lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Raporty z sesji (http://lastinn.info/raporty-z-sesji/)
-   -   [Neuroshima 1.5] Pola Nienawiści (http://lastinn.info/raporty-z-sesji/14395-neuroshima-1-5-pola-nienawisci.html)

Lost 30-06-2014 21:20

[Neuroshima 1.5] Pola Nienawiści
 

Bóg się delektuje… To możliwe, ale to, czym on się delektuje jest, jak mi się wydaje, nienawiścią, którą odczuwa do samego siebie, i z którą żadna ziemska nienawiść nie może się równać.


Świat był o tej godzinie wyjątkowo cichy. Travis rozejrzał się dookoła, zaciągając poszarpany kaptur na głowę. Wiedział, że większość jego wojowników już była na stanowiskach. Zamaskowani zajęli pozycje w kanałach i na dachach chylących się ku upadkowi wieżowców. Wziął głęboki oddech. Zimne poranne powietrze odganiało ogromne zmęczenie. Nie spał całą noc, kiedy przed północą dowiedział się, że zawieszenie broni zostało zerwane. Później słyszał strzały dochodzące z południa. Kiedy cały oddział wyruszył to sprawdzić, było już dawno za późno. Mu i jego chłopakom, nie zostało nic oprócz pochowania ciał okrutnie poszatkowane przez te potwory.
Widział już wiele i wiedział, że lepiej nad tym nie rozmyślać, żeby mózg nie zwariował. Jednakże nie mógł się pozbyć z głowy jednego obrazu, który wyrył mu się głęboko po wewnętrznej stronie czaszki. Niski człowieczek z włócznią o wiele od niego dłuższą, płaczący nad truchłem kobiety, chyba jego matki. Zabita miała twarz całą pociętą brzytwą, wykłute oczy, wyrwany język, ślady po gaszeniu papierosów na całym ciele.
Kto mógł być zdolny do takiego okrucieństwa? Gdy odpowiadał sobie w myślach na to pytanie, gdy przypominał sobie inne obrazy, jakie zastał w ruinach Nashville w ostatnich miesiącach to bał się jeszcze bardziej tych po swojej, jak i drugiej stronie barykady.
Bał się jeszcze bardziej siebie.
Szedł przez opuszczone ruiny. Zostawił swoich ludzi w tyle. Sam wkraczał właśnie w strefę, którą miejscowi nazywali paleniskiem. Zaraz na początku, kiedy tu przybyli, to starali się znaleźć dom właśnie w tych okolicach. Z daleka od innych. Aż w końcu w ich szeregach wybuchła kłótnia. O władze, o podział tych resztek, ścierwa, które jeszcze mieli. Ci którzy musieli po niej odejść, na pożegnanie podłożyli ogień przy osiedlu. Doszczętnie spłonęły cztery kwartały. Więc Travis i reszta, która wciąż mogła iść udała się dalej, w głąb ruin. W miejsce, w którym mieli położyć się na zimnym betonie i cichutko zdechnąć.
Nie przeżyli by tamtej zimy, gdyby nie Przywódca. Połączył ich, rozbitków w jedną społeczność, mogącą przeżyć na tych niegościnnych ziemiach. Travis uśmiechnął się. Lubił myśleć, że wcześniej byli palcami u dłoni. Pojedynczymi i pozbawionymi sił. Gdy w końcu wszyscy zdecydowali się na współpracę, połączyli się w dłoń, która może zapewnić jedzenie i wybudować schronienie, a gdy zaistnieje potrzeba zacisnąć się w silną pięść.
Teraz nią byli. Byli pięścią, gotową do dalszej walki.
Dumni będąc mutantami.


MG:
Gracze:
Data rozpoczęcia sesji: Grudzień 2013
Data zakończenia: Lipiec 2014

Najważniejsze linki związane z sesją:
Samo podsumowanie miałem wrzucić po waszych postach, ale z racji tego, że wyjeżdżam, zdecydowałem się zrobić to wcześniej :)



Udało się! Po raz pierwszy w swoim sześcioletnim stażu zakończyłem sesję na Lastinn! :D

Tym samym nie zostało mi nic innego, jak obwieścić pełen sukces, zagrać fanfary, wystrzelić fajerwerki i podsumować bez mała siedmiomiesięczną grę. Zostało rozegrane 14 kolejek, w których napisaliśmy ponad 100 postów, z których ponad 20 było moich. Ku mojemu zaskoczeniu łącznie napisałem 153 strony tekstu, co w sumie jest niezłym wynikiem :D

Gracze:

Zagrało z nami 9 graczy, 4 poległo w toku przygody i jeden na samym jej początku zrezygnował. Pozostałą czwórkę serdecznie zapraszam do kontynuacji, która jak wcześniej wspominałem ruszy na początku października wraz z małą rekrutacją, do której oczywiście przystąpić mogą Ci, którzy z różnych przyczyn odpadli. Oczywiście, te postacie, które przeżyły mają pewne miejsce w części drugiej, a ich historie będą kontynuowane. Będąc w temacie uczestników, bardzo dziękuje wszystkim za grę. Posty czytało mi się z wielką przyjemnością, nie raz udało się wam zaskoczyć mnie swoją determinacją, bystrością i ciekawymi pomysłami. Zdecydowanie moją ulubioną cześcią sesji były dialogi między wami, szczególnie te, w których postacie próbowały racjonalizować swoje działania, bądź przedstawiały różne punkty widzenia tych samym wydarzeń. Nie naciskałem na to, ale świetnie ukazane zostały degradująca się w ruinach psychika postaci. Wielkie gratulacje za to dla wszystkich, nie ma to jak historia, w której bohater przeżywa wewnętrzną zmianę :D
Oczywiście jedne postacie podobały mi się bardziej, inne mniej, jednakże nie było takiej, która by mi nie odpowiadała, bądź czułbym, że nie pasuje do mojej wizji. Wszystkie wnosiły coś ciekawego do gry i jeżeli miałem się z kimś rozstać, to zawsze z żalem. Jednakże zdawałem sobie sprawę, że specyfika sesji wymaga bezlitosnego zabijania tych, którzy popełnili błędy, jak i również tych, którzy zupełnie sobie na to nie zasłużyli ;)

W kolejności zgodnie z panelem gracza:

Bebop, bardzo fajne posty przez większą część sesji. Ciekawe, z wieloma elementami, które nie zostały rozegrane w docku. Uwielbiam te wstawki z dawnych historii postaci, które warunkują jego wybory podczas właściwej przygodzie. Postać brutalnego kowboja, który ruszył w pogonii za łowcami niewolników odegrana świetnie. Wprawdzie bardzo szybko rozpadł się trójkąt powiązań między Marią, Ezechielem i Frayem, ale mimo wszystko i tak ta relacja wróży dobrze dalszej przygodzie. Bebop wprawdzie później miał mniej czasu i posty trochę się skróciły, a działalność w docku drastycznie spadła, ale nie mam mu tego w żadnym razie za złe.

Szarlej, również super. Muszę przyznać, że na początku byłem trochę rozczarowany postami i ogólnym zangażowaniem w przygodę, ponieważ czułem, że raczej gracz się nie wciągnął. Tym samym wraz z pierwszym uderzeniem Opadu postanowiłem sobie na Szarleja zapolować i uczynić go jedną z pierwszych ofiar mojego wunderwaffe :D I wtedy, kiedy podkręciłem tempo Szarlej przeżył wręcz wewnętrzną przemianę :D Pociski śmigały mu nad głową, trup ścielał się gęsto, a on robił wszystko, żeby nie zginąć. Od tego momentu jakość postów znacząco wzrosła, tak samo jak aktywność na docku. Wystarczyło pogrozić widmem niechybnej śmierci, a ten siekł, bił i zabijał oraz całkiem od niechcenia zupełnie pisał super posty. Bardzo się z tego cieszę. Jedyne, co to muszę z Szarlejem omówić szaleństwo Fraya, bo jego zabójczość (szczególnie w ostatniej kolejce) przyjęła karykaturalne rozmiary, ale Randall nie martw się! W drugiej części będzie jeszcze większe pole do popisu! :D

aveArivald, czyli niepowetowana strata. Bardzo fajnie odgrywana, ciekawa postać i co więcej ze swoją tajemniczą przeszłością do opowiedzenia. Ave wysłał mi samo opowiadanie bez szczegółowej historii, którą miał ujawniać wraz z sesją. Nie powiem, mocno byłem tego ciekawy, niestety Fray brutalnie przerwał tą opowieść. Szkoda, bo jest to fajny gracz, który mam nadzieje pojawi się z inną postacią w kontynuacji, ale specyfika sesji powoduje, że trup musi się ścielać gęsto. Co więcej jego łowca cierpiał na paranoje, którą skrzętnie ukrywał. Miałem kilka pomysłów w tej materii na mocny konflikt w drużynie, no ale niestety Opad zebrał swoje żniwo.

