Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > Zakątek LI-teracki > Artykuły, opowiadania, felietony > Opowiadania
Zarejestruj się Użytkownicy

« Cienie | Układ »

komentarz
 
Narzędzia artykułu Wygląd
<!-- google_ad_section_start -->la Condesa<!-- google_ad_section_end -->
la Condesa
Autor artykułu: Discordia
12-11-2007
la Condesa

To opowiadanie napisałam pod wpływem impulsu w jeden wieczór. Jest to kawałek historii jednej z moich bohaterek.
I hope you enjoy it!


La Condesa


***


- Widzę go! Zbliża się od lewej burty!- Krzyknął obserwator z bocianiego gniazda.- Idzie na nas!- Darł się zjeżdżając po wantach na pokład.
Na dziobie stała dziewczyna z lunetą przy oku. Szerokie rondo kapelusza zasłaniało jej twarz a lekka bryza tarmosiła strusie pióra zatknięte w otok. Przypatrywała się fregacie prującej falę prostopadle do nich, widocznej jak na dłoni na tle zachodzącego słońca. Zwrotna, szybka i obładowana bogactwami. Dawno nie mieli takiego dobrego kąska. Oderwała szkło od oka i oparła pięść na relingu. Jej twarz rozjaśnił uśmiech zadowolenia.
- Chłopaki!- Zawołała na całe gardło odwracając się plecami do morza.- Będzie zabawa!- Spojrzała na swoich „chłopaków”- zgraję piratów, zabijaków i gwałcicieli, jakich świat nie widział. Uśmiech na jej ustach jeszcze bardziej się poszerzył.
- Refować żagle! Ładować działa! Ster lewo na burt!- Posypały się komendy.
- Ay, pani pierwsza!- Odkrzyknęli chórem piraci i zaczęli krzątać się w pozornym bezładzie. Jednak wszystkie czynności prowadziły do jednego celu: przechwycenia fregaty widocznej na horyzoncie. Po chwili ciężki galeon zaczął skręcać w prawo i miarowo zwiększać szybkość. Idąca środkiem pokładu dziewczyna rozglądała się, sprawdzając czy wszystko jest na swoim miejscu. Weszła powoli na mostek i stanęła obok rudobrodego mężczyzny po czterdziestce. Przez cały czas nie ruszył się stamtąd, obserwując zbliżającą się fregatę. Gdy weszła po schodkach, uśmiechnął się radośnie.
- No, Hrabino, będzie zabawa.- Mruknął i puścił do niej oczko.
- A jakże, Kapitanie!- Odrzekła na cały głos. I roześmiała się wesoło.- Ruszać się, psie syny!- Wykrzyknęła i skoczyła na reling odgradzający mostek od dolnego pokładu. Złapała się pod boki i roześmiała na całe gardło, gdy potężny galeon zjeżdżał z fali.
Boże, jak ona to kochała. Życie na morzu dawało jej to, czego chciała: wolności, emocji i bezpieczeństwa. Paradoksalnie dla tych wszystkich mężczyzn na łajbie nie była kobietą, lecz ulubioną maskotką przynoszącą szczęście. Stała nad nimi w łańcuchu dowodzenia. Rządziła nimi a oni się na to zgadzali, bo chcieli. I nikt nigdy nie podskoczył pani pierwszej.
- Panie Jamison, podejście od sterburty.- Donośny baryton rozbrzmiał w uszach Hrabiny, gdy Kapitan Blood wydawał rozkaz.- I równo, bo uszy obetnę!- Roześmiał się i zwrócił do dziewczyny stojącej na relingu.- Hrabino! To twoja załoga!- Mówiąc to wykonał szeroki, zapraszający gest ręką.
La Condesa odwróciła głowę trzymając się nawleka jedną ręką, a w drugiej ściskając lunetę.
- Ay, ay, Kapitanie!- Rzuciła na wiatr.- Ruszać się darmozjady, wałkonie!- Skakała po drewnianej poręczy relingu jakby to była najszersza ulica świata. Wiatr tarmosił pióra na kapeluszu i szarpał koszulę. Rapier obijał się o nogi Hrabiny, gdy ponaglała swoich ludzi.
Stojąc na ostatniej w szeregu armacie spojrzała znów na fregatę teraz płynącą nieco na prawo od dziobu, po równoległej linii. Zbliżała się coraz szybciej. Galeon dzieliło już od niej niespełna pięćset metrów. Ruch na pokładzie był widoczny. Ludzie w czerwonych liberiach krzątali się przy działach, ładowali muszkiety, znosili proch i kule. Na mostku wysoki mężczyzna w kapeluszu trzymał lunetę przy oku i patrzył na „Morning Star”. Hrabina poczuła dumę. Obrzuciła jednym szybkim spojrzeniem pokład i stwierdziła, że wszystko jest w najlepszym porządku. Marynarze siedzieli już pod linią relingu przykucnięci przy działach. Prochowi zanosili worki z prochem i kule. Reszta czekała swojej kolejki z rapierami i pistoletami w rękach.
Dziewczyna uśmiechnęła się pod nosem i wyciągnęła swój rapier z pochwy. Wycelowała w zbliżający się statek i spojrzała za nim.
