Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > O forum > Pomoc
Zarejestruj się Użytkownicy

Pomoc Jeżeli masz jakiekolwiek kłopoty z poruszaniem się po LastInn, nie wiesz jak założyć sesję lub dołączyć do istniejącej - zadaj pytanie na tym subforum. Upewnij się jednak najpierw, czy odpowiedź nie znajduje się w "Forumowym FAQ".


Odpowiedz
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 06-10-2007, 23:31   #11
 
kitsune's Avatar
 
Reputacja: 1 kitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwu
Mi się ten Wurg podoba. historia krótka, ale wyraźnie mówi, jaka to postać. jak odgrywać. Przykładowe teksty pomagają wczuć się w postać. Widać, ze z jajem pomyślane. To pod dłuższe granie czy pod jednostrzałówkę, bo stawiałbym na to drugie. Raz, że trudno taką postacią grać długo (wbrew pozorom trudniej grac głupkiem niż mądralą). Dwa, że do grania dłużej mi jako mistrzowi jednak by zabrakło kilku kluczowych informacji.

Pozdr
 
__________________
Lisia Nora Pluton szturmowy "Wierny" (zakończony), W drodze do Babilonu


kitsune jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 06-10-2007, 23:46   #12
Banned
 
Reputacja: 1 Laryssa nie jest za bardzo znany
Według mnie postać WURGA, to bardzo dobra potać tła, bardzo dobry BN, ale w żadnym wypadku nie jest to postać grywalna, bo tak jak mówił kitsune - ciężko odgrywać Głupka, ciężko też zgrać go z drużyną. Jeśli MG stawia sobie za cel utrzymanie danego klimatu, to taka postać może (wcale nie musi) ten klimat zmiażdżyć. Zapytacie dlaczego? A oglądaliście Włatcy Much? WURG to taki Czesiu, który potrafi w dramatycznym momencie przygody wypalić ze swojego:
-Dzień Dobry!
"Z jajem pomyślane" - i to właśnie ten ból. Postać oryginalna i jak najbardziej miła odskocznia, ale jak dla mnie, może być tylko tłem dla bohaterów. Coś w rodzaju genialnego idioty skrawającego w sobie jakąś tajemnicę... (np.)
 

Ostatnio edytowane przez Laryssa : 06-10-2007 o 23:58.
Laryssa jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 06-10-2007, 23:57   #13
 
Grey's Avatar
 
Reputacja: 1 Grey jest na bardzo dobrej drodzeGrey jest na bardzo dobrej drodzeGrey jest na bardzo dobrej drodzeGrey jest na bardzo dobrej drodzeGrey jest na bardzo dobrej drodzeGrey jest na bardzo dobrej drodzeGrey jest na bardzo dobrej drodzeGrey jest na bardzo dobrej drodzeGrey jest na bardzo dobrej drodzeGrey jest na bardzo dobrej drodzeGrey jest na bardzo dobrej drodze
Dwie dość odmienne opinie, swój komentarz jutro Killian dołączy do historii. Ale dość o tej postaci. Czekamy na kolejne ciekawe propozycje i doświadczenia.
 
Grey jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 07-10-2007, 13:41   #14
 
Tevery Best's Avatar
 
Reputacja: 1 Tevery Best ma w sobie cośTevery Best ma w sobie cośTevery Best ma w sobie cośTevery Best ma w sobie cośTevery Best ma w sobie cośTevery Best ma w sobie cośTevery Best ma w sobie cośTevery Best ma w sobie cośTevery Best ma w sobie cośTevery Best ma w sobie cośTevery Best ma w sobie coś
A to ja też dorzucę parę kart, które szczególnie lubię. Pierwsza... do D%D.

Sindri Myr (alias Sarafan Swallowfast)
Półelf (z księżycowych)

Wzrost: 183 cm
Waga: 62 kg
Kolor oczu: niebieskie
Włosy: Czarne, do karku
Ponadto:
Nosi kozią bródkę i wąsy, ale poza tym żadnego zarostu. Rysy twarde, na policzku niewielka blizna. Ubiera się jak typowy podróżnik, opończa, brązowe, powycierane spodnie i koszula w nieco jaśniejszym odcieniu, zwykle czymś poplamiona, choć czasami ją pierze. Blady, jakby wyziębiony.
Był on synem kupca, który handlował magicznymi przedmiotami. Oczywiście sam ich nie robił - miał umowę z jednym magiem z tej samej wsi w Cormyrze. Pewnego dnia kupiec zachorował i Sindri otrzymał od ojca zadanie odebrania przedmiotów od maga i dostarczenia ich do sprzedaży w Suzail. Sindri znał drogę, więc nie miał większego problemu z robotą. Jednak najpierw musiał pójść do maga i odebrać przedmioty. Maga nie otwierał, więc Sindri przestał pukać i normalnie wszedł, bo drzwi były otwarte (błąd, którego sobie nigdy później nie wybaczył). Maga nie znalazł na strychu, ani na parterze, więc młodzieniec poszedł go szukać do piwnicy, choć wątpił, że tam jest. I to był ostatni raz w jego życiu, kiedy zapomniał zapukać... Mag (który okazał się być ksenomantą) usłyszał wcześniej o chorobie kupca, więc spodziewał się, że transportu dziś nie będzie, dlatego otwarcie drzwi tak go zaskoczyło, że zniszczył delikatną formułę przedmiotu służącego do jego z dawna upragnionej podróży do Planów Zewnętrznych. Zaskutkowało to wybuchem magii, który zabił maga, a Sindriego teleportował na inny plan. Poprzez kilka następnych parosekundowych "migawek" zwiedził więcej, niż większość Faeruńczyków przez całe życie. Ponadto wchłonął bardzo wiele magii, a także w jego ciało wstąpił pozaplanarny byt, który wyłuszczył mu całą sytuację, o czym później. Kiedy Sindri wrócił tam, skąd wyruszył, otaczały go hordy żądnych krwi wieśniaków, którym wybuch zniszczył całą wieś. Sindri jednak zaraz wyruszył w kolejną podróż... Po jej zakończeniu wylądował daleko poza wsią swą rodzimą. Tam rzeczony wcześniej pozaplanarny byt wytłumaczył mu, że przez tę podróż wchłonął sporo magii, i teraz może posługiwać się Splotem, ponadto pod wątrobą otworzyła mu się szczelina do planu Pozytywnej Energii... stwór zaoferował mu swoje przewodnictwo w nauce posługiwania się magią, bo i jego w tym korzyść: jest zamknięty, dopóki szczelina się nie zewrze, zasysając go z powrotem. A ta nie będzie aktywna, jeżeli Sindri nie będzie korzystał ze Sztuki (a i wtedy nie zawsze). Oczywiście podczas użytkowania magii istnieje prawdopodobieństwo, że nastąpi kolejny planarny skok... Póki co Sindri ukrywa się pod pseudonimem Sarafana Swallowfasta.

I druga, do Neuroshimy.


