lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Opowiadania (http://lastinn.info/opowiadania/)
-   -   Tam, dokąd prowadzą tory (http://lastinn.info/opowiadania/2827-tam-dokad-prowadza-tory.html)

Milly 29-03-2007 23:41

Tam, dokąd prowadzą tory
 
Tam, dokąd prowadzą tory




Cezary. Największy koszmar mojego dzieciństwa.
Kiedy byłam małą dziewczynką spotykaliśmy się we wszystkie ważne dla naszej rodziny święta. Zawsze obchodziliśmy je u babci, w parterowym domku z dużym ogrodem. Pamiętam zapach ziół wywieszonych do suszenia w babcinej kuchni. Pamiętam wielką choinkę pełną starych bombek, których babcia do końca nie chciała za nic wymienić na bardziej nowoczesne, modniejsze. Pamiętam też pyszne pierniczki, które piekła w dzień swoich urodzin. Choć to dziwne, właśnie urodziny babci były dla całej naszej niewielkiej rodziny największym świętem. Przyjeżdżali wtedy wszyscy, którzy babcię znali. Dalecy wujkowie i ciotki, dawne przyjaciółki i sąsiadki, sklepowe, u których babcia wciąż od niepamiętnych czasów robiła zakupy. Zapraszała nawet starego listonosza. No i oczywiście nie mogło zabraknąć tam nas – najbliższej rodziny.
Cezary był moim jedynym kuzynem. Mieszkał kilkaset kilometrów dalej, tak więc mogliśmy widywać się jedynie podczas rodzinnych zjazdów w domku naszej babci. A i to nieraz było dla mnie zbyt często. Z wyglądu przypominał pucołowatego chochlika – był okrągły, na lekko zaczerwienionej twarzy miał mnóstwo piegów, a jego uszy miały spiczaste zakończenia. Zawsze zaczynał ze mną rozmowę od tego samego pytania. W krótkim czasie stało się to czymś w rodzaju rytuału, który był preludium do wszystkich moich kłopotów.
- Anulka, zdradzić ci sekret?
Zawsze tak samo. Czasem, kiedy przez większą część wieczora nie odzywał się do mnie, łudziłam się nadzieją, że tym razem nie zechce mnie nękać. Jednak gdy tylko zaczynałam być pewna, że się nie odezwie, on zaraz zjawiał się w pobliżu i pytał:
- Anulka, zdradzić ci sekret?
Miałam może trzy czy cztery latka, kiedy zrozumiałam, że jego sekrety nie są dobre. Przez jego tajemnice dzieją się złe rzeczy. Kiedyś powiedział mi, że nie jest prawdziwym dzieckiem swoich rodziców. Że prawdziwy Cezary umarł zaraz po tym, jak się urodził i żeby rodzicom nie było przykro, wzięli na wychowanie chochlika – czyli jego. Może to właśnie wtedy zaczęło mi się wydawać, że wygląda właśnie jak chochlik? Pytałam potem cioci dlaczego prawdziwy Cezary umarł i dlaczego musieli akurat przygarnąć złośliwego chochlika. Dostałam wielką burę od rodziców...
Później wmówił mi, że nasza babcia jest wiedźmą, która z ziół, jakie uprawiała w ogrodzie, przyrządza magiczne napoje i gdyby tylko chciała, mogłaby mnie zabić wsypując mi do jedzenia odrobinę specjalnej przyprawy. Potem już do końca życia miałam awersję do przypraw. Jednak czasem, kiedy ukradkiem przyglądałam się babci, zdawało mi się, że szepta coś do siebie i rzuca zaklęcia. Czasem też bałam się jej, bo gdy wpadała w gniew, stawała się prawdziwą, groźną wiedźmą. Cezary patrzał wtedy na mnie z miną triumfu na twarzy i uśmiechem mówiącym: „A nie mówiłem?”
Kiedy indziej powiedział mi, że kiedy małe dzieci usypiają, to do ich pokoju przypływają ryby o wielkich zębach i pilnują, żeby maluchy nie wychodziły z łóżeczka. A jeśli to zrobią, to... trach! (tu zaprezentował gwałtowny ruch zaciskających się szczęk ludo żernej ryby) i dziecko nie ma już nogi. Mówił też o tym, że w oknach pustych domów pokazują się często duchy i wtedy nie można na nie patrzeć, bo można zostać zauroczonym. Opowiadał o jadowitych pająkach, które wchodzą do otwartych ust uśpionych dzieci, o jego braciach-chochlikach mieszkających w szafach między ubraniami, o diabłach, które przez sny kontrolują niczego nieświadome maluchy, a mieszkają pod ich łóżkami, o maleńkich ludziach, które mieszkają w trawie i zabijamy je depcząc trawniki, za co możemy iść do piekła... Mówił o wielu różnych rzeczach. Bardzo lubił mnie podpuszczać, przekomarzając się ze mną i zmuszając mnie, żebym zrobiła coś głupiego.