- Celować w grotmaszt, psiekrwie!- Krzyknęła.- Temu, co położy maszt, obiecuję sto złotych dublonów!- Klepnęła się po sakiewce. Odpowiedział jej ryk, chór głosów przesyconych radością i chciwością.- Przygotować się. Jak tylko będziemy naprzeciwko nich, dać ze wszystkich luf! Drugi pokład!- Dziewczyna zeskoczyła na deski i podbiegła do otwartego włazu. Stamtąd prowadziła prosta droga na dolny pokład artyleryjski. Nachyliwszy się, machnęła ręką na mata artylerzystę.
- Cisza!- Ryknął.- Pani pierwsza mówi.
- No, łachudry!- Hrabina uśmiechnęła się i powiodła wzrokiem po załodze.- Macie dać z siebie wszystko! Celować w działa, gdy będziemy naprzeciw nich. Na rozkaz walić ze wszystkich rur! Macie podziurawić tą fregatę jak sito!- Roześmiała się i podniosła.
Statki zbliżały się szybko. Fregata była zwinniejsza i szybsza, ale miała mniej dział. Za to galeon miał dwa pokłady artyleryjskie i mocne burty, mimo dużej wyporności i krępej budowy. Już gołym okiem dało się rozpoznać kapitana i oficerów.
Hrabina krążyła za plecami dział i śmiała się na cały głos. Gdy statki zaczęły się mijać, wskoczyła na reling i, chwytając się wanty, mocno wychyliła do przodu grożąc załodze fregaty rapierem. Odpowiedział jej ryk zadowolenia jej załogi i wystrzały z pistoletów. W momencie, gdy okręty znalazły się burta w burtę, machnęła ostrzem w dół.
- Ognia!- Ryknęła na całe gardło. Salwa uderzyła w burtę fregaty i maszty. Jej rozkaz padł ułamek sekundy wcześniej niż oficera drugiego statku. Uśmiechnęła się do siebie z zadowoleniem. Znała się na swojej robocie.
- Przeładować!- Krzyknęła rozkazy.- Ogień wolny! Przygotować się do abordażu!- Zawołała do ludzi stojących za działami. Widziała jak zaciskają dłonie na linach i drabinach abordażowych. Kątem oka dostrzegła jakiś ruch na mostku fregaty.
Do oficerów w niebieskich mundurach dołączył człowiek w purpurowym kapeluszu. Obok niego stało dwóch barczystych mężczyzn. Purpurat kłócił się o coś z oficerami. Widocznie nie znał się na walce na morzu, bo ciągle wskazywał ręką na pokład „Morning Star”. Z jego zachowania można było wywnioskować, że uważa się za eksperta w tej dziedzinie.
W tym czasie z obu statków strzelano. Dookoła sypały się drzazgi i padali ranni oraz zabici. Wszędzie słychać było jęki postrzelonych lub ugodzonych fragmentem pokładu. Marynarze, którzy nie obsługiwali dział, strzelali nad burtami chcąc ugodzić choć jednego z przeciwników. Darli się przy tym dziko, próbując ich przestraszyć. Jedna z nieprzyjacielskich kul trafiła w armatę i na miejscu zginęli trzej dobrzy marynarze. Zgiełk i hałas wybuchły na nowo, mieszając się ze świstem kul i trzaskiem rozrywanych desek.
Hrabina wciąż stojąca na poręczy relingu schyliła się raptownie, gdy tuż nad nią przeleciał hak abordażowy. Strącił jej z głowy czarny kapelusz. Długie rude włosy zafalowały szarpnięte podmuchem wybuchu.
- Do abordażu!- Wydarła się na całe gardło, jak tylko się wyprostowała. Ludzie hurmem rzucili się do burt, ginęli od kul muszkietów i armat. A jednak udało im się przerzucić drabiny i haki. Ryk wściekłości wzbił się w niebo, gdy przechodzili na pokład fregaty. W tym samym czasie wrodzy marynarze przedostawali się na „Morning Star”.
Na pokładzie rozgorzała walka na noże, szable i pistolety. Co kto miał pod ręką, tym walił. La Condesa nie była gorsza. Cięła rapierem na prawo i lewo. Parady, pchnięcia, cięcia padały gęsto. Parę razy mignął jej w oddali Kapitan. Nie widziała go od tego momentu, w którym powierzył jej dowodzenie atakiem. Mimo przewagi liczebnej marynarzy z fregaty, to piraci zdobywali przewagę. Zaprawiona w karczemnych bójkach i walkach na morzu załoga „Morning Star” lepiej umiała sobie poradzić z taką walką.
Nagle wielki wybuch tuż pod stopami Hrabiny przeważył szalę zwycięstwa na stronę obrońców fregaty. Hrabina zachwiała się i przyklęknęła na jedno kolano. Jednak zaraz przeturlała się, unikając ciosu szablą i pchnęła napastnika pod siódme żebro. Wstając wyciągnęła pistolet i strzeliła podbiegającemu marynarzowi w pierś, aż nim zarzuciło. Odwróciła głowę i zobaczyła, że biegnie na nią kolejny. Nie namyślając się wiele wyszarpnęła drugi pistolet i wypaliła mu w twarz. Człowiek wrzasnął z bólu i na ślepo zamachnął się szablą. Hrabina zdążyła jeszcze tylko podnieść rapier i świat zatańczył jej przed oczami. Poczuła silny ból w tyle głowy. Ktoś uderzył ją kolbą pistoletu, a zaraz spadło kolejne uderzenie pozbawiające ją przytomności. La Condesa zanurzyła się w miękką, ciepłą ciemność.