-IMIĘ: George
-NAZWISKO: Best
-PRZYDOMEK: "Tevery"
-HISTORIA:
Ojciec jeszcze przed wojną skończył z wyróżnieniem medycynę w Austin. Matka była jedną z jego pacjentek, chorą na płuca. Po ślubie właśnie z tego powodu jego rodzice opuścili Austin na rzecz jednego z miasteczek - wsi, jakich pełno było wówczas w Texasie. Kiedy wybuchła bomba... wybuchła też panika. Wieść o tym dotarła nawet do takiego wygwizdowa. Ludzie przez wiele dni schodzili się Bestowi Seniorowi, pytając, czy przypadkiem nie są na coś poważnego chorzy. Okazało się, że jakimś cudem to zapomniane miejsce ominęły plagi powojennego świata. Ludzie żyli dalej, starając się nie myśleć o gehennie. Kiedy George się urodził, jego ojciec postanowił, że ktoś będzie musiał na całym tym zafajdanym świecie znać się na medycynie, nawet, jeśli nikt nie przeżył. I fach przeszedł z ojca na syna. Oczywiście nie tak dobrze, jak przy 10 - letnich studiach, ale praktyczne umiejętności załapał. Jakieś 5 lat temu na wieś napadli Hegemończycy. Rodzice chłopaka zginęli. On sam i nieliczni ocaleli opuścili resztki dawnego domu, zabierając to, co tylko mogło być przydatne. "Tevery" (nazywany tak, bo każdy miał o nim bardzo jednoznaczne mniemanie złe albo dobre) zabrał ze sobą rzecz o wartości sentymentalnej - odtwarzacz CD i trochę żarcia. Potem przez jakiś czas udzielał się w paramilitarnej grupie, walczącej z Hegemonią. Tam poznał swojego jedynego przyjaciela, jakiego miał w życiu. Koleś nazywał się Piotr i pochodził z Polski, kraju w Europie Wschodniej. Z geografii świata Tevery nie był raczej asem (bo kogo obchodzi świat, skoro i tak nie można tam spie...lić przed nieuchronną zagładą?), ale słuchając jego opowieści o ojczyźnie dowiedział się wielu nowych rzeczy. Nie za bardzo się nimi przejmował, ale podziwiał Piotra za to, jaki był - idealista, święcie przekonany, że kiedyś wróci do ojczyzny, chociaż nie miał jak. Polak zginął podczas jednej z ostatnich akcji oddziału, zostawiając George'owi swój jedyny skarb - malowanego białą farbą Desert Eagle'a. Tydzień później Hegemońcy wystrzelali cały oddział z zasadzki, uciec udało się tylko Bestowi. Od tamtej pory szwenda się po kraju, bez celu, bez przyczyny. Czasami zatrzymuje się gdzieś na dłużej i zasysa z miejscowych różne przedmioty w zamian za pomoc medyczną. Przeszła mu już nawet nienawiść do Hegemonii i żałoba po przyjacielu. Ale wciąż ma ze sobą White Eagle'a...
-WYGLĄD (MOŻE BYĆ ZDJĘCIE):
jest chuderlawy, ale sam określa to jako "dolne granice właściwej wagi". Ma zielone oczy, kozią bródkę i wąsy. Na twarzy nosi kilkudniowy zarost. Odstające uszy, żółte zęby. Choć nie jest aż tak brzydki, uważa się za koszmar, ale nie ubolewa nad tym. Włosy krótkie brązowe, wiecznie w nieładzie, przetłuszczone i sypiące się od łupieżu.
-SPRZĘT: płaszcz ortalionowy z dużym czerwonym krzyżem na plecach, zestaw względnie czystych (choć nie ma co liczyć na jednorazowość) narzędzi chirurgicznych, Desert Eagle pomalowany na biało i 2 magi, nóż, zestaw do udzielania pierwszej pomocy, torba lekarska, odtwarzacz CD na baterie słoneczne, kurtka zimowa NOLOGO, rozdarta na ramieniu, spodnie dżinsowe "Levak's", koszula flanelowa w kratę, pas z kaburą i wytarty sweter zielony, jedzenie (konserwy) i woda na około tygodnia, śpiwór, plecak, nóż.
 
__________________
"When life gives you crap, make Crap Golems"
Tevery Best jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 07-10-2007, 22:19   #15
 
Killian's Avatar
 
Reputacja: 1 Killian nie jest za bardzo znany
Cytat:
Napisał Laryssa Zobacz post
Według mnie postać WURGA, to bardzo dobra potać tła, bardzo dobry BN, ale w żadnym wypadku nie jest to postać grywalna, bo tak jak mówił kitsune - ciężko odgrywać Głupka, ciężko też zgrać go z drużyną. Jeśli MG stawia sobie za cel utrzymanie danego klimatu, to taka postać może (wcale nie musi) ten klimat zmiażdżyć. Zapytacie dlaczego? A oglądaliście Włatcy Much? WURG to taki Czesiu, który potrafi w dramatycznym momencie przygody wypalić ze swojego:
-Dzień Dobry!
A widzisz - tu masz racje - ale pamietaj że to wszystko zalezy od gracza - jak sie trafi dupek to Ci sesję rozwali - ale są i tacy którzy starają się wczuć i grać naprawdę - i czasem strzelą śmiesznym tekstem ale grają normalnie. Wszystko zależy od tego kto odgrywa postać.



Cytat:
Napisał Laryssa Zobacz post
"Z jajem pomyślane" - i to właśnie ten ból. Postać oryginalna i jak najbardziej miła odskocznia, ale jak dla mnie, może być tylko tłem dla bohaterów. Coś w rodzaju genialnego idioty skrawającego w sobie jakąś tajemnicę... (np.)
Pierwotny zamysł był troszkę inny i właśnie podobny do tego jaki tu wskazałaś. Może kolejna odsłona Wurga będzie właśnie taka.. Pożyjemy zobaczymy
 
Killian jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 08-10-2007, 12:34   #16
 
Grey's Avatar
 
Reputacja: 1 Grey jest na bardzo dobrej drodzeGrey jest na bardzo dobrej drodzeGrey jest na bardzo dobrej drodzeGrey jest na bardzo dobrej drodzeGrey jest na bardzo dobrej drodzeGrey jest na bardzo dobrej drodzeGrey jest na bardzo dobrej drodzeGrey jest na bardzo dobrej drodzeGrey jest na bardzo dobrej drodzeGrey jest na bardzo dobrej drodzeGrey jest na bardzo dobrej drodze
Skomentuje postaci Tevery'ego Besta

Pierwsza, Sindri Myr, jest płaska i właściwie to dość chaotycznie i szybko napisana przeszłość. Na początku gracz opisuje z pieczołowitością jak to wszedł do domu maga, jaki to był błąd i że źle się to skończyło. A z każdym kolejnym zdaniem czas przyspiesza, szczegółowość spada i w pewnym momencie już nie byłem pewien, czy rozumiem.
To dość częste w KP, zaczyna się od pomysłu, dokładnie go opisuje, a z czasem rośnie ochota na skończenie pisania KP i rytm potwornie przyspiesza.
Nie mówiąc o tym, że z KP nie wynika właściwie nic o samej osobie, tylko coś o jego przeszłości. Czyli nadal nie mamy pojęcia kto zacz.

Druga postać, Tevery, jest o wiele lepiej skonstruowana. Jest historia, są punkty zaczepienia dla MG (Polska, zmarły przyjaciel i pamiątka po nim) oraz na koniec krótki (ale zawsze) opis nastawienia i psychiki.

Kolejny pozytyw, który warto podkreślić to wady fizyczne Tevery'ego. Elementy odidealizujące postaci są według mnie bardzo wartościowe.
 

Ostatnio edytowane przez Grey : 08-10-2007 o 12:36.
Grey jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 08-10-2007, 17:54   #17
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Oto jedna z bardziej rozpisanych kart. Osobiście lubię ją o tyle, że opowiada o normalnej (w miarę) dziewczynie. Tu nie ma heroizmu i spektakularnych wydarzeń. Mam jednak nadzieję, ze mimo to historia nie jest nudna.

Edit: Osz! Zbieżność imion jest przypadkowa.


