lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Opowiadania-archiwum (http://lastinn.info/opowiadania-archiwum/)
-   -   Przedstawienie musi trwać (http://lastinn.info/opowiadania-archiwum/799-przedstawienie-musi-trwac.html)

Alverion 16-08-2005 18:16

Przedstawienie musi trwać
 
Przedstawienie musi trwać, kurka wasza mać
Opowieść o przygodach drużyny szukającej szczęścia, sławy i w szczególności pieniędzy, występują:

Palant z Rykowiska - bogobojny wiedźmin do niedawna bojący się ciemności i ze skłonnością do udawania mądrzejszego niż jest.

Jaskra - piękna i nie potrafiąca grać na lutni bardka o tajemniczej przeszłości.

Miron - niedowidzący łucznik i zawodowy śpioch.

Remament - cwaniakowaty wampir o potężnej mocy magicznej.

Parszywiec - gnom, uznany za złodzieja i stosowany jako jednoosobowy zwiad lotniczy.

Propan, Butan, Pentan, Argon i Hel - krasnoludowie, alkoholicy i awanturnicy ponad wszystko kochający pienądze.

John Dzikon - czarodziej, znajomy Remamenta, zaklęty w dzika i odczarowany w czasie przygody z magiczną wieżą, wygląda młodo jak na swój wiek, a znają się z wampirem od setek lat. Jako człowiek zginął spadając ze schodów.

***
Pięciu krasnoludów - Propan, Butan, Pentan, Argon i Hel - zostało wyrzuconych najdlalej po nieszczęsnej przygodzie z zaczarowaną wieżą. Ten lud z natury przyzwyczajony jest do upadków z wysokości, turlania się po twardym podłożu, koziołkowania po stromych stopniach i lotach w przestworzach spowodowanych wybuchami. Tym razem to nie metan wybuchający w kopalni był bezpośrednim powodem przelotu ponad czubkami drzew, lecz magiczny system obronny wieży. Krasnoludowie wybiegli z niej jako ostatni, więc wzieli na siebie największe uderzenie mocy. Było ono tak silne, że przelecieli ponad kilkoma drzewami rosnącymi niedaleko zarośniętej drogi i tylko to, iż zaczepili obniżając pułap o czubki drzew, spowodowało, że wylądowali na trawie i kolczastych krzakach amortyzujących upadek. Spotkanie z pniami drzew byłoby dla nich mniej szczęśliwe. Z wieży wybiegli gęsiego, więc lecieli również jeden za drugim. Argon leciał pierwszy i zaczepił o czubek iglastego drzewa, przez co zmienił trajektorię lotu na bardziej pionową niż poziomą. Nie zdążył nawet krzyknąć, kiedy momentalnie zanurzył się w morzu trawy. Pchnięty czubek drzewa postanowił wrócić do dawnej pozycji, lecz zanim to zrobił, przeleciał nad nim Hel rycząc jak nie przymierzając stara krowa. Poziomym lotem pomału kosił trawę, dopóki nie natrafił na swej drodze na krzak, w który wbił się z taką siłą, że wystawały mu tylko nogi, a jeden z butów poleciał kilkanaście metrów dalej. Pentan nie zdążył uniknąć spotkania z powracającym czubkiem drzewa i został odbity w przeciwnym kierunku wprost na Propana i Butana. Krasnoludowie runęli na spotkanie ziemi z przystankiem na drzewo, nad którym nagle się znaleźli. Propan tylko musnął gałezie i spadł w trawę. Pentan najpierw po raz kolejny odbił się od giętkiego czubka i kręcąc bączki w powietrzu łomotnął w krzaki. Szczęście nie dopisało Butanowi, który odbijając się od kolejno napotykanych na swej drodze gałęzi, stracił przytomność. Początkowo trafiał w słabe gałązki, które uginały się lub łamały pod ciężarem krasnoluda, jednak w końcu musiał spotkać się z grubszą i twardszą. Zatrzymał się na niej uderzając w nią głową. Siła rozpędu potoczyła jego bezwładne ciało na skraj zarośniętej drogi, gdzie zwalił się z około dwóch metrów na krzak dzikiej róży.

