lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Opowiadania-archiwum (http://lastinn.info/opowiadania-archiwum/)
-   -   Sesja (http://lastinn.info/opowiadania-archiwum/744-sesja.html)

Yarot 25-07-2005 20:43

Sesja
 
Coś takiego kiedyś popełniłem, by rozbawić moich znajomych, którzy kuli do sesji i nie mieli czasu na granie. Moje czasy studenckie minęły bezpowrotnie, ale tamtą atmosferę pamiętam. Oto próba uchywcenia czegoś, co jest ze swej natury nieuchwytne. To taki żarcik, nic więcej. Liczy się w nim pomysł a nie wykonastwo, choć mam nadzieję, że jest napisany po polsku. Zatem, jak to mawiają, "let me entertain you".

Egzamin
1
Zawsze sobie powtarzałem, że po trzecim roku będzie łatwiej. Dlatego też z utęsknieniem wpatrywałem się w profesora Marszkina, który właśnie prowadził grupę z czwartego roku na jakieś zajęcia do innego budynku. „Już za niedługo” – pomyślałem. Pod warunkiem, że w tej sesji zdam wszystkie egzaminy. To była bariera, która mnie paraliżowała i która stawała się dla mnie niczym zapora na rzece. Wiedziałem, że zaważą one na mojej najbliższej przyszłości i nie mogłem sobie pozwolić na ich zlekceważenie. Zbierałem się do wyjścia, gdy poczułem klepnięcie na ramieniu
- Yarot, idziesz dzisiaj do Lewego? Powtarzamy materiał na zerówkę. – głos Jerkina brzmiał niczym róg przeciwmgielny na morzu. Jakoś nie byłem zdziwiony, że to właśnie on występował z tą propozycją. Nie należał on do elity na roku a upodobanie do innych rozrywek niż nauka miał chyba we krwi.
- A co będziemy powtarzali? – spytałem z udawanym zaciekawieniem, bo odpowiedź znałem aż za dobrze.
- Wiesz, ... – zaczął i już wiedziałem, że będzie dobrze – takie tam, trochę piwa, ale niewiele, potem może warhammer. Wiesz, muzyka, gra i piwo. Będzie dobrze.
- Acha... – spojrzałem z ukosa na Jerkina i chciałem odczytać z jego twarzy, że żartuje. Niestety, nie udało się. W tym akurat był dobry.
- No nie daj się prosić, dla Ciebie to nic, a dla nas to ważne – Jerkin nie ustępował. Wiedział bydlę, czym mnie ująć. – Poza tym... – kontynuował – będzie tam Marzena, wiesz która... .
Wiedziałem jak cholera o kogo chodzi. Marzena. Wysoka czarnulka, wiecznie ubierająca się na czarno, obwieszona krzyżami oraz z ciemnym makijażem. Lubiła szczególnie mroczne klimaty i gotyckie budowle. Ech, wyglądała naprawdę bosko. I to chyba przeważyło, że podjąłem decyzję.
- Pójdę. Niech wam będzie. O której będziemy się uczyć? – Słowo „uczyć” powiedziałem specjalnie z przekąsem, ale Jerkin tylko uśmiechnął się od ucha do ucha.
- O 17.00 i siedzimy do oporu.
- Nocka z głowy znaczy się. Dobra, będę.
- Yarot, wiedziałem że nie zawiedziesz. Nie pożałujesz. Piwa nie przynoś, bo się dla ciebie znajdzie.
Jerkin ostatnie słowa już wypowiadał wychodząc z budynku. Jego czupryna zniknęła za drzwiami a ja zostałem w budynku. Ludzie wchodzi i wychodzili, kręcąc się we własnych sprawach po terenie uniwerku. Musiałem się przygotować, bo dzisiaj zapowiada się ciężka noc, ale za to Marzena....
2
Lewy mieszka na Pradze, dlatego chciałem dostać się tam jeszcze jak jest widno, bo potem bywa różnie. Wiadomo nie od dziś, że warszawska Praga to miejsce skrajnie nieprzyjazne. W plecaku ciążyły mi podręczniki, karty postaci oraz przybornik Mistrza Gry. Przygoda kołatała mi się w głowie i z mściwą satysfakcją czekałem na dzisiejszą rozgrywkę. Nie przewidywałem happyendu, no może nie dla wszystkich. Jednak sami już mnie poznali na tyle, że wiedzieli, że nie będzie łatwo. W końcu to powtórka do zerowego terminu, a to zobowiązuje.
