lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Opowiadania (http://lastinn.info/opowiadania/)
-   -   Zegar z wahadłem (http://lastinn.info/opowiadania/3389-zegar-z-wahadlem.html)

Latilen 14-06-2007 22:30

Zegar z wahadłem
 
Opowiadanie wprowadzające (w jakiejś tam części :)) do autorskiego systemu, jeszcze bez nazwy. Ot, taka próbka mojego pisarstwa - proszę o komentarze - te pozytywne zmotywują mnie do dalszej pracy, te krytyczne pozwolą zminimalizować szkody estetyczne. Z góry dziękuję.




Zegar stojący w holu tyka miarowo. Nawet na pierwszym piętrze, gdzie są pokoje dla gości, słychać specyficzny rytm wahadła. I tam właśnie stały dwie postacie.
- Kto do diabła w naszych czasach trzyma takie starocie? – dziewczyna ubrana w jeansy i powyciągany sweter wskazała głową kierunek, z którego dochodził monotonny dźwięk. W jej głosie dało się zauważyć zniecierpliwienie.
- Masz rację, lepsze są przecież zegary elektroniczne, które świecą diodami zrobionymi przez „zwykłych ludzi”. – prychnął cicho mężczyzna, opierający się plecami o zimną balustradę i powoli paląc papierosa.
- Nie o to mi chodziło. – Uniosła brew i spojrzała na niego z politowaniem. – Zresztą ten zegar też pewnie zrobili „zwykli”.
- Tego nie wiesz. – wzruszył ramionami.
- Może nie zauważyłeś, ale o-n j-e-s-t s-t-a-r-y. – nachyliła się w stronę mężczyzny, dokładnie wymawiając ostatnie wyrazy. – W takim wypadku musiał zostać zrobiony zanim choroba się ujawniła.
Mężczyzna ponownie prychnął.
- Nazywasz To chorobą? – uśmiechnął się półgębkiem i spojrzał jej prosto w oczy. – Dla ciebie dzielenie jednego ciała z duszą zwierzęcia jest porównywalne do grypy? Dziwne skojarzenie, ale w twoim stylu.
Zegar w holu właśnie zaczął wybijać czwartą po południu. Mężczyzna rzucił papieros w dywan i zmiażdżył go obcasem buta. Dziewczyna popatrzyła na to wyraźnie z dezaprobatą.
- Ty na pewno jesteś chory. Przynajmniej na brak szacunku. – założyła krótkie czarne włosy za ucho i ruszyła za nim kierując sie w głąb korytarza.
- To ty nazwałaś zegar starociem. – ponownie wzruszył ramionami.
- Porównujesz te dwie rzeczy? Tylko, że ty zniszczyłeś dywan, a ja zegara nie.
- Kira, Kato, ojciec już na was czeka. – Nagle z ciemności wyłoniła się starsza blond włosa piękność. Dziewczyna obrzuciła ją nienawistnym spojrzeniem. Nie lubiła jej. Zresztą nie lubiła żadnej z kochanek ojca. Natomiast mężczyzna przyjrzał jej się dokładniej. Ciekawe, czym też ta istota się zasłużyła, aby zostać dopuszczoną do łoża tego starego zboczeńca.
- Ta, ta. – w końcu Kato przewrócił oczami i pociągnął Kirę dalej za sobą. – Przecież idziemy.
Weszli do obszernego gabinetu zastawionego niesamowitą wręcz ilością książek i różnych innych staroci. Ten dom był przepełniony przestarzałymi cudami. Jakieś globusy, sztuczne rośliny, XVI wieczne meble. Dzięki Matko, że już nie musieli tutaj mieszkać. Za dużym, dębowym biurkiem siedział Ojciec w starym, wytartym fotelu. W powietrzu unosił się zapach skóry, kurzu i delikatny aromat perfum, zapewne owej blondynki.
- Kochane dzieci... – zawsze kiedy zaczynał zdanie w ten sposób w obojgu gotowała się krew. Byli dumni z tego, że im samym, bez jego jakiegokolwiek zaangażowania, udało się dojść do czegoś, a on im tu wyjeżdżał z „kochanymi dziećmi”. On nie potrafił kochać.
- Przejdźmy do konkretów. – Kato przerwał ojcu i usiadł na fotelu zaraz na przeciwko niego. – Czas to pieniądz.
- Widzę, że jedną z niewielu rzeczy, których was nie nauczyłem to szacunek do starszych – ojczym uniósł brwi do góry, a jego ton nagle stał się o wiele bardziej oschły. – Mam dla was zadanie.
- Nie wiem czy zauważyłeś...
- I wykonacie je bez szemrania. – ojczym uderzył mocno pięścią w blat biurka, nie dając sobie przerwać po raz drugi synowi.

