Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > Zakątek LI-teracki > Artykuły, opowiadania, felietony > Opowiadania
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia artykułu Wygląd
<!-- google_ad_section_start -->Garret<!-- google_ad_section_end -->
Garret
Autor artykułu: wojto16
07-03-2008
Garret

Korren wiedział dwie rzeczy. W pracy posłańca liczył się nie tylko dobry koń, ale też sam posłaniec. Nie był nim z zawodu, ale okoliczności zmusiły generała do wysłania nowych rekrutów w zastępstwie. Drugą rzeczą była zaś twarda rzyć. Początkowo myślał, że to żart kiedy towarzysze żegnali go słowami „Życzymy ci twardej rzyci”. Jednak po paru godzinach w siodle przekonał się, że to prawda.
Droga do Vyrvany była wciąż długa i kręta. Przejechał dopiero most nad rzeką Kern gdzie został zatrzymany na dłużej przez dwójkę strażników. Musieli się przekonać czy jego insygnia żołnierskie nie są fałszywe. Kiedy przekonali się, że nie są nawet nie przeprosili za zwłokę. Jednak Korren rozumiał ich. W końcu w Ragonii sytuacja robiła się coraz bardziej gorąca. Wyglądało na to, że już wkrótce konflikt z Karedią osiągnie punkt krytyczny i zacznie się kolejna wojna. Jeśli jeszcze się nie zaczęła.
Posłaniec z radością przywitał przydrożną karczmę. Wiedział, że musi się pośpieszyć więc szybko wstawił konia do stajni i wszedł do karczmy gdzie szybko zamówił coś do jedzenia i picia. Z powodu bólu nie marzyło mu się nawet siadać więc zjadł na stojąco. Kiedy tylko pomyślał o rychłym powrocie na szlak od razu robiło mu się niedobrze. Mimo tego nie zwlekał ani minuty dłużej. Od razu wsiadł na konia i wyruszył w dalszą drogę. Musiał jeszcze przejechać przez kilka wsi i dwa kolejne mosty. Tym razem strażnicy przepuścili go szybciej. Jadąc cały dzień z krótkimi przerwami na jedzenie pokonał większość drogi. Jednak wciąż miał do przejechania wioskę Norrik.
Jadąc przez nią już prawie spadał z konia, a sam koń ledwo szedł. Nie było więc wyjścia jak tylko zatrzymać się w następnej karczmie na dłużej. Po zostawieniu konia na zewnątrz wszedł do środka. W godzinach wieczornych ku jego zdziwieniu było niewiele osób. Kilku mężczyzn pijący całe litry alkoholu i na dodatek wyglądający tak jakby mieli nie przestawać do rana próbowało rozmawiać ze sobą, ale szybko zaczęło to przypominać bełkot bez ładu i składu. Dalej siedziało 3 krasnoludów którzy grali w jakąś karcianą grę rycząc śmiechem albo klnąc. Największą uwagę Korrena przykuła trójka dzieci która również piła piwo i przeklinała tak jak krasnoludy. Ten widok sprawił, że narosła w nim frustracja. Szczególnie denerwował go karczmarz który stojąc za ladą spokojnie na to patrzył. Zauważył kilka główek czosnku przywiązanych w pobliżu drzwi.
Jak widać ludzie mieli swoje przesądy na temat wampirów za prawdziwe. Kiedyś też w nie wierzył. Próbował zabić wampira oddechem po zjedzeniu czosnku. Gdyby nie szybka reakcja jego towarzysza pewnie już byłby martwy. Widać wampiry też mają dość tych przesądów. Korren ruszył do lady i usiadł przy niej. Uświadomił sobie, że przez swoje rozmyślenia zapomniał o bólu. Teraz jednak ból odezwał się na nowo z jeszcze większą siłą. Starał się utrzymać swój spokój. To zadanie było bardzo trudne. Zagadał jednak do karczmarza:
- Wampira się boicie?
Karczmarz spojrzał na niego obojętnie.
- A któż się ich nie boi, panie? – odpowiedział.
- Ja na przykład. Tyle tylko, że dawno nie spotkałem żadnego.
- To popytajcie strażników. Ja tam nic nie wiem poza tym, że ponoć jakiś wampir łazi po nocach i spija krew dziewic.
- Czyli wy możecie się martwić – rzucił ironicznie Korren. Na szczęście karczmarz nie zauważył kpiny albo udawał, że nie zauważył.
- Czegoś chcecie, panie czy tylko tak mi łeb zawracacie, bo wam się nudzi?
- Tak się zastanawiam czy dzieci w karczmie to rzecz normalna – powiedział rzucając ukradkowe spojrzenie na dzieciaki.
