lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Opowiadania (http://lastinn.info/opowiadania/)
-   -   Globalny Terror - Różowy balonik (http://lastinn.info/opowiadania/6195-globalny-terror-rozowy-balonik.html)

Niles Elmwood 25-09-2008 09:49

Globalny Terror - Różowy balonik
 
Suchy wiatr gonił brudne kłęby chmur po niebie.
Żółta plama w zenicie, jak nisko-watowa żarówka, bladym blaskiem spoza zasłony dymnych obłoków, oświetlała spory obszar miasta, żółtawą poświatą jakby niespełnionego wschodu słońca.
Ruiny miasta, choć przypominały przepastne wysypisko śmieci, to jednak sporo większych budowli ocalało.
Wyrastały z kupy gruzów budynki prawie zupełnie pozbawione elewacji, odsłaniając nagie szkielety konstrukcji. Niektóre gapiły się czernią okiennych oczodołów na szare cmentarzysko miasta. Inne, zastygłe w dziwacznej pozie, chyliły się wykrzywione w groteskowych pozach.
Ulice, niegdyś pełne życia i gwaru, dzisiaj tonęły zasypane w gmatwaninie pogiętych blach, betonu i stali.

Jacques siedział wygodnie po turecku, plecami oparty o dach przewróconego autobusu.
Kredowo-blada cera i śnieżnobiałe włosy, brwi i rzęsy kontrastowały z czerwonawymi oczami chłopca.
Szorstką skórę chudych rąk i twarzy pokrywały, widoczne z bliska, małe pęcherzyki i blizny.
Mimo tego, nie była to twarz brzydka, lecz inna. Można w niej dostrzec było zaklęte, wrodzone, dziecięce piękno, którego zniekształecenia i choroby nie zdołały zatrzeć.
Ubrany był w dziwaczny strój, złożony z połączonych w jedną całoć strzępów trudnych do rozpoznania kolorów ubrań. Na nogach miał, za duże o dobrych pięć numerów, wojskowe kamasze.
Chłopiec nie wyglądał na więcej jak dwanaście lat.

Siedział nieruchomo, jakby na coś czekał.
Gdyby nie mrugnięcia i przenoszenie zawieszającego się na panoramie miasta wzroku, mogłoby się zdawać, że chłopak śpi z otwartymi oczyma.
Po jakim czasie rozprostował nogi, jakby zawiedziony czy znudzony bezczynnością.
Od niechcenia, szybkim ruchem złapał chowającego się pod kamień czarnego żuka. Chrzęcił i chrobotał pod energicznymi ruchami chłopięcych szczęk.
Cisza.
Włożył rękę pod spodnie i po chwili przymknął oczy. Taniec drgających powiek zakończył się w zupełnie nieoczekiwanym momencie.
Coś przykuło uwagę chłopaka. Przekrzywił głowę jak pies nastawiający uszu na dzwięki, których człowiek jeszcze nie rejestruje.
W kilku skokach dobiegł do dość sporego kopca gruzu, usypanego między dwoma fragmentami muru, pozostałościami po sąsiadujących kiedyś budynkach.
Między kawałkami cegieł leżała półmetrowa, powyginana rura drenarska, zakończona klapką z uplecionych w siatkę drutów.

Jacques zwinnie zeskoczył w zacieniony zaułek, gdzie leżał przedmiot, w którym coś się kotłowało.
Podniósł prowizoryczną pułapkę obiema rękoma do wysokości twarzy i z szerokim uśmiechem zajrzał do środka.
Pisk i szamotanie ustało, a z ciemności końca rury świeciły dwa punkciki szczurzysz ślepi.
Chłopak chwycił tubę pod pachę i postawił pierwszy krok potężnego kamasza na betonowym gzymsie, gdy coś niesamowitego ukazało się jego oczom.
Na tle zastygłych w przerażeniu budynków, wśród bladych promieni zimnego słońca, delikatnie podrywany przez podmuchy wiatru, unosił się różowy balonik.

