Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > Zakątek LI-teracki > Artykuły, opowiadania, felietony > Opowiadania
Zarejestruj się Użytkownicy Oznacz fora jako przeczytane


komentarz
 
Narzędzia artykułu Wygląd
<!-- google_ad_section_start -->WH40K - Słabe Ogniwo<!-- google_ad_section_end -->
WH40K - Słabe Ogniwo
Autor artykułu: Nightcrawler
20-04-2013
WH40K - Słabe Ogniwo

W ciemności minuty zmieniają się w godziny, a doba w wieczność.

Jeszcze nie tak dawno wydawało mi się, że nie starcza mi czasu na wszystko co powinienem zrobić. Boże! Wiem, że byłem samolubny, ale chciałem tylko móc czasem spotkać się z tą garstką przyjaciół, która mi została - i z Margo - ale obowiązki pożerały całe moje marne życie. I choć radowała się ma dusza, że spełniam Twoją wolę, że współuczestniczę w Twojej chwale i rozwoju naszego społeczeństwa, to jakiś nieznajomy ból wciąż ściskał mi pierś. Czasem nie mogłem już tego znieść...

W ciszy każdy oddech wydaje się głośniejszy od wszystkich dzwonów Katedry św. Barnaby Mściwego; dźwięku, który co dzień wzywa mnie do pracy, do wiary, do skruchy – za myśli, za marzenia... To głos, który pulsuje w skroniach, dźwięczy w uszach. Ciągle i wciąż:
Bim bom, bim bom - Staraj się bardziej synu (szept pośród dzwonu) - bim bom, bim bom -
zaciśnij zęby i pracuj ku chwale Boskiego Imperatora (gdzie jesteś? Nie widzę cię!)- bim bom, bim bom Posługa w Administratum to zaszczyt dla naszej rodziny, nasz jedyni i święty obowiązek, nasza jedyna radość! (co Ty wiesz o radości? O uczuciach?)- bim bom, bim bom - Synu! Ja w Twoim wieku... (Odejdź! Czemu wciąż mnie dręczysz?! Co ja takiego ci zrobiłem?!) bim bom, bim bom - Ratuj mnie, ratuj...
To głos wyrzutów sumienia. Twój głos, ojcze, słyszę cię, słyszę ciągle w mojej głowie: Ezekielu ratuj mnie, ratuj, raaaaaaaAAAAAAAAAA! Krzyk rozsadza mi czaszkę. Do ust napływa krew – czuję jej metaliczny posmak...

- Ezekielu?

Głos niczym grom wdziera się do mojej świadomości. Jak on się tutaj znalazł? Czy ten krzyk wewnątrz mej głowy zagłusza cały mój rozsądek? Czy wspomnienia zaciemniają rzeczywistość? Jak to możliwe? A może ten głos jest tylko zjawą, która wciąż pojawia się bezszelestnie w moim życiu. Wszak ojciec mówił, że w ciemności i ciszy rodzą się demony…

- Nie bój się Ezekielu. Nic Ci nie grozi.

Jego głos jest jak balsam Otwieram oczy i siadam na pryczy. Nawet nie zauważyłem, kiedy zwinąłem się w kłębek obejmując kolana ramionami. Teraz go widzę. Siedzi na przeciwko mnie - tak po prostu - a cała jego postać zdaje się promieniować błękitną poświatą. Jasny płaszcz jeszcze przez chwilę wydaje się poruszać niczym od dotknięcia delikatnego wiatru. Ale przez kratę w drzwiach nie przedostaje się nic prócz stęchłego, więziennego powietrza. Jakże to tak?
Może mi się więc tylko wydaje? Przecieram oczy - czuje drobne ziarnka pod powiekami.
Z niemałym trudem znów na niego spoglądam i cały błękit poświaty, cały wiatr znika. Tylko jego oczy goreją zimną stalą w ciemności.
A więc tylko mi się zdawało. Po prostu nie zauważyłem kiedy wszedł. Musze być czujniejszy w przyszłości - jeśli jakaś mi została. Nie wolno mi popadać w odrętwienie. Nie wolno dać się porwać szaleństwu.

