lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Opowiadania (http://lastinn.info/opowiadania/)
-   -   Pięć Sióstr (http://lastinn.info/opowiadania/16977-piec-siostr.html)

MrSandman 05-04-2017 20:10

Pięć Sióstr
 
PIĘĆ SIÓSTR

Żyglina, któż może jej nie znać? Najsłynniejsza gospoda od Martwych Stepów po Góry Północne. Mieści się na skrzyżowaniu dwóch traktów, łączącego Gengerstan, najwspanialszą stolicę całej krainy i miasto Fevep, dokąd przybyła wojna, oraz ważnego traktu kupieckiego. Czemu gospoda zawdzięcza swą sławę? Tego nikt nie wie. Pokoje wyglądają jak zaniedbany chlew, a do salonu bez siekiery nie wejdziesz. Mimo, że wokół jest parę innych tawern, właśnie tutaj zmęczony podróżnik z chęcią ugasi swe pragnienie wychylając Zmorę, równie słynne jak gospoda piwo. Niektórzy sądzą, że w ścianach Żygliny przeplatana jest przyciągająca magia. Inni, że to skutek tajemniczej substancji dodawanej do Zmory, jednak wszyscy są zgodni co do jednego, tam znajdziesz każdego. Wszelakie organizacje przestępcze, znużonych poszukiwaczy przygód, szemranych kupców, a legenda głosi, że i sam król przebrany za chłopa nawiedza karczmę dla złocistego trunku. Lecz nikt nie wspomina o pewnej grupie stałych gości, którzy nigdy nie opuścili dnia w gospodzie. Dzień w dzień, bez ustanku krążą wśród klientów. Mowa tu o pięciu siostrach. Również dzisiejszego dnia udały się do gospody. W środku pierwsza z sióstr odłączyła się od reszty i podeszła do najbliższego stolika, gdzie siedział starzec wraz z trzema młodzieńcami. Sięgnęła do sakwy z kosztownościami mężczyzny i zaczęła szeptać mu do ucha…

– Synowie moi mili, przychodzi na mnie czas – westchnął Eston, stary kupiec, który dorobił się fortuny na handlu końmi. – Mam swoje lata. Czuję, że nie pożyję już długo. Postanowiłem więc przeznaczyć cały swój dorobek jednemu z was.

– Czemu tylko jednemu? Wszakże jesteśmy rodziną – odezwał się jeden z braci.

– Nie bądź śmieszny – zrugał go starzec. – Gdybyście dostali po równo, przepilibyście wszystko w miesiąc, a tak chociaż jeden będzie mógł jakoś zainwestować moje pieniądze. Dobrze wiem, że każdy z was ma ochotę na mój spadek i pewnie porobiliście sobie plany na przyszłość. Tak więc, wszystko dostanie ten, który przedstawi mi najstosowniejszy pomysł.

Bracia spojrzeli po sobie. Najstarszy przemówił pierwszy.

– Ojcze, pamiętam twe nauki i nie roztrwonię pieniędzy. Jeżeli to ja je dostanę, zakupię nową przyprawę, co pieprzem się nazywa i tym będę handlować.

Starzec podumał chwilkę i zaśmiał się szyderczo.

– Najstarszy i najgłupszy. Nic nie pamiętasz z moich nauk. Przecież wojna już za pasem, żelaza trzeba, a nie pieprzu! Przyprawy dobrze się sprzedają, ale nie w czasie wojen. Ty pieniędzy nie dostaniesz.

Najstarszy z braci spochmurniał, a średni wiekiem przedstawił swoją propozycję.

– Ja głupi nie jestem, wiem czego trzeba. Będę handlował żelazem, aż wojna się skończy. Wtedy poślubię moją wybrankę, którą już poznałeś i założę własne gospodarstwo.

– Już lepiej, choć i ten plan nie jest pozbyły wad – odpowiedział Eston. – Ta twoja wybranka… Nie żeń się z nią. Nie ma grosza przy duszy. Jak jej rodzina nie może się utrzymać to i ciebie pociągnie do biedy.

– Ależ ojcze, to nie podlega dyskusji! Przecież…

– Dlatego i ty nie dostaniesz mojego spadku – uciął kupiec.