IMIĘ – NAZWISKO – WIEK

Alice Forest, lat 16 (w momencie wydalenia ze szkoły)


WYGLĄD

Alice jest niewątpliwie ładną dziewczyną, mimo iż nie przywykła do podkreślania swej urody przez strój, czy też – broń boże – makijaż. Jej długie blond włosy zwijając się w loki, opadają zazwyczaj nieskrępowane na ramiona i plecy. Oczy dziewczyny mają kolor niebieski - na tyle jasny, że najlepiej pasuje do nich określenie, iż przybrały barwę „stalowego błękitu”. Co prawda dziewczyna zaczęła dojrzewać stosunkowo późno, widać jednak, że jej kształtom nie będzie brakowało kobiecości. Wzrost i waga są raczej przeciętne. Ogólnie mówiąc: dziewczyna mimo tego, że bardzo dba o czystość, niespecjalnie martwi się swoim wyglądem. Jedyne jej upodobanie w tej kwestii dotyczy niebieskich ubrań.


HISTORIA

Słabością mą jest życie,
Choć przyszłość stanowią cmentarne dzwony.
Oto ja – mroku dziecię,
Wiecznie przez chaos duszy trapione.

Alice urodziła się w średniozamożnej rodzinie Forestów, jako upragnione dziecię starszego już małżeństwa. John i Sarah Forest od dawna starali się o potomka i już praktycznie stracili nadzieję. Nie skutkowały modły ani kuracje lecznicze... wobec czego urodziny Alice zostały obwołane mianem cudu – źródła radości, której nie zakłócał nawet fakt, iż urodziła się dziewczynka, a nie chłopiec. Sama Alice zwykła jednak mówić, że jest dzieckiem niechcianym, bowiem w wyniku komplikacji przy porodzie powinna była umrzeć wraz z matką – przeżyły jednak dzięki „cesarskiemu” cięciu, które dziewczyna nazywała buntem przeciw Naturze.
Niemniej fakt stał się dokonany – Alice urodziła się oto 18-tego marca 1941 roku w domu jednorodzinnym w niedużej miejscowości na wschód od Londynu o wdzięcznej nazwie Canterbury. Jej ojciec był lekarzem i choć ubóstwiał swą córkę, nie miał dla niej zbyt wiele czasu. Wciąż wrząca wojna oraz renoma Johna Foresta powodowały, że nie tylko całymi dniami przesiadywał w szpitalu, ale często i nocami. Kiedy zaś udało już mu się wyrwać na kilka godzin do domu, dosłownie padał ze zmęczenia. Bywało, że panie musiały wołać parobka, aby przeniósł doktora na łóżko bo ten zasnął w przedpokoju i za nic nie dało się go ocucić.
Matka Alice była kobietą czynu społecznego. Może feministka to słowo zbyt mocne, niemniej była to kobieta zdecydowana, która nie bała się wygłaszać swoich poglądów. Energię, która zdawała się ją rozpierać, przelewała zazwyczaj na lokalna społeczność organizując wiece, festyny oraz prowadząc kółko gospodyń. Słowem zajmowała się wszystkim, tylko nie własną córką. Nie można jednak powiedzieć, iż nie kochała Alice, po prostu były bardzo różne.
Dziewczynka nie potrafiła znaleźć wspólnego języka z matką, za to doskonale dogadywała się ze swoją babcią Alice Forest, po której otrzymała imię. Staruszka i dziewuszka – jak często nazywano je - zdawały się być nierozłączne. Tam gdzie starsza pani zmierzała czy to do kuchni, czy na werandę – człapała za nią nieduża, pulchna blondyneczka, która przez ładną twarzyczkę o delikatnych rysach oraz wijące się w loczkach włosy koloru dojrzałego zboża, przywodziła na myśl cherubinka. O czym rozmawiała Alice z Alice? Nawet gdy ktoś usłyszał fragment ich rozmowy, niewiele z tego rozumiał. Obie bowiem zdawały się żyć w jakimś baśniowym świecie pełnym jednorożców, trolli i księżniczek. Jeśli ich rozmowy dotyczyły już otoczenia, to zazwyczaj sprowadzały się do przekazywania małej Alice wiedzy o ziołach i ich właściwościach oraz życiu zwierząt. Starsza pani miała zwyczaj dokarmiać bezpańskie psy i koty mimo trudnych czasów i tego, że sąsiedzi nie raz krzywo patrzyli na takie „marnotrawstwo”. Wnuczka z radością pomagała babci w tych praktykach, a także przynosiła do niej postrzelone kaczki i inne ranne zwierzęta, które znajdywała włócząc się po okolicy.
Innych przyjaciół niż babcia i zwierzęta Alice nie miała. Bawiła się co prawda od czasu do czasu z dziećmi z sąsiedztwa, ale wydawało się, iż czyni to raczej z „powinności” wobec matki, która zwykła narzekać, że chowa jej się w domu „dziecko dżungli’.

Słońce smutku wypali ziemię,
Mróz w lód przemieni nocy łzy,
Księżyc roziskrzy śniegowy puch,
W końcu wiosna wróci, lecz nie ty.

Czy też z obawy przed całkowitym zdziczeniem, czy po prostu w trosce o edukację, gdy dziewczynka skończyła 12 lat rodzice wysłali ją do renomowanej szkoły z internatem dla panien w Londynie. Obie Alice pożegnały się z wielkim smutkiem, popłynęło nawet kilka wielkich jak grochy łez. Starsza kobieta pocieszała dziewczynkę perspektywa londyńskich wspaniałości: placów zabaw, cukierni, ślicznych sukienek... jednak widać było, że jej samej ta sytuacja bardzo ciąży.
Decyzja rodziców była jednak faktem nieodwracalnym... tak jak narodziny Alice.
Lata mijały, trudno jednak powiedzieć, aby Alice udało zaaklimatyzować się w nowym środowisku. Na pewno nauczyła się nie okazywać swej wrażliwości, bowiem widziała, iż płaczliwe dziewczęta często kończyły jako popychadła panien z dobrych domów, które -nawiasem mówiąc - tworzyły elitarną grupę. Z racji sławy ojca, rozkwitającej urody oraz bardzo dobrych wyników w nauce Alice miała nawet możliwość przyłączenia się do „elity”, jednak odrzuciła ją z niesmakiem. Jako samotniczka nie umiała i nie chciała zasymilować się z grupą panien, które w jej mniemaniu były puste jak cyrkowe bębny. To jednak naraziło ją na gniew „przewodniczącej” Milly, która wykorzystywała niemal każdą sytuację, aby dokuczyć outsiderce. Mimo tego jednak pozycja Alice była niezachwiana, dopóki dziewczyna nie okazywała emocji. Tylko poduszka znała jej nocne smutki i cierpienia zranionej duszy.

Ciągle pamiętam tamten dzień
W sobie znalazłeś siłę i lęk
Ostrze do ręki dałeś mi
Bronić się miałam szansę...