***

Nikt nie widział, jak dwóch silnych barczystych mężczyzn uniosło ją na pokład fregaty. Zeszli w ciemność luku ładowni i nie pokazali się więcej.
Fregata natychmiast zamieniła taktykę i dała ognia ze wszystkich dział. Zmietli w ten sposób cały dolny pokład artyleryjski galeonu. Jasne się stało, że do tej pory tylko grali łatwą zdobycz. Kapitan chciał dać znak do odwrotu, ale nie zdążył. Ugodzony kulą pistoletu prosto w pierś, skonał na rękach sternika. Za chwilę i on umarł przyszpilony do steru szablą.
W niedługim czasie z „Morning Star” pozostało tylko wspomnienie i kilka banieczek powietrza na lekko rozkołysanym morzu.

***

Obudziło ją kołysanie podłogi. Delikatny ruch z lewej na prawą. Otworzyła oczy, ale obraz był rozmyty. Chciała usiąść, ale nie mogła podeprzeć się ręką. Była przymocowana na plecach. Hrabina uświadomiła sobie, że leży związana w luku jakiegoś statku. Obróciła się na plecy i jednym zrywem ciała usiadła po turecku. Wzrok powoli wracał. Rozmyte dotąd kolory i kształty powracały do ostrości. Potrząsnęła głową i rozejrzała się przytomnie dookoła.
Siedziała mniej więcej na środku pomieszczenia całego zbudowanego z drewna. Niewątpliwie była to kajuta lub ładownia na statku. Pociemniałe od wilgoci deski, obgryzione przez szczury i przeżarte słoną wodą służyły za ściany, podłogę i sufit. Nie było żadnego sprzętu, stołu, taboretu, hamaka, szmaty na podłodze. Nie było też okna. Przy sobie nie miała nic. Ani rapiera, ani sakiewki, ani kapelusza. Czuła, że ma ręce związane na plecach w łokciach i nadgarstkach. Naprężyła mięśnie ale nic to nie dało. Więzy nie poluźniły się ani odrobinę. Mocno wrzynały jej się w ciało.
Wstała z podłogi i zaczęła powoli obchodzić pomieszczenie przyglądając się każdej desce i szparze między nimi. Pokój nie był duży, raptem trzy na trzy metry, ale dość ciemny, bo pozbawiony jakiegokolwiek źródła światła. Ściana, którą pierwotnie miała za plecami, była ścianą burtową, wygiętą na kształt burty statku. Po jej przeciwnej stronie były drzwi. La Condesa oparła się o nie z całej siły a następnie uderzyła dość mocno. Nawet nie drgnęły. Wróciła na środek pomieszczenia i spojrzała na sufit. Po chwili położyła się na boku, plecami do drzwi i patrzyła w ścianę.
Wydawała się zrezygnowana, ale tak nie było. Praktyczna natura jej charakteru podpowiadała, że jeszcze przyjdzie czas, żeby się uwolnić. Na razie każda taka akcja jest skazana na niepowodzenie, więc lepiej odpoczywać i zbierać siły. Zapadła w czujną drzemkę, gotowa obudzić się na każdy szmer.
Nie wiedziała czy leżała godzinę czy dziesięć minut, jednak wkrótce obudził ją dźwięk klucza przekręcanego w zamku. Pogratulowała sobie przezorności, że nie próbowała wywalić ramieniem drzwi.
- Wstawaj. Wiem, że nie śpisz.- Odezwał się męski głos. Był przyjemny dla ucha. Mężczyzna, który miał taki głos musiał mieć powodzenie u kobiet.- Słyszałaś? Wstawaj.- Teraz zabrzmiał w nim rozkaz. Ale Hrabina ani myślała słuchać.
Nagle dały się słyszeć ciężkie kroki i ktoś stanął nad nią. Po chwili ciszy mężczyzna obszedł ją i kopnął w brzuch. Zwinęła się z bólu i kaszlnęła. Równocześnie ten człowiek podniósł ją za ramię, postawił przed sobą i popchnął silnie w stronę drzwi. Hrabina wylądowała na kolanach twarzą do podłogi. Mięśnie brzucha bolały ale przez ból przedostały się słowa mężczyzny, który odezwał się na początku.
- Wstań. Nie będę powtarzał.- W jego głosie słychać było groźbę. Hrabina posłusznie wstała, starając się wyprostować. Podniosła głowę spoglądając w twarz temu człowiekowi, który ją więzi. Poznała w nim mężczyznę w purpurowym kapeluszu, którego widziała na pokładzie fregaty. Czyli, że znajdowała się na tym statku. Ale co się stało z jej załogą? Z Kapitanem? Z „Morning Star”?
Musiała mieć nieobecny wyraz twarzy, bo mężczyzna się zniecierpliwił i uderzył ją lekko w policzek. Natychmiast zwróciła na niego oczy.
- Tak lepiej.- Uśmiechnął się zimno.- Wiesz, mała, że będziesz moja? Tylko moja.- Zamruczał mrużąc oczy.
- Nigdy.- Wysyczała Hrabina.
- Ależ tak, mała. Złamię cię jak suchy patyk i potem będziesz tylko moja.- Twardy wzrok powędrował po jej twarzy w dół, aż na dekolt. Wyraz oczu zmienił mu się, gdy próbował zajrzeć za gorset. Lubieżnie pogładził się dłonią po piersi i podkręcił wąs.
Hrabina poczuła się jakby ktoś ją dotknął rozżarzonym żelazem. Wzdrygnęła się i splunęła pod mu nogi.
- Nie złamiesz mnie.- ~„Jestem silniejsza od ciebie”~ pomyślała, ze wstrętem patrząc na niego.- Jestem la Condesa. Jestem wolna.
W odpowiedzi dostała w twarz wierzchem dłoni. Nawet się nie zachwiała chcąc pokazać, że jest twardsza niż on.
- Zobaczymy. Jeszcze zobaczymy.- Powiedział mężczyzna w kapeluszu i machnął ręką odwracając się plecami. Jego ochroniarz pchnął ją tak silnie, że potoczyła się po podłodze i rąbnęła w ścianę.
Od tamtego momentu na zmianę przychodzili jego ochroniarze i ją bili. Kopali i tłukli pięściami. Na początku myślała, że biją gdzie popadnie. Jednak wkrótce odkryła w tym metodę. Najczęściej obrywała w nogi i ręce, często w brzuch i twarz.
W końcu zostawili ją w spokoju na dłuższy czas.