- Anulka, a wiesz, że w tej rzece mieszkają takie małe rybki, które mają ludzkie ciało i rybie ogony? Nazywają się syrenkami. Nie wierzysz mi? Ja je widziałem. Naprawdę! Ale dzieciak z ciebie. Jak chcesz, to idź i się przekonaj. Widać je z tamtego kamienia, o tam. Stań na nim to zobaczysz. Za daleko od brzegu? No nie mów, że tam nie doskoczysz!
Jak łatwo się domyśleć miałam z powodu Cezarego same kłopoty. Rodzice gniewali się na mnie i nie mogli zrozumieć dlaczego czasem robię się tak nieznośnie niegrzeczna i robię tak głupie rzeczy jak wskakiwanie do lodowatej rzeki w ubraniu. Nie mogli powiązać tych wybryków z faktem przebywania w pobliżu Cezarego, z jego nieodłącznym ironicznym uśmieszkiem na twarzy. Cezary zawsze był święty, zawsze grzeczny i zawsze bez winy.
Jeszcze długo później budziłam się w nocy z krzykiem, bo śniłam o tajemnicach, które mi powierzał. Zawsze też pamiętałam o ludziach, o których mi mówił. O mojej sąsiadce, którą nazwał Wszechwiedzącą. Była to starsza już kobieta, która mieszkała samotnie i nie mając nic ciekawszego do robienia wyglądała godzinami przez okno. Cezary mówił, że jest czarownicą, która zawsze będzie wiedzieć o wszystkich moich grzechach i kiedy nazbiera mi się ich wystarczająco dużo przyjdzie mnie ukarać. Co najdziwniejsze – zawsze gdy coś przeskrobałam bawiąc się na podwórku ona nagle pojawiała się w oknie, groziła wielkim, kościanym palcem i krzyczała na mnie skrzekliwym głosem. Myśl o tym, że Cezary mógłby mieć rację przerażała mnie chyba najbardziej na świecie.
Później wiele się zmieniło. Cezary wraz z rodzicami wyjechał do Anglii. Nie pojawiali się już na rodzinnych uroczystościach. Kuzyn nie nękał mnie już swoimi opowieściami, ale mimo to wiara w jego słowa pozostawała we mnie nadal żywa. Wciąż nie potrafiłam wstać w nocy z łóżka. Nie patrzyłam w okna opuszczonych domów, a kiedy zdarzyło mi się kątem oka jednak to zrobić, byłam pewna, że stała w nim widmowa postać ducha. Nie zaglądałam pod łóżko. Spałam tak niewiele, jak tylko mogłam i ze wszystkich sił starałam się nie miewać snów. Najtrudniej było mi przełamać strach przed mieszkającymi w szafie chochlikami. Bałam się, że pewnego dnia wyskoczy z niej Cezary i zapyta: „Anulka, zdradzić ci sekret?”. Przez niego stałam się osobą uważaną za dziwadło i rzeczywiście tak też się czułam.
Cezary był nieco starszy ode mnie. Pewnego dnia rodzice przynieśli mi gazetę i powiedzieli:
- Aniu, spójrz jak się powodzi twojemu kuzynowi Cezaremu! Rysuje do popularnej gazety śmieszne komiksy, w których ośmiesza różne sławy filmowe i polityczne. Podobno cała Anglia uwielbia jego rysunki. Napisali o nim duży artykuł w naszej gazecie.
Przeczytanie tego artykułu to był dla mnie szok. Rzeczywiście Cezary był bardzo popularny. W Anglii znany był pod imieniem Caesar. Zrobił wreszcie użytek z tego swojego daru naśmiewania się z ludzi i plecenia głupot. Ale największym szokiem był dla mnie fragment jego komiksu... głównymi bohaterami były bowiem dwie osoby – przypominający chochlika grubiutki chłopak i mała, naiwna i głupiutka dziewczynka. Każdy odcinek zaczynał się tak samo... „Anulka, zdradzić ci sekret?”
Cezary wkrótce przeniósł się do Ameryki. Tam również dotarła moda na „caesaromanię”. Dostał swój własny show w telewizji pod nazwą „Ave Caesar”. Nie oglądałam go, ale słyszałam, że naśmiewał się w nim ze wszystkich i wszystkiego oraz robił ludziom głupie kawały. Jego chochlikowate spojrzenie stało się jeszcze bardziej złośliwe, a uszy jeszcze bardziej spiczaste.
Myślałam, że nie zobaczę go już nigdy w życiu. Nie utrzymywał kontaktów z nikim z rodziny. Na antenie jawnie wyśmiewał się ze swojego polskiego pochodzenia i z tego, że w ojczystym kraju wszyscy przypominają „Anulę” z jego komiksu – wszystko da się im wmówić. Gdy ciocia umarła na raka nie przyjechał nawet na jej pogrzeb. Wuj przeprowadził się wtedy z powrotem do Polski. W jego obecności nigdy nie wspominaliśmy Cezarego. Właściwie to nawet bez niego nie rozmawialiśmy o nim.