Jacques, którego w jego krótkim życiu, jakby niewiele mogło już zaskoczyć, stał jak zaklęty ze zdziwioną miną. Wstrzymał oddech i znieruchomiał. Pułapka z nieszczęsnym szczurem potoczyła się obok.
Poczuł jak zaczyna go ogarniać zapomniane już dawno uczucie.
Z początku zaczęło tlić się delikatnie. Czuł jak robi mu się coraz cieplej, ciarki przeszły mu po plecach, a serce zaczęło bić szybciej, piekąc przy tym coraz bardziej. Uczucie z początku nieśmiałe, przebijając się przez pokłady wypartej ze świadomoci przeszłości, coraz więcej pochłaniało chłopca, przynosząc razem ze szczęciem, ból wspomnień.
Z drgającą dolną wargą rozdziawionych ust, jak zaczarowany, ze wzruszonym wzrokiem, powoli nabierając rozpędu, zaczął przedzierać się przez głazy i zimne chropowate płyty. Nie zważał na ranione podczas wspinaczki dłonie.
Zdawało się jakby chłopiec słyszał jakiś głos wewnątrz siebie.
Czerwone oczy, napełnione łzami, uroniły duże kople, które powoli płynęły po jego umorusanej buzi.

Stał na środku ulicy, z rozwianymi na wietrze mlecznymi włosami, pod unosząco-opadającym balonikiem.
Dopiero wtedy zauważył żyłkę.
Nie zdąrzył do końca odprowadzić jej wzrokim, gdzie uwiązana była do połamanego słupa latarni.
Reszta potoczyła się jak w przyśpieszonym filmie.

Zanim zorientował się co się stało, człowiek szczelnie zakryty białym kombinezonem, w masce przeciwgazowej, ciężko dysząc pochłaniaczami, solidnie wiązał mu ręce w przegubach.
Z twarzą przyciniętą do gruzów, czuł jak kolano dorosłego brutalnie wbija mu się między łopatki.
Zaciskając oczy i zęby cicho zajęczał z bólu.
Mężczyzna zarzucił mu czarny worek na głowę.
Później usłyszał świst i odłos miękkiego uderzenia.
Kolejny świst przeciął powietrze. Stłumiony krzyk.
Przez moment nic się nie działo.
Jacques pogrążony w ciemnościach, nie bardzo wiedząc co się dzieje, wijąc się na ziemi, próbował wydostać się z worka.
Usłyszał kroki. Wiele nadbiegających par butów.
Udało mu się przewrócić na plecy. Przerażony dyszał ciężko i chciał się skulić jak najbardziej na ziemi. Oczekując najgorszego zaczął płakać.

Ktos zerwał mu worek z głowy.
Nad sobą zobaczył stojacych w półkolu takich jak on, pozbawionych pigmentu oberwańców.
Patrzył po znajomych bladych buziach, a jego zapłakana twarz rozjaśniła się jeszcze bardziej, w przypływie niepohamowanej radości. Zaczął się śmiać, a gromada dzieciaków razem z nim. Jeden z malców, najmniejszy ze wszystkich, siedmio-osmiolatek z jednym okiem, pokaźnych rozmiarów ostrzem kuchennego noża przeciął więzy.

Jacgues zerwał się na nogi i razem z resztą bandy, przyglądał się z góry leżącemu z metalową strzałą w brzuchu człowiekowi.
Przerażone oczy mężczyzny powiększały się ze strachu coraz bardziej w okrągłych otworach maski. Oburącż trzymał się zakrwawionymi rękawicami za miejsce, w którym tkwił pocisk.
Musiało boleć. Zwijał się jak wąż na plecach, błagalnym wzrokiem biegając od twarzy do twarzy. Od dziecka do dziecka. Spotkał się tylko z niewinnym zaciekawieniem.