Dziadek Zielarz, zdecydowanie medal dla niego. Miałem trochę obaw przyjmując go do sesji. Wysłał mi naprawdę solidną, ciekawie skonstruowaną postać, którą łatwo mogłem ułożyć do moich celów, ale... Dziadek na lastinn był prawie nowicjuszem :D Zawsze jestem za przyjmowaniem nowych, ale wiem, że często wiąże się to z mniejszą lub większą katastrofą. W tym przypadku bardziej nie mogłem się mylić. Wyszło doskonale. Clyde jest jedną z ciekawszych postaci i jego rozmowy z Frayem są moimi ulubionymi momentami w sesji. Podobała mi się również przemiana jaka zaszła w postaci. Generalnie mega pozytyw ode mnie.

Fabiano, który również poległ przy pierwszym spotkaniu z Opadem. Solidny gracz, który zawsze rzucił jakimś fajnym pomysłem. Żałuje, że nie zdążył rozkręcić się dialogowo i z postami, bo wierzę, że historia starzejącego się łowcy, alkoholika naprawdę pasowałaby w sesji. Jedyne jakie mam zastrzeżenie, to Fabiano robił dużo ortografów, ale tylko w docku, co bardzo dobrze świadczy o graczu, ponieważ posty w sesji nie miały ich nigdy. Ponad to muszę zaznaczyć, że Fabiano jest solidnym i uczciwym graczem, który podejmuje ryzyko, a takich właśnie lubię ;)

JaTuTylkoNaChwilę, który był tylko na chwilę :D Niestety gracz zrezygnował po pierwszym rozdaniu. Żałuje, bo chciałem, żeby jego quest był jednym z ciągnącym fabułe do przodu i wprowadzającym kolejne konflikty interesów. No ale cóż, nie zawsze się udaje. Jednakże, daleki jestem od wieszania na nim psów, bo każdemu może coś się przytrafić, a sam wstęp dla tej postaci pisało mi się bardzo przyjemnie i wrzucił przygodę na odpowiednie tory.

Kanna, jedyna kobieta w zdominowanym przez mężczyzn gronie. Zaproponowałem Kannie odegranie postaci Marii ponieważ zależało mi na możliwie jak największym „uczłowieczeniu” relacji w drużynie i wprowadzeniem kolejnego po Kingu głosu sumienia. Chciałem, żeby najważniejszych BNów (za przykład może posłużyć Lechu i jego Nathan) zamienić na BG, tak by pozostali gracze dwa razy zastanowili się podczas interakcji z daną postacią. Wracając do samej zainteresowanej, to mam mieszane uczucia. Z jednej strony często na docku odpuszcza dając się wcisnąć do jakieś piwnicy, bądź chowając się za wymachującymi bronią pozostałymi członkami drużyny. Być może taka specyfika postaci. Jednakże, kanna niewątpliwie piszę świetne posty i dialogi. Dlatego, co jakiś czas lubiłem zatrzymać grupę, żeby też jej dać się wykazać w nocnych rozmowach przy ognisku. Bardzo podoba mi się wątek związany z relacją jej i Lynxa i czekam, jak on się rozwinie.

Lechu, treściwy występ, jako Nathan Morgan i jego rodzina. Przekonywując Lecha do zagrania w sesji oczekiwałem aktywnego, doświadczonego gracza, który umiejętnie wprowadzi w post apokaliptyczny świat wątek rodziny zagubionej w wojennej zawierusze. Nie przeliczyłem się ani trochę. Posty Lecha bardzo fajnie napisane (szczególnie ostatni mocno wbił mi się w pamięć), jego aktywność na docku również była bardzo dobra. Mam nadzieje, że Lechu wystąpi w kolejnej sesji już jako pełnoprawna postać.

Merill, czyli maksymalnie wykokszona postać, która non stop pudłuje :D Cóż u merilla był ten problem, że kości mu raczej nie szły (choć trzeba zanotować, że zaliczył też najlepszy rzut w tej sesji: 1,1,2) i Merill nie był z tego powodu zbyt zadowolony :D Generalnie w pewnym momencie wykształciła się sytuacja, w której merill twierdził, że mu dokuczam. Dementuje te doniesienia, dokuczałem każdemu, a nie tylko mu :D Po za tym merill pisał dobre posty, odpytywał mnie na wyrywki z mechaniki i większości wydarzeń w samej sesji :D A tak bardziej na serio, największą zaletą merilla jest jego porażająca aktywność na docku. Ten gość jest wszędzie i zawsze, a przy okazji śpi po 4 godziny dziennie, więc nigdy nie zdażyło się, że by nie mógł, albo przekładał coś „na jutro”, czy „później”. Wadą jest chęć wymuszenia pewnych decyzji na MG, bo jak to tak, żeby mojemu snajperowi po raz milijon zacięła się spluwa?! W końcu dałem mu taką z regułą „nie zacina się”, żeby problem rozwiązać :D

Założenia sesji:

Teraz kilka słów o samej sesji. Zainspirowała mnie sesja In Guns We Trust użytkownika Leminkainen. Chciałem zrobić to samo, czyli grupa obcych sobie ludzi przedzierających się przez ruiny dawnej metropolii, bez sprzętu z jakimś porwaniem w tle. Szybko wpadłem na pomysł łówców niewolników, spektakularnych porwań i pogoni. Do tego musiałem wymyślić naprawdę zachodzące za skóry ruiny. I tak powstało Nashville, chylące się ku upadku miasto, płonące w wojnie pomiędzy ludźmi, a mutantami z widmem Czarnego Opadu w tle. Wydaje mi się, że miasto, snujące się po nim sylwetki i toczący się konflikt udało mi się zarysować dość dobrze, ale to wy musicie się wypowiedzieć.
Moim głównym celem było pokazanie okropieństwa toczącej się wojny, tego jak szybko wsysa ona osoby postronne i jak ciężko pozostać wobec niej neutralnym. Nie chciałem konfliktu na jednej płaszczyźnie: czarno-białej rzezi zmutowanych potworów, dokonywanej przez ludzi w srebrnych zbrojach. Wolałem raczej odcienie szarości, kreowane przez takie postacie, jak Silny, czy Roadblock.
Po drugie, chciałem uderzyć w nutę surwiwalową. Mam nadzieje, że jak liczyliście amunicje i porcje jedzenia, to mi się to udało ;) Zrezygnowałem jednak z pierwotnego założenia chorób. Byłoby to za dużo wątków na raz i przeciwności, które i tak piętrzyły się na każdym kroku.
I po trzecie, najważniejsze. Sesja zdecydowaniu była o przegrywaniu. Ciągłym, bezustannym odnoszeniu porażek :D Chciałem, żeby tryumfy były chwilowe, gorzkie w smaku, kiedy spojrzało się przez ramię na zostawione za sobą pole bitwy. Jednym słowem rdza, która dla mnie nie jest tylko brakiem zasobów (bo wiadomo bez dobrych giwer nie ma życia :D), czy cywilizacją w rozkładzie (bo jak zdążyliście zauważyć, ta nie ma się aż tak tragicznie), ale poczuciem beznadziejności nawet w zwycięstwie. Czy to się udało, to musicie sami ocenić ;)
Wcześniej zamierzałem rozłożyć w tym akapicie sesje na części pierwsze, ale zdecydowałem sie tego nie robić, by nie ujawniać wam mojego warsztatu przed końcem całej trylogii. Byłbym wdzięczny, gdyby każdy opisał, które kolejki podobały mu się najbardziej, a które tylko trochę mniej ;)

Zakończenie:

Jakie zakończenie jest, to jeszcze nie każdy widzi, bo go nie ma, ale pewnie się domyśla. Bohaterzy podążają w stronę zachodzącego słońca i gra muzyka ;) Czyli mocno otwarte. Kolejna cześć podejmie temat dokładnie w momencie, w którym ta sesja zostawia, czyli w Misji Gianniego. Cel absolutnie się nie zmieni i będzie nim dotrzeć do Nashville, a tam... Oj będzie grać orkiestra :D Co do mojego ostatniego posta w tej sesji, to niestety istnieje możliwość, że będzie on dopiero w przyszłym miesiącu :( Dużo mam teraz na głowie, a jutro wyjeżdżam, ale na pierwszej przepustce ogarnę ;) Nie będzie w nim żadnej rewolucji, więc biorąc pod uwagę wasze ostatnie scenki, znacie już zakończenie tej kolejki i tym samym tego etapu kampanii.

