Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > Zakątek LI-teracki > Artykuły, opowiadania, felietony > Opowiadania
Zarejestruj się Użytkownicy


komentarz
 
Narzędzia artykułu Wygląd
<!-- google_ad_section_start -->na południu bez zmian<!-- google_ad_section_end -->
na południu bez zmian
Autor artykułu: hanzo
10-04-2007
na południu bez zmian

Centrum dowodzenia wojsk kraba odcinek południowy linii kaiu .
godz. 3.00
- Panowie, to jest to - powiedział generał hida dazu do zebranych sztabowców i oficerów liniowych - Zakończono właśnie koncentracje naszych wojsk i za trzy godziny uderzamy. Atak wykonają w całości nowo sformowane dywizje 37 i 41 przy wsparciu 97 korpus pancernego i 5 batalionu specjalnego szczypce kraba . Musimy się śpieszyć, wywiad informuje że w rejonie naszego ataku shadowland koncentruje znaczne siły pancerne. Jeżeli uda nam się przebić przez linie wroga to zniszczymy przy okazji to zgrupowanie pancerne zanim wejdzie ono do akcji. Pułkownik wang wprowadzi panów w szczegóły. Pułkowniku?
- Tak jest - pułkownik w nienagannie odprasowanym mundurze przesunął się do przodu - Atak zostaje poprzedzony silnym ogniem artyleryjskim tu, tu i tu, - pułkownik pokazał na mapie -; czas ostrzału to 15 minut. Na pierwszy rzut idą bataliony 18, 19 z 37 oraz 23 i 24 z 41, reszta uderza jak uda się zabezpieczyć wyłom. Wsparcie ogniowe zapewniają tetsubo z 97 baonu oraz grupa jadejt z 6 dywizji okopowej. Całość operacji zabezpiecza od tyłu reszta 6 dywizji. Pokażę teraz poszczególne cele - oficerowie pochylili się nad mapą.....

