|
Muzyka, film Forumowy dział „kulturka” |
Zobacz wyniki ankiety: Jak oceniasz film "V for Vendetta"? | |||
10/10 | 5 | 19.23% | |
9/10 | 7 | 26.92% | |
8/10 | 5 | 19.23% | |
7/10 | 4 | 15.38% | |
6/10 | 1 | 3.85% | |
5/10 | 0 | 0% | |
4/10 | 1 | 3.85% | |
3/10 | 1 | 3.85% | |
2/10 | 1 | 3.85% | |
1/10 | 1 | 3.85% | |
Głosujących: 26. Nie możesz głosować w tej sondzie |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
03-07-2006, 22:26 | #1 |
Reputacja: 1 | V for Vendetta [center:dd342758de][/center:dd342758de] [center:dd342758de]TO NIE LUDZIE POWINNI BAĆ SIĘ RZĄDÓW, TO RZĄDY POWINNY BAĆ SIĘ LUDZI. [/center:dd342758de] Rzadko się zdarza, że jakiś film wciąga mnie tak bardzo, że nie mogę oderwać od niego wzroku nawet na chwilę, a emocje z niego płynące wpływają nawet na moje sny. Jednym słowem chcę powiedzieć, że to najlepszy film, jaki ostatnio udało mi się obejrzeć. I chciałabym się podzielić z Wami moimi odczuciami po jego obejrzeniu, ale ostrzegam, że możecie natrafić na trochę spoilerów Na początek może trochę o fabule filmu. Akcja toczy się w Anglii, w alternatywnej rzeczywistości, w której Zjednoczone Królestwo jest państwem totalitarnym, rządzonym przez terror kanclerza Sutlera. Życie mieszkańców Londynu wyznacza godzina policyjna, cenzura, skorumpowana policja i telewizja podporządkowana całkowicie władzy. Mimo iż trudno żyć w takim świecie, lud karmiony kłamstwami zaprawionymi sporą ilością agresji nie ma odwagi wyłamać się i wszcząć bunt. Pewnego dnia pojawia się jednak człowiek – tajemniczy jegomość w masce, nazywający siebie „V” i posługujący się nożami z precyzją chirurga, człowiek który odpowiedział agresją na agresję. W nocy z 4 na 5 listopada ratuje pewną piękną kobietę (Evey Hammond) z rąk bezdusznej policji, a przy okazji robi zamach terrorystyczny na kilka budynków w mieście. Rankiem natomiast włamuje się do największej stacji telewizyjnej i zapowiada całej Anglii, że dokładnie za rok, 5 listopada, w dniu Gaya Fawkesa, (człowieka, który w 1605 r. w odpowiedzi na tyranię rządów króla Jakuba I również posługiwał się terroryzmem), wysadzi Parlament. Tak właśnie wygląda początek filmu. Nie jest to jednak kolejna pozycja z cyklu „strzelamy do wszystkiego co się rusza, wysadzamy połowę miasta, a na końcu czeka nas wielki happy end”. Kto oczekuje takiego typu akcji niech się raczej nie bierze za oglądanie „Vendetty”. Film świetnie pokazuje mechanizmy władzy, to jak łatwo garstce ludzi zapanować nad milionami. Wystarczy jedynie zasiać w ludzkich umysłach strach. To właśnie to uczucie staje się całą osią filmu i wokół niego będzie toczyła się akcja. Fantastycznie oddana jest tu walka z własnym strachem i to, jak wiele może się w życiu zmienić, kiedy pokonamy tego największego wroga – bo to nie drugi człowiek jest nieprzyjacielem, tylko uczucie, które nie pozwala ludziom walczyć o swoje prawa. Ciekawym wątkiem, jaki porusza również ten film, jest pojmowanie terroryzmu, jako czegoś dobrego, wyzwalającego. Z tego co czytałam, w niektórych kręgach „Vendetta” została raczej nietrafnie odebrana, jako próba wybielenia zamachów terrorystycznych. Ja szczerze mówiąc nie zaprzątałam sobie głowy tak bardzo tym tematem. Ważniejsze były dla mnie inne wątki, które odebrałam dużo głębiej niż te parę wybuchów i cięć nożem. „V jak Vendetta” to nie tylko film o zabarwieniu politycznym, o walce z reżimem i terroryzmie. To też historia wielu ludzi. Zabawne jest to, że choć cały film kręci się wokół tytułowego V, tak naprawdę do