Podsumowanie:

Podsumowując, grało mi się po prostu świetnie :) Przeglądając wątek sesji czuje, że wykonaliśmy kawał dobrej roboty. Cieszę się, że sesja wypaliła, wnioskując po reputkach i ilości odsłon przyciągnęła dodatkowych czytelników oraz, że generalnie się podobała :)

Sam poziom trudności, oceniam w skali Neuro na bardzo trudny, więc Ci, którym udało się przeżyć mogą sobie pozbijać zasłużonę piątki :D

Druga część - Marsz ku Nadziei na początku października. Mam nadzieje, że pojawicie się w komplecie, ponieważ fabułę ustawiam dokładnie pod wasze postacie. Kontynuacje planuje na jakieś 3-4 miesiące i będzie ona mniej o zabijaniu, a bardziej o moich ulubionych wyborach ;)
Następna i finalna Walka o Ogień – w roku 2015 będzie planowana na rok czasu, albo ponad i ostatecznie pojawią się w niej odpowiedzi na wszystkie pytania + jakieś 1000 trupów i dwa razy tyle łez :D

Teraz liczę na wasze komentarze, możecie mi już słodzić bez ograniczeń! :D
Zapraszam również do wystawiania sobie nawzajem notatek, ponieważ są one bardzo dobrym narzędziem dla naszych przyszłych MG i współgraczy.

aveArivald 07-07-2014 01:33

Jak wiadomo, straciłem w tej sesji postać i szczerze powiem, że bardzo głęboko to przeżyłem. Dlatego też o Polach Nienawiści chciałbym napisać coś złego, np. że MG źle prowadzi, dokucza, że kości ma jakieś lewe, że gra nie wciąga, interakcja słaba, klimatu brak, fabuła wtórna, NPCe z foremek...

Niestety nic z powyższej listy nie przekłada się na rzeczywistość ;)

Cóż mogę dodać? Może, że tym razem nie dam się tak łatwo zabić :P O ile oczywiście się dostanę do drugiej części... Zobaczymy w październiku co to będzie... :)

Pozdrawiam
Ari

Szarlej 08-07-2014 13:15

No to lecimy...

Główny zły

Lost tutaj przyznam, że trafiłeś idealnie. Do sesji zgłosiłem się na zasadzie "a shima, zagram se" do tego dwóch innych użytkowników namówiło mnie by z nimi zagrać. Miałem mało czasu a uganianie się po ruinach tylko z celem przetrwania jakoś mnie nie pociągało. Większość MG nie potrafi tego poprowadzić w sposób ciekawy nawet na żywo. Takie sesje są nudne i bez akcji bo albo idzie się po sznurków albo snuje się po ruinach bez szczególnych wydarzeń po za "to wyskakuje na was X mutków". Ciebie Lost też niezbyt kojarzyłem, może z jednej czy drugiej dyskusji ale nie z żadnej sesji, którą prowadziłeś. W skrócie byłem nieprzekonany nastawiony na to, że sesja padnie a ja przez parę postów najwyżej się z Fabianem trochę wspólnie pobawię a potem zgadam się na sesje na żywo.

I totalnie ale bardzo przyjemnie mnie zaskoczyłeś. Przełomem była akcja z Opadem. Nie lubię gdy ktoś próbuje zabić moje postacie. Mam na to alergię. A do tego robiłeś to tak klimatycznie, że nie mogłem nie wsiąknąć w sesje. Chociaż wcześniej ładnego kopa dało mi starcie z Rudym. O czym więcej dalej.

Klimat był na pewno mocną stroną sesji, od początku do końca. Atmosfera zaszczucia, upadku świata wyszła Ci znakomicie.
Kolejnym olbrzymim plusem byli NPC. Czuło się, że każda napotkana postaci żyje. Ma swoje marzenia, cele, słabości... To jest rzadkie. Większość MG opracowuje tylko głównych BNów resztę traktując jako "żołnierza 5".
Nie można też zapomnieć o walkach. Odgrażałeś się, że będzie trzeba kombinować, myśleć taktycznie i w 100% to spełniłeś. Jak najbardziej na plus. Rany bolały, kule świszczały a ja kombinowałem jak rozwalić tego sku... banego kolesia.
Ogólne tło konfliktu gdzie nie ma dobrych i złych w miarę wyszło. Chociaż dla mnie mutki to ciągle gorsza opcja ale dobrze, że wprowadziłeś takie postacie jak Silny czy incydenty jak ich karawana z dziećmi. Wydaje mi się, że miejscami wzorowałeś się na konflikcie w Afganistanie. Niektóre wybory przed jakimi nas stawiałeś były naprawdę ciężkie, nawet gdy moja postać bez wahania po raz kolejny ściągała spust to ja się zastanawiałem czy nie nagiąć jej charakteru.

Mógłbym wymieniać tak długo. Różne drobne smaczki jak chociażby Pamiątki (specjalne cechy BG nabywane podczas sesji) czy szczegółowe opisy broni. Wszystkie zapadające w pamięć akcje. I tak bym czegoś zapomniał. Podzielę się zamiast tego anegdotką. Zaraz na początku sesji grałem na żywo z Fabiano i Mono. Ten drugi akurat prowadził i został przez nas obskoczony w stylu: "bo teraz gramy w taką klimatyczną sesje na forum i chcemy u Ciebie podobne motywy".

Żeby nie było za różowo i słodko to co mi się nie podobało. Przeciwnicy. Nasi BG byli robieni za małą liczbę punktów umiejętności i siłą rzeczy musieliśmy ostro ich przyciąć. NPC w pewnym momencie zaczęli nas mocno przerastać. Chociażby pod koniec było to widać w umiejkach walki. Dla przykładu odniosę się do swojego BG. Randall miał budowę na 12, zręczność i charakter na 15 oraz spryt i percepcje 10. Z pakietu broń strzelecka pistolet 2 i karabin 4. Chyba tylko Wayland był od niego lepszy w walce. Lynx strzela się z Carlosem a ten drugi ma zręczność 14 i karabin 4. Do tego wysoką budowę sądząc po opisie i nie wiele mniejszy charakter. No ale mógł być ślepy i głupi. Mimo to jeden z Tarczowników strzelał jak weteran Posterunku. Tilda zręczność 16 i pistolet 2. Współczynnik wyższy od każdego z BG a nie wierze, że charyzmatyczna szefowa łowców miała niski spryt czy percepcje. O tyle o ile mi to nie przeszkadzało w walce z Rudym czy czytając akcje Silnego, którzy byli kimś to w przypadku słabszych przeciwników lekko drażniło. Większa pula na umiejki większości NPCów sprawiała, że nawet w sesji shimy czułem się lekko nie fair.

To był jedna jedyny minus świetnej sesji jak dla mnie.

Tym co polegli

aveArivald naprawdę szkoda mi Szajbusa zapowiadał się ciekawie. Zarówno pod względem akcji w czasie postów jak i historii, co go pchnęło do polowania na mutki. Szczególnie jakby dostał się między Fraya i Kinga, jak kiedyś żartowaliśmy miałby własnego anioła i diabła na ramieniu doradzających sprzeczne rzeczy. Szkoda, że opad i psychopata z shotem skończyli jego życie.