- Osz ty kurde ja kierdole!!! Nie czuję co najmniej połowy członków! - z krzaków dobiegł jęk Pentana.

- Dla ciebie to i tak żadna różnica, bo najważniejszego i tak nigdy nie czułeś! - Propan zyskał kilka nowych siniaków, ale zachował klasyczne poczucie humoru. Po chwili ponad trawą ukazała się jego głowa i zmierzwione rude włosy, pełne rzepów i nasion traw. Niewiarygodna jest odporność krasnoludów, bo oto zaraz dołaczył do niego Pentan i razem zaczęli podnosić Argona. Choć był niwidoczny w gęstej trawie, słychać było, że to właśnie jego podnoszą. Argon jest synem krasnoludzkiego grabarza, a ci są wirtuozami przekleństw i słynną z tego nawet wśród innych ras.

- Na wszystkie złoża kruszców na tym zafajdanym świecie! Niech mi ktoś pomoże z tego wyjść! Oddam połowę mojego przyszłego honorarium! Aaaaaaaaaaa! - błagał o pomoc Hel. Pozostali dość szybko dojrzeli jego nogi merdające ponad krzakiem. Kiedy się do niego zbliżali, kwota obiecana za ratunek wynosiła już trzy czwarte zapłaty.

- Hel! Do jasnej ciasnej, ale ci nogi śmierdzą! Chyba cię tu zostawimy! - stwierdził Pentan, ale szybko się zreflektował wobec propozycji otrzymania sześciu siódmych przyszłego zarobku Hela. Wyciągneli go bez problemów, ale twarz miał okropnie pociętą przez źdźbła traw i gałązki krzaków.

Kiedy Hel wyruszył na poszukiwanie buta, kierował się jego zapachem, pozostali postanowili odszukać Butana, który na razie nie darł się lub przynajmniej nie narzekał, czym swej przytomności lub położenia absolutnie nie zdradzał. Sprawa okazała się trudniejsza od szukania buta, którego miejsce wskazywały owady i gryzonie z piskiem i brzęczeniem uciekające z miejsca, w którym się znajdował. Co nie zmienia faktu, iż była bezpieczniejsza. Tradycyjnie znaleźli Butana przypadkiem. Propan potknął się i wpadł w krzak róży, w którym znajdowało się jego bezwładne ich kompana. Wyciągneli go, ale kolce postanowili pozostawić, by sam je sobie wyjął. Tyle że nie mógł - był nieprzytomny.

- Może jeszcze mu przywalić? - Argon chcial zastosować druidzką metodę przywracania świadomości.

- Nie, mam lepszy pomysł. Hel! Dawaj, chodź! Ściągaj but! - zaproponował Pentan.

- Zaraz to ja ci ściągnę... aaaaa, oto ci chodzi... cholera! Ale wy chłopaki lepiej odejdźcie na bezpieczną odległość. - Hel nie musiał powtarzać, gdyż krasnoludowie błyskawicznie oddalili się od miejsca w którym leżał Butan. Po chwili dłuższej niż krótszej zniecierpliwieni kompani nie wytrzymali:

- I co?! - chórem zapytali Hela.

- Jajco, nie co! Dupa smoka! On chyba nie żyje, albo i co gorszego! Biłem go po mordzie, podsuwałem buta i nic! Niech to w psie zaloty, roślina z niego!

- Jak go znaleźliśmu to oddychał! Pewnie go zabiłeś! - ale w tym momencie Butan charknął i wybełkotał coś niezrozumiale. Nie obudził się, tylko trawa wokół niego dziwnie zafalowała.

***
- Gdzie ja na smoczy oddech jestem?

- Witaj na ścieżce ku życiu po śmierci...

- Kim jesteś?!

- Idź w kierunku światła, wtedy się dowiesz...

- Dziwnie tu jakoś tak! Powtarzam, kim jesteś!

- Chodź synu...

- O urrrrrrrrrwa! Jak tu pięknie! Normalnie senne marzenie, uszczypnij mnie koleś! Ale kim ty właściwie jesteś bracie krasnoludzie i czemu nazwałeś mnie synem?

