lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Opowiadania (http://lastinn.info/opowiadania/)
-   -   Śmierć może być nadzieją (http://lastinn.info/opowiadania/8799-smierc-moze-byc-nadzieja.html)

Imuviel 14-04-2010 01:18

Śmierć może być nadzieją
 
0.
Milczący żołnierz leżał samotnie w okopie. Deszcz siąpił gęsto i zamienił gruzdowatą ziemię w ściekające do dziury błocko. Żołnierz patrzył na twarz swojego kochanego brata,znikającą pod osuwającą się falą brudu, wykrzywioną w grymasie z bólu. Allelujah! Allelujah! - śpiewały niebiosa w kroplach deszczu. Allelujah! Allelujah! - zawodziły martwe, poszatkowane kulami zwłoki, ku przerażeniu żołnierza. W uszach wciąż świdrowały mu odgłosy niedawno stoczonej bitwy. Warczące karabiny, świszczące pociski, huk zerwanego z głowy hełmu. Przed oczami miał twarz zrozpaczonej matki. Żegnała go. Słone łzy spływały po jej zmęczonej twarzy, zostawiały za sobą mokry ślad. Jak ślady gąsienic czołgu na splamioną krwią ziemi. Nozdrza wypełniał duszący zapach siarki, zapach prochu zmieszany z wonią krwi i potu. Z brzucha żołnierza wypływały soki jego życia wraz z wnętrznościami, drżał z zimna, bo tkwił w przemoczonym ubraniu już kilkanaście godzin. Medyk zdążył go opatrzeć, po czym zniknął gdzieś w gęstwinie bitewnego pyłu. Nie miał siły się ruszyć, stracił czucie w nogach, lecz nie oczekiwał ratunku.
Jego karabin leżał u jego boku z pustym magazynkiem. Gdy żołnierz stracił przytomność z wyczerpania, deszcz przestał padać, a zza burych chmur wyjrzało słońce. Złociste promienie rozświetliły pobojowisko. Trup tych którzy polegli pierwszego dnia rozkładał się. W górze kołowały ciemne kruki. Oto czekała na nie uczta. Allelujah! Allelujah! - pisnęły z rozradowaniem i opadły na ziemię. Przez głowę rannego mężczyzny przeszła myśl, że nie chciałby zostać żywcem rozdziabionym przez ptaki. Sprawdził założony nietrwały opatrunek. Wyglądał jak zarzygana sterta szmat. Organizm żołnierza bronił się gorączce przed zakażeniem.
Nadchodzi koniec, śmiertelniku...
W jednym momencie kruki wrzasnęły i wzbiły się w pośpiechu w niebo. Coś je spłoszyło?
Allelujah! Allelujah! Nadchodzi pan! - wszystkie otaczające żołnierza odgłosy zlały się w jeden dźwięk i uwierzył, że tako nadchodzi jego godzina. Zmartwił się na wieść na spotkanie z Panem. Co Mu powie? Pójdzie do piekła? Zadał sobie pytanie - czy byłem dobrym człowiekiem, a może tylko myślałem, że czynię dobrze, choć w rzeczywistości moje działania były wielkim złem? Byłem żołnierzem. Czy oni nie kojarzą się ze złem? W końcu wojna przynosi nieszczęście, a nie ma wojowników bez armii, a wojownicy tworzą armię. Zastanowił się nad tym chwilę, stłamszony zimnem i bezradnością. Byłem żołnierzem, żeby zginąć z imieniem ojczyzny na ustach czy może byłem żołnierzem po to by zabijać moich wrogów, którzy mieli umrzeć za swój kraj?
Nie wiem. Nie pamiętam. Nie chcę.
Za półprzymkniętych powiek zauważył, iż znowu zanosi się na deszcze. Słońce skryło się między warstwami chmur.
Wtem usłyszał przekleństwo. Krótkie, angielskie. Męski głos dochodził z oddali. Przesłyszało mi się. Jednak żołnierz nie mógł odpędzić od siebie dających nadzieję myśli. Brytyjczycy czy Amerykanie? Pomoc, maruderzy, kto?
