Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > Zakątek LI-teracki > Artykuły, opowiadania, felietony > Opowiadania
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia artykułu Wygląd
<!-- google_ad_section_start -->Kusiciel Losu<!-- google_ad_section_end -->
Kusiciel Losu
Autor artykułu: Alaron Elessedil
17-09-2008
Kusiciel Losu

Kusiciel Losu


Słoneczna jesień oblała ciche, jasne miasteczko. Mieszkańcy nie byli najbogatszymi ludźmi, jednakże cieszyli się życiem jak nikt inny. Gdy tylko ich pola obrodziły w zboża, zaś pola w owoce oraz warzywa, każdy mieszkaniec był nimi obdarowany, bowiem żyli oni samowystarczalnie.
Gdy tylko do jakiegoś domu zajrzał głód, następnego dnia każdy przynosił coś od siebie, by poratować przyjaciela w potrzebie. Kiedy odbywał się pogrzeb, całe miasteczko płakało wraz z rodziną, modląc się nad grobem.
Powodem takiej bliskości był rozmiar miasteczka, które było tak małe, że z jednego końca na drugi wystarczyło dziesięć minut drogi, przez co każdy znał każdego tak dobrze, jakby przez całe życie mieszkali pod jednym dachem.
Poniekąd właśnie tak było, gdyż czym innym było ich miasto jak nie jednym wspólnym domem, zaś małe domki były jedynie pokojami w wielkim domu. Ulice były korytarzami.
Żyli jednak na uboczu, z dale od cywilizacji wielkich miast. Podróżni przejeżdżający od czasu do czasu byli postrzegani jako wrogie istoty i w końcu wyjeżdżali pospiesznie. Wszyscy, którzy stamtąd wyszli powiadają, że to miasto jest przeklęte...

-Gdzie pan jedzie?-zapytał wysoki mężczyzna z brodą, klepiąc swojego konia po szyi. Miał na sobie długi, brązowy płaszcz oraz kapelusz na głowie.
-Do miasta, do domu. Panie, już nie mogę się doczekać kiedy zobaczę swojego syna! Jest tak podobny do swojej matki! A moja żona! Panie, jak szliśmy do ślubu to miałem autentyczne wrażenie, że to sam Anioł spod skrzydeł Najwyższego zstąpił prosto do mnie! Miałem ochotę klęknąć przed nią i krzyżem i nie wiedziałem do którego mam się modlić! A pan gdzie jedziesz?-zapytał drugi w brązowej kurtce, jadący na białym koniu.
-Tu przed nami jest takie miłe miasteczko...-zaczął, lecz drugi spojrzał na niego jak na wariata.
-Panie, pan chyba nie wiesz wszystkiego. Opowiem pewną historię, którą opowiadał mi sam mój teść, który zatrzymał się tam na noc. Podobno kiedyś pewien czarnoksiężnik zatrzymał się tam, lecz ludność była dla niego nieprzyjemna i za samą taką błahostkę rzucił na mieszkańców klątwę. Od tej pory co noc stają się upiorami, które żywią się ludźmi-mówił ze zgrozą w głosie, na co mężczyzna w płaszczu uśmiechnął się.
-Ja się zjaw nie boję. Poza tym wie pan, ja zasadniczo w takie rzeczy nie wierzę-uśmiechnął się pobłażająco.
-Rób ran co chcesz, ale pamiętaj, ja ostrzegałem-powiedział uśmiechając się współczująco.
-Tutaj nasze drogi rozejdą się. Życzę panu, żebyś pan wyszedł cało z tego miejsca. A może pan pojedzie ze mną?-zaproponował.
-Dziękuję za ostrzeżenie i propozycję, jednakże, pan wybaczy, nie skorzystam. Z nastawienia sądzę, że ze mną pan się nie wybierze?-zapytał.
-O nie, dziękuję, nie mam zamiaru kusić losu. Życie mi miłe!-uśmiechnął się.
-W takim razie życzę miłej podróży i szybkiego zobaczenia z rodziną panie...
-Iverin Wolagat-wyciągnął rękę, którą mężczyzna w kapeluszu uścisnął:
-Velian Leriso. Do zobaczenia zatem!-przedstawił się i zdejmując kapelusz pożegnał się.
-Velianie! Jeżeli nie chcesz mnie posłuchać i ominąć miasto, dam ci jeszcze jedną radę. Zastaw drzwi komodą i łóżkiem, a okno szafą, ale poproś pokój bez okien. Zarygluj drzwi, zastaw je wszystkim, czym się da i nabij bronie. Przydadzą się. Konia możesz zostawić spokojnie, ale w razie problemów szybko wskakuj na niego i odjeżdżaj. Poza miastem klątwa podobno nie ma władzy, ale uciekaj wtedy byle dalej. Tej rady posłuchaj. Bądź zdrów!-powiedział śmiertelnie poważnie, po czym odjechał.
Może rzeczywiście lepiej nie ryzykować-zastanowił się Leriso.
-Bujda!-warknął, poganiając konia.