- A co? Płacą jak dorośli to są obsługiwani jak dorośli. Jak coś się wam nie podoba to do rodziców zażalenia składać, bo im na to pozwalają – odrzekł karczmarz.
Korren teraz naprawdę się wściekł. Pokazał mu swoje insygnia żołnierskie i powiedział dumnie:
- To źle, że tak myślicie. Jestem żołnierzem i posłańcem. Wiozę wiadomość dla generała Keitela. Wystarczy, że rzeknę mu słowo, a ta twoja śmierdząca karczma pójdzie w drzazgi.
- Skoro tak… Bela, Taran. Łapać żołnierskiego skurwysyna.
Korren był tak zaskoczony tym nagłym zwrotem rozmowy, że nie zdążył nawet zareagować. Ktoś go złapał, a jeszcze ktoś uderzył w żołądek. Korren skulił się tylko po to żeby dostać w plecy łokciem. Puszczony padł na ziemię. Teraz bolało go coś więcej niż rzyć. Uświadomił sobie, że zrobił bardzo głupio informując, że jest posłańcem. Przeklął w duchu swoją głupotę. Chciał powstać, ale został przydepnięty przez jednego z drabów. Kiedy podniósł głowę zobaczył jak z góry ktoś schodzi. Był to wysoki elf z długimi, czarnymi włosami. Nosił on szary kubrak i fioletowe spodnie. Był piękny jak każdy elf. Jako, że Korren wolał kobiety nie dostrzegał tego faktu. Karczmarz odezwał się do elfa:
- Panie Galimedes. Złapaliśmy kolejnego posłańca.
- Dobra robota. Teraz trzeba go tylko odpowiednio mocno pociągnąć za język. Zanieście na górę.
Korren został dość brutalnie podniesiony na nogi. Zaprowadzono go na schody. Rozejrzał się, ale wszyscy w karczmie udawali, że nic się nie dzieje. Nie potrafił się wyrwać z uścisku draba. Chciał upaść, ale trzymali go za mocno. Wchodząc po schodach podstawił nogę jednemu z drabów. Bandyta runął ze schodów łamiąc sobie nogę. Korren uśmiechnął się. Uważał, że warto było nawet po tym jak dostał prosto w szczękę. Miało to dobre strony. Od rana go bolał ząb. Teraz mógł go spokojnie wypluć.
Kiedy byli na górze wprowadzili go do jednego z pokoi. Pokój był zwyczajny. Okno, łóżko, stolik z zapaloną świecą. Był jednak mocno zakurzony. Wyglądało na to, że przydałyby się tutaj małe porządki. Drzwi do pokoju zamknięto i Korren został puszczony. Teraz zobaczył, że poza elfem było 3 drabów. Nie zabrali mu miecza, ale i tak nie dałby im rady nawet gdyby spróbował. Kurz wywołał u niego kichnięcie. Przez przypadek kichnął prosto na elfa. Spodziewał się kolejnego ciosu jednak elf tylko popatrzył na niego z obrzydzeniem i wytarł chusteczką własność Korrena. Schował chusteczkę do kieszeni i popatrzył mu prosto w oczy.
- Wiesz kim jestem? – zapytał elf.
Korren wiedział, że należy w takiej sytuacji zachować pełny spokój i nie pokazywać tego, że się boi. A bał się jak cholera.
- Słyszałem, że masz na imię Galimedes. A zgaduje, że jesteś jednym z elfich rebeliantów. Zgadza się?.
- Wolę określenie bojownicy o wolność.
- A ja wolę określenie „skurwysyny”.
- Chyba nie zdajesz sobie sprawy z sytuacji. A więc powiem ci jedno, małpo. Jeśli nie zdradzisz nam wiadomości którą masz przekazać zastosujemy na tobie nowe wymyślne sposoby tortur.
- Czemu nie? Słuchajcie uważnie. Wiadomość brzmi „daj mi spokój i zajmij się tą swoją sodomią.”
Galimedes westchnął. Zmroził wzrokiem draba który zachichotał po słowach Korrena. Potem znowu odwrócił się do przesłuchiwanego.
- No tak. Wy jak zawsze oddani i lojalni żołnierze. Trzeba z was wyciągać informacje przemocą. Co powiesz na obcinanie palców? Przypiekanie żywym ogniem też jest ciekawe. Szczególnie do gustu przypadły mi jęki przypiekanych. I zapach pieczonego kurczaka.

Korren nie pokazał strachu, ale serce biło mu tak mocno, że sami się pewnie domyślili tego co naprawdę czuje. Jednak nadal zachował hardą minę.
- Nigdy nie widziałem martwego ognia. Może nim byście mnie przypiekli tak dla odmiany. I też lubuję w pieczonych kurczakach.