I nagle przyszedł dzień, w którym straciliśmy babcię.
To był dla całej rodziny wielki cios. Choć staruszka dożyła naprawdę sędziwego wieku i przeżyła swoje życie najpiękniej jak umiała, nam wydawało się, że będzie z nami zawsze i będzie piekła dla nas swoje słodkie pierniczki. A kiedy będzie trzeba wpadnie w złość i poustawia wszystkich po kątach i znowu zapanuje w naszej rodzinie ład i harmonia. A jednak odeszła.
Babcia była taką osobą, która nikogo się nie bała i zawsze mówiła to, co myślała. To właśnie ona najwięcej gorzkich słów powiedziała na temat Cezarego. I nie przejmowała się tym, że sprawia ból jego ojcu. Choć nie rozumiałam dlaczego, to właśnie siebie obwiniała o wszystkie wybryki, jakich dokonał wyrodny wnuczek. I nie raz nazwała go wstrętnym chochlikiem... Jeśli już kogoś Cezary się bał, to była to właśnie babcia. Rodziców zawsze udawało mu się ugłaskać, zapewnić, że nic złego nigdy nie zrobił. Jednak przed babcią nic się nie ukryło i nie raz dostał w ucho, choć tak naprawdę nikt nie wiedział za co babcia go karciła. Mieli swoje własne sprawy.
Dzień pogrzebu wypadł akurat w tym samym dniu, co urodziny babci. Jak co roku do małego domku zjechało bardzo dużo ludzi. Jednak tym razem nikt nie radował się i nie tańczył. Zamiast urodzinowego tortu ze świeczkami i pierniczków podano zupę, która zupełnie nie miała smaku. Nigdzie też nie było wesołego śmiechu babci. To były ostatnie urodziny, na które zjechało tak wiele osób...
Nikt nie spodziewał się tego, że Caesar pojawi się na pogrzebie. W środku ceremonii drzwi małego kościółka, w którym odprawiana była msza, zaskrzypiały przeciągle i oczy wszystkich zebranych spoczęły na Cezarym. Poczułam, że krew odpływa mi z twarzy i cała zesztywniałam. Nie wiem czy rozszlochałam się bardziej z powodu śmierci babci, czy dlatego, że ziścił się mój najgorszy koszmar – on wrócił.
Po pogrzebie długo nie rozmawialiśmy. Dopiero kiedy samotnie stałam w ogrodzie babci podszedł do mnie i szelmowsko się uśmiechnął. Był podobny do chochlika bardziej niż kiedykolwiek. Czekałam na słowa, które musiały paść z jego ust. I tym razem znowu mnie zaskoczył.
- No i nie ma już babci. Jaka szkoda. Chciałem z nią jeszcze pogadać nim odjedzie.
Spojrzałam na niego zaszokowana. Nie tego się spodziewałam i on wiedział o tym. Uśmiechnął się znowu, a ogniki podskoczyły w jego oczach. Udało mu się po raz kolejny czymś mnie podejść.
- Odejdzie, nie odjedzie – poprawiłam go myśląc, że lata nie używania polszczyzny odcisnęły już na nim piętno nie tylko w postaci akcentu – Mnie też jest bardzo przykro, bo nie zdążyłam już opowiedzieć jej o kilku sprawach.
- Ona odjechała. Anulka... chcesz znać pewien sekret?
Chyba dojrzał w moich oczach furię i niedowierzanie. Zaraz zaczął zapewniać mnie, że nie kłamie, że jeśli tylko dam mu szansę, to wszystko mi wyjaśni.
- No dobrze. Czym w takim razie pojechała? I dokąd?
- Tramwajem. Tam, dokąd prowadzą tory. No nie patrz tak na mnie. Chcesz z nią jeszcze porozmawiać? Mogę Ci pomóc. Posłuchaj, wiem, że byłem dla ciebie czasem niemiły i w ogóle. Ale jesteśmy już oboje dorośli. Możemy się dogadać. Wierz mi, ja naprawdę nigdy nie kłamię. Czasem tyko zdarza mi się trochę nagiąć prawdę. Ale nie tym razem.
- No właśnie, jesteśmy dorosłymi ludźmi Cezary! Dobrze wiemy, że pod łóżkiem nie ma diabłów, że drzewa nie oplątują gałęziami ludzi i ich nie zabijają, że w jeziorach nie żyją krwiożercze nimfy a kwasowe chmury nie istnieją!
- Hmm... Nie mogę się z tobą zgodzić, ale w tej chwili nie będziemy się kłócić o takie szczegóły. Posłuchaj, zaraz będę musiał znikać, ale zanim odejdę chciałem ci coś dać. – poszperał po kieszeniach marynarki i spodni i wreszcie znalazł to, czego szukał. Mały, zgnieciony papierek. Wręczył mi go majestatycznie, a ogniki w jego oczach strzelały w górę niczym prawdziwe ogniska.
- Słyszałaś kiedyś o tramwaju linii „0”? Tak myślałem. Pamiętasz ten przystanek za osiedlem, gdzie czasem chodziliśmy, jak byliśmy mali? To podobno ostatni przystanek na trasie. Nie zastanawiałaś się nigdy dlaczego tory prowadzą dalej, skoro to ostatni przystanek? Powinna być tylko pętla, żeby tramwaj mógł zawrócić.