Lekarstwa na dolegliwości duszy nie dostanie się w aptece, jednak o dziwo można je znaleźć na ulicy i to nawet gdy się go nie szuka....
Pewnego dnia – jak zwykle raz w tygodniu – pod okiem nauczycielki uczennice wybrały się do miasta na zakupy. Panna Franne, której przyszło akurat doglądać wychowanek szkoły, była osobą spolegliwą, a do tego miała w mieście narzeczonego, za którym bardzo tęskniła, wobec czego dała dziewczętom czas wolny, określając jedynie czas i miejsce, gdzie mają się potem wszystkie spotkać.
Alice początkowo trzymała się w pobliżu koleżanek, lecz niedługo potem odłączyła się, wybierając zamiast kramiku z chustami malutką księgarnię usytuowaną w jednej z mniej uczęszczanych uliczek. Gdy wychodziła ze sklepu z zawiniętą w szary papier powieścią Juliusza Verne pt. „Tajemnicza wyspa”, dosłownie wpadł na nią jakiś chłopak, dwójka młodych zatoczyła się chwytając wzajemnie, aby nie stracić równowagi. Przez ułamek sekundy ich spojrzenia skrzyżowały się - ciemnoniebieskie tęczówki wpatrywały się badawczo w zlęknione tęczówki koloru zimnego błękitu.
- Nie zdradź mnie – szepnął chłopak głębokim głosem – najwyraźniej niedawno przeszedł mutację. Wydawało się, że może być równolatkiem 15-nastoletniej wówczas Alice, ewentualnie był od niej o 2-3 lata straszy... trudno było stwierdzić w tak krótkim czasie. Na pewno był od niej wyższy o głowę, a jego sylwetkę cechowała sprężystość. Zanim dziewczyna zdążyła zareagować, chłopak wskoczył na wózek, który stał w pobliskiej bramie. Przez chwilę Alice widziała jak czarna czupryna porusza się pomiędzy jakimiś szmatami, którymi wypełniony był pojazd, by po chwili całkiem zniknąć pod nimi. Tymczasem z zaułka wynurzyło się dwóch umundurowanych mężczyzn.
- Panienko, biegł tędy taki ciemnowłosy chłopak w brązowej kamizelce i czarnych spodniach? – zawołał do niej jeden z nich. Dziewczyna patrzyła na niego szeroko otwartymi oczami, nie wiedząc co odpowiedzieć – w głowie miała pustkę!
- Chło...chłopak? Tak, eee... tam pobiegł... – wskazała palcem uliczkę prowadzącą na rynek. Mężczyzna podziękował jej skinieniem głowy i wraz z towarzyszem ruszył we wskazanym kierunku.
Alice z uczuciem, że zrobiła coś naprawdę złego, przyglądała się ich sylwetkom, dopóki nie znikli za rogiem. Wzięła głęboki wdech, jakby to miało pomóc jej pozbyć się wyrzutów sumienia, po czym weszła do bramy, w której stał wózek. Rozejrzała się jak przystało na spiskowca i ściszonym głosem rzekła:
- Powiedziałam, że pobiegłeś w stronę katedry, już ich nie ma.
Odpowiedziała jej cisza. Dziewczynie przyszło do głowy, że może chłopak udusił się pod tymi szmatami, ale nie! Czarna, rozwichrzona czupryna wynurzyła się spomiędzy materiałów.
- Na pewno?
- Tak... Nikogo tu nie ma... Oczywiście poza nami, no i na oknie księgarni widziałam rudego kota... ach!
Chłopak zeskoczył tuż przed nią. Otrzepał się, jakby to mogło pomóc jego spranej i pobrudzonej odzieży, po czym spojrzał bystro na dziewczynę. Nie był może wyjątkowo przystojny, na dodatek na jego policzkach widniały czarne zacieki, jednak było w jego twarzy i sposobie bycia coś magnetycznego... coś co zniewoliło dziewczynę - zaledwie w kilka sekund pozbawiając ją wszelkich wyuczonych przez lata zasad moralnych, coś co spowodowało, że bez wahania okłamała funkcjonariuszy i pomogła w ucieczce chłopakowi, który zapewne dopuścił się przestępstwa. Już samo to było niesamowite – dziewczyna nie miała wątpliwości, że chłopak jest winien tego, za co go ścigano, a pewnie i wielu innych rzeczy. Imponował jej ten butny styl bycia i oczy, które bynajmniej nie były niewinne... były za to żywe, tak żywe, że dziewczyna czuła zawrót głowy, gdy patrzyły teraz na nią badawczo, jakby zadając pełne ironii pytanie: No dobra, to czego teraz chcesz paniusiu?
- Jestem Kai, a ty? – zapytał bezpośrednio, wyciągając do niej swoją brudną rękę. Dziewczyna jeszcze z nikim nie witała się w ten sposób, bez oporów jednak wysunęła swoją dłoń, która niemal zatonęła w silnym uścisku.
- To tak jak w tej baśni... – szepnęła bez ładu i składu.
- Hę?
- O królowej śniegu... – nagle dotarł do niej pełen sens wypowiedzi Kaia – A ja jestem Alice...
- O! To też imię z bajki. Bardzo mi się podoba...
Kai uśmiechnął się szeroko, a dziewczyna poczuła, że gotowa byłaby zrobić dosłownie wszystko, aby zawsze tak się do niej szczerzył. Na chwilę zapadła cisza. Dwoje młodych ludzi stało naprzeciw siebie trzymając się za ręce i wyglądało na to, że żadne z nich nie chce wypuścić drugiego. W końcu jednak zareagował Kai. Nie zabrał jednak dłoni, lecz trzymając ją delikatnie, klęknął przed dziewczyną.
- Wdzięczny ci jestem Alice za pomoc, mam nadzieję, że będę miał możliwość ci się odwdzięczyć.
To rzekłszy ucałował dłoń, której właścicielka zaczerwieniła się chyba po same koniuszki włosów. Ich oczy raz jeszcze się spotkały – Kai mrugnął do niej łobuzersko, po czym biegiem ruszył w przeciwną stronę niż ta, gdzie znikli funkcjonariusze.
- Do zobaczenia moja piękna! - krzyknął jeszcze przez ramię. Wargi dziewczyny drgały, by po chwili wypełzł na niej uroczy uśmiech, który długo jeszcze miał tam pozostać.

Czy walczysz z marami?
Czy wojujesz z cieniami?
Czy poruszasz się jak we śnie?
Czas się oddalił.
Życie ci skradli.
Wszystkoś zmarnował.
Twój obłęd cię zabił.

To niespodziewane spotkanie zupełnie zmieniło życie Alice. Od tej chwili co noc dziewczyna zanim zasnęła, w marzeniach wędrowała razem z Kaiem. Początkowo skupiali się na robieniu psot koleżankom Alice i znielubionym nauczycielkom, jednak wraz z rozkwitaniem i przemianą w młodą kobietę, marzenia te przyjmowały bardziej osobisty charakter, przybierając formę nieśmiałych fantazji erotycznych. Mijały miesiące, a postać Kaia w wyobraźni dziewczyny wciąż była żywa i barwna. Ona sama zaczęła tłumaczyć to sobie jako związek dusz i... niemal wierzyła w to, że rzeczywiście co noc spotykają razem się dzięki magii, która w nich tkwiła. Rozmiłowanej w świecie książek dziewczynie naprawdę nie trudno było uwierzyć w siłę magiczną.
Im bardziej Alice odpływała w swoją krainę czarów, tym mniejszy kontakt emocjonalny miała z rzeczywistością. Zupełne odgrodzenie się od koleżanek nie stanowiło dla niej problemu, wszak zawsze była samotniczką. Teraz po prostu nie wysilała się, aby udawać sympatię i zainteresowanie względem nich. Z rozdrażnieniem i zniecierpliwieniem traktowała koleżanki, które z czymś się do niej zwracały, wobec czego bardzo szybko została zepchnięta na margines. Do tego - ku uciesze rywalki, Milly – opuściła się w nauce i to na tyle zatrważająco, że szkoła powiadomiła o tym fakcie rodziców. Nikt jednak nie potrafił rozgryźć dziewczyny, która ucinała wszystkie próby nawiązania kontaktu lakonicznym: „Postaram się poprawić”. Wydawało się, że nic już nie jest w stanie wpłynąć na Alice, która osnuła się płaszczem obojętności.
Życie ma jednak to do siebie, że lubi pokazywać, iż nie ma muru, którego nie da się rozbić. Trzeba tylko wiedzieć, gdzie uderzyć...

