Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > Zakątek LI-teracki > Artykuły, opowiadania, felietony > Opowiadania
Zarejestruj się Użytkownicy

« On | Belleteyn. »

komentarz
 
Narzędzia artykułu Wygląd
<!-- google_ad_section_start -->Opowiadania Jesiennego część pierwsza<!-- google_ad_section_end -->
Opowiadania Jesiennego część pierwsza
Autor artykułu: Minty
30-12-2009
Opowiadania Jesiennego część pierwsza

Rapsodia Węgierska, czas wstawać. Automatycznie sięgam po telefon i wyłączam budzik. Podnoszę się i wykonuje typowe poranne czynności: idę do kibla, myję się, ubieram, pospiesznie zjadam jajko i kawałek kiełbasy, nic, o czym warto by wspominać. Dzisiaj nie jest inaczej. Preferuję raczej ustabilizowany tryb życia i każda niekonieczna zmiana w moim rozkładzie dnia wydaje mi się czymś absolutnie niepotrzebnym.
Brudny talerz wrzucam do zlewu, wymyję później. Z resztą, pewnie i tak tego nie zrobię. Zlewozmywak pełen utytłanych naczyń stał się jakoby elementem wystroju tego pomieszczenia, a w dodatku, kto się tym w ogóle przejmie? I tak panuje tu taki burdel, że jeden talerz w te, czy we w te nie czyni nikomu żadnej różnicy. Zacznę po sobie sprzątać, kiedy w kuchni będzie czysto. A jak na razie sytuacja przedstawia się zupełnie odwrotnie. Białe firanki biel mają już chyba tylko w nazwie, nie pamiętały by o niej nawet gdyby potrafiły cokolwiek zapamiętać... To samo tyczy się szafek, też pokryły się żółtym papierosowym nalotem.
Wygląda na to, że moje kapcie bardzo polubiły szare linoleum wyłożone na podłodze. Zdawać się może, że linoleum także nie pozostaje obojętne wobec piankowych klapków z hipermarketu, które mam na nogach. Uczucie obustronne, czy nie, pewne jest, iż tragiczne. Z trudem odrywam nogi od podłoża.
Obmacuję się po kieszeniach, aby sprawdzić, czy niczego nie zapomniałem. Jest wszystko. Ostatni rzut oka na kwiatki i mogę wychodzić. Drzwi zamykam na klucz.
W przedpokoju mijam się z Izą. Bez makijażu nie wygląda tak oszałamiająco jak zazwyczaj, ale i tak nie jest brzydka. Przydługi T-shirt, w którym moja współlokatorka zwykła sypiać ledwo zakrywa jej zgrabną pupę. Nie mam czasu zastanawiając się, czy ma na sobie majtki? Z resztą, ona i tak dziwnie się ode mnie dystansuje. Uśmiecham się do niej i wymieniamy wzajemne czci. Dziewczyna odwraca się i człapie z powrotem do swojego pokoju, głośno klaszcząc bosymi stopami o gołe panele. Wychodzę.
Robotę zazwyczaj zaczynam wieczorem, a nawet w nocy. Nie mam pojęcia, co skłoniło Jankiewicza do wezwania mnie tak wcześnie. Nawet, gdyby się porządnie wnerwił, powinien odczekać do popołudnia. To rozsądny gość. Jednak nie zaczekał i powodów dowiem się tylko, jeżeli sam go o nie spytam. Przekręcam kluczyk w stacyjce. Nie ma na co czekać.