- Pewnie prowadzą do zajezdni.
Lekki, ironiczny uśmiech znowu wykwitł na jego twarzy.
- Pewnie... A jeśli tory prowadzą tam, gdzie nie doszedł nigdy żaden człowiek? A jeśli na ich końcu można spotkać babcię? Jeśli można się tam dostać tylko tramwajem linii „0”? Ten bilet dał mi jeden mój znajomy. Tylko dzięki niemu możesz dostać się do wagonu i tylko on pozwoli ci jeszcze raz porozmawiać z babcią. Ale tylko jeśli wsiądziesz do tramwaju w danym dniu i godzinie. Tak jak pisze na bilecie. Rozumiesz? Bądź dokładnie za tydzień o 15.33 na tym przystanku. I doceń to, że oddaję ci mój własny bilet. Sam miałem go wykorzystać, bo nie widziałem babci naprawdę bardzo długo i miałem jej wiele do powiedzenia. Ale jeśli tylko w ten sposób mogę sprawić, że choć trochę zmienisz o mnie zdanie... to zatrzymaj go. I wykorzystaj. Byłoby strasznie szkoda, żeby taki cenny podarunek się zmarnował. Żegnaj Anulko. Oglądaj mnie w telewizji. I miłej reszty życia!
Cezary mówił to wszystko najbardziej poważnym tonem, jaki kiedykolwiek u niego słyszałam. Zostawił mnie w ogrodzie i odszedł. Potem już nigdy nikt nie widział go w rodzinnych stronach...
Na początku potraktowałam podarunek Cezarego jako kolejny głupi żart. Do tego bardzo niesmaczny, co dotarło do mnie dopiero po tym jak odjechał. Jak on mógł zrobić coś takiego na pogrzebie własnej babci! Przecież to nawet nie było śmieszne.
Potem zaczęłam mieć obsesję na punkcie tego małego, zagniecionego papierka. Był nieco większy od zwykłego biletu tramwajowego. Wyblakłymi, złotymi literami, gęsto ozdobionymi zawijasami, wypisana była data i godzina. Pozostały trzy dni, a ja nie miałam pojęcia co z tym wszystkim zrobić. Wreszcie przyszło mi do głowy, że nie zaszkodzi pójść tam i sprawdzić, czy rzeczywiście taki tramwaj przyjedzie. Problem tylko w tym, że byłam niemal pewna, że nie przyjedzie, a równo o 15.33 z krzaków wyskoczy Cezary, pewnie jeszcze z kamerą, i pokaże całemu światu jak bardzo naiwna jest jego kuzynka z Polski, którą tak dokładnie oddał w swoich komiksach.
Na dzień przed wyznaczoną datą wyrzuciłam bilet do kosza.
Kiedy obudziłam się rano wysypałam wszystkie śmieci na podłogę i gorączkowo odszukałam zgnieciony papierek. Cieszyłam się, że nie przyszło mi do głowy potargać go. W nocy śniła mi się babcia. Wołała mnie, przyzywała do siebie. Chciała, żebym do niej przyszła i opowiedziała wszystko to, czego nie zdążyłam jej powiedzieć.
O 12.00 wyszłam z uczelni. Nie mogłam się skupić, nie wiedziałam co myśleć. Szłam jak lunatyczka, aż doszłam do domku babci. Do 15 biłam się z myślami. Potem wyszłam na spacer. Krążyłam długo po okolicy szukając dowodu na to, że Cezary znowu mnie nabiera i tym razem chce to nagrać do swojego programu. Nie znalazłam nic, co mogłoby świadczyć o tym, że ktokolwiek się ukrywa na okolicznych dachach czy w krzakach. To jednak nie dawało mi pewności, że nikogo tu nie ma. Kiedy zaglądałam do kępy bzu rosnącego tuż przy przystanku usłyszałam łoskot zbliżającego się tramwaju. Z łomoczącym sercem stanęłam przy torach. Bardzo stary tramwaj z wielkim hałasem wyjeżdżał zza zakrętu. Jechał bardzo powoli, jak gdyby stara konstrukcja nie pozwalała mu na rozwinięcie większej prędkości. Był brudnoczerwonego koloru, a na tablicy z numerem linii widniało wielkie, czarne „0”. Do głowy uderzyła mi krew. Na chwilę wszystkie myśli uciekły mi z głowy. Gdy podjechał, a drzwi otworzyły się ze skrzypnięciem, bezwiednie podałam dużej, szarej postaci mój bilet. Postać oderwała jeden kawałek i przepuściła mnie do środka. Dopiero kiedy usiadłam na starym, zimnym krzesełku powróciły do mnie moje zgubione myśli. Krzyczały na wszystkie strony: „Co ty robisz?? Jak to możliwe?! A jak wrócisz do domu? Nie masz powrotnego biletu! Natychmiast wyjdź z tego tramwaju!”.
Na wszystko było już jednak za późno. Drzwi zamknęły się i tramwaj ruszył.


