lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Opowiadania (http://lastinn.info/opowiadania/)
-   -   Dlugowieczni z ksiegi zycia. Senny podroznik (http://lastinn.info/opowiadania/14144-dlugowieczni-z-ksiegi-zycia-senny-podroznik.html)

secutor 21-04-2014 21:28

Dlugowieczni z ksiegi zycia. Senny podroznik
 
Indie, czas porannej pudży, biegąjace wokoło wesołe dzieci, czas radości ludzi.
Liturgia* odbywała się we wszystkich kolorach tęczy.
Dźwięki instrumęntów zlewały się to znow rozchodźiły.
Śpiewy i tańce na cześć Shiwy w rytm bębenka damaru za pomocą którego Śiwa miał niszczyć i odbudowywać świat.
Znów oblano bóstwo rozgrzanym masłem ktore az zakwierczało.
Angarika podbiegła w podskokach i wzieła za ręke Sławka przyprowadzając bliżej grupki tańczących.
Wyklaskała rytm piosenki.
Sławek powtórzyl go raz, potem drugi i gdy dziewczyna przytakneła, zaczoł wybijac go w kółko.
Angarika zatanczyła.
- Gniewasz sie bo przerwałam Ci mantrę? - Zapytała.
- Nie, nie gniewam się.
- To o co chodzi?
- Tego święta nie ma zapisanego w naukach gajowych. - Dziewczyna tylko wzruszyła ramionami i uciekła w świat pląsów i zabaw. Pudżarin posypał bóstwo czerwonym proszkiem. Ktoś znów wylał rogrzane masło na posąg. Nie zamierzał za nią biegać. Przyjdzie sama jesli zechce. Wybijał rytm, ten sam który wybijał bębenek.
- Uciekła Ci, - stwierdziła jej ciotka - Idź za nią - doradziła.
- Gdy ja odejdę od niej, ona nie pójdzie za mną. - Powiedział nie przestając wybijać rytmu.
- Ona pójdzie za Toba wszędzie.
- Odchodzimy z tąd.
- Angarika pójdzie z Tobą jeśli ją o to poprosisz.
- Niepoprosze. Idą tylko "szlachetni arya".
- Gdzie idziecie, przecież jesteście ostatni?
- Na zachód w pola, szerzyc "wiedzę" nauk gajowych. Kobieta pokręciła głową chciała unieść w zdenerwowaniu ręce ku gurze i potrząsnać nimi. Zamiast tego pokłoniła się.
- Z kąd pochodzicie?
- Tego nie mogę Ci powiedzieć. - Urwał rozmowę.
- Przybyliście Vimanami z nieba. - Bardziej stwierdziła niż zapytala.
- Pochodzimy z tej Ziemi.
*Liturgia - w nie chrzescijańskim tego słowa znaczeniu.