+++

Wsiedli w końcu do samochodu. Nie odezwali się do siebie ani słowem. Kato był wściekły, że ojciec go potraktował w taki sposób. Każdy najmniejszy ruch Kiry mógł wywołać wybuch frustracji i skrupić się na niej. Westchnęła. Ale ileż można czekać? Lepiej mieć to od razu za sobą.
- Czemu nie jedziemy?
Mężczyzna nie odezwał. Odpalił silnik przykładając dłoń do małego ekranu skanera, aby włączyć komputer pokładowy.
- Witaj Kato. – odezwał się przyjemny kobiecy głos z głośnika – Dokąd sobie życzysz dotrzeć?
- Północna brama. – wyrzucił z siebie Kato i dalej zawzięcie milczał. Kira poprawiła włosy. Tego sie nie spodziewała. Wyciągnęła z kieszeni swój podręczny palmtop i zaczęła grzebać w sieci – coś musi w niej być o tym... Jak mu było?
- Jak się nazywał ten szaman, co go mamy namierzyć?
- Nie namierzyć, a odwiedzić. – usłyszała od brata pomiędzy kolejnymi zgrzytaniami zębów. – John Angellust.
- A dziękuję. – udała, że nie słyszy jego grobowego tonu i dalej przeglądała sieć. Dzięki Matce, pracowała w Głównej Administracji i do jej obowiązków należała aktualizacja bazy danych wszystkich Allelopatów, czyli tych, którzy nosili w sobie dodatkową duszę zwierzęcia. Wprowadziła swoje hasło, obeszła kilka zabezpieczeń i już na ekranie pojawiło się zdjęcie mężczyzny o jakimś takim pustym spojrzeniu. Przerzuciła je szybko na hologramowy ekran, który znajdował się na przedniej szybie ich samochodu.
- Boże, co za brzydki facet – wzdrygnęła się Kira. – Wszyscy szamani tak wyglądają?
Kato dalej milczał. Wpatrywał się bez entuzjazmu w płaską twarz ze zdjęcia cyfrowego. Jak to możliwe, że fotografia nie poszła dalej? Przecież wszyscy wychodzą jakby ich z Azylium wypuścili...
- Nie przesadzaj. Twoje zdjęcie w dokumentach nie wygląda lepiej.
- Ej. – żachnęła się dziewczyna. – Bez takich proszę. Ja jestem bardzo fotogeniczna.
I wystawiła język w stronę brata.
- Skoro tak mówisz...
- No dobra. John Angellust. Szaman. - Kira zlekceważyła ostatnią zgryźliwą uwagę. – lat 26. O patrz, tylko o rok od ciebie młodszy. Obecnie nie pracuje. Ble ble ble. O to może się przydać – przebywa w okolicach południowo-wschodniej granicy Rezerwatu Zieleni California. Jak zwykle bardzo dokładni. To tak jakby o kimś napisać, że mieszka w Chicago. Chociaż z drugiej strony Szamani lubią, kiedy ich się szuka...– chwilę milczała intensywnie wklepując coś w palmtopa. – No w końcu. Dysponuje duszami trzech zwierząt: lwa, orła i małpy.
- Skoro już się doinformowałaś to teraz złam zabezpieczenia na tym. – I Kato podał siostrze mały chip, który ojciec kazał dostarczyć Szamanowi.