Jedenasta w nocy, jakiś obskurny bar ze striptizem na jeszcze bardziej obskurnym ruskim zadupiu. Zapach, który panuje w pomieszczeniu jednoznacznie sugeruje, kto aktualnie tutaj przebywa. Stare dziady, które cały dzień „przepracują" pod sklepem, wypraszając o rubelka na wino, a którzy pieniądze na to, żeby sobie popatrzeć pokradli styranym babom, swoim żonom. Atmosfera taka, że dostać tu w mordę to tylko kwestia czasu. Nie ważne, kim jesteś, jakie masz poglądy, czy skąd przybywasz. Z czasem oberwie się i tobie.
Na scenie wije się aktualnie jakaś kobieta. Typowa, prowincjonalna Rosjanka, którą zastać można w takim miejscu, żadna z niej piękność. Krótkie, farbowane włosy, nieciekawa twarz pokryta nieumiejętnie nałożonym, tanim pudrem, mającym pewnie zakryć fioletowy siniak obok lewego łuku brwiowego. Wałeczki tłuszczu tu i ówdzie, ładna pupa i nijakie nogi. Owłosienie łonowe całkowicie wydepilowane. Zwyczajna ruska kurwa.
Fakt, że godzina była już stosunkowo późna, a tutejsza elita społeczna jeszcze nie zawitała w klubie, nie był dla Lisiewskiego żadną niespodzianką. Mężczyzna spokojnie jadł grochówkę i popijał oranżadą. Piwo dawali tu całkiem niezłe, ale dzisiaj wolał być kompletnie trzeźwy.
Niedługo zamykają. Napalone i pijane dziady wrócą pewno do swoich chat, aby poużywać nieco pięści i kopniaków na żonach. Ci młodsi czy partnerki chcą, czy nie, pewnie będą dzisiaj baraszkować. Co kraj, to obyczaj. Tutaj zaś, kiedy alfons zamyka główne drzwi na kłódkę, a nieliczne dziewczyny udają się do domów, otwiera się pozornie najzwyklejszy, rosyjski burdel, tyle że w myśl zasady, że im więcej, tym lepiej, połączony z targiem żywego towaru. Raz w miesiącu, do tego małego miasteczka przybywały wielkie osobistości tutejszego półświatka. Czarne Audi, czasami BMW, czy Mercedesy, najwyżej dwudziestoletnie, parkowały z tyłu budynku klubu. Policja wiedziała o całym procederze i w ostatecznym rozrachunku nie można jej przecież nic zarzucić, bo w końcu kto zadziera z mafią?
Na zapleczu budynku klubu, podstarzali panowie z nadnaturalnym przyrostem ambicji zbierali się w niedużej salce, urządzonej na kształt widowni. Przed kupcami prezentowano towar – naćpane dziewczyny, często ledwie szesnasto-, czy siedemnastolatki. Wszystko jak na tanim filmie sensacyjnym. Brakowało jeszcze tylko napakowanego zabijaki, który w pojedynkę rozniósłby całą tą budę i wyratował jakąś panikę z rąk starego mafiosa.
Targ, był to jednak rodzaj rozrywki jedynie dla wybranych.
Sprawa burdelu wyglądała inaczej. Tutaj mógł zawitać każdy, kto spełnił dwa podstawowe wymogi: miał pieniądze i nie śmierdział za bardzo. No i interes się kręcił.
Kiedy z powodu niczym niewytłumaczonej absencji tutejszej elity, burdel świecił pustkami, a prostytutki, te stare wyjadaczki, dla zabicia czasu szydełkowały, albo czytały gazety, w sali licytacyjnej, po drugiej stronie budynku, panowało wielkie pobudzenie. Aukcja trwała w najlepsze.