***

Przyszli po nią dużo później. Nie była głodna. W końcu na statku pirackim nie zawsze jest co jeść. Była obita. I bardzo chciało jej się pić.
Gdy weszli, leżała na plecach z zamkniętymi oczami. Nie chciała wstawać, chciała pić. Nie dane jej było zaznać ukojenia. Brutalnie poderwana z podłogi, wisiała trzymana za ramię przez jednego z nich, ochroniarzy człowieka w kapeluszu. Twarz wykrzywił jej bolesny grymas. Na ten widok mężczyzna zarechotał. Jednak minę miał dalej beznamiętną. Nadal miał obojętny i zimny wzrok. Przerzucił ją sobie przez ramię i wyszedłszy za drzwi, skierował się korytarzem w prawo.
Korytarz nie był długi. Po obu stronach były drzwi. Część stała otworem, część była uchylona a część zamknięta. Hrabina widziała po drodze mijane kabiny. Wszystkie wyglądały tak samo, jak jej.
W chwilę potem weszli do pomieszczenia na końcu korytarza. Mężczyzna, który ją niósł, zrzucił na podłogę jak worek ziemniaków. Uderzyła biodrem o deski i stęknęła głośno.
- Mówiłem ci, kapitanie, że mam nową, ładną zabawkę.- Głos mężczyzny w kapeluszu doszedł ją zza głowy. Dziewczyna przewróciła się na plecy i wstała dość zgrabnie, biorąc pod uwagę związane za plecami ręce i obite wszystkie mięśnie. Rozejrzała się szybko po kajucie i skupiła wzrok na mężczyznach w pomieszczeniu. Chwiała się na nogach, ale stała z podniesioną głową i wyzywającym spojrzeniem.
W pokoju, nieco tylko większym od jej więzienia, stał stół a na nim mapy i trójramienny świecznik, wyściełany fotel za stołem oraz świece na ścianach. Żadnych ozdób, żadnych obrazów. Za stołem na fotelu siedział oficer, którego widziała na fregacie. Przed stołem stał mężczyzna w purpurowym kapeluszu, a dwaj ponurzy ludzie, którzy mu towarzyszyli tamtego dnia, ulokowali się po obu stronach drzwi.
- Prawda, panie biskupie, mówiłeś. A choć ja nie chciałem ci wierzyć, teraz widzę to wyraźnie.- Oficer, dotąd rozparty w fotelu, pochylił się i położywszy łokcie na stole, przyjrzał się Hrabinie z dwuznacznym zainteresowaniem.- Śliczna.- Wymruczał.
- Tak. I będzie moja.- Ze złowrogim błyskiem w oku biskup zbliżył się do dziewczyny. Hrabina cofała się, aż dotknęła plecami ściany. Ksiądz zaśmiał się cicho widząc, że już nie ma dokąd uciec. Podszedł więc jeszcze bliżej i złapał ją za ramię. Hrabina szarpnęła się wyrywając z uścisku i splunęła mu prosto w twarz. Kapitan ryknął śmiechem.
- Ma pazurki ta twoja zabawka.
Biskup stał, nic nie mówił, ale na twarzy miał taki wyraz okrucieństwa, że Hrabinę przeszedł dreszcz.
La Condesa nie bała się jednak. Co mogli zrobić gorszego? Śmierć była dla niej wyzwoleniem. Mogły być tylko różne rodzaje śmierci, ale to jej w żadnym stopniu nie przeszkadzało. Nie chciała tylko umierać bez walki.