Elf rzucił mu chłodne spojrzenie nie przejmując się kpiną.
- Zaprezentujemy ci jeden z prostszych sposobów. Ja chyba się w tym czasie pójdę przejść. Zawołajcie mnie jak skończycie.
Elf wyszedł z pokoju. Korren zaniepokojony popatrzył na obcęgi które trzymał jeden z drabów. Takich obcęgów używali kowale do wyjmowania rozgrzanego metalu. Poznał też inne zastosowanie takich obcęgów podczas przesłuchań w armii. Pojmanym rebeliantom wyrywano palce aby zmusić ich do mówienia. Kiedy zaś skończyły się palce u rąk zabierano się za palce u nóg. Patrzył na jedno z takich przesłuchań. Udział w takich przesłuchaniach był doskonałym pretekstem do pozbycia się ostatniego posiłku. I przejścia na wegetarianizm.
Jeden z drabów odezwał się:
- To co? Wyrywanie paznokci czy kastracja?
- Kastracja – powiedzieli pozostali.
- Wyrywanie paznokci – krzyknął rozpaczliwie Korren.
Wiedział, że ten krzyk na nic się zda. Patrzył jak drab pochylał się z szaleńczym uśmiechem. Zacisnął zęby i zamknął oczy spodziewając się najgorszego.
Najgorsze nie nadeszło.
Usłyszał huk wyłamanych drzwi. Bandyci odwrócili się natychmiast spoglądając na drewniane kawałki które przed chwilą łączyły się jeszcze w drzwi. Do pokoju wpadł młody mężczyzna z krótkimi, jasnymi włosami ułożonymi w lekkim nieładzie. Nosił on czarne spodnie i tego samego koloru skórzaną kurtkę. Spojrzał na drabów swoimi niebieskimi oczami. Mimo, że draby przerastały Korrena o pół głowy to przybysz i tak był od nich ciut wyższy. Trzymał on w ręku długi miecz. Pierwszy z drabów na ten widok dobył sztyletu, rzucił obcęgi na ziemię i ruszył na przybysza. Przybysz ugiął kolana i ciął wpół. Drab runął na ziemię z rozciętym brzuchem. Jego nieruchomy wzrok utknął na suficie. Następna dwójka wyciągnęła swoje sztylety i zaszła przybysza z dwóch stron. Obserwując go uważnie miękkim i powolnym krokiem szli w bok jakby po niewidzialnym okręgu. Zatrzymali się gdy jeden był przed nim, a drugi za nim. Ten, który stał z przodu wykonał kilka młyńców ostrzem starając się rozproszyć przeciwnika. I w tym samym momencie atakował drugi który zamierzał wbić miecz w jego plecy. Jednak nie spodziewali się tego, że on po prostu uskoczy w bok. Pokój był jednak na tyle mały, że nie dawał zbyt dużego pola manewru. Uskakując mężczyzna był zmuszony oprzeć się o ścianę.
Widząc to bandyta atakujący z tyłu natychmiast na niego runął z całym impetem ciała. Jego sztylet wbił się w drewnianą ścianę. Mężczyzna schylił się ponownie przebijając jego klatkę piersiową swoim mieczem. Widząc to drugi drab rzucił się natychmiast na przybysza, lecz ten miał przewagę długości broni. Drab z rozciętym gardłem zwalił się na łóżko barwiąc nieco przybrudzone prześcieradło na czerwono. O kawałek czystej pościeli przybysz wytarł swój miecz dodając do niezbyt ładnego malowidła jeszcze więcej czerwieni. Pomógł wstać Korrenowi który wpatrywał się w trzy trupy. Spojrzał na wybawcę dopiero wtedy gdy ten podał mu dłoń.
- Wielkie dzięki, Garret – powiedział Korren.
- Nie ma za co. Teraz jednak wynośmy się stąd. Strażnicy zaraz tu będą.
- Dlaczego?
- Zwłoki tego grubego karczmarza leżące przy schodach aż nadto rzucają się w oczy.
- Próbował cię powstrzymać przed wejściem na górę?
- Zgadza się. Kiedy chwycił tasak byłem już pewien tego, że tamten krasnolud mówił prawdę.
- Jaki krasnolud?
- Nieważne. Wynośmy się stąd.
Garret schował miecz do pochwy i wybiegł razem z Korrenem. Szybko zbiegli po schodach na dół. Leżały tam zwłoki karczmarza i draba ze złamaną nogą, który najprawdopodobniej został po wypadku pozostawiony na dole. Wszyscy goście uciekli z wyjątkiem pijaków którzy zasnęli pod stołem. Karczmarz miał rozcięte gardło, a drab strzałę w czaszce.