Coraz wolniej bijące serce nagle zabiło mocniej. Ranny żołnierz zdołał tylko jęczeć. Łzy pociekły mu po młodej, zmęczonej twarz, zostawiając tylko mokry ślad. Niczym dwa strumienie łączące się kiedyś w jedno, dające orzeźwiającą wodę.
- Niesamowite. Wręcz wspaniałe. - usłyszał żołnierz wesoły głos - ile tu ciał! - podniecił się - Jaka zagłada! Słodko!
- Cicho bądź! - opieprzył drugi mężczyzna pierwszy, nieco wyższy głos.
- Co się dzieje, Vlad?
Okopy wypełniły się ciszą. Żołnierz jęczał coraz głośniej, choć sprawiało mu to ból.
- Czy wiatr opłakuje zmarłych czy ktoś tutaj żyje? - zagrzmiał któryś. Brzmiało to z pełną, nieskrywaną nadzieją w głosie. Usłyszał plusk, gdy mężczyźni wpadli w mokre dno głównej linii okopu. Allelujah, szepnęła cisza. Na widok dwóch wysokich, odzianych w czerń postaci, żołnierz zadrżał i odruchowo chciał chwycić za broń. Przyjrzał im się dokładniej, choć wzrok zaczął uskakiwać w bok. Płaszcze mężczyzn nie pasowały tutaj. Były nieprzyzwoicie czyste, nie było na nich wszędobylskiego pyłu, ni wody, ni brudu. Ich twarze skryte były w cieniu kapeluszy. Gdy ujrzeli rannego, doskoczyli do niego bez słów i chwycili za ramiona. Zmoczony opatrunek zerwali bez trudu. Ciałem żołnierza wstrząsnęły konwulsje i dreszcze.
- Uspokój się! - warknął Vlad na drugiego. Ranny nie miał siły protestować. W zasadzie zaczynało już mu być wszystko jedno.
- Dobrze, już dobrze. - odparł drugi łamiącym się głosem. - Tylko bracie, tutaj jest tyle... świeżej jeszcze krwi!
- Przestań, Dimitrij! Zostaw go w spokoju bądź odejdź. - zakomenderował Vlad.
A więc są szabrownikami, ciurami. Chyba mają na sobie niemieckie mundury. Jeszcze jak na ironię, jeden nazywał się jak ten gość z bajek co ludzi na wpal wbijał i obdzierał ze skóry. Z Transsylvani albo inny rusek. Na dodatek jego towarzysz wspominał coś o krwi. Niemieccy złodzieje o wschodnich imionach, to jakiś koszmar. I ty, Boże, coś daje mi nadzieję na to, że zostanę uleczony, kpisz z mojego losu czy o mnie zapomniałeś?
- Vlad... Ty chyba nie chcesz JEGO, no wiesz... Zmienić? Toż to kupa nieszczęścia i tyle.
- Dmitrij, bracie. Czy ty jeszcze nie pojąłeś dlaczego nazywają mnie Panem Życia i Śmierci? Dlaczego chodzę po świecie i wywołuję wojny między śmiertelnikami? - westchnął Vlad. - Żeby kąpać się w ich posoce, tak myślałeś, Dmitrij. Kiedyś mogłem sobie na to pozwolić. Jestem już stary, minęło zbyt wiele wieków i nie włada mną żądza okrucieństwa jak tobą.
Vlad, dopiero teraz ujrzał jego twarz, miał długą, pociągłą twarz, wielkich brąz oczach i bujnym, staromodnym wąsie. Podczas gdy jego druh nakładał dłonie na ranę będącego na skraju przytomności żołnierza, Dmitrij cicho zasugerował:
- Uważasz, że nie byłbym pojętnym uczniem. Więc powiedz mi, hospodarze, - dłonią wskazał pole bitwy - w jakim celu to wspaniałe zniszczenie? - wzbierał w nim gniew.
- Użyłem Życia, aby odnaleźć godnego wampira, który mnie zastąpi. Cieszę się, że starasz się pojąć swoje błędy, bracie. - rzekł smutno Vlad. - Szukałem długo, jeszcze za nim do mnie dołączyłeś. Patrzyłem też na tego człowieka i przez większość czasu wyglądał on jak wszyscy inni śmiertelnicy. Jednak dopiero gdy wykorzystałem Śmierć zobaczyłem coś co wypełniło go.
