Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > Zakątek LI-teracki > Artykuły, opowiadania, felietony > Opowiadania
Zarejestruj się Użytkownicy


komentarz
 
Narzędzia artykułu Wygląd
<!-- google_ad_section_start -->[Cykl riedbruński]Za mundurem kaci sznurem<!-- google_ad_section_end -->
[Cykl riedbruński]Za mundurem kaci sznurem
Autor artykułu: Lechun
15-09-2010
[Cykl riedbruński]Za mundurem kaci sznurem

Kapral Hevyssen nie miał łatwego życia. Nie posiadł się z radości, gdy znalazł się w bliskim otoczeniu nowego pułkownika cesarskiego - Vil'a Mernstein'a. Jednakże był to tylko chwilowy zachwyt. Myślał, że takie obowiązki, jak obieranie ziemniaków, czy pranie brudnych rzeczy oficera przeszły już dawno do lamusa. Mylił się. Dodatkowo, jedną z cech pułkownika była miłość pułkownika do obsobaczania podwładnych za każde przewinienie. A to za zbyt poważną, bądź zbyt radosną, czy nawet nijaką minę. Raz został obsobaczony za niechlujny wygląd, a chodziło o czerwoną plamkę pod kołnierzem.
Ten dzień miał być jednak zupełnie inny, o wiele gorszy od poprzednich. Czuł to, gdy otwierał drzwi do biura pułkownika. Poczuł się dokładnie tak samo w swoim ostatnim śnie, gdy stawił się całkiem nagi na porannym apelu. Dziwnym jest to, że ten motyw powtarzał się w wielu snach, zwykle u ludzi niekochanych przez własną matkę.
- Panie pułkowniku! - żołnierz staną na baczność i zasalutował.
Mernstein spojrzał na kaprala obojętnym wzrokiem. Choć ledwie co wzeszło słońce, to już miał dość obowiązków.
- Spocznij. O co znowu chodzi? - rzekł, powracając do czytania listu
- Porucznik Major Kap'tan do pana w ważnej sprawie.
- Co? Wszyscy trzej? - ponownie podniósł głowę znad listu.
- Tylko jeden, panie pułkowniku.
- Który? Major?
- Tak, panie pułkowniku.
- No to przyprowadźcie majora, kapralu. Co się guzdrzecie?
Havyssen miał już wyjść, lecz dopiero po chwili zrozumiał rozkaz.
- Którego, panie pułkowniku? Majora Visserda?
Pułkownik przyłożył dłoń do czoła. W drugiej trzymał oriona, metalową gwiazdę. A może by tak się zabawić? Myślał nad tym przez chwilę.
- No porucznika masz przyprowadzić! Natychmiast!
- porucznika Kap'tana, panie poruczniku?
-Jakiego kapitana, psia krew? Dawaj mi tu wszystkich trzech.
- Trzech? Czyli kogo?
- Kapralu Hevyssen! - ryknął - czy wy jesteście pijani? Czyżbyście znowu się nażarli fisstechu? Wszystkich mi tu sprowadzić!
Na aluzję o narkotyku miał tylko jedną odpowiedź. Poruszył bezgłośnie wargami, formując popularne wśród żołnierzy hasło "pieprzę cię". Pożałował tych słów.
- A co mi tu proponujecie, żołnierzu? Jestem żonaty, psiakrew. W dodatku w tym mamrotaniu nie dosłyszałem słów "panie pułkowniku".
- Przepraszam, panie pułkowniku...
- No! Co tu jeszcze stoicie jakby wam kto kołek, w za przeproszeniem, w dupę wsadził?! Przeprowadzić mi tu wszystkich!
- Szeregowych także? - kapral ze wszystkich sił starał się zachowywać spokój. Nie było to zbyt proste, gdy metalowy orion o mały włos nie przeorał mu ucha, wbijając się z trzaskiem w drewniane drzwi.
- Idźcie do diabła! Ty, kapitan, porucznik i kto tam jeszcze się nawinie!
Kapral zasalutował i wyszedł pośpiesznie z gabinetu. Pułkownik cesarski nie mógł wiedzieć, że trafi już wkrótce do kart historii, jako ten, kto wysłał żołnierzy do diabła. A raczej na Patelnię, pustynne tereny, bo to tam podobno żyją diabły, które spowodowały jakiś czas temu potężną burzę z piorunami. Pułkownik nie wiedział też o tym, że będą znani trzej bezimienni oficerowie, którzy zginęli w obłąkańczej misji. Kapitan, major i porucznik.
Mernstein'owi absolutnie nie chciało się już niczego czytać. Odpowiedział jedynie na prośbę zawartą w pierwszym zdaniu. Wyszedł z pomieszczenia i podał list najbliższemu żołnierzowi.
- Dostarczcie ten list prefektowi z Riedbrune. A żywo!
Gdy wrócił do pokoju, jego wzrok zatrzymał się na orionie wbitym w drzwi. Wymamrotał coś gniewnym tonem. Po chwili krzyknął za odchodzącym żołnierzem.
- I zróbcie coś z tymi drzwiami. Jak zwykle ktoś je przedziurawił.

