Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 01-11-2007, 18:23   #1
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
13 wydział NYPD

10.X.2007; Central Park; 5:30 a.m.

O tej porze jest jeszcze cicho...Park jest prawie pusty. Idealny czas by pobiegać. I tak właśnie zrobił, ubrany w dres z najnowszej kolekcji adidasa, buty tej samej firmy. Z zegarkiem Cashio za 1500$ na ręku i z odtwarzaczem mp4 przy pasku biegł spokojnie alejami. Prawdziwe dziecko sukcesu. Może jednak ten odtwarzacz mp4 nie był najlepszym wyborem. Nie usłyszał bowiem łopotu skrzydeł za sobą...

Mieszkanie Michaela McMurry; 7:00 a.m.


Budzik natrętnie próbował Michaela ze snu.
- Skarbie wyłącz go.- wymamrotał ziewając. A ponieważ "skarb" nie raczył odpowiedzieć, Michael był zmuszony podnieść głowę z poduszki i samodzielnie wyłączyć budzik. Po czym przypomniał sobie, że Natasha wyjechała na seminarium o samorealizacji mające jej pomóc w otworzeniu własnego interesu. I że to seminarium trwa dwa tygodnie...Dwa tygodnie podczas których Michael będzie musiał sam sobie robić śniadanie, sprzątać, dokarmiać rybki (Natashy może się nie spodobać widok rybek pływających do góry brzuchami, gdy wróci z powrotem). Z drugiej strony Michael przez dwa tygodnie nie będzie musiał się pilnować z wykorzystaniem sztuczek. Gdy budzik umilkł przypomniał sobie dlaczego go nastawił na tak wczesną godzinę. Dzisiaj był jego pierwszy dzień pracy w nowym i jego nowy szef nakazał mu się stawić o 8:30!

Mieszkanie Hitohiro Juna ; 7:00 a.m.

Budzik z wizerunkiem Takahashiego Hisanori przerwał poranną medytację Juna. Półjapończyk nie wiedział co prawda, że Takahashi jest gwiazdą obecnego sezonu japońskiej ligi baseballu. Zresztą Juna takie rzeczy nie interesowały. Kupił budzik jeszcze w Japonii przekonany o tym, że amerykańska elektronika jest bublem niewiele różniącym się od chińskiego szmelcu. Wiadomo, że tylko elektronika japońska jest solidna i niezawodna. Mieszkanie obecne Juna przypominało skrzyżowanie motelu z magazynem. Nierozpakowane torby leżały w sypialni. W kuchni leżały na wpół zjedzone kartoniki z chińskim jedzeniem w wersji USA, przypominając Junowi o tym, że koniecznie powinien poszukać restauracji serwującej porządną japońską, albo przynajmniej chińską kuchnię. Bo to, co dotąd spożywał w Stanach Zjednoczonych było obrazą orientalnej kuchni. Siódma rano, do spotkania z nowym szefem zostało półtorej godziny. Jun przesunął wzrokiem po namalowanych farbą specjalnych znakach kanji, umieszczonych w strategicznych miejscach i mających chronić ten dom przed złymi duchami. Oby gospodarz domu był wyrozumiały....

Mieszkanie Nicole „Niki” Merth; 7:00 a.m.


Głośny dźwięk budzika zabrzmiał budząc Nicole. Jej wzrok padł na Garfielda. Zegar w brzuchu plastikowego Garfielda wskazywał na 7:00. Niki poczuła głód...Rozejrzawszy się, stwierdziła, że nie tylko ona. Luna juz cierpliwie czekała przy pustym spodku. Rozpoczął się kolejny dzień...Poprawka, rozpoczął się NOWY dzień. Ostatnio cały świat Nicole przewrócił się do góry nogami. A dzisiaj miała być kulminacja tego przewrotu. Miała półtorej godziny na przygotowanie się do nowej pracy...Całkowicie odmiennej od spokojnego życia jakie dotąd prowadziła.

Mieszkanie Piotra Hex-Cherem; 7:00 a.m.


Budzik przerwał koszmar Piotra...Czasami sen wcale nie jest odpoczynkiem. Nowydzień, nowe wyzwania, nowe koszmary. Piotr ruszył w kierunku łazienki omijając pudło komputera. Dzisiaj czekał go nowy przydział, nowy szef Charles Rook. Podobno choleryk z natury. Wszyscy wiedzieli że on i szef wydziału zabójstw się nie lubią. A głównym polem ich konfrontacji były miedzy wydziałowe i międzyposterunkowe mistrzostwa koszykówki. Obecnie posterunek 10 był liderem w tych półformalnych zawodach. Co wkurzało zarówno Rook'a jak i jego nemezis z wydziału zabójstw, Pedro Sancheza. A wkurzony Rook, oznacza nieprzyjemnego i nie tolerującego spóźnień szefa. Lepiej nie robić sobie wroga z szefa w pierwszym dniu pracy...

Mieszkanie Lou Pinh ; 7:00 a.m.


Uderzenie drzwi, brutalny kopniak w tyłek zbudził Lou. Minako spojrzała na siostrę ponuro i burknęła.- Spóźnisz się do roboty Lou.
Zawsze taka była po nocnej zmianie. Zmęczenie zabijało w niej życzliwośc i inne ludzkie cechy. Jak się prześpi to znów będzie sobą. Minako ściągnąwszy tylko wierzchnie ubranie poszła do swego pokoju i położyła się do łóżka, nie interesując się tym co zamierza zrobić jej siostra.
Lou rozejrzała się po swoim maleńkim pokoiku. Leżący łańcuch przypomniał jej o tym, że musi zabrać swój ukochany motor na przegląd...Ale to później, obecnie musi przygotować się na pierwsze spotkanie z Rookiem, jej nowym szefem.

Mieszkanie Christophera Ambersa; 7:00 a.m


- Wstawaj kochanie.- słowa Violet, jego żony dotarły do na wpółuśpionej świadomości Christophera.- Spóźnisz się do pracy.Kątem oka dojrzał, że jego zona już ubrana w szykowną garsonkę maluje usta. Gdy zorientowała się, że nie spi, rzekła.- Dzisiaj zjemy śniadanie wegetariańskie. Kupiłam wczoraj świetne kotlety sojowe, nawet nie zauważysz różnicy. Musimy dać dzieciom dobry przykład. Słyszałeś o tej pladze tycia wśród dzieci? Nie możemy dopuścić by fast foody utuczyły nasze pociechy. A i jeszcze jedno, po południu jest spotkanie komitetu rodzicielskiego w sprawie wystawienia przedstawienia z okazji Święta Dziękczynienia. Miło byłoby, gdybyś wpadł na nie...Co prawda jeszcze sporo czasu do święta, ale wiesz ile to przygotowań? No tak, nie wiesz. Tym razem musisz się w to zaangażować bardziej, niż w poprzednim roku. I z czym chcesz kanapki do pracy?
Praca...Tak! Nowa praca, w nowym wydziale.- śmignęło przez świadomość Christophera.

Mieszkanie Christophera De Luca; 7:00 a.m


Dźwięk radiobudzika zbudził Christophera ze snu. -Witaj New York, tu NYFM wasza poranna stacja! Dziesiąty Października zapowiada się ciepło i bezwietrznie. Korki tylko na głównych autostradach, a w Iraku sukces. Nasi chłopcy zlokalizowali gniazdo terrorystów w Bagdadzie i wyłapali 10-ciu z nich, nie ponosząc żadnych strat w ludziach. Mimo to kongres może nie przegłosować rozszerzenia kontyngentu sił w Iraku. A teraz numerki naszej loterii Happy Day: 7-20-34-45-90-56, powtarzam: 7-20-34-45-90-56. Gratulujemy szczęśliwcom.
Christopher sięgnął po los i sprawdził numery. Po czym skomentował.- Nie można zawsze wygrywać.
Potem przypomniał obie dlaczego tak wcześnie ustawił radiobudzik. Dzisiaj był jego pierwszy dzień w pracy, w nowym wydziale! Nie wypada się spóźnić.