Biskup powolnym ruchem wyciągnął białą chusteczkę i otarł twarz. Takim samym ruchem schował kawałek batystu a następnie dał jej na odlew w twarz. Hrabina poczuła słony smak krwi na wardze. Następnie skinął na swoich ochroniarzy. Obaj jak na komendę wyprostowali się i oderwali od ściany. Ruszyli w jej kierunku, a Hrabina wtuliła się w ścianę.
- Będę cię miał, mała.- Wysyczał biskup.- Czy tego chcesz czy nie.- I odwrócił się, podchodząc do kapitana.
Dwaj krzepcy mężczyźni podeszli do niej. Jeden z nich złapał ją za ramię i oderwał od ściany. Trzymał ją przed sobą mocno ściskając za ramiona. Drugi wziął zamach i uderzył pięścią w twarz, by po chwili zarepetować w brzuch. Hrabina nie chciała być dłużna, ale uderzenia pozbawiły ją oddechu i równowagi. Gdyby nie trzymali jej, na pewno by upadła. Nie zdążyła jednak oprzytomnieć, gdy dostała ponownie w twarz. Drab wymierzył jej policzek tak mocny, że głowa odskoczyła jej do tyłu. Tym razem jednak dziewczyna skorzystała z okazji i gdy tylko się zbliżył, by dołożyć jeszcze, kopnęła go między nogi. Mężczyzna zawył, a la Condesa uśmiechnęła się złośliwie. Za ten uśmiech dostała ponownie pięścią w twarz. Nogi się pod nią ugięły. W tym momencie odezwał się biskup.
- Dość.- Głos był cichy, ale stanowczy. Wystarczył za rozkaz.
Mężczyzna, którego kopnęła, pokuśtykał do stołu i zdjął świecznik. Przez chwilę na jego twarzy zagościł okrutny uśmiech. Ten drugi podniósł ją nad podłogę i położył na plecach w poprzek blatu z podkurczonymi nogami. Hrabina szarpała się i próbowała wyrwać, ale był zbyt silny. Głowa zwisała jej bezwładnie i do góry nogami widziała siedzącego na fotelu oficera. Uśmiechał się uśmiechem okrutnym i lubieżnym zarazem. Kątem oka dostrzegła, że do stołu zbliżył się biskup. Jeden z jego ludzi podał mu krótki sztylet. Obaj ochroniarze mimo to nadal ją trzymali.
Ksiądz pochylił się nad nią i jednym ruchem przeciął sznurówki gorsetu. Hrabina szarpnęła się, próbując wyrwać, ale ręce które ją trzymały były silne. Równie szybko biskup poradził sobie z pasem przytrzymującym spodnie i samymi spodniami. Dziewczyna wyrywała się i wykręcała. Nie chciała tego, co za chwilę miało się wydarzyć. Nie chciała, nie.
- Nie, nie, nie.- Zaczęła szeptać.- Nie!- Krzyknęła.
Biskup odłożył sztylet na blat stołu i uśmiechnął się zimno, wyrachowanie. Zaczął odpinać spodnie.
- Mówiłem, że będziesz moja.- Powiedział z lodowatym spokojem.
Hrabina zamknęła oczy i zacisnęła wargi do krwi. Cały czas szarpała się, próbując uwolnić. Lecz słabła z każdą chwilą. Jej nadzieja umierała. Śmierć obchodziła ją szerokim łukiem. Krzyczała i rzucała się jakby ją obdzierano ze skóry, kiedy biskup brał ją siłą. Łzy potoczyły się z oczu piratki, gdy kończył.
To był jej pierwszy raz. Pierre nigdy jej nie dotknął, a na „Morning Star” była wolna i miała rapier w ręce.