***

Zostań młodszym asystentem - mówili. Zwiedzisz świat - mówili. Ujrzysz sprawiedliwość - mówili. Takie myśli kłębiły się w głowie Deriana, młodszego asystenta Jednookiego Fulko, prefekta Riedbrune. Asystent znał metody swojego pracodawcy, których za nic w świecie nie mógł nazwać sprawiedliwymi. Ale cóż może wiedzieć chłopak, który nie odróżnia Trybunału od domu starców.
Drzwi do prefektury otworzyły się ze złowieszczym skrzypnięciem. Asystent wchodząc, obdarzył prefekta nienawistnym spojrzeniem spod binokli. Położył list na biurko Jednookiego Fulko - "Jedynego sprawiedliwego", jak kazał na siebie mówić.
- Przyszła odpowiedź, panie Fulko.
-Ach, świetnie, świetnie... - rzekł prefekt, odpieczętowując list. Czytał z wielką prędkością, wręcz wchłaniał treść. Mówi się, że książka może wciągać ludzi. jednak w tym przypadku, to pergamin powinien się bać. - Tak, tak... Zezwalam na powyższe, wyrazy szacunku... A to co? Mernstein? A kto to jest, do licha?
- Służy w naszej armii, panie Fulko. Jest... - lecz dokończenie wypowiedzi nie była dana asystentowi.
- Wiem, kto to jest! Nie pouczaj mnie, szczylu! - spojrzał groźnie jednym okiem na młodzika. Gdyby wzrok mógł zabijać, Derian, z pewnością padłby teraz trupem. Szlag, pomyślał prefekt, nadal nie wiem, kto to jest. Więc jak to rozegrać? - Dziwne, że list dostał Mernstein o randze... - Jednooki przeciągnął ostatnie zdanie, patrząc z nadzieją na swojego asystenta.
- Dziwne, że pan prefekt nie zna wyższych oficerów w swojej armii... - odpowiedział Derdian z ironicznym uśmiechem na twarzy.
- Oczywiście, że wiem, że to wicemarszałek! Masz mnie za głupca?
- To pułkownik, panie Fulko.
- No jasne, że to pułkownik, ciołku. A co ja niby powiedziałem? No dobra, po kiego grzyba mi pozwolenie od niego? Muszę je mieć już teraz!
- Może... - odchrząknął asystent - zmieniły się komprentencje, czy jak to się nazywało...
- Jesteś geniuszem, Demianie! Dobrze, musimy odwiedzić naszego przyjaciela.
- Derian.
- Co?
- Nieważne.

***

Wiele pogłosek krążyło o prefekturze w Riedbrune. Podobno jako jedno z niewielu posiadało własne pomieszczenie z salami tortur umiejscowionymi pod ziemią. Straszne ławy rozciągające kończyny, sarkofagi z kolcami w środku, a także różnego rodzaju narzędzia, jak gruszki, szczypce, obcęgi, czy noże. Jednak na specjalnego gościa czekało coś gorszego.
Drzwi otworzyły się ze złowieszczym skrzypnięciem. Dość osobliwe, że wydają podobne odgłosy do drzwi w gabinecie prefekta. Obaj urzędnicy, prefekt, oraz jego asysnent, towarzyszyli jednemu z największych oszustów w Riedbrune. Posadzili go na krześle. Zwykłym krześle.
- No, gadaj po dobroci, ile zarobiłeś na swoich oszustwach?! - krzyknął do podejrzanego. Stary Boldun nie wyglądał na oszuścinę. Już dawno stracił wszystkie włosy i zęby.
- Ale to nie oszustwo, szlachetny panie, lecz...
- Milcz, niepytany! - krzyknął , przecząc samemu sobie - jak nie chcesz po dobroci, to zaraz będziesz inaczej śpiewał!
- Ale ja chcę współpracować, ja...
- Nie obchodzi mnie, czy chcesz, czy nie. To procedura.
Skinął głową na asystenta. Obaj położyli go na długiej ławie, krępując ręce i nogi podejrzanego. Machina ta była wynaleziona przez gnomy. Istne narzędzie tortur. Przy nogach ustawiona była korba, poruszająca gęsim piórem na końcu. Dzięki temu można było torturować obie nogi torturowanego.
- Ile żeś zarobił, mendo jedna? - pytał Fulko, obracając przy tym korbą - Myślisz, że od tak, można sobie fałszować odważniki? Ktoś chce dwie uncje, a dostaje półtora, co? Takiś cwany?
Torturowany Boldun nie mógł zrobić nic innego, jak tylko roześmiać się. Jak o nim wiadomo, nigdy nie roześmiał się, jak w tej chwili. Zdenerwowany prefekt spojrzał na swojego asystenta, nie przerywając tortury.
- No popatrz na niego. Jeszcze się śmieje. - rzekł do niego, odwracając głowę do starca - Ile żeś zarobił, mendo społeczna? Gadaj!
- Trzy... Floreny...
- No proszę. To bogaty jesteś. Wioskę mogłeś kupić, albo i dwie. - Powiedział ironicznie Derian, uśmiechając się. Zamilkł jednak, widząc spojrzenie prefekta. To on miał tu monopol na takie żarty.
- Trzy floreny na miesiąc?
- Na... Na rok... haha!
- Trzy floreny na rok i jeszcze się cieszy z tego? - przerwał obracanie korbą i zwrócił się do asystenta - Za trzy floreny można sobie z dwa tygodnie pożyć. I to ze średnim grzańcem. Wypuść go, zrozumiał swoje postępowanie. Sprawiedliwość znowu wygrała. Czekam na ciebie w biurze.