Mieszkanie Kevina Richardsa; 7:00 a.m

Budzik przerwał sen Kevina...O tej porze było jeszcze cicho, ale wkrótce miało się to z zmienić. Jak w każdej licznej rodzinie zaczną się przepychanki do łazienki, pogaduszki przy posiłku. Cały ten ceremoniał związany ze śniadaniem wraz z resztą domowników...Ale nie tym razem. Teraz Kevin miał czas dla siebie, czas by przygotować się do nowej roboty, gdy rodzina jeszcze spała. Ciepły pośladek dotykający jego pleców przypomniał mu o Julii. Jego żona spała jak zabita. Wczorajszy dzień, dwie duże operacje: jedna na otwartym sercu, druga na wszczepienie bypasów dały jej w kość. Nie wspominając o wycięciu woreczka żółciowego i dwóch wyrostków robaczkowych. Na szczęście kochana Julia oszczędziła mu szczegółów tych operacji. Takie sprawy nawet twardemu glinie odbierają apetyt. Kevin pocałował tylko żonę w policzek i zaczął się ubierać, starając się być bardzo cicho...Ciekawe czy poczuła ten całus?

Wydział 13 , pokój inspektora Rooka ; 8:25 a.m.

Charles Brian Rook nie był w zbyt dobrym humorze. Uszkodzone kolano bolało go dzisiaj, a to nigdy nie zapowiadało niczego dobrego. Poza tym miał dzisiaj dostać sześciu żółtodziobów z przydziału. A to oznaczało konieczność pogadanki motywującej. Mimo swych zdolności Blackrook nie cierpiał wygłaszać tego typu pogadanek. Ale cóż...Odkąd uszkodzona noga nie pozwalała mu uczestniczyć w akcji (Nad czym bardzo ubolewał) musiał się zadowolić szefowaniem wydziałowi. Alternatywa była bowiem emerytura. Na którą Blackrook, człowiek czynu, nie dałby się przedwcześnie wygonić.
"Mam nadzieję ,że są punktualni, dla ich własnego dobra."- pomyślał Blackrook.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 09-11-2007 o 13:23.
abishai jest offline  
Stary 01-11-2007, 21:34   #2
 
Hawkeye's Avatar
 
Reputacja: 1 Hawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputację
Chris usiadł na skraju łóżka jednocześnie wyłączając budzik. Wyjrzał przez okno na ogród. Świeciło słońce, ale i tak nie wydawało się, że jest jakoś bardzo ciepło. Mógł by wziąć swój motor, ale jadąc na Manhattan może być mu zimno. Trzeba było spojrzeć prawdzie w oczy powoli kończył się sezon na jednośladowca i trzeba przesiąść się do wiernego i sprawdzonego Dodge'a.

Ubrał leżące pod łóżkiem klapki i ruszył do łazienki. Z jego domu na Staten Island nie było ostatecznie, aż tak daleko do pracy, nie wiedział jednak jaki jest ruch na mostach, dostać się na wyspę, może nie być takie łatwe.

Niecałe pół godziny później stał przed lustrem pogwizdując motyw z filmu Desperado, może nie przepadał za takim kinem, ale muzyka wpadała w ucho. Ubrał niebieskie jeansy, czarną koszulę a przez szyję przewiesił swoją odznakę. Do pasa przypiął latarkę, ładownicę i kaburę a do kieszeni w spodniach wrzucił zapalniczkę, komórkę, klucze i portfel. Do kieszeni, w kurtce wrzucił zestaw na "specjalne okazje", wolał żeby nikt go nie widział przynajmniej pierwszego dnia.

Nad wyborem broni nie zastanawiał się długo postanowił zabrać oba pistolety i to do tego zamieniając ich zwyczajowe miejsce w takich przypadkach. Do kabury na szelkach, wiszącej mu pod ręką zapakował swojego Glocka 19, a do pasa przyczepił kaburę z Desert Eagle. Musiał sam przed sobą przyznać, że zrobił to dla zwykłego szpanu, chciał wywrzeć dobre wrażenie na szefie, a ta armata była jednym ze sposób na to. Narzucił swoją skórzaną kurtkę i przyjrzał się swojemu odbiciu w lustrze. Broni spod kurtki nie było na całe szczęście widać. Złapał kluczyki z szafki i ruszył do wyjścia.

Wyjechał swoim samochodem na ulicę, kiedy przypomniał sobie o ważnej rzeczy, kajdanki! Zatrzymał samochód i pobiegł do domu, leżały tam gdzie je zostawił wrzucił do ich kabury i pobiegł z powrotem do auta, uznał że przypnie je już na posterunku. Popatrzył na zegarek 7:45 trzeba było się spieszyć. Przycisnął pedał gazu i ponownie ruszył.

278 na Brooklyn przejechał szybko złamał kilka przepisów, ale nic nie zapowiadało żadnych kłopotów. Przed wjazdem do tunelu Brooklyńskiego zobaczył za sobą migające światła. "No to pięknie" pomyślał gdy z policyjnego samochodu wysiadł oficer drogówki i podszedł do niego.

-Gdzie się tak spieszymy panie kierowco?- Chris przyjrzał się jego twarzy, na całe szczęście kojarzył go ze strzelnicy

-Do pracy -- odpowiedział

-Do pracy, a gdzie pracujemy?-

-Ta sama zacna firma co wy, inny wydział, zresztą widzieliśmy się ostatnio na strzelnicy, ja byłem na 15 stanowisku, pamiętam ciebie bo twój pistolet się zaciął-

Gliniarz otworzył usta jak by miał coś powiedzieć, ale zrezygnował -Dobra jedź, ale trochę wolniej-

Włoch uśmiechnął się lekko i włączył się z powrotem do ruchu "Poszło łatwiej niż myślałem".

De Luca zwolnił trochę, chociaż nadal można było przyczepić się do jego sposobu jazdy, ale niektórzy twierdzili, że policja jest jak największa mafia świata, jej członkowie dbają o siebie nawzajem. Christopher śmiał się z takiego porównania, chociaż było w nim trochę prawdy. Zaparkował swój samochód przy parku i wszedł do budynku wydziału. Sprawdził gdzie znajduje się biuro szefa i już spokojnym krokiem ruszył do niego.

Kiedy znalazł się przed nim pomyślał "No to teraz uśmiech i robimy dobre wrażenie". Zapukał i wszedł do środka, był pierwszy ... lepiej dla niego. Popatrzył na swojego szefa

