Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > Zakątek LI-teracki > Artykuły, opowiadania, felietony > Opowiadania
Zarejestruj się Użytkownicy

« Psuje!! | Szkarada »

komentarz
 
Narzędzia artykułu Wygląd
<!-- google_ad_section_start -->WH40K - Requiem æternam dona eis<!-- google_ad_section_end -->
WH40K - Requiem æternam dona eis
Autor artykułu: Nightcrawler
09-07-2011
WH40K - Requiem æternam dona eis

Rzeczywistość rozdarła się. W czerń kosmosu wlał się nieziemski blask, a dziób wiekowego okrętu wychynął z rany w przestrzeni. Lacrimosa powracała do świata materialnego. Sunąc majestatycznie, ciągnęła za sobą warkocze spaczonej materii, a ferie barw wybuchały wokół jej stalowych ścian. Jęk i zawodzenie zwiastowały jej przybycie. Jednak pustka kosmosu była na nie głucha, zaś Pole Gellera skutecznie broniło załogę okrętu przed wpływem Immaterium. Nic jednak nie mogło uchronić ludzi zamkniętych w trzewiach stalowego lewiatana przed horrorem, który wzięli ze sobą na pokład.

Gdy okręt wynurzył się wreszcie ze Spaczni wyrwa w rzeczywistości zabliźniła się, pozostawiając po sobie jedynie chorobliwy poblask. Potężne silniki plazmowe ożyły nadając Lacrimosie kurs i prędkość zaprogramowaną przez cogitatory jeszcze przed podróżą przez Morze Dusz.
Lady Kynska kochała swój okręt ponad wszystko, i mimo że jej załoga była niezawodna Duch okrętu od wieków sam mógł wprowadzać swe stalowe cielsko w ruch, gdy ona tylko podała mu koordynaty. I tak właśnie stało się tym razem. W ciszy, nie nadając sygnałów rozpoznawczych, czy pozdrowień, nie kontrolowany ludzką ręką okręt popłynął w stronę swej stacji docelowej.

Dwa dni później Lacrimosa weszła w zasięg czujników dalekiego zasięgu stacji przeładunkowej Alpha Signum na obrzeżach sektora Calix. Pozostała głucha na wszelkie wywoływanie. Załoga stacji z obawą spoglądała na odczyty radarów, lecz nikt nie śmiał sprzeciwić się Atrtorio DiMane – zarządcy kosmicznego doku. Od ponad stu lat Alpha Signum, należała do jednego z Scintilijskich wysokich rodów i choć najmłodszy syn DiMane niecierpiał swojej roli jako Rządcy Stacji na obrzeżach sektora, nie przeszkadzało mu to czerpać niemałych zysków z przymykania oczu na szwindle przemytników, arystokracji i Rogue Traderów. Lacrimosa zaś znajdowała się na jego liście „niezauważanych”.
Artorio odwrócił się od błyszczącego wyświetlacza zamontowanego w ścianie i ruszył w stronę tronu dowódczego.
Wyprostowany, w mundurze oficera Floty Scintilijskiej, przemaszerował przez pokój kontrolny majestatycznym krokiem. Mijając tron rzucił od niechcenia rozkazy, czując na sobie zakłopotany wzrok podkomendnych.
- Proszę przesłać koordynaty podejścia do Lacrimosy i zanotować awarię łączności dalekiego zasięgu okrętu. Proszę przekazać Lady Kynskiej moje pozdrowienia. Jeśli coś będzie się działo łączyć wszystkie komunikaty do mojej kajuty.
Nie obdarzywszy nikogo z załogi nawet przelotnym spojrzeniem magnat opuścił ze spokojem swoje stanowisko i ruszył korytarzem w stronę swoich prywatnych pomieszczeń.

Sącząc wyśmienity Amasec, wśród wygodnych poduch olbrzymiej sofy Artorio zatopił się w myślach.
Zazwyczaj automatycznym podejściem zajmowali się serwitorzy i w samej procedurze ciężko było coś zepsuć. Jeśli coś się stało wina zazwyczaj leżała po stronie załogi okrętu. Więc jeśli coś się przydarzy, będzie miał powód by zetrzeć wieczny uśmiech z twarzy Lady Kynskiej. Dziwne jednak było, iż arogancka Pani Kapitan nie raczyła oznajmić swej obecności nawet na prywatnym kanale. Zazwyczaj zaraz po dokowaniu oczekiwała kąpieli, masażu i kogoś do towarzystwa. Z reguły sam DiMane uczestniczył w tym małym obrządku, ciesząc się tymi krótkimi, lecz dzikimi schadzkami.
Chociaż jego dumę bolało lekko instrumentalne traktowanie ze strony Emilii Kynskiej – to jednak chwile z nią spędzane smakowały o niebo lepiej niż całe noce w ramionach nielicznych kobiet znajdujących się na stacji. Smakowały prawie tak dobrze jak wytrawny Amasec dla kogoś, kto, na co dzień musiał zadowolić się portowym Ale.

