Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > Zakątek LI-teracki > Artykuły, opowiadania, felietony > Opowiadania
Zarejestruj się Użytkownicy Oznacz fora jako przeczytane


komentarz
 
Narzędzia artykułu Wygląd
<!-- google_ad_section_start -->Tłum<!-- google_ad_section_end -->
Tłum
Autor artykułu: Szarlej
26-08-2008
Tłum

Tłum. Ludzie są wszędzie, otaczają mnie. Jak morze. Idą jezdnią. Nie, idziemy jezdnią. W końcu jestem tłumem. Jestem jednym z wielu. Otrząsam się i próbuję nie wsłuchiwać się w dziwną pieśń. Nie potrafię rozpoznać języka. Zresztą nic dziwnego władam tylko angielskim. Ruda na pewno go zna. Przedzieram się do przodu. Odpycham ludzi, którzy jak w transie powtarzają słowa pieśni i trzymają kurczowo świece. Nie są to jakieś specjalne świece, każdy prawie ma inną. Efekt byłby niepowtarzalny gdyby nie elektryczne oświetlenie lamp, które dobrze oświetlają ludzi i mijane budynki. Podniosłem oczy ku niebu, księżyc w pierwszej albo w trzeciej kwadrze. Nigdy nie pamiętam, która to która. Michael mówił, że takie położenie najbardziej sprzyja rytuałom. Ciekawe czy naprawdę istniej magia? A może to tylko jakieś sztuczki? Podczas przedzierania prawie się na czymś wywaliłem. Przed stratowaniem uratowało mnie to, że chwyciłem się kogoś za ramię. Tamten już był w transie, nie zauważył tego, ze go złapałem. Spojrzałem pod nogi. Włosy, ludzkie rude włosy, które rozpoznałbym wszędzie. Zwymiotowałem, na ziemię, ludzki skalp. Zrobiło mi się słabo. Przed oczyma pojawiły się czarne plamki. Wiedzieli o Rudej. Wiedzą o mnie i o Benie. Pokonując mdłości kontynuowałem marsz. Prawą ręką rozpiąłem kurtkę i wyciągnąłem pistolet. Odbezpieczyłem w momencie w którym ujrzałem następną rzecz, która mnie przeraziła. Ben szedł wraz innymi w jednym tempie. Wzrok miał utkwiony przed siebie. Ręce kurczowo trzymały białą świecę do której ktoś przyczepił kartkę. Pomagając sobie rękojeścią pistoletu podszedłem do niego, pomachałem mu ręką przed oczami. Nic. Powinienem go zastrzelić. Taka była umowa jak komuś z nas stanie się to, drugi go zabije. Nie miałem na to sił. Nie mogłem zabić kumpla z dzieciństwa. Znałem go najdłużej, dłużej niż Rudą, dłużej niż Barryego. Dodatkowo nie wiedziałem czy po strzale wszyscy nie rzucą się na mnie. A musiałem teraz zabić MacLeod’a. Za Barryego, który zginął we własnym mieszkaniu, na kiblu, za Rudą, która szpiegowała ale ją wykryli, za Bena, który skończył jako jeden z nich. Zostawiłem Bena za plecami, nie odrywając kartki i kontynuowałem przepychanie się.
-Archer.
Mimo, że moje nazwisko zostało wypowiedziane szeptem usłyszałem je przez śpiew, odwróciłem się. Ludzie za mną omijali szerokim łukiem niskiego mężczyznę. Niższy ode mnie o głowę, szeroki w barach, łysy. Ubrany w ciemne, czarne ubranie. Ręce trzymał w kieszeniach. Czułem się przy nim dziwnie, podobnie jak przy Michaelu, który mówił, że to oznacza człowieka władającego magią. Widać Terry MacLeod był adeptem. Mój przeciwnik stał przede mną i najwyraźniej na cos czekał. Czułem narastający gniew, chciałem podnieść spluwę i odstrzelić mu łeb. Wiedziałem od Michaela, że można wywołać emocje magią. Nauczył mnie je kontrolować. Co prawda ja nauczyłem tego Bena, Barryego i Rudą a im się to nie przydało. Może byłem gorszym nauczycielem od młodego maga? Opuściłem broń. Uśmiech na twarzy Terrego znikł.
-A więc on ciebie nauczył obrony. Nie masz zdolności, możesz co najwyżej obronić się przed prostymi atakami.
Milczałem, milion myśli biegało mi po głowie. Ale które są moje? Co zrobić? Strzelę, tłum się na mnie rzuci. Nie strzelę, również mogę zostać rozszarpany, do tego wypuszczę człowieka, który zabił Rudą i Barryego, który zniewolił Bena. Człowieka, który może być drugim Hitlerem.
-Tak masz rację jak mnie zabijesz, ty również zginiesz. Ale czy popuścisz mi? Zabiłem twoich przyjaciół. Żaden z nich nie zginął bezboleśnie.
Tym razem z własnej woli wycelowałem do niego. Ale czy na pewno? Obraz zaczął mi się rozmazywać. Czy to ja się chwiałem czy świat. Kciuk niechętnie przełączył na krótką serię. Palec wskazujący z oporem większym niż zazwyczaj ściągnął spust. Ponoć kuli, która Ciebie trafiła nie słyszysz. Kula i ból są szybsze od dźwięku. Mimo, ze ja nie oberwałem nie usłyszałem wystrzału. Terry padł na ziemię. Martwy. Znów zacząłem normalnie widzieć i czuć. Śpiewy ucichły. Sekunda ciszy. I śmierć. Wszyscy się na mnie rzucili. Bili, drapali, szarpali. Powietrze rozdarł krzyk. Nie jeden wiele, ponad wszystkie krzyki wściekłości wybił się krzyk bólu. Mój krzyk. MacLeod się uśmiechał, żył. Tylko go drasnąłem. Ben również biegł w moim kierunku. Czy to on mnie zabije? Oby śmierć nastała szybko. Ból był nie do wytrzymania. Leżałem, nie miałem jak się bronić. Huk wystrzału. Ben z wyciągniętą bronią i Terry bez głowy. Dalej nie czułem nic. Zamknąłem oczy. Pod powiekami widziałem twarz. Białe włosy, ściągnięte w kucyk, okulary. Michael śmiał się. Potem umarłem.
Autor artykułu
Szarlej's Avatar
Zarejestrowany: Feb 2007
Posty: 3 184
Reputacja: 1
Szarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputację

Oceny użytkowników
 
Brak ocen. Dodaj komentarz aby ocenić.
 

Narzędzia artykułu

komentarz


Narzędzia artykułu
Wygląd

Zasady Pisania Postów
You may Nie post new articles
You may Nie post comments
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 23:13.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site
artykuły rpg

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172