Plejstocen.
Odziany w skóre pierwotny człowiek rozmarzył się o cieplejszych czasach. Szaman plemienia oczami wyobraźni widział jak wielki mamut rozgniata twardą skorupę orzecha swoją nogą i wyjada z niej zawartość.
- Wiele bym dał żeby mój lud znów był najedzony - Zasugerował pertraktując.
- Mój lud nigdy nie głoduje, a wasz pod koniec pory zimowej nie ma co jeść. My mamy dóżo jedzenia a wy mało. Wy wymieracie, my sie rozmnorzyliśmy. Wy potrzebójecie nas, a my możemy i was wykarmić. Nadal będziesz szamanem swojego ludu i moim bratem. Będziesz chodził ramię w ramię ze mna do czasu aż doczekasz późnej starości. Ty umrzesz ale Twoj ród i Twoi ludzie nie wymrą. Szaman zgodzi sie. Sławek wiedział o tym. Szaman zgodził się zanim usiadł do pertraktacji. Zanim wogóle Sławek odwiedził go ponownie. Szaman wódz plemienia przemyślał wszystko i uznał że oba ludy muszą się połączyć tak jak chciał ten człowiek. To Sławek wyczytał w Jego umyśle. Ale oficjalnościa musi stać się za dość. Należy szanować zwyczaje.
- Skąd wiesz że moi ludzie i moj ród przetrwa? - Zapytał z idealnie udawanym brakiem troski w głosie.
- Widziałem to w snach.
- Ja w snach widziałem dziś mamuta, wiosną w promieniach Słońca, rozgniatającego orzech wielkości mojej głowy. A a przecież jest pora zimowa a takich orzechów nie ma.
- Gdy będziesz sobie brał kobietę na znak pojednania z wielkim plemieniem, będzie płakać myśląc że robisz jej krzywdę.
- One zawsze płaczą, za pierwszym razem, bez względu na to czy bierze się je silą czy nie.
- Gdy będziesz odchodził do krainy przodków, ona znów będzie płakac, myślac że robisz jej wielka krzywdę.
- Im zawsze jest źle. One zawsze narzekają. Nawet, jak czlowiek odchodzi do krainy przodków i już do końca życia daje im święty spokój. - Ale krótkowłosy dobrze mówił, jak się je bierze to płaczą, jak się zostawia na zawsze to też płaczą.
- Trzech rzeczy niezrozumiesz: Gdzie mamut znalazł tak wielki orzech. Skąd wiem rzeczy które jeszcze nie nadeszły. I kobiet. Jedno rozumiesz: nie masz innego wyjścia. W dniu śmierci zobaczysz gwiazdę na niebie, chodź będzie dzień, po niej poznasz że mówiłem prawdę.
Ludzie nauczyli się ze zagonione mamuty strącają się same w przepaść.