Lisiewski, który przybył tutaj na małe zakupy do swojego nowo otwartego klubu w Krakowie, był już w posiadaniu jednej dziewczyny. Przyjechał jednak po dwie.
Na środek sali wprowadzono nagą panienkę. Na oko miała jakieś dwadzieścia lat. Narkotyk podziałał na nią szczególnie mocno, bo kiedy tylko znalazła się w oświetlonym pomieszczeniu, z rozmachem zwymiotowała na podłogę.
Była jakaś inna, nie wyglądała jak poprzednie, jak małoletnia dziwka, która dała się złapać, ponieważ rozłożyła nogi nie przed tym, przed którym powinna. Tamte miały po prostu pecha, z tą było coś inaczej.
Rude, zdaje się, że naturalne loki, wskazywał na to kłębek ryżych włosów między udami. Zgrabne, ale krótkie nogi, ładne pośladki i figura, małe piersi i stopy, ogólnie bardzo proporcjonalne ciało. Twarz ciekawa, całkiem ładna, na swój sposób niewinna, oczy intensywnie błękitne. Nie jest to może bogini seksu, ale na dziewczynę z górnej półki się nada. W końcu nie każdy lubi wyuzdane kobiety. W dodatku motto każdego dobrego alfonsa powinno brzmieć: dogodzić każdemu, kto dobrze za to zapłaci. Lisiewski nie miał w swoim burdelu tylko facetów. Nie tolerował pedałów.
- Cena wywoławcza to dwa tysiące dolarów. – Ciekawe, że w duchu ogólno panującego euro entuzjazmu, jeszcze nie przerzucili się na walutę Unii.
- Trzy tysiące. – Jakiś łysy wąsacz w kącie sali najwidoczniej także poddał się czarowi tego młodego rudzielca.
- Trzy i pół. – Lisiewski liczył na to, że licytacja zakończy się przed pięcioma tysiącami. Miał tylko tyle.
- Cztery. – Groteskowo umięśniony macho z tylniego rzędu włączył się do licytacji.
- Pięć. – Stary nie ustępował.
- Sześć. – Odpowiedź macho była krótka i zdecydowana.
Dziewczyna zdążyła w tym czasie wywrócić się kilka razy i zwymiotować jeszcze raz. Fakt, że znajdując się tutaj w ogóle miała czym rzygać był naprawdę zdumiewający.
- Daję… sześć i pół. – Stary najwidoczniej sięgał już dna kieszeni.
- Siedem, dziadku. – Macho z tryumfalnym uśmiechem podał ostateczną cenę.
- Daję pięć… - Lisiewski musiał mieć tą małą. Nie wiedział dlaczego, ale musiał.
- Dał siedem, schlałeś się, czyś głuchy? – Licytator spojrzał na Lisiewskiego zdziwiony.
- …pięć i tą pannę, co ją kupiłem przedtem. Razem siedemnaście. – Dokończył Polak.
- Nie uznajemy zwrotów.
- Daję to temu mięśniakowi z podkoszulku. I tak wyjdzie na plus. Dostanie w sumie siedemnaście tysięcy dolarów zamian za siedem kawałków. To chyba dobry interes.
- A czemu ona Cię tak interesuje, Polaku? – Sterydy najwidoczniej nie przeżarły mu mózgu do końca.
- Cóż, zdaje się, że kręcą mnie rude. – Skwitował Lisiewski.
Macho spojrzał Lisiewskiemu prosto w twarz. Ociekający złotem uśmiech wróżył raczej powodzenie.
- Zgoda, bierz ją, to dobry interes. Choćby ona i była w środku ze złota. – Żart udał mu się nienajlepiej, ale otaczający go drągale błyskawicznie parsknęli śmiechem.