Do miasteczka Velian dojechał przed wieczorem. Nie marzył o niczym innym niż łóżko, wieczerza i sen. Miał zamiar już następnego dnia jechać do tego samego miasta, gdzie dom miał Iverin.
Wjechał przez bramę główną i już od progu wszyscy patrzyli na niego spode łba. Podjechał do karczmy, gdzie przywiązał wierzchowca do poręczy, gdzie miał swobodny dostęp do koryta z wodą oraz owsem, po czym wszedł do karczmy.
Otworzył drzwi, a od wejścia towarzyszyły mu wrogie spojrzenia. Wszyscy jak jeden mąż przestali się śmiać, żartować. Veliana aż przeszły ciarki na widok wszystkich tych spojrzeń, lecz podszedł do barmana z uśmiechem na twarzy.
-Witaj przyjacielu! Byłbym wdzięczny za jakiś pokój, ale prosiłbym o taki bez okien. To nie daje mi zasnąć, gdyż uwielbiam patrzeć w niebo. Ponadto prosiłbym o wieczerzę. Ile się należy?-wyciągnął sakiewkę.
-Dwie sztuki złota-mruknął.
-Tanio tu macie-zaśmiał się, wyjmując dwie monety. Dziwne było to, że karczmarz nawet nie spojrzał na pieniądze, z czego, co jeszcze dziwniejsze, wziął jedną, dalej patrząc wrogo na przybysza.
-Panie karczmarzu, mówił pan dwie, a wziął pan jedną-rzekł zaskoczony.
-Ach... Racja-warknął, zabierając drugą monetę i rzucił klucz, który Leriso złapał w locie, po czym skłonił głowę i skierował się do pokoju.