- Rozumiem, że trzymasz mnie w celi dla mojego bezpieczeństwa? - próbuję brzmieć pewnie, lecz tylko niewyraźnie chrypie. Język mam suchy jak pieprz, a w gardle żyletki. Nie jestem w stanie nic więcej powiedzieć; tylko patrzę na niego i staram się nie kaszleć. On też na mnie spogląda - z nienawiścią, z pogardą? O ileż było by łatwiej! Nie, on patrzy na mnie z nadzieją, współczuciem i litością – jak dobry ojciec, którego nie miałem.

- Ezekielu - mówi jakby pouczał dziecko, albo małego psiaka. - Trwa wojna, a ty znalazłeś się po niewłaściwej stronie.
- Jestem po stronie prawdy... -
wypluwam z siebie wraz z kaszlem. Przegrywam z własnym ciałem, które drży niczym w konwulsjach. Mój oprawca spogląda na mnie z troską; czeka. Gdy płuca wreszcie się uspokajają on kontynuuje:
- Wiem, że tak ci się teraz wydaje, ale gdzieś w środku zdajesz sobie sprawę, że to wszystko kłamstwa. Zostałeś oszukany, ba wszyscy jesteśmy codziennie oszukiwani. Ale nie bój się, mogę ci to wszystko wytłumaczyć.
- Nie chcę. Już nic od ciebie nie chcę.
- kłamię.
- Mógłbyś być trochę milszy dla swojego wybawcy, Ezekielu.


***

Krew była wszędzie - na ścianach, biurku i meblach - tworząc dziwne rozmazane wzory. W miejscu gdzie leżały bezwładnie zwłoki Rewizora karminowa kałuża wsiąkała w puszysty dywan. Wywlekanemu z szafy przez dwóch osiłków skrybie wydawało się, że stary Adept odtańczył w pokoju szaleńczy pląs, za partnera mając Xeno - monstrum z kosami zamiast rąk.
Mężczyźni rechotali, gdy schwytany młodzieniec na przemian to błagał o wolność, to przeklinał ich w imieniu Imperatora. Bezceremonialnie rzucili go obok trupa jego mentora i przez chwile patrzyli w milczeniu jak przerażony spogląda na swoje dłonie tonące w krwawym pluszu. Po chwili obaj znowu gruchnęli odrażającym śmiechem. Jeden z nich wyciągnął zza pasa szerokie ostrze i zbliżywszy go do ust oblizał zastygłą na klindze posokę starego, po czym spojrzał na jeńca wymownie. Adept skrył w twarz w okrwawionych dłoniach, znów błagając o litość. I znów odpowiedział mu tylko rechot oprawców. Szloch, który wstrząsnął jego wiotkim ciałem zagłuszył wszystko. Już nic nie miało znaczenia; zaraz umrze a jego krew wsiąknie w dywan tak samo jak krew Rewizora. Postanowił, że nie spojrzy śmierci w oczy. Chciał już zanurzyć się w ciemność.

Nie widział więc jak się zbliżają, nie widział jak otwierają się drzwi, jak dwaj mordercy bledną a oczy nabiegają im krwią. Dopiero, gdy padli na kolana kasłając i charcząc, młody adept odważył się unieść wzrok.
- Już dobrze Ezekielu. Te dwa brytany nie zrobią ci krzywdy - mężczyzna w niebieskiej todze stał w drzwiach z wyciągniętą w ich stronę dłonią o rozcapierzonych palcach. Sędziwa twarz okolona siwymi włosami emanowała spokojem i jakąś nieokreśloną siłą.
- Won! - ryknął starzec. Dwaj mordercy skomląc niczym psy poderwali się na nogi i uciekli z gabinetu Rewizora.
- Wstań. - powiedział starzec do młodego adepta i rozluźnił dłoń, wyciągając ją ku młodemu w przyjaznym geście. Jednak w jego szarych oczach nie było ani krzty ciepła.