końca nie wiemy kim był i jaka była jego historia. Wszystko, co zostało o nim powiedziane, było pokazane w kontekście innych osób. Choć w rezultacie możemy złożyć sobie wszystko do kupy i odgadnąć dlaczego chodzi w masce, dlaczego zabija określone osoby i dlaczego się mści, to tak naprawdę to tylko garstka informacji, która nic nam nie mówi. Znamy historię Evey, ludzi, których V zabijał, policjanta, który go tropił, nawet Valerie, którą znamy tylko z listu. Ale nie wiemy kim jest V. Dlaczego? Posłużę się cytatem, który bardzo mi się spodobał: Finch: Kim on był? Evey: Edmondem Dantesem... I moim ojcem... moją matką... moim bratem... moim przyjacielem. Był tobą... i mną. Był każdym z nas. Tak, to film pełen symboliki i idei, film opowiadający o każdym z nas po trochu. Może niektóre aluzje i symbole są za bardzo podane na tacy, ale liczę się z tym, że film miał trafić do szerokiej publiczności, więc zbyt wielu niedomówień być tu nie mogło, ale i tak przyjemnie się to ogląda. Przynajmniej teraz wiem, że mimo wszystko Hollywood potrafi wyprodukować coś naprawdę dobrego Może nie jestem ekspertem od strony technicznej, ale film zachwyca świetnymi ujęciami. Gra kolorów jest niesamowita – czerń, czerwień i biel to główne barwy, które cudownie się komponują. Podobały mi się niektóre sceny symboliczne, ot choćby ta, w której V „narodził się” na nowo w ogniu, a Evey odradzała się w deszczu – takie podkreślenie różnic między nimi, ale równocześnie pokrewieństwa dusz. Cały film też zamyka się w dobrze dobranej klamrze „Fawkes - V” – tym, że mimo upływu czasu pewne rzeczy są wciąż aktualne. Ciekawie się również oglądało sceny żywcem wyjęte z kronik filmowych z Hitlerem w roli głównej, przemarsze wojsk i przemówienia. Do roli dyktatora wybrali przekonywującego aktora. Wielkim plusem dla filmu jest brak scen erotycznych - mam wrażenie, że ostatnio w każdym filmie obojętnie na jaki temat musi obowiązkowo znaleźć się scena łóżkowa. W „Vendetcie” jest kilka scen przepełnionych miłością, a jednak dzięki dobrym mocom wszystko zostało pokazane bardzo lirycznie i zmysłowo, bez dzikich aktów. Szczególnie na brawa zasługuje tutaj historia Valerie. No i końcowa scena walki, choć no prawda zmieniłabym ją troszkę, to jednak zastosowanie zwolnionego tępa i paru efektów specjalnych dało bardzo fajny efekt. Aby nie przedłużać już tej recenzji, zakończę ją wielką zachętą dla wszystkich, którzy jeszcze nie pokusili się o obejrzenie tego dziełka. Naprawdę jest na co popatrzeć, bo efekty specjalne są (aczkolwiek nie przesadzone – i to też wielki plus), dobra fabuła jest i rozmyślać na koniec jest o czym Po prostu można się zachwycić. Ja daję „V jak Vendetcie” 10/10. Trafia do czołówki moich ulubionych filmów. I cytacik na dobre zakończenie „Zazwyczaj pamiętamy idee, nie człowieka. Człowiek może zawieść... Może zostać złapany... Może zostać zabity i zapomniany... Ale 400 lat później jego idee wciąż mogą zmieniać świat. Byłam bezpośrednim świadkiem mocy idei. Widziałam jak ludzie zabijają w ich imieniu. I giną w ich obronie. Ale idei nie możesz pocałować... Nie możesz jej dotknąć czy potrzymać... Idee nie krwawią, nie odczuwają bólu... Idee nie kochają. To nie za ideą tęsknię... Tęsknię za człowiekiem. Człowiekiem, dzięki któremu, pamiętam 5 listopada. Człowiekiem, którego nigdy nie zapomnę.” [center:dd342758de] [/center:dd342758de] |
05-07-2006, 05:49 | #2 |
Banned Reputacja: 1 | Czy Edmund Dantes to przypadkiem nie główny bohater "Hrabiego Monte Christo" ? Dość przejrzyste te aluzje. |