Najmłodszy z braci słysząc te słowa ucieszył się bardzo. Śmiał się i klaskał ze szczęścia, przy okazji dziękując ojcu.

– Wiedziałem, że tak postąpisz. Dobrze wiesz, kto jest godzien zaufania. Dziękuje…

– Czy powiedziałem, że tobie przydzielę cały majątek? – przerwał mu starzec. Bracia zdziwili się ogromnie.

– Jesteś najgorszym hultajem, pijaczyną i rozrzutnikiem. Grzechem byłoby dać ci choć kawałek chleba. Żaden z was nie zasługuje na moje ciężko wypracowane pieniądze. Wynoście mi się stąd!

Bracia, najpierw przestraszeni, spojrzeli po sobie porozumiewawczo.

– Oddawaj pieniądze, grzecznie proszę.

– Co? Nie ma mowy! – krzyknął starzec.

–Dawaj przegniły skąpcu!!! – wrzasnęli wspólnie bracia i rzucili się na sakwę. Szamotanina trwała chwilę, kiedy nagle starzec powiedział:

– Nigdy ich nie dostaniecie!

I wepchnął sobie wszystkie drogocenne kamienie i monety do gardła. Zaraz potem umarł.

Pierwsza siostra odsunęła się od ciała i zmartwiona wyszła z gospody. Synowie dobywali noży do wiadomego celu, a druga siostra podeszła do innego stolika. Siedziało przy nim dwóch oprychów kłócących się między sobą. Siostra zaczęła podsycać ich złość, nakręcać, obmawiać drugiego. W końcu obydwóm wsunęła w dłonie noże…

– Jak śmiesz tak mówić! Odszczekaj to gnido, jest moja! – krzyczał na całą karczmę Mafos.

– Nie żartuj sobie, ja dużo wcześniej ją wypatrzyłem – odpowiedział Tyrfusz.

– Co z tego! Mieliśmy umowę, miałeś się nie wtrącać, zostawić ją dla mnie. – Mafos cały drżał ze złości. – Wiesz jak mi na niej zależało.

– Byłeś głupi. Myślałeś, że odstawię komuś taki towar? Jesteś gównem, które przyczepiło mi się do buta. Możesz co najwyżej płukać się w moich szczynach, mam gdzieś twoje umowy.

Mafos zrobił się cały czerwony na twarzy.

– Ty psi synu! Masz już nigdy nie kłaść na niej swoich obleśnych łapsk, inaczej wypruję ci flaki. Zrozumiałeś?!

Tyrfusz zaśmiał się rubasznie.

– Ha, ścierwo mi rozkazuje. Jesteś żałosny. Spodobała mi się i mam cię gdzieś, bezjajcu! Co dziewczynko, uderzyłem w czuły punkt? A może w nic nie trafiłem, ha, ha! Z każdej ryzykownej misji wracasz z pełnymi gaciami, śmierdzisz tchórzu! Nie jesteś mężczyzną, nie należy ci się ona.

– Odszczekaj to! Ty…

W tym momencie obydwaj panowie posłali tak bogate i wyrafinowane wiązanki, że nawet najwięksi zawadiacy słuchali z aprobatą, zapamiętując co wytrawniejsze bluzgi. Po koncercie wyzwisk obydwaj zwaśnieni usiedli zdyszani naprzeciw siebie i milczeli. Mafos pierwszy przerwał ciszę.

– Jest tylko jedno rozwiązanie, pojedynek na noże. Jedynie śmierć któregoś z nas wchodzi w grę. Chwytaj nóż!

Tyrfusz uśmiechnął się szyderczo.

– O, zebrało mu się na odwagę! Pojedynek na noże, niech tak będzie. – Tyrfusz odwrócił się do karczmarza i zawołał:

– Hej, przygotuj gospodę! Będzie walka!

Jak na rozkaz centrum sali momentalnie opustoszało. Pojedynkowicze weszli na środek, dobyli noży i zmierzyli się wzrokiem. Wszyscy wokół nawoływali do walki, a druga siostra krzyczała najgłośniej.