Godzina Smoka! Trupi chłód.
Strach krwawym łypie okiem...
Godzina Smoka! Struchlał lud –
Któż oprze się przed Smokiem?!

Pewnego ranka właścicielka pensji przyniosła Alice wiadomość, która uderzyła w nią z siłą gromu: Babcia Alice nie żyje. Ta informacja wstrząsnęła dziewczyną, która szlochając przeleżała w łóżku cały dzień i nawet interwencja dyrektorki, która chciała zabrać ją na lekcje, ponieważ tego dnia klasa Alice pisała ważny egzamin, nie przyniosła żadnego efektu. Nauczycielka starej daty zbulwersowała się straszliwie, gdy zapłakana wychowanka wysłała ją do czorta. Dyrektorka chcąc ukarać nieznośną dziewczynę zabroniła jej uczestnictwa w pogrzebie babci, pisząc do rodziców list pełen skarg na nieprzyzwoite zachowanie ich córki. W wyniku nagromadzonych argumentów państwo Forest odesłali depeszę z przeprosinami i „mimo bólu w sercu” akceptacją decyzji dyrektorki szkoły.
Gdy Alice dowiedziała się o tym, czuła jakby całe sklepienie niebieskie zwaliło jej się na głowę. Dostrzegając jednak złośliwą satysfakcję w oczach starej nauczycielki, kiedy czytała dziewczynie list od rodziców, nastolatka postanowiła, że na złość kobiecie nie zapłacze teraz. Z obojętną miną przyjęła swój wyrok. Widać było, iż nie usatysfakcjonowana tym dyrektorka chciała jakoś dopiec swojej krnąbrnej wychowance... jednak nienawiść, którą zobaczyła w oczach Alice spowodowała, że wycofała się.
Najwyraźniej jednak kobieta nie dała całkiem za wygraną, kiedy bowiem Alice następnego dnia nie zeszła na śniadanie, kierowana „troską” dyrektorka wysłała do niej Milly – choć doskonale wiedziała, że dziewczyny żyją ze sobą jak przysłowiowy pies z kotem.
Przewodnicząca „elity” z wielką przyjemnością podjęła się czynu społecznego. Bez pukania weszła do pokoju Alice i od progu słodkim głosem rzekła do wtulonej w kołdrę „przyjaciółki”.
- Wstawaj moja droga. Ładnie to tak spać pół dnia?
- Daj mi spokój – wymamrotała Alice zmienionym od płaczu, chrapliwym głosem.
- Ależ dlaczego tak do mnie mówisz kochana? Przecież ja chcę dla ciebie dobrze... – świergotała radośnie Milly, triumfując w duchu z powodu możliwości dokuczenia dziewczynie, która zawsze traktowała ją z obojętną wyniosłością.
- Wynoś się!
- Och słodziutka...
Dziewczyna podeszła do Alice i niby to czule pogładziła ją po włosach.
- Nie martw się, jestem przy tobie. – rzekła jej na ucho – Jak wstaniesz przyniosę ci trochę słodkości, które upiekła dla mnie MOJA kochana babcia... ojej, zupełnie zapomniałam, że...
Milly nie miała możliwości dokończyć, bowiem jej „słodziutka” koleżanka wystrzeliła niczym z procy na ostatnie słowa. Rękami sięgnęła szyi i w mgnieniu oka przycisnęła dziewczynę do ściany. Wzrok Alice pałał wściekłością tak ogromną, że zatraciła w zupełności jasność myślenia. Jedyne czego pragnęła to zgnieść, zniszczyć, zabić!
Przewodnicząca elitarnego klubu pensjonarek ze strachem wpatrywała się w te pałające zimnym ogniem tęczówki. Próbowała się wyrwać, bezskutecznie rękami biła w dziewczynę, która nic nie robiła sobie z zadrapań paznokci, skupiona tylko na tym, by zacisnąć ręce jeszcze mocniej i mocniej...
Ponieważ Milly zostawiła uchylone drzwi do pokoju, całą sytuacje zobaczyła przechodząca akurat tamtędy pokojówka. Kobieta krzyknęła wzywając pomocy i rzuciła się na pomoc dziewczynie, która widać traciła przytomność...
Pokojówka potężnym uderzeniem zdzieliła Alice w twarz. Ta zatoczyła się upadając na ziemię, gdzie przykucnęła, wpatrując się w kobietę wzrokiem dzikiego zwierzęcia gotowego w każdej chwili zaatakować. Dopiero gdy w drzwiach pokoju zaczęły gromadzić się zwabione krzykiem koleżanki, do jej świadomości dotarło to co omal zrobiła. Milly kaszląc i łapczywie wciągając powietrze stała niedaleko pocieszana przez pokojówkę. Po chwili do pomieszczenia weszła również dyrektorka, a wszystkie pensjonariuszki ustąpiły jej miejsca. Pełnym dramatyzmu głosem Milly opisała starszej pani, jak „dzikuska” rzuciła się na nią i chciała zabić, a głupawa pokojówka tylko jej przytakiwała.
Dalsze wydarzenia potoczyły się bardzo szybko. Wezwanie rodziców Alice, skarga rodziców Milly, liczne głosy nagany, wyrzucenie ze szkoły... i „wyrok”. Alice miała udać się do placówki przeznaczonej dla „trudnej” młodzieży i tam dalej kontynuować swoją naukę.
Oto zatem życie postawiło ja przed kolejnym nieodwołalnym faktem. Jedyne co dziewczyna mogła zrobić to podjąć decyzje czy płynąć będzie z nurtem, czy na przekór wszystkim i wszystkiemu (nawet logice) – pod nurt.

No one knows what it's like
To be the bad man
To be the sad man
Behind blue eyes


CHARAKTER - PSYCHIKA

Z natury Alice jest radosną osóbką obdarzoną dużym temperamentem i ogromną wrażliwością. Jednak życie i chęć uniknięcia ciągłego wystawiania się na ciosy, wykształciły w dziewczynie osłonę obojętności, którą zasłania się jak tarczą. Dla Alice świat to źródło cierpień i smutków, dlatego najchętniej „dopływa” w świat fantazji. Ta skłonność dodatkowo wzbogaca jej osobowość, choć jednocześnie odgradza ją od rzeczywistości. Dziewczyna żyje jakby na granicy świata wyobraźni i świata realnego – dla niej linia między tymi płaszczyznami zaczęła się zacierać, czego przykładem były dramatyczne wydarzenia z pensjonatu. Zresztą gdy uświadomiła sobie, że faktycznie potrafiłaby zabić człowieka tylko dlatego, że jej przeszkadza... przeżyła szok, który jej otoczenie zinterpretowało jako apatię i obojętność względem zaistniałej sytuacji.
Alice na pewno nie da się zarzucić, że jest głupia – wręcz przeciwnie, jest bardzo inteligentna, nie posiada jednak cechy charakteru, którą określić można mianem sprytu bądź wyrachowania. Tak więc pomimo rozbudowanego intelektu i siły charakteru, bardzo często sama wystawia się na cel. Nie potrafi lawirować między prawdą i kłamstwem, dla niej coś jest zawsze albo czarne albo białe. Co prawda często analizuje – i to bardzo głęboko - własne uczucia, ale tak naprawdę nie potrafi zrozumieć innych ludzi, gdyż zwykła mierzyć ich własną miarą. Wobec braku akceptacji ze strony społeczeństwa, Alice bardziej utożsamia się ze światem zwierząt. Wychowanie przez babcie rozwinęło w niej zmysły, o których większość ludzi zapomniała. Oczywiście Alice nie posiadła umiejętności normalnego komunikowania się ze zwierzętami, można jednak powiedzieć, że w jakiś sposób jest na nie „otwarta”, dzięki czemu potrafi wyczuć ich nastroje, a one ciągną do niej, jakby pochodziła z ich gatunku – i nie ważne czy chodzi o królika, kota czy psa... Zwierzaki po prostu zawsze uwielbiały dziewczynę, a ona odwdzięczała im się tym samym. Krzywda zwierzęcia lub bliskiej osoby, to też jedyna sytuacja, kiedy Alice na pewno nie będzie zachowywać się w sposób obojętny. W rzeczywistości bowiem wciąż jest marzycielką pełną wzniosłych ideałów... i choć stara się to ukryć, to jednak ta cecha wciąż w niej jest i pali się silnym płomieniem.
 