***

- Ha, popatrz Hardon, list od tego jednookiego koślawca!
Krasnolud Menderg siedział rozparty na krześle z nogami położonymi na biurku. Odprawił żołnierza i odpieczętował list.
- Ha, niebywałe! Wiedzą o nas!
- Jak to? Przecież wszyscy wiedzą, że jesteśmy głównym odziałem tajnych służb. Jesteśmy na państwowym garnuszku. Pełnym dobrego żarcia, na dodatek.
Pozostałe krasnoludy, również rozparte na krzesłach, z nogami położonymi na biurkach, równo przytaknęły głowami.
- Nie o tym gadam, bęcwale! wiedzą, żeśmy krasnoludami. Tylko nie wiem, czemu ten parszywiec nazywa mnie "Waszą Wysokością". Pewnie to ironia, czy cuś.
Trzeba przypomnieć, że szef służb specjalnych wiedział doskonale, że krasnoludy należą do głównego oddziału. Zatrudnił ich przypadkiem, oczywiście, lecz mówił cesarzowi, że wszystko w porządku. Co z tego, że najlepsi żołnierze tajnych służb są niscy, krępi i noszą brody długie do samego pasa. W oczach cesarza to nie są krasnoludy, nieludzie. Kto ceni swe życie, nie wytyka błędów cesarzowi. Szef Vattier de Rideax wiedział, co go może czekać. Nie chciał, by ucięto mu premię, głowę, czy cokolwiek innego. A degradacji już by nie przeżył.
- Dobra, ignorujemy tego bęcwała. - ciągnął dalej dowódca Menderg - zajmijmy się czymś ważnym. Pisze dalej, wytykając przy okazji mój niski wzrost, że podobno kilku naszych zaginęło gdzieś w Touissant.
- Nic mi o tym nie wiadomo. - rzekł Hardon.
- Nie dostałeś od nich żadnych wiadomości i się nie zaniepokoiłeś?
- Gdybym poczekał jeszcze pół roku to tak...
- Pół roku! A w ogóle kto ich wysłał? Wiadomo, że to kraik w ciągłym rauszu. Tam to tylko wino robią. Po cholerę tam nasi ludzie? Kto ich tam wysłał?
Wszyscy pokręcili na znak, że nie wiedzą.
- Dobra, panowie. Jedziemy po tych przygłupów.
Wszyscy, jak na jedną komendę, zdjęli w tym czasie nogi z biurek, miarowo podskakiwali do wyjścia, wydając dość osobliwe dźwięki, jak "hop hop hop" przy każdym ruchu.