Pozycje obronne 12 batalionu 6 dywizji okopowej na linii kaiu
godz. 4.40.
- Sierżancie!!! - do moich uszu dobiega wrzask porucznika. No i nici z odpoczynku. Na usta ciśnie mi się stek wyzwisk pod adresem tego gogusia, ale trzymam gębę na kłódkę. W końcu jestem zawodowym podoficerem.
- Tak,sama? - przyjmuję pozycję na baczność. Poprawiam na twarzy maskę przeciwgazową. Co prawda nikt tu nie używa gazów bojowych, ale smród gnijących ciał na przedpolu jest nie do wytrzymania. Ostatnio w tych upałach nawet nie zdejmuję jej jak kładę się spać.
- Zbierzcie swoich ludzi, niech będą gotowi. Za jakąś godzinę się zacznie - dodaje konspiracyjnym głosem.
To wiem i bez tego palanta. Już pół godziny temu zauważyłem przemykających się przez okopy komandosów ze szczypce kraba. Mam tylko nadzieje, że to nie my idziemy do szturmu. Ale posłusznie milczę. W końcu jestem zawodowym podoficerem.
Godz. 6.10
No, nie jest źle. Przynajmniej nie posyłają nas. Zamiast tego mijają mnie młode twarze przerażonych żołnierzy z oddziałów regularnych. Zbyt młode jakby mnie ktoś pytał, prawie mi żal tych gnojków. Ale nie zawiedziemy.
Godz. 6. 37
I tyle jeśli idzie o krabowy bitzkrieg. Piechota całkiem profesjonalnie jest szatkowana zaraz po wyjściu z okopów. Porucznik regularnych wybiegający z okopu obok mojej pozycji dostaje postrzał prosto w twarz. Pada prosto na mnie martwy zanim go dotknąłem.
Część naszych nawet dotarła do ziemi niczyjej, ale to chyba z powodu przegrzania się karabinów maszynowych szarych . Wyczerpałem już całą amunicję do ckmu i strzelam ze szturmówki. Gdzie do cholery są tetsubo?
Godz. 7.15
Nasza kawaleria pancerna jak zawsze spóźniona. Co prawda ładnie czyszczą okopy szarych, ale naszym to już niewiele pomoże. Mam wrażenie, że na zasiekach szarych na wprost mnie wisi cały pluton regularnych, poszatkowany aż miło. Biedne gnojki.
Godz. 8.02
I mamy pełny odwrót. Jakby miało co wracać. Dwa pozostałe tetsubo kryją ogniem niedobitki całej 37 dywizji. Reszta pojazdów dopala się na przedpolu. Kolejne urozmaicenie dnia i krajobrazu.
Godz. 8.10
Jeden z sieni padł tuż obok naszych pozycji. Kierowca ugrzązł w kabinie i nie może się wydostać z płonącej maszyny. Normalnie nie jestem zwolennikiem bohaterstwa, ale nie mogę pozwolić, żeby ten idiota spłonął żywcem tuż obok mnie i zepsuł mi apetyt. Oddaję karabin kapralowi i czołgam się w kierunku maszyny. Odstrzeliwuję zamek w kabinie i tu niespodzianka. Zamiast wielkiego łosia (kadry uwielbiają ładować wysokich osiłków do tych puszek) wypada z niego coś drobnego z rudymi lokami pod resztkami pilotki. Co, na szarym tyłek neferyty? Ruda (nawet ładna) całuje mnie w policzek, a ja klapsem kieruje ją w kierunku naszych. Czołgamy się w kierunku okopu przez pół godziny. To wystarczający czas, żeby umówić się na randkę w wojskowej kantynie pod koniec dnia. Pójdę jak przeżyję.
Godz. 9.00
Koniec szturmu, wynik meczu szarzy 500 - my chyba z 3 tysiące sztywnych. Na przedpolu słychać jęki setki rannych. Ja się jednak nigdzie nie wybieram. Co prawda miesiąc temu wydali rozkaz, że za ściąganie rannych można otrzymać błyskawiczny awans, ale rezultat tego w naszej kompani to dwóch nowych sierżantów i stu martwych szeregowych.
Niech palanty poczekają do zmroku.
Godz. 11.30
Wycie rannych prawie całkiem ucichło. Za to u szarych zaczął się ruch. Kurw... To przecież cały batalion ciężkich czołgów. Skąd te skurwiele mają takie rzeczy? Biegnie kapral ze skrzynkami z amunicją zapalającą. Będzie nieciekawie.
Godz. 12.00
Natarcie pancerne w pełni. Mogę zacząć pisać książkę "Piechota pod gąsienicami", ale nie sądzę żebym zdążył ją wydać. Na pozycje zaczynają wychodzić nasze shadowlod.
Jeden gołowąs chcąc się popisać przed oficerami wystartował na swojej zabawce ponad okop. Pierd... tryk. Gówniarz ma jednak szczęście. Obie rakiety trafiają prowadzącego maw. Czołg skręca ze zgrzytem i wbija się w nasyp po stronie niebieskich równie martwy jak jego załoga. W tym czasie "baran" dostaje postrzał w baraccudę i wali się z hukiem prosto na oniemiałych oficerów. Okopem wstrząsa eksplozja. Nasi wiwatują na widok palącego się giganta. Ja dyskretnie wyglądam z za rogu do sąsiedniej transzei. No nieźle. Jeden maw, dwóch kapitanów i trzech poruczników. Gówniarz powinien dostać medale pośmiertne od obu stron. Nasze baraccudy zaczynają strzelać salwami.
Godz. 12 43.
Koniec natarcia pancernego. Dwa lekkie czołgi uciekły, reszta się dopala. Widzę jak z włazu ostatniego trafionego pudła wyczołguje się płonący szarego. Osobiście nie mam nic przeciwko szarym, więc wychylam się z okopu i strzelam mu prosto w głowę. Nasi wiwatują na widok tego wyczynu snajperskiego. Niech się cieszą gówniarze, i tak nie wiedzą o co chodzi. Zanim się schowałem zobaczyłem snajpera bokamono . Dziwne, ale nie odstrzelił mi tego głupiego łba, tylko ruchem ręki podziękował. No proszę, jest życie po drugiej stronie zasieków.
Godz. 13.30
Przerwa obiadowa. Mam wszystko w dupie. Ciężko się oddycha bez maski.
Godz. 15.12
Odwiedził nas pułkownik seppun -Rzeźnik. Będzie bardzo nieciekawie. Palnął mowę, że nam idzie cudownie i że 41 dywizja przebiła się na południe od nas i odcięła dwie dywizje shadowlandsu stojące przed nami. Oficerowie byłej 37 na pewno się ucieszyli, że posłali swoich na dwie pełne dywizje...
Nieważne. Rzeźnik planuje wykończyć szarych i rzuca nas. Jakoś mnie to nie dziwi.
Na koniec wrzeszczy entuzjastycznie "Niech żyje wasza wysokość" i tym podobne bzdury. Reszta podchwytuje i wrzeszczy razem z nim. Wrzeszczę i ja, jesne czemu nie, jestem w końcu zawodowym podoficerem. Mam wrażenie, że wyje cała 6 dywizja.
"Niech żyje Imperial" .... . "Niech żyje seppun", "Niech żyje ...". Kapralu, podajcie mi wiadro, będę rzygał.
Godz. 16.05
No i mam swój szturm. Kurw.., kurw..., kurw... Biegnę na oślep w masce przeciwgazowej otoczony kłębami dymu. Chce mi się wyć, ale zaciskam zęby aż do bólu. Nowi wrzeszczą to swoje "bonzaj" dzięki czemu ckmy szarych wiedzą gdzie ich macać. Durnie.
Godz. 16.19
Fortuny mnie chyba lubią. Poślizgnąłem się na czymś co wyglądało jak resztki gobosa i padłem na pysk prosto w błoto. W tym momencie nad głową przeleciała mi seria z lkmu i skosiła dwóch moich. Jeden z nich wali mi się na plecy i mocniej wciska w błoto. Jego martwe oczy patrzą na mnie oskarżycielsko. Powoli odsuwam go na bok. Wybacz mały, to jest wojna.
Godz. 16.26
Taaaa. Są otoczeni, mówił Rzeźnik, gonią resztką sił, mówił. Palant, a ja nie lepszy, że mu uwierzyłem. Lecą na mnie dwa plutony gobosów i drużyna ogrów . Pora zbierać dupę w troki i wiać. Jestem w końcu zawodowym podoficerem.
Godz. 16.41
Taki gówniarz, a mnie załatwił. Trafiłem na dwóch gobosów nieopodal gigantycznego krateru wywalonego w ziemi po strzale z haubicy shadowlandu. Jednego załatwiłem serią z karabinu, ale na drugiego brakło amunicji. Palant wbił mi bagnet w brzuch. Na szczęście przekręcić nie zdążył, bo złamałem mu kark jego własnym hełmem. Pożyteczny mają ten szpikulec. I oto teraz leżę sobie w leju po pocisku sto metrów od naszych pozycji i warczę z bólu. Nie muszę chyba mówić, że ofensywę szlag trafił. Czas się znieczulić.