Egipt.
Mowa kapłanki.
O Imhet.
Miasta Bogów są daleko, nie mnie sięgac ich tronu. Czy gdy wewzwą mnie do swych komnat ostać się zdołam?
Czy dostałam ankh za swą niedole?
Moj wielki "dom", wśród żywych pozostał. Pod Jego stopami zostawiłam złoto.
Czy dostałam ankh za swego żywota?
Gdy o sprawiedliwość krzyczę, kto z żywych mnie usłyszy?
Ci z żyjących co pierwsi dla niej usta otwarli a w chęciach ich zemsty nie ma, jako pierwsi na sprawiedliwość zasługują.
Czy dostanę ankh za swą niedole?
Anubis przyszedł i uwolnił mi mowe, swiatłościa wypełniona narodziłam się nowa.
Nie dla ziemskiego świata.
I nie dla bialej ani dla czerwonej korony Khem*, lecz pod bicz Ozyrysa wielkiego żniwiarza.
On będzie zbieral plony.
Pod jego to insygnia świat należy, jak łany zboża narody.
Po jednym kłos za kłosem człowiek z każdego narodu zabrany zostanie, aż do ostatniego ziarna.
Żywi nie umarli, jeszcze szansę mają.
Czy dostanę ankh za swą niedole?
I jakim "rzemiennym sznurowadłem" powiązane sa sprawy że nawet żadnym krzyżem nie wykupią się wtedy plewy?
Nie nam równać się z wielkimi budowniczymi. Nie nam równać się z Bogami.Nie ja zbudowałam piramidy i Khem. Nie ja zbudowałam to krolestwo i bram Ra-Seatu. Tym bardziej Am-Duat nie stworzyłam. Nie ja stworzyłam człowieka, z pewnością zrodziłam jednego. On jest przedłużeniem życia mego na ziemi. Z pewnością dostałam ankh za swego żywota.
Triass.
Kobieta została wygnana ze swego społeczeństwa i zapuściła się bardzo daleko od swoich ojczystych stron. Stało się tak gdy czujac sie źle, nie chciała się oddać swojemu mężowi i panu. Słyszała z opowiadań starszyzny że po stronie gdzie wschodzi Słońce mieszkają bogowie. Poszła tam czujac wielkie przygnębienie. Coraz bardziej myślała o śmierci i coraz bardziej traciła nadzieję, aż przestała dbać o swoje życie. Gdy zauwarzyła że jest w ciąrzy, postanowiła walczyć o życie nie narodzonego dziecka. Wszędzie wokół były już piaski, tak że zaczeła coraz bardziej sie poddawać, ale na szczeście natrafiła na rzekę i mogła z niej pic wodę, a idąc wzdłórz niej chciała znaleść przejście. Nie zdąrzyła jednak przejść, zanim urodziła dziecko. Postanowiła pójść do innych plemion w bezpiecznej odległości zostawić narodzone dziecko i błagać wodza o jakąs pomoc. Nie uszła daleko jak coś ją poraziło. Na przeciw niej stał czerwono-brązowy człowiek o bardzo rzadkich włosach i nieskazitelnej twarzy. Upadła na twarz i zaczeła błagać o pomoc na co dziwna postać odpowiedziała głosem wewnątrz niej.
- O Imhet świętsza niż bogowie, tajniejsza niż "świetlani", nieszczęśliwsza niż bóg, który jest w niej, Cher-Ad imię jego.Chwała tobie Imhet! - Kobieta bardzo się zdziwiła.
- Przybyłem, aby oglądać bogów, którzy są w tobie. Otwórzcie twarze swoje, ukryjcie chusty swoje, nie odpędzajcie mnie.Przybyłem, aby zrobić placki wasze, niechaj Cher-Ad nie ma mocy nade mną, niechajChatiu nie idą za mną, ani nie ścigają mnie Chatiu. Żyję pokarmami, które są wśród nas. - Caly ból kóory czuła opuścil ją.
- O "jat" "świetlanych", po której nikt nie przejdzie!" - mowil dalej czlowiek
- "O "jat" "świetlanych"!Otwórzcie mi drogi wasze, abym przeszedł pośród was.
Spieszę do pięknej Krainy Zachodniej,rozkazał mi to "świetlany" Ozyrys pan "świetlanych", pan życia mojego, gdy jestem "świetlany".J
am jest, który czyni święto każdego miesiąca, który przestrzega święta każdej połowy miesiąca.
Przybiegłem.
Oko Horusa jest pod ręką moją, gdy towarzyszy Totowi.
Co się tyczy boga każdego, śmiertelnika każdego, połknął oni ustami swoimi wroga mego i upadnie on na pieniek rzeźnika.
- Nie wiedziała dlaczego napełniła się nadzieją.
Ja przebiegam niebiosa, gdy ty jesteś w więzach swoich.
Oto, co rozkazano przeciw tobie na ziemi.
- Z jakiegos powodu wiedziala ze zwraca sie do jej przygnebionego wnetrza ktore juz ja opuscilo. Zrobila sie lekka jak nigdy przedtem i radosna pomimo pozuconego dziecka.
- Porwałem Cię od śmierci, do rodu życia wiecznego. Ty będziesz Panią Matka wielką wszechmożną ludu swojego.
Stało się to, co podyktował. Pamiętała te słowa i siebie tak niewiele wtedy rozumiejącą, aż dziw ją brał i niewierzyła jak bardzo zmieniła się od tamtej pory. To Jego magia musiała tak podzialać. Gdy narodziła się jej pra-wnuczka, której pozostawiała dziedzictwo kapłańskie. Kazała spisać to wszystko.
„jat" „świetlanych", na której się nie żegluje, która jest pod władzą „świetlanych"!Jest ogień o wspaniałym płomieniu. O „jat" „świetlanych"! Twarze wasze opuszczone, umocnijcie drogi wasze, oczyście. „jat" wasze. To co rozkazał Ozyrys wy mnie jeszcze wiecznie czynić będziecie.Jam jest wielmoża Czerwonej Korony, która jest na czole „świetlanego" ożywiającego oba kraje i lud gorącym tchnieniem wejścia jej , która broni Ra przed Apepem.