Był środek nocy, wypadałoby gdzieś przenocować. Sprawy nieco się skomplikowały i Lisiewski chciał przemyśleć sobie to i owo. Dziewczyna spała na siedzeniu pasażera. Zapewniono go, że nie będzie już wymiotowała, ale na wszelki wypadek rozścielił na tapicerce wczorajszą gazetę.
Brakowało mu jednej panienki, a przyjeżdżając, pieniędzy miał na co najmniej cztery takie, które mógłby wystawić na ulicę. Co mu do łba strzeliło, że dał za tę małą prawie dwadzieścia tysięcy? Lepiej, żeby nie okazała się zbyt harda, Lisiewski nie lubił podejmować złych decyzji.
Mały hotelik oddalony o pięćdziesiąt kilometrów od tamtej wiochy. Tutaj powinien być w miarę bezpieczny.
Samochód zaparkował blisko frontowych drzwi, nie chciało mu się taszczyć tej małej przez całe podwórze. Najpierw jednak musiał wynająć pokój.
Wnętrze wcale go nie zaskoczyło. Jasne pomieszczenie z wysiedzianą kanapą i kilkoma popielniczkami, starą ladą i brudnym dywanem na podłodze. O dziwo drzwi było otwarte, chociaż niewątpliwie panowała głucha noc. Za ladą stał starszy jegomość w starannie wyprasowanej, białej koszuli i wełnianej marynarce. Pod szyją miał czerwoną muchę, na nosie zaś grube, plastikowe okulary.
- Dobry wieczór, chciałbym wynająć pokój na dobę. – Lisiewski zagadnął idealną ruszczyzną.
- Pokój na dwie osoby, jak mniemam? Małżeński, czy zwyczajny? – Staruszek uśmiechnął się do przybysza.
- Na dwie osoby, z łazienką i telewizorem, jeżeli macie. – Lisiewski przez chwilę zastanawiał się, skąd starzec wiedział, że przybył tutaj nie sam, ale w towarzystwie tej dziewczyny. Nie zdziwiło go z tego powodu nawet to, że w malutkim hoteliku na rosyjskim zadupiu mieli do wyboru coś takiego, jak pokój małżeński z łazienką i telewizorem.
- Proszę zostawić paszport i może pan iść do pokoju.
Lisiewski spojrzał na niego zdziwiony.
- Akcent, samochód, ubranie, dziewczyna. Widać, że pan nietutejszy. – Recepcjonista i pewnie właściciel hoteliku jeszcze raz uśmiechnął się do Polaka.
Zdumiony alfons wrócił do samochodu po dziewczynę.
Na dworze zrobiło się bardzo zimno. Kiedy Lisiewski otworzył drzwi samochodu, dziewczyna wytoczyła się prosto w jego ręce. Przerzucił ją przez ramię i udał się do swojego pokoju. Była malutka, na oko nie miała nawet metra sześćdziesięciu wzrostu i była szczupła, ale jeszcze nie chuda. Ubrana jedynie w drelichowe spodnie i jakąś starą kurtkę wiatrówkę drżała przy każdym powiewie wiatru. Lisiewski spodziewał się, że dadzą jej jakieś przyzwoite ubranie, lecz okazało się, że dysponowali jedynie takimi łachami. Trzeba będzie to zmienić. W tych szmatach nie ma szans na to, żeby przekroczyła granicę według ustalonego planu.
Pokój także nie zaskoczył Polaka. Dwa łóżka, stary telewizor, odłażąca tapeta, brudny kibel i śmierdzący prysznic. Mężczyzna rzucił dziewczynę na łóżko, zdjął jej kurtkę i przykrył kocem. Podobała mu się, ale gwałty, czy seks z nieprzytomnymi ćpunkami, to nie było w jego stylu. Kurtkę zdjął jedynie dlatego, że przy jej szeleszczeniu miał by niezłe problemy ze zmrużeniem oka. Sypiał bardzo delikatnym snem. W jego fachu był to atut.
Wziął szybki prysznic, okazało się, że bojler wyłączają tutaj na noc, albo, że w ogóle nie mają ciepłej wody. Wypadło się jeszcze ogolić i wymyć zęby.
Lisiewski przejrzał się w lustrze. Pomimo upływających lat, on nadal miał sylwetkę dwudziestokilkuletniego atlety. A na karku miał już ponad czterdzieści wiosen. Lekko posiwiałe włosy, idealnie przystrzyżona bródka, markowe ubrania i drogi zegarek. Takie drobiazgi dodawały jego osobie nieodpartego według przedstawicielek płci pięknej uroku.
Mężczyzna położył się na łóżku i włączył telewizor. Trzy kanały, żaden nie odbiera o tej porze. Można było się tego spodziewać. Lisiewski obrócił się na bok i zamknął oczy.