__________________
Konto zawieszone.

Ostatnio edytowane przez Mira : 08-10-2007 o 18:00.
Mira jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 08-10-2007, 18:09   #18
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Cytat:
Jeśli można komentować własne dokonania, to powiem tak: gdybym dzisiaj robiła Lorelei (postać ma już ponad rok) to przede wszystkim rozbudowałabym opis samej postaci, jej wnętrza i psychiki.
Ale tylko dlatego , że nia trochę pograłaś..Ja miałem okazję robić powtórnie kartę postaci (która juz grąłem spory kawałek) do pewnego PBemu...I była bardziej rozbudowana od pierwotnej.
Gdyż podczas całego okresu w jakim nią grałem, zyskała własne nawyki, sympatie i antypatie ( nie tylko do innych graczy/BN, ale też do przedmiotów i sytuacji)...a nawet własne tiki nerwowe i odruchy.
Tak naprawdę towarząc postać tworzymy jedynie ogólne zarysy jej psychiki...Sama zaś psychika powstaje podczas gry, na podstawie sytuacji w jakich się znajduje nasza postać.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 09-10-2007, 10:38   #19
 
Geisha's Avatar
 
Reputacja: 1 Geisha ma z czego być dumnyGeisha ma z czego być dumnyGeisha ma z czego być dumnyGeisha ma z czego być dumnyGeisha ma z czego być dumnyGeisha ma z czego być dumnyGeisha ma z czego być dumnyGeisha ma z czego być dumnyGeisha ma z czego być dumnyGeisha ma z czego być dumnyGeisha ma z czego być dumny
Tak szczerze mówić to do końca przeczytałam jedynie WURGA (podobał mi sie pomysł), Alice (po znajomości) i Kurta (też po znajomości, a i mam do niego słabość ). Całkiem różne szkoły, ale każda mi się podobała.
Ogólnie osobiście preferuję karty mniejsze objętościowo, ale konkretne, bez scenek rodzajowych i nie zmuszających do czytania między wierszami z zakreślaczem w ręce. Po prostu nie mam cierpliwości... Ale ponieważ trudniej mówić, niż zrobić, często sama za bardzo się rozpisuję. Oto przykład:
koleżanka Alice (tak podejrzewałam, że mamy ze sobą sporo wspólnego):

Phoebe Vanmare, 15 lat


Phoebe jest jak na swój wiek bardzo drobną dziewczyną. Niewiele osób powiedziałoby, że ma 15 lat; większość najchętniej zwracałaby się do niej „Dziewczynko”, „Słoneczko”, „Kochanie”, czy jakimkolwiek innym zdrobnieniem. I pomyślałaby, że w jej spojrzeniu jest zbyt dużo powagi i smutku jak na tak młodą istotkę. I miałaby rację. Mimo, że Phoebe jest czasami uśmiechnięta, jej duże, modre jak letnie niebo oczy wcale się nie śmieją.
Włosy Phoebe są długie, falowane, nieokiełznane i rude jak miedź. Tak samo jak jej brwi i rzęsy, których kolor podkreśla jeszcze bardziej niesamowity błękit jej oczu. Czasami udaje się jej te włosy spleść w długi warkocz i przyozdobić modrą wstążką, najczęściej jednak jedyne co może z nimi zrobić, to związać je tą wstążką w rozwichrzony koński ogon i udawać, że tak ma być. Włosy Phoebe żyją własnym życiem i nic nie można na to poradzić.
Blada twarzyczka Phoebe usiana jest mnóstwem piegów. Tak samo jak jej uszy, ręce i cała reszta. Nie przeszkadzają jednak jej one zbytnio. Nie trze ich cytryną, aby wyblakły, jak to robią inne piegowate dziewczyny w jej wieku, ani nie próbuje zamaskować ich pudrem. Po prostu je ma.
Za to paznokcie u jej dłoni są wiecznie poobgryzane. Gdy się denerwuje, obgryza je aż do krwi. I nie pomaga na to smarowanie dziegciem, ani to, że skórki przy paznokciach wciąż krwawią, a jej drobne ręce wyglądają na znacznie starsze od niej.
Ogólnie, Phoebe nie jest pięknością, ale nigdy nie marzyła, aby nią być. Chłopcy nie uganiali się za nią na ulicy, a w szkole nie ciągnęli za warkocze, by w ten dziecięcy sposób dać jej do zrozumienia, że się im podoba. Jej sylwetka wciąż jest sylwetką dziecka, jej nogi są długie i chude, a jej biust jest mniejszy, niż u innych dziewcząt w jej wieku. Twarz jest twarzyczką sympatycznej dziewuszki z sąsiedztwa, jej uśmiech jest niewinny i mogłoby się wydawać że szczery, a jej uszy lekko odstają. Jednak jej wielkie, modre, smutne oczy zdradzają, że nie jest już małym dzieckiem.