-Christopher De Luca dostałem tutaj przydział ... -
 
__________________
We have done the impossible, and that makes us mighty
Hawkeye jest offline  
Stary 02-11-2007, 01:20   #3
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Od czasu studiów Mike miał wyrobiony odruch tego, że włączał komputer zanim zrobił cokolwiek innego. Tak było i tego ranka. Odpalił swojego PC i szybko sprawdził maila i serwis informacyjny. Usunął spam, sprawdził pogodę. Wyłączył komputer, po czym wstał z łóżka i pomaszerował do łazienki. Cieszył się, że nie ma Natashy. Mógł w spokoju trenować swoje umiejętności bez obaw, że coś wyjdzie na jaw. Odpalił toster i czajnik bezprzewodowy przechodząc obok kuchni. Kiedyś samo włączenie światła było dla niego niewyobrażalnym wysiłkiem. Teraz stanowiło tyle trudu, co faktyczne podejście naciśnięcie włącznika palcem. Zanim wszedł do łazienki postanowił włączyć jeszcze wieżę. Tu już musiał się mocniej skupić, bo stała w sypialni, a on był mimo wszystko w przedpokoju. Powiedziałby, że zmęczyło go to jak przysiad, albo dwa. Ale nie miał problemów. Zamknął oczy i wybrał jeden ze swoich ulubionych utworów. Dj Peran zdecydowanie wyróżniał od amerykańskich muzyków. Mike zawsze bardziej cenił twórczość europejczyków. ~~W końcu Grecja jest kolebką współczesnej cywilizacji, a jakoś nie leży na zachodnim wybrzeżu USA~~ Gdy skończył prysznic i zobaczył siebie w lustrze stwierdził, że wypada się ogolić do spotkania z nowym szefem. W swoim życiu tylko w dwóch wypadkach uznawał wyższość rzeczy nieelektronicznych nad elektronicznymi. Były to maszynki do golenia i broń palna. Pierwsze z nich nie goliły dokładnie, drugie jeszcze nie powstały.
Gdy wyszedł z łazienki okazało się, że musi jeszcze raz zagotować wodę. ~~Przecież kawę trzeba zalewać wrzątkiem.!!~~ Zanim kawa była gotowa wypił szklankę mleka, zjadł dwa tosty i pomidora. Nieobecność Natashy miała też złe strony. Po pracy będzie musiał iść do sklepu, żeby uzupełnić zapasy w lodówce. Miał jeszcze godzinę na dotarcie na nowy komisariat. Był już czysty, ubrany, najedzony. Zalał kawę w termosie i w kubku. Tę w kubku dopił spokojnie. W sumie się nudził w mieszkaniu. Zabrał broń, sprawdził, czy jego Glock 18 jest zabezpieczony. Poprawił kaburę na szelkach. Zapiął. U wielu detektywów zauważył manierę chodzenia z odpiętą kaburą. ~~Niby szybciej wyjmą "broń jakby co". Śmiać mi się chce~~ Sam tylko kilka razy miał okazję wyjmować broń z kabury w czasie akcji, a i to zazwyczaj kończyło się strzałem ostrzegawczym. Niestety tylko zazwyczaj. Cały czas myślał o ostatniej masakrze w magazynie portowym. Również to było powodem jego przeniesienia. Zabrał do kieszeni kurtki jeszcze portfel i telefon. Z tyłu spodni zaczepił kajdanki. Sprawdził jeszcze raz kieszenie, bo wydawało mu się, że o czymś zapomniał. Jednak nie. Zapalniczka, latarka i nóż sprężynowy były po prostu cały czas w kieszeniach. Zanim wyszedł postanowił sobie pozwolić na jeszcze jeden sprawdzian swoich umiejętności. Skupił się. Po chwil cały sprzęt elektryczny w domu był wyłączony. Znacznie trudniej było siłą woli ponownie włączyć lodówkę. Telefon komórkowy włączył już ręcznie. Spojrzał na zegarek. W takich chwilach cieszył się, że Natasha wybrała model Analogowy na rocznicę ich poznania. Z kuchni zabrał ze sobą duży srebrny termos z kawą.
Była już 7:45. Zjechał windą do garażu. Wsiadł do swojego Chevloreta Aveo. Odpalił muzykę. Tym razem już wciskając przycisk. Znudziły mu się sztuczki na jeden dzień. Wolałby jakieś wyzwanie. Ale w nowym wydziale pewnie nic go nie spotka. Żałował przeniesienia, ale powtarzał sobie, że lepszy rydz niż nic. Do pracy jechał powoli. Miał bliżej niż do poprzedniego komisariatu. W pewnym momencie przypomniał sobie, ze nie wziął odznaki. Ale nie było jej przecież obok broni. Gdy czekał na czerwonym świetle sprawdził w schowku. ~~No tak, jest.~~. Mike zawiesił ją na szyi. Lubił to. Jedni detektywi się podbudowywali noszeniem broni na widoku, inni noszeniem odznaki. Gdzieś w necie wyczytał, że noszenie odznaki jest spowodowane kompleksem "podwładnego". Osoba nosząca odznakę na widoku chce czuć się kimś ważnym. Mike nie przypisałby sobie żadnego kompleksu. Mimo wszystko zapadło mu to w pamięć. Pocieszał się jednak tym, że o policjantach noszących broń na widoku jest to unaocznienie kompleksu "małego". Podobno im większa spluwa tym większy kompleks. Zawsze gdy o tym myślał miał przed oczyma Brudnego Harry'ego i jego colta.

Gdy dojechał na komisariat zaparkował chevroleta między innymi autami policjantów. Wszedł na komisariat i oczom wszystkich ukazał się młody, szczupły, wysoki mężczyzna w rozpiętej czarnej, skórzanej kurtce, czarnych bojówkach i wysokich wojskowych butach. Nawet jego włosy były niemal kruczo czarne. Ze wszystkim kontrastował biały T-shirt, na którego tle wyraźnie odcinała się ciemna odznaka detektywa zawieszona na szyi. Nikt z postronnych nie mógł jednak zauważyć czy Mike ma kaburę na broń. Zręcznie pilnował, żeby kurtka nie odchylała się zbyt mocno. Jedyne co zwracało na niego szczególną uwagę to srebrny termos pod pachą. Rozejrzał się po komisariacie, po czym podszedł do najbliższego policjanta i się powiedział:
- Nazywam się Michael McMurry, przenieśli mnie tutaj z posterunku drugiego. Którędy do szefa? Mam się stawić o 8:30.

Zegarek Mike'a wskazywał 8:27, zegarki na komisariacie 8:25. Młody detektyw lubił mieć dwie minuty zapasu.
 

Ostatnio edytowane przez Mi Raaz : 02-11-2007 o 14:35. Powód: formatowanie textu
Mi Raaz jest offline  
Stary 02-11-2007, 01:27   #4
 
OZ40's Avatar
 
Reputacja: 1 OZ40 jest na bardzo dobrej drodzeOZ40 jest na bardzo dobrej drodzeOZ40 jest na bardzo dobrej drodzeOZ40 jest na bardzo dobrej drodzeOZ40 jest na bardzo dobrej drodzeOZ40 jest na bardzo dobrej drodzeOZ40 jest na bardzo dobrej drodzeOZ40 jest na bardzo dobrej drodzeOZ40 jest na bardzo dobrej drodzeOZ40 jest na bardzo dobrej drodzeOZ40 jest na bardzo dobrej drodze
Poranek po ciężkiej nocy wypełnionej koszmarami. Piotr stał przed lustrem wpatrując się w postać małej dziewczynki siedzącej tuż za nim:
-Miałeś mi pomóc. – Zjawa stwierdziła piskliwym głosem.
Niby nigdy nic chłopak obmył twarz zimną wodą. Dziewczynka znikła. Piotr oparł łokcie o krawędź umywalki, a głowę złożył w dłonie.
-Jak ja tego nienawidzę – mówił do siebie – w dodatku w takim dniu.
Po krótkim, niepełnym rytuale porannej toalety powoli wytoczył swój tyłek do swego jedynego, wielkiego pokoju. Podszedł do starej wierzy i puścił pierwszą piosenkę, jaka przyszła mu do głowy. „Santogold, you’ll find a way. To dobry kawałek na taki początek dnia”. Po ścianach pomieszczenia rozbijały się pierwsze dźwięki, a na parkiecie stawiane były pierwsze kroki. Nie minęło nawet pięć minut, a Piotr poczuł się dużo lepiej. Z powrotem czuł, że żyje.

Powolne kroki ponownie skierowały Piotra do łazienki. Krótki, poranny prysznic. Gorąca woda zmyła brudy zeszłej nocy. Ciało z nowymi siłami do życia podeszło do ściany zawieszonej ubraniami. Szybki, pewny wybór.
-Ta koszula będzie idealna. Jeszcze spodnie, i ta kurtka.

Do wyjścia zostało ledwie pięć minut. Czekała na niego nowa praca, w nowym wydziale, z nowym partnerem. W mniemaniu Piotra zbyt wiele tych nowości jak na jeden raz.