Fabiano ech... Było trza się mnie słuchać i profilaktycznie strzelać ;-) A tak bardziej poważnie to szkoda, że Mars zginął. Moglibyśmy wspólnie zapolować na Dentystę. Koncept rozpijaczonego łowcy mutantów, ciągle z pewną moralnością był ciekawy. Ale mięczaki umierają ;-)

Lechu Nathan czyli człowiek z rodziną w środku wojny, na długo zapadnie mi w pamięć. Twardy koleś, który jednak potrafi kochać i dbać. Bardzo fajna kreacja mimo, że narzucona przez MG a tym samym ciężka do odegrania. Ciekawe były dwa obozy, które się kształtowały Randall z Ezem i Nathan z Lynxem. Mógł być z tego dość ciekawy konflikt szczególnie jakby Maria i King się wtrącili. Jak to w postapo pozytywny bohater zginął od strzału w plecy negatywnego.


Ci którzy dołączyli

Kanna to już nasza druga wspólna sesja w shime. Maria była fajną ostoją moralności w ekipie i często spajała ekipę, która bez tego mogła się łatwo rzucić sobie do gardeł. Ciekawa kreacja, która dodała sporo klimatu.

Merill w końcu dłużej razem pograliśmy. Mimo, że znałem Lynxa wcześniej czytało mi się Twoje posty z przyjemnością. Cieszę się, że idea Zwiadowczego wyszła po za moje sesje. Koncept wojaka uciekającego przed przeszłością może i jest oklepany a mój BG parę razy z niego szydził to odegrałeś mistrzowsko. Dowód na to, że nie trzeba się silić na mega oryginalność, żeby wyszła genialna kreacja. Od pewnego momentu odbierałem Waylanda jako równowagę dla mojego BG, nie raz go stopującego bo Fray dobrze wiedział, że Lynx bez ostrzeżenia wpakuje mu kulkę w plecy jeżeli przegnie. Zobaczymy jak to wyjdzie. A duet Posterunkowców to potęga i basta!

Towarzyszom w doli i niedoli...
...czyli ci z którymi od początku próbowałem przeżyć w postapokaliptycznych ruinach

Bebop nie będę ci słodził i wychwalał Eza bo za często to robię. Jak mi się podobał ten koncept nie raz wspominałem. Uwielbiałem ten pokręcony duet, który razem knuł, szanował się a jednocześnie chciał się wymordować.
Wybacz, nie mogę się powstrzymać. Wygrałem! 7:4 Dla wyjaśnienia na początku sesji założyłem się z Bebopem czyja postać zabije więcej innych postaci, zarówno NPC i BG. Za każdego ubitego człowieka liczył się jeden punkt. Plotką jest jakobyśmy przez to mordowali bez powodu. Morganowie zostali zabicia dla masek przeciwgazowych, nie dla zyskania przewagi w zakładzie ;-)

Dziadek Zielarz King był ostoją starych czasów i jak dla mnie bardzo ciężką do odegrania postacią. Humanitaryzm nie zapewnia długiego życia w postapo. Wyszło genialnie tym bardziej, że Clyde pod wpływem wydarzeń ewoluował. Uwielbiałem nasze dialogi gdy obaj BG siadali i dyskutowali. Z każdym innym rozrywałem interakcje by moja postać coś współgrała, Fray siadał z Clydem, żeby pogadać. Tym bardziej cieszę się, że innym też się dobrze to czytało. Trzeba jeszcze walnąć jakiś dialog na zakończenie. Ciekawe jak to wyjdzie w drugiej części i czy nasze upiory długo jeszcze będą tańczyć.

Psychopatyczny socjopata czyli mój BG

Parę słów o Randallu bo wiem, że był dość mieszanie odbierany. Jego motywacji nie ujawnię bo jakimś cudem nikt go nie zastrzelił ale trochę o genezie. Pierwotnie miałem tylko luźny koncept. Na pierwszy rzut oka miał to być w porządku koleś, rzadko walczący a dużo gadający. Może lekko manipulujący. Dopiero w przypadku znacznego zagrożenia miała pokazać się jego prawdziwa natura. Postać miała być dwubiegunowa, z jednej strony uśmiechnięty autostopowicz z drugiej psychopatyczny morderca. Nie wyszło bo Lost od razu rzucił mnie na głęboką wodę i psychoza Fraya wyszła niemal natychmiast. I potem ewoluowała, swój ostateczny kształt mocno zawdzięcza MG i Zielarzowi.

Luźno inspirowałem się Randallem Fragiem z "Bastionu". Najlepiej miał go opisywać chaos. Dlatego czasem podejmował impulsywne decyzje a wręcz czasem prosiłem MG o rzut w zależności od którego różnie bym nim kierował. Fray z założenia miał nienawidzić kłamstwa (tutaj lekka inspiracja "Lucyferem"), być dumny i mieć manię na punkcie adrenaliny (w pierwotnym koncepcie przez początek sesji byłby na "odwyku") oraz napajać się cudzymi negatywnymi emocjami. Do tego miał cenić silne charaktery, które kierują się sztywnymi zasadami. Dlatego lubił Kinga, szanował Ezechiela a od przywódcy rebeliantów wziął taką a nie inną zapłatę.
W trakcie sesji stwierdziłem, że w zależności od poczynań innych będzie się lekko uspokajał (jednak psychoza by nie zanikła) lub jego stan będzie się pogarszał. Cóż... Każdy po za Kingiem mu mówił jaki to jest popaprany, Maria próbowała go zabić... Poszło w wiadomą stronę. Szczególnie pod koniec jak spotkał Łowców i zauroczyło go spontaniczne okrucieństwo Tesy.

Co Randall chce osiągnąć? Bo swój cel ma. Zobaczymy czy wyjdzie w dalszej części sesji. W tym szaleństwie jednak jest metoda ;-)

Ulubione momenty

Było ich wiele ale opiszę je pokrótce chociaż z pewnością coś pominę.

Podchody z Rudym - tutaj po raz pierwszy w tej sesji poczułem klimat pościgów, łowcy i zwierzyny z zmieniającymi się rolami. Chyba mój ulubiony pojedynek.

Ubicie mutanta topiącego ciała - mimo, że był to tylko fragment opisu MG, krótka wstawka o tym jak Fray pokonuje osłabienie by ubić tamtego na długo zapadnie mi w pamięć.

Masakra Morganów - jak dla mnie najbrutalniejsza akcja na sesji, jednocześnie bardzo shimowa. Człowieczeństwo, człowieczeństwem a przetrwanie, przetrwaniem.

Walka z maszynami - nie zapomnę jak na gg na bieżąco komentowałem ją z Merillem. Chyba nigdy tak bardzo się nie wczułem w scenę batalistyczną. Na początku było to podejście "okey, nowi przeciwnicy, rozwalimy ich a potem się poszabruje" by zaraz potem przejść do fazy "co ten MG zrobił, nie mamy szans, wszyscy tu zginiemy". Walka z cyborgiem była przełomem, tutaj pojawiła się zaciętość, chęć zniszczenia przeciwnika nawet kosztem życia postaci. Potem było już tylko "dobra MG, dawaj następnych". A wszystko podczas jednej kolejki.

Motyw z cyborgiem - kurczę, żałuje, że nie odczytałem wiadomości, że Fray kojarzy kobietę podczas walki. Bardzo mnie wciągnął ten wątek i liczę na jego kontynuacje.

Finał - ale o tym nie będę więcej pisał bo jeszcze go nie wrzuciliśmy.

Na koniec

Dziękuję wszystkim za grę. Była to jedna z lepszych sesji jakie grałem na LI. Cieszę się, że mogłem tam być i z Wami bimber pić.

Aramin 11-07-2014 13:42

Z tego co tutaj piszecie to musiała być naprawdę fajna sesja :D

Opłaca się pisać takie raporty bo później przed kolejnymi rekrutacjami się ludzie interesują ;)

kanna 26-08-2014 21:55

Generalnie Neuroshima jako taka nie kręci mnie jakoś specjalnie.*

Nie przepadam za posta-apo, za dużo jest mechaniki (i to nieco pokręconej, moja cywilna postać przez kilka minut prowadziła wyrównaną walkę wręcz z dwukrotnie większym gostkiem z socjopatią i przeszkoleniem bojowym), za mało współczesności, która lubię i za dużo trupów i brudu.