***

Touissant. Królestwo winiarni i karczem. To właśnie główny odział tajnych służb wykonywał swoją misję. Cóż to za ujma na honorze, jeśli brakuje choć jednego brudnego brodacza, nawet jeśli oficjalnie za krasnoluda nie uchodził. Wykonywali swoje obowiązki, jak na tajne służby przystało. Miarowo, gościńcem, z pieśnią na ustach. Wszak, jak się mówi, pod latarnią najciemniej.
- Dobra, chłopcy. Widzę "Bażanciarnię". - powiedział Menderg do swych kamratów.
- Sram już tym ptactwem... - rzekł smętnie Hardon - Nie możemy zjeść tych ślimaków winniczków?
- A co mnie obchodzi, czy ty srasz? Mówię o zajeździe. Trza się czymś posilić. Prawie południe, pora na czwarty posiłek.
Drzwi otworzyły się ze złowieszczym skrzypnięciem, paradoksalnie, jak u pewnego prefekta, jednak wnętrze zdecydowanie złowieszcze nie było. Przeciwnie. W zajezdni panował przyjemny dla ucha gwar różnych przyjaznych ludzi, a także miłe zapachy dobiegające z kuchni. Jednakże nie było to zaskakujące.
- Ja cię pieprzę! - zawołał dowódca kompanii. - Berein! Geryn zwany Miętosicielem! Co wy tu u diabła robicie?
- Diabły to na pustyni są. - Odpowiedział krasnolud zwany Miętosicielem. Podszedł do niego i uściskał, nawet bardziej, niż przyjacielsko.
- Nieważne. - rzekł Hardon - Podobno zaginęliście gdzieś w górach. Tak to się pracuje?
- No wiesz, przyjacielu. Trzeba mieć oko na te winiarnie. To istne przestępstwo robić takie dobre wina.
- Jesteśmy krasnoludami! Nie pijemy wina, a piwo i gorzałkę!
Gwar natychmiast ucichł, jakby ucięty nożem. Berein szturchnął dowódcę łokciem.
- Chyba musimy stąd spadać, szefie. Gapią się na nas.
Najwyższy z biesiadników o kruczoczarnych włosach i krótkich włosach, wstał. Wycelował palcem w krasnoludy ubrane w cesarskie uniformy.
- Co to? Nieludzie w służbie u cesarza? To jakieś żarty?
Żartem można raczej nazwać fakt, że zostali rozpoznani dopiero, gdy sami przyznali się do swojej rasy, pomyślał dowódca. Nie zdążył tego powiedzieć na głos. Wybiegli z "Bażantciarnii", aż się kurzyło.

***

- No doba. Po jaką cholerę, wyście tam poleźli?
Wszyscy jak zwykle siedzieli rozparci na krzesłach, kładąc nogi na biurku. Nie mieli czasu na rozmowę, opuszczając księstwo. Miętosiciel, miętosząc czapkę, spojrzał na swego dowódcę.
- musieliśmy się dowiedzieć, czy to prawda z tym krajem. Że to księstwo z bajki, w stanie wiecznego rauszu. Gdyby tak zbudować winiarnie w krainach północnych, również byłyby w stanie ciągłego rauszu, dlatego łatwiej byłoby je podbić.
- Ale z ciebie kretyn. Wiadomo, że oni piją więcej od nas. To nic nie da. Ale srał to pies. Postanowiłem powiedzieć Mernstein'owi o nas. Przyda się nam na froncie ktoś od nas. Damy mu oznaki zaufania. Miętosiciel, weź to.
Wskazał na zapieczętowany list leżący na jego biurku . Krasnolud zastękał i wstał z wygodnego krzesła. Zabrał list i wyszedł z pomieszczenia, otwierając drzwi, które złowieszczo nie skrzypiały, udowadniając wszystkim, że nie wszystko musi złowieszczo skrzypieć. Tu są krasnoludy, a to zobowiązuje.
- Hej, ty tam! - zawołał do żołnierza - zawieź to do swojego dowódcy.
Kapral Hevyssen nie był z tego powodu zbyt szczęśliwy. Zwłaszcza, że teraz był starszym szeregowym Hevyssen'em.

***

Żołnierz wychodził właśnie z pałacu cesarskiego. Był zadowolony ze swej służby. Zdjął swój hełm, rzucił ostatnie spojrzenie na siedzibę. Główny szpieg Królestw Północnych, patriota, najlepszy żołnierz, mistrz intryg. Tak, pstryczek w noc Mernstein'a z pewnością zniszczy jego karierę. Niech wie, że nie wolno zadzierać z kimś, kto może przekonać cesarza, że się myli. Nawet w sprawie krasnoludów.
Autor artykułu
Lechun's Avatar
Zarejestrowany: Aug 2010
Miasto: Pabianice
Posty: 336
Reputacja: 1
Lechun jest jak klejnot wśród skałLechun jest jak klejnot wśród skałLechun jest jak klejnot wśród skałLechun jest jak klejnot wśród skałLechun jest jak klejnot wśród skałLechun jest jak klejnot wśród skałLechun jest jak klejnot wśród skałLechun jest jak klejnot wśród skałLechun jest jak klejnot wśród skałLechun jest jak klejnot wśród skałLechun jest jak klejnot wśród skał

Oceny użytkowników
 
Brak ocen. Dodaj komentarz aby ocenić.
 

Narzędzia artykułu

komentarz



Zasady Pisania Postów
You may Nie post new articles
You may Nie post comments
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 02:20.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site
artykuły rpg

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172