Artiorio uśmiechnął się do swoich myśli, jednak po chwili jego twarz stężała w grymasie gniewu. Sięgnął do obwodu Vox i, aktywując prywatny kanał, odezwał się cicho:
- Panie Zaron, Lacrimosa w zasięgu czujników. Nie odpowiadają na moje powitania, nie nadają żadnego sygnału. Zgodnie z klauzulą naszej umowy rozpocząłem procedurę automatycznego dokowania. Reszta w Waszych rękach.
Ze złością dezaktywował łączę i osuszył szklaneczkę.
- Nie myśl, że można mnie tak ignorować. Ciekawe, co powiesz na to, kiedy zamiast mnie na stacji powita Cię ten obdartus. – rzucił groźbę w przestrzeń spoglądając przez iluminator na błyszczący w oddali dziób Lacrimosy. W tej sytuacji to on będzie się uśmiechał.


***

Płomień buchnął z żarnika. Jules Zaron mechanicznym ruchem dłoni odpalił trzymany w ustach Ilho-Stick. Przymknął oczy delektując się maniliowym posmakiem, słodko rozpływającym się na podniebieniu. Ilho zawirowało w płucach relaksując napięte mięśnie przemytnika.
Jules stał w połowie drogi między okrętem, a stacją przeładunkową. Ciszę rękawa dokującego zakłócało tylko ciche mruczenie mechadendrytów i niezrozumiała mantra Tech-Kapłana.
Mężczyzna próbował skupić się na narkotyku wypełniającym jego trzewia, na każdym wdechu i wydechu, by uspokoić nerwy. Nie należał jednak do cierpliwych, a cała procedura niemiłosiernie się wydłużała. Zależało mu na szybkim przejęciu towaru i dostarczeniu go do zleceniodawcy. Był też ciekaw, co takiego wydarzyło się na pokładzie Lacrimosy, że załoga - z Lady Kynską na czele - nie odpowiadała na ich wezwania. Na ogół ta suka lubiła się wręcz przechwalać swymi zdobyczami.
- Długo jeszcze? – nie wytrzymał, zbliżając się do kapłana.
Kliknięcie syntezatora głosu oznajmiło zmianę systemu komunikacji i Kapłan Bour odezwał się mechanicznym, pozbawionym emocji głosem:
- Klik. Ułaskawiam ducha kontroli, by dał mi akces do wzoru systemu, jako że wszystkie włazy zostały odcięte. Klik. Nie stwierdzono awarii. Trudno wykazać czy to wymuszona, pełna procedura odcięcia. Klik. To potrwa jeszcze ok. 5 minut i 48 sekund, jeśli nie będziecie mi przeszkadzać. Klik. Pamiętajcie też o moim pierwszeństwie do przejęcia próbek technologicznych nieznanego wzorca, nim zabierzecie je w dalszą podróż. Klik.
- Pamiętam umowę Kapłanie… – warknął Zaron i zmełł w ustach przekleństwo. – Rób swoje nie będę Ci przeszkadzał. – zacisnął szczęki i pomaszerował z powrotem w stronę stacji. W połowie drogi wcisnął przycisk własnego obwodu Vox i sarknął na zakodowanym kanale
– Drake przygotuj serwitorów do wyładunku i zbierz resztę chłopaków. Kiedy tylko „Magos” skończy swoje oględziny zabieramy ładunek i ruszamy w drogę powrotną. Już i tak mamy spóźnienie, a nie chce stracić swojego bonusu przez Kynską i jej fanaberie.
- Tak, jest – szczeknęła krótka odpowiedź w głośniku i połączenie zostało przerwane.
- Fethowy trep – mruknął pod nosem przemytnik dopalając swego Sticka.

Po niecałych sześciu minutach cała ekipa Zarona czekała przed grodzami statku. Jules w swym ciężkim płaszczu przestępował z nogi na nogę, pobrzękując o stalową posadzkę rękawa wojskowymi buciorami. W dłoni trzymał swoją chlubę i miłość życia – cywilny model Bolt Pistola, który wydarł z martwych rąk swego najzacieklejszego jak dotąd konkurenta – Gregoriusa Trako, człowieka, który w latach swej świetności przemycał wszystko stąd aż po granice Ultima Segmentum. Na samo jego wspomnienie Zaron potarł się po stalowej protezie szczęki.
Obok przemytnika w luźnym szyku stali Maron Drake i jego „Gwardziści” – najmłodszy Valeo, zawsze spięty Miger, podstarzały Thomas i wychudły Inam – razem pięciu dezerterów, którzy dzięki Zaronowi i jego dawnej przyjaźni z Drakiem, uciekli już od dwóch lat przed agentami Munitorum. Nie żeby ktoś specjalnie szukał niewydarzonego sierżanta i czwórki jego pachołków, jednak dla nich znaczenie tego czynu obrosło już w gruby wachlarz barwnych, knajpianych opowiastek.