Pierwszy ruszył Tyrfusz. Podbiegł do przeciwnika i wyprowadził szybkie, proste pchnięcie. Miał jednak do czynienia z równie dobrym nożownikiem, który momentalnie odbił mu rękę i zamachnął się na jego szyję. Tyrfusz błyskawicznym ruchem kopnął Mafosa w tors i razem polecieli na ziemię. Mafos pierwszy stanął na nogi, chwycił pobliskie krzesło i miotnął nim w przeciwnika. Nikogo nie obchodziło, że był to niehonorowy atak, liczyło się tylko zwycięstwo.

– Giń!!! Ty ostatni…

Tyrfusz w ostatniej chwili uchylił się przed krzesłem. Podbiegł do lady i zaczął ciskać kuflami. Szkło wszędzie pryskało, widownia szalała. Mafos podbiegł do przeciwnika i spróbował zadać mu kolejne pchnięcie. Wymiana ciosów była szybka i krótka. Mafos dał się oszukać i tym samym nie wybronił jednego pchnięcia. Nóż Tyrfusza rozciął całe jego ramię. Ból spowodowany raną był niewyobrażalnie wielki i jedynie silna dawka adrenaliny utrzymała go przytomnego. Krew plusnęła na twarz Tyrfusza. Mafos wykorzystał chwilę nieuwagi przeciwnika. Potężne szarpnął go sprawną ręką za ubranie i razem ponownie upadli na ziemię. W szale szarpaniny obydwaj okładali się pięściami, ranili plecy leżącym szkłem. Mafosowi udało się dwa razy wstemplować nóż w brzuch Tyrfusza. Ten nie pozostał mu dłużny. Oswobodził rękę z nożem i szybkim ruchem rozpruł mu szyję. Fala krwi zalała posadzkę, walka była zakończona.

Zdyszany Tyrfusz zrzucił z siebie ciało poległego i powoli wstał.

– Śmieć – zdążył wymówić, splunął parę razy krwią, zacharczał i osunął się na ziemię.

– Remis! – ktoś krzyknął z sali i momentalnie ludzie rozeszli się. Specjalna służba zaczęła sprzątać. Druga siostra, ochlapana krwią i szczęśliwa wyszła z gospody.



Podczas walki parę gości nie przyłączyło się do widowiska. Jednymi z nich byli dwaj kupcy, chorobliwie chudy Knod i obrzydliwie gruby Kamis. Siedzieli razem z dwoma karczmianymi pannami i zajadali się, rozmawiając. Przysiadła się do nich trzecia siostra i zaczęła podawać im do ust różne specjały…



– Eh Knod, coś jest w tych popłuczynach, co się zwą Zmorą – powiedział Kamis. – Niby nic dobrego, a pasuje do wszystkiego. Na przykład do cielęcinki…

– O tak, smażona wątróbka cielęca – westchnął Knod.

– Oczywiście wcześniej namaczana w mleku.

– Wiadomo. Do tego trochę smażonej cebulki i może… Hmm…

– Czerwonego wina!

– Pysznie! – obydwaj wykrzyknęli i stuknęli się kuflami.

– Ty wiesz, ta Zmora byłaby dobra do marynaty baraniego combra – powiedział po chwili Kamis. – Do Zmory dodać trochę octu i wody…

– Oraz sporo ziaren jałowca i inne przyprawy – przerwał mu Knod.

– Racja. Marynatę chwilę pogotować i zalać nią comber. Później odstawić do chłodni i czekać cztery dni, aż przesiąknie delikatnym aromatem.

– Pamiętaj, że niewolno zajrzeć przed końcem – wtrącił ponownie Knod. – Inaczej spłoszyłoby się elfich kuchcików, a w końcu to oni decydują o smaku.

– Ale przecież to chochliki przyrządzają comber, a nie elfy. Z resztą nieważne. – Kamis wsadził sobie duży kawał pieczonej dziczyzny do ust, pogryzł chwilę i kontynuował:

– Po czterech dniach taki comberek należy osuszyć, natrzeć solą i zapiekać.

– W jakiej temperaturze? – spytał Knod.