Droga minęła mi dość szybko, szczególnie że nie musiałem czekać na tramwaj. Zająłem miejsce przy oknie i ukojony stukotem kół zamyśliłem się nad przygodą. Nie b yła jakoś szczególnie wymyślna, ale na pewno zawierała wszystko to, co było potrzebne dla nich. Jak będą chcieli to przyjmą to, jak nie to ich sprawa. Jeszcze nie wiadomo, jaki będzie skład, ale wiedziałem, ż e żaden mi nie straszny. Jeszcze się tak nie złożyło, by jakoś nie było.
Minąłem Aleję Zieleniecką i wjeżdżałem w Targową. Potem przystanek i wysiadka. Dalej piechotą. Na szczęście tylko paręset metrów. W myślach już miałem karczmę, tajemniczego zleceniodawcę oraz zadanie – uratowanie młodego grafa przed zgubą. Miał się żenić i wszyscy astrologowie przepowiadali, że będzie źle a nawet gorzej. Ponieważ młodzian swój rozum miał to i mu wybić tego łatwo nie można było. Przeto znajomi postanowili sprawić, by jacyś obcy wybili mu z głowy ożenek. Wszelkie chwyty dozwolone, w końcu chodziło o dobro całej krainy. Ciekawe jak z tego wybrną, bo będzie tam kilka zagwozdek niezgorszych. Miało się w końcu dobre stopnie, nie?
Odrapana kamienica, jakich w okolicy wiele, nie zmieniła się chyba nic a nic przez ostatnie dwadzieścia lat. Drugie piętro miało moczarowy klimat, pachniało szczurami oraz kocimi szczynami. Przednia atmosfera na całą noc. Numer 13 wydawał się drwić z ewentualnych gości. Krzywe kawałki tektury były zawinięte na rogach i wyglądały raczej jak stare liście. Jeśli miało to odstraszyć potencjalnych gości to na mnie nie działało. Na Lewego najwyraźniej też nie. Jeszcze sprawdziłem na zegarku, czy jestem na czas i zapukałem. To będzie długi dzień.
Otworzył mi gospodarz, we własnoręcznie robionej kolczudze i z sarmackimi wąsami. Uśmiechnął się do mnie i objął w swym niedźwiedzim uścisku. Przyjacielskie poklepywanie mogło odbić płuca, ale trzeba przyznać, że Lewy robił to z wdziękiem.
- Yarot, śmiało. Już wszyscy są i czekają. W końcu tyle materiału do przerobienia, tyle piwa do wypicia, tyle ... no to jeszcze może poczekać. – Lewy szelmowsko zmrużył oczy, jak niedźwiedź polarny, gdy patrzy na słońce.
- Ciebie też dobrze widzieć Lewy – rzekłem po czym wszedłem do środka. Zapach kadzideł wdarł się w moje nozdrza, ale nie wywołał kaszlu. Znać było fachową rękę w doborze zapachu oraz dawkowaniu. Czyżby...
Wszedłem głębiej. Za mną Lewy zamknął drzwi. W pokoju naliczyłem siedem par butów. Wstrząsnęło to mną. Taka ilość osób, to morderstwo dla sesji. Mam tylko nadzieję, że wszystkich znam, to będzie łatwiej. Moje wątpliwości zostały rozwiane szybko. Towarzystwo oblepiło wszystkie możliwe miejsca do siedzenia i leżenia. Na szczęście pokój Lewego to stare budownictwo i miejsca miał tyle, że i drugie tyle by weszło. Jednak na pewno usiadłoby w mniej dogodnych warunkach. Zobaczyłem te roześmiane twarze, roziskrzone oczy i lekkie podniecenie wśród zebranych. Pierwszy z brzegu siedział Jerkin. Huknął swoje „cześć” na powitanie i mrugnął porozumiewawczo. Obok niego siedziała Marzena. Wyglądała przecudnie i ze spojrzenia, które mi zaserwowała, musiała zdawać sobie sprawę z tego, że tak na mnie działa. Z najwyższą czujnością pocałowałem ją lekko w policzek na powitanie i zaraz szybko przeszedłem dalej. Dziewczyna nie wydała się być tym speszona a nawet wręcz przeciwnie. Szybko jednak zwróciłem się do kolejnego uczestnika dzisiejszego wieczoru. Chyba musiał przyjść z Marzeną, bo też był na czarno ubrany, miał długie włosy i mroczne spojrzenie w oczach. Znałem go, nazywali do Dark, co pasowało do jego mrocznego usposobienia. Uścisnęliśmy sobie ręce.
