno bezprecedensowym sukcesem strategicznym pod względem logistycznym i utrzymania tajemnicy. Myślę, że podobna do zaskoczenia jakie osiągnęli alianci zachodni przy lądowaniu w Normandii.

- Ksiązka też wyjaśnia ten krzykliwy ton radzieckiej propagandy, różne "dziury" w pamięci we wspomnieniach licznych radzieckich generałów i marszałków, oraz opory przed otwieraniem archiw dotyczących pierwszego okresu wojny. No i skąd ten kult Wielkiej Wojny Ojczyźnianej który tak gładko wyjaśnia, że kochający pokój Związek Radziecki, wyposażony w żałośnie przestarzały sprzęt (taaa... ściema jak z plakatu ) latem 41-go został znienacka i podstępnie zaatakowany przez faszystowksie hordy Hitlera.

- A tymczasem było na odwrót. Dwaj przywódcy dogadali się co do podziału Europy i z początku wszyskto szło zgodnie z ich planami. Pokonali Polskę a potem Hitler zabrał się za robienie porządków na Zachodzie. Dokładnie zgodnie z planami Moskwy, trałował tym swoim Wehrmachtem paki lodowe zachodu. Ale tutaj plan Moskwy się posypał po raz pierwszy bo Francka padła żałośnie szybko. Zamiast powtórki ze statycznych frontów znanych z poprzedniej wojny które mogły tak trwać i wyczerpywać obie strony latami Wehrmacht pyknął kolejny kilkutygodniowy blitzkrieg i było pozamiatane. No ostatnią nadzieją Stalina była jeszcze Anglia i to, że Hitler utopi tam desantując swoje najlepsze siły. Walki zapowiadałyby się długie i krwawe. Akurat na tyle by dobry wujek Joe zdołał odbudować swoje armie po wielkiej czystce i uderzyć w lecie 41-go na bijących sie ze sobą zachodnich chłopców. Przez upadek Francji i tak musiał przyśpieszyć o rok te uderzenie z lata 42-go na lato 41-go no ale pechowo dla niego wujek Adli w ostatniej prawie chwili się połapał co grozi jego wystawionemu do radzieckiego kopnięcia tyłkowi. Głównie dzięki zajęciu przez Rosjan Besarabii o której nie było z wujkiem Adlim deala a co jest pierwszym krokiem do pól naftowych w Rumunii. No i zrobił psikusa wujkowi Joe i kopnął pierwszy. Skoncentrowane do ataku armie, z notorycznym rozkazem by się nie bronić, nie strzelać, nie prowokować Niemców zostały zmasakrowane przez Niemców. A po wojnie trzeba było to jakoś wyjaśnić. I jak to się ukuło już w powojennym świecie zwycięzców jeśli trzeba było znaleźć winnego to najłatwiej było u Niemców. Więc mamy teraz ten kult Wielkiej Wojny Ojczyźnianej wciąż jakże silny w Rosji który zgrabnie wyjaśniał co trzeba i nie zadawał kłpotliwych dla sumienia ludzi radzieckich pytań.


---


Ocenia 8-9/10. Świetna książka. Jak kogoś kręcą tematy II WŚ czy choćby jakieś spiskowe teorie z nią związane to powinien się z nią zapoznać. Suworow w pełnej swojej krasie.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 28-07-2018, 14:27   #49
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację
11/24

Kobra; Kobry Aventiny - Timothy Zahn

Gatunek: science fiction


Brak czegoś do czytania na wyjściu z robola i potrzeba wybrania na szybko w ciągu 2-3 minut, kończy się zwykle jakimś powrotem

Im częściej robię sobie takie wycieczki wstecz, do lat 80tych, 90-tych w literaturze, tym bardziej zauważam jak szerokopojęta fantastyka poszła do przodu. Dzieła niezłe, poczytne ze średniej półki w porównaniu z dzisiejszą twórczością są często po prostu ubogie lub marne, a te dobre to dziś taka średnia, bezfajerwerkowa półka.

Podobnie widzę cykl Kobry. Dawniej to była mocna pozycja SF, dziś już nie bardzo...

Względem fabuły: Dominium ludzkie staje w obliczu wojny z obcą rasą, ze dwie planety padają dostając się pod okupację obcych, szykowane jest kontruderzenie oraz... nowy typ żołnierzy. Kobry. Trepy nafaszerowane technologią i po uberszkoleniu, szykowane są do zrzutu na okupowane planety aby stać się pierwszą linią partyzantki, nim ludzkość przygotuje klasyczną kontrofensywę. W drugiej części akcja dzieje się w nowokolonizowanych światach na drugim końcu wszechświata, gdzie zbędne po wojnie Kobry wysłane zostały aby chronić osadników.