Ostatnie spojrzenie w lustro przed wyjściem. Czarna koszula w białe, pionowe paski świetnie skomponowana z wojskową, jesienną kurtką i jeansami. Pantofle, zrobione na mat. Piotr ze stołu podniósł swoją zapalniczkę. Trzymając w trzech palcach otwierał i zamykał na przemian. Zastanawiał się czy niczego nie zapomniał:
„Broń i odznaka są, klucze od domu – ręka wylądowała na lewej kieszeni – telefon, mp3, kluczyki od samochodu, łańcuszki, portfel. – Prawa ręka drapała zarośniętą twarz. – Cholera, znów się nie ogoliłem.”
Lecz nie było już czasu. Wyłączył wierzę i chwilę później wylądował na półpiętrze schodów. Parę sekund później stał już na ulicy. Z przyzwyczajenia rozejrzał się po okolicy. Nie było nikogo, prócz listonosza nadchodzącego z daleka. Wsiadł do swojej podstarzałej Hondy Civic. Delikatnie przekręcił kluczyki w stacyjce.
-Którędy by pojechać?
Spojrzał na zegarek, zostało trzydzieści minut. Noga ciężko opadła na pedał gazu. Na szczęście nie mieszkał w jakiejś odległej części Queens. W pół godziny wyrobi się spokojnie.

Minęło jakieś dwadzieścia minut nim znalazł się na posterunku. Spacerowym krokiem wszedł do środka. Przedstawił się młodej brunetce, która spytała się, w jakiej sprawie przyszedł. Zapytał o pokuj szefa. Nim doszedł na miejsce w tempie wypił kawę z automatu. Spojrzał jeszcze raz na zegarek. Za jego plecami przewinęło się parę osób.
-Najwyższa pora.
Pewnym krokiem otworzył drzwi.
-Dzień dobry. Peter Hex-Cherem, dostałem tu przydział. Miałem się zgłosić.
Prócz Piotra w pokoju siedziała tylko jedna osoba. Facet wyglądał na Włocha.
„Cholera. Bufon i szef choleryk… ekstra. Jednak złe dobrego początki.”
Piotr usiadł gdzieś pomiędzy szafką z papierami, a biurkiem.
„Zaczynamy.”
 
__________________
Mess with the best, Die like the rest!

Ostatnio edytowane przez OZ40 : 02-11-2007 o 01:33.
OZ40 jest offline  
Stary 02-11-2007, 13:58   #5
 
Umbriel's Avatar
 
Reputacja: 1 Umbriel ma w sobie cośUmbriel ma w sobie cośUmbriel ma w sobie cośUmbriel ma w sobie cośUmbriel ma w sobie cośUmbriel ma w sobie cośUmbriel ma w sobie cośUmbriel ma w sobie cośUmbriel ma w sobie cośUmbriel ma w sobie cośUmbriel ma w sobie coś
Chris wstał ospale z łóżka, po czym podszedł do swojej żony i ucałował w szyję.
- Pięknie dziś wyglądasz kochanie - wyrzekł jej szeptem do ucha. Przytulił ją i odsunął się, szukając w szafie swojego munduru policyjnego. "Dziś wszystko musi być idealne". Włożył starannie wyprasowaną czarną koszulę, schował bliźniacze spluwy i odznakę. Następnie włożył uniform, zapinając go na ostatni guzik i spojrzał z niesmakiem na swoje poparzone dłonie.
- Nie wiem czy uda mi się dotrzeć na dzisiejszy występ - rzekł pokrętnie. Powiedz dzieciakom, że tatuś ma dzisiaj dużo roboty. Rzeczywiście, nie możemy faszerować świnstwami dzieci - uśmiechnął się. " Kotlety sojowe są obrzydliwe, współczuje dzieciakom. A śniadanie sobie sam zrobię" - myśląc, ruszył w strone łazienki. Tam zauważył, że jest już w pełni ubrany.
"Cholera, bez kawy nie myślę!". Rozebrał się powoli, wieszając uniform na wieszaku. Po ogoleniu, skropił się lekko wodą kolońską i umył zęby. Spojrzał w lustro i uśmiechnął się "Przystojniak z ciebie Chris"
Ponownie założył mundur i wszedł do kuchni, gdzie czekała na niego cała rodzinka. Dzieci z przylepionym uśmiechem zajadały potrawy wegetariańskie, a Violet krzątała się w kuchni.
Christopher stanął przed dylematem: "Tosty czy wegetariańskie żarcie? Cholera! Muszę dać dzieciakom przykład" Usiadł z żałością na swoim fotelu z oparciami, ustawionym na honorowym miejscu z przodu drewnianego stołu.
Skonsumował dania jak najszybciej, by nie poczuć smaku,wypił kawę i ucałował chłopaków w głowę.
- Muszę lecieć! - uśmiechnął się i dał buziaka żonie. To była wspaniała kobieta, prawdziwa pani domu. Miała to coś, co nadawało temu zwykłemu mieszkaniu na przedmieściach ciepły, rodzinny klimat.
Wychodząc założył czarne rękawiczki i okulary przeciwsłoneczne. Całą resztę potrzebnych przedmiotów miał w samochodzie: notes, długopis, fiolki i torebki na dowody, swoją książkę i nóż. Nie zapomniał także o pałce, przypinając ją do pasa, co sprawiało, iż wyglądał jakby właśnie wybierał się na akcję. Wyszedł pośpiesznie i wsiadł do swojego auta, umytego i nawoskowanego specjalnie na dzisiejszy dzień. Zresztą jego "wózek" był czysty niemal zawsze. Zapiął pasy i ruszył, pędząc samochodem, by się nie spóźnić. W tle puścił jakąś rockową muzykę, by dać sobie większy zastrzyk adrenaliny.
" To jest to co lubię... Oby mnie nie wetknęli w jakieś nudne szambo" - Christopher z pewnością nienawidził rutyny. Gdy dojechał na miejscę, zabrał z samochodu wszystkie potrzebne mu rzeczy i ruszył do budynku.
- W którą stronę do gabinetu szefa? - spytał pierwszą napotkaną osobę.
Po uzyskaniu odpowiedzi ruszył dziarskim krokiem i otworzył energicznie drzwi.

Wszystkim ukazał się wysoki, umięśniony mężczyzna, w czarnych, policyjnych okularach, skórzanych rękawiczkach tego samego koloru i idealnie wyprasowanym uniformie. Jego skóra była oliwkowa, choć nie na tyle ciemna, by ktoś mógłby wziąć go za latynosa. Stanął wyprostowany i powiedział spokojnym, stanowczym głosem:
- Witam, nazywam się Christopher Ambers i dostałem informację o pracy w nowym wydziale. Dobrze trafiłem?
Była równo 8:30.
 