- On raczej żadnej szkody nie mógł ci uczynić. – powiedział Korren wpatrując się w ciało.
- Zabił go jakiś elf, kiedy zaczął mi opowiadać szczegóły. Niestety, elf uciekł.
- A dlaczego ciebie nie próbował zabić?
- Nie mam pojęcia – skłamał.
Nie mieli czasu rozmawiać dłużej. Natychmiast wybiegli na zewnątrz gdzie czekał na nich krasnolud z długą, rudą brodą. Korren przypomniał sobie, że był on jednym z tych, którzy grali w karty.
- Psia mać. Długo wam to zajęło. Zgodnie z poleceniem przyprowadziłem konie. Teraz lepiej spływajcie stąd zanim przybędzie straż.
Garret wcisnął mu w dłoń trochę złotych monet.
- Dziękujemy, przyjacielu. Bądź zdrów.
- Wy także.
- Zapomniałem zapytać. Twe imię?
- Mordred. A teraz już jedźcie.

Garret i Korren powoli zbliżali się do murów Vyrvany. Mury wznosiły się wysoko ponad wszystkie domy. Przewyższał je tylko gigantyczny zamek z czterema wysokimi wieżami na szczycie których powiewały na wietrze małe chorągiewki z herbem Ragonii. Herb ten składał się z dużego, czerwonego kwadratu w środku którego był mniejszy, niebieski kwadrat przecięty grubą, białą linią. Uczeni przeglądali wiele ksiąg próbując odkryć jaka historia kryje się za tym herbem. Mimo długich badań nie odkryto nic na ten temat. A więc uczeni publicznie uznali, że po prostu taki herb już został wprowadzony za czasów dynastii Dagonetów. Na frontowej ścianie zamku herb był również wywieszony, ale w znacznie większej wersji którą można było dostrzec nawet będąc trzy kilometry od miasta. I tam też znajdowali się Garret i Korren. Od czasu zajścia w karczmie i szybkiej ucieczki mało się do siebie odzywali. Będąc już tak blisko celu musieli napotkać ciągnący się przez resztę drogi sznur wozów, koni i ludzi. Większość tych ludzi było emigrantami z sąsiednich krajów. Liczyli na to, że za granicą życie będzie o wiele łatwiejsze. Większość tych co tak myślała teraz żebrała na ulicach miast. Korren z nudów zaczął wykrzykiwać obelgi pod adresem ludzi i zwierząt z przodu.
- Ruszaj się, zawszona łajzo. Tutaj nie płacą za stanie w miejscu. Ruchy. Ruchy.
Takie okrzyki nic nie dawały poza wulgarnymi odpowiedziami tych do których te słowa były skierowane. Nawet bydło zdawało się muczeć coś nieprzychylnego na temat młodego żołnierza. Korren odwdzięczał się pokazem zgiętego, środkowego palca. Garret szarpnął go za ramię przewidując najgorsze. Jednak ludzie byli zbyt zdenerwowani czekaniem na swoją kolej żeby zareagować na ten gest. W końcu Garret postanowił przerwać długie milczenie.
- A więc do kogo ta wiadomość?
Korren spojrzał bacznie na towarzysza i odpowiedział:
- Do generała Keitela. Chyba prośba o posiłki. Nie wiem.
- Jak to nie wiesz?
- Zapisałem sobie na kartce żeby nie zapomnieć.
- Posłańcy teraz zapamiętują wiadomości i ustnie przekazują je adresatowi. Kartka z wiadomością łatwo może się zgubić. A zgubione przedmioty ktoś zawsze znajduje. I dlaczego nie pamiętasz wiadomości skoro sam ją zapisałeś?
- Bo posłańcy teraz wyrzucają wiadomości z pamięci kiedy są przesłuchiwani – rzucił złośliwie.
Garret milczał długo wpatrując się w wóz na którym wieziono sporą liczbę bardzo drogich futer których pilnowała dwójka drabów uzbrojona w kusze. W takim ścisku bardzo łatwo o kradzież więc logiczne było, że kupcy robili wszystko żeby się zabezpieczyć. Wtedy tacy jak Garret byli najbardziej potrzebni. Kiedy wojownik przestał się wpatrywać w wóz odwrócił się z powrotem do posłańca patrząc na niego złym wzrokiem.
- Ty oczywiście myślisz, że ktoś mi płaci za wyciąganie tajnych wojskowych wiadomości? W takim chyba zapomniałeś kim jestem. Mam w dupie tę całą zasraną politykę i zasranych polityków. Mam w dupie nadchodzącą wojnę z Karedią. A więc jaki jest wniosek? Wniosek jest taki, że tajne wiadomości mam tam gdzie wojnę i politykę.