– Kij go tam wie. Nie za chłodno, żeby gnole nie wykradły. Teraz najlepsze. Jak comber się pięknie zarumieni należy podlać go świeżutką śmietaną!

– Przyjacielu, to musi być pyszne – rozmarzył się Knod. – Szczególnie, jeżeli śmietanka byłaby ze wschodnich pastwisk. Na deser, co byś powiedział o egzotycznych owocach zza morza?

– Mówisz o tych soczystych, czerwonych, które aż tryskają sokiem po przekrojeniu? – zapytał Kamis.

– Nie, chodzi mi o te żółte, wyjątkowo słodkie, o falistym kształcie.

– Masz rację, wspaniale by pasowały. Wypijmy za baraninę!

Obydwaj koneserzy wypili po kuflu Zmory i zagryźli mięsem śmiejąc się do służebnych dziewek. Nagle Knod zwrócił się do Kamisa:

– Przypomniałem sobie kawał, chcesz posłuchać? Dobrze, pewien zdenerwowany gość siedzi w knajpie i mówi: „Panie, to wino jest ciepłe.”

„To niemożliwe!” odpowiada barman. „Przed chwilą sam dolewałem do niego zimnej wody.”

Ha, ha, ha! – Zaśmiał się Kamis. – Dobre, ha, ha, ghyg!

Tłuścioch chwycił się za szyję.

– Ghyg! Kostka mi wpadła! Ra… Ratu…

Kamis zrobił się cały fioletowy na twarzy. Usilnie walczył o oddech.

– Hej stary, wypluj to – zaniepokoił się Knod. – Niech mu ktoś pomoże!

Nikt z sali nawet nie zwrócił na niego uwagę. Wszyscy byli zajęci oglądaniem finałowego starcia.

Kamis stoczył się pod stół, rzucił się parę razy w konwulsjach. Po chwili już nie żył. Knod zajrzał pod stół. Zrozumiał, że Kamis umarł, więc sięgnął ręką po jego sakiewkę i blady wyszedł razem z trzecią siostrą z gospody. Siedzące przy stoliku kobiety wstały i rozeszły się do gości. Do jednej z nich przyłączyła się czwarta siostra, jej dobra znajoma. Zaczęły wspólnie wodzić oczami po ludziach…



– Ech, ci kupcy nic nie wiedzieli. Głupie żarłoki i tyle – pomyślała Vikonia. – Kogo my tu mamy? Hm… kolejni kupcy, jakieś oprychy lub złodzieje, żebrak… Nie może być! Czy mnie wzrok nie myli, czy tam siedzą dwaj rotmistrze? Tak, to moja szansa.

Vikonia podeszła do dwóch lekko wstawionych mężczyzn i zaczepiła zalotnie:

– Witajcie chłopcy. Taka słota za oknem, nie chcielibyście kobiecego towarzystwa na chwil parę?

– Z wielką chęcią poznamy tak uroczą kobietę – odrzekł Norbert, jeden z mężczyzn. – Ivo, zapłać pani.

Ivo, tak miał na imię drugi rotmistrz, wyjął sakiewkę i dyskretnie wręczył parę monet kobiecie. Vikonia z chichotem przytuliła się do ramienia Norberta i rozpoczęła rozmowę:

– Ale jesteście mężni! Widać to po waszych majestatycznych twarzach, oraz w oczach, co pewnie nie jedną bitwę widziały. Jesteście wojakami prawda?

– Ha, prawda to – odparł Ivo. – Ja jestem dowódcą trzeciej chorągwi Gengerstanu, a mój przyjaciel przewodzi jednej z piechurskich rot…

– Ach, czyli nie dość, że mężni to i ważni! – pisnęła Vikonia. – Wasze zdrowie!

Cała trójka wychyliła po Zmorze, a Ivo zamówił następne piwa.

– Wielka bitwa się zbliża – kontynuowała Vikonia. – Pewnie, jako najodważniejsi będziecie walczyć w pierwszej linii! Zgadza się?

– No wiesz, tak… no…

– Nie bądźcie tacy skromni. Dobrze wiem, że mężowie jak wy swą wielką siłą i geniuszem rozgromią wroga w perzynę. – Vikonia uśmiechnęła się do Norberta i musnęła dłonią jego brodę. W zamglonych oczach rotmistrza pojawiło się zadowolenie.