Laura obudziła się kilka minut po piątej nad ranem. Nie pamiętała nic z tego, co zaszło wczorajszego wieczora. Początkowo myślała nawet, że znów leży na twardym, wyświechtanym tapczanie, grzana jedynie ciepłem Białorusinki i Litwinki, leżących po jej obu stronach. Łóżko, na którym się znajdowała nie było jednak twarde niczym stół, a po bokach nie znajdowały się opatulone podartymi bluzami ciała obcych kobiet. Nie chciała otwierać oczu. Nie wiedziała, co może spotkać ją po tej drugiej, realnej stronie egzystencji. A może gruby koc to tylko sen, może miękka poduszka istnieje tylko w jej wyobraźni, tak samo jak miękki materac.
Nie wytrzymała i podniosła powieki. Znajdowała się w jakimś małym pomieszczeniu, żółta tapeta pamiętała pewnie jeszcze czasy Stalina, a telewizor wyglądał na wygrzebany ze śmietnika. Ale na pewno nie była w piwnicy obskurnego striptiz-klubu. Najwidoczniej, jakimś dziwnym trafem, była uratowana. Chociaż, czy aby na pewno? Obok niej, na drugim łóżku, spał jakiś mężczyzna. Na oko czterdziestoletni, ale w świetnej formie, sądząc po odkrytej klatce piersiowej i brzuchu.
Marzenia o rycerzu na białym rumaku bardzo szybko ustąpiły realizmowi. Przecież tancerki opowiadały im, że zostaną sprzedane na aukcji, jak zwierzęta. Słabo znała rosyjski, ale to zrozumiała idealnie. Więc on musiał być teraz jej właścicielem, tak? A niedoczekanie! Samotne życie nauczyło ją, jak powinna o siebie zadbać. Z reguły się udawało.
Bezszelestnie wstała z łóżka. Dopiero teraz zauważyła, że ma na sobie tylko podarte, drelichowe spodnie. Nagie piersi sugerowały jej, że śpiący obok mężczyzna niewiele różnił się od Saszy, właściciela klubu, jednak fakt, że miała na sobie spodnie, mocno ją zafrapował. Były cztery możliwości. Pierwsza, najbardziej prawdopodobna: był tak napalony, że nie ściągnął jej nawet spodni do końca, druga: po zgwałceniu postanowił złożyć jej spodnie z powrotem, trzecia: jej piersi wystarczyły mu do skończenia sprawy i czwarta, mało prawdopodobna: wcale jej nie zgwałcił.
Rozmyślanie na ten temat zabierało jej zbyt dużo czasu.
A dobrze, że nie założył jej kurtki z powrotem. Szeleściłaby i mógłby się obudzić. Teraz wystarczyło tylko znaleźć jakąś broń i można było zacząć się mścić. Gołymi rękami nie miała szans zabić dorosłego mężczyzny, jednak druciany wieszak wydawał się jakby stworzony do pozbawiania życia takich, jak on. Szybko rozplątała drut i z śmiesznie wyglądającym, prowizorycznym szpikulcem ruszyła w stronę prześladowcy.
Usiadła okrakiem na jego klatce piersiowej i przystawiła drut do oka.
- Giń, psie. – Zamachnęła się bronią.