- Butanie, mój synu, jestem Lit, twój ojciec...

- Myślałem, że moim ojcem jest Qwerty Hammurabi!

- Opłacałem twoją naukę.

***
- Ocho, tu jesteście oszołomy! Niezły lot, musiałem kawałek przejść by was odnaleźć. Wierzcie mi na słowo, nawet gdybym ogłuchł to i tak bym was usłyszał - serdecznie powitani przez wampira krasnoludowie wcale nie wyglądali na szczęśliwych.

-Przecież ty nie chodzisz, nie spacerujesz, nie biegasz, ba, ty nawet nie łazisz jak stonoga z lumbago! Tylko się pojawiasz to tu, to tam! Bedziesz mi tu kierdolił o jakimś szukaniu! - nie wytrzymał Pentan.

- Taa, gdzie reszta? Żyją? Idą do nas? Gadaj przerośnięty psie latający! - zapytał grzecznie Hel.

- Nie pyskujcie gówniarze!..

- Oooo, stary się znalazł!- wtracił Hel.

- Bo i jestem starszy od waszych podziemnych nor, wy zafajdani grotołazi!!!

- Tylko nie grotołazi!!! - Argon najwyraźniej nie pojął aluzji, lub pojął ją opacznie.

- Osz tyyyyyyyy! Bedzie tu mi obrażał nas taki trupek jeden! Bazilszka wątroba twoju mać ty rozklekotany martwiaku! - dodał Propan.

- Niech ci stawy obumrą ty kalfiorze przegniły, ty fafluńcu w rzyć kopany! A niech cie giez popieści ty cmentarny pomiocie...kmiocie! - asytował Propanowi Pentan.

- A wy w pięciu to sobie możecie... Zara gdzie Butan?! - zorientował się Remament.

- Ano zdycha o tu oooo! - palcem wskazali miejsce spoczynku Butana krasnoludowie.

- Hmm, skąd tu tyle energii? - zastanowił się wampir.

***
- Przepraszam, że zadaję tyle pytań, ale mogłem na tamtej ścieżce zawrócić?

- Tak.

- Czemu mi nie powiedziałeś!?

- Nie pytałeś.

- Więc nie mogę wrócić?

- Teraz twoje miejsce już zajęto...

- Mam jeszcze jedno pytanie, hmm... tato. Czy w niebie można przeklinać?

- Raczej nie wypada...

***
- No tak, mogłem się spodziewać... Dzikon! Wstawaj ty stary cepie i mów jak to się stało, że masz teraz tylko niecałe 1,5 metra i śmierdzisz alkoholem? - bez namysłu rzekł Remament.

- Skąd wiesz, że to nie Butan? - zapytał Kisiel.

- Ja wiem wszystko, jestem wampirem wysokiego lotu.

- Taa, a ile to jest 2345 pomożyć przez 876 i 1/2? - zapytał Argon.

- Odwal się! - delikatnie odowiedział wampir i szturchnął leżącego.

W tym momencie Butana trafił grom z jasnego nieba. Na chwile krasnoludowie zostali oślepieni, ale na pewno nie stracili mowy, klęli niemiłosiernie na wszystko na czym świat stoi. Butan też klął, o ile to był on. Suma sumarum miał tak jak on około 1.3-1.5 metra wysokości, brodę, wąsy i długie włosy, choć chwilowo lekko przypalone i tlące się gdzieniegdzie, jak i ubranie, tylko bardziej śmierdząco.

- Remament, przyjacielu! Ja żyję?! - zapytał Butan, kiedy przestał klnąć.

- Bij zabij! - wrzasneli krasnoludowie i rzucili się na niego tak, że każdy trzymał go za jakąś kończynę. Fakt, iż krasnolud nazwał wampira “przyjacielem” nie pozostawiło im żadnych wątpliwości - to nie był już Butan.

- Gadaj kim jesteś! Bo jak cie!!! Osz tyyy! Arghhhhh! - Kolejno wypowiedzieli się krasnoludowie.

- Hę? - odpowiedział Nie-Butan.

- Dzikon, przyjacielu, przedstaw sie tym miłym panom - poradził mu wampir.

- Hę?