Godz. 17.15
Ten morfin to całkiem fajna rzecz. U ćpałem się po same uszy i zacząłem gadać z trupem oficera daigotsu.
Godz. 18.20
Zaczynam normalnie myśleć. Przeczołgałem się na plecach z pięćdziesiąt metrów i oparłem się o rozbitego tetsubo rudej. Czuję się tak lekko że mógłbym biec, ale podejrzewam, że gdziekolwiek bym dobiegł zrobiłbym to bez wnętrzności. Mój kapral (dobrze że przeżył, poczciwy chłop) daje mi znak ze zaraz po mnie przyjdzie. Macham mu ręką, że jest ok i żeby poczekał, ale on nie słucha. Podrywa się z okopu i natychmiast wpada do niego trafiony jakimś pociskiem. Z wrzasków i przekleństw wnoszę, że nic mu nie jest i zrykoszetowało po pancerzu. Może to go coś nauczy.
Godz. 19.15
Pić. Suszy mnie jak heretyka w barze na perła . Zaczynam się modlić i rozmyślać o Światłości. Do zmierzchu jeszcze dwie godziny. Cholera teraz już wiem dlaczego tylu weteranów wstępuje do shinsei.
Godz. 19.50
Kryzys minął. Zarekwirowałem manierkę jakiemuś martwemu regularnemu, który ostał się tu po porannym szturmie. W związku z tym, że szczury dobrały mu się do oczu wnoszę że nie miał nic przeciwko temu żebym się napił.
Godz. 20.40
Muszę wziąć się w garść. Nadchodzi zmierzch. Przecież jestem umówiony na dziś wieczór, a ona nie będzie długo czekała. Bagnet w brzuchu to dla kobiety żadna wymówka, a ja jestem w końcu tym pierd.... zawodowym krabem z pagonami.