Ciężar czegoś delikatnego na klatce piersiowej obudził Lisiewskiego. To było kobiece ciało, znał ten dotyk. Chwilowo chciał podroczyć się trochę z partnerką, udawać, że śpi, ale w momencie, kiedy zdał sobie sprawę z tego, gdzie jest i kto znajduje się z nim w pokoju, momentalnie otworzył oczy. W stronę jego twarzy nadciągała jakaś broń. Rudzielec, który siedział na nim okrakiem najwidoczniej chciał go zabić. Źle ją ocenił, trzeba było użyć kajdanek.
Szybkim ruchem lewej ręki odepchnął nadciągający drut. Dziewczyna chwyciła go jednak za szyję i zaczęła miażdżyć mu krtań. Jego prawa ręka znajdowała się pod uściskiem uda dziewczyny. Trzeba przyznać, że miała naprawdę silne nogi. Lewą ręką zaczął okładać ją po głowie. Wiedział, że próby oswobodzenia szyi z góry skazane są na niepowodzenia. Nie z jedną skrępowaną ręką. Jednak Lisiewski był na tyle silny, aby dobrze wymierzonym lewym sierpem odebrać przytomność mężczyźnie w sile wieku. W młodości trenował boks. Kilka uderzeń i mała padła na łóżko obok niego, trzymając się oburącz za prawy policzek. Lisiewski błyskawicznie przygniótł ją swoim ciałem. Dopiero kiedy się poruszył poczuł, że ma złamanych kilka żeber.
- To sobie kotku pobaraszkowaliśmy, teraz będziemy spokojni, o ile nam życie miłe, tak? – Liskiewicz jedynie przez chwilę patrzał dziewczynie prosto w oczy. Falujący biust znacznie lepiej zadowalał jego zmysł estetyczny. Wypowiadał się po rosyjsku.
- Złaź ze mnie, psie jeden, gwałcicielu! – Laura wiedziała już, że przegrała. I wiedziała, co zaraz nastąpi. Nie zamierzała jednak poddać się ostatecznie. – Niet! – Krzyczała ile sił w płucach.
- Zamknij buźkę. – Mężczyzna zakneblował ją ręką. – I nie wyobrażaj sobie zbyt wiele, nie mam w zwyczaju pieprzyć się z nikim, kto nie ma na to ochoty. Ciebie tym bardziej nie zgwałciłem. – Zdziwiło go to, że ma do czynienia z Polką, ale wydawało się, że to ułatwi sprawę. Na razie.
Dziewczyna zdawała się być już spokojniejsza.
- Nie krzycz, to przestanę cię krępować. Ratuję cię z takiego potrzasku, a ty chcesz mnie w zamian zabić? – Lisiewski zrobił minę oszukanego dziecka. – Będziesz cicho? – Pokiwała głową na znak zrozumienia.
- Ja, ja nie wiedziałam. Myślałam…
- Dobrze, wybaczam ci. Ale nie sprawiaj mi więcej takich niespodzianek. Mamy przed sobą długą podróż. Chciałbym móc ci zaufać. – W umyśle Lisiewskiego powstała właśnie jedna z najlepszych idei, jakie wpadły mu ostatnio do głowy. – I przepraszam za to. – Spojrzał na jaj policzek. – Wiesz, że nie miałem innego wyjścia.
Pokiwała głową na znak zrozumienia. Nastąpiła chwila ciszy.
- Ale… - Laura spojrzała na swoje nagie piersi.
- To? Wiem, jak to brzmi, ale z reguły sypiam słabym snem, a ta wiatrówka… - Spojrzał na złożoną obok łóżka kurtkę. - Sama rozumiesz. Z resztą, w momencie, kiedy zabierałem cię z tamtego klubu, widziałem już chyba wszystko. – Lisiewski uśmiechnął się zuchwale.
- Przepraszam. – Przez ostatni miesiąc dziewczyna pracowała jako prostytutka w brudnym, rosyjskim burdelu. Mimo to, zarumieniła się.
Laura dopiero teraz zdała sobie sprawę ze swojej nagości w kontekście tego, znajduje się przed normalnym mężczyzną. Nie jakimś klientem burdelu, czy sutenerem. Zwyczajnym mężczyzną. Pośpiesznie zasłoniła piersi rękami. Mężczyzna podał jej swój sweter.
- Weź to. Tamta kurtka nie nadaje się nawet na szmatę do podłogi. Idź się wymyć, ja załatwię jakieś śniadanie. Później porozmawiamy, wiem, że wiele spraw chciałabyś wyjaśnić. – Mężczyzna ubrał koszulkę i marynarkę. – Ach, wybacz brak wychowania, ale sama wiesz, sytuacja była niecodzienna, więc wypadło mi to z głowy. – Uśmiechnął się najładniej, jak potrafił. – Artur Lisiewski. – Wysunął do niej obolałą prawą rękę.
- Laura Otranowa. – Uścisnęła jego dłoń. – Ja, ja… pójdę się wymyć, przepraszam. – Teraźniejsza Laura niczym nie przypominała już tej sprzed kilku minut. Duch waleczności ustąpił zawstydzeniu i delikatności. Dziewczyna, niczym spłoszony ptak pobiegła stronę łazienki.
- Laura… - Lisiewski powtarzał po cichu imię dziewczyny. Wyciągnął z poduszki portfel i ostrożnym krokiem wyszedł z pokoju.