Do rekrutacji podeszłam lightowo, zachęcił mnie skład ekipy (co okazało się zwodnicze, bo większość zginęła, zanim zdążyłam wejść) .

Maria była npc, LOST zaproponował mi przejęcie tej postaci. Poprosiłam o jakiś opis, po czym dostałam elegancką listę kluczowych zdarzeń, oraz odnośniki do fragmentów sesji, gdzie pojawiała się postać Marii. Przeczytałam te odnośniki.. i zassało mnie. Wróciłam do początku sesji i przeczytałam wszystko. Potem komentarze, potem jeszcze raz rekrutację. Zwykle nie czytam sesji, w których nie gram. Lost ma bardzo dobre pióro, znakomicie opisuje świat, postacie, świetnie splata akcję.

Maria była postacią osadzoną w świecie, z relacjami, z historią, co też było ciekawe – wejść w zarysowane układy, trochę jak w larpie. Niektórzy nie lubią grać „gotowymi” postaciami. Ja lubię. Dorobiłam jej mechanikę (dzięki za pomoc, Lechu, nota bene nie miałam pojęcia, ze wujek L. też planuje tam grać) i poszło.
Maria z definicji nie była postacią „bojową”. Dlatego chowała się po piwnicach (czasem też chowała się bo miałam inne zajęcia). Rzadko gram typowo „bojowymi” postaciami, pistolety i inne takie mnie nie bawią.
Bawią mnie interakcje, dialogi i dokonywanie wyborów.

KLIMAT

Lost jest mistrzem w budowaniu klimatu. Bród, smród, ale przede wszystkim poczucie, ze postać w każdej chwili może zginąć. Nie miałam takiego poczucia zagrożenia grywając np. w horrorach. Pamiętam, jak byłam zdziwiona, kiedy postacie przeżywały – bo za kulisami sesji wszyscy już dawno pożegnali się z życiem i sobą nawzajem.
Ja lubię grywać z dystansem, czasem daje nawias, dystansuję się od postaci, wprowadzam sarkazm, żart. Tutaj tak się nie dało. Sesja była prawdziwa i realistyczna, aż do bólu, każdy „nawias” wybrzmiał by sztucznie.

HISTORIA

Spójna, przemyślana, świetnie spisana. Odnosiło się wrażenie, że Lost przyszedł z gotowym pomysłem na przygodę, zaplanowanym w najdrobniejszych szczegółach. Spotykani npc mieli znaczenie, nie byli dobrani przypadkowo, często nawiązania do nich pojawiały się później. Trzeba było być uważnym i zapamiętywać ;) Zdecydowanie nie było to sandboxowe „łażenie i wyżynanie wszystkiego, co się rusza”.

Lost jako MG

Pisze dużo i dobrze. Bardzo dobrze merytorycznie, ciekawie i potoczyście, ale też gramatycznie, ortograficznie. Dba o wygląd posta. Bywa, ze mocno popycha historię, podejmując decyzję (działania) za graczy w trakcie swojej odpiski. I tak np. zastrzelił jednego npc rękami mojej postaci (co było o tyle ważne, ze był to pierwszy „własnoręczny” trup Marii).

GRACZE

Bebop, niby grasz kalką (doświadczony przez życie rewolwerowiec), ale postać trudna do odegrania, szczególnie, jak ktoś dość młody jest i nie doświadczony przez życie. Bardzo dobrze Ci poszło, zachowałeś wiarygodność a jednocześnie często Ezachiel reagował w sposób, którego się nie spodziewałam. Sojusz z Randalem był niezłym zwrotem sytuacji.

Szarlej, miło było znowu grać razem. Maria była z Randalem związana przez fabularne zaszłości i choć po moim wejściu relacja poszła w inną stronę, to ta wspólna historia dawała możliwości zaczepów w sesji. To było nośne. Psychopatyczny psychopata do sześcianu (sama lubię ten koncept), który po wymordowaniu polowy zespołu nagle poczuwa się, aby komuś pomóc.

Lechu, od zupełnie innej strony Cię poznałam: opiekuńczy ojciec-mąż w trudnych czasach. Spokojny, stanowczy, a jednocześnie potrafiący huknąć, jak trzeba było. Taka normalna postać w nienormalnym świecie. Fajnie zgrane, tym bardziej że cała rodzinę podgrywałeś.

Merill, zawsze się z Tobą dobrze gra, a dialoguje jeszcze lepiej. Lynx – twardy żołnierz z posterunku z wiecznie zacięta bronią ;) nawet mnie ta prawidłowość zadziwiała. Otrzaskany w świecie, nieco zrezygnowany, potrafi postawic do pinu, kiedy trzeba, a jednocześnie umie być wspierający i rozumiejący. Fajna postać.

Dziadek Zielarz - medyk, z jednej strony zasady moralne, chęć pomocy, współpracy i dogadania się z każdym, z drugiej - rozsądny gość, co zna świat i nie daje sobie w kaszę dmuchać. Żywa postać, dobrze odegrana.

aveArivald, Fabiano – no nie było się szansy spotkać, żałuję, bo miło wspominam inne sesje. A przepraszam, zwłoki jednego z was zakrywałam kocem.

Podsumowując: co by tam Lost nie prowadził w przyszłości – walcie w ciemno. Ja się, w każdym razie, piszę.

* Choć z drugiej strony – to jedyny system, w którym zagrałam - i zakończyłam -aż DWIE sesje, oraz poszłam raz na prelekcję, więc jako osoba nie zainteresowana systemami mogę czuć się specjalistką ;)

Dziadek Zielarz 28-08-2014 01:04

Wypada coś skrobnąć zanim wróci Lost i dalej będzie nas targał po pustkowiach :)

Do sesji zgłosiłem się przypadkiem na zasadzie: "O, Neuroshima, zawsze chciałem pograć." Dla merytorycznej podkładki przeczytałem sobie podręcznik i stworzyłem z grubsza bohatera. Na forum byłem nowy, więc nie zauważyłem nawet jaka konkurencja się zrobiła w rekrutacji, ale jakoś się udało. Lost zwlekał z pierwszym postem, ale kiedy już się pojawił...

...zapadłem w historię z marszu. Zaczęło się od sześciu osobnych historii, w zasadzie ze sobą nie powiązanych (w różnych częściach stanów, w różnym czasie, z różnym klimatem), które w przedziwny sposób zbiegły się w jednym punkcie. A to był dopiero początek.

KLIMAT:

Zgodnie z zapowiedziami było rdzawo do bólu. Bród, smród i ubóstwo, aż biły z ekranu, kule zabijały, a woda i jedzenie topniały w oczach. Bohaterowie mało spali, męczyli się i nabawiali paranoi od szukania zasadzek wszędzie gdzie się tylko da. Kiedy pierwszy raz wpakowaliśmy się w poważną pułapkę (dom z opadem) wszyscy szybko nauczyli się mieć oczy dokoła głowy.

Lost zapewne celowo pominął wątek powszechnych chorób, za co osobiście jestem mu wdzięczny, bo jest to jeden z elementów, które czynią Neuroshimę szalenie nie realistyczną (skoro wszyscy są chorzy, a leków nie ma, to czemu ludzkość jeszcze nie wymarła?).

Mimo to śmiertelność była wysoka, rany nie goiły się tak po prostu, a medycyna kończyła się szybciej niż kule w magazynku. Słowem, każda kolejka mogła być Twoją ostatnią.

NPC:

Żywi, barwni, prawdziwi, do tego było ich bardzo dużo. Każdy ze swoimi własnymi sprawami, motywacjami, znajomymi i ekwipunkiem do zszabrowania (hehehe... ;) ). Zwykle postaci tła faktycznie są jedynie punktem odniesienia dla BG, tutaj wychodzili niekiedy zupełnie na pierwszy plan, można się było z nimi zżyć i zyskiwali dodatkową głębię.