Ostatnio edytowane przez Umbriel : 02-11-2007 o 16:47.
Umbriel jest offline  
Stary 02-11-2007, 18:16   #6
 
Odyseja's Avatar
 
Reputacja: 1 Odyseja ma wspaniałą reputacjęOdyseja ma wspaniałą reputacjęOdyseja ma wspaniałą reputacjęOdyseja ma wspaniałą reputacjęOdyseja ma wspaniałą reputacjęOdyseja ma wspaniałą reputacjęOdyseja ma wspaniałą reputacjęOdyseja ma wspaniałą reputacjęOdyseja ma wspaniałą reputacjęOdyseja ma wspaniałą reputacjęOdyseja ma wspaniałą reputację
Dźwięk budzika, brzmiący tak niewdzięcznie po prawie nieprzespanej nocy, wyrwał Niki z sennych marzeń i koszmarów. Powoli otworzyła ciężkie, klejące się od zmęczenia powieki. Światło wpadające do pokoju przez uchylone i odsłonięte okno lekko ją oślepiło. Zamknęła na chwilę oczy i przykryła głowę kołdrą. Po chwili wyciągnęła rękę i wyłączyła budzik. Znów rzuciła się pod kołdrę i leżała. Była głodna, ale czuła, że jak wyjdzie spod ciepłej, mięciutkiej kołdry strasznie zmarznie. ~Trzeba było zamknąć na noc okno...~ przeszło jej przez myśl. Usłyszała cichy, koci krok tuż pod łóżkiem. ~Trzy... Dwa... Jed...~ w tym momencie na jej łóżko wskoczyła śliczna biało szara kotka. Co prawda Niki jej nie widziała (była po uszy przykryta kołderką), ale czy mógłby to być ktoś inny? Chociaż... Po tym wszystkim co się ostatnio zdarzyło, mało co mogło ją teraz zdziwić. Przynajmniej takie miała wrażenie. A jak powszechnie wiadomo, wrażenia mogło być bardzo mylne... Teraz jednak dwudziestopięcioletnia dziewczyna nie zastanawiała się nad tym. Największym jej problemem była Luna, która wcisnęła się pod kołdrę i zaczęła lekko i zaczepnie gryźć ją w nos, upominając się o "swoje".



- Miau...? - miauknęła głośno, widząc jak Niki otwiera oczy.
- Dobrze, dobrze... Już wstaję... - mruknęła cicho wysuwając głowę spod kołdry. Kotka jak na komendę zeskoczyła i spojrzała na dziewczynę proszącym wzrokiem. Nicole spojrzała na Garfielda-budzik. Zawsze uwielbiała tą bajkę. Teraz wcale się to nie zmieniło. 7:15
- No pięknie... Jeszcze się spóźnię... Pierwszego dnia w pracy. - mruknęła na wpół do siebie, na wpół do Luny.
Powoli ociężale usiadła na łóżku i przetarła oczy. Wsunęła czerwone kapcie na nogi i zamknęła okno. Chłodne, jesienne powietrze przestało takimi ilościami wpływać do pokoju. Luna już zaczynała znów zaczepnie ją gryźć, tym razem po piętach.
- Daj spokój Kita... Już daję ci jeść - powiedziała z lekkim, zaspanym uśmiechem i powoli ruszyła do kuchni. Wyciągnęła puszkę z kocią suchą karmą Royal Canins. Otworzyła ją i zaczęła sypać Lunie do jednej z trzech miseczek. Niestety nie wszystko poszło po jej myśli. Spojrzała na pustą puszkę i "prawie" pustą miskę. Luna spojrzała na nią z lekkim wyrzutem.
- Dobra dobra... Dostaniesz za to dzisiaj więcej szynki... - powiedziała do ślicznej kotki. Nicole podeszła do lodówki i wyciągnęła parę kawałków świeżej, wczoraj kupionej szynki. Uważając, żeby nie zmiażdżyć kręcącej się pod nogami kotki, podeszła do jej miski i wrzuciła tam szynkę.
- Tylko nie waż się wybrzydzać... - dodała sztucznie groźnym, lekko śmiejącym się głosem.
- Widzę, że mogę ją jeść - powiedziała widząc jak kotka wyciąga śniadanie z miski i zajada się szynką. ~Ona jest lepsza niż sanepid~ - Dobra. Ty już dostałaś swoje, a ja muszę się zbierać - dodała patrząc na zegar-Garfielda. 7:30... Teraz zaczęło się szybkie szykowanie. Wzięła prysznic, założyła swoje ulubione jeansy, podkoszulek z krótkim rękawem, a na niego nałożyła biały, wełniany golf, podkreślający figurę. ~Znowu schudłam~ pomyślała z uśmiechem. To na pewno przez ostatnie wydarzenia. W końcu człowiek niecodziennie dowiaduje się, że jest jakimś obdarzonym, że wampiry, demony itp. na prawdę istnieją i że będzie się je zwalczało. No nie? Zrobiła sobie delikatny makijaż i nałożyła śliczne, białe kolczyki. Zjadła szybko śniadanie: musli ze świeżym mlekiem i popiła to szklanką pomarańczowego soku. Spojrzała na zegarek. Tym razem na ten czarny, na ręce. 7:45. ~Mam jeszcze chwilę...~ Pomyślała i podeszła do komputera. Włączyła swój dosyć wypasiony sprzęt i czekała aż się włączy. Potem włączyła gadu i kompilator C++. Spojrzała na zbiór liter, cyfr, dziwnych znaków... Dla "zwykłego śmiertelnika" (jak razem z koleżankami nazywały "nie-informatyków"), mogło by to wyglądać jak dokument małego dziecka bawiącego się klawiaturą. Jednak dla Niki, każdy znak, każda cyfra i spacja miały swoje znaczenie. Dla niej była to sztuka, taka, jak dla poety poezja. Przyjrzała się kodowi i spróbowała go jeszcze raz skompilować. Nieb była zaskoczona tym, co wyskoczyła.
ERROR 3055636gffw333356.... - Nie miała pojęcia co on może oznaczać. Żeby naprawić ten kod, powinna zakupić specjalny program za parę tysięcy, lub sprawdzić każdy z tysięcy znaków: czy czasem nie brakuje nawiasu, lub czy nie zamieniła np. a i e... Gwałtownie to wyłączyła. Miała trochę dość tego kodu. Lubiła jednak kończyć to, co zaczęła. Spojrzała na gadu.
- Widzisz Kita? Jest i Kevin i Kimmy. Ciekawe, co oni robią przy kompie o tej porze... - powiedziała, a po chwili kotka skoczyła jej na kolana. Zaczęła ją głaskać i rozpoczęła rozmowy z przyjaciółmi. nagle spojrzała na zegarek. 8:05. Zerwała się z krzesła. Rzuciła krótkie "lecę" przyjaciołom i wyłączyła kompa (prosto z listwy). Założyła kurtkę, chwyciła torebkę i pobiegła w stronę drzwi.
- Pa Kita. Trzymaj za mnie kciuki - rzuciła jeszcze przy drzwiach i puściła oczko do kotki. - Jak będę wracać, to kupię Ci karmę - dodała i wybiegła, głośno zamykając drzwi. Zaczęła szukać w torebce kluczy. Tymczasem na korytarz wyszła pani Catch w szlafroku i różowych pantoflach.
- Co to za hałasy o siódmej rano! - zaczęła się wydzierać na całą klatkę.
- Przepraszam, spieszę się do pracy... - powiedziała chowając klucze do torebki i nie patrząc na irytującą kobietę, oraz nie zwracając uwagi na wydzierających się na starszą panią ludzi wychodzących w piżamach z domów, pobiegła na dół.
-Niechże ona da mi wreszcie spokój... - mruknęła cicho, prawie niedosłyszalnie. W końcu dotarła do swojego ciemnozielonego skutera. Nigdy nie potrafiła zapamiętać nazwy jego modelu. Kevin tyle razy jej powtarzał, co to za motor, ale co do takich rzeczy to Niki była zawsze nogą. Otworzyła bagażnik, wyciągnęła z niego kask (miał kolor bardzo podobny do motoru), wyciągnęła z torebki odtwarzacz MP3 i włożyła ją do środka. Wskoczyła na niego, włączyła MP3, włożyła słuchawki do uszu, wzięła do ust gumę do żucia „Orbit”, odpaliła motor i po chwili jechała zakorkowanymi ulicami Nowego Yorku. Na szczęście motor był wspaniałym rozwiązaniem na te korki-potworki, jakie określenie przeczytała ostatnio na przystanku metra.

White dove fly with the wind.
Take our hope under your wings
For the world to know, that hope will not die
Where the children cry


Podśpiewywała sobie słuchaną piosenkę, omijając samochody i ich wkurzających się na wszystko (a szczególnie na mijających ich motocyklistów) kierowców, dotarła pod wydział o 8:25. ~W ostatniej chwili...~ Wyciągnęła torebkę z bagażnika, włożyła do środka kask, poprawiła włosy, spojrzała do lusterka jak wygląda i ruszyła do wejścia.