Centrum dowodzenia wojsk kraba odcinek południowy linii kaiu .
godz. 23.00
Fragment Raportu sytuacyjnego z pierwszego dnia operacji "Wielka chwała".
Sytuacja rozwija się pomyślnie. Przeciwnik poniósł ciężkie straty i lada chwila padną jego pozycje. Zdobyto 170 metrów kwadratowych ważnych pozycji przeciwnika. Zniszczono 10 ciężkich czołgów przeciwnika oraz znaczną ilość lżejszych pojazdów. Zabito 12 tysięcy wrogich żołnierzy. Szczególnie spisała się 37 dywizja piechoty, która dokonała wyłomu na linii 300 metrów w obronie shadowlandu . Straty własne około 8 tysięcy zabitych, rannych i zaginionych, ale smarkacze otrzaskali się z ogniem.
Na jutro przewiduje się atak przełamujący w dwóch kierunkach w sile czterech dywizji piechoty, jednej pancernej i......
Niech fortuny nasz błogosławią
Pułkownik hida wang
Linii kaiu . Dnia....
Autor artykułu
hanzo's Avatar
Zarejestrowany: Feb 2007
Miasto: wałbrzych
Posty: 143
Reputacja: 1
hanzo ma z czego być dumnyhanzo ma z czego być dumnyhanzo ma z czego być dumnyhanzo ma z czego być dumnyhanzo ma z czego być dumnyhanzo ma z czego być dumnyhanzo ma z czego być dumnyhanzo ma z czego być dumnyhanzo ma z czego być dumnyhanzo ma z czego być dumnyhanzo ma z czego być dumny

Oceny użytkowników
Język
40%40%40%
2
Spójność
50%50%50%
2.5
Kreatywność
40%40%40%
2
PrzekazBrak Informacji
Wrażenie OgólneBrak Informacji
Głosów: 2, średnia: 43%