Żołdacy ze znudzeniem wpatrywali się w stalowe wrota trzymając w dłoniach swoje „latarki”. Z starym Gwardyjskim osprzętem i w wysłużonych wojskowych kamizelkach wyglądali dla Julesa trochę żałośnie, jednak przemytnik nie narzekał na pięć dodatkowych karabinów laserowych, które osłaniało jego tyłek.
- Miało być pięć minut Bour – warknął przemytnik do kapłana zbliżając się do zakapturzonej postaci przycupniętej przy panelu kontrolnym grodzi.
Adept Mechanicum odwrócił się gwałtownie w stronę zgromadzonych mężczyzn, stalowe łapy mechadendrytów zacisnęły się ze szczękiem. Gwardziści jak jeden unieśli swoje karabiny do ramion celując w pierś Boura.
- Klik. 5 minut i 48 sekund człowieku. – wymruczał przez syntezator technik i wdusił runę aktywującym mechanizm otwierający stalowe płyty.
Maszyneria jęknęła głucho w ścianie i wrota zaczęły rozsuwać się ze zgrzytem.
- To znaczy teraz. Klik. Naucz się odmierzać czas człowieku. Klik. To jedna z umiejętności, którą ludzkość nabyła prawie czterdzieści tysięcy lat temu, bez łaski Omnisjasza, chwała nich będzie Jego Imieniu. Klik- wysyczał Adept

Wpatrując się w oświetlony lampkami awaryjnymi korytarz okrętu, Zaron burknął tylko w odpowiedzi:
- Czyżbym słyszał w Twoim głosie gniew Kapłanie. Czyżbyś jednak nie postradał wszelkich ludzkich emocji?
Nieokreślony warkot dobiegający z głośników Adepta był jedynym dźwiękiem, jaki powitał wchodzących na pokład Lacrimosy mężczyzn.
- Dobrze chłopcy – zaczął ze złosliwym z uśmiechem Jules – zabierajcie serwitory i bierzcie się za ładownie, a Ty kapłanie sprawdź przyczynę odcięcia i spróbuj coś zrobić z tym światłem… aha, chłopcy, pamiętajcie proszę o pierwszeństwie Tech-Kapłana do wszelkich próbek nieznanej technologii – zaświergotał z ironią przemytnik. Po czym wskazał jednemu z byłych gwardzistów by poszedł za nim, a następnie sam ruszył w stronę mostka. Mimo wszystko miał wrażenie, że coś jest nie tak.

***

Coś definitywnie było nie tak.
Osmalone ślady strzałów laserowych na ścianach, sporadycznie krew i strzępki ubrań. Już przy pierwszych oznakach walki Jules, przywołał do siebie kolejnych dwóch gwardzistów, zostawiając w ładowni tylko Drake’a z jednym dodatkowym człowiekiem. Wszystkim nakazał zaś ostrożność.
Szli korytarzem, co chwila rozświetlanym przez karminową poświatę lampek awaryjnego oświetlenia. Wszędzie w koło panowała grobowa cisza. Zaron czuł zimny pot spływający pomiędzy łopatkami.
- Fragg, czy Bour nie mógł zrobić coś z tym oświetleniem – szepnął jeden z Inam. Jego głos zadźwięczał w uszach przemytnika niczym Ecclezyjne dzwony wybijające Nonę. Wszyscy zamarli.
Jules powoli odwrócił głowę podwładnego spiorunował podwładnego wzrokiem. Krótkim gestem nakazał ciszę.
Przez chwilę stali w napięciu oczekując na uderzenie z którejkolwiek stron. Nic jednak się nie stało. Bojąc się odetchnąć, mężczyźni rozluźnili mięśnie i ruszyli w stronę mostka.

Do pomieszczeń kontrolnych okrętu dotarli po około trzech minutach pełnej napięcia wędrówki, po zaciemnionych korytarzach. Drzwi na mostek rozwarły się z cichym sykiem, gdy tylko się zbliżyli. Wszyscy czterej wzdrygnęli się na ten dźwięk.
W nozdrza uderzył słodki, mdlący zapach. Miger zakrył dłonią usta i spojrzał niespokojnie na dowódcę. Wszyscy dobrze znali ten zapach – odór śmierci.
Weszli na mostek karnie, niczym dobrze wyszkolona drużyna. Dwaj na boki, błyskawicznie opadając na kolano i omiatając teren lufami karabinów. Dwóch pozostałych - truchtem dopadło wysokich foteli radiooperatorów tuż przy wejściach. W rozbłysku światła dostrzegli Tron Kapitański skąpany w krwi.
Zmasakrowane zwłoki Emilii Kynskiej zastygły bez ruchy na wysokim fotelu dowódczym. Wokół niej, niczym promienie karminowego słońca leżały rozczłonkowane zwłoki załogantów.
Krew i ekskrementy mieszały się ze strzępami ciał i resztkami wnętrzności. Smród był nie do wytrzymania. Miger wybiegł z mostka, po chwili usłyszeli jak wymiotuje pod ścianą. Żaden jednak inny dźwięk nie mącił martwiejącej ciszy.
Po chwili dopiero zebrali się w sobie by przeszukać pomieszczenie.