- Wiesz co. Mógłbyś chociaż raz wykazać nieco szczerości. Wiem, że też denerwujesz się konfliktem Delagona z Urielem.
- Mylisz się. Mnie to nie obchodzi. Jestem najemnikiem. Robotę znajdę w każdym kraju.
Korren westchnął.
- Oczywiście. Ty już nie jesteś żołnierzem. Ty przecież wszystko masz gdzieś od czasu jak zdezerterowałeś.
- Znudziła mnie walka o niespełnione ideały.
Nagle na drodze się zakotłowało. Okazało się, że jakiś koń zrzucił z grzbietu kupca, ponieważ wystraszył go trup złodziejaszka który za nic mając ochronę próbował zrabować jakieś futro. Drab który go ustrzelił wyglądał na zadowolonego. I nie przejmował się krwią i kawałkami mózgu na nogawce. Kilka osób zwymiotowało na ten widok. Jeszcze inne osoby zemdlały. Wtedy zaczęły się krzyki i wrzaski które skutecznie powstrzymały Korrena przed zadaniem kolejnego pytania.
Wkroczyły patrole strażników pilnujące głównej drogi prowadzącej do miasta. Ludzie i konie zostali przez nich uspokojone. Jedyną stratę poniósł jakiś młodszy strażnik który został kopnięty przez konia prosto w genitalia. Dopiero kiedy wojownicy dotarli do bramy miasta ostatnie echa wiązanki strażnika umilkły.


- I wtedy rzekł smok do Dagoneta „ Zejdź mi z drogi głupi człowieku. Chcesz zginąć?”.
Zielona marionetka smoka bardzo blisko podsunęła się do marionetki rycerza.
- I wtem rzekł niezłomny Dagonet „Twe diabelskie lico zostanie naznaczone przez mój miecz”.
Marionetka rycerza zatrzęsła się kilka razy udając, że wymachuje groźnie mieczem. Wtedy zabrzmiał ryk który według jego autora brzmiał jak ryk smoka. Raczej nikt z obecnych w okolicy nie mógł tego potwierdzić. Marionetka smoka rzuciła się na marionetkę rycerza tylko po to żeby oberwać drewnianym mieczem. Marionetka smoka spadła ze sceny. Głos rozbrzmiał ponownie:
- I tak oto mieczem i odwagą przyszły król Dagonet wywalczył sobie drogę do tronu i żył długo i szczęśliwie przy boku swojej małżonki. Koniec.
Gromada dzieci zaczęła wrzeszczeć i bić brawo. Zza sceny wyszedł nieco zgarbiony starzec w siwym kubraku. Jego twarz była już przeorana zmarszczkami. Był niemal całkowicie łysy. Siwe włosy na jego głowie były rzadkością. Mimo, że wyglądał jak typowy starzec jednak nim nie był. Każdy żołnierz który go zobaczył natychmiast lekko się kłonił. W końcu tak szanowanej osobie jak generał Keitel szacunek oddać należało. Teatr był jednym z tych które znajdowały się na świeżym powietrzu. Drewniana scena z czerwoną kurtyną stała przed licznymi krzesłami stojącymi na zielonej trawie.
- Generale.
Keitel odwrócił się w stronę ścieżki która prowadziła do teatru. Z jej strony nadbiegał ciemnowłosy młodzieniec. Za nim jechał na koniu kolejny młodzieniec. Ten był jasnowłosy. I znajomy. Posłaniec, który biegł zatrzymał się przed generałem, ukłonił się i podparł się o kolumnę ciężko dysząc. Keitel czekał cierpliwie aż posłaniec nieco odetchnie. Przypatrywał się jego towarzyszowi który zsiadł z konia i podszedł powoli do generała. Nie ukłonił się.
- A mówiłem żebyś nie zostawiał konia w stajni. Trzeba było na nim przyjechać, a nie puszczać się jak głupi biegiem.
Korren kiedy już przestał oddychać w przyśpieszonym tempie odpowiedział:
- Głupiś, Garret. Wielu posłańców widziałem jak donosili wiadomości na własnych nogach.
- Chyba dotyczyło to krótszych dystansów. Na przykład z jednego namiotu do drugiego.
- Ej, wy!
Odwrócili się aby zobaczyć wielkiego żołnierza który zbliżał się do nich.
- Nazwiska!
Korren przerażony natychmiast wykrzyczał:
- Korren z Galau. Posłaniec.
Żołnierz teraz przeniósł cały ciężar spojrzenia na Garreta, który nie sprawiał wrażenia przybitego tym ciężarem.
- Nie Twoja Sprawa – rzucił Garret i po chwili dodał – Przeliterować?