DIALOGI:

Moim skromnym zdaniem, kwintesencja sesji, zasługująca na osobny podpunkt. Wszystkie ciekawe momenty znajdowały swoje wyjaśnienie w dialogu (albo monologu, czy innej nieskoordynowanej refleksji), nic nie przechodziło bez echa i chwili refleksji, przez co wszystko co się działo rzeczywiście kształtowało bohatera. Każdy dołożył tutaj swoją cegiełkę (tylko z JaTuTylkoNaChwilę nie udało mi się zamienić słowa, bo faktycznie był tu tylko na chwilę :) ), tak więc zbiorcze dzięki, potem jeszcze odniosę się do każdego.

MG:

Można Losta chwalić często i gęsto, bo zacny z niego mistrz gry, pisze zgrabnie, z sensem, dowcipnie i na czas, ale postaram się skupić na elementach, które wyróżniają go spośród innych prowadzących:

- konsekwencja:

Lost zapowiedział, że sesję dokończy choćby się waliło, paliło i został mu jeden gracz i tak było. Dawało to niesamowity komfort psychiczny, że wszystko doczeka się puenty i jest sens zarywać noce na docu i pisać elaboraty.

- dbałość o szczegóły:

Tyle realizmu ile było potrzeba. Zwykle MG mają problem z ocenieniem ile szczegółów jest konieczne w danym momencie. Tutaj swobodnie przechodziliśmy od szczegółowych dywagacji na temat rozmiaru ładunku prochowego w pocisku do wartkiej akcji, gdzie karabin maszynowy pluł seriami, wybuchały bomby i działa się setka innych rzeczy.

- silne nastawienie na kombinowanie:

Z jednej strony działa się fabuła i klimat, z drugiej czasem odnosiło się wrażenie, że kolejne pułapki to bardziej gra psychologiczna w gabinecie Losta, gdzie jako gracz trzeba wykrzesać z siebie coś co zagnie mistrza gry i pozwoli wykaraskać się z opresji. Wysoko punktowana była też spostrzegawczość i własna inicjatywa. Mnie bardzo przypadło to do gustu.

- materiały:

Wszystko było skatalogowane i opisane, były mapki, ekwipunek okraszony zdjęciami, charakterystyka nietypowych broni, katalog NPC. Absolutnie czasochłonne, ale warte zachodu. Czapki z głów.

- retrospekcje:

Już po fakcie, kiedy dany wątek znajdował swój finał, Lost wrzucał historię jak w ogóle doszło do wydarzeń które miały miejsce. Kiedy wciągnęło się w klimat to były prawdziwe małe perełki.


GRACZE:


AveArivald

Grało się bardzo dobrze, żałuję że tak krótko. Wstawki z przeszłości były naprawdę intrygujące. Szajbus początkowo był dość dobrym znajomym Kinga, liczyłem na ciekawy rozwój relacji, niestety skończyło się inaczej. Przyznam się szczerze śmierć Jacoba była dla mnie sporym wstrząsem.Wspomnienie po łowcy mutantów ciągle żyje gdzieś w świadomości Clyde'a.

Fabiano

Podobnie jak w przypadku Ave wspólna przygoda skończyła się zanim się na dobre zaczęła. Posty czytało się przyjemnie, motyw z zapijaczonym łowca, który ma skrzywione poczucie humoru był świetny. Niestety "Szczęściarz", któremu wiele rzeczy się udawało szybko został sprowadzony do parteru przez krwawą rzeczywistość. Przebite płuco, kula w pierś i pocięta twarz to było dla niego za dużo.

Lechu

Postać epizodyczna, zagrana dobrze i do końca. Nathan był silnym wsparciem dla ekipy, będą jednocześnie ciężarem i przyczyną swojej własnej śmierci. Można było potępiać Nathana za jego dziecinną wiarę w to, że "wszystko będzie dobrze", ale miało to swój urok. We wzajemnej relacji Morganów zabrakło mi odrobiny pęknięć w charakterach, ale zapewne trudno jest to przekonywająco odegrać kiedy samemu prowadzi się całą ekipę.

merill

Dołączył w połowie i zakorzenił się na stałe. Żołnierz z krwi i kości, angażujący się w przelotne związki z przypadkowo poznanymi kobietami z Texasu, do tego z powojenną traumą i syndromem usprawiedliwiania swoich win. Merill podszedł do sprawy praktycznie. Kombinował, obliczał, strzelał, trzymał się swoich założeń i starał się nie naginać ich na potrzeby chwili, ale wyraźnie poszedł z duchem opowieści i jednak zdecydował się na kilka modyfikacji, które ożywiły weterana z frontu.

kanna

Bardzo zręcznie przejęła postać Marii i tchnęła w nią nowe życie. Postać nie próbowała zgrywać bohatera, trzęsła się ze strachu, płakała i bała się o innych z należną sobie kobiecą subtelnością. Spodobał mi się motyw z podporządkowaniem się wyrokom wuja w imię rodzinnych wartości mimo oczywistej różnicy zdań, podobnie jak kłótnie z Randallem i romansowanie z Lynxem. Dobra przeciwwaga dla kilogramów testosteronu biegającego z karabinami.

Bebop

Poczynania kowboja śledziłem głównie z boku, raz czy dwa ucięliśmy sobie krótki dialog, uczestniczył w wydarzeniach raczej z doskoku, mimo to był ważnym fragmentem opowieści. Dobrze zgrywał się z postacią Marii i Randala. Jak już wspomniała kanna, bohater był kliszą, ale bardzo dobrze poprowadzoną - Clint Eastwood by się nie powstydził.

Szarlej

Początkowo tykająca bomba, człowiek od którego wszyscy trzymali się z daleka, do tego zabójca pierwszego z towarzyszy niedoli i nadzorca komanda niewolników. Wspólna znajomość zaczęła się od wycelowania w Kinga naładowanym shotgunem. Świetny materiał na znienawidzonego członka grupy. Stało się jednak inaczej, a to za sprawą wciągających dialogów, które wynikły zupełnie spontanicznie. Do połowy sesji nie mieliśmy ze sobą prawie nic wspólnego, a potem w przeciągu kilku dni dwaj zupełnie różniący się charakterem ludzie zdołali się zakumplować. Niekończące się dialogi na tematy egzystencjalne, wspólne wytykanie sobie błędów, łapanie się za słówka i obrażanie, dawało mi mnóstwo frajdy. Nawet po takim czasie nie do końca wiem czego spodziewać się po Frayu :) Relacja znajdzie swoją kontynuację w kolejnym rozdziale przygody w Nashville, na co czekam z niecierpliwością.

Honorable mentions
kolejność przypadkowa

- "Wszyscy zginiemy"

Mam na myśli akcję w tunelu. O ile śmierć za sprawą szaleństwa wywołanego Opadem była kubłem zimnej wody na głowę, o tyle podczas przeprawy w ciemności wszyscy w zasadzie byli pewni, że to już koniec. Nigdy wcześniej nie poczułem takiego zagrożenia, no może podczas wojny nerwów ze współudziałem merilla, Szarleja i Lecha.

- Dziecięcy obrazek

Ira, mała dziewczynka, która nic nie mówiła. Początkowo była czymś w rodzaju przeszkody, którą mieliśmy porzucić, a potem mieć wyrzuty sumienia. Wyszło, jak zwykle, inaczej i zamiast porzucić w ruinach zbędną gębę do wykarmienia, Clyde ciągnął ja za sobą aż do końca. Przełomowy był chyba moment kiedy pojawił się dziecięcy obrazek. Potem nie dało się już inaczej.

- Bisley, Clarice i cały ten szajs

Wątek poboczny związany z postacią Clyde'a, który urósł do rangi osobnej opowieści. Historia rozbitego małżeństwa, naiwnej wiary, miłości i tępego przywiązania pewnego fizyka do danego słowa. Przez większość sesji ciągnął się gdzieś na peryferiach fabuły, jednak kiedy już się pojawił, uderzył z całą mocą. Jestem naprawdę dumny, że udało się go zakończyć.

- Obóz uchodźców

Moment, w którym poczułem się tak. Wyszło na jaw, że nic nie jest takie jak się wydawało, do tego wykminiliśmy to samodzielnie bez pomocy MG, a potem obróciliśmy na własną korzyść w zupełnie nie przewidzianym przez Losta kierunku. Wtedy się czuje, że czasem wystarczy sięgnąć żeby mieć :)

To by było na tyle, kto nie grał niech żałuje. Było godnie.