Nieopodal leżał nieruchomo drugi z napastników. Z głową w niewielkiej czerwonej kałuży, przebrany był w taki sam biały skafander jak jego ranny towarzysz. Kamienny grot strzały wystawał mu z przebitej szyji.
Na rozwartej ręce trupa spoczywał pistolet, który energicznie podniosła chuda, piegowata dziewczyna. Oglądając go dokładnie z każdej strony, dumnie wsunęła sobie zobycz za, podtrzymujący za duże ogrodniczki, męski pasek.

- Co z nim zrobimy? - zapytał cieniutko ośmiolatek, łypiąc do góry niebieskawym okiem na stojącego obok, uwolnionego chłopaka.

Jacgues nie odpowiedział. Zamist tego wyciągnął rękę po broń, lecz dziewczyna z grymasem złości uderzyła go po dłoni. Chłopak ponowił próbę, podnosząc jedną brew w niemej prośbie pytającego spojrzenia.
Dziewczyna była jego wzrostu, jednak wyglądała na starszą od wszystkich. Byłaby piękna, gdyby nie piegi, które były niczym innym jak wysypką małych, ropiejących wrzodów.
Z niechęcią kiwnęła głową pozwalając chłopakowi odebrać broń.

Lufa Brigadiera stuknęła lekko w zaparowaną, plastikową szybkę przeciwgazowej maski.
Chłopak popatrzył prosto w oko ciężko oddychającego meżczyzny, który nawet przestał już się ruszać, jakby całkiem zapomniał o sterczącej z brzucha strzale.
Był młody, miał dwadziecia parę lat.
Jacgues długo przygladał się swojemu byłemu napastnikowi.

Mrugnął dopiero z hukiem wystrzału.
Okrzyki wiwatujacej radosci wypełniły okolicę. Dzieci wymachujac łukami, dzidami i rękoma, skakało dookoła dwóch nieruchomych ciał.
Wiedziały, że przez kilka następnych dni nie będą zasypiały głodne.
Dziewczynka biegła pierwsza wymachując nad głową nową, błyszczącą zabawką.
Jacgues pobiegł w stronę latarni.

Pochylające się nad ruinami słońce, ostatnimi promieniami odprowadzało znikającą w podskokach, rozbrykaną gromadkę.
Niemal całkowicie już pogrążone w ciemnościach miasto, zamrugało zapalającymi się w odległych, odosobnionych miejscach, małymi ognikami.
W kierunku osamotnionego, górującego nad okolicą Łuku Triumfalnego, płynął po niebie, podskakując wesoło różowy balonik.

merill 25-09-2008 11:18

Świetne opowiadanko, kolejne jak widzę do realiów "Globalnego terroru"? Swoją drogą planujesz wznowienie tego settingu?

Niles Elmwood 25-09-2008 15:43

Dzięki merill. :)
Masz na myśli sesję? Raczej w najbliższej przyszłości niestety nie.
O świecie sobie myślę czasami. Zwłaszcza gdy coś lub ktoś mnie gdzieś zainspiruje, to pojawiają się nowe pomysły. Jednak taki, zdawałoby się kolejny, mało odkrywczy setting, to temat rzeka. Pochłania i tak zdecydowanie zbyt dużo czasu. ;)

Latilen 26-09-2008 20:37

Niles widzę reklamę sobie przez PW robisz ;P Jak mi brakuje tego Twoje settingu, że aż nostalgia bierze, kiedy pojawiają się takie luźne dodatki. Ale poczekam - może się doczekam reaktywacji GT.

Co do opowiadania, bardzo lubię te niespodziewane rozwiązania, po chwili zaskoczenia. I ten różowy balonik. Przetrwają najsilniejsi. Aż strach się bać!

PS. Nie mogę się doczekać kolejnego kawałeczka ;]

Niles Elmwood 27-09-2008 02:28

Reklamę również, ponoć miałem dać komuś coś znać ;)
Dzięki! Wiedziałem, że Ci się spodoba :P

pozdrawiam!


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 13:58.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
artykuły rpg


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172