Szła lekkim krokiem, odruchowo kołysząc delikatnie biodrami. Zachowywała się dosyć naturalnie. Brązowe włosy lekko opadały na jej opalone ramiona. Zielone oczy podkreślały jej delikatne rysy twarzy. Miała szczupłą, kobiecą sylwetkę, wyśmienicie podkreśloną przez dopasowaną, zieloną kurtkę, z której przy szyi lekko wystawał biały golf. Na nogach miała lekko obcisłe (ale nie przesadnie) jeansy-biodrówki, ozdobione brązowym paskiem. W końcu brąz pasuje do wszystkiego... Jedyną biżuterią, jaką miała na sobie (nie licząc czarnego zegarka, którego nie wszyscy zaliczają do biżuterii) były śliczne, białe kolczyki. Ogólnie wyglądała pięknie, ale nie jakoś przesadnie, czy skąpo.

Dosyć szybko podeszła do najbliżej stojącego policjanta i z wesołym uśmiechem na twarzy zapytała:
- Dzień dobry... Ja… Miałam… Jestem Nicole Merth i będę tutaj pracować. O 8:30 - spojrzała ukradkiem na zegarek: 8:29 - mam spotkanie z hm… - zastanowiła się chwilę. Zapomniała jak się ten facet nazywa. – Z… Szefem wydziału. – dokończyła. Gdy mówiła, jej perlisty głos zalał cały korytarz. Gdy stanęła przed drzwiami, wzięła parę głębszych oddechów, wyrzuciła gumę do pobliskiego kosza i weszła do pokoju punktualnie o 8:30.
- Dzień dobry. Mam nadzieję, że się nie spóźniłam… - powiedziała z uśmiechem, wesołym głosem, po czym usiadła na jednym z wolnych miejsc. Siedziała, w milczeniu przyglądając się twarzom wszystkim siedzącym w pokoju osobom.
 
__________________
A ja niestety nie mam nic na swoje usprawiedliwienie. Co spróbuję coś napisać, nic mi nie wychodzi. Nie mogę się za nic zabrać, chociaż bardzo bym chciała. Nie wiem, co się ze mną dzieje. W najbliższym czasie raczej nic nie napiszę. Przepraszam.
Odyseja jest offline  
Stary 02-11-2007, 20:30   #7
 
RyldArgith's Avatar
 
Reputacja: 1 RyldArgith jest godny podziwuRyldArgith jest godny podziwuRyldArgith jest godny podziwuRyldArgith jest godny podziwuRyldArgith jest godny podziwuRyldArgith jest godny podziwuRyldArgith jest godny podziwuRyldArgith jest godny podziwuRyldArgith jest godny podziwuRyldArgith jest godny podziwuRyldArgith jest godny podziwu
Tak, pomyślała. Rook, jej nowy szef. Niewiele o nim wiedziała, w gruncie rzeczy to tak naprawdę nic. Jedynie kilka plotek, a ona wolała mieć sprawdzone, najlepiej przez siebie, informacje. Chociaż przyznawała że plotki bywają użyteczne. W końcu, już od dawna była to niebezpieczna broń, mimo że nikogo nie zabijała. Przynajmniej bezpośrednio. Ale potrafiła złamać każdą, nawet najlepiej zapowiadającą się karierę. Wróć, poprawiła się. Plotka zabijała. W końcu przed II wojną światową plotka wysłana przez wywiad niemiecki do Stalina o możliwości zdrady w najwyższych kręgach oficerów armii czerwonej doprowadziła do wielkiej czystki w jej szeregach. Oto siła plotki. A ona potrafiła ją wykorzystać, z zabójczą perfekcją.
Wstała z łóżka z niezbyt wesołą miną, nie wyspała się. Tak kończą się wizyty w klubie „g Lounge” na skrzyżowaniu 7 i 8 alei. Dobrze się bawiła, zwłaszcza że była tam ze sprawdzoną ekipą znajomych. Tańce, muzyka, miła rozmowa w miłym towarzystwie. A potem do domu około trzeciej nad ranem. No i teraz okropny ból głowy, akurat kiedy musi iść do nowego przydziału. Szlag by to trafił.
Ale nie ukrywała, ciekawa była co to za przydział. Nigdy nie słyszała o trzynastym wydziale. Możliwe że go dopiero co założyli, a może... Kto wie, może był tak tajny że nic dziwnego że nie słyszała o nim. Warto więc pójść i się przekonać.
Podśpiewując pod nosem „America is beutifull” weszła do łazienki i zaczęła myć zęby. Jej siostra nienawidzi tego utworu. Ciekawe dlaczego? Widać rodzice, kiedy jeszcze żyli, zdążyli jej wpoić miłość do ich ojczystych Chin. Nic dziwnego że tak ją mierzi owa melodia. Chociaż, nie do końca ją urobili. Kiedy umyła zęby wykorzystała czas jaki jeszcze miała do dyspozycji, aby wykończyć poranną toaletę. Po wyjściu z łazienki podeszła do szafki i zaczęła czym prędzej, bo czas naglił, ubierać się. Na pierwszą odprawę u nowego szefa założyła coś w spokojniejszym kroju i tonacji niż zwykła nosić. Nadal królowała jej ulubiona czerń, tyle że teraz skończyło się na praktycznej koszulce top i lateksowych, bardzo obcisłych, spodniach.
Zanim wyszła sprawdziła jeszcze co u siostry. Mina, jak określała swoją siostrę, powoli zasypiała. Zamknęła więc drzwi, założyła jeszcze czarne glany, z pokoju wzięła służbową Berette kaliber 9 mm, zaś ze ściany jeden z kolekcji oksydowanych noży. Szybko zarzuciła na siebie swoją ulubioną ćwiekowaną kurtkę i pognała do pracy.
Czym prędzej zeszła na ulicę i złapała autobus. Spojrzała na zegarek. Spóźnię się, pomyślała. Spóźnię się jak nic. Zacisnęła wiec zęby i przestała o tym myśleć. Co prawda o tej porze ma się do czynienia z coraz większym natężeniem ruchu, ale może się uda dotrzeć na czas. Minuty ciągnęły się coraz dłużej, a Lou coraz częściej patrzyła na zegarek niż na otaczający ją świat.
Wreszcie dojechała. Szybko przecisnęła się przez pasażerów i opuściła autobus, właśnie w chwili gdy ten zamykał już swoje drzwi. Udało się w ostatniej chwili. Teraz tylko szybki bieg i znalazła się wewnątrz budynku. Jeszcze tylko spytanie przechodzącej osoby:
- Przepraszam. Gdzie znajdę Inspektora Rooka?
Kiedy weszła do pokoju odetchnęła z ulgą patrząc na zegarek.
-Dzieńdobry- powiedziała.- Miałam spotkanie o 8:30 z Inspektorem Rookiem . Czy dobrze trafiłam?
Przyjrzała się wszystkim obecnym w sali, zwłaszcza jednej osobie. Poczuła się trochę nieswojo, ale szybko się opamiętała. Uśmiechnęła się do wszystkich i usiadła obok jedynej kobiety na sali.
 