Wysoko sklepiony, na bazie okręgu – mostek był całkiem mały jak na tak wielki okręt. We wnękach w podłodze mieściły się tylko dwa rzędy cogitatorów , nad nimi zaś krzyżowały się dwie alejki zbiegające się w mniejszym okręgu, który wieńczył tron dowódczy. Zarówno serwitorzy jak i żywa załoga została wycięta w pień. Mężczyźni i kobiety leżeli rozdarci na strzępy przy stanowiskach swojej pracy, lub na schodach, najwidoczniej próbując zbiec z miejsca kaźni. Część załogi, która skupiła się wokół, zespolonej z duchem maszyny Pani Kapitan umarła próbując bronić swej Pani. Każdy z nich miał przy sobie jakąś broń krótka, jednak wyglądało na to, iż oddawali strzały zupełnie chaotycznie, w dowolnych kierunkach.
- Co tu się stało? – ocierając usta wybełkotał Miger wracając do pokoju.
- Ciii – rzucił ostro Zaron nadstawiając ucha. Gdzieś na przeciwko tronu, w ścianie coś skrobało. Wszyscy czterej zbliżyli się do jednego z dwóch wielkich gobelinów ozdabiających ściany mostka. Dezerterzy nie bardzo zwracali uwagę na misterny wzór gwiazd i planet wyeksponowanych na materiale, ściskając broń, jeden z nich szybkim ruchem zerwał materiał ze ściany. Ich oczom ukazała się oszklona wnęka, w której wśród błyszczących bladoniebieskim blaskiem kuliła się jakaś postać.
Jules rozstawił ludzi wokół szklanych drzwi i stojąc z boku wdusił runę otwierającą schowek. Z cichym sykiem sekretne pomieszczeni otwarło się. Mężczyzna skulony w środku nawet nie drgnął, zacisnął tylko mocniej ramiona wokół kolan i zaintonował modlitwę:

Domine Imperator, Rex gloria,
libera animas omnium fidelium defunctorum
de ponis inferni et de profundo lacu.


Gwardziści spojrzeli po sobie, po czym skupili wzrok na Zaronie. Ten zaś zmełł w ustach przekleństwo i wszedł do pomieszczenia chowając swój masywny pistolet do kabury na udzie.
- Hej – spróbował, lecz w odpowiedzi usłyszał tylko dalszy ciąg modlitwy

Libera eas de ore leonis,
ne absorbeat eas tartarus,
ne cadant in obscurum;


- Feth, człowieku mówię do Ciebie. Uspokój się, co tu się stało?

sed signifer sanctus Sangiunus
reprasentet eas in lucem sanctam,
quam olim Drusus promisisti et semini eius.

Jules zaryzykował i wyciągnął dłoń, w stronę mężczyzny. Szturchnął go delikatnie – ten pchnięty, poderwał głowę i skierował twarz w stronę intruza. Zaron zbladł, spoglądając w puste, zakrwawione oczodoły mężczyzny. Dłonie ocalałego skierowały się ku twarzy przemytnika, dłonie o brudnych pokrytych zakrzepła krwią paznokciach.

Hostias et preces tibi, Domine,
laudis offerimus;
tu suscipe pro animabus illis,
quarum hodie memoriam facimus.
Fac eas, Domine, de morte transire ad vitam.
Quam olim Drusus promisisti...


Nagle mężczyzna urwał modlitwę i z krzykiem przerażenia wbił palce w puste oczodoły.
Niezauważony przez nikogo cień oderwał się od powały i runął wprost na stojących w drzwiach gwardzistów.