Życie wewnętrzne Phoebe jest bardzo zagmatwane i pełne sprzeczności. Jeden z mądrych psychiatrów wykrył u niej nawet początki schizofrenii. Mamrotał też coś o Freudzie i kompleksie Edypa, ale Phoebe zupełnie się z nim nie zgadzała. Czytała historię Edypa i nie znalazła tam nic, co mogłoby się odnosić do niej. W ogóle, Phoebe od zawsze czytała bardzo dużo. Wszystko, co wpadło w jej ręce, musiało zostać przeczytane. Tak więc z całej rodziny to właśnie Phoebe najbardziej orientowała się, co się dzieje na świecie. Znała wszystkie bajki, mimo, ze matka nigdy jej nie czytała. Znosiła do domu podręczniki, powieści i opracowania naukowe. Czytała nawet rzeczy, których nie była w stanie zrozumieć. Jedynie, czego nie lubiła, to książki z obrazkami. Phoebe ma bujną wyobraźnie i nie lubi, kiedy ktoś narzuca jej, jak ma wyglądać świat, o którym właśnie marzy, a to przecież robiły ilustracje. Phoebe zazwyczaj zamalowywała je czarną kredką lub wyrywała, starając się nie patrzeć na nie. Dopiero potem zaczynała czytać. Zanurzała się wtedy w świat własnych marzeń i fantazji, aż czasami zapominała, że czyta, i postacie z książki zaczynały żyć własnym życiem. Kończyło się to tym, że musiała czytać te samą książkę kilka razy. Dlatego właśnie Phoebe uwielbia samotność i spokój. I ciszę. Wtedy nikt jej nie przeszkadza w marzeniach. Potrafi na kilka godzin zamknąć oczy i błądzić po nieznanych krainach, przeżywać niezwykłe przygody lub prowadzić długie rozmowy ze swoimi przyjaciółmi. Oczywiście takie zachowania nie są mile widziane u dziewczyn w jej wieku, które nie powinny chodzić wciąż z głową w chmurach ani zapadać w takie „odrętwienia”. Więc, jako zachowanie niepożądane, było to u niej tępione przez dorosłych. Phoebe często więc uciekała z domu tylko po to, by móc pomarzyć w spokoju, oderwać się od tego nudnego, szarego i smutnego świata. Z drugiej strony, sytuacja zmuszała Phoebe do nieustannej uwagi. Jej trzy małe siostrzyczki wymagały przecież nieustannej opieki, której ich Matka nie chciała, lub nie potrafiła im zapewnić. To Phoebe dbała o ich szkołę, o ubrania, o posiłki. Wymagało to od niej ciągłej aktywności w świecie, którego nie znosiła, i o którym najchętniej by zapomniała. Jednak Phoebe była odpowiedzialną dziewczyną, mądrą i zaradną. Kochała swoje siostry, choć nie lubiła ich za to, że są i że wciąż wymagają opieki. Ale wiedziała, ze to nie ich wina. I to złościło ją jeszcze bardziej. Gdyby nie te trzy małe, podobne do siebie jak trzy krople wody dziewczynki, mogłaby na stałe uciec w swój świat. Czasami aż miała ochotę je oddać komuś, sprzedać, utopić, byle tylko mieć spokój i ciszę. Ale zaciskała zęby i robiła im kolację, czytała bajki. Czasami, kiedy przytulały się do niej i mówiły, jak bardzo ją kochają, była wściekła na siebie, że traktuje je tak oschle i niesprawiedliwie. A potem znów była zła, gdy odrywały ją od dobrej książki lub wyrywały z marzeń. Ze złości gryzła wtedy paznokcie i paliła papierosy. Papierosy to była właściwie jedyna rzecz, jaką lubiła, zaraz po książkach, a pierwszy raz zapaliła, gdy miała 12 lat. Papierosy kupowała u sklepikarza, który był przekonany, że to dla jej matki, chowała się przed dziewczynkami i z lubością zaciągała się dymem, aż wypełniał całe je płuca. Wydmuchiwała go potem z namaszczeniem. Phoebe paliła dużo. Uspokajało ją to tak samo jak gryzienie paznokci. Phoebe wcześnie poznała też smak alkoholu, ale nie gustowała w nim. Zbyt zaburzał jej percepcję i rozpraszał. Nie potrafiła się wtedy skupić na własnych myślach, a w jej wyimaginowany świat wkradał się chaos.
Przyjaciół Phoebe miała niewielu, ale nie dbała o to. Mówiła zawsze to, co myślała, czasami przyprawiając to sporą dawką ironii i złośliwości i miała gdzieś, że jej koleżanki obgadują ją za plecami. Robiła to, by dały jej spokój, nie narzucały się jej ze swoimi plotkami i głupim chichotem, nie chciała, by ją lubiły. Uciekała przed nimi w swój własny świat, on jej wystarczał. Tam miała przyjaciół... Czasami zastanawiała się, czy byliby jej potrzebni, gdyby tutaj miała kogoś, z kim można by było porozmawiać? Czasami Phoebe czuła się bardzo samotna. Koleżanki za nią nie przepadały, chłopcy bali się jej i jej ironicznych odpowiedzi, a nauczyciele uważali ją za pyskatą, zarozumiałą smarkulę. Było co prawda kilka osób, które intrygowała, i zawierała czasami nawet bliższe znajomości, jednak kończyły się one szybko. Phoebe była wymagającą osobą, a nie wszyscy nadążali za jej tokiem myślenia i za jej wyobraźnią. W skrócie, nie rozumiano jej. Tak jak jej poczucia humoru. Dzieci nie śmiały się z jej żartów, a dorośli byli zadziwieni jej błyskotliwym nad wiek, lecz niepokojąco cynicznym poczuciem humoru. Tak więc Phoebe była samotna na własne życzenie, a przed tą samotnością uciekała w świat marzeń.
Chłopcy Phoebe też nie interesowali. Zabieraliby jej za dużo czasu, a poza tym Phoebe nigdy nie marzyła o rodzinie. Marzyła o małym domku wśród wzgórz, gdzie mogłaby mieć spokój. I żadnych istot, którymi musiałaby się opiekować i za które byłaby odpowiedzialna. Phoebe nie chciała być odpowiedzialna nigdy i za nic. A była za wszystko...
Marzeniem Phoebe było latanie. Często śniło jej się, ze szybuje nad wzgórzami, krajobrazy w jej snach były przepiękne, magiczne, pełne światła i kolorów. Rozpościerała wtedy ręce i chłonęła to piękno. Gdy się budziła, czasami płakała z żalu. Wiedziała, że jej marzenie nigdy się nie spełni. Jedyne co mogła zrobić, to wejść na dach jednego z budynków i stanąć na jego krawędzi. Rozpościerała wtedy ręce, zamykała oczy i wyobrażała sobie, że skacze. Kilka razy już prawie czuła pęd powietrza na policzkach. Zawsze jednak ktoś ściągał ją z powrotem.
Wielkim szacunkiem za to darzyła Phoebe starszych ludzi. To właśnie jej Babcia czytała jej bajki, gdy była całkiem małą dziewczynka. Babcia chodziła z nią na długie spacery i opowiadała o świecie. Babcia nauczyła ją wiele więcej przez te kilka lat, niż jej Matka przez całą resztę życia. Jedynie Babcia słuchała jej niesamowitych opowieści z zapartym tchem. Niestety, Babcia umarła, kiedy Phoebe miała 9 lat. Od tamtej pory nikt jej już nie słuchał.
Za Matką Phoebe nie tęskniła. Jedyne, co je łączyło, to wspólne mieszkanie. Phoebe nie potrzebowała jej miłości i zainteresowania, a jedyne emocje, jakie w niej budziła ta kobieta, to była złość na jej obojętność wobec dzieci. Odpłacała jej więc tym samym. Phoebe nie znała macierzyńskich uczuć. Zastąpiło je poczucie obowiązku wobec siostrzyczek. Lekarz stwierdził, że to jest właśnie przyczyną jej ucieczki w inny świat, że tam szuka tego, czego nie dostaje w rodzinnym domu. Zdenerwował tym Phoebe. W jej marzeniach nie było miejsca dla Matki i jej macierzyńskiej miłości.