Kolejny w kolejce to mój druh z roku, Waldi. Uśmiechnąłem się, bo miałem w nim nieocenioną pomoc w nauce. Naprawdę skarb z niego. Robiło się ciekawie, a co najważniejsze zapowiadało naprawdę dobrą zabawę. Obok niego siedziała zawsze cicha Marlena. „Nasza Marlenka”, jak ją nazywaliśmy, była wielce uduchowioną osobą i jeśli nie uczelnia, to na pewno wstąpiłaby do zakonu. Lubiłem ją, bo wprowadzała sobą rozsądek i właściwe zachowanie. To rzadkość w tych czasach. Kolejna postać to nasza barwna historia roku czyli Zandrek. Gdyby nie on, to wiele z kolosów pogrążyłoby nas z kretesem. Dodatkowo znał się na rzeczy, choć był szalony i nieprzewidywalny. Jego widok powodował, że śmiałeś się mimowolnie. Z radością uścisnąłem mu rękę. No i wreszcie ostatnia postać tego wieczora – Koplan. Cholera, kto jak kto, ale on nie miał powodu, by tu być. W końcu to największy kujon na roku. Przecież on nie musi wkuwać, a już na pewno nie to, co będzie dzisiaj. Ech, czasy się zmieniają, nie ma co. Przyjąłem jego chłodny uścisk i poczułem się lekko skonfudowany.
Jeszcze raz spojrzałem na całość grupy. Tak, nie ma co, niezła banda. Wtem wszedł do pokoju Lewy i od razu zaczął przyjmować zlecenia na kawę, herbatę i piwo. Zanim coś powiedziałem, już „Okocim” wylądował w mej dłoni. Ech, życie. W ogólnym rozprężeniu złowiłem okiem Jerkina, który bezczelnie patrzył nam nie i oczami pokazywał mi na osobę po swojej prawej. Cholera, ja mu dziś dam. Czułem z jego powodu jakiś podstęp, ale szelma dobrze się z tym kryła. Westchnąłem i zacząłem wyciągać podręczniki i zeszyty. Jeszcze rzut oka na karty, długopisy, ołówki i gumki. Ostatnie z plecaka wyjechały cedeki z muzą. Wiedziałem, że nie bardzo się przydadzą, bo kolekcja Lewego była imponująca, ale mam tu kilka niespodzianek. Powoli się zbroiłem. Sesję nieubłaganie trzeba było zacząć.
3
Losowanie było łaskawe dla wszystkich. Dobre postacie się wylosowały i dobrze. Tym milej będzie coś z nimi zrobić. Teraz dałem im czas na przemyślenie postaci. Raptem 15 minut, czyli tyle ile na egzaminie. Tylko że ja jestem bardziej wyrozumiały niż profesor Miturka. Czekałem spokojnie od czasu do czasu zagadując do kogoś.
- Jerkin, przyłóż się do tego. Ten poborca podatkowy ma błyszczeć – to taka moja mała zemsta za nieistniejącą intrygę z Marzeną w roli głównej. – Chcę, byś pochodził z Talabheim.
- Yarot, bez jaj. Nie opanowałem jeszcze Talabheim. To sobie zostawiłem na koniec, ale może Zięba nie da tego na zerówce.
- Nic z tego, masz być poborcą z Dolnego Dystryktu i chcę to poczuć.
- A ja myślałem, że jesteśmy kumplami – Jerkin znów spojrzał na kartę i wręcz czuć było jak wytęża pamięć, by przypomnieć sobie, jakie barwy noszą poborcy podatkowi w Mieście Taala.
Inaczej się działo w przypadku Marzeny. Jej delikatne rzuty były wykonywane wręcz z magiczną precyzją. Nie zdziwiłem się, że wylosowała profesję damy do towarzystwa. Po cichu to nawet na to liczyłem. Nawet nie musiałem wykorzystywać swoich kostek o których już krążyły legendy. Nawet nie musiała się specjalnie wysilać przy tworzeniu postaci. I tak wiem, że jest w tym dobra. W końcu była na drugim roku WOD-a a co jak co, ale tam kładą duży nacisk na dramę. Tylko są jakoś za bardzo dufni w sobie. Ale to już nie mój problem.