***

Łańcuchy pobrzękiwały upiornie, gdy serwitorzy przenosili ostatnie skrzynie z przepastnej ładowni okrętu do magazynów stacji. Drake wraz z młodszym od siebie Valeo nadzorowali pracę, co rusz rozglądając się nerwowo. Praca dłużyła się im nie miłosiernie, w ładowni było duszno, a Zaron zakazał kontaktów przez Vox dopóki sam nie da sygnału. Nagle jakiś dźwięk poderwał ich na równe nogi – ciche szuranie i szum pracującego urządzenia zbliżały się powoli do ładowni. To nie mógł być serwitor. Mężczyźni schronili się za skrzyniami i wycelowali w drzwi. W ciszy i napięciu spoglądali na oświetlany czerwienią lamp cień, który rósł na ścianie. Pot spływał po policzkach przytulonych do kolb karabinów.
- Klik. Nie ma możliwości przywrócenia zasilania. Klik. Jeden z generatorów został uszkodzony – wymruczał Tech-Kapłan wchodząc do ładowni Lacrimosy.
Obaj dezerterzy odetchnęli z ulgą wstając zza kontenera.
- Kapłanie Bour, mogliśmy Cię zastrzelić, czemu nie dałeś nam znać, że się zbliżasz? – zapytał Drake ocierając pot z czoła
-Klik. Wszak Jules Zaron zakazał wszelkich kontaktów via obwody Voxu. Klik.
Żołdak machnął ręką, spoglądając na Kapłana, który rozglądał się z zainteresowaniem po pomieszczeniu.
- A co z odcięciem? Co było jego przyczyną?
- Klik. Według dziennika pokładowego, do którego udało mi się uzyskać akces poprzez terminal AA-t13, odcięcie zostało zaincjowane przez Lady Kynską. Klik. Przyczyna nie była wyszczegółowiona. Klik. Prawdopodobnie nastąpiło skażenie mostka substancją Xeno-organiczną. Klik.
- Xeno co? Znaczy obcą substancją? Fragg czemuż nie mówisz od razu.
Drake uaktywnił obwód Vox i wywołał Zarona krzycząc do odbiornika:
- Jules wynoście się stamtąd mostek został skażony. Słyszysz? Skażony!
Najpierw odpowiedziały mu trzaski, potem odległy szum, który przerodził się w terkot boltera i świszczący odgłos wystrzałów broni laserowej
- To nie skażenie, to Fethowy potwór ... – przeraźliwy krzyk w tle zagłuszył kolejne słowa, a po chwili połączenie urwało się.
- Potwór...?- Drake pobladł i odwrócił się do towarzysza.
- Valeo zabieraj, co możesz i wynosimy się stąd. Coś jest na pokładzie.
- A co z kapłanem?
- Fragg z nim – warknął sierżant i w panice rozglądnął się za jakąś mniejsza paczką.
- Klik. Przypominam Panom o moim Pierwszeństwie...- zaczął Bour manipulując końcówką mechanicznego ramienia przy jednym z kontenerów. Nie dane było mu jednak skończyć, gdy metalowe wieko wystrzeliło do góry, a dwie potężne łapy o ostrych jak brzytwa pazurach wbiły się w jego pierś.
Dwaj dezerterzy z przerażeniem patrzyli, jak czteroręki potwór wypełza z kontenera i w mgnieniu oka rozrywa dygoczącego spazmatycznie Tech-Kapłana na dwoje. Krew zbryzgała monstrum, które wyskoczyło w górę na ponad trzy metry, po czym opadło z gracją na posadzkę ładowni i runęło na gwardzistów niczym błyskawica.
Drake zdążył tylko podrzucić karabin do ramienia i rozpaczliwie wcisnąć spust. Karminowa wiązka pomknęła ku powale, gdy potężne pazury rozdarły ciało sierżanta.

***

- Co z Drake’iem i Valeo?! – Darł się Miger ciągnąć za sobą zakrwawionego kompana.
- Feth z nimi – warknął Zaren wduszając spust i modląc się by trzy ostatnie pociski z Boltera sięgnęły bestii, która ich ścigała. Na mostku powalili jednego jednak dwa kolejne ścigały ich korytarzami, aż do samego wyjścia. Jednak przed chwilą monstra rozdzieliły się i teraz zza rogu wypadł już tylko jeden czteroręki stwór.
Jeden z pocisków wreszcie trafił potwora w sam środek otwartej paszczy pełnej ostrych jak brzytwa kłów. Obcym targnęło do tyłu, gdy eksplozja rozerwała jego czaszkę. Fontanna krwi i strzępy zielonkawego mózgu obryzgały ściany korytarza.
- Teraz biegnij Mig, biegnij ile sił w nogach – wrzasnął przemytnik widząc już otwarte grodzia statku i rękaw dokujący stacji.
- Ale Thomas... – dezerter spojrzał na towarzysza, który bezwładnie zwisał mu na ramieniu i nagle krzyknął z bólu. Jules odwrócił się by ujrzeć jak masywne pazury rozrywają pierś Migera. Drugi z potworów wychynął z pomiędzy rur sunących pod sufitem.

Przemytnik runął do przodu nie oglądając się za siebie, głuchy na przeraźliwy wrzask gwardzisty. Rozwarte ramiona grodzi czekały na niego w milczeniu, za nimi serwitorzy wyładowywali ostatnie kontenery z ładowni Lacrimosy.
Autor artykułu
Nightcrawler's Avatar
Zarejestrowany: Feb 2006
Miasto: Kraków/Wieliczka
Posty: 1 094
Reputacja: 1
Nightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemu

Oceny użytkowników
Język
85%85%85%
4.25
Spójność
95%95%95%
4.75
Kreatywność
85%85%85%
4.25
Przekaz
80%80%80%
4
Wrażenie Ogólne
90%90%90%
4.5
Głosów: 4, średnia: 87%