Zamilkł na chwilę.
Tymczasem żołnierz poczuł przyjemne ciepło całym sobą, czuł je wszystkimi zmysłami i pragnął by nigdy się ono nie kończyło. Ból minął, a członki zaczęły go mrowić.
- Co to było, Vladzie Draculo, Palowniku. Przez własny lud nazwany Smokiem i Diabłem?
- Pokora, Dmitrij. Pokora. Usłyszałem kiedyś od pewnego pisarza pewną frazę. Mianowicie, że człowieka można zniszczyć, lecz nigdy pokonać. Wyobraź sobie, bardzo mnie to zastanowiło.
I wtedy doznałem oświecenia. Od tego czasu Pan Życia i Śmierci poszukiwał według jedynie niezbędnej potrzeby przeżycia i pokory w człowieku.- Tu zamarł na chwilę - Prawie wszystkich, a jest ich tyle ile gwiazd na nocnym niebie, cechuje chciwość i mściwość. Chęć pieniędzy, władzy, kobiet uznania, a nawet prawdy. Powiadam ci, to dąży do samodestrukcji. Lecz ten oto tu bojar jest inny.
Spojrzeli prosto w oczy oniemiałego żołnierza. Ten spojrzał ku dłoniom, ściskającym jego rękę. To od nich emanowało ciepło. Zerknął przy okazji na swoją niedokuczającą już ranę - nie było po niej śladu.
Umysł mężczyzny trawił te czary we własnym tempie, w międzyczasie Vlad podjął na nowo.
- Tak, chłopcze. Uleczyłem cię, bo jesteś mi potrzebny. Zostałem przeklęty przez własny lud wieki temu i skazany na tułaczkę i wieczną walkę w imię człowieka z demonami, otchłanią. Moją patronką jest pani nocy, Nocturnae, czuwająca bym wypełnił swe zadanie. Jednak potrzebuję pomocy.
- Twój brat już nie żyje, matka dawno temu straciła was obu. Ludzkość o tobie zapomniała. Zapomnij i ty.
Dmitrij wiercił się podekscytowany, a głos Palownika wydawał się nosić na cztery strony świata.
- Oto Pan Życia i Śmierci. Radujcie się bowiem umrzecie najpełniej. Radujcie się mędrcy, wiwat czyńcie głupcy. Oto Pan Życia i Śmierci, oto nowe Dziecko Nocturne, wiecznie żywej Nocy, w której czekała na wielu zagłada. Nadchodzi nieśmiertelny kroczący po śmiertelnej ziemi!
Allelujah, Allelujah oto nadszedł Pan. - pomyśleć zdążył żołnierz nim spadły na niego słowa Vlada.
- Witaj, bracie. - Dmitrij pomógł mu wstać - Jak się nazywasz?
- Spes. Nadzieja.

vigo 14-04-2010 11:01

Początek opowiadania bardzo mi się podobał, ale tylko do pojawienia się dwóch postaci i rozpoczęcia dialogu. Przestało ono być takie... tajemnicze. Zauważyłem braki przecinków, ale mi także często to się zdarza. Wychwyciłem też dwa wyrazy, których znaczenia mogę się domyślać, ale nie ma ich w słowniku języka polskiego. Mianowicie: "rozdziabiony przez ptaki" oraz "gruzdowatą ziemię".

Ogólnie przyzwoita i ciekawa historia umierającego żołnierza.

Bardzo interesująco piszesz, dlatego czekam na kolejne twoje opowiadania.

Imuviel 15-04-2010 20:07

Ups, właśnie sobie zdałam sprawę z tych błędów. Cóż na przyszłość postaram się zapobiegać takiemu słowotwórstwu, choć muszę przyznać, że jak się człowiek naczyta C.S. Lewisa (Jabberwocky...) to później takie chochliki wychodzą. Dziękuję, vigo!


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 21:53.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
artykuły rpg


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172