Mina żołnierza była tak zaskoczona jak mina Korrena przerażona. Wyglądał tak jakby miał uderzyć jasnowłosego. Keitel jednak wiedział kiedy należy interweniować w sporach zanim dojdzie do burdy.
- Spokój, Brutusie. To Garret. Nie słyszałeś o nim?
Zaskoczona mina zniknęła jak ręką odjął. Teraz zastąpiły ją oczy wyrażające tylko jedną. Najwyższą pogardę.
- Jak nie pamiętać tego zdrajcy? – rzekł Brutus lekko zgrzytając zębami.
Garret nie zląkł się ani jego wzroku, ani głosu. Na dodatek przypomniał sobie skąd zna Brutusa. Parę lat temu Brutus zajmował się rejestracją rekrutów. Garret podał mu swoje imię, ale zapisano go błędnie jako Garrett. Narobił niezłego rabanu narzekając na to jacy w tej armii są analfabeci co nawet „rzyć” przekręcą na „żyć”.
I miał trochę racji. Wszędzie szerzyła się ciemnota i Garret był jednym z nielicznych żołnierzy, którzy umieli pisać i czytać.
Keitel wzruszył ramionami.
- Myśl sobie o nim jak chcesz. Pamiętaj jednak, ze spłacił swój dług wobec społeczeństwa.
- Jaki dług? – zaciekawił się Korren.
- Nieważne. Miałeś dla mnie jakąś wiadomość. Zgadza się?
- Tak.
Rzucił nerwowe spojrzenie najemnikowi. Nie uszło to uwadze Keitela.
- Jest godny zaufania. Możesz mówić w jego obecności.
- A więc generał Tarin kazał mi przekazać wiadomość o posłańcu z Karedii.
- A skąd Tarin wie, że mnie zainteresuje jakiś posłaniec?
- Bo to nie jest zwykły posłaniec, generale. To sam książę Karedii.
Brutus zagwizdał w podziwie.
- No, no. Ludność musiała nieźle naciskać żeby zmusić Uriela do tak stanowczych kroków w negocjacji.
- Ha! Nareszcie jakaś dobra wiadomość. Wracamy do zamku. Przedstawienia dla dzieci mogą zaczekać – krzyknął radośnie Keitel.
- Właśnie. Zauważyłem, że znalazłeś sobie nową rozrywkę. Burdele już ci nie wystarczają? – rzucił złośliwie Garret.
Keitel w odpowiedzi wyszczerzył pożółkłe zęby.
- Uważam, że dzieci to przyszłość narodu więc zapewniam im rozrywkę. A ty tak nie uważasz?
- Uważam tak, ale nie przyznaję się do tego w towarzystwie, bo boję się, że mnie wyśmieją.
Keitel roześmiał się.
- Nic się nie zmieniłeś. Chodź. Przejdźmy się do karczmy. Dobrze, że to teatr na świeżym powietrzu. Ponoć budują już teatry jako budynki.
- Teatry jako budynki? Czego to ludzie nie wymyślą – westchnął Garret.
- Wymyślił to jakiś krasnolud, a nie człowiek. A ty posłańcze nie idziesz? – zapytał zaskoczony widząc, że Korren trzyma się z tyłu.
Korren patrząc pod siebie odpowiedział:
- Mam pewien specyficzny uraz do karczm.


W karczmie „Pod Zdechłym Osłem” były prawdziwe tłumy. Wszędzie były poustawiane stoliki już zajęte przez klientów. Bardowie stali na scenie grając na swoich instrumentach. Jeden z nich śpiewał jakąś wulgarną piosenkę:

Każda kobieta kurwa,
Każdy facet klient,
Będzie niezła kupka,
Tylko pieprzcie żywo.

Ledwo dało się słyszeć tę piosenkę poprzez hałasy wydawane przez tłumy. Cała izba była zadymiona. Na dodatek z powodu dużej liczby osób ledwo dało się znaleźć wolny stolik, a z powodu hałasu rozmowa była równie trudna. Kelnerki miały problem z obsługiwaniem klientów. Korren postanowił, więc im pomóc. Garretowi wytłumaczył z tajemniczym uśmiechem, że liczy na coś więcej niż zwykłą wdzięczność. Dzięki temu Garret mógł w końcu porozmawiać z Keitelem sam na sam.
- A więc jakie było podłoże konfliktu Karedii i Ragonii?