+ + +



Przed pogrzebem słyszało się wiele rzeczy. Jednak historia, którą powtarzali najczęściej, potwierdzona była nawet przez Wszechwiedzącą. A przecież ta szanowana starsza pani wiedziała wszystko. Od tego miała uszy i oczy. Taka miła i grzeczna dziewczynka była z tej Anulki. Dobrze się uczyła, nie sprawiała nigdy żadnych problemów rodzicom. Trochę zamknięta w sobie, znajomi mówili, że miała swoje dziwactwa. Ale żeby aż rzucać się pod tramwaj? Kto to wie od czego teraz ta młodzież taka wyrasta...
Ale nikomu nie przyszło do głowy, że chochliki jeśli tylko bardzo chcą, to potrafią zmienić swoje przeznaczenie i oddać swoją śmierć innemu. Takie już są te wstrętne chochliki.




+ + +






Pamięci Małego


Milly®
czerwiec 2006

Yarot 05-04-2007 20:51

Najlepsze Twoje opowiadanie. Bardzo mi się podoba.

Tahu-tahu 10-04-2007 19:03

Naprawdę świetne - dobrze napisane, ciekawe, trzyma tempo... gratulacje!

homeosapiens 11-05-2007 18:23

Czytałem to kilka razy i zastanawia mnie jakie analogie w tej historii mogą być do realnych postaci? Na prawdę istniała osoba opowiadająca takie historie?

Milly 11-05-2007 19:13

Hmm... Doszłam do wniosku, że nie mogę ot tak zdradzić pewnych moich tajemnic "pisarskich" :p Ale mogę powiedzieć, że niektóre sytuacje są wzorowane na autentycznych. Zawsze przemycam coś z rzeczywistości do mojego "pisanego świata", ale co konkretnie - nie zdradzę :)


I dziękuję za tak dobre oceny mojego opowiadania. Szkoda, że nie przeniosły się razem z nim komentarze z poprzedniej wersji forum :(


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 12:50.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
artykuły rpg


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172