Istota Czasu
- Ludzie są tacy nieświadomi. - Zastanawiała się kula nabita w karabin maszynowy. - Chcą pokoju, chcą uniesienia, chcą żyć własne życia wiedząc, że dożyją następnego dnia bez stresu. Chcą obudzić się rano obok swojego partnera, pamiętając wydarzenia przeszłego dnia z westchnieniem szczęścia. - Kula zbliżała się coraz bliżej broni, jej pobratymcy wysyłani tysiącami w misji śmierci. - Ludzie kochają się na wzajem, wiedzą czym są, jednak ich naturą jest zapomnieć. - Pomyślała ze smutkiem. - Wiedzą, że nie są jedyną świadomą istotą we wszechświecie. Wiedzą, że wszystko jest jednością, a za razem osobne... Czy jednak oni są świadomi? - Wyleciała ze świstem poszybowała w kierunku jakiegoś młodzieńca. - Niektórzy zapewne tak... Wiedzą, że to, co kiedyś było jednością, znów się nią stanie... - Myśl powędrowała w eter a kula spotkała się z hełmem żołnierza. - Nie bój się... śmierć to jeszcze nie koniec. - Zdołała udobruchać duszę poległego swą ostatnią myślą.
- Teraz! - Wykrzyknął dowódca składu. Marek ścisnął karabin maszynowy mocniej. Statek wylądował na plaży a wrota do piekła stanęły otworem. Młodzieniec wybiegł jako pierwszy. Kule świstały w okół niego a jedna natychmiast trafiła go w udo. Marek upadł. Ktoś złapał go za rękę i powlókł do najbliższego okopu.
- Trzymaj się żołnierzu, to tylko draśnięcie. - Marek spojrzał na zakrwawione spodnie. Rana nie wyglądała na poważną jednak ciurkiem wypływająca z niej krew miała inne zdanie. Oszołomiony, nawet nie czuł bólu. Adrenalina wypełniła jego organizm a ten zaczął zrywać spodnie w miejscu transgresji jego ciała.
Następne kilka godzin było przepełnione chaosem pola bitwy. Marek, opatrzony przez medyka, leżał w okopie spowiadając się z grzechów, i modląc o szybką, bezbolesną śmierć.
- Wstawaj żołnierzu! Musimy zdobyć plażę! - Wykrzyknął dowódca jakiegoś składu i złapał Marka pod ramię. Kilka metrów dalej uderzył pocisk armatni. Para padła na ziemię oszołomiona, lecz dowódca w krótce wstał i podniósł młodzieńca z ziemi.
- Szybko! Nie mamy wiele czasu. Bracia czasu ustawili działa plazmowe. Jeśli nie zaatakujemy teraz, to zginiemy! - Mężczyzna przekrzykiwał odgłosy bitwy.
Młodzieniec poczuł jak adrenalina znów wypełnia jego organizm. Nie zwracając uwagi na ból, który wędrował z jego rany do mózgu, wstał i ruszył w stronę wrzącej bitwy.
Jakimś cudem zdołał przebiec kilkadziesiąt metrów zanim jego drogę odetnęło pole siłowe. Marek przykucnął i wyciągnął z plecaka małe przyżądzenie. Szybkości dodała mu desperacja i po chwili zakodował je, aby zniszczyć pole siłowe. Bojąc się o własne życie zostawił przyżąd na ziemi i pobiegł w stronę przeciwnika zakładając plecak w pośpiechu.
***
- Myślisz, że to coś rozwiąże?! - Wykrzyknęła kobieta odziana w czerwone szaty wstając z miejsca wiercąc dziurę wzrokiem w mężczyźnie, który przed chwilą się wypowiedział.
- Olano, nie mamy innego wyjścia. Musimy otworzyć portal i zdać się na wolę bogów... - Odpowiedział spokojnie osobnik przybrany w czarne szaty sziedzący na przeciwko kobiety przy okrągłym stole.
Pomieszczenie w jakim się znajdowali było ciemne. Oświetlony był jedynie stół przy którym siedziało pięć osób, wszyscy w szacie innego koloru. Czterej mężczyźni i jedna kobieta siedzieli przy nim i rozmawiali o czymś namiętnie.
- To się nawet nie uda. Od wieków próbowaliśmy bez skutku. Każde posiedzenie wznawiacie ten sam temat. Znacie moją odpowiedź. Musimy skupić się na zwalczaniu demonów, a nie jakimiś zabobonami. - Olana westchnęła i usiadła z powrotem na swym miejscu.
- Tracimy pole manewru. Nie mamy wyjścia. Teraz to tylko kwestia czasu nim polegniemy. Pozostało tylko sie modlić o wybawienie. Tym samym uważam, że portal jest jedynym realnym rozwiązaniem. Potrzebujemy cudu. Dajmy bogom możliwość taki zesłać. -
- Myślisz, że przylecą ku naszej pomocy anioły jak to trzy tysiące lat temu? A może tym razem wybawi nas jakiś estranil? - Odezwała się kpiąco kobieta.
- Cokolwiek nam ześlą będziemy wdzięczni. - Odezwał się drugi mężczyzna w zielonych szatach, ten z kapturem zasłaniającym twarz.
- Jeśli nam coś ześlą... Nie zapominajcie tego co się stało pięćdziesiąt lat temu, kiedy ostatnio czegoś takiego próbowaliśmy. Dwa miejsca zwolniły się... - Olana zerknęła na dwa puste miejsca przy stole z wyraźnym niepokojem.
- Czasy zmieniły się... - Odpowiedział mężczyzna w niebieskiej szacie. Olana westchnęła i spuściła głowę.
- Niech więc tak będzie... - Odezwała się po chwili zastanowienia. Kilka łez rozbiło się miękko o wypolerowaną powierzchnię blatu.