– Wiesz, ona ma rację – powiedział Ivo. – Pamiętasz jak wszyscy skomleli u hetmana o bezpieczne pozycje? Tchórzliwe psy, tylko my odważnie poprowadzimy nasze wojska na czele armii.

– Prawda przyjacielu – odparł Norbert. Vikonia słysząc, że znają plan bitwy, odkryła swoją szansę.

– Ach, czyli zgadza się, jesteście najodważniejsi! Z waszymi umiejętnościami i wielkimi torsami na pewno wygracie, lecz gdzie będziecie walczyć? – spytała słodko. – Z chęcią przyjrzałabym się bitwie.

– Powiedzielibyśmy ci, ale nie możemy – odpowiedział Norbert. – Hetman nie pozawala. Co, jakbyś komuś powiedziała, choćby przez przypadek? Wiadomość mogłaby dojść do uszu wroga!

Vikonia zrobiła smutną minę. Po wypiciu następnej kolejki zagadała ponownie:

– Chłopcy, przecież wiecie, że nie pisnę ani słówka. Obiecuję.

Obaj rotmistrze spojrzeli po sobie mocno już mętnym wzrokiem. Zaczęli się wahać.

– Nie wolno nam… Zrozum…

–Oj, nie dajcie się prosić. – Vikonia ciągle uśmiechnięta uśmiechnęła się jeszcze szerzej.

– No dobrze, niech ci będzie – poddał się Norbert, nachylił się do jej ucha i zaczął szeptać:

– Tej lub następnej nocy nasze wojska zaatakują wroga z dwóch stron. Od strony lasu i z północy. Zaskoczymy ich nieprzygotowanych i zwycięstwo nasze. Plan jest doskonały, tylko nie zobaczysz zbyt wiele jak się niebo zachmurzy.

Vikonia pisnęła z zadowolenia.

– Na pewno się zjawię. Tym czasem muszę już odejść, obowiązki wzywają – powiedziała i odeszła od stolika. Wychodząc z karczmy zaśmiała się z duchu.

– Co za przygłupy. Zdradzili swojego hetmana i będą za to płacić. Ale się mój szef ucieszy z nowych informacji.



Tym czasem w karczmie dwaj rotmistrzowie nagle nienaturalnie otrzeźwieli.

– Norbert, przekazałeś wszystkie informacje? – zapytał poważnie Ivo.

– Zgadza się.

– Hah, to… wspaniale. Nie dość, że rozdzielimy ich wojska to przemęczymy przez dwie noce. Zwycięstwo jest pewne, tylko kiedy nauczą się szkolić lepszych szpiegów?

Czwarta siostra klasnęła w dłonie z zadowolenia i dumna z udanej intrygi wyszła z gospody.



W środku została już ostatnia, piąta siostra. Od dłuższego czasu przyglądała się niezwykłemu grajkowi, który swą grą wyróżniał się z trupy, a była to trupa nie byle jaka. „Syreni śpiew”, tak się owa nazywała, zbierała najlepszych muzykantów ze wszystkich krain i grała dla najlepszych karczm, a nawet i królów. Swego czasu zawitali na parę tygodni w Żyglinie. Również w tej karczmie rozpętała się zażarta walka o miejsce harfiarza. Wygrał ją Felis, jeden z najlepszych harfiarzy jakich widział świat. On nie tylko umiał dobrze grać. Potrafił manipulować emocjami słuchaczy. Swą grą pobudzał ludzi do walki, rozweselał lub przenosił do błogich krain. Innymi słowy był wirtuozem. Tego dnia grał razem ze swoją trupą dla gości karczmy. Kiedy w gospodzie rozpętała się walka na noże, przerwali grę. Do Felisa podszedł starszy, brodaty człowiek z niedużą, drewnianą ławką.

– Drogi panie, jestem wędrownym magikiem. Czy nie chciałbyś zobaczyć moich sztuczek?

Felis od zawsze lubił magiczne sztuczki, więc z chęcią zgodził się i rzucił magikowi parę monet.