Narzędzia artykułu

  #1  
Tadeus on 09-07-2011, 16:51
Ocena użytkownika
Język
80%80%80%
4
Spójność
100%100%100%
5
Kreatywność
100%100%100%
5
Przekaz
100%100%100%
5
Wrażenie Ogólne
100%100%100%
5
Średnia:96%
Świetne. Spokojnie mógłbyś pisać książki z uniwersum wh40k zamiast Abnetta
Jedyne na co zwróciłem uwagę, to spolszczenia. Skoro servitors to serwitory, to czemu cogitators to cogitatory, a nie kogitatory? No, poza tym było jeszcze parę literówek. Poprowadziłbyś coś, zamiast marnować czas na opowiadania... :P
Odpowiedź z Cytowaniem
  #2  
-2- on 09-07-2011, 17:37
Ocena użytkownika
Język
80%80%80%
4
Spójność
80%80%80%
4
Kreatywność
60%60%60%
3
Przekaz
60%60%60%
3
Wrażenie Ogólne
80%80%80%
4
Średnia:72%
Ciekawe opowiadanie z wyraźną inspiracją. Chyba jedyne do czego poza poprzednikiem można się przyczepić to zastosowanie tallarnskiego przekleństwa w ustach kogoś zupełnie innego (chyba że nie tylko trepy były tutaj dezerterami? ), natomiast zabrakło mi do wyższych ocen po prostu czegoś, czego można by się nie spodziewać lub jakiejś konkretnej puenty. Na pewno czekam na więcej.
Odpowiedź z Cytowaniem
  #3  
Fearqin on 09-07-2011, 20:52
Ocena użytkownika
Język
80%80%80%
4
Spójność
100%100%100%
5
Kreatywność
80%80%80%
4
Przekaz
80%80%80%
4
Wrażenie Ogólne
80%80%80%
4
Średnia:84%
W zasadzie wszelkie błędy zostały wytknięte. No i rzeczywiście, tylko raz na forum grałem w WH40K i sesja się rozpadła przez krach forum także ekhem ekhem. Z takim talentem do tych klimatów to ekhem.
Odpowiedź z Cytowaniem
  #4  
Nightcrawler on 09-07-2011, 21:29
Ok macie mnie - za dużo Abnetta to raz Stąd Fethy i Fraggi :P
Spolszczenia to dwa. Ostatnio większość czytam w oryginale nie podobają mi się "Maszyny myślące", a "cogitator" zostawiłęm z racji odniesienia do łacińskiego cogito - "myśleć".
Co do puenty racja nie ma, ponieważ jest to fakt faktem wstępniak do czegoś większego.
Ale przede wszystkim dzięki za oceny i wytkniecie błędów na tym mi najbardziej zależało.
Pozdr.
Zobaczymy jak się rozwinie - dowiecie się pierwsi
Odpowiedź z Cytowaniem
  #5  
Tadeus on 09-07-2011, 23:56
Ocena użytkownika
Język
80%80%80%
4
Spójność
100%100%100%
5
Kreatywność
100%100%100%
5
Przekaz
100%100%100%
5
Wrażenie Ogólne
100%100%100%
5
Średnia:96%
Cytat:
Napisał Nightcrawler Zobacz post
a "cogitator" zostawiłęm z racji odniesienia do łacińskiego [i]cogito - "myśleć".
No, a servitor, jest bodajże od łacińskiego servire, co nie przeszkadzało ci w napisaniu tego przez w

A wracając do Abnetta, dla mnie to najlepszy z autorów tego uniwersum (poza kolesiami odpowiedzialnymi za nowe linie RPGów), więc nie ma się co bronić przed porównywaniem. Tylko, że Warhammer Abnetta jest miejscami mocno odmienny od kanonu, a Twój raczej się go trzyma
Ostatnio edytowane przez Tadeus : 10-07-2011 o 02:44.
Odpowiedź z Cytowaniem
  #6  
Nightcrawler on 10-07-2011, 13:17
ok o "servire" zapomniałem - tu trzeba faktycznie poprawić. Dzięki.
Fakt Abnett czasem ciągnie bardzo w heroicfantasy zamiast dark. Dla mnie właśnie najlepsze w 40k jest ten ciężki mroczny klimat. Chociaż faktycznie w prowadzeniu RPGa np też mam tendencje do uheroizowania
Odpowiedź z Cytowaniem
  #7  
-2- on 10-07-2011, 22:31
Ocena użytkownika
Język
80%80%80%
4
Spójność
80%80%80%
4
Kreatywność
60%60%60%
3
Przekaz
60%60%60%
3
Wrażenie Ogólne
80%80%80%
4
Średnia:72%
Uno, to że Abnett bardziej tworzy kanon niż wielu bzdurowatych autorów co ciężko im idzie pisanie, due, dlaczego heroic? Tzn. mogę się zgodzić co do Gaunta (którego jako serii, postaci, franchise'u nie znoszę ), ale to właśnie większość innych autorów daje piękne przykłady heroica, podczas gdy on...
Ach, sięgnij po Horus Rising czy Legion. Nie pożałujesz.
Drugim świetnym autorem jest Aaron Demski-Bowden.