05-07-2006, 11:19 | #3 |
Reputacja: 1 | Tak, to właśnie bohater "Hrabiego...". Pisałam wyżej, że wiele rzeczy mamy podane na tacy - twórcy zdaje się nie liczyli na to, że przeciętny widz dzięki delikatnym lub dobrze skonstruowanym aluzjom dobrze zrozumie ten film. Ale ja się temu nie dziwię, w końcu Hollywood zawsze szło na kasę, nie na ambitność. To nie jest np. "Lolita" (mowa o książce), której nie można odczytać właściwie bez stu stron pisanych drobnym maczkiem przypisów (chyba, że się ma ogromną wiedzę na temat literatury, życia w Ameryce w tamtych czasach i kultury, ale to chyba nieliczni mogą sobie pozwolić na ten luksus). Swoją drogą jestem ciekawa jak pod tym względem wygląda komiks. Czy również autorzy podają wszystko na tacy, czy jest tam miejsce na przemyślenie pewnych kwestii. I jak się ma fabuła filmu do fabuły komiksu - jakie tym razem przeinaczenia popełnili filmowcy Czytał ktoś? A jednak nadal twierdzę, że gdy się przymknie oko na takie "podawanie na tacy", to film jest i tak świetny. Nie można przecież mieć wszystkiego :P |
14-11-2006, 15:35 | #4 |
Reputacja: 1 | V for Vendetta (jak na Amerykańskie kino) jest czymś naprawdę dobrym. Właśnie skończyłem oglądać film na DVD, no cóż- robił wrażenie. Mimo to jego największą wadą jest właśnie zbytnie uproszczenie każdego wątku tak, by dało się zrozumieć historię V, żrąc przy tym popcorn i gapiąc się w dekolt kobiety, która siedzi obok w kinie. V robi świetne wrażenie- wydaje się być możliwym do dopasowania do każdego. Nie jest specjalnie wysoki ani niski, nie jest ani wychudzony ani zbyt "napakowany", w swoim stroju nie wyróżnia się niczym. Dzięki temu każdy może nim być, a spersonifikowana idea jest bardzo przekonująca. Do tego Natalie Portman, która grała jak nigdy (i szczególnie polubiłem jej strój z "wizyty u biskupa ) i cała reszta aktorów- wszyscy popisali się grą na wysokim poziomie. Jedynie aktor grający kanclerza niezbyt mi się podobał- w jego wypowiedziach brakowało jakiejś charyzmy, jakiegoś drygu- taki człowiek nie umiałby porwać ludzi jak dawni dyktatorzy. Sceny walki to coś, za czym tęskniłem- nie były to ani pojedynki mnichów z Shaolin, ani wielkie strzelaniny- walka bronią białą, trochę strzelania też, ale wszystko w dobrym stylu- bez przesady. Przekaz filmu... No cóż, komiksu w rękach nie miałem, ale mam wrażenie, że film znacznie go spłycił... Pozostaje mi dorwać "V for Vendetta" w wersji komiksowej Tak czy inaczej film dostaje 8 na 10 borsuczych pazurów, czyli "świetnie, ale do doskonałości daleko"
__________________ Kutak - to brzmi dumnie. |
15-05-2009, 17:56 | #5 |
Banned Reputacja: 1 | Osiem, dałbym więcej gdyby nie kiepscy przeciwnicy (Znowu zły rząd, który utrzymuje się nie wiadomo czemu), brak szerszych nawiązań do polityki w reszcie świata (rozwaliliby ich, gdyby gdzie indziej była demokracja) i kilka głupich akcji. Np to jak zabił pięciu typów mierzących do niego z broni po tym jak go ostrzelali i przeżył bo miał napierśnik. Ja strzelałbym po głowie, bo to zgon na miejscu. Nie wiem czemu zawodowi zabójcy byli głupsi ode mnie i strzelali tylko w klatę. |
19-05-2009, 22:12 | #6 |
Reputacja: 1 | Przyjrzyj się - na masce też ma ślady po kulach... Najwyraźniej jak już chodzić w masce, to pancernej, a nie plastykowej, jak te które rozesłał wszystkim Londyńczykom. Głupsi może i tak, ale chyba odrobinę bardziej uważni... Tak propo - strzelanie w głowę to domena amatorów, nie zawodowców, wg. tego co mówił mi instruktor.