Duży nacisk jest położony na kwestie społeczno-emocjonalne.
  • Jak czuje się żołnierz obdarzony moca tworzącą z niego superczłowieka?
    Jak będzie odnosił się do słabszych od niego innych ludzi?
    Jak będzie znosił to, że nad nim stoją niekompetentni durnie, a on ma siłę by przejąć rządy?
    Jak inni ludzie będą traktować maszynę śmierci gdy wraca do cywila?
    Odnalezienie się z powrotem poza wojskiem jest możliwe?
    Co zrobić z taką bronią gdy już nie jest potrzebna?

Te niuanse podnoszą wartość książki, której fabuła i kreacja realiów naprawdę nie powala. A że są to kwestie podnoszone w literaturze, filmografi, czy choćby grach komputerowych od dłuższego czasu, cięzko reagowac euforycznie gdy czyta się "Kobrę". Stąd może i keidyś hit, a dziś ot czytadło na poziomie: "no nie powiem bym żałował poświęconego czasu, ale...
Choć czytało się szybko, jakoś kolejne części odpuściłem
Ocena: 4/10
 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"

Ostatnio edytowane przez Leoncoeur : 28-07-2018 o 23:54.
Leoncoeur jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 29-07-2018, 14:06   #50
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację
12/24

Alicja (również jako: Alicja i Miasto Grzechu) - Jacek Piekara

Gatunek: obyczajowa


"Książka, którą próbowałem wcześniej przeczytać" to ciężkie wyzwanie. Zwykle nawet najgorsze gnioty jednak kończę, a jak z jakiegoś powodu jednak nie... to nie pamiętam co to były za knihy. Świadomie musiałem tu zmienić i uznałem, że 'książka autora, którego próbowałem czytać', to całkiem niezła podmianka.
Pamiętam książkę Piekary "Imperium". Oj pamiętam dobrze. Jeszcze się czasem budzę z krzykiem choć minęły ze dwie dekady, takie to było dno. Najgorsza książka jaką w życiu przeczytałem, a sporo się knih przewinęło. Ktoś mnie potem zachęcił do cyklu Mortimera i przełamałem się by spróbować... Poziom zażenowania jakie wtedy poczułem był zaiste imponujący. Odłożyłem skończoną książkę z odrazą i powiedziałem "pas". Ale jak to wśród znajomych, znajdzie się ancymon, który stwierdzi, ze kolejne książki inkwizytorskie są lepsze, że to co czytnąłem poczatki Piekary były i bym spróbował jeszcze raz. No to spróbowałem i po skończeniu kolejnego gniota uznałem: "No Jacuś, myśmy ze sobą właśnie skończyli..."

Jakaż sadomasochistyczna euforia mnie trafiła, gdy w strefie antykwarycznej Warszawskich Targów Książki zobaczyłem nie za grubą knihę Pana P., zapowiadającą się na jakiś thriller nie związany z cyklem inkwizytorskiego dna. Nie tyle podejrzewałem, co podskórnie wiedziałem, że będzie bolało. Kolejny dowód na to, że wybrana przeze mnie forma wyzwania książkowego, prowadzić może człowieka w rejony, których normalnie by za Chiny nie odwiedził...
* * *

Jest sobie Aleks, koleś koło 40tki, który kiedyś rzucił wszystko, aby skupić się na dziele swego życia. Scenariuszu filmowym. Stracił miłość, pracę, wiarę w samego siebie i wegetuje przez to gdzieś w obskurnej kawalerce, w dzielnicy typu stara warszawska Praga. W życiu naszego nieudacznika pojawia się Alicja, czternastoletnie dziewcze nawiązujące z nim jakąś więź wzajemnej fascynacji i przyjaźni, a od kiedy się poznali, Aleksowi nagle zaczyna wszystko wychodzić jak po sznurku. Ot dziwne zbiegi okoliczności, przynajmniej tak to sobie to można tłumaczyć, mimo iż wszystko wskazuje, że to robota Alicji.