***

Od tamtej pory biskup przychodził do jej małego więzienia i gwałcił ją regularnie. Przy tym równie często przychodzili jego ochroniarze i bili ją, aż skóra pękała. Podłoga była uwalana krwią i łzami Hrabiny. Mimo tych tortur jej wzrok dalej był wyzywający. Dalej nosiła głowę dumnie podniesioną. Zawsze próbowała bronić się przed biskupem i jego ludźmi.
Tamtego wieczoru po biskupie przyszła kolej na kapitana. Gdy znowu podszedł ksiądz zemdlała. W chwilę potem straciła przytomność z szoku i przerażenia. Obudziła się na deskach podłogi w swojej kajucie. Obolała, pobita, związana, w poszarpanym ubraniu była spragniona i głodna. A przede wszystkim potwornie zmęczona. Zaraz po przebudzeniu zapadła w niespokojną drzemkę. Musiały śnić jej się koszmary bo rzucała się na podłodze i krzyczała przez sen.

***


Obudziło ją szczęknięcie klucz w zamku. ~„Boże, znów przyszli po mnie”~ pomyślała i zaczęła się modlić ~„Boże, dobry Panie, pozwól mi umrzeć. Pozwól mi się uwolnić.”~ Jednak w miarę modlitwy rósł w niej opór na wspomnienie tego, co przeżyła. Kiedy drzwi się otworzyły, stała już pewnie na nogach i, pochylona w stronę wchodzących, cofnęła się pod ścianę.
- No chodźcie, psie juhy!- Zawołała w kierunku osiłków biskupa. ~„Nie dam się zabić, nie dam się złamać”~ powtarzała sobie.- Chodźcie do mnie. Oczy wam się świecą, jak psu jajca.
Mężczyźni spojrzeli po sobie i równocześnie zwrócili oczy na dziewczynę. Po ich twarzach przemknął wyraz chciwości. Ruszyli w jej kierunku.
- No chodźcie!- Krzyczała, chcąc ich sprowokować- Weźcie sobie, czego wam biskup zabrania! A może się boicie?!
Drwiący głos Hrabiny podciął ich, jak smagnięcie biczem. Jeden skoczył ku niej i złapawszy za gardło, podnosił do góry. Nie ściskał, tylko trzymał nad podłogą. Jedną nogę podniósł jej do góry i odciągnął na bok. Drugi w tym czasie rozpinał spodnie, zbliżając się do nich.
La Condesa przymknęła oczy. Przeszarżowała. Myślała, że ją zabiją. Nie pomyślała, że pokusa może być większa niż rozkaz biskupa. Brakowało jej tchu. Przed oczy zaczęła jej napływać szara mgła.
- Jeśli wam życie miłe…- Niedokończone zdanie wypowiedziane beznamiętnym, martwym głosem, sparaliżowało obu osiłków.
Hrabina odetchnęła głębiej, kiedy ją puścili. Zogniskowała wzrok na biskupie, który stał w drzwiach. Nie patrzył na nią tylko na swoich ochroniarzy. Wzrok miał zimny a usta wykrzywione złością.
- Zanieście ją do mojej kajuty.
Nawet nie spojrzał czy wykonają rozkaz. Po prostu odwrócił się i odszedł.
Obaj mężczyźni z ponurymi minami złapali Hrabinę pod ramiona i zawlekli do kabiny na lewym końcu korytarza. Jeden z nich otworzył drzwi, a drugi wepchnął do pokoju. Stanęła na ugiętych nogach, gdy usłyszała trzaśnięcie drzwi za plecami. Rozejrzała się po kajucie. Było duże, większe niż jej więzienie i kajuta kapitana. Po lewej stało łóżko z baldachimem i kotarami, obok szafka a na niej świecznik. Dalej wzdłuż ściany ustawiono mały stolik, na którym leżały książki. Naprzeciw łóżka było biureczko i drzwi do kolejnego pomieszczenia. Wszystkie meble były bogato zdobione, a materiały, z których zostały wykonane, bardzo wysokiej jakości. Podeszła do łóżka. Nie usłyszała jak ktoś stanął za nią, raczej wyczuła. Chciała się odwrócić, ale nie zdążyła. Pchnięcie między łopatki rzuciło ja na łóżko twarzą w pościel. Ktoś oparł się na ręką na jej karku, przyciskając głowę do poduszek. Poczuła na skórze ramion zimne ostrze sztyletu. Mimowolnie zadrżała. Jednym ruchem więzy krępujące jej ręce zostały przecięte, jednak dłoń wciąż przytrzymywała jej głowę. Zaczęła się wiercić i próbowała odepchnąć rękoma. Chciała się uwolnić.
Nagle ręka zniknęła, a Hrabina odbiła się jak piłka od łóżka. Przewróciła na plecy i obrzuciła pokój wzrokiem. Drugie drzwi były otwarte a przed nią, przy brzegu łóżka stał biskup, w czerwonej sutannie. W zaciśniętej dłoni trzymał sztylet, a na ustach błąkał mu się złowrogi uśmieszek. Dziewczyna podwinęła nogi obciągnęła koszulę. Na ten widok ksiądz zaśmiał się zimno i odłożył sztylet na stolik. Podszedł z boku do łóżka. Złapał ją za nogę, przyciągając do siebie mocno chwycił drugą. La Condesa szarpnęła się i chciała wstać, ale wymierzył jej silny policzek, więc przestała. Spojrzała tylko na niego z nienawiścią. Spięła wszystkie mięśnie, gdy zarzucił sutannę na ramię. ~"Teraz albo nigdy"~ pomyślała. Rozpiąwszy spodnie, nachylił się nad nią. W tym momencie Hrabina rzuciła się na łóżku i jednym szybkim ruchem podrapała go w policzek.
Biskup krzyknął i odskoczył jak oparzony. Przytknął dłoń do twarzy, a gdy zobaczył krew na skórze, spojrzał na dziewczynę na łóżku. Z jego twarzy wyzierała nieubłagana nienawiść i gniew. Hrabina leżała dalej, wiedziała, że przyjdzie jej za to zapłacić. Mina księdza nie pozostawiała, co do tego wątpliwości. Sparaliżowana nie mogła się ruszyć, taką moc miał ten człowiek w spojrzeniu.
- Do mnie.- Zawołał w kierunku korytarza. Niemal natychmiast pojawili się jego ludzie i stanęli wyprostowani, oczekując na rozkazy.- Zabierzcie ją. Kara ma być przykładna.- Machnął ręką i spojrzał Hrabinie prosto w oczy.
Nie zdążyła zareagować na słowa księdza, gdy dostała w brzuch i twarz. Pokój zawirował, a ona, oszołomiona, wylądowała na ramieniu jednego z mężczyzn.