Kiedy Phoebe przyszła na świat, trwała wojna. Urodziła się w Londynie, ale że nie było tam bezpiecznie, dziewczynkę wzięła do siebie Babcia, mieszkająca na wsi. Wsie omijało bombardowanie i inne niebezpieczeństwa wojny. Jej Matka została w Londynie, pracowała tam w jednej z fabryczek amunicji. Ojciec Phoebe poszedł na wojnę i zginął już po kilku miesiącach. Później rodzina dowiedziała się, że jej ojciec był dezerterem i inni dezerterzy zastrzelili go podczas ucieczki. W ten sposób jego rodzina pozostała bez środków do życia. Matka pracowała w Londynie, natomiast Phoebe wychowywała się z Babcią z dala od okropieństw wojny.
W końcu wojna się skończyła, ale jej Matka nie kwapiła się, żeby przyjąć córkę z powrotem. Dopiero, gdy Babcia umarła, Phoebe wróciła do miasta. Londyn był dla niej innym światem. Szary, brudny, pobliźniony, pełen ponurych ludzi, wszystko obce i zimne. Tak jak jej matka, która zdążyła znaleźć już sobie nowy dom i innego męża. Mała Phoebe była tylko niechcianym problemem, który trzeba było posłać do szkoły, ubrać i nakarmić. Jej ojczym również za nią nie przepadał, a pewnego dnia po prostu spakował swoje rzeczy i wyszedł do innej, młodszej, bezdzietnej. Zostały same. Córka zgorzkniałej, samotnej i oszukanej kobiety również nie mogła być szczęśliwa. Phoebe uciekała więc w świat marzeń z taką intensywnością, że zaniepokoiło to w końcu jej nauczycieli. Jednocześnie zaczęła się ujawniać jej ponadprzeciętna inteligencja, która w porównaniu z cynizmem i aspołecznością spowodowała u niej całkowitą prawie alienację od rówieśników. W końcu Phoebe wylądowała u psychiatry, co dla jej rodziny było dodatkowym upokorzeniem. Wkrótce potem jej Matka związała się z weteranem wojennym, jednym z tych bohaterów, którzy nie potrafili odnaleźć się w świecie. Przystojny, znerwicowany człowiek dręczony przez senne koszmary, został wkrótce ojcem trzech przepięknych córeczek. Podczas, gdy cała rodzina świętowała ten cud, on wyszedł z domu i już nigdy więcej nie wrócił. To całkiem załamało kobietę, a Phoebe poczucie obowiązku zmusiło do wyjścia ze świata swoich marzeń i zajęcia się dziewczynkami, podczas gdy pogrążona w głębokiej depresji kobieta niczym lalka wychodziła do pracy, a po powrocie całe dnie spędzała złorzecząc, lub w milczeniu patrząc w okno. Phoebe, pozostawiona sama sobie, została nagle wrzucona w dorosłe życie, wraz z jego wszystkimi aspektami. Opiekując się dziewczynkami zaniedbywała szkołę. A jej niechęć do realnego świata wciąż rosła. Jednak, co dziwne, na jej twarzy wciąż gościł uśmiech. Czasami ironiczny, czasami złośliwy, czasami niebezpieczny, drwiący – ale zawsze uśmiech. Odbierany przez innych ludzi jak coś miłego i słodkiego. Uśmiech Phoebe był fenomenem, był jak zdradziecka broń wyciągnięta przeciw światu. Jedynie gdy odchodziła w świat marzeń, jej uśmiech stawał się naprawdę radosny.

Aż w końcu nadszedł ten dzień.

Phoebe stała z zamkniętymi oczyma na dachu budynku. Ręce miała rozłożone, jakby chciała złapać wiatr w ramiona. W jednej dłoni trzymała papierosa, a z jej ust wydobywał się leniwie szarobury dymek. Phoebe była daleko, bardzo daleko... wraz z przyjacielem, trzymając się za dłonie, lecieli nad zaśnieżonymi szczytami gór królujących nad doliną pokrytą szmaragdowozielonym kobiercem traw. Dziewczyna była szczęśliwa, chłonęła błękit nieba i biel obłoków. Słuchała ciepłego głosu przyjaciela, a w ustach miała gryzący smak tytoniu. Podniosła wyżej ręce, chłonąc ciepłe światło słońca. Na policzkach poczuła delikatny powiew wiatru...
Ktoś krzyknął. Silne ręce złapały ją wpół i rzuciły na smołowane pokrycie dachu. Papieros wypadł jej z rąk.
- Dziewczyna oszalała! Chce się zabić! – krzyczała jakaś kobieta. – miałam rację, że musicie ją zabrać! Całą tą patologiczną rodzinę!
Phoebe ogarnął gniew. Jakim prawem ktoś przeszkodził jej w...
- Moja sprawa, co chcę robić z własnym życiem. – krzyknęła.
- Dziecko, pomożemy Ci...
- Najlepiej pomożecie, zostawiając mnie w spokoju! – szarpała się z całej siły, ale nie potrafiła wyrwać się z żelaznego uścisku mężczyzny.
Nie uwierzyli. Zabrali jej matkę do szpitala w stanie skrajnego wycieńczenia. Zabrali dziewczynki do sierocińca. Phoebe zabrali do jakiegoś ośrodka w Szkocji. Jako potencjalna samobójczyni, a także osobowość psychotyczna, stanowiła zły przykład i zagrożenie dla rówieśników. Potwierdzili to nauczyciele i co bardziej zaangażowani społecznie sąsiedzi. Phoebe niewiele miała do powiedzenia wobec tylu świadków. Uściskała tylko na pożegnanie trzy płaczące dziewczynki i wsiadła do szaroburego samochodu, który miał odwieść ja na miejsce.
Phoebe do tej pory nie jest pewna, czy naprawdę nie chciała tego zrobić...
 
__________________
Oto tańczę na Twoim grobie;
Ty, który wyzwałeś mnie od Aniołów...
Geisha jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 01-11-2007, 18:30   #20
 
Helldog's Avatar
 
Reputacja: 1 Helldog nie jest za bardzo znany
Wow! Prawdziwe arcydzieła, szczególnie Almirith autorstwa merill.
Mógłby mi ktoś poradzić jak tworzyć w miarę dobre, ciekawe historie? Mój problem polega na tym, że niewiem jak je pisać, a nawet jak zacząć. Choćbym miał wspaniały koncept przeszłości postaci, nie potrafię tego przelać na tekst, który zachwyciłby czytelników na tyle by zechciało im się przeczytać jego treść.
Proszę was o pomoc, gdyż widzę iż nie macie z tym dużych kłopotów.

Edit: Po rozmowie z Milly doszłem do wniosku, że najlepiej mi pomożecie oceniając moją dotychczasową pracę.
Oto moje pierwsze (jeszcze niekompletne zresztą) dzieło (proszę potraktować mnie bez taryfy ulgowej):

Evan 'Srebrnooki' - postać do sesji DnD'ekowskich.

Evan należy do starego i tajemniczego rodu, którego historia jest w dużej części nieznana nawet jego jedynym pozostałym przy życiu przedstawicielom. Rodzina Evana od wielu pokoleń była powiązana z tajnym klanem wojowników ninja, dawniej potężnym i wspaniałym, w obecnych czasach zaś znacznie mniej znaczącym, prawie że już nieistniejącym.
Ojcem Evana był Patryk 'Czerwone Pięści', sławny w podziemnych kręgach zabójca, znany z zabijania gołymi pięściami. Był jednym z najlepszych, lecz nadal tylko zwykłym najemnikiem, podczas gdy jego ojciec, Evan 'Czarny', był aż do swojej śmierci głową klanu wojowników cienia.
Patryk chciał aby jego ród powrócił do dawnych przywilejów, lecz nie potrafił tego osiągnąć. Gdy narodził mu się syn na niego postawił wszelkie swoje nadzieje.
Dziecinstwo Evana nie należało do przyjemnych. Był zmuszany przez ojca do ustawicznych treningów i nauki. Przechodził niezwykle ciężkie szkolenie na wojownika ninja.

********

Brzdęk!!! - rozległo się głośnym echem po całej sali. Mały, bo najwyżej 7 letni chłopiec klęczał nad leżącym na podłodze nożem, oddychając ciężko z wyczerpania. Przed nim z założonymi rękoma stał wysoki i imponująco zbudowany mężczyzna w średnim wieku z czarnym wąsem i łysą głową.
- Ojcze... - przemówił chłopak z trudem, niemogąc złapać oddechu. - jestem bardzo zmęczony... Czy możemy... - przerwał. Dobrze wiedział jaka będzie odpowiedź ojca. Podniósł ostrze i powstał na chwiejne nogi. Kilkanascie metrów dalej stała tarcza strzelnicza. Chłopak wymierzył i cisnął nożem w jej stronę. Nóż trafił prosto w środek tarczy lecz odbił się od niej trzonkiem.
- Znów ci się nie udało. - odrzekł ojciec, spojżał na syna z pogardą, poczym wyszedł z pokoju. Chłopiec znów upadł na kolana. Po jego policzku spływały łzy.
C.D.N.
 

Ostatnio edytowane przez Helldog : 02-11-2007 o 15:34.
Helldog jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Odpowiedz



Zasady Pisania Postów
Możesz wysyłać nowe wątki
Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 08:04.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172