Cóż, słowo wstępu. Krew mnie zalewa jak słyszę o ludziach którzy biją dzieci, kobiety i ogólnie osoby niezdolne do obrony, lub słabe. Jednak nie zawsze wiemy o takich sytuacjach i zwyczajnie nie mamy co z tym zrobić. Sam miałem do czynienia z taką sytuacją w Polsce - nie, nie byłem ofiarą, ani sprawcą - chyba to mnie tknęło do napisania tego krótkiego opowiadania. A dlaczego zakończenie jest takie... no takie? Cóż. Sam nie wiem.
ADRES
Michałek położył swoją lewą rękę (tą w gipsie) na stole, obejrzał się wokół. Nikt nie patrzy? Nikt. Michałek chwyta prawą ręką ołówek, usadawia się tak by gips mu nie przeszkadzał i zaczyna pisać. Żółta kartka papieru ciągle się osuwa. Gips go mocno blokuje, nie ma jak podtrzymać kartki, a prawą ręką nie umie zbytnio pisać. Mimo to pisze. Poprawia pozycję swoją i kartki co chwilę. Co minutę patrzy czy na pewno dalej nikogo nie ma. Pan Piotr wyjechał w „delegacje” (Michałek wiedział, że Piotr ma romans), Pani Karolina znowu wieczór spędzała z kochankiem, ich czternastoletni syn Wojtek spał. Otóż Michałek był adoptowany. Miał już jedenaście lat i był w domu państwa G. od roku. Zabrali go z domu dziecka i wcale mu się to nie podobało. Tamtejsza wychowawczyni, Ania, z którą tak bardzo się zaprzyjaźnił, tak bardzo, że to ona miała go zabrać ze sobą. Jakiś czas temu zdał sobie sprawę, że mimo młodego wieku ją kochał. Miała prawie czterdzieści lat, ale on kochał ją. Nie jako matkę, siostrę, ale jako kogoś z kim chciał zawsze być. Ale gdy do domu dziecka przyjechali państwo G. jego świat runął. Udało im się go adaptować. Podobno nie mogli już mieć dzieci. Tak naprawdę nie mogli bić swojego, którego było już za duże i umiało się bronić. Tak. Michałek był bity. Codziennie. Gips? Założyli mu wczoraj. Pan Piotr przytrzasnął mu rękę... przypadkiem. Tak przynajmniej powiedzieli w klinice, Piotr zażartował jeszcze do lekarza, ten się zaśmiał i po cichu sto złoty przeszło z łapy do łapy. Piotr też się wtedy zaśmiał, w tym samym momencie Michałek stęknął i się odruchowo skulił. Za każdym razem jak był bity Piotr się albo uśmiechał, albo śmiał. Zawsze. To go napawało szczęściem, władzą, budowało jego męskość, poczucie własnej wartości, czuł się prawdziwym mężczyzną, człowiekiem. Przemoc wobec słabszych dawała to co sex z jego piękną kochanką. Raz tu była, żona się nie domyśliła kto to, wmówił jej, że to koleżanka z pracy, która przekazała mu nowe projekty, które miał skorygować. Piotr opowiedział obu kobietom żart, obydwie wybuchnęły śmiechem a Piotr się uśmiechnął. Obejrzał i nagle jego wzrok zamarł na Michałku. Stał w drzwiach, chciał spytać czy może dostać obiad. Wtedy Pan Piotr przeprosił żonę i kochankę, powiedział coś zabawnego, obie się uśmiechnęły i on też. Wziął Michałka za ucho, wytargał na zewnątrz, kopnął w tyłek i zrobił mu wykład o podsłuchiwaniu, jego bezczelności i innych okropnych rzeczach jakie robił dzieciak. Oczywiście każde zdanie Piotr kończył kopem w twarz, brzuch leżącego Michałka. To był jego pierwszy tydzień w domu państwa G. Wojtek ignorował Michałka, raz czy dwa walnął go w twarz. Gdy Michałek miał zaszczyt zjeść obiad zresztą rodziny, to Wojtek albo podbierał jedzenie z talerza Michałka (jeśli mu smakowało), lub przerzucał swoją porcję na talerz adoptowanego dziecka (jeśli obiad mu się nie podobał).
Michałek otarł łzy z twarzy. Był już cały czerwony, tak mocno płakał. Ledwo widział, ale po paru minutach się opanował. Spojrzał na to co już ma na kartce.
„
Aniu. To ja, Michał. Ten dom do którego trafiłem. Tu jest okropnie. Codziennie mnie biją, rzadko kiedy jem obiady. Na kolacje mam chleb, śniadań nie widziałem, a poza tą rodziną chyba nikt o mnie nie wie! Nie chodzę do szkoły! Nie wiem po co ja tu im jestem. Ciągle tylko sprzątam i dostaję po uszach. Bardzo boli gdy mnie biją. Nie wiem czy długo wytrzymam. Myślę, że mnie wykończą. Wiem, myślisz, że zmyślam, ale proszę cię Aniu uwierz mi! Ja umieram, oni mnie w końcu zabiją. Co miesiąc mam coś w gipsie, a oni zawsze się jakoś wyłgają. Proszę, zabierz mnie tam. Pamiętasz jak mówiłaś, że razem będziemy mieszkać? Zgłoś to na policję, błagam cię. Są te badania, owukcja albo jakoś tak. To wszystko powie, prawda? Błagam cię. Adres jest na kopercie. Proszę. Błagam. Pomóż mi.”
Cała kartka była pokryta łzami. Musiał ją wysuszyć. Poczekał aż kaloryfer doprowadzi karteczkę do stanu używalności. Potem spakował ją do koperty i napisał co trzeba. Nawet nakleił znaczek. Znalazł jeden w szufladzie. Szybko, boso, po śniegu pobiegł do skrzynki na rogu ulicy. Popatrzył na kopertę raz jeszcze.
Nadawca: Michałek
Krusno
Piastowska 31
Adresat: Ania
Był znaczek więc list musiał dojść do adresata. Sprawdził czy na pewno podał adres gdzie obecnie mieszał i wrzucił go do skrzynki. Koszmar miał się skończyć już niedługo.