***

Pokład bujał się delikatnie, urywanymi ruchami. Czyżby stali w porcie? Niemożliwe. Przyzwyczaiła się już, że nigdy nie stanie na ziemi. Że całą resztę życia spędzi w tej ponurej, wilgotnej kajucie, maltretowana przez biskupa i jego zbirów.
Nie otwierała oczu. Nie ruszała się. Nawet oddychać starała się płytko. Nie chciała czuć bólu. Pragnęła dalej unosić się w tej szaro-różowej mgle zalegającej w umyśle. Bolały ją wszystkie mięśnie. Całe ciało miała obite, potłuczone, posiniaczone.
Po incydencie w kajucie biskupa, ci dwaj mężczyźni zabrali ją do jej małej klitki. Gdy zamknęli drzwi, zabrali się do wymierzania kary. Bili ją długo i metodycznie. Na początku jeszcze próbowała się bronić, ale gdy dostała w twarz tak, że zatoczyła się na ścianę, przestała. Przed oczami wirowały jej ciemne plamy, w głowie kręciło się a podłoga tańczyła pod nogami. Upadła na kolana, ale nie przestali.
Nie płakała, nie wołała o litość. Twarz miała obojętną a wzrok zamglony. Chciała żeby ją zabili. Żeby nie musiała żyć w upokorzeniu jako własność tego potwora. Żeby mogła wiedzieć, że nie poddała się. Bo wiedziała, że prędzej czy później ten straszny człowiek ją złamie. Zniszczy jej duszę i zabije wolę. Czekała na nadejście śmierci jak na zbawienie.
Ale śmierć nie przyszła i tym razem. Hrabina straciła przytomność po piętnastu minutach katowania. Jej umysł ogarnęła różowa, lepka mgła i zanurzył się powoli w ciepłą i miękką ciemność.
Każdy najmniejszy ruch teraz sprawiał jej ból. Chociaż i tak był mniejszy, niż ten, jaki odczuwała wcześniej. Po kilku minutach poruszyła rękami. Nie były związane. Widocznie uznali, że długo nie będzie mogła się ruszyć.
Skrzypnęły drzwi. Podniosła powieki przyglądając się jak dwóch jej oprawców wchodzi do pomieszczenia. Mieli ze sobą sznury i pałki. Dziewczyna cicho westchnęła.
- Wstawaj.- Zachrypnięty głos zabrzmiał rozkazującym tonem. La Condesa usiadła z wysiłkiem. Po chwili dźwignęła się na nogi. Mimo zmęczenia i zawrotów głowy wyprostowała się i spojrzała z nienawiścią na mężczyzn. Nie miała już siły się bronić, ale dumy nie straciła. Ci zaśmiali się. Jeden podszedł i związał jej ręce z przodu w nadgarstkach. Drugi założył jej na szyję pętlę na długiej linie.
- Idziemy.- Ten sam beznamiętny głos.
Gdy wyszła na pokład zalało ją słońce. Ledwo trzymała się na nogach po wędrówce przez schody. Szli szybkim krokiem. Jeden ją prowadził, a raczej ciągnął, drugi szedł za nimi. Na pokładzie marynarze patrzyli na nią bezwstydnie, gwizdali i krzyczeli. A ona szła, jak niewolnica, w poszarpanej, zakrwawionej koszuli sięgającej do pół uda. Z siniakami na twarzy, sinymi pręgami po więzach na rękach, boso i ze zmierzwionymi włosami. Z arkanem na szyi i związanymi rękami. Jednak szła z podniesioną głową i beznamiętną twarzą. Zbyt dumna, aby zwrócić uwagę na otoczenie.
Na szczycie trapu stał biskup. Czekał i przyglądał się jej swoimi ciemnymi, zimnymi oczyma.
Autor artykułu
Discordia's Avatar
Zarejestrowany: Apr 2007
Miasto: Wrocław
Posty: 262
Reputacja: 1
Discordia jest na bardzo dobrej drodzeDiscordia jest na bardzo dobrej drodzeDiscordia jest na bardzo dobrej drodzeDiscordia jest na bardzo dobrej drodzeDiscordia jest na bardzo dobrej drodzeDiscordia jest na bardzo dobrej drodzeDiscordia jest na bardzo dobrej drodzeDiscordia jest na bardzo dobrej drodzeDiscordia jest na bardzo dobrej drodzeDiscordia jest na bardzo dobrej drodzeDiscordia jest na bardzo dobrej drodze