Ksiązka ma dwa główne problemy, przez które mnie od niej odrzuca.
Pierwszy to relacje Aleksa i Alicji, czyli podtekst seksualny niosący ze sobą pedofilię. Można pójść drogą Nabokova i ugryźć temat obrazobórczo, wręcz poza granicami wiadomego obyczajowego faulu, ale stworzyć mimo to arcydzieło. Można też iść drogą Bessona, gdzie relacje Leona i Matyldy są raczej pozbawione pedofilskiego kontekstu, a pojedyncze momenty które ucięła w filmie cenzura są jedynie smaczkiem interpretacyjnym, w udanej formie (niepokojące, a jednocześnie nie pozwalające kontekstowi realnie zaistnieć) świadczącym o wirtuozerii twórcy. Można też oczywiście przyjaźń dorosłego mężczyzny z takim nastoletnim podlotkiem uczynić całkowicie platoniczną, pozbawioną wiadomego kontekstu.
Na drogę Nabokova Piekara nie miał jaj (lub prostu nie miał takiej wizji, choć wątpię, o czym za chwilę), na drogę Bessona nie miał talentu, a przecież by się powiesił na klamce z żalu, gdyby poszedł drogą nr 3 i pozbawiłby książkę wymownej prowokacji.
W efekcie mamy do znudzenia, po pierdyliard razy zaznaczane, jaka jest między Aleksem i Alicją więź, niesprecyzowane ale silne uczucie, etc,... ale broń boże coś z podtekstem! Aleks co chwila w myślach sobie udowadnia, że by przecież nie mógł, oraz co chwila myśli o tym co mogą o relacjach blisko 40letniego typa z 14latka myśleć inni. Czyli ogólnie to nie, ale wpierdzielajmy co chwila nawiązania do tego przed czym główny bohater i autor rękoma i nogami się bronią. Prosty, żenujący zabieg do bycia czystym a jednocześnie katowania czytelnika co chwila wiadomym podtekstem dającym książce wymowę prowokacyjną. Może rozpisane w innym stylu, z talentem osiągnęłoby to taki efekt, tu jednak jest sroga żenada. Myślę, że i wiek Alicji został świadomie wybrany w celu prowokowania. 14 lat, to już blisko wyjścia bohaterki ze strefy obyczajowego i kulturowego tabu. Blisko pogranicza wchodzenia w seksualność, a zatem i czytelnika wtedy łatwiej otworzyć na nachalnie zaznaczaną sugestię. Jakby zrobił z Ali 10, 12 łatkę, to zbyt mały talent pisarski i zbyt małe jaja, aby zrobić to co zamierzał nie narażając się na odbiór z jakimś tam obrzydzeniem.
Dochodzą do tego sceny retrospekcyjne z przyszłości (sic!) w formie przemyśleń, ukazujące relacje Aleksa i Alicji za jakiś czas. Już nie tak niewinne. To znowu pcha czytelnika do nachalnie promowanego kontekstu, mimo Aleksa w pełni zapierającemu się podtekstom.

Druga sprawa, to te myśli o przyszłości, która z perspektywy Aleksa tez już się wydarzyła. Akcja ksiązki i te wstawki ze 2 lata po niej są dla niego historią i Piekara sięga po nie całkiem często. Coś tam-coś tam i naraz "wtedy jeszcze nie wiedziałem o tym co powiedziała mi jakiś czas później leżąc w moich ramionach". I tak dalej. Zostawmy już jak to działa na odbiór relacji A. i A co opisałem wyżej. Problem jest inny, w tych wstawkach autor nie daje żadnych konkretów. Raczej zaznacza iż niezbyt ważne zdałoby się wydarzenie ma drugie, głębsze dno. Ale... nie mówi jakie. Urywa nie tłumacząc o co chodzi i sugerując, że wszystko się wyjasni... w drugim tomie.
Czemu? Proste, aby czytelnik z nim został i miał nadzieję, że zaraz się wyjaśni to co zostało jedynie zarysowane. Oczywiście nic takiego nie ma miejsca az do końca książki, jak chcesz wiedzieć o co chodziło, zapraszamy do tomu nr 2.

Piekara jak dla mnie po raz kolejny pokazał tu swoje oblicze człowieka, który może i językowo pisze świetnie, ale pisarzem pod kątem budowania fabuły jest tragicznie marnym. W cyklu inkwizytorskim by podnieść napięcie i utrzymać czytelnika przy słabej fabule, oraz przerysowanych postaciach (na kartach "Alicji" kreowanych podobnie) prowokuje np. nekrofilią, wyuzdaniem, krwawą przemocą, bluzgami. Tutaj w Alicji nie mógł tego zrobić bo to księga inna, ale czymś prowokować i skłaniać czytelnika, aby z nim został - musiał.
I zrobił to w sposób myślę ostatecznie obnażający go jako pisarza.

P.S. Może i ta książka zyskałaby w moich oczach, gdybym czytnął drugą część ("Alicja i Ciemny Las"). Miałem tego farta, że w łapki dostałem wydanie, gdzie obie knihy są jeszcze oddzielnie bo nowe wydanie skupia w jednym obie części). Nie wiem czy nawet pistolet przy skroni by mnie jednak skłonił, aby zarandkować sobie z twórczością Jacka P. kolejny raz.
Ocena: 2/10
 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"
Leoncoeur jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Odpowiedz



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 06:39.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172