Leżał spokojnie w pokoju bez okien, zastanawiając się nad ludźmi z miasta. To, że byli niemili nie znaczy, że są przeklęci. Widział już wielu ludzi, którzy byli wyjątkowo nadętymi bufonami i żaden z nich nie był przeklęty. Różnica polegała na tym, że tam były antypatyczne jednostki, a tutaj, całe miasto.
Rozmyślenia przerwało pukanie do drzwi.
-Proszę!-zawołał, zaś do pokoju weszła kelnerka.
Może tu być przyjemniej niż myślałem-uśmiechnął się do siebie, patrząc na figurę kobiety.
-Proszę postawić to na stoliku-powiedział, a kiedy to uczyniła, zamierzała wyjść.
-Czy mogłaby pani potowarzyszyć mi przez jakiś czas?-zapytał, a ona uśmiechnęła się słodko. Jej blond włosy spływały kaskadą na twarz, zasłaniając ją w dużym stopniu.
-Oczywiście-powiedziała, zamykając drzwi, po czym usiadła przy nim, obejmując go, a kiedy zobaczyła zaskoczenie na jego twarzy, powiedziała:
-Przecież o to ci chodziło-uśmiechnęła się zalotnie, kładąc go na plecy. Velian spokojnie poddał się, zamykając oczy. Czuł dłonie wodzące po ciele, gdy nagle coś podpowiedziało mu, że jest coraz gorzej. Ale jak jest gorzej, kiedy on czuł coraz większą przyjemność. Ciepło rozpływało się po ciele, ale to coś nie dawało mu spokoju. Nagle przypomniał sobie ostrzeżenia Iverina. Otworzył powoli oczy i zobaczył jak chwyciła jabłko, w które wbiła swoje białe zęby.
Velian uśmiechnął się, gdy nagle przez jego umysł zaćmiony podnieceniem, przebiła się się jedna myśl, na którą otworzył szeroko oczy.
-O kur...-nie zdążył skończyć, gdyż zrzucił z siebie dziewczynę, , dopadając do płaszcza, skąd wyjął szybko broń. Nie wiele przymierzając wypalił. Rozległ się huk wystrzału, zaś kula trafiła kelnerkę prosto w głowę. Padła bez życia z oczami pełnymi zaskoczenia.
Leriso szybko pchnął szafę, zastawiając nią drzwi, po czym odetchnął głęboko.
-Kuszę los, oj kuszę. Cholera blisko było-powiedział, śmiejąc się do siebie, po czym podszedł do martwej kelnerki i otworzył jej usta. Miała nienaturalnie długie kły. Przeklęta.
Szybko zaciągnął ją w róg pomieszczenia, szybko nabijając broń oraz strzelbę. Ponadto wyjął rapier, kładąc go na łóżku wraz z amunicją. Za chwilę rozległo się uderzenie.
-Te gówniane drzwi ze sklejki nie wytrzymają tego długo-rzekł do siebie, czekając na pierwszych ze strzelbą w dłoniach. Za chwilę drzwi ustąpiły, lecz przeszkodą stała się szafa. Mężczyzna przezornie otworzył drzwi mebla, a kiedy tylko pojawiło się w niej pierwsze ciało przeklętego, Velian nacisnął na spust, strzelba wypaliła, a pierwszy przeklęty padł. W luce jaka powstała zobaczył wszystkich mieszkańców miasteczka. Wypalił po raz kolejny i szybko złamał broń, wkładając kolejne dwa naboje. Nacisnął spust raz, drugi.
Nie wystarczy amunicji. Nie zdążę przeładowywać i ładować-pomyślał wypalając po przeładowaniu.
Nie zdążę-pomyślał...

Legendy głoszą, że rano miasteczko płakało. Płakało nad przeklętymi duszami, które muszą co noc stawać się pasożytami, żebrakami krwi i ciał ludzkich. Nad duszami ludzi, którzy przez jednego człowieka, stali się przeklętymi.
Według legend, tego ranka z miasta wyjechał na koniu wysoki, brodaty człowiek w długim płaszczu i z kapeluszem na głowie. Nosił ślady podrapań, zaś z jego rapiera ściekała świeża jeszcze krew przeklętych.
Legendy twierdzą, że całe miasto zostało wybite do nogi, a w nocy duchy przeklętych nawiedzają jeden tylko pokój bez okien. Pokój, w którym drzwi zastawione były szafą...
Autor artykułu
Alaron Elessedil's Avatar
Zarejestrowany: Apr 2007
Posty: 4 306
Reputacja: 1
Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację

Oceny użytkowników
Język
86.6%86.6%86.6%
4.33
Spójność
86.6%86.6%86.6%
4.33
Kreatywność
73.4%73.4%73.4%
3.67
Przekaz
80%80%80%
4
Wrażenie Ogólne
66.6%66.6%66.6%
3.33
Głosów: 3, średnia: 79%

Narzędzia artykułu

 



Zasady Pisania Postów
You may Nie post new articles
You may Nie post comments
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 17:00.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site
artykuły rpg

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172