Mars:
Po wojnach bogów życie na Ziemi zaczeło się odradzać. Ludzie poprzez kolejne wcielenia wyewoluowali ponownie ze zwierzecych form życia. Ale wiele plemion było mieszanych i ludzkość stawała się zakładnikami bardziej prymitywnych zwierzęych form, od których się wywodzili. Na domiar wszystkiego wśród ludzi panowało zło i prymitywizm często większy niz wśród zwierząt i trudno było wyróżnić jednych, drugich i trzecich. W ten sposób, rozwój ludzi byl chamowany. Trzeba ich było wydzielić. Sławek śnił o tej która da początek nowej ludzkości. Zbudził się jednak ze snu i wyglądnoł przez okno. Mars był wymarły. Nie to co danwniej, tetniacy życiem. Chwała boskich ludzi gdy latali daleko w gwiazdy dawno mineła. Ludzkość upadła naprawde nisko i chodź odradzała się dość szybko jak na ewolucje, to jednak wciaż powoli. Bogowie ludzcy nadal latali, ale juz nie tak jak dawniej. Trzeba było przyśpieszyć proces. Poproszono bogow by zbadali sprawe, by wzieli"odcisk życia" kod czlowieka i wskazali prawdziwość. Skoro mogli bykołaka zrobić dla Isztar tym bardziej mogli człowieczeństwo odnaleść w najmniejszych drobinach jego ciala. Pamietał czasy wojny gdy:
Isztar rozgniewała się i tak rzekła do Ana:
- Ojcze, Gilgamesz obelgę mi zadał, wyliczył wszystkie moje plugastwa. Stwórz mi bykołaka, by Gilgamesza uśmiercił. Inaczej kraj umarłych otworzę, by umarli żywych objedli.
- Anu: Jeśli bykołaka stworzę, będzie w Uruk 7 lat nieurodzaju, powinnaś więc ziarna dla ludzi nazbierać
- Isztar: Nasypałam już ziarna dla ludzi, teraz daj mi zemstę na Gilgameszu !
Runął bykołak na ziemię, od jego chrapnięcia upadło dwustu mężów z Uruku. Złapał Enkidu go za rogi, Gilgamesz za ogon uchwycił. Miecz mu Enkidu w szyję wraził i ubił bykołaka. Serce mu wyrwali, przed Szamaszem położyli i modły uczynili.
- Isztar: Jak śmieliście mnie znieważyć i bykołaka ubić !?
(Nadala przez przez telewizjer-komunikator)
Posłyszał te słowa Enkidu, wyrwał członek bykołaka i twarz "jej" cisnął.
- Enkidu: Obym tylko ciebie mógł tak dostać !
Tiamat wystawia do walki armię złożoną z jedenastu potworów pod wodzą swego kochanka Kingu:Sprawiła, że powstał wąż jadowity, smok groźny i potwór Lachamu,lew olbrzym, pies wściekły i człowiek-skorpion,burza niszcząca, demony, człowiek ryba i bizon,niosące broń bezlitosną, nieustraszoną w walce.