- Nic specjalnego. Wyobraź sobie, że w Karedii żyje sobie bardzo szanowany przez ludzi i króla hrabia De Maley. Podczas publicznego wystąpienia nagle strzała między oczy i już nie żyje. A jako, że Ragonia i Karedia żyją ze sobą jak kot z psem to podejrzenie padło na tych pierwszych. Potem już standardowo, czyli spory, awantury i wytykanie palcami. Aż w końcu bum. I znikąd pojawiają się uzbrojeni żołnierze na granicach obu krajów gotowi w każdej chwili rzucić się sobie do gardeł. I ot cała historia.
- Faktycznie. Nic specjalnego.
Keitel odepchnął pijanego półelfa który mówił, że stary generał zaczyna mu się coraz bardziej podobać. Następnie kontynuował:
- Może i nic specjalnego wojna między dwoma średnio zamożnymi krajami. Szkoda tylko, że jeśli dojdzie do walki wtedy do wojny wciągną swoich sojuszników. A wtedy może się to przekształcić w wojnę światową.
Garret popił wodą kawałek mięsa. Jakoś nie mógł się przekonać do smaku piwa. Próbował i jakoś pozostał przy wodzie. Była przynajmniej zdrowsza i tańsza.
- Na razie należy zachować spokój. Chyba sytuacja nie jest taka zła?
- Nie. Skoro Uriel chce negocjacji będzie je miał. Delagon jest rozsądnym władcą. Zawsze stara się szukać najlepszego, bezkonfliktowego rozwiązania sprawy. Miecz jest dla niego rozwiązaniem ostatecznym.
W tym momencie wrócił do nich Korren pocierając zaczerwieniony policzek. O nic nie pytali czekając aż sam się odezwie. Nie musieli czekać długo.
- Źle zrobiłem każąc jej mnie pocałować. Prawda?
- Prawda – odpowiedzieli jednocześnie Garret i Keitel.
- Możecie się śmiać – zadumał się posłaniec – jednak pamiętajcie, że ja mam kilka narzeczonych w przeciwieństwie do was, zakichani kawalerzy. Jedną mam nawet tutaj.
- Masz na myśli tamtą dziwkę?
- Nie. Chodzi mi o tamtą aktorkę teatralną.
- A co z tą dziwką?
Korren spuścił głowę.
- Zaraziła się czymś od jakiegoś klienta i umarła.
- Przykro mi – powiedział Garret szczerze.
- Ej, tam. Ja się nie przejmuję. Przynajmniej nie jest zmuszona wykonywać swojej haniebnej pracy. Cieszę się, że ostatnio z nią nie spałem. Zaklinam, że wolałbym już jakiego wampira niż taką chorobę. Aha. Garret. Co z tamtą przemiłą elfką? Zdawało mi się…
- Źle ci się zdawało – powiedział to tonem świadczącym o tym, że temat jest już skończony.
Keitel zachrząkał chcąc zwrócić na siebie uwagę.
- A właśnie. Nie wiem co ty tu robisz.
- Zostałem wynajęty jako jeden z najemników do ochrony księcia.
Korren i Keitel popatrzyli na jasnowłosego z podziwem. Nie spodziewali się nawet tego, że zwykły najemnik może zostać wynajęty do tak ważnego zadania. Znaczyło to też, że Delagon naprawdę poważnie podchodzi do sprawy skoro wynajmuje dodatkowych najemników do pilnowania księcia.
Keitel wziął łyk piwa.
- Myślałem, że nienawidzisz polityki.
Na to tylko Garret uśmiechnął się odpowiadając:
- Politycy płacą jak każdy człowiek. Dopóki płacą ofiaruję im swoje usługi tak samo jak każdemu.
Spojrzał na Korrena który po tych słowach zamilkł. Patrzył się w swój kufel nieruchomym wzrokiem w końcu rzucił do Garreta:
- Zauważyłem kilka podobieństw między tobą, a tamtym karczmarzem którego zabiłeś.
- Co takiego? – Garret wciąż był niewzruszony.
- On sprzedawał alkohol dzieciom, bo płaciły jak dorośli. A ty wykonujesz zadanie dla każdego kto ci zapłaci. Nawet jeśli wczoraj był jeszcze twoim wrogiem i zabijałeś jego ludzi.
Garret nie odzywał się. Nie było po co.
- Wiem też, że puściłeś tego rebelianta. Nie umiesz kłamać. Gówno mnie obchodzi co miałeś z nim wspólnego. Twoim obowiązkiem jako mieszkańca Ragonii było powstrzymanie go przed dalszymi zbrodniami.
- Patriotyczne gówno śmierdzi i to bardzo. A logiczne jest to, że gównem mnie nie przekonasz.
- Nie. Musiałbym ci zapłacić – krzyknął Korren. Krzyk ten został zgłuszony przez bardzo głośną muzykę.
Garret wstał i przecisnął się przez tłum. Co poniektórych pijaków blokujących mu drogę brutalnie odpychał na boki.