***
- Nie rozumiem, czego ode mnie chcesz. Jestem tylko prostym skrybą.
- To nie ma znaczenia czy jesteś skrybą, arbitratorem, sługą czy hetmanem. Wszyscy jesteśmy równi w obliczu kosmosu. Wszechświat daje nam wolność, Ezekielu. Prawdziwą, nieokiełznaną i szczerą. Wolność wyboru własnej drogi. Musisz wiedzieć, że wśród gwiazd jedyną stałą jest zmiana…


Cóż ten zdrajca bredzi, jaka zmiana, jaki wybór? Jesteśmy tylko trybami w wielkiej maszynie zwanej ludzkością. By działał sprawnie każda część tego wspaniałego mechanizmu musi wykonywać swoje zadania perfekcyjnie i bez wahania. Tak mawiał ojciec, tak doszedł do swojej pozycji i wywyższył rodzinę. Wszystko co mamy zawdzięczamy sprawnie działającej machinie Administratum i prawom Świętej Terry.

- A jaki wybór daje ci twój świat, twój Imperator?

Jego głos wżera się w moje myśli niczym rozpalone ostrze. No bo jaki miałem wybór? Praca? Obowiązek? Wszystko wybrał za mnie ojciec, rodzina. Nawet urodziłem się z przymusu.
- Bóg Imperator daje mi wszystko, czego potrzebuję by żyć… - bronię się rozpaczliwie. Ale mój głos drży i łamie się. Policzki płoną wstydem. Mam nadzieje, że nie widać tego w ciemności mej celi. Opuszczam wzrok by ukryć łzy.
- Nie dał ci nic! On tylko wymaga! – głos jest stanowczy, jakby wbijał gwóźdź prawdy w oporny drewniany sęk. Prawdy, którą znałem już wcześniej, ale której nie dopuszczałem do serca. - Wytresował cię, byś przestał myśleć samodzielnie, przestał czuć, pragnąć. Zabrał ci wolność wyboru!
Nie wiem już czy mówi o moim ojcu, czy o Bogu. Serce dudni, łzy spływają po policzkach.
Bim bom, bim bom… kap, kap…
- Nie będę tego słuchał, nie będę – rzucam się na pryczę, płaczę, walę pięściami w głowę. Niech się to skończy, ten ból, ten głos, ten dźwięk… dość, DOŚĆ
Krew. Krew jest wszędzie…
A teraz nie ma już nic, tylko ciemność… Ciemność i cisza…

***

- Ludzkość… - jego głos zawisa w mroku, wyrywa mnie ze snu pełnego ciszy.
Jak długo to trwało? Jak długo spałem? Nie pamiętam. Nie wiem czy rozmawialiśmy przed godziną, czy przed kilkoma dniami. Moje ciało jest jak zamarznięte, kompletnie zdrętwiałe. Siedzę oparty o zimną ścianę z głową wciśniętą w kolana, nie patrzę na niego, ale jego głos wlewa się w kielich mej duszy. W pustkę ciała, w cichy szmer krwi w pulsującej w skroniach.
- Kazali ci wierzyć, że to sprawnie działający mechanizm, ale ta machina to zwykła maszynka do mięsa. Wpadasz nią, oni kręcą korbką, i twoje ciało jest miażdżone, dusza wysysana, sens życia przecieka ci między palcami, miesza się z krwią, potem i łzami - twoimi i tych, którzy wpadli tu przed tobą. Ty sam wciskasz się pomiędzy papkę z innych ludzi. Wasze mięso i pył waszych kości stapiają się w jedno. Nie ma już Ciebie Ezekielu – jesteście Wy. Wy Skrybowie, Wy Adepci, Wy Ludzie. Nic nieznaczący. Wkręceni w wirnik wielkiej maszyny, która was mieli i wypluwa – jednolitą, bezrozumną masę, na podobieństwo waszego gnijącego boga, którego od dawna już przestał obchodzić wasz los – twój los Ezekielu.

Mój los? Nikogo nie obchodzi? Tak! Nawet własny ojciec chciał mnie widzieć tylko posłusznym.