Ostatnio edytowane przez RyldArgith : 04-11-2007 o 21:45.
RyldArgith jest offline  
Stary 02-11-2007, 20:54   #8
 
TwoHandedSword's Avatar
 
Reputacja: 1 TwoHandedSword jest na bardzo dobrej drodzeTwoHandedSword jest na bardzo dobrej drodzeTwoHandedSword jest na bardzo dobrej drodzeTwoHandedSword jest na bardzo dobrej drodzeTwoHandedSword jest na bardzo dobrej drodzeTwoHandedSword jest na bardzo dobrej drodzeTwoHandedSword jest na bardzo dobrej drodzeTwoHandedSword jest na bardzo dobrej drodzeTwoHandedSword jest na bardzo dobrej drodzeTwoHandedSword jest na bardzo dobrej drodzeTwoHandedSword jest na bardzo dobrej drodze
Julia miała bardzo ciężką noc, więc Kevin nie chciał jej budzić. Ostrożnie, po cichu zamknął drzwi i poszedł do łazienki. Szybki prysznic, poranna toaleta i już był z powrotem w sypialni. Od razu zabrał telefon, broń i portfel, żeby nie kręcić się później przy śpiącej jak kamień żonie. Zszedł na dół, starając się nie narobić hałasu stąpając po starych, drewnianych schodach. Drzwi od sypialni cioci i wujka były zamknięte, więc na pewno jeszcze spali. Poszedł do kuchni, nastawił wodę na kawę i zaczął przygotowywać hamburgery. Ciocia i Julia często narzekały na jego sposób odżywiania, ale on nie potrafiłby jeść tych wszystkich zdrowych, dietetycznych dań. Poza tym nie jadał zbyt dużo i prowadził raczej aktywny tryb życia, więc nie musiał martwić się o nadwagę. Skończył hamburgery, dopił kawę i spojrzał na zegarek. "No, no, 7:35. Całkiem sprawnie się uwinąłem." Wszyscy domownicy jeszcze spali, a pracę zaczynał dopiero za godzinę, więc postanowił umilić sobie czas muzyką. Usadowił się na kanapie w salonie, włożył w uszy słuchawki odtwarzacza mp3 i wsłuchał się w solówkę Slasha, gitarzysty Guns n' Roses. Leżał tak jakieś pół godziny, aż z tego błogiego stanu wyrwała go ciocia Sara.
- Kevin, kochanie, nie powinieneś sie teraz przygotowywać do pracy?
- Dzień dobry ciociu.
- przywitał się odkładając odtwarzacz na stół - Właściwie, to masz rację, ale postanowiłem się trochę odstresować przed spotkaniem z nowym szefem. Podobno straszny z niego choleryk, wiesz? Mówią, że dostaje szału jak jego drużyna przegrywa w międzyposterunkowych zawodach w kosza. I nie tylko wtedy. - odparł wstając z kanapy.
- Skoro ten komendant faktycznie jest taki nerwowy, to lepiej żebyś się nie spóźnił.
- O tak, spóźnialskich podobno też nie cierpi. Ciekawe jak wiele jest jeszcze rzeczy, które go wkurzają? Albo raczej jak wiele jest rzeczy, które toleruje. Te na pewno łatwiej zapamiętać.
- Kevin, mówiłam poważnie.
- Dobrze, już dobrze ciociu, zaraz będę leciał. - odparł wychodząc z salonu. Przywitał się z wujkiem i założył kaburę z Desert Eaglem pozostawiną w kuchni.

O tej broni wśród policjantów krążyło kilka legend, krążyło też kilka dowcipów. Kevin nie zwracał uwagi ani na jedne ani na drugie, liczyło się dla niego tylko to, że pistolet nigdy go nie zawiódł. Poza tym broń powinien być tylko bronią, niczym więcej.

Kevin poprawił kaburę na szelkach, włożył do kieszeni jeansów portfel i telefon, po czym wyszedł do wujka, jedzącego śniadanie w ogrodzie. Mimo, że świeciło słońce nie było jakoś specjalnie ciepło, ale wujowi najwidoczniej to nie przeszkadzało.
- Nie za zimno na posiłek na świeżym powietrzu wujku?
- Niedługo zima, kiedy mam jeść w ogrodzie jak nie teraz? Z resztą, ostatnio trochę za mało wychodzę na zewnątrz, takie śniadanko dobrze mi zrobi.
- Chyba masz rację. Jak sądzisz, ile mi zajmie dojechanie do Briggs Avenue? Wiesz, do tego komisariatu przy McCarren Parku, do którego mnie przenieśli.
- W radiu mówili, że korków dziś nie ma, więc myślę, że powinieneś się wyrobić w jakieś piętnaście minut.
Kevin spojrzał na zegarek. Ósma piętnaście.
- Ups, w takim razie muszę już lecieć. Do zobaczenia po południu! - rzucił na pożegnanie.

Wpadł do kuchni po klucze, zarzucił brązową, sztruksową kurtkę i pobiegł do garażu. Jako stróż prawa nie dał dobrego przykładu sąsiadom, wyjeżdżając z piskiem opon swoim szarym Mitsubishi Galantem. Po chwili uzmysłowił sobie, że przekroczył dozwoloną prędkość o jakieś 15 km/h i zwolnił trochę.

Na Briggs Avenue dojechał o 8:27. Zaparkował jakieś dwieście metrów od komisariatu i pobiegł na spotkanie z nowym szefem. Zapytał pierwszego napotkanego policjanta o gabinet inspektora Rooka. Stanął przed drzwiami i spojrzał na zegarek. Godzina właśnie zmieniła sie z 8:29 na 8:30. "Taa, najważniejsze pierwsze wrażenie." Poprawił kurtkę i wszedł do gabinetu.
 
__________________
"Podróż się przeciąga, lecz ty panuj nad sobą
Sprawdź, czy działa miecz, wracamy inną drogą"
TwoHandedSword jest offline  
Stary 02-11-2007, 22:50   #9
 
Marcellus's Avatar
 
Reputacja: 1 Marcellus to imię znane każdemuMarcellus to imię znane każdemuMarcellus to imię znane każdemuMarcellus to imię znane każdemuMarcellus to imię znane każdemuMarcellus to imię znane każdemuMarcellus to imię znane każdemuMarcellus to imię znane każdemuMarcellus to imię znane każdemuMarcellus to imię znane każdemuMarcellus to imię znane każdemu
Jun zakonczyl medytacje o 7 rano, gdy jego koncentracje zaklocil dzwiek budzika. Zawsze wstawal duzo wczesniej, troche przed 6 by miec czas na ciedzienna synchronizacje z swoim wewnetrznym JA.
Wstal z pozycji senzen i zaczal sie ubierac. Wlozyl prosta czarna koszule i czarne spodnie, na to narzucil marynarke. Do wewnetrznej kieszeni marynarki schowal talizmany. Nie mogl przeciez chodzic po Nowym Jorku w tradycyjnym stroju mnicha. Tenze stroj wsadzil dokladnie zlozony do sportowej torby. Swoja mnisia laske wsadzil do pokrowca ( podobnego do pokrowca w ktorym nosza bokeny studenci kendo, tylko dluzszy. ). Kiedy byl gotowy, spojrzal na zegarek byla 7:30. Mial jeszcze czas na jakies sniadanie. Otworzyl lodowke wyciagnal z niej mleko, z gornej szafki zkolei wyciagnal platki kukurydziane.
WYmieszawszy oba te produkty i doprawiwszy odrobina cukru zamienily sie w cos zjadliwego i dosc pozywnego.

Po zjedzeniu sniadania mlody japonczyk ruszyl do wyjscia ze swojego mieszkania. Na stoliku przy wyjsciu staly dwa zdjecia a bo obu ich stronach plonely kadzidelka. Pierwsze zdjecie przedstawialo starego mnicha drugie zas roslego amerykanina. Bylu to zdjecia starego mistrza Juna i jego starszego brata. Oboje zmarli, nie tak dawno temu.
Przechodzac obok zdjec, mnich zlozyl rece i oddal im uklon. Nastepnie powiedzial po japonsku :
-Sensei, oni-san ittekimasu

Poszym zarzucil torbe na ramie i ruszyl w dol po schodach.
Po drodze uklonil sie nisko staruszce pochodzenia afro - amerykanskiego.
Zobaczywszy to, kobieta zatrzasnela drzwi i schronila sie w mieszkaniu.
Poraz kolejny Jun zdumial sie nad brakiem szacunku i uprzejmosci w stanach.
Gdy wyszedl na zewnatrz zobaczyl ze karoseria jego wynajetej Toyoty znowu jest pomalowana sprayem. Gdyby glupich gowniarzy mozna bylo odstrzaszyc talizmanami tak jak blakajace sie duchy to moje zycie bylo by latwiejsze- pomyslal wsiadajac do samochodu.