+++

Samochód ostro zahamował wzbijając tumany kurzu. Kira wysiadła i trzasnęła mocno drzwiami.
- JAK MATKĘ KOCHAM, IDIOTA! – wydarła się w stronę Kato. – Ty chyba w ogóle prowadzić nie potrafisz!!
- Co się drzesz? – mężczyzna warknął – Wiesz, jak trudno jeździ się po piachu?
- A co mnie do cholery obchodzi?! Trzeba było nie wyłączać autopilota!!
- Głupia! Autopilot działa tylko w granicach miasta!
- A wal się! – Kira pokazała bratu gest Kozakiewicza i zacisnęła pięści. Poczuła, że jeszcze chwilę i kontrolę przejmie jej towarzyszka – puma.
- Ty mała...!! – Kato przeskoczył przez maskę i chciał potrząsnąć dziewczyną, ale nie zdążył, bo ta zerwała się do biegu i zniknęła mu z oczu wśród drzew i piachu. Mężczyzna oparł się o samochód. – A biegnij. Możesz nie wracać. – wyrzucił z siebie i spojrzał w lewo, w nieprzenikniony gąszcz poplątanych drzew. Nigdy nie rozumiał, dlaczego Szamani woleli siedzieć w takich niedostępnych puszczach. Może chodziło o święty spokój? Dla Kato, równie dobrze mogli by mieszkać w Azylium. Najniższy poziom miasta, w którym żyją ci, nad którymi wewnętrzne zwierzę przejęło prawie całkowitą kontrolę. Albo przestępcy umiejętnie lawirujący przed policją. No w ostateczności Symbionci – ci, którzy postanowili żyć według instynktu zwierzęcego. Właściwie to ci są najgorsi – to urodzeni psychopaci. Mówią, że najbardziej smakuje im ludzkie mięso. Jedno jest pewne - przy nich nikt nie może czuć się bezpieczny. Tak czy inaczej Azylum to jedna wielka zbieranina wyrzutków społeczeństwa. W osobistej ocenie Katona, wszyscy mogliby się w ogóle nie narodzić...

+++

Biegła wzdłuż granicy lasu aż do wyczerpania. Rzuciła się na piasek i słyszała tylko tętent swojego serca, które chciało wyskoczyć z piersi. Nabierała powietrza do płuc jak ryba wyciągnęła z wody, ale zdawało jej się, że się dusi. Kolka cisnęła w okolicach przepony. Ubranie przykleiło się do jej spoconego ciała. A tuż obok szumiał złowieszczo las. Gdzieś na dnie jej umysłu Puma cicho mruczała. Chciała się wyzwolić, przejąć jej ciało. Ale Kira nie mogła na to pozwolić. Za każdym razem, gdy dusza zwierzęcia uwalniała się, Allelopata coraz bardziej „zwierzęciał”. Pojawiały się ogony, uszy, dzioby. Ale najgorsze to to, że przestawał być sobą. Jego własna dusza umierała. Dziewczyna powoli uspokajała się. Tym razem nie da się złamać. Tym razem nie... Usiadła na piasku, starając się opanować zawroty głowy. Puma nie była zadowolona. Kira wstała i wolnym krokiem skierowała się z powrotem do samochodu. Katonowi pewnie już też przeszło. Zresztą przecież sam nie może iść do Szamana. Właściwie ledwo ciągnęła nogę za nogą. W końcu weszła na wydmę z której dokładnie widać było samochód. Ale mężczyzny tam nie było.
- Kato? – brak odzewu. – Kato, jesteś tu?
Zawołała głośnej.
- KATON!! – las odpowiedział na jej krzyk ciszą. – Cholera. – przeklęła cicho pod nosem. Podeszła bliżej do samochodu i zaglądnęła przez szybę. Jeśli zostawił kluczyki w stacyjce, jak miał w zwyczaju, to przynajmniej wsiądzie do środka i włączy klimaty...
- Kira... – bolesny, cichy prawie szept brata spowodował, że zimna pajęczyna przykleiła się jej do pleców. Powoli spojrzała w stronę lasu, skąd szedł do niej Kato. Właściwie to ledwo szedł, a cała koszulę pokrywały czerwone bryzgi, powoli brązowiejące na słońcu. W jego oczach chaos mieszał się z całkowitym przerażeniem. Potknął się i osunął po dziewczynie, która upadła na kolana pod ciężarem brata. – Uciekaj...
- Kato? Kato! – starała się złapać jego głowę i spojrzeć jeszcze raz w jego oczy. Całe ręce już miała w krwi. – Kato!! Kato, nie rób mi tego! – Panika wypełniła jej umysł. Kilkadziesiąt myśli pałętało jej się w głowie. Jej brat był już nieprzytomny. Może trzeba go opatrzeć? Nie lepiej najpierw wsadzić do samochodu i... A może wyciągnąć jednak apteczkę? Nie trzeba wstać! Tak, wstać! Kira podniosła się i złapała brata pod ramiona. Trzęsła się cała, adrenalina uderzyła jej do głowy. Rozsądek mówił „uciekaj”. Puma korzystając z okazji, powoli przejmowała zmysły. Najpierw węch. Dziewczynę otumanił na chwilę zapach krwi. Ale cały czas starała się otworzyć drzwi samochodu. Nie było to najprostsze. Wyostrzył jej się słuch. Kiedy usłyszała czyjeś kroki ze strony lasu zamarła. Po czym jeszcze szybciej zaczęła szarpać za klamkę. W końcu udało jej się. I wtedy, wśród lasu, zupełnie jak duży kot, zobaczyła GO. Szczęka zaczęła jej się trząść, łzy cisnęła się oczu. Wolno, niespiesznie szaman ze zdjęcia kierował się w jej stronę. Jakiś rodzaj szaleństwa błyszczał w jego lwich oczach. A patrzył dokładnie na Kirę, przeszywał ją i właściwie unieruchamiał. Podniósł dłoń, a zamiast palców miał szpony. I oblizał je z krwi jej brata. Symbiont. Dlaczego...? Kira w ostatnim przebłysku samej siebie wpakowała brata do samochodu. Rzeczą, jaką zapamiętała zanim puma przejęła jej świadomość, było trzaśnięcie drzwiami i coraz bledsza twarz Katona zza szyby...