Na nich dwóch poza wyjątkami (Simon Spurrier, King w "Farseer'rze") jeżeli o dobre książki w Black Library się kończy. Natomiast styl Twój bardzo pasuje, jeno to wygląda jak wycinek opowiadania, nie opowiadanie. Ale jak sam obiecałeś, niedługo się to zmieni, więc czekamy cierpliwie.
Odpowiedź z Cytowaniem
  #8  
Nightcrawler on 11-07-2011, 09:52
Ogólnie Abnetta uwielbiam. Akurat o heroiźmie u niego myślę vide Ravenor Omnibus - gdzie choćby Eisenhorn chlastał Drednota Mieczem Barbarisaterem oraz ogólnie motyw z demonem wydał mi się ciut przegięty. Legionu jeszcze nie czytałem, Gaunt oprócz 2 pierwszych tomów mnie nie zachwycił.n Swoją droga niektórzy narzekają że w Horus Rising sceny tupu nagła teleportacja Horusa na wieże, która swoją krwawicą zdobywał Loken ze swoim squadem i ustrzelenie jednym strzałem pseudimperatora było przegięciem.
Dlatego też pisałem że czasem ciągnie w heroic, ale to w sumie nic dziwnego Marini z natury mają tendencję do poświęceni, heroizmu itp. Bardziej boli to u Gaunta i Inkwizytorów, którzy mimo psyzdolności w pewnych syt nie powinni dawać sobie IMO tak świetnie radę.

Dembskiego-Bowdena właśnie pożeram - Soul Hunter był genialny, Helsreach też dobry i wcale Black Templarzy nie byli bardzo heroiczni i nieskazitelni.

Cukierkowy heroizm to jest faktycznie u McNeilla w Warriors of the Ultramar - Ventris sam jeden praktycznie mordujący Norn Queen, albo już w szczególności w Dead Sky Black Sun , gdzie Uriel i bodaj 5 innych marinów atakują twierdzę Iron Warriors bodaj. Poprawił się trochę w Killing Ground gdzie nagle się okazało że Ventris nie radzi sobie już tak pięknie z całkiem niewielkimi grupami rebeliantów Nie będę wspominał o novelizacji Assault on Black Reach gdzie sierak Ultrasów morduje killa kana bodaj chainswordem i w ogóle wyżyna hordę orków, tudzież Battle for the Abyss Countera - choć tu znów gość pisze nie równo i np Galaxy in Flames było świetne.

Swoją drogą Abnetta polecam też Brothers of The Snake. Początkowo trochę się dłuży książka ale składa się na genialną opowieść życia jednego marina z świetnym zakończeniem.

Wracając jednak do tematu Generalnie powyższe opowiadanko nie dokończone jest zajawką na sesję którą chce przetestować w realu. Zobaczę jak się rozwinie na żywo i prawdopodobnie po betatestach na żywym organizmie w końcu umieszczę ją na LI
Odpowiedź z Cytowaniem
  #9  
Nightcrawler on 18-09-2011, 20:20
co powiecie na takie "zakończenie"?
====================


- Co z Drake’iem i Valeo?! – Darł się Miger ciągnąć za sobą zakrwawionego kompana.
- Feth z nimi – warknął Zaren wduszając spust i modląc się by trzy ostatnie pociski z Boltera sięgnęły bestii, która ich ścigała. Na mostku powalili jednego jednak dwa kolejne ścigały ich korytarzami, aż do samego wyjścia. Ledwo chwilę wcześniej monstra rozdzieliły się i teraz zza rogu wypadł już tylko jeden czteroręki stwór.
Jeden z pocisków trafił potwora w sam środek otwartej paszczy pełnej ostrych jak brzytwa kłów. Obcym targnęło do tyłu, gdy eksplozja rozerwała jego czaszkę. Fontanna krwi i strzępy zielonkawego mózgu obryzgały ściany korytarza.
- Teraz biegnij Mig, biegnij ile sił w nogach – wrzasnął przemytnik widząc już otwarte grodzia statku i rękaw dokujący stacji.
- Ale Thomas... – dezerter spojrzał na towarzysza, który bezwładnie zwisał mu na ramieniu i nagle krzyknął z bólu. Jules odwrócił się by ujrzeć jak masywne pazury rozrywają pierś Migera. Drugi z potworów wychynął z pomiędzy rur sunących pod sufitem.

Przemytnik runął do przodu nie oglądając się za siebie, głuchy na przeraźliwy wrzask gwardzisty. Rozwarte ramiona grodzi czekały na niego w milczeniu, za nimi servitorzy wyładowywali ostatnie kontenery z ładowni Lacrimosy.