- Tak naprawdę nie ma już twojego boga – szepcze ze smutkiem głos - jego mądrości i światłości dawnej prawdy. To wszystko fałsz, kłamstwo, którym karmią ludzkość. To ktoś inny kręci korbą tej machiny. Ktoś inny korzysta z twojej wiary, z twojego posłuszeństwa i pracy. Ktoś inny słucha twoich modlitw i nie robi sobie z nich nic. Bo zależy im byś pozbył się marzeń, byś przestał myśleć, wątpić, zadawać pytania… Obudź się Ezekielu. Oni odarli cię z ciała, zabrali twoją wolność...
I moich przyjaciół, i moją miłość? – bezwolnie dokańcza mój umysł. - A dali…
- Dali w zamian obowiązek! – syczy nienawistnie, jakby czytał moje myśli. W ciszy, która zapada echo jego słów dźwięczy mi w czaszce. Czuję jak wibruje powietrze. Z przerażeniem i nadzieją czekam by jego głos znów uderzył w tę niewidzialną strunę.
- Czymżesz różnisz się od Servtora? - brzęk

Zamieram.

- Powiesz: to byli przestępcy, grzesznicy. Odpowiem: zaiste – kradli, rabowali, gwałcili, kłamali… Tak, zasłużyli na karę, na lobotomię, ale ich operacja była usankcjonowana, była mechaniczna – Twoja zaś cicha jak śmierć, nielitościwa - duchowa! Ezekielu! Czym zawiniłeś, że odarto cię z własnej woli?! - krzyczy.

Podrywam głowę – ale jego już nie ma. Moja cela jest cicha i ciemna. Jestem w niej sam; czuje się pusty, bezwolny i martwy.
Chce krzyczeć, że to nie prawda, że kłamie, że jestem ważny – Ja… Mam przyszłość i czeka mnie chwała Imperatora…
Ale w głębi serca już wiem. Wiem już od dawna…
Jestem tylko Sertivorem zlobotomizowanym na duszy.

***

Pokój jest rozgrabiony. Nie ma fotela, obrazów, żadnych przyrządów, których używał ojciec do pisania, żadnych jego pamiątek z wizyt hrabiów i hetmanów. Zostały tylko bryzgi krwi na ścianach i zgniły strzęp okrwawionego dywanu. To tyle. Tyle zostało po wielkim Rewizorze Administratum. Połknęła go i zmieliła maszyna biurokracji - obowiązek przekazywany z ojca na syna. Bez czasu dla mnie, bez czasu dla matki, która zmarła gdzieś daleko tonąc we własnej krwi i ekskrementach.
Zapomniał o nas tak, jak zapomniał o sobie - bo ukradli mu dusze, wtłoczyli między manuskrypty, woluminy i terkoczące cogitatory. Zdusili, zdławili – to oni go zabili, a nie te dwa wściekłe ogary. To samo o mały włos stałoby się ze mną, gdyby nie…
- Ezekielu… – jego głos, ciepły, spokojny. Niczego nie wymaga, niczego nie nakazuje. Dał mi wolność, dał mi możliwość wyboru.
Podchodzę do regału, dotykam paneli w ściance, tak jak nauczył mnie ojciec.
Duch maszyny przez chwile szumi zaspany, protestuje, ale jest tylko ślepcem uwięzionym w zimnym metalu.
Ściana pęka na dwoje z cichym jękiem zawodu. To nic. Teraz zaczyna się moja podróż, a mój mistrz z uśmiechem na twarzy wchodzi do archiwum Administratum. Jego szare oczy rozpromieniają się wewnętrznym blaskiem, który ogrzewa mi duszę. Słyszę muzykę sfer…
Autor artykułu
Nightcrawler's Avatar
Zarejestrowany: Feb 2006
Miasto: Kraków/Wieliczka
Posty: 1 094
Reputacja: 1
Nightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemu

Oceny użytkowników
 
Brak ocen. Dodaj komentarz aby ocenić.
 

Narzędzia artykułu

komentarz


Narzędzia artykułu
Wygląd

Zasady Pisania Postów
You may Nie post new articles
You may Nie post comments
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 15:37.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site
artykuły rpg

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172