Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > Zakątek LI-teracki > Artykuły, opowiadania, felietony > Opowiadania
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia artykułu Wygląd
<!-- google_ad_section_start -->Pianino<!-- google_ad_section_end -->
Pianino
Autor artykułu: Weree
11-04-2012
Pianino

Z dokładnością co do jednej sekundy, staroświecki antyczny zegar stojący na gzymsie kominka wybił godzinę wpół do dwunastej w nocy.
W domu panował spokój. Firanki falowały na lekkim, letnim wietrze, głęboko oddychał ogar polski leżący na kocyku przy stojaku na pogrzebacze.
Było to niezwykle leciwe zwierzę. Pysk znaczyła siwizna, był też nienaturalnie chudy; nie z niedokarmienia jednak. Po prostu dopadła go starość.
Po podłodze biegała mysz, w poszukiwaniu pożywienia. Chrobot powodowany przez gryzonia, wydawać się mógł dość niepokojący. Tak naprawdę był to jedyny słyszalny uchem dźwięk tej nocy.
- Już w pół do dwunastej, o mój Boże, jakże ten czas leci... - powiedziała na głos Elena Liebenstein. Już od kiedy skończyła sześćdziesiąt lat zaczęła mówić
do siebie. Cóż, starość. Ogar zamlaskał cicho ze swojego posłania.
Elena Liebenstein umierała. Do jej mózgu coraz wolniej docierały bodźce świata zewnętrznego. Rzeczy rozmazywały jej się przed oczami, słyszała ludzi, w tym
swoich dawno nie żyjących krewnych. Wydawało jej się że widzi ich sylwetki w swoim pokoju bądź w salonie, niemalże słyszała rozmowy które odbywała ze swoją
siostrą wiele lat temu. (Och, spójrz na ten stolik, to niezwykły antyk, nigdzie już takich teraz nie znajdziesz...) Oprócz tego Elenie dokuczały typowe objawy wieku zaawansowanego:
bóle stawów i kości, niedowidzenie, amnezja. I ten cholerny nawyk mówienia samej do siebie... Tak naprawdę chciała odejść. Należał jej się spokój. Czuła że czas ostateczny się zbliża.
- Spójrz, Marylo na tego biednego psa - powiedziała Elena pochylając się nad ogarem, który teraz spojrzał na nią z wyrzutem i ziewnął potężnie. - Nie uważasz że on też mógłby zaznać co nieco spokoju?
Maryla nie odpowiedziała. Czemu? Czemu do diaska ona nigdy mi nie odpowiada? Przecież stoi, może jakaś taka szara i płowa, ale stoi, opiera się o to stare pianino, widzę jej czarne włosy,
i bliznę po wypadku samochodowym... Jej bezdenne morskie oczy, tak głębokie jak oceany, jak paszcze maelstroomu...
- Marylo!
Jej dawno nie żyjąca siostra uśmiechnęła się lekko i zniknęła. Rozpłynęła się, jakby zdmuchnął ją wiatr który napłynął z uchylonego okna. Na dworze cykady grały koncert.
Elena podeszła do miejsca w którym przed chwilą stała Maryla. Stare pianino. Tak... Elena usiadła na stołku, niezwykle powoli i ociężale. Stary instrument stał
w tym domu od przeszło stu lat. Był to niezwykle stary model Czernego i Hoffmana, jeden z niewielu które przetrwały obie wojny w stanie idealnym. Z lubością przeciągnęła dłonią po grzbiecie
pianina. Na dłoni zebrał jej się kurz. Zdmuchnęła go i uniosła wieko, bardzo powoli, jakgdyby bała się uszkodzić ten niezwykły mebel. A było co niszczyć: każdy róg instrumentu uwieńczony był
srebrnym obiciem. Nie były to jednak zwykłe srebrne półkwadraty. Była tam korona, łeb konia a także dwa orły - na obu rogach klawiatury. A klawiatura... Elena delikatnie dotknęła
palcem wskazującym klawisz pianina. Najczystsza kość słoniowa. Polerowana wielokrotnie. Lśniąca. Kobieta odetchnęła głęboko. Jako wdowa po sześdziesiątce nie miała za wiele do roboty.
Jedyne co tak naprawdę umiała, to grać na fortepianie. Odkryła te zabytkowe pianino na strychu, pozostawione tam na pożarcie dla korników. Poprosiła o pomoc swojego zięcia, a zięć poprosił o pomoc
czterech swoich kumpli i wspólnymi siłami znieśli instrument do salonu.
Elena wspominała. Dłoń ułożyła się na klawiszach w odpowiedni sposób. Oczy miała zamknięte, myśli popłynęły. Za oknem grały cykady.
Z początku pianino wyglądało na takie, którego odrestaurować nie sposób. Elena znalazła jednak ślusarza który podjął się wyzwania. Dzień w dzień przez ponad trzy miesiące polerował każdą zaśniedziałą
część z osobna, lakierował drewno, wygładzał obicia. Nic jednak nie wymienił; brzmienie pianina pozostało niezmienione. Potężny był to dźwięk. Wyczuwało się w nim wielką moc, potęgę. Aż drżały szyby.
Elena wiązała z pianiniem wielki bagaż emocjonalny. Było to... niczym przyjaciel. Instrument ten miał duszę. Był niemalże osobą. Elena często przesiadywała w pobliżu swojego znaleziska, polepszało jej
to samopoczucie. Wiedziała, rzecz jasna, że to irracjonalne i głupie, ale wyczuwała więź między tym pianinem a sobą. Gdy zbyt długo go nie widziała i nie wydała na nim kilku dźwięków, czuła się
