[Medal of Honor] Avatar: Ostatni Lot - Godzina dziesiąta, szczeniaki wybiegają z kojca.
James niespiesznie skierował lufę dział helikoptera na grupę uciekających talibów, po czym jego towarzysz odpalił w ich stronę krótką serię. Bezbronni przeciwnicy padali, jak muchy, nie mając szans obrony przed amunicją 30mm. - Skoczek, a może pobawimy się, kto ustrzeli więcej tych sukinsynów? - zażartował pilot Apache'a. - Skup się, Avatar, albo skończysz w bazie, szorując dupy spoconym żołnierzom. - odparł spokojnie Skoczek. - Lecimy na północ, dowództwo zaraz prześle nam namiary na wioskę, gdzie rzekomo magazynowana jest ta pieska broń. - Zrozumiałem, Skoczek, zmieniam kurs.
James obrócił kadłub helikoptera na północ i ruszył w kierunku przyjacielskiego pojazdu. Tymczasem drugi pilot sprawdzał dane dotyczące celu. Po kilku minutach mruknął przez radio: - Namiary znane. Kierujemy kurs na obrany cel.
Zapadła długa i przygnębiająca cisza. James nienawidził takich chwil. Kojarzyły mu się ze wszystkimi towarzyszami, których stracił w ostatnim czasie. Każda góra, każde wzgórze nad jakimi przelatywał przypominały mu o lojalności i poświęceniu żołnierzy biorących udział w afgańskich kampaniach wojennych. "Nieważni w czasie życia, nieważni po śmierci... Ja też kiedyś tu zginę. Moje prochy zostaną rozsypane na zalanych krwią pustyniach tego piaszczystego kraju. I nikt się o mnie nie upomni... Nikt mnie nie będzie pamiętał... Dla generała każdy marine jest niczym jeden z orzeszków ziemnych w całej paczce. Szkoda, że upadł, ale co z tego, skoro jest ich jeszcze cała masa... Przestań!" - zganił się w myślach. "Twoja rola jest znacząca. Pracujesz dla kraju, walczysz dla niego i choćbyś zginął zapomniany, to przynajmniej jako patriota!" Pokrzepiony tą myślą James zwiększył obroty silnika i spojrzał na radar. 500 metrów. - Jeszcze tylko ta górka i dajemy do pieca - mruknął pod nosem. - Avatar, odbiór. Słyszysz mnie? - zabuczało radio. - Głośno i wyraźnie, Skoczek. - Wioska wydaje się być opuszczona. Zero mieszkańców, zero pojazdów, zero wojskowych. Trzeba przekazać dowództwu, że pomyliło współrzędne. - Zrozumiałem - potwierdził James, po czym odwrócił się do drugiego pilota. - Eric, wiesz co robić. - Stop, czekajcie chłopaki. - powstrzymał pilotów sprzymierzeniec. - Widzę jakiś ruch w części zachodniej. Ta chatka, trzecia od drogi. Przysiągłbym, że ktoś właśnie mignął mi w oknie... Avatar, podleć tutaj.
Piloci posłusznie podlecieli do przyjacielskiego helikopter i ustawili się naprzeciw. Zaczęli uważnie oglądać otoczenie, wypatrując wszelkich form życia. Wioska wydawała się normalna. Ot, kilkanaście glinianych domków marnej konstrukcji, które zawaliłyby się natychmiast pod wpływem potężnych dział Apache'y. Roślinność praktycznie nie istniała - uroki Afganistanu - a jej nielicznymi przedstawicielami były głównie trawy pustynne.
Nagle James zauważył męską sylwetkę w drzwiach jednego z budynków. - Miałeś rację, Skoczek. Co robimy? - Łubu-dubu - zaśmiał się rozmówca. - Zrównajmy to "bezludne" miasteczko z ziemią.
Po czym, nie czekając na potwierdzenie wiadomości, wystrzelił długą serię w stronę domków. Avatar wycofał helikopter na 200 metrów do tyłu i rozpoczął własny ostrzał, niszcząc wszystko, co znajdowało się na torze lotu pocisków. Po kilkunastu sekundach zmasowanego ataku tuż obok Skoczka przeleciała rakieta. - O, kurwa! - zaklął sojusznik. - Te jebane szczeniaki mnie ostrzeliwują! - Widziałeś miejsce posłania pocisku? - Niestety nie, dym przysłania mi obraz. To miała być łatwa robota do jasnej cholery... Chłopaki, musimy zwolnić palce ze spustu, wariaci z rpg stanowią zbyt duże niebezpieczeństwo.
Eric natychmiast przestał strzelać, a James wzniósł Apache'a w górę, chcąc utrudnić celowanie przeciwnikom. Pospiesznie rozejrzeli się po otoczeniu. - Godzina druga, okopali się na zboczu wzgórza - zakomunikował drugi pilot, widząc nieprzyjaciół. - Posyłam rakiety hellfire. Odsuńcie się od zagrożonej strefy... 7 sekund do wystrzału.
James zauważył, jak towarzysz nerwowo zaciska palce na gałce spustu. "To jedna z jego pierwszych misji w terenie, ma powody do zdenerwowania" - pomyślał. - 3, 2, 1...
Potężne uderzenie wprawiło w drgania całą wioskę, a wzgórze przykryły tumany kurzu. Nagle wszystko wydało się takie spokojne i niewinne, że nikomu nawet nie wpadłoby do głowy, co stanie się kilka chwil później.
Lecąca w stronę kabiny helikoptera rakieta była ostatnią rzeczą, jaką James zobaczył w swoim życiu. - Avatar, odbiór. Avatar, słyszysz mnie? Avatar… | Autor artykułu | | Zarejestrowany: Jan 2011
Posty: 422
Reputacja: 1 | |
Oceny użytkowników | Język | | 5 | Spójność | | 5 | Kreatywność | | 4.5 | Przekaz | | 4 | Wrażenie Ogólne | | 5 |
Głosów: 2, średnia: 94%
| | | |
Narzędzia artykułu | | | | |