Mimo iz byl w polowie amerykaninem to nigdy nie przepadal za Stanami,ich "kultura" i obyczajami. Uwazam ze Amerykanie sa zbyt bezposredni i za malo uprzejmi. Pozatym sa zadufani w sobie i uwarzaja sie za najwazniejszych na swiecie. Oczywiscie Jun wiedzial ze sa to w pewnym stopniu stereotypy i ze napewna sa Amerykanie ktorzy nie spelniaja tych kryteriow. On poprostu ich jeszcze nie spotkal. No kilku moze i spotkal ale oni nalezeli do rodziny. Stanowili inna kategorie.
To spojrzenie na Stany i Amerykan spowodowalo iz w wieku 18 lat, postanowil zmienic nazwisko swojego ojca na nazwisko matki : Hitohira.

Mial jeszcze sporo czasu do godziny umuwionego spotkania, ale wolal byc w biurze 13 wydzialu przedczasem by okazac szacunek dowodcy.
Droga uplynela mu przyjemnie w rytm calkiem ostrej plyty x-japan. Wielu starszych mnichow uwazalo jego zainteresowanie nowoczesna muzyka za dziwne ale Jun nie widzial zadnych przeciwskazan. Bycie mnichem shintao nie oznaczalo iz ma sie zyc w epoce feudalnej.
Do biora dojechal troche po 8. Stanal pod drzwiami i rozgladal sie po przechodzacych ludziach. Ciezko bylo ocenic mu z kim bedzie pracowal. Nie znal nikogo.
Postanowil poczekac do 8:30.
 

Ostatnio edytowane przez Marcellus : 02-11-2007 o 23:58.
Marcellus jest offline  
Stary 03-11-2007, 22:33   #10
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Wydział 13 , pokój inspektora Rooka ; 8:25 - 8:45 a.m.



-Christopher De Luca dostałem tutaj przydział ... -Blackrook przyjrzał się pierwszemu delikwentowi. Po czym spojrzał w papiery.- Tak słyszałem, spocznij synu...Nie ty jeden odwiedzisz moje biuro dzisiaj.
Christopher przez chwilę czuł się dziwnie, jakby jakiś pędzelek jeździł mu po mózgu. Tymczasem szef w ogóle nie zwracając uwagi na na niego.
- Ty jesteś ten, od stukniętego aktorzyny? Nieźle wykapowane chłopcze.- rzekł Blackrook, ale niespecjalnie wsłuchiwał się w odpowiedź Christophera.
-Dzień dobry. Peter Hex-Cherem, dostałem tu przydział. Miałem się zgłosić.
Wszedł kolejny delikwent. Blackrook obrzucił go spojrzeniem i zajął się kolejnymi aktami...Mruknął tylko .- Spocznijcie gdzie wam wygodnie.
Po chwili także Piotr miał wrażenie pędzelka pocierającego jego mózg, dziwne trudne do sprecyzowania uczucie. W dodatku Hex-Cherem odczuwał falę znudzenia, irytacji i frustracji z pewną nutką ciekawości płynącą od Blackrooka.
Tymczasem niedaleko stąd Michael użył swego zniewalającego uśmiechu i starych sztuczek z modulownanym tonem głosu, by za ich pomocą pytania przyciągnąć uwagę młodej policjantki o płomiennie rudych włosach.
- Nazywam się Michael McMurry, przenieśli mnie tutaj z posterunku drugiego. Którędy do szefa? Mam się stawić o 8:30.
- W lewo i na wprost.- rzekła w odpowiedzi nieco zalotnym tonem. Michael udał się wiec w tamtym kierunku. I dołączył do zgromadzonej już dwójki. Odczuwając po chwili podobne odczucie pędzelka pocierającego mózg.
Dochodziła 8:30...Zaczęli schodzić się kolejni .
Pierwszy stanął w drzwiach Christopher Ambers i rzekł.- Witam, nazywam się Christopher Ambers i dostałem informację o pracy w nowym wydziale. Dobrze trafiłem?
-Mam nadzieję, że nie bierzesz mnie za informację chłopcze. -rzekł nieco zgryźliwie Blackrook.- A i czytać też zapewne potrafisz? Na moich drzwiach jest wywieszka.
"Kolejna wpadka."- pomyślał Ambers. Także żona zapowiedział mu, że tym razem ma się zjawić na pewno i żeby się pracą nie wykręcał. W końcu dopiero co dostał przeniesienie.Potem wspomniała coś o jakimś artykule z Cosmopolitan o współodpowiedzialności wychowania. A w kanapkę zapakowała kartkę z napisem "Zebranie o 17:00 p.m. "...Christopher wiedział o tym, bo specjalnie pakowała mu je przed nosem. Dziwne było to , że podczas wspominania o tym miał dziwne wrażenie, że pędzelek przesuwa mu się po mózgu.
Kolejna wpadła nowicjuszka...Nicole. Blackrook spojrzał na nią myśląc.- "Z tą będzie problem"
- Dzień dobry. Mam nadzieję, że się nie spóźniłam… - powiedziała z uśmiechem, wesołym głosem, po czym usiadła na jednym z wolnych miejsc. Siedziała, w milczeniu przyglądając się twarzom wszystkim siedzącym w pokoju osobom. Milczała nie wiedząc co robić. Sytuacja ta była dla niej czymś nowym, a dodatkowo to dziwne uczucie pędzelka jeżdżącego po jej mózgu.
Potem weszła Lou Pihn.
-Dzień dobry- powiedziała.- Miałam spotkanie o 8:30 z Inspektorem Rookiem . Czy dobrze trafiłam?
-Czy nikt już nie czyta wywieszek?- odpowiedział nieco dramatycznym tonem Blackrook.
Przyjrzała się wszystkim obecnym w sali, zwłaszcza jednej osobie. Poczuła się trochę nieswojo, ale szybko się opamiętała. Uśmiechnęła się do wszystkich i usiadła obok jedynej kobiety na sali. Kolejni dwaj petenci weszli po azjatce. Kevin Richardsi Hitohiro Jun...Cała trójka również doznała tego dziwnego odczucia pędzelka jeżdżącego po mózgu.

Rook oparł siew fotelu przymknął oczy...Przez moment wydawało się że śpi. W rzeczywistości segregował i porównywał informacje wydobyte z mózgów zgromadzonych tu osób i ich akt.
Następnie wstał i rzekł.- Panowie...i panie. Jak wiecie, nasz wydział zajmuje się nietypowymi przestępcami. Jednak ta wyjątkowość bynajmniej nie zwalnia ich odpowiedzialności karnej. Wszyscy przeszliście szkolenie które pozwoliło wam się pobieżnie zorientować w kwestii zagrożeń i zadań jakie przed wami stoją. Resztę najlepiej poznaje się w praktyce. Teraz powiem wam kto jakiego dostał partnera. Następnie dogadacie sprawy miedzy sobą i udacie się do świetlicy. Gdy już wszyscy tam będziecie detektyw Logan przekaże wam akta spraw, które zostaną wam przydzielone i odpowie na ewentualne pytania. Christopher De Luca i Nicole Merth, Lou Pihn i Michael McMurry, Christopher Ambers i Hitohiro Jun oraz Kevin Richards i Peter Hex-Cherem. Wieczorek zapoznawczy, to już poza moim biurem, jeśli łaska.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 03-11-2007 o 22:39.
abishai jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 05:02.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172