__________________ "Uproczywe[sic] niestosowanie się do zaleceń Obsługi" |
19-05-2009, 23:26 | #7 |
Reputacja: 1 | Film świetny na tyle by dać mu dziewiątkę z minusem. Osobiście fascynuję się zagadnieniami związanymi z totalitaryzmem, a w szczególności szeregiem zależności między pojedynczym obywatelem i wielką władzą. Nie przypadkowo mój temat prezentacji z języka polskiego brzmi "Jednostka a totalitaryzm". Największą bolączką jest to, że film jest, mimo wszystko, nie tak głęboki, jakbym chciał. Owszem - ładnie zarysowana władza oraz postać głównego buntownika. Ale można było pokusić się o więcej motywów odsłaniających władzę, jej historię, próby oporu ze strony obywateli (nie uwierzę, że oni nagle tak wszyscy zebrali się pod wpływem impulsu, gdy np. w "1984" podobna sytuacja wg. O'Briena nigdy nie będzie miała miejsca). Jednak to już pewien charakter tego kina, że pewne zagadnienia banalizuje się by trafiły do szerszej widowni. Swoją drogą niewiele jest dziś filmów nie bawiących się w coś takiego. Pod względem kunsztu oczywiście poezja. A muzyka Czajkowskiego (bo to jego?) w chwili zamachów - piękno. |
21-05-2009, 22:42 | #8 |
Reputacja: 1 | Cztery punkty i to tylko dlatego, że lubię filmy akcji. Niestety, ale fakty są takie, że film "V jak Vendetta" to daleki i ubogi krewny komiksu o tym samym tytule. Film został pozbawiony całej głębi jaką miał komiks, a także wielu smaczków i ukrytych nawiązań czy to do historii, czy też do literatury, które sprawiły, że komiks "V jak Vendetta" jest czymś więcej niż kolejną historią obrazkową.
__________________ "Co do Regulaminów nie ma o czym dyskutować" - Bielon przystający na warunki Obsługi dotyczące jego powrotu na forum po rocznym banie i warunki przyłączenia Bissel do LI. |
26-05-2009, 11:00 | #9 |
Reputacja: 1 | Zachęcony tym tematem zaopatrzyłem się w w/w film, który jakimś dziwnym trafem mi umknął (a może nie umknął? w dobie żałosnych ekranizacji komiksów wystrzegam się takich filmów ) Wykonanie nie budzi żadnych zastrzeżeń, widać, że unikano durnych wpadek i chociaż kilka spornych kwestii przedostało się do obrazu, to jednak nie maja jakiegoś przesadnie negatywnego wpływy na całokształt. Aktorzy też zostali dobrani całkiem dobrze, chociaż głównego bohatera należy rozliczać jedynie za głos... (ciekawy pomysł zastąpienia typowego grubego charczenia wydobywającego się spod maski, z jakim mamy do czynienia w tego typu filmach o mścicielach) Film posiada pewien przekaz co jest jedną z największych (jeśli nie największą) jego zaletą - w pewnym momencie, poprzez przesadną rozlazłość akcji i porzucenie pewnych wątków, wydaję się on jednak zanikać. Powraca w asyście podniosłej muzyki na końcu filmu i być może nie każdego potrafi poruszyć... jak na przykład mnie. Film skradł mi 2 godziny wczorajszego wieczorka i nie żałuje poświęconego mu czasu. Jednakże za żadne skarby nie nazwałbym tego filmu wybitnym... nie ciągnie mnie do powtórnego obejrzenia, co obniża ocenę o kolejny stopień. Kolejny nie wykorzystany potencjał wspaniałego komiksu... dla mnie na 6-7/10. Postawiłem jednak 7 za wylewającą się z ekranu słodycz a'la panna Portman (jak Kutak słusznie zauważył - strój uczennicy dopełnia artystycznego przekazu )
__________________ "Tylko silni potrafią bez obawy śmiać się ze swoich słabostek." - W.Grzeszczyk |
08-06-2009, 11:12 | #10 |
Reputacja: 1 | 10/10. Dobra ekranizacja rewelacyjnego komiksu, to raz. Każdego, kto obejrzał, zachęcam by sięgnął również po zeszycik. W naszym kraju trudno dostępny, ale warto. Dwa: Bo Idee są kuloodporne. |