Planeta ningenow.
- Gdzie jestem? - Sławek pytał samego siebie. W głowie mu się kreciło. Liczne "Yo*" pogryzły go gdy znalazł ich ogromna liczbe. Ningeni ze społeczeństwa w którym był gościem nigdy nie widzieli ich tak wielkie mnóstwo. Aż zachciało mu się śpiewać i tańczyć z radości a w głowie mu sie kreciło i z czasem coraz bardziej, aż w końcu stracił przytomność. Teraz gdy się obudził strasznie chciało mu się pic. - Gdzie jestem? Zapytał znowu samego siebie bo przypomninały mu się czasy gdy był na planecie Ziemia, ale ten czas tu i teraz jakby wyblakł i jakoś z trudem mu sie uświadamiał.
- Gdzie jestem? - Rozglądnoł się wokół gdy ciemność z oczu go opuściła.
- Gdzie wszystkie stworzenia sa trojczłonowe. Kregosłup mają i dwie kończyny, i chodząc i biegnąc opierają sie na ogonie, który przed nogi i za nogi wyrzucają w biegu łapiac rownowagę........ Gdzie długie i płaskie osobliwe stworzenie, majac powietrze pod soba ślizga sie po wodzie. - Zaczoł sobie przypominać - Gdzie długopalczastne zwierzęta chodzą po dywanach z "roslin" wodnych. Przy brzegach rośliny o jednym pomarszonym jak mózg płatku, w którym zalęgły się żyjątka chronione ich gazem. Gdzie wierze z których zwisaja łańcuchy jak wielcy strarznicy przeszłosci wbijają się w niebo. To wokół łancuchów spiralą do góry wiją sie schody, gdzie karzdy z nich wglebiony na wzor koryta, prowadzi na szczyt, bliżej chmur. Gdzie latające stworzenia chodzą na skrzydłach i jednym skokiem wzbijają się do lotu, lub inne klaszcząc skrzydłami o wodę odbijają się od niej by w końcu odlecieć. W świecie gdzie Slońce nigdy nie gasnie. Gdzie zawsze jest południe, gdzie śpi sie w promieniach blasku Słońca w porze deszczowej .Gdzie dziwne zwierze kopie w ziemi pazurem na wzór sztyletu zwroconego do dołu, szukając bulw roslin, oparte ogonoem i długą szyją o ziemię, uprawia ją jak rolnik plugiem i przegrzebójac spulchnia, miesza ja.
Chciał odnaleść Ojca Ningenow. Już oprzytomniał, juz doskonale pamietał o co zapytać. Ale zawrócilo mu się w głowie. Polorzyl się. Zasnoł.
- Ty na którym cięrzkie brzemię, jak pod butem odciśnięto rozkaz, chartując w ogniu nie jak ojciec surowy ale, jak kochająca matka rozpieszczasz swoje dzieci. Ty który posyłasz nas nie tak jak Ciebie posłano, przemawiaj jezykiem pełnym łagodności. Oto jestem na Twoje wezwanie.
Sławek, stał na czymś w rodzaju polany. Chodź to dziwne by tutaj była jakaś polana, bo coś takiego było równie nietrwałe jak myśl. Bo pamieć trwa, ale myśl przemija jak echo blaknie dzwiękiem odchodzi w przeszłość czasu. Wyczuł pod ziemią pod swoimi nogami plynącą wodę, jakieś źrodło ale znacznie większe i pulsujące życie które się tam przemieszczało. Odprowadził ów życie myślami aż po choryząnt świadomości i dopiero po chwili dotarło do niego, że tam gdzie za świadomoscią podarzył jego wzrok, rośliny przez które nic dalej nie widzi, tak naprawde zasłaniają mu rzekę. Tak tam musi być rzeka, a z niej wyszło to coś, co przepłyneło mu pod ziemią w wodzie pod nogami. Dudnienie obok wcale nie ustawało. Doskoczył do zielono-blekitnego "dywanu", poszycia i rozsunoł jak parawan. Pył brunatnych grzybów posypał się mu na głowe. Z rzeki wyłoniły się macki. Potem pojawiła się twarz. Miała dwoje czarnych oczu, nos, podbrudek, usta, a nad brwiami coś w rodzaju zadaszenia. Ów ningen powoli wychodzł na powierzchnię. Był trojczłonowy jak wszystkie inne stworzenia tego świata. Miał ogon i dwie macki, szyje i głowe, a twarz na jej szczycie. Wyszedł na ląd i usiadł na swoim ogonie. Przez chwile będąc w pionie, patrzył sie gdzies w niebo ale zaraz zgioł się w pól całym tułowiem, jakby kłaniając zwrócił twarz ku rozmówcy. Macki wyrzcił za siebie. Znieruchomiał. Wydawał się być taki nie realny, jakby był posągiem. Wyglądał jak rzeźba. Jak martwa figura która ani drgnie i gdyby nie mrugające od czasu do czasu oczy, Sławek pewnie nigdy nie (zdobyl by) mial pewnosci że ten osobnik, odpowiedział na jego prośbę ze jest tu na przeciw cały i żywy.
- Oto jestem na Twoje wezwanie. Co to za pytanie na które nie znasz odpowiedzi? Usłyszałem, muszą być Twoje niepewne kroki pośród dudnienia. Co to za siła każe tym istotą podążać stadem tak że aż dudni ziemia? Czujesz oto one, podąrzają ciągnięte głodem. Ich ciała w kształcie rąbu, jeden do durgiego przylega. W liczbie ich mnostwa kłada cien rozległy, na sobie niosą pancerz, pod sobą chronią młode. Słyszysz, one - wskazał na latajace stworzenia - klaskają skrzydłami powietrze, nie znają spoczynku i nie zanają zmęczenia, a spią nad ziemią. Wyszły na rzer aby sie posilić, umocnić swoje mięsnie, nabrać cierzaru, raz jeszcze przekroczyć swoje korytarze. Widzisz, tam znów nad rzeka stoi pewnie na swych silnych nogach inny stwór od tych. Jego szyja jest długa, jego łeb jak peryskop. Pod woda szuka na ladzie zyje. Jego ciało jak huśtawka równowagę trzyma. Przeciwwagą ogon jego rozciąga się na powierzchni, preży lub owija wokół, by nie wpaść do wody. Z wody wyszedl, a do wody nie wchodzi i pływac nie umie, zapomniał. Jego moc tkwi w jego nogach, na nich pewnie stoi, na nich silnie kroczy. A gdy złowi co szukał, prostuje pionowo szyję i widząc świat "do góry nogami", grawitacją wspomagany dopiero przełyka. Oto głód i pragnienie i Ciebie do mnie przywiodły.
Jego obcy glos rozbrzmiewał we wnętrzu umysłu rozmówcy i zdawał się rozchodzić na zewnątrz.
- Kim jesteś? - Zapytal.
- Wiecznościa - Odpowiedział.
- Nie rozumię - stwierdził.
- Skoro tej rzeczy nie rozumiesz, to jak chcesz zrozumiec inne?
- Staram sie zrozumiec, tak bardziej przyziemnie.
- I tego nie wiesz. - stwierdził Ningen - Nieznasz historii? - Slawek zaczol cos tlumaczyc, ale Ningen zignorowal go i nieczekając odpowiedzi:
Wyprostowal tułów. Przez momęt wyglądało tak jakby pociągło go na wymioty w zwolnionym tępie. Jeden skurcz zołądka i otwarł usta szerzej przyginając się z powrotem do ziemi. Z jamy gebowej zaczeło mu się coś wysuwać. Miało kolor morski, jak wiekszość tutejszych roślin, ale zdecydowanie nie było rosliną. Wysuneło mu się z ust i wisząc nad ziemią przesuwało się kawałek nawet gdy juz było na zewnątrz, aby dopiero po chwili opaść. Wyglądało jak rurka przewleczona przez samą siebie ze zwisającymi sznurkami. Ningen podniusł to i nawlukł na macke. "Rurka" przetoczyła się przez nią a jej sznurki zesztywniały chamując drogę powrotną. Nagioł jeden z wystająych pręcików które do niedawna były zwisającymi sznurkami i wskazał macką ,"liść" wyrastający z ziemi. Liść był pomarszony, cztery jego fałdy wychodziły na zewnątrz, a cztery wchodziły do wewnątrz, a każdy zewnętrzny był połączony z wewnętrznym tak że zazebiały się nawzajem. Liść zakręcił się wokół korzenia. To Ningen ukręcił go i podniusł dziwną mocą, po czym ,"przywołal" do siebie, bo ten przyleciał. Ujoł go jedną ze swych macek i wylał z niego wodę razem z rzyjątkami które w nim pływały. Ledwo oparł macke z liściem na ziemi a coś się przed nim otwarło. Jakas dziwna siła pojawiła się na wysokości klatki piersiowej wraz z dzwiękiem. Nawet jeśli nie było jej widać, to mozna było ją poczuć bo rosła z niebywała mocą i wyraźnie, nawet ningenowi nie była obojętna. Przed nim coś żywego rosło do realych rozmiarow że aż zatkało mu dech w piersiach. Zmrurzył oczy jakby Słońce go oslepiło, a dziwna moc narastała dalej aż odwrócił twarz na bok, aż przenikła go całego. Łzy szczęścia same wystąpily mu twarz. Podstawił liść jak naczynie i zamarł w dziwnym transie. Łzy kapały na poczatku obficiej, potem coraz rzadziej a z kazdą kroplą moc stygnąc słabła aż zgasła zupełnie. Uspokoił się zaczoł normalnie oddychac i wzniusł naczynie ku gurze. Nagioł jeden z precików na macce i swoją mocą odsłonił promienie Słońca, bo te powstrzymywane przez rośliny ni jak nie mogły się przebić. Dało się słyszeć dwięk, który przechodząc poprzez wszystkie dzwięki nut znikł gdzieś tak szybko, jak szybko sie pojawił. Prominie Słońca padały na ciecz aż para wodna unioła się z "naczynia" które ningen demonstracyjnie podstawił blisko rozmówcy.
- Próbujesz zrozumieć. - stwierdzil- Spróbujesz, a zrozumiesz. - Powiedział ningen wręczając mu podarunek.
- To sól - Sławek wiedział to.
- Jesteśmy solą tego świata.
- Ale jak?
- Z rozkazu powstało wszystko. Czy Ty powiesz soli w "bulionie":
- Plyn! Idz! Lataj? Tak by wypłyneła z wody i zaczeła, pełazać, raczkować, chodzic, a nawet latać? Czy ona posłucha Twojego rozkazu?
- Słyszałem o rodzaju ludzkim który czyni zło.
- Wygasną.
Obudził się.
* Yo - nazwa owada.