Biegnąc w stronę wrót, z trudem wepchnął pistolet za pasek. Złapał się krawędzi wrót i wykorzystując własny pęd wpadł do luku. Wyhamował o ścianę ręką, tuż przed włącznikiem grodzi.
Dysząc ciężko gruchnął pięścią w runę aktywującą proces zamykania, jednocześnie puszczając się krawędzi. Cała akcja zdawała się mu trwać dosłownie uderzenie serca. Wrota zgrzytnęły i ruszyły z mozołem, by odciąć rękaw dokujący.
- Szybciej, szybciej... – jeknął z wyrzutem w stronę stalowej płyty.
Z korytarza dobiegał już chrobot pazurów, w biegu orzących metalową posadzkę.

Zaron odsunął się od zamykających się grodzi, wyszarpnął pistolet zza paska i wycelował w powoli niknąca kreskę przejścia. Bolter dygotał w jego spoconych dłoniach. Potwór po drugiej stronie ryknął wściekle i rzucił się do przodu.
Przemytnik wdusił spust, a wrota z jękiem zatrzasnęły się.

Ciało stwora z impetem gruchnęło o stal – sekundę za późno.
Jules spojrzał na milczący pistolet dopiero teraz przypominając sobie, że wystrzelił już wszystkie naboje.
- Feth, feth, feth... – klął opadając na jedną ze stojących obok skrzyń i przytulając dłonie z bronią do czoła. Przez chwilę kiwał się delikatnie w przód i tył mamrocząc pierwszą od lat, nieskładną modlitwę. Dopiero po dłuższej chwili nabrał głęboko powietrza i opuściwszy dłonie spojrzał nieprzytomnie na grodzia.
- Prawie popuściłem...- parsknął i zachichotał jak obłąkany.
Urwał jednak, gdy coś po drugiej stronie stalowych drzwi zaczęło zawzięcie w nie skrobać i tłuc.

Zaron rozejrzał się w panice po luku – większość skrzyń była już przeładowana na jego statek, a po kilka ostatnich właśnie wracali servitorzy. Przemytnik zerwał się i biegiem wyminął zlobotomizowanych służących.
- Ładować dalej – krzyknął w stronę cyborgów sam zaś pognał wąskim korytarzem do kokpitu niewielkiego transportera. Dopadłszy do niego w kilku susach, rzucił się na fotel pilota i bez ceremonii wdusił kilka guzików na tablicy rozdzielczej statku. Miał jeszcze chwilę nim servitorzy skończą załdunek, a.silniki jego Predatoriusa rozgrzeją się do lotu.
- Dobra, po kolei – mruczał do siebie przerzucając przełączniki i włączając podgląd na rękaw łączący jego statek ze stacją. Dwa cyborgi sunęły wolno w stronę jego ładowni.
- Szybciej, szybciej....- nie miał zamiaru zostawiać po tym wszystkim ani jednej skrzyni, która udało mu się wyciągnąć z LaCrimosy. Nie chciał też zostawać na stacji ani chwili dłużej. Wiedziony resztką przyzwoitości, włączył swojego Voxa i rzucił na prywatnym kanale Rządcy:
- Tu Zaron, masz Fethowego potwora w rękawie dokującym LaCrimosy. Ja się zaraz zawijam, a Tobie radzę wywalić ten okręt w przestrzeń.
- Oszalałeś?! – wrzasnął w jego słuchawce DiMane – Jakiego znowu potwora?
- Takiego, z pazurami jak noże bojowe i kłami jak sztylety, zarżnął mi moich Gwardzistów, a jego kolesie wycieli w pień załogę okrętu razem z tą Twoją lafiryndą.
- Panie Zaron nie obrażajcie Lady Kynskiej – wycedził szlachcic – proszę natychmiast zgłosić się do mojej komnaty i zdać mi szczegółowy raport. Ja w tym czasie wyślę oddział, który rozprawi się z tym Pańskim stworem, sprawniej niż ta Pańska banda obdartusów...-
- Ogłuchłeś trepie?! Wycięli w pień całą załogę i moją ochronę, te Twoje pięknisie nie dadzą sobie z nimi rady – wrzasnął przemytnik.
- Proszę się uspokoić, jak mówiłem - oczekuję Pana natychmiast w mojej kajucie... –
- No to se jeszcze poczekasz – mruknął Jules spoglądając na odjeżdżające rękawem servitory.
Przemytnik zatrzasnął grodzia własnego statku i aktywował procedurę awaryjnego odejścia od stacji.
- Zaron!! Wracaj tutaj natychmiast!! – wydarł się w słuchawce Artorio.
- A Feth z Tobą i tą Twoją przeklętą stacją – warknął Jules odrywając transporter od rękawa.

Silniki Predatoriusa plunęły ogniem i statek runął w czerń przestrzeni. Ostatni servitor, który nie zdążył wrócić do luku stacji dryfował bezładnie u wylotu zdekompresowanego korytarza...
Odpowiedź z Cytowaniem
komentarz

« Psuje!! | Szkarada »


Zasady Pisania Postów
You may Nie post new articles
You may Nie post comments
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 12:55.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site
artykuły rpg

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172