Lechu 22-09-2014 15:24

Przepraszam za opóźnienia!
 
Sponsor masakry

Mowa oczywiście o MG. Lost w sesji wyróżniał się wśród znanych mi Mistrzów na wielu płaszczyznach. Był świetnie przygotowany (jego mapki, grafiki, dopracowany ekwipunek BG oraz NPC aż miło było oglądać), kontaktowy oraz genialnie piszący. Po pierwszych kilku kolejkach, w których nie brałem udziału byłem całkowicie zaskoczony. Z ciężkim sercem muszę przyznać, że z tej sesji nie sposób było wykrzesać więcej klimatu, ale i samej przyjemności z gry. Niektóre posty czytałem po 3-4 razy i nie mogłem ich nie pochwalić. Tak. Lost dostał ode mnie sporo reputek, na które w pełni zasługiwał.

Jak już wspomniałem o ekwipunku to powiem, że w tym temacie znajdowały się: zdjęcie bohatera, jego broń, amunicja, ubranie, pożywienie, a nawet - niestety niewykorzystane - miejsce na opis pojazdu. Sam byłem właścicielem aż dwóch w ten sposób opisanych bohaterów i chyba najlepiej wiem i zdaję sobie sprawę ile pracy, czasu wymagało od Losta zestawienie wszystkiego w ten sposób. I to nie jest praca TYLKO na starcie sesji, bo ekwipunek co kolejkę ulegał aktualizacji. Bohaterowie tracili amunicję, jedli, pili, znajdowali nowe przedmioty... To była tak olbrzymia praca, że chwilami było mi MG szkoda i zastanawiałem się czy jest sens to robić. Możliwe, że Lost przemyśli to przed kolejną edycją "Pól...", ale jak miał dość czasu to było naprawdę miłe, dla mnie bardzo zauważalne i wymagające wyróżnienia.

Kolejnym niesamowitym tematem do sesji były Materiały, w których zawierały się wielostronicowe opisy lokacji (jak Nashville, Misja Ojca Gianni, Plac Wymian, Brama), organizacji (jak Karawana Łowców Niewolników czy Armia Obronna Trzech Enklaw), Bohaterów Niezależnych (w tym tych, którymi grałem ja), Bohaterów Graczy, ran, chorób oraz cała masa świetnie prezentujących się mapek. Ten temat był bez wątpienia jeszcze większym, bardziej rozbudowanym, wymagającym również poświęcenia mu ogromnej ilości czasu. Tym razem jednak byłem osobiście bardziej przekonany, że to było zagranie w 100% słuszne, innowacyjne, ale też przydatne. Nie trzeba było szukać w tonach treści sesyjnych opisów danej lokacji, BN czy też otrzymanych przez naszych BG ran tylko zajrzeć właśnie tutaj! To było świetne i tak bardzo pomocne, że nie wyobrażam sobie nic co by pomogło mi bardziej jako graczowi. Naprawdę.

To, że Lost był niezwykle kontaktowy również zasługuje na wspomnienie. Ten MG pisał do mnie (jako jednego z odgrywających) dużo fajnych, potrzebnych, podsumowujących PW, ale też czasem dawał mi wskazówki, o których wiedziałem jedynie ja odgrywający Nathana oraz rodzinkę Morganów. Z uśmiechem na pysku wspominam PW kiedy miałem za zadanie upewnić się, że BG pójdą do Nashville przez Misję Ojca Gianni. Oczywiście nie musiałem ich specjalnie przekonywać, bo to wydałoby się im dziwne. Wystarczyło zarzucić temat i czekać aż sami ułożą plan, który w głowie miałem na długo przed nimi. Chwilami czułem się jak mały spiskowiec, który z wypiekami na ryju czekał aż coś pójdzie po jego myśli. To było fajne i dzięki Ci Lost również za to!

Genialne pisanie? Tak. Lost pisał genialnie. I nie mówię tu o całej sesji, bo i jemu zdarzały się potknięcia - jak każdemu. Były jednak momenty, jakże liczne, kiedy czytając przenosiłem się w świat tej sesji czując i rozumiejąc to co bohaterowie. Najlepsza scenka w całej sesji - jak dla mnie - to opis życia jednego z BN z ostatniego posta szóstej strony zaczynająca się od słów "Nazywał się Richard Harlan. Miał chyba 52 lata...". To było niesamowite jak krótko, bez obszernych wstępów i zawirowań, Lost opisał losy tego człowieka. Ten jeden fragment czytałem najczęściej ze wszystkich fragmentów od początku mojej obecności na forum. Ci co mnie znają, wiedzą ile czytałem niegdyś postów i sesji, wiedzą, że to nie byle co...

Próbujący przetrwać

aveArivald - Tego Pana znam, niestety, jedynie z czytania. Jego BG był barwny i wyróżniał się na tle reszty swoistym egzotyzmem. Zaczął nawet ujawniać swoją historię co mi osobiście bardzo przypadło do gustu. Ciekawym elementem całej koncepcji była też choroba popromienna, która w tym przypadku stała się czymś więcej jak utrudnieniem dla BG. Paranoja strasznie ubarwiała w tym przypadku, chociaż wierzę, że później, gdyby BG przeżył, byłoby jeszcze lepiej, bo Nemrod poszedłby w jej mocy dalej i dalej…

Bebop - Nie jest to pierwsza sesja, w której gramy razem, ale rewolwerowiec podobał mi się z Twoich wszystkich BG najbardziej. I nie chodzi tu o durny w sumie zakład z Szarlejem kto więcej zabije. Ezechiel dał się poznać nie tylko jako twardziel, ale też gość doświadczony. Wstawki z wcześniejszego życia czytało mi się z przyjemnością i postępowanie Deakina bardziej rozumiałem niż to Fraya. Kowboj nie zabijał na siłę, nie rzucał durnymi żartami dla twardzieli, które sam tak bardzo lubię. On miał swój, niepowtarzalny charakter i jedyne czego mogę żałować to, że na pewnym etapie sesji (jak wspomniał Lost) Twoje posty stały się o wiele krótsze, a aktywność w DOKu drastycznie spadła.

Dziadek Zielarz - Clyde był kimś kogo jeszcze przez długi czas w kwestii medyka w postapo będę wspominał. Bardzo fajne były jego rozterki i nietypowa, bardzo barwnie usprawiedliwiona wydarzeniami przemiana tego BG. I - mimo iż wielu może się ze mną nie zgadzać - King był chyba najlepszą, smaczną mieszanką realizmu z pozytywną, korzystną dla medyka i reszty kalkulacją. Mimo iż była o tym mowa nie sposób pominąć dialogi Twoje i Szarleja, które tworzyliście na różnych etapach sesji i po których właśnie było widać tę przemianę naszego lekarza.

Fabiano - Postać Marsa poznałem chyba najmniej ze wszystkich chociaż pamiętam jeden z pierwszych postów jak fajnie pisałeś o tym, że Ridley nie wierzy, że trafił w niewolę i w sumie mógłby uczestniczyć w buncie przeciw karawanie łowców niewolników. Sam warsztat bardzo fajny, lekki dla czytelnika, ale trudny do spisania przez gracza. Sam staram się to z jakimś skutkiem opanować, ale póki co idzie średnio. Znam z innych sesji i polecam tego gracza!

kanna - Bardzo fajna postać, w której na próżno doszukiwałem się powiązań z Alex, którą grała u mnie. Tutaj było widać człowieczeństwo, które pomimo pewnego doświadczenia Marii nadal w niej gdzieś tam drzemało. Miło wspominam dialogi między Marią a Waylandem oraz powoli zarysowującą się łączącą ich więź. Uśmiałem się co nie miara kiedy Jeff i wspomniana zasnęli przy ognisku, a później młody tłumaczył snajperowi, że do niczego nie doszło.