Wspolczesnie
- Ommmmmmmm - Odezwał się chór buddystów, niskim barowym głosem. Sławek znał tą sylabę. Minłl już symboliczny tydzień od momęntu gdy poznał początki wszechrzeczy.
- Ommmmmmmmmmm - Odezwali sie znowu, oznajmiając narodziny wszechświata. Niesamowite jak prawda potrafi zaskakiwać.
- Ommmmm - Pierwotny hymn rozbrzmiał na nowo, najświetrzą sylabą hinduizmu, która rozedrgała umysł. Sylaba nasienie jak ją zwą, które jak to biblijne nasienie z przypowieści rżucone na odpowiedni grund wyrasta. Z tego dzwięku zrodził się wszechświat. Ten dźwięk to sam Wiszu.
- Ommmm - Niesmowite że na początku było słowo, a słowo było u Boga i Bogiem było słowo. Według wierzeń Egiptu, wszystko powstało z lotosu, Ernst Chladni odkrył ten lotos ale nikt wtedy go nie zrozumiał. "Maja oczy a nie widzą" - zacytował z bibli.
- Ommmmmmmm - Są tacy co mowią że wszechświat powstał z nicości. Wedy indyjskie, ksiega Tura słowiańska i sw. Augustyn. Niesamowite że ludzie religijni i ateiści, że oni wszyscy mieli rację. Ta prawda była w stanie załagodzic ich konflity zewnętrzne i jego wewnętrzny.
- Ommmmmmmmmmmm....
- "..........mani padme hum", "Om mani padme hum", - "Om mani padme hum", - w myślach powtarzał rytmicznie mantrę. Jego liturgia odbywała się we wszystkich kolorach. Drgające fotony rozbrzmiały pieśnia. Słyszal ją. Widział je. Radość wabiła, przyciągając bliżej zabawy. Zatesknił za nie wiadomo czym. Za kimś..... ktoś był odległy. Ktoś schowany był za parawanem nieświadomosci. Przypomniała mu się Angarika.
Indie:
Czas porannej pudźy, biegające wokoło wesole dzieci, czas radości ludzi.