Oceny użytkowników
Język
80%80%80%
4
Spójność
90%90%90%
4.5
Kreatywność
90%90%90%
4.5
PrzekazBrak Informacji
Wrażenie OgólneBrak Informacji
Głosów: 2, średnia: 87%

Narzędzia artykułu

  #1  
Szarik on 12-11-2007, 16:14
Ocena użytkownika
Język
80%80%80%
4
Spójność
80%80%80%
4
Kreatywność
100%100%100%
5
PrzekazBrak Informacji
Wrażenie OgólneBrak Informacji
Średnia:87%
Bardzo fajna opowiastka. Aż chciałoby się wiedzieć kto kogo przechytrzył na końcu
Kilka błędów merytorycznych się wkradło w opisie bitwy, ale to zgrzyty wyczuwalne jedynie dla osób obeznanych z żeglarstwem i bitwami morskimi, więc nawet nie będę przynudzał Gdzieś wyłapałem też jedno powtórzenie i kilka pomniejszych błędów stylistycznych. Poza tym kawałek bardzo fajnego tekstu.
Mnie się podobało.
Odpowiedź z Cytowaniem
  #2  
Kelly on 04-12-2007, 09:57
Bardzo dobre. Osobiście nie stwierdziłem jakichkolwiek uchybień, może dlatego, ze nie znam się na bitwach morskich, ale całość do mnie przemawia. To dość logiczne, ze podczas walki na morzu fregata oddała szczęśliwy strzał, który trafił galeon w jakieś istotne miejsce, może w zbrojownię, czy magazyn prochu. To był chyba ten wybuch, który przewrócił Hrabinę, a piratom odebrał ducha walki, jak to czasem bywało. Także druga część bardzo sugestywna oraz wizualnie plastyczna. Opisane rzeczy naprawdę można sobie wyobrazić, a charaktery osób staja przed oczyma.
Natomiast, co do pytania o przechytrzenie, to chyba trudno oceniać w takich kategoriach. Natomiast można oceniać, komu ostatecznie udało się wyjść z tego nie tyle nienaruszenie, bo dla Hrabiny to po takich przeżyciach praktycznie niemożliwe, ale w ogóle wyjść z tego z głową na karku całą.
Odpowiedź z Cytowaniem
  #3  
Lhianann on 14-01-2008, 11:10
Ocena użytkownika
Język
80%80%80%
4
Spójność
100%100%100%
5
Kreatywność
80%80%80%
4
PrzekazBrak Informacji
Wrażenie OgólneBrak Informacji
Średnia:87%
Bardzo ciekawe.
Nie wiem czy dobrze odczytuje, że to historia postaci z 7'th Sea?
Bo doskonale wpisuje się w realia Theańskie.
Bardzo plastycznie budujesz opisy tła, osób, wrażenia zmysłowe nie tylko wzrokowe...
Pisz dalej, pisz, będe z uwagą śledzić twą tworczość
Odpowiedź z Cytowaniem
komentarz

« Cienie | Układ »


Zasady Pisania Postów
You may Nie post new articles
You may Nie post comments
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 12:29.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site
artykuły rpg

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172