źle, jakoś tak... samotnie. Każdej nocy, gdy budziła się za potrzebą, schodziła po skrzypiących schodach i zerkała na pianino aby upewnić się że ono wciąż tam jest, że nigdzie sobie nie poszło.
Elena nacisnęła trzy klawisze. Z instrumentu wydobył się dźwięk C-dur, tak piękny jak orzeł w locie ponad chmurami. Płynnie zmieniła ułożenie palców i dołączyła drugą dłoń. Oczy wciąż miała zamknięte. Z instrumentu
sączyła się wolna i smutna melodia. Każda nuta zdawała się być osobnym arcydziełem, dźwięk rozpływał się w powietrzu, namacalnie je zagęszczając, wprawiając podłogę w drżenie. Pani Liebenstein uchyliła oczy.
Czyjaś dłoń, znacznie smuklejsza i gładsza od jej własnej, dotknęła jej ramienia. Elena nawet się nie wzdrygnęła. Wiedziała że to Maryla po raz kolejny przyszła ją odwiedzić. Westchnęła jedynie.
- Powiedz mi... Czy mogę zabrać pianino ze sobą? Tam, gdzie pójdziemy razem... kiedy nadejdzie czas?
Nie obróciła się, ale wyczuła, że Maryla kręci przecząco głową.
- Dlaczego?
Brak odpowiedzi.
- Marylo!
Coś było nie tak. Pies podniósł się z kocyka i zaszczekał cichutko. Elena czuła się bardzo dziwnie. Jej dłoń machinalnie powędrowała na klawisze, palce same ułożyły się w G-dur... Pani Leibenstein czuła dziwny ucisk
na krtań. Serce biło jej nienaturalnie szybko. Po chwili wszystko ustało. Minęła sekunda od tego dziwnego zajścia, a Elena już wiedziała o co chodzi. Wstała, zataczając się weszła po schodkach na pięterko. Do swojego pokoju. Tym razem aż
przystanęła, a serce podjechało jej do gardła. Na jej zasłanym łóżku siedziało sześć perłowobiałych postaci, o białych niewidzących oczach. Rozpoznawała swoich braci... Jędrek zawsze miał krzywy nos... Tomek nigdy
nie mył uszu... Postaci przywoływały ją do siebie gestami dłoni. Ruszyła do przodu, a im bliżej łózka się znajdowała, tym wyraźniej widziała martwych członków swojej rodziny. Jednak nie po to tu przyszła... Z biurka wyjęła
kawałek pożółkłego papieru. Z roztargnieniem otworzyła szafkę nocną, czując że dziwne uczucie ucisku na krtań powraca, tym razem w trójnasób. Wyrzuciła z szafki kilka podręczników J. Kasprzaka i znalazła długopis. Chwiejnie
odwróciła się i podreptała z powrotem do salonu. Postaci na łóżku jak cienie wstały i popłynęły za nią, bardzo wolno i cicho. Na schodach czekała ją kolejna niespodzianka.
Kot był całkiem szary i cały mokry. Rozmazywał się w oczach Elenie. Miał wielkie żółte oczy które uniósł na kobietę i cicho zamiauczał. Po chwili zdała sobie sprawę że to jej kot, który został potrącony przez samochód w zeszłym roku.
Nacisk na krtań wrócił, nie trzy razy silniejszy a jakieś sto. W jej uszach zaszumiało, czuła jak odpływa jej krew z twarzy. Głowa wydała jej się bardzo ciężka. Poleciała do przodu nieomal wywracając się na schodach. Utrzymała równowagę tylko dzięki
poręczy. Kot syknął z oburzeniem i zeskoczył o stopień niżej.
- Mruczka - wystękała nieprzytomnie Elena - Chodź tutaj, nie bój się, dam ci ciepłego mleczka...
Jej mózg powoli się wyłączał. Traciła zmysł widzenia. Jednakże ruszyła dalej, niczym zombie do salonu. Pianino wciąż tam stało, co napełniło ją uczuciem ulgi. Klawisze były lśniące i wypolerowane... Lśniące... Lśniące...
Opadła na stołek, łokieć oparła na klawiaturze która wydała niski basowy dźwięk. Rozprostowała przed sobą kartkę papieru i naskrobała trzy, drżące i rozdygotane słowa, poczem wsunęła papier między dwa klawisze, tak że był niewidoczny, chyba że ktoś nacisnął by akurat te dwa dźwięki. Chwilę potem nacisk na gardło zwiększył się jeszcze bardziej i Elena przestała móc oddychać. Walczyła kilka minut chwytając się dłońmi różnych części pianina, rogów obitych srebrem, odstających nieco klawiszy. Umierała. W kącikach oczu zbierały jej się łzy, słonymi strumyczkami ściekłay po jej policzkach. Gasnącym wzrokiem ujrzała Marylę która przechodziła przez pokój, tak szara i niewyraźna. W dłoniach trzymała Mruczkę, całą mokrą, niczym wróbel w deszczowy dzień.
- Maryla... - wystękała Elena. Było to jej ostanie słowo. Drgnęła konwulsynie. Chwilę potem nie żyła. Zastygła z policzkiem przylepionym do klawiatury. W półmroku wierny pies zaszczekał trzy, czy cztery razy.
Na dworze cykady wciąż grały koncert.
Autor artykułu
Weree's Avatar
Zarejestrowany: Apr 2012
Miasto: Szczecin
Posty: 8
Reputacja: 1
Weree nie jest za bardzo znanyWeree nie jest za bardzo znanyWeree nie jest za bardzo znany

Oceny użytkowników
 
Brak ocen. Dodaj komentarz aby ocenić.
 

Narzędzia artykułu

 



Zasady Pisania Postów
You may Nie post new articles
You may Nie post comments
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 05:35.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site
artykuły rpg

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172