Fragmet opowiadania do sesji Dlugowieczni:
http://lastinn.info/archiwum-sesji-z...wieczni-2.html

Inne opowiadania:

Ksiega ognia
http://lastinn.info/opowiadania/1343...ega-ognia.html

Ksiega wody
http://lastinn.info/opowiadania/1340...iega-wody.html

Ksiega ziemi
http://lastinn.info/opowiadania/1351...ega-ziemi.html

Ningen
Sonar serc, alfabetem duszy.
Mowimy, rzeczy wam nieznane.
To my z glebin zrodzeni jestesmy
ponad ciemnosci tajemnica owiane.
Sonar serc, rzeczy niezbadane
jeszcze przed chwila niewidzialne
juz teraz ksztalt swoj ujawnia
niby nieokreslone a staje sie poznawalne
Jeszcze tylko kolorem drgajacym ozdobic
oswietlic, okreslic w detalach dokladnie
Jeszcze tylko dzwiekiem swiatla was zbadac
poznac z serca co kryje sie na dnie
Ningen wplynol, dotknol wody
przeslizgnol sie w jej ksztalcie odcisnol
Glebia zrodzila go nieprzebyta kosmosu
on z niej, dla niej zaistnial
wyslany pochwycil odbity sygnal
dlatego poznal co bylo w ukrycu
we wlasnym umysle siebie ksztaltowal
w sonarze jak lustrze odbiciu.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 13:41.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
artykuły rpg


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172