– Wspaniale, mój panie. Jestem mistrzem znikania przedmiotów. Spójrz na tego ptaszka.

Mężczyzna wyjął z sakiewki drewnianego ptaszka i położył go sobie na dłoni.

– Teraz jak klasnę, ptaszek zniknie.

Magik klasnął i rzeczywiście ptaszek zniknął. Felis, choć znał sztuczkę, zabił brawo.

– Teraz jak pstryknę palcami, to jedna z twoich rzeczy zniknie. Patrz.

Brodacz pstryknął palcami i zaśmiał się.

– Zobacz gdzie masz swoją sakiewkę.

Ta sztuczka już nie podobała się Felisowi.

– Oddaj moje pieniądze!

– Spokojnie, zaraz się odnajdą – powiedział magik i dodał:

– Czas na prawdziwe czary. Sprawię, żeby twoje palce zniknęły!

– To niemożliwe – odparł Felis. – Pokaż tę sztuczkę.

– Dobrze, połóż swoje dłonie na tej magicznej ławeczce i rozsuń kciuki.

Felis zrobił tak jak mu powiedziano. Mężczyzna wyciągnął przed siebie ręce i skupił się. Nagle krzyknął:

– Teraz twoje pace znikną! – Wyciągnął z szat wielki tasak i szybkim zamachem rąbnął w ławeczkę odcinając Felisowi osiem palców.

– Ta da! Palce zniknęły!

Odcięte członki potoczyły się po posadzce. Z dłoni buchnęła krew.

– Aaaaa!!! – krzyknął Felis i zemdlał z bólu.

Magik odwrócił się do zszokowanej trupy i przemówił:

– Jutro zgłosi się do was mój zleceniodawca. Chyba szukacie nowego harfiarza…



Ostatnia siostra zadowolona poklepała magika po plecach i razem z nim wyszła z gospody.

Tak minął zwykły dzień w Żyglinie, gospodzie gdzie krew płynie równie często, co piwo. Zaś imiona sióstr to:

Chciwość, Złość, Żarłoczność, Przebiegłość i Zazdrość.

CHurmak 26-05-2017 12:04

Ocena - jak w każdym wypadku subiektywna.

Czytało się całkiem nieźle, chociaż mam to zastrzeżenie niektóre elementy fantastyczne miały charakter jedynie dekoracji, ograniczonej do rozmowy kupców przy stole. Często gdy się pisze, wplatanie wątków fantastycznych to niełatwe zadanie. Zastanawiam się czy nie lepiej byłoby rozłożyć akcenty fantastyczne w mniejszym stopniu na każdą z pomniejszych historii - ale to z kolei odwracałoby uwagę od głównego wątku, działalności Pięciu Sióstr.
Zastanawia na ile fantastyczne są tytułowe siostry. Czy w danym świecie rzeczywiście istnieją jako personifikacje mrocznych sił, wykonujących konkretne zadania?

Uzasadnienia ocen
Język - 2,5 - ze względu na zmiany stylu w zależności od charakteru postaci, co jest dość pozytywne. Warto też zwrócić uwagę na to, że opowiadanie bazuje na dialogach, a to jest osobna dziedzina rzeźbienia. Skąd biorą się nazwy lokacji, czy to miejsca w autorskim świecie?
Spójność - 5 - tekst nie daje podstaw do szerszych uwag na tym polu. Moim zdaniem jest spójnie poprowadzony przez wszystkie historie w jednym miejscu akcji.
Kreatywność - 3 - opowiadanie dosyć urozmaicone, działa na wyobraźnię.
Przekaz - 5 - Dość klarowny, jednak nagromadzenie tylu zbrodni w jednym miejscu rodzi niejasność, co tam wciąż przyciąga klientów. Widocznie Żyglina panuje nad słabościami przybyszów.
Ocena ogólna - 4

Uwagi końcowe: To opowiadanie mogłoby znaleźć się w podręczniku do gry RPG, mogłoby też posłużyć za podstawę do scenariusza filmowego albo tekstu sztuki teatralnej.
Z tej racji ma u mnie zwiększoną ocenę względem średniej.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 20:05.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
artykuły rpg


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172