Warhammer 40.000 For glory Sporo odstaje poziomem od innych opowiadań ale nie każdy był od razu mistrzem nie? Bardzo luźno osadzone w realiach (wspaniałych) Warhammera 40.000 W realiach również zbyt dobrze się nie orientuje. Dodam jeszcze że to ma być wprowadzenie do nieszczęsnej sesji którą keidyś zrobię. _____________________________________________ Leman Russ -primarch kosmicznych wilków pilnie śledził działalność sternika. Młody chłopak był adeptem, co dało się zauważyć na pierwszy rzut oka - krople potu pojawiały się ciągle na jego twarzy. Po pokładzie ciągle snuły się różne osoby, ale te buty wyraźnie zbliżały się w ich stronę. Brat Hood jak wszyscy Marines był wielki. Żeby jednak patrzeć w twarz Pimarchowi musiał podnieść głowę. -Melduje, że wykonaliśmy polecenie sir. -Doskonale bracie Hood. -Jakie rozkazy? -Czekajcie... -Podzielność uwagi Primarcha była również niesamowita. Na radarze za plecami Hooda pojawił się statek.- Jest. -Skąd mamy pewność, że to on? -Kapitan Hood pod spojrzeniem przełożonego zaraz pożałował swojej nie wiary. -Przygotować cichcem działa. -Tak jest. -Posłaniec zasalutował i biegiem ruszył w stronę stanowisk dla załogi. Statek powoli zbliżał się w ich stronę. Głównym tematem modlitw do Imperatora było to żeby nie zaczęli się o nic pytać. Gdyby tylko udało się do nich dolecieć. Primarch słynął z wielu śmiałych czynów. Ten był szalony... * Przemytnicy nie dopytywali się nigdy, co jest w skrzyni. Zwisało im to. W końcu i tak nikt nie dawał im do transportu czegoś legalnego. Skrzynia stała w kącie, podczas gdy Clark tłumaczył coś debilowi, który nie zabezpieczył broni na pokładzie. Rurka była chyba jego jedynym argumentem, bo pechowiec swoich nie przedstawiał. Chodziarz może? Kto by zrozumiał jego krzyki?.. -Kapitanie! Kapitanie! -I, czego się drzesz pajacu? Wiem, że są -Ale ja nie, dlatego! -Hmmmm? -Te fiuty w nas lecą! -Powtórz normalnie. -No chcą w nas wlecieć -Jak? -Kapitan zrobił się czerwony rzucił rurką i poszedł w stronę kabiny sternika. No tak. Lecieli w nich. Pytanie, dlaczego? * -Mamy ich Kur... tego eee nie cieszycie się kapitanie? -Cieszymy, cieszymy, ale to jeszcze nie koniec. Przygotować grupę uderzeniową. -Kolejny posłaniec pobiegł. Zgrzyt podłogi oświadczył, że Marines wstają. -Czterysta met... Trzysta... Dwieście... Sto... Piędz-Nie dokończył. Uderzenie mu przerwało. Statek przemytników nie miał najmocniejszego pancerza. Ostrza statku kosmicznych wilków wbiły się doskonale złączając oba statki. Otwarcie statku niemal porwało jednego z inżynierów obsługi. W porę uratował go jednak Marines miażdżąc ramię, ale kto o tym myślał... Pociski z dwóch ciężkich Bolterów tworzyły kontur nowych drzwi. Rola Inkwizytora sprowadziła się jedynie do uderzenia młotem. Płat wpadł do środka za nim dwaj Marines z tarczami. Pierwszy napotkany przemytnik rzucił broń drugiemu nie pomogła błagalna mina. Po chwili fala opanowała już pół statku. Po drugiej chwili została rozwalona na części grupa stawiająca opór w długim korytarzu. Kapitan do ostatniej chwili walczył. Udało mu się zniszczyć jeden z wbitych w statek harpunów. Potem ucapiła go ogromna rękawica Marines. Poszybował w stronę ściany i łamiąc rękę stracił przytomność. -Wycofujemy się! Dwaj Marines spojrzeli na siebie kiwając głowami. Ot taki niewinny gest. -Nie żyje. -No. -Ciekawe, co to było? -Leżący na podłodze tymczasowej celi zwłoki kapitana przemytników miały dziwny niebieskawy kolor. -Wyjść stąd! -Inkwizytor wreszcie mógł rządzić. Primarch był w swojej kajucie. Porażka dużo go kosztowała. Tak przynajmniej myślał Inkwizytor. -Przynieście moją torbę. * -Co robi? -Primarch musiał się odrobinkę schylać by iść korytarzem. -Czary odprawia. Najpewniej przeciw nam wszystkim. -Nie wolno tak mówić bracie. To Inkwizytor. -Odpowiedział bez przekonania. Zawsze pomijał jego oficjalny tytuł nazywając go po prostu Inkwizytorem, wiedział, że gdyby skinął palcem roznieśliby go na mieczach. Upiekłoby mu się. -Kazał przynieść torbę. -Kto niósł? -Dziwne pytanie. -Nie zauważyłem. Czy to ważne? -Może? Inkwizytor siedział za zamkniętymi drzwiami. Czarna świeczka paliła się roztaczając w całym pokoju mroczną poświatę. System wentylacji w pokoju był wyłączony. Cicha medytacja była największą siłą by wyciągnąć z trupa informacje. Ciche piiii piiiii oznajmiło, że ktoś chce z nim rozmawiać. I to nie był nikt z załogi. Otworzył oczy, wstał i ruszył w stronę wyjścia. Wspomógł mechanizm zamykania drzwi żeby nikt nie uchwycił wzrokiem, co znajdowało się w środku. * Rozmowa przedłużała się. Mówili szyfrem to było jedyne co Primarch rozumiał. Hack pewnie wiedział, że jest na podsłuchu. Primarch bacznie śledził tok rozmowy na telefonie w swoim gabinecie. -...Wszystko będzie gotowe na czas. Nie bój się. Osoba całkowicie pomijała jego tytuł. Przełożony? Lordowie Chaosu również gardzili takimi fiutami, ale tą myśl Leman Russ odpędził od siebie jak najszybciej... * -Sir? -Tak? -Otrzymaliśmy rozkaz. -Skąd pewność, że tu wylądują? -Nie wiem sir, ale podsłuchałem, że to Inkwizytor zarzą… -Szybkie machnięcie mieczem na zawsze odebrało mu zdolność podsłuchiwania, i przy okazji myślenia. Wtedy kapitan sam nie wiedział, że również był obserwowany. Przez będącego kilkaset metrów dalej potężnego psionika. * Uwielbiał to. Jedyna rzecz, za jaką będzie tęsknić. Dwadzieścia jeden tysięcy gwardzistów stało w równych szeregach. Na komendy oficerów wykonywali serie manewrów, strzały itp. Ciekawe czy te plugawe stworzenia będą skłonne do takich rzeczy? |
Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 03:47. |
Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
artykuły rpg