+++

Kira naciągnęła czapkę głęboko na głowę. Kocie uszy... To jeszcze można ukryć. Szkoda, że jest tak ciepło. Ale ta sierść. Całe jej ciało pokrywała dość gęsta szczecinka czarnego futra. Na twarzy nie była – dzięki Matce - tak widoczna. Zamiast paznokci - zrogowaciałe pazury. Koszmar! Wolała nie oglądać się w lustrze i wolnym krokiem wyszła z łazienki szpitalnej, wkładając ręce w kieszenie. Pokój, w którym leżał jej brat znajdował się w pobliżu. Kira weszła i usiadła tuż obok. Złapała go mocno za dłoń. Ale on nie odpowiedział. Od dwóch miesięcy leżał pod aparaturą, nieprzytomny i nic nie wskazywało na poprawę. Przychodziła codziennie. Zresztą gdzie miała iść? Już teraz kwalifikowała się do Azylium. Tylko dzięki temu, że potrafiła odpowiednio się „kamuflować” i myślała nad każdym ruchem, utrzymała się na poziomie miasta Allelopatów. Jeszcze jeden raz i koniec. Przez jedną krótką chwilę nieuwagi, spięcie wszystko rozsypało się w pył. Jak to kiedyś ktoś mądry powiedział: „Życie Allelopatów jest wystawne i bogate, ale krótkie”. Szkoda, że mogło być dłuższe, gdyby nie ojciec. Kira pocałowała brata w czoło i ruszyła w stronę wyjścia. Musiała coś załatwić...