Jasność bijąca od wszechobecnego śniegu chwilowo oślepiła Andrzeja. Wystarczyło. Ułamek sekundy później mężczyzna osunął się na biały puch zaściełający ziemię. Czarna strzała tkwiła w piersi łowcy aż po niebieskie lotki. Nie ma nadziei, strażnicy nie chybiają. Przynajmniej nie boli, no może prawie nie boli, a na pewno zaraz przestanie. Cała koszula pokryła się krwią, życie ulatywało z Andrzeja z prędkością gawiedzi wkraczającej do sklepu w godzinie jego wielkiego otwarcia. Chciał przynajmniej ujrzeć tego, który odebrał mu to, co kochał najbardziej, nie było mu to jednak dane. Łowca odszedł nie ujrzawszy swego kata.
Litwin nie miał tyle szczęścia, co jego towarzysz. Strażnicy chcieli wyciągnąć od niego informacje.
Ręka, która chwilę przedtem ściskała jeszcze kolbę sześciostrzałowego, krótkiego colta, zwisała teraz bezwładnie przebita na wylot czarną strzałą z niebieskimi lotkami. Ból był nie do wytrzymania, przeszło przez kość. Jurg nie zamierzał jednak dawać strażnikom tej satysfakcji, wytrzyma. Jeszcze chwilę.
Rzeczywiście wytrzymał chwilę. Następna strzała, tym razem nie większa od dłoni, najwidoczniej nasączona jakimś środkiem usypiającym, trafiła go prosto w kark. Litwin padł na ziemię jak zabity.
Autor artykułu
Minty's Avatar
Zarejestrowany: Sep 2009
Miasto: Włóczę się.
Posty: 395
Reputacja: 1
Minty ma z czego być dumnyMinty ma z czego być dumnyMinty ma z czego być dumnyMinty ma z czego być dumnyMinty ma z czego być dumnyMinty ma z czego być dumnyMinty ma z czego być dumnyMinty ma z czego być dumnyMinty ma z czego być dumnyMinty ma z czego być dumnyMinty ma z czego być dumny

Komentarz Autora
Język
100%100%100%
5
Spójność
100%100%100%
5
Kreatywność
100%100%100%
5
Przekaz
100%100%100%
5
Wrażenie Ogólne
100%100%100%
5
Średnia:100%

Oceny użytkowników
Język
100%100%100%
5
Spójność
100%100%100%
5
Kreatywność
100%100%100%
5
Przekaz
100%100%100%
5
Wrażenie Ogólne
100%100%100%
5
Głosów: 1, średnia: 100%

Narzędzia artykułu

komentarz

« On | Belleteyn. »


Zasady Pisania Postów
You may Nie post new articles
You may Nie post comments
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 06:49.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site
artykuły rpg

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172