Narzędzia artykułu

  #1  
Vienu Racadi on 10-04-2007, 18:26
Ocena użytkownika
Język
20%20%20%
1
Spójność
40%40%40%
2
Kreatywność
20%20%20%
1
PrzekazBrak Informacji
Wrażenie OgólneBrak Informacji
Średnia:27%
Zacznę od tego, co rzuca się w oczy najbardziej, czyli strony technicznej. Mam wrażenie, że nie sprawdzasz dokładnie tekstu przed umieszczeniem go na widoku publicznym. Opowiadanie zawiera mnóstwo literówek i sporo błędów typograficznych: kropki oddzielane są spacją od wyrazu poprzedniego, a w wielokropkach stawiasz rozmaite ilości kropek - sześć, cztery, a naprawdę rzadko trzy, czyli tyle, ile być powinno. Nazwy własne piszesz z małych liter. Zdarza Ci się zapominać, że w języku polskim, którym się przecież posługujesz, istnieje odmiana przez przypadki. W którymś dialogu użyłeś zwrotu "Tak, sama?" - błędnie, bo "-sama" w kulturze japońskiej (i w rokugańskiej też) jest przyimkiem grzecznościowym dodawanym do imienia, nazwiska lub stanowiska osoby o wyższej pozycji społecznej, do której kierowany jest zwrot. Wydajesz się ten fakt zupełnie lekceważyć. Kolejną sprawą są liczebniki. Najczęściej zapisujesz je w postaci liczb, np. 18, 21, 97, co też jest błędem, bo liczebniki w prozie zapisujemy słownie. Styl jest moim zdaniem dość mizerny. Jeśli chcesz pisać, czeka Cię mnóstwo pracy nad sobą i nad swoim warsztatem.


Wypowiem się teraz na temat strony fabularnej. Nie podoba mi się pomysł czerpania nazw własnych z Legendy Pięciu Kręgów, bo w tym momencie stawiasz siebie w roli autora fanfica, a fanficów nie traktuje się poważnie. Gdyby nie to, dałbym za pomysł więcej, a tak jest tylko 2. Abstrahując od tego przykrego faktu historia opowiedziana jest w mało interesujący sposób.
Główny bohater - żołnierz - nie reprezentuje sobą absolutnie nic z kultury japońskiej. Słownictwo, jakim się posługuje, pasuje raczej do niedojrzałego emocjonalnie dzieciaka, wychowanego w Polsce i na filmach wojennych o Amerykanach niż do jakiegokolwiek Japończyka, tym bardziej oficera (podoficera). Monologi sprawiają wrażenie nieprzemyślanych i płytkich jak wyschnięty strumyk.

Podsumowując krótko - dzieło prezentuje sobą poziom bardzo niski.
Odpowiedź z Cytowaniem
  #2  
Darken on 10-04-2007, 19:47
Ocena użytkownika
Język
60%60%60%
3
Spójność
60%60%60%
3
Kreatywność
60%60%60%
3
PrzekazBrak Informacji
Wrażenie OgólneBrak Informacji
Średnia:60%
Pomysł taki sobie, już były pamiętniki, ale napisane manierą wyjęta z typowego noir. Jak na mój gust za mało cynizmu, ale i tak przyjemnie mi się czytało.
Styl: Aż tak źle nie jest, ale ćwicz, bo dobra forma ułatwia odbiór teksu. Twoje błędy nie utrudniają odbioru, ale pamiętaj, że czytelnik może potraktować tak napisany tekst jako obrazę.

Co do strony fabularnej, to mam to gdzieś że nie stosujesz jakiś tam form jezykowych, a bohater nie ma nic z japońskości. Ale innym może to przyszkadzać, bo to zalezy od gustu odbiorcy.
Odpowiedź z Cytowaniem
  #3  
Nightcrawler on 10-04-2007, 21:09
Darkuś mam wrażenie zę Ty ostatnio masz wszystko gdzięś (jak choćby w zaletach shimy [ ja CI nie popuszczę]) Całe opowiadanie to L5K pomieszane z Warhammerem 40K. Jeśli to miał być Japoński klimat albo rokugański należało by sie go trzymać, bo tak to tylko makaronizmy i kolokwializmy wychodzą. Czyta sie lekko ale trzeba nad tym popracować - jako niedorobiony japonista w pełni sie zgadzam z opinią Vienu Racadi. Ale ważne, że sie starasz i piszesz rób tak dalej - narazie nie oceniam bo właściwie przytakuje jeno Veniu
pozdr
Odpowiedź z Cytowaniem
komentarz



Zasady Pisania Postów
You may Nie post new articles
You may Nie post comments
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 20:26.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site
artykuły rpg

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172