Nie zdziwił mnie Koplan. Zaproponował współprowadzenie sesji. W końcu on też, tak jak ja, szedł na mistrzowanie i nie satysfakcjonował go licencjat gracza. Jednak Koplan to bardzo dziwny typek. Zapatrzony tylko w siebie, wiele graczy już pogrążył, byleby tylko sesja się udała. Pamiętam jego akcję, kiedy podczas Shadowruna, by zapunktować u magistra Kmisia, wykończył drużynę smokiem. Fakt, szanse zostały skalkulowane odpowiednio, wzorzec płomienia właściwie zastosowany a symulacja przeprowadzona poprawnie. Jasne, ale to tylko statystyka i matematyka, brakuje mu serca. Mimo to punktuje u wielu prowadzących i to się liczy. Wiem tylko że z profesor Filką nie będzie mu łatwo, bo prowadząca od Wilkołaka nie jest taka „łatwa” i na mechanikę nie poleci. Sam mu zazdrościłem trochę umiejętności liczenia, ale to mnie ludzie chcieli na sesję nie jego. Jakoś inni widzieli, że przy mnie więcej się nauczą i pokażą dla innych niż granie u Koplana. I niech tak zostanie.
- Dlaczego to ma być Morr? – pytanie padło od Marlenki.
- Taką mam koncepcję – widziałem wyraźnie jak buzia blondynki robi się coraz bardziej czerwona – ale jak chcesz to mogę zmienić na... – zawiesiłem głos.
Widziałem, jak jej usta bezgłośnie układają się w słowo „sha...
- ...Shally. Czy tak może być?
Skinęła z wdzięcznością głowę. Dla niej wszystko, jakoś mam do niej słabość. Wiedziałem też, że specjalizuje się w postaciach duchowych, ale raczej o dobrym lub jasnym etosie. Zwykle cicha również swoje postacie obdarzała nieśmiałością oraz milczeniem. Jednak w najbardziej odpowiednim momencie mogła działać i czyniła do dobrze. Chyba jako jedyna miała wszystkie bóstwa ze światów d20 w małym palcu. Wielu jej tego zazdrościło.
Czas powoli mijał. Już muza została załadowana, pomoce przygotowane. Teraz postacie. Po ludziach tu zebranych muszę oczekiwać wiele, skoro czeka ich zerówka z przygotowania postaci. To kobyła i każdy na 3 roku musi to przejść. Wielu kibluje właśnie przez ten egzamin. Miturka to kosa, która ścięła niejeden zapalony, graczowski łeb i nawet się nie stępiła. U niego trzeba być dobrym lub się wylatywało. Ale za to dyplom licencjacki gracza był wtedy tym cenniejszy. Musiałem tym ludziom to uświadomić, bo oni zadawali się nie brać tego pod uwagę – no może Marlenka czy Waldi, ale reszta? Zaraz zobaczymy.
- Dobra. To teraz co nieco o postaciach. Dajcie z siebie wszystko – zacząłem i spojrzałem na graczy.
Pierwszy pokazał się Dark.
- Nazywam się Matthias Gurther i jestem najemnikiem. Nie mam rodziny, a przynajmniej jej nie znałem – tutaj musiałem przerwać.
- Słuchaj, po czymś takim u Miturka wylatujesz, jeśli jest w złym humorze, albo osiągasz najwyżej tróję i musisz się bronić. Nie wiem, jak to u was na Wampirze wygląda, ale w młotka postacie muszą być realne. Nie sztuką jest grać postać z amnezją, nie pamięta skąd jest, sierota i to wychowany w głuszy. Jeśli przynajmniej dobrze odtworzysz go bieżąco, to wporzo, ale pamiętaj że jeśli nie wchodzisz pierwszy na egzamin to bye bye dobry stopniu.
- To posłuchaj dalej – kontynuował długowłosy. – Pochodzę z Averheimu i dość szybko wstąpiłem w szeregi najemników. Liczne kampanie: Złamane Skrzydło, Samotna góra oraz oblężenie Frostfruga dały mi niezbędne doświadczenie w tym zawodzie. Czasami miewam piszczenie w lewym uchu i po nocach nawiedzają koszmary z pola walki. – nie musiałem zgadywać, że to miłośnik WOD-a
- Ok., kupuję to. A powiedz, jakie jest godło twojej kompanii najemników i jak nazywa się ich dowódca?- spytałem, bo to jest ważne.
- Czarny Kruk oraz Giedymin zwany Krwawym
- Jakżeby inaczej. Dobra, pasuje.