- Mów kim jesteś bo to z ciebie wycisnę! Bo jak cie!!! Osz tyyy! Arghhhhh! - Znowu wypowiedzieli się krasnoludowie.

- Aaaaaaa, nie bić! Jestem John Dzikon, czarodziej! Głosowałem za równouprawniemiem krasnoludów!!!

- Nooo, tak lepiej, nie mogłeś tak od razu? - z rozbrajającą szerościa rzekł Argon.

- No to wszyscy już wiedzą, na czym stoimy... - podsumował Remament.

***
Dźwięk przypominający ciągnięcie za Polonezem garnka po kocich łbach oznajmił krasnoludom, iż zbliża się reszta kompanii. Na czele szła Jaskra, bez lutni, którą straciła w zamieszaniu w wieży. Bardka wyglądała bardzo dobrze - miękko wylądowała na wiedźminie, który to zaliczył jedyne miejsce na drodze, w którym nie było trawy łagodzącej upadek. Strasznie przez to kulał. Miron, zanim go zdjeli, wisiał uczepiony na swym łuku na drzewie niedaleko bramy. Jeden koniec łuku zaczepił się o gałąź, a drugi o bieliznę łucznika. Na szczęście nowe czarodziejskie (to miało okazać się później) okulary działały należycie i nie potłukły się podczas zdejmowania z drzewa. Jaskra i wiedzmin Palant rzucali kamieniami w gałąź, dopóki nie odczepił się od niej łuk. Najgorzej było z Kisielem. Między ruchome części jego czerwonej zbroi nawłaziło trawy, patyków i ze dwie myszy polne, co strasznie utrudniało mu chodzenie. Jego pancerz naładował się dzięki wyładowaniom w wieży, przez co ochronił go przed upadkiem i nawet się nie zadrapał, ale jego organy wewnętrzne odtańczyły breakdance, taki taniec na głowie jakby ktoś nie wiedział.

- Na chwilę was zostawić, to burdy wszczynacie! Wszytko widziałem, czemu biliście Butana... hmm... Pana Dzikona jak mówi Remament i sam zainteresowany - krzywo spojrzał marudząc Palant.

- No bo my się chcemy dowiedzieć co z Butanem - odpowiedział Argon.

- A co może być? Odszedł do krainy nieskończonych tuneli albo coś takiego, przy odrobinie szczęścia wstąpił w jakieś stworzonko... choćby w mrówkę - powiedział Remament. Krasnoludowie spojrzeli pod nogi.

- Dobra, gdzie gnom? Gdzie ten zafajdany Parszywiec?! - zapytał Hel.

- Bo ja wiem? Leżał chyba na schodach jak wybiegałem - kiedy mówił, Kisielowi za hełmu wyleciał motyl.

- Butan, to ty?! - wrzasnął Propan.

- Chyba go poszukamy, nie? - dodał Pentan.

Drużyna zaczęła szukać gnoma i tylko Kisiel im nie pomagał, ponieważ czyścił sobie zbroję by móc prawidłowo funkcjonować. Znaleźli go w końcu - Parszywiec leżał na schodach i nie dawał znaków życia, kiedy go wołali. Po trzech nieudanych próbach przejścia przez bramę i zdjęcia zaklęcia obronnego, musieli cucić Dzikona. W bramie aktywował się nowy czar i za żadne skarby nie chciał dać się złamać. Pozostali krasnoludowie dość szybko zaakceptowali nowego mieszkańca ciała Butana. Postanowili wyjść z lasu i zostawić zwłoki gnoma leżące przed drzwiami wieży. Jak się okazało po latach, zwłoki niedługo po ich odejściu odzyskały przytomność, a dzięki temu, iż były w innym stanie świadomości, zostały przez wieżę zignorowane. Gnom Parszywiec, a właściwie Peter Pablo Hen Eye II wykorzystał rosnące w lesie grzybki i szybko stał się wiodącym przedsiebiorcą w dziedzinie medycyny alternatywnej.

Drużyna w zmienionym składzie ruszyła ku nowej przygodzie i pieniądzom na żywność.

:lol: :lol: :lol: Heheh


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 07:10.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172