+++

Naciskała dzwonek od dobrej minuty bez przerwy. W końcu drzwi otworzyła służka Emilia.
- Panienka? Pan jest...
Kira ramieniem odepchnęła sobie z drogi pokojówkę i ruszyła przez hol prosto do rytmicznie tykającego zegara.
- Ależ panienko... – Emilia deptała jej po piętach, ale właściwie nie wiedziała co robić. W końcu Kira trzymała w dłoni kij bejsbolowy i nie wiadomo czy się przypadkiem na nią nie zamachnie. Po kimś, kto na wpół stał się zwierzęciem nigdy nic nie wiadomo. Tak uczyła Emilię matka i Emilia wierzyła w to całą swoją duszą. A Kira powoli zbliżyła się do zegara. Tik tak. To tylko rzecz. Jedyna taka rzecz w całym domu. Dziewczyna prychnęła, poprawiła czapkę i zamachnęła się. Z mocnym zamachem uderzyła raz. Potem znów i znów. I jeszcze raz. Aż do momentu, gdy zegar stał się stosem drzazg na podłodze. Kira oparła wtedy kij na ramieniu i z miną wyrażającą pełną satysfakcję spojrzała na ojca, który (no, no, kto by pomyślał) pofatygował się zobaczyć, co się dzieje. Jego sylwetka wyraźnie rysowała się na szczycie schodów. Nieprzeniknionym, mętnym spojrzeniem wpatrywał się w córkę. Może ukrywał swoje niezadowolenie ze straty cennego egzemplarza? A może dla niego to wszystko nie miało żadnego znaczenia? Szczerze mówiąc Kira cicho liczyła na to pierwsze. Zresztą zrobiła to tylko i wyłącznie w odruchu ostatniego ludzkiego uczucia, które ma jakikolwiek wpływ na nią – chęć zemsty. Teraz zostanie jej tylko przenieść się do Azylium. W końcu to miejsce właśnie dla takich jak ona... Niespiesznie opuściła dom, który od dziecka darzy szczerą nienawiścią.

+++

- No i jak ci idzie? – Kato nie mógł się doczekać, aż jego siostra złamie kody na chipie.
- Nie bądź taki niecierpliwy... – rzuciła pod nosem nie odrywając wzroku od ekranu palmtopa. Nagle na jej twarzy wykwitł szeroki uśmiech. Mężczyzna usłyszał ciche piknięcie i na przedniej szybie wyświetlił się krótki, zwięzły list.

Cytat:

„Drogi panie Angellust,
Mam coś, co należy do pana, ale jestem gotów odkupić to za każdą cenę. Mam na myśli, stojący, bardzo stary zegar z wahadłem. Słyszałem również o pańskiej postępującej Chorobie. I całkowicie świadom tego, iż cena może być bardzo wysoka, ponownie podkreślam - Nie gra ona żadnej roli. Rozumie pan?
Mam nadzieję, że tak.
Miłego posiłku
Gustaw Chistopher van Delf”


Niles Elmwood 14-06-2007 23:54

Czytało mi się dobrze i z zaciekawieniem. Styl poprawny. Nastrój moim zdaniem trąca skrajnościami: od teatralnego miejscami naciąganego do dynamicznego i do bólu prawdziwego :) Nie wiem czy pomysł na którym opiera się cała konstrukcja jest oryginalny, ale z pewnością dobrze wykorzystany. Z pewnością znajdziesz wielu chętnych do gry w takim dynamicznym i pełnym dzikich żądz świecie. Jako zarys materiału na potrzeby graczy - dużo dobrze wprowadzających do świata informacji. Cztery z plusem xD

Discordia 28-06-2007 17:33

Styl bardzo dobry; czytało się szybko i "dużymi, pełnymi łykami" :); miejscami literówki ale to bez znaczenia. Pomysł bardzo dobry, przypomina mi "Wyspę dr'a Moreau". Tekst na pewno będzie bardzo przydatny do sesji. Mam też cichą nadzieję, że kiedyś zobaczę ten świat w ktegorii "Autorskie" :)

Foliescu 28-06-2007 20:10

Przeczytałem.. takie sobie, nie najgorsze, powalające też nie. Świata oceniać nie będę.. Czemuż więc piszę? Ano, zirytował mnie pewien fragment tekstu- "pokazała mu gest Kozakiewicza".. strasznie to się kłóci z klimatem.. bo z jednej strony.. ameryka... przyszłość.. rezerwat kalifornijski... a tu nagle wpada ten Kozakiewicz, burzy wszystko, przenosi do europy środkowej, pod koniec dwudziestego wieku. Fe!

Kelly 01-04-2008 18:13

Sympatyczne opowiadanie. Widać pomysł oraz zręczną rękę literatki. Ciekawy świat cyber fantasy, mogący stanowić doskonałe tło, żeby rozegrać świetną sagę. Także czekam na rozpoczęcie rekrutacji.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 04:32.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
artykuły rpg


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172