I tak zeszły rozmowy z każdym. Kapłanka Shally wyszła jak zawsze perfekcyjnie, zaś nad biednym Jerkinem poznęcałem się bardziej. Jego poborca musiał się wykazać nie lada umiejętnościami, których sam chłopak nie znał. Jeśli nie podciągnie się z tego to klapa. A jak na egzaminie wylosuje szlachcica to zerówkę będzie miał z bańki. W kupcu Waldiego jak zawsze mogłem mieć oparcie bo i kontakty sobie porobił i nawet utrzymuje je. Jak dla mnie bomba. Lewy to krasnolud jakich mało. Jak zwykle dużo pije i śpiewa, głównie o złocie. Już mu wybaczyłem. Zandrek i jego gnomi błazen to idealne uzupełnienie krasnoluda – pijaka. Chyba na sesji będzie ciekawie, szczególnie jak naprawdę sobie popiją ludziska. Na koniec została Marzena. Z drżeniem czekałem na to, co wymyśli ta dziewczyna. To, co powiedziała, zaskoczyło mnie jednak bardzo.
- Yarot, ja to na osobności, bo nie chcę się zdradzać ze wszystkimi
I cóż mogłem odpowiedzieć? Nawet wymowne spojrzenia chłopaków nie pomogły. Wstałem i razem wyszliśmy na korytarz. Nie mówiłem wam, że bycie MG ma swoje dobre strony?
4
Mroczny przedpokój, zapach kadzideł w powietrzu oraz tajemnicza znajoma w bezpośredniej bliskości. Widziałem jej długie kręcone włosy, jak opadają łagodnie na okryte czarnym longsleevem ramiona. Błyszczące oczy spojrzały na mnie i wiedziałem, że mogę w nich zatonąć aż do utraty tchu.
- Chciałabym zagrać kochanką kogoś, kto jest głównym NPC-em w przygodzie. Co ty na to? – jej głos był głęboki i barrrrdzo mrrroczny.
- Ja...ten...dobra... – zaskoczyła mnie, nie ma co. – Jest taki ktoś, z wyższych sfer. Nazywa się Roderyk i spotykałaś się z nim kilka razy. Do niczego nie doszło... – zauważyłem uśmiech na jej wargach - ...ale nie jest ci obojętny. Wiesz, to ktoś z wyższych sfer, a ty jesteś tylko mieszczką
- Niestety wiem. A nie da się tego jakoś, wiesz, naciągnąć?
Temperatura się podnosiła. Dobrze że było ciemno.
- Raczej nie. Zepsuje to całą grę wstępną...tfu, grę drużyny na początku znaczy – co za palant ze mnie.
- Jasne – znów ten uśmiech. Mogę się założyć, że specjalnie spiłowuje sobie kły, by wyglądać na wampa. – Tak tylko pytałam. A w drużynie znam kupca, u którego w sklepie sprzedaję. Tak, by było ci łatwiej...zacząć.
Tego nie było na żadnych wykładach. Tego jestem pewien, bo bym to pamiętał. Skończyliśmy, a Marzena wolno wróciła do drzwi mijając mnie specjalnie blisko. Czy to Opium?
Jasny pokój stanowił rażącą niesprawiedliwość, która zaatakowała oczy. Już widziałem, jak Koplan czeka na swoją kolej do rozmowy ze mną. Osobiste rozmowy to nieodłączny element każdej sesji a na uczelni, jak wszędzie, byli przeciwnicy i zwolennicy tej tradycji. Ja nie miałem jej nic do zarzucenia. Dlatego cofnąłem się do przedpokoju, by Koplan przedstawił to, co ma do powiedzenia.
- Yarot. Wiem, że jesteś dobry a zaliczenie z młotka masz w kieszeni. Jestem tu, by sobie popatrzyć i poprowadzić co nieco. Właśnie przyjęli mnie do „Surmy” i jak tylko będę na mistrzowaniu, to zaczynami staż u nich. – Przerwał, jakby czekał aż jego słowa nabiorą mocy. „Surma”.
- To się cieszę. Ale powiedz, po co tak naprawdę tu jesteś?
- Wszyscy mówią, że jesteś niezły. Jak na razie nie widziałem nic takiego. Masz raczej kiepskie umocowanie w mechanice
- Mechanika to nie wszystko. Liczy się jeszcze serce
- Jasne. I ta pobłażliwość dla złego wyboru. Przecież jak Mikurka da na egzaminie dla blondyny kapłana Seta albo Zentharianina to leży. Musi to ćwiczyć, by to zdać, a ty pozwalasz na to.
- Słuchaj, przyszedłeś poprowadzić, to poprowadzisz, ale jak ci się nie podoba prowadzenie to sobie to zmień. Ja mam swoje i ty masz swoje. Jeśli uwagi są konstruktywne to je chętnie przyjmę, ale jak na razie to nic takiego nie widzę.
- To zobaczymy – wyjął z kieszeni dyktafon z czerwoną kasetą w środku. – Może to zmobilizuje cię do ambitniejszej postawy.
- O żesz – zatkało mnie. A to szuja. Na takim spotkaniu ma Lektora. Takie cacko jest obecne na zajęciach i rejestruje sesję, by grono mogło ocenić prowadzącego. Prowadzone są rankingi mistrzów i tylko zapis z Lektora jest brany przy ocenach. Jednak jest to również narzędzie oceniające. Jak tylko będzie coś źle, to automatycznie dostajesz punkty ujemne i tyle. Dostęp do tego urządzenia mają prowadzący oraz Mistrzowie miesiąca. Cholera, to wpadłem chyba.
- Tak, tak – Koplan pokiwał dyktafonem. – Mam nadzieję, że zobaczę tu kawałek niezłego mistrzowania. A tak przy okazji, gdzie się wybierasz na staż?
- Do „Awanturnika” – już chciałem zakończyć tą mało ciekawą rozmowę.
- No jasne. Tam idą wszyscy, których nie mogą gdzie indziej.
- Nie kolego, tam się idzie by pograć z kimś, kto chce grać i zależy mu – odparłem. – A teraz pozwolisz, że będziemy zaczynać, bo czas to pieniądz.
- A moja rola? – spytał
- A tak, rola...-zastanowiłem się i coś mi przyszło do głowy. Skoro ten jajogłowy ważniak ta się stawia i ma Lektora, to zobaczymy jak sobie poradzi. – Jest coś dla Ciebie i nie powinieneś mieć z tym najmniejszych problemów. W końcu będzie grał młodego grafa Roderyka. Starasz się o rękę Kingi, której nikt nie akceptuje i ożenek z którą może sprowadzić na Was i wasze ziemie zgubę. Jak ci się to widzi?
- Dobra. Daj mi chwilę i jestem gotowy
- No ja myślę. A teraz jeszcze pogadam z Jerkinem
Zakończyliśmy, a ważniak wszedł do pokoju. Miałem jeszcze do pogadania z tą szują Jerkinem. Zawołałem go i teraz my dwaj stanęliśmy w mrocznym przedpokoju. Jerkin widać, że miał nietęgą minę. Chyba domyślał się, że wiem. I dobrze. Zaraz mu pokażę.
- Jerkin, co ta świnia ci obiecała, co?
- Sorry, ale nie miałem wyboru. Wiesz, że z mechaniki jestem noga a Koplan obiecał podesłać pytania. Ja chcę mieć patent, a mechaniki mogę nie przejść.
- Dobra...
- Dasz sobie radę, przecież jesteś najlepszy. Ten kutafon i tak nic nie może, jest za cieńki. Jesteś przecież najlepszym masterem na roku. Masz dryg do tego. A ja? Pieprzę masterowanie, a z grania też można się utrzymać. Coś mi się chyba należy?!
- Nie podnoś głosu, bo cię usłyszą. Dobry z ciebie chłop, ale dlaczego nie mówiłeś że to ustawiane? Przecież ja przez to też mogę popłynąć, jak coś pójdzie nie tak. Pomyślałeś może trochę o mnie?
- Nie... sorry.
- Ech, stało się. Teraz trzeba zagrać, cóż pozostało. Ale wiedz, że się nie wypłacisz za to – zakończyłem, a Jerkin od razu pojaśniał.
- A Marzena? Specjalnie dla ciebie ją tu zaprosiłem – i jeszcze ten szelma się śmiał.
- Masz szczęście, że ona tu jest. Już byś nie żył.
Jerkin poklepał mnie po plecach i wszedł do pokoju. Jeszcze chwilę zostałem w cieniu, przygotowując się w milczeniu. Trzeba to będzie dobrze rozegrać. I to tak, by nagranie było w porządku i przysłużyło się każdemu. Niech ten padalec ma za swoje. Obróci się przeciwko niemu jego własną broń.
5

Dla wszystkich, którzy mają/mieli/będą mieli sesję.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 05:10.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172