merill - Snajper odegrany był bardzo klimatycznie, ale moim skromnym zdaniem lepiej widziała mi się jego krótka (przez upadek sesji) kariera w przygodzie prowadzonej przez Szarleja. Odniosłem wrażenie, że tam (w sesji "Homo homini lupus est") Lynx był bardziej odczłowieczony, zimny, wyrachowany - co osobiście bardziej mi pasuje do kogoś z tak olbrzymim doświadczeniem bojowym wyniesionym z takiego oddziału w jakim służył Nataniel. Oczywiście gdyby Lynx został "po staremu" zapewne nie byłoby tak bliskich psychologicznie relacji z Marią co było fantastycznie przez was z kanną odegrane. Nie wiem czy się ze mną zgodzisz, ale chwilami ktoś taki jak Fray mógł pomyśleć, że Lynx jedynie zgrywa tak doświadczonego żołnierza, bo zachowywał się zbyt miękko i ludzko jak na kogoś kto uczestniczył w masowych mordach, zapewne nie raz widział gwałty na dziewczynkach, kobietach, chłopcach i staruszkach. Co prawda Randall zapewne nie wiedział, gdzie dokładnie służył Wayland, ale co do jego profesjonalizmu przekonywały go zapewne ich wspólne akcje bojowe i walki, których przecież kilka było i które były bardzo ciekawe. Na wyróżnienie zasługują również nasze dialogi, które obrazowały jak dobrze rozumieli się Nathan i Lynx - czego zapewne by nie było gdyby Wayland był tym samym twardzielem co w "Wilczkach...". Ostatnim faktem, o którym nie sposób nie wspomnieć jest Twoja niesamowita aktywność. Naprawdę w tej sesji byłeś aktywny jak w żadnej, a przecież nie graliśmy razem po raz pierwszy. Wydaje mi się, że "Pola..." naprawdę przypadły Ci do gustu na co w pełni zasługiwały.

Szarlej - Randall Fray. Chyba nikogo nie zdziwi jak napiszę, że jest to mój ulubieniec? Zajebista kreacja. Gość był chory psychicznie i nie zawsze jego postępowanie było jasno wyjaśnione (jak na przykład w przypadku Ezechiela). Wszystko jednak usprawiedliwiała choroba, której objawy i skazy Fray przedstawiał nam w wielu momentach sesji. Twoje posty czytało mi się najlepiej. Grałem z Tobą w wielu przygodach postapo i - mimo iż dla wielu wyda się to zadziwiające - Randall naprawdę nie należy do Twoich najlepszych, najbardziej wysublimowanych postaci. Bardziej podobali mi się Stephen Rothman, Geoffrey czy moim zdaniem najlepsza postać jaką widziałem u gracza na forum: Michael Morgan. Ten BG - mimo iż chwilami negatywny - miał duszę, własne ego i charakter tak odmienne i niepowtarzalne jak żaden w tej sesji. Warsztat jaki masz każdy wie. Od siebie muszę dodać, że posty Szarleja czytałem najczęściej po tych Losta - co więcej nawet te przed wcieleniem do przygody Morganów. To mówi chyba samo za siebie...

Oddany ojciec

Nathan Morgan nie był kimś kogo sam stworzyłbym sobie do gry. Wie o tym Lost, wie o tym Szarlej i wie o tym każdy kto czytał moje popisy w innych sesjach postapo. Zwykle grałem wojownikami, którzy byli specjalistami w jednej wybranej dziedzinie i dobrzy w co najmniej kilku innych. Nie żeby Nathan był słaby, bo (może nie licząc Waylanda) był najsilniejszym bohaterem w przygodzie. Na równych szansach zapewne nie miałby problemów z żadnym z BG. Wyzwanie stanowiłby zapewne snajper, który był tworzony za więcej punktów, miał wszczep i był ogólnie odlotowo silny. Morgan miał jednak coś czego nie miał żaden z moich dotychczasowych bohaterów - żonę i piątkę dzieci. Nie wiem czy zdajecie sobie z tego sprawę, ale grać kimś takim było naprawdę sporym wyzwaniem. Skupić się na detalach aby nie olać czytelników, nie zalewać sesji zbędnym tekstem i współpracować z MG. Ta właśnie współpraca była dla mnie arcyważna, bo grałem nikim innym jak NPC/BN, który miał wyznaczone zadania i cele. Chciałem aby był to człowiek z krwi i kości, ale nie mogłem też po macoszemu potraktować reszty rodziny. Nie chciałem aby byli widziani jako wybrakowane tło i powiem szczerze: Nie cierpiałem na nadmiar wolnego czasu. Bywało, że nie pojawiałem się na DOKu tak często jak bym chciał. Bywało, że nie miałem czasu aby jeszcze raz przeczytać posta i poprawić co nieco. Ogólnie grało mi się świetnie, a mój udział był przewidziany na około 6 kolejek. W momencie kulminacyjnym stanąłem przed wyborem: albo zostawić maski w plecaku, ryzykować życie bohatera, jego żony, jego dzieci i mieć szanse na przeżycie albo je wyciągnąć, zakładać i patrzeć jak bohater i jego rodzina ginie. Byłem tego świadomy tak samo jak MG, który dobrze skalkulował ilość kolejek i... znał BG, którymi grają jego gracze. Cóż... Zawsze nad przeżycie bohatera postawię odegranie i dlatego też Nathan, Jeff, Samantha, Ewa, Sharon, Shartlo oraz Thomas zginęli. Nie każdy zapewne w to uwierzy i pomyśli "Ta. Zginął mu bohater i się tłumaczy". Nie jest to jednak pierwszy, który zginął mi w trakcie przygody. Zapytajcie Armiela czy Pinheada, że akurat zawsze podejmuje decyzje zgodne z charakterem postaci, a nie kierując się tylko i wyłącznie jej przeżyciem. Po prostu tak mam.

Bohaterowie niezależni

Tych Lost kreował bardzo przyjemnie i konsekwentnie. Podobali mi się bezduszny Dentysta, czujny Rudy, doświadczony Pascal, tajemnicza Clarice, sprawny nożownik Larwa, burzliwy Jake, wojowniczy Silny, zagubiony Kaspar, bezlitosny Roadblock, krzykliwa Violet, wrażliwy Cygan, niewinna Ira, nieodgadniona Tilda, spokojny i opanowany Gareth, a najbardziej wspomniany Richard Harlan. Po co ta cała wyliczanka? Po to aby pokazać jak wielu BN udało się MG przedstawić w sposób bardzo odmienny i żywy. Mimo iż jako postać nie każdego z nich udało mi się spotkać to czytałem całą przygodę i wiem, że nie powtórzyła się para NPC, którzy byliby chociaż odrobinę do siebie podobni. Każdy był inny i pełen klimatu, ze swoimi celami, o których czasem nawet najbliżsi nie mieli pojęcia...

Kwintesencja

Podsumowując polecam Losta jako MG, a całą resztę (poza JaTuTylkoNaChwilę, którego nie miałem okazji za bardzo poczytać poza jednym chociaż bardzo eleganckim postem) jako graczy. MG popisał się niesamowicie, ale nie zapominajmy, że do rozegrania tak dobrej sesji potrzebni są również konkretni gracze. Tutaj akurat Lost trafił na ciekawy zestaw osobliwości. Mi w sesji grało się wyśmienicie. Czytało się ją równie fajnie chociaż im więcej tego było tym bardziej zdaje sobie człowiek sprawę jak straszny jest świat, w którym JA nie mam czasu zagrać w tej sesji jako pełnoprawny BG, od początku do końca (czyli zapewne śmierci z rąk Fraya bądź Ezechiela aby nabić jednemu z nich dodatkowy punkt w ich niepisanej rywalizacji). Wiem, że niedługo pojawi się kolejna część i wiem również, że zapewne nie będę mógł w niej zagrać. Na usprawiedliwienie mam ostatni semestr studiów, napisanie pracy inżynierskiej, obronę, ostatni semestr dodatkowego technikum, zdanie egzaminu zawodowego oraz 4 ciekawe sesje, w których obecnie biorę udział na LastInn. Dlatego napisałem "zapewne" a nie "na pewno", bo to wcale nie tak wiele, gdy skrócimy długość snu o 2h dziennie, dodamy zaoszczędzone przez jazdę bez hamulców pół godziny, a całość podzielimy przez liczbę "ęć" (5 - PI = ęć)…

merill 27-09-2014 13:22

Miejsce na mój post, dopiero mi internety wróciły i w niedzielę odpiszę:)


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 07:08.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172