- Chyba trochę przesadziłeś – powiedział Keitel po dłuższej chwili – W końcu tak naprawdę go nie znasz. Oceniasz go tylko po pozorach. A pozory mylą.
Korren nie odpowiedział zbyt zajęty wypijaniem kolejnego kufla piwa.


Galimedes wpatrywał się w swojego przywódcę cały podenerwowany. Nie czuł się tak od czasu gdy zobaczył Garreta. Nie wiedział nawet o tym czy on jeszcze żyje, a tak nagle spotkał go w tej karczmie. Na jego widok natychmiast rzucił się do ucieczki. Dzięki temu ocalił życie. Wcześniej musiał zabić tego zdrajcę. Kiedy wrócił na górę cała trójka była już pocięta z chirurgiczną precyzją. Nie wiedział nawet jak zareagować. Na szczęście został wezwany przez przywódcę. I teraz kiedy stał przed nim ledwo wydukał swoją historię. Przywódca jednak przemówił spokojnym głosem.
- A więc zawaliłeś Galimedes?
Galimedes milczał.
- Możesz milczeć, bo to zbyt oczywiste. Jednak wiedz jedno. Ta misja którą teraz otrzymasz jest ważna. Jeśli jej nie wykonasz jak należy będziesz musiał zapłacić. I to słono.
Galimedes przełknął ślinę i milczał dalej.
- Odbierz ekwipunek i zbierz ludzi. Ruszaj do zamku Delagona i pamiętaj o jednym. Książę Karedii nie może wyjść z niego żywy.
Galimedesowi udało się przełamać nieznośny ścisk gardła i w końcu odpowiedział.
- Zrobię to. Jednak czy nie wywoła to wojny?
Przywódca uśmiechnął się zimno. Ten uśmiech sprawił, że Galimedes był gotów w każdej chwili wybiec z krzykiem. Jednak zachował zimną krew.
- Wojna jest nam bardzo po myśli. Ty załatwisz brudną robotę, a ja odciągnę od ciebie i twoich ludzi uwagę Kręgu. Gra się zaczęła. I wygra tylko jeden. Pozostali gracze zostaną strąceni z planszy razem z ich pionkami.
Galimedes kiwnął głową, odwrócił się i odszedł w kierunku miasta. Cieszył się, że teatr był na świeżym powietrzu. W końcu mógł spokojnie kichnąć. Powstrzymywane kichnięcia są bardzo szkodliwe dla zdrowia. To przeziębienie było winą tamtego posłańca. Na dodatek zużył już chusteczkę i musiał smarkać w palce co napawało go wstrętem. W mieście wykończony zmierzał ku karczmie licząc na to, że znajdzie się jakiś wolny pokój. W końcu zbieraniem ludzi i sprzętu może zająć się jutro. Kiedy zbliżał się do karczmy nagle cofnął się i poszedł w innym kierunku. Poznał Garreta. Nie chciał spotkania z nim w ciemnej uliczce.
Cios został wyprowadzony z cienia. Galimedes uderzył plecami o ścianę. Czyjaś dłoń zacisnęła się na jego krtani. Nie widział twarzy napastnika.
- A teraz opowiesz mi kilka ciekawostek z życia rebeliantów. Prawda? – usłyszał zimny głos. Głos nie uznający sprzeciwu.
Elf domyślił się kim jest napastnik. Jego istnienie wkładał miedzy bajki. Nazywany był Cieniem. Nosi ciemny strój i maskę. Porusza się w ciemności. Żyje w nocy. Każdy przestępca jakiego spotyka zostaje znaleziony martwy. Jest mistrzem w wyciąganiu informacji. I zabijaniu. Raz jest w jednym, a drugi raz w innym mieście lub kraju. Jeżeli ktoś próbował go zdradzić jego dom był podpalany, a sam zdrajca znikał w nieznanych okolicznościach. Czy był on demonem, człowiekiem lub kimś innym nikt jeszcze nie odkrył.
Galimedes wiedział, że nie można sprzeciwiać się legendzie. Powiedział wszystko.
Autor artykułu
wojto16's Avatar
Zarejestrowany: Jul 2007
Miasto: Turośl
Posty: 854
Reputacja: 1
wojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumny

Komentarz Autora
JęzykBrak Informacji
SpójnośćBrak Informacji
KreatywnośćBrak Informacji
PrzekazBrak Informacji
Wrażenie OgólneBrak Informacji
Średnia:0%

Oceny użytkowników
Głosów: 1, średnia: 0%

Narzędzia artykułu

 



Zasady Pisania Postów
You may Nie post new articles
You may Nie